Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

j50

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    197
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    1

Zawartość dodana przez j50

  1. Nie jest to moja domena - z tymi ośmioma reakcjami na roślinach. Ja mogę tylko powiedzieć, że zgodnie z badaniami WIOŚ największe stężenia ozonu występują na terenach leśnych. Kilkanaście razy są tam normy przekraczane. Może ktoś to wyjaśni. A to z kolei jest sprawa tego tlenu atomowego. Ale z H2SO4 rzeczywiście tak jest jak napisałem. To tylko chemia ogólna. Mam natomiast takie śmieszne wspomnienia. Gdy ruscy walnęli największą bombę H na Nowej Ziemi, to w Polsce były chyba tylko dwa miejsca rejestracji skażeń. Jedno z nich było na Kasprowym Wierchu (jest tam do dziś). Wskutek wykrycia tego skażenia całe rodziny króliczków PZPR zaczęły uciekać z Zakopa. Jak coś zmierzysz - to jest. A jak nie zmierzysz - to tego nie ma.
  2. Waldi! Sprawa radiolizy wody jest pochyła. Oczywiście proces ten jest znany i istnieje. Są jednak inne problemy. Chyba połowa Sudetów jest anomalią uranową. Radioliza wody powinna zatem wg Ciebie spowodować tam niebywałe parowanie. Są tam jednak posterunki obserwacyjne zajmujące się tym - i wcale się tego nie stwierdza. Nawet woda w piwnicy objętej oddziaływaniem radonu (tam jest go mnogo) wskutek tego ci nie wyparuje. Z tym kwachem siarkowym to sprawa jest zupełnie inna. Rzeczywiście kwas ten występuje w postaci niezneutralizowanej w opadach atmosferycznych - co powoduje szkody ekologiczne. Problem jest jednak zupełnie inny, niepolegający na laniu stężonym kwachem siarkowym po pomidorach. Kwas siarkowy ma tę własność w roztworach, że paruje zupełnie oddzielnie od wody. Jego tzw. "prężność pary nasyconej" jest niebywale niska. Wskutek tego kwas ten był przez wiele lat stosowany w eksykatorach laboratoryjnych do wysuszania substancji (próbek). Jeśli zatem kropla deszczu zawierającego skromną ilość H2SO4 spadnie na liść - to nic się nie dzieje szczególnie złego. Ale potem to paruje. Woda paruje szybciej, a kwas wolniej. Wskutek tego szybko obniża się pH. Zrób taki eksperyment. Weź wodę destylowana i zapraw ją niewielką ilością kwasu siarkowego. Potem ją podgrzewaj i mierz pH. Zobaczysz wtedy, że podczas odparowywania roztworu jego pH będzie się drastycznie obniżać. To był podstawowy błąd dawniejszych badaczy w zakresie ekologii. Nie wiedzieli o tej własności kwasu siarkowego.
  3. Drogi Waldi! Nalej na beton kwasu siarkowego, a potem zmierz pH - gdy reakcja się w zupełności zakończy. Jak myślisz, stwierdzisz kwaśny odczyn? O - takiego kozakiewicza! Istnieje pojęcie pojemności buforowej roztworu. Lanie siary do oceanu wcale nie zmienia pH w sposób istotny. Natomiast lanie siary na obszar lądu zmienia pH tylko na tych obszarach, które są na to szczególnie wrażliwe (np. podłoże granitowe, gnejsowe, kwarcytowe itp.). Np. w glinach glacjalnych zdecydowanej większości terenu Polski pojemność buforowa podłoża jest sakramencko wysoka. W takiej glinie w ciągu ponad 30 lat badań nie stwierdziłem kwaśnego odczynu. Pojedź też z pehametrem na naszą Jurę lub w wapienne Tatry Zachodnie. Tam w okresie największego zatruwania siarą stwierdzałem pH wody zasadowe. Jaki był najwyższy wynik pomiaru pH? Z pamięci - około 10! Była to kałuża wody na bloku wapiennym. Dziwisz się? No to poczytaj w chemii o reakcjach hydrolitycznych. Pardon forumowiczów! Nie połączyłem dwu kolejnych odpowiedzi w jednym poście i teraz niezbyt wiem jak to zrobić. Mea culpa!
  4. A z jakiej innej przyczyny to wyparowywanie miałoby nastąpić - jeśli nie z powodu ocieplenia klimatu? Tu słówka są ważne, dlatego się "czepiam". Otóż CO2 zupełnie spoko może być przyczyną bezpośrednią ocieplenia. Ale raczej jako czynnik w tzw. "układach spustowych". Co wcale nie oznacza, że jest przyczyną jedyną i o największym znaczeniu energetycznym. Ażeby jednak doszło do zachwiania dynamicznej równowagi "układu spustowego", to równowaga ta musi już wcześniej mieć przyczynę jej zachwiania. "Układ spustowy" jest terminem stosowanym od dawna w nauce, w tym w naukach przyrodniczych. Jego wyjaśnienie jest proste. Wciskasz knopfik w klozecie - i cała woda się wylewa. No i teraz problem! Czy samo naciśnięcie do tego wystarczy? Nie! Bo wcześniej woda w spłuczce musi być, a konstrukcja musi stabilizować równowagę w ten sposób, aby tylko naciśnięcie spowodowało katastrofę wylania się całej wody.
  5. Neratin! To co w takim razie z habilitacją pani Anny Styszyńskiej (Akad. Morska w Gdyni)? W przedstawionych wnioskach stwierdziła ona: "Przeprowadzone badania nad mechanizmami obecnego, zachodzącego od połowy lat 80-tych XX wieku ocieplenia atlantyckiej Arktyki wykazały, że proces ten ma naturalne, nie zaś antropogeniczne przyczyny.". Tytuł pracy: "Przyczyny i mechanizmy współczesnego (1982-2002) ocieplenia atlantyckiej Arktyki". Cykle Milankovića nie załatwiają sprawy zlodowaceń. Są tylko jedną z prób tłumaczenia zjawiska - i to prawdopodobnie wcale nie najlepszą. Lądolody są swego rodzaju samonapędzającym się zjawiskiem. Gdy lądolód się rozwinie, wówczas następuje dalsza zmiana klimatu, wskutek choćby ukształtowania stabilnego centrum wyżu barycznego. Z kolei ocieplenie często powodowało zjawisko "serging glaciers", zwiazane z przejściem lodowca z typu chłodnego do ciepłego. Oznaczało to gwałtowne powiększenie obszaru zlodowacenia, nie koniecznie z przyrostem masy lodowej. Przy okazji przypomnę, że na Spitsbergenie stale wyłażą na lodowcach z ich podłoża torfy tundry atlantyckiej (sam je widziałem). To zaś oznacza, że w okresie atlantyckim zasięg lodowców był wyraźnie mniejszy niż obecnie (przynajmniej na Spitsbergenie). Z lodami szelfowymi sprawa nie jest prosta w aspekcie przyrostu poziomu oceanów. Jest to bowiem lód, który bez topnienia wypiera wielką masę wody oceanicznej. To tak jak z kostką lodu w szklance - stopienie tej kostki lodu nie spowoduje podniesienia poziomu wody w szklance. Z kolei zmniejszenie zasięgu lodu szelfowego zmniejsza wypór wody morskiej dokonywany przez ten lód.
  6. Około 2/3 fotosyntezy na Ziemi zachodzi w oceanach. To one są płucami Ziemi, a nie dżungla amazońska. Oczywiście ta 1/3 fotosyntezy roślin lądowych jest też ważna dla składu atmosfery. Jednak to wcale nie siarka jest przyczyną zaniku lasów - tylko świadome wylesianie. Aktualnie wielkim problemem jest wypalanie lasów w strefie międzyzwrotnikowej. Zdjęcia satelitarne ujawniają np. wielkie chmury dymu nad niemal całą Indonezją.
  7. Neratin! Z tą znajomością naturalnych przyczyn zmian klimatu nie jest wcale dobrze. Nie chodzi bowiem o to, że nie potrafimy wskazać lub wykoncypować przyczyn - tylko, że nie potrafimy ich ocenić (na razie). Także struktura wymiany energii w oceanach nie jest dobrze znana. Na razie wskazano jeden globalny obieg wody morskiej pomiędzy północnym Pacyfikiem i północnym Atlantykiem (po drodze przez Ocean Indyjski). Wiadomym jest, że woda w głębinach oceanów bardzo mało zmienia swą temperaturę w większej części swego profilu. Pojawiają się także nowe poglądy na temat możliwości wystąpienia blokady wymiany ciepła w oceanie - wskutek wysłodzenia wierzchniej partii profilu (topnienie lodu). Sugerowane jest w związku z tym, że ocieplenie powoduje blokadę, a ta blokada powoduje z kolei ochłodzenie. Efekt cieplarniany jako koncepcja jest zjawiskiem fizycznie niekwestionowalnym (ze względu na prawa fizyki). Natomiast zupełnie co innego odnośnie pochodzenia zmian klimatu. Efekt rejestrowany może być bowiem skutkiem nakładania się efektu cieplarnianego na inne przyczyny. I w tym jest właśnie pies pogrzebany. Klimat jest bowiem pochodną stanu równowagi dynamicznej systemu globalnego. Sam klimat jest opisywany nie tylko zmianą temperatury, co jest truizmem. W systemie globalnym wymiany ciepła istnieją liczne opóźnienia reakcji. Sądzić można, że wzrost CO2 jest ogniwem o relatywnie niskim opóźnieniu reakcji całego systemu klimatycznego. Dotyczy bowiem samej atmosfery, w niej zaczyna się obieg antropogenicznego CO2. Jednak nawet bez tego ludzkiego CO2 klimat też ulega fluktuacjom - i to nawet bardzo wielkim. Czy zatem znasz przyczyny cykliczności zlodowaceń? Jeśli tak - to masz gwarantowanego Nobla, jeśli tylko napiszesz to w dziale nauki honorowanym taką nagrodą. Ja jednak uważam, że odpowiedzi na to mieć nie możesz. Bo na razie nikt tego nie wie. Okazać należy ostrożną wstrzemięźliwość w forsowaniu poglądu, że "wiemy" o przyczynach ocieplania się klimatu. Tym bardziej, że ocieplenie to nastąpiło po jednym z minimów termicznych holocenu, nazywanym Małą Epoką Lodową (MEL). Tak jak na giełdzie, tak i w tym przypadku po minimum oczekiwać należy wzrostu. Inaczej byłoby, gdyby ktoś mógł wskazać jakiś fizycznie uzasadniony punkt odniesienia dla relatywizowania zmian średniej temperatury. Wtedy MEL byśmy mogli zaniedbać i odnieść się do tego fizycznie gwarantowanego relativum. Ale o czymś takim na razie nie słyszałem. Odczucie zaś lub porównywanie z tym co było nieco wcześniej - to bardzo zawodna metoda i wręcz nienaukowa. W zupełnie innym sensie wskazać można na przyczyny stosowania takich metod (poza naszą niewiedzą o komplecie oddziaływań). Otóż chodzi o to, że zmiana klimatu daje skutki gospodarcze. Jednym się poprawia, a drugim pogarsza - choć na razie globalnie bilansu tego nie ujawniono. Wiadomo tylko, że idą zmiany - a gospodarki krajów bardzo nie lubią zmian ich uwarunkowań. Systemy gospodarcze są bowiem wkomponowane w klimat. Istnieją tu interesy partykularne. One mogą polegać na tym, że np. gospodarka USA sobie z tym poradzi, a Bangladesz już nie. A kto słyszy głos Bangladesz?
  8. Problem jest w czym innym. Wielokrotnie w historii Ziemi występowały okresy albo wysokich temperatur, albo wysokiego stężenia CO2. Niby się to koreluje jakoś - jak wykazują badania niektórych (wymagające jednak weryfikacji). Nawet w okresie holocenu (ostatnie 10000 lat) mieliśmy okresy klimatu znacznie cieplejszego niż obecnie. Był to tzw. okres atlantycki - ok. 5000 lat temu. To wtedy już człowiek spalał węgiel lub ropę, jeździł samochodami? Może dziurkę ozonową wytworzył? Nie znamy zatem podstawowych przyczyn ZUPEŁNIE NATURALNYCH wachnięć klimatu. Ma więc rację mikroos w swym zwątpieniu. Bo głupia statystyka mówi taką prawdę, że facet z psem na spacerze mają średnio po trzy nogi. Rzecz zatem w prawidłowej identyfikacji czynników i ich wiązaniu ze skutkami. Odnośnie tego artykułu i tego "odkrycia" powiem, że w środowisku geologów sprawa jest znana od dawna. Nawet więcej - jest lepiej odbadana niż to się tu podaje. Są to bowiem procesy wietrzeniowe, które konsumują od miliradów lat wielkie ilości m.in. CO2. Generalnie jednak istnieją poza tym równowagi gazowe w odniesieniu do roztworów. Mnie kiedyś "zastrzeliła" pewna profesorka z uniwerku na wycieczce w Karkonoszach, w okresie tzw. klęski ekologicznej (wymieranie lasów). Powiedziała bowiem: "granit jest skałą kwaśną, no to woda też musi być tam kwaśna". A to wcale tak nie jest. Woda odpowiednio długo krążąca w granicie (skała kwaśna geochemicznie) może osiągnąć odczyn zasadowy. I to jest właśnie istota procesu wietrzenia minerałów i skał. CO2 jest podstawowym bezwodnikiem kwasowym występującym w przyrodzie. Dlatego też jest głównym reagentem w procesach wietrzeniowych skał. W procesach spalania paliw powstaje tyleż bezwodników kwasowych, co tlenków metali zasadowych. Problem polega tylko na ich oddzieleniu i odrębnej migracji. Ale nadal pozostają reagentami. Spalamy biolit i powstaje CO2 jako bezwodnik kwasu oraz tlenki Ca, Mg, K, Na (głównie). CO2 jest gazem i migruje osobno, a tlenki tych metali są pyłami i migrują osobno. W końcu jednak dochodzi do reakcji neutralizacji. Nadwyżką jest ta część CO2, która powstaje z węglowodorów. Bo wtedy nie jest uwalniana odpowiednia ilość tlenków metali, która może wchodzić w reakcje neutralizacyjne. Dlatego głównym zagrożeniem nie jest paliwo węglowe, a właśnie ropa i gaz. W węglach mamy bowiem dużą zawartość różnych metali, tworzących następnie wodorotlenki (neutralizujące CO2). W ropie i gazie tego jest dużo mniej lub wcale. Ale taki scenariusz wcale nie jest rozpatrywany, bo węgiel jest be i kwita. Innym problemem jest trudność z oszacowaniem ilości CO2 pochłanianego przez oceany. Tam czynnikiem ograniczającym jest niedobór Fe. To z tego powodu pojawiły się pomysły nawożenia oceanów Fe. Zakwity glonów są wtedy monstrualne, widoczne z satelitów - ale skutki mogą być fatalne i trudne do przewidzenia. Póki co jednak, bilansu oceanicznego nie znamy. Cała heca z antropogenicznym ociepleniem zaczęła się w okresie, kiedy mogło to być tylko postulatem - w obliczu braku dobrych danych o obiegu CO2. Dalsze badania są subwencjonowane szczególnie w kierunku wykazania wpływu człowieka. Nie zapala ci się zatem czerwone światełko?
  9. Obserwując rzeczywistość i moich kolegów wyrażam pogląd, że jednak "po tacie". Mogę się w tym mylić, bo są to tylko "wrażenia obserwacyjne". Problem jest jednak poważny i może dać ważne wnioski badawcze.
  10. Mam wielkie wątpliwości odnośnie metodologii tych badań. Włącza się w to ewolucję, a jednocześnie jest to na bakier ze sprawami kulturowymi. W kwestii ewolucji nie wydaje się istotnym czas potrzebny na ejakulację. Można nawet spekulować, że im szybciej - tyum lepiej. Bo "podczas" może nam np. tygrys szablozębny na plecy skoczyć. Stanowczo uważam, że interesem ewolucji jest "jak najszybciej". Jest okazja - no to wio! Natomiast zupełnie innym problemem jest sfera seksualna człowieka, podzielona pomiędzy obie płcie. Tu ewolucja ma swoje tajemnice. Obecne uwarunkowania seksualności kobiet różnią się chyba znacznie od pierwotnych. Obecnie są one bardziej kierowane na doznania, a nie efekty związane ściśle z ewolucją. W ten sposób stroną "aktywnie atakującą" stają się kobiety. Problemów jest tu z pewnością więcej, w tym związanych z anatomią windowaną do roli sprawczej. Co jest oczekiwaniem u "krzyżyka", a co jest oczekiwaniem u "strzałki"? Chciałbym przy tym zauważyć, że problem wcześniejszego wytrysku nie może być inaczej identyfikowany, tylko jako empiria. Nie ma w tym zatem elementu doboru, mającego znaczenie ewolucyjne. O rezultacie dowiadują się zainteresowani (a zwłaszcza zainteresowane) dopiero "po". Oznacza to działanie elementu przypadkowego, a ten jest określany rozkładem frekwencji w całej populacji. Nie uważam zatem, aby te badania zostały wykonane w sposób perfekcyjny. Wnioski zaś można wyciągać różne - zależnie od przyjętych założeń. Zwracam uwagę zwłaszcza na to, że zarówno sam projekt badań, jak też wyciągane wnioski wydają się być pod silną presją kulturową. To zaś wymaga wielkiej ostrożności w odnoszeniu tego do kwestii ewolucyjnych.
  11. j50

    Tabletka sportu

    Myślę, że gdyby taki kierunek rozwoju dawał możliwość zwiększenia konkurencyjności osobnika, to ewolucja dawno by doprowadziła do takich rezultatów. Musi się zatem kryć w tym zagrożenie eliminujace takich osobników.
  12. j50

    Misja Bajkał

    Powinna też być podjęta misja Titicaca. To też jest ciekawy obszar. Oddzielił się od Pacyfiku miliony lat temu, ale nadal jest tam stwierdzana fauna pacyficzna. Podobno koniki morskie z tego jeziora nie różnią się tam od pacyficznych (jeśli to prawda). Takie jeziora są naturalnymi kapsułami czasowymi do śledzenia ewolucji biosfery.
  13. j50

    Ginący klon

    Musi być chyba w tym coś więcej. Rozmnażanie wegetatywne jest bowiem b. efektywne. Być może zatem wymagane są jakieś szczególne warunki. Inaczej bowiem pan Dee mógłby namawiać do sztucznego roznoszenia i sadzania tych gałązek. Tak przy okazji przypomina mi sie pewna historia opowiedziana w necie (nie wiem czy prawdziwa). Na terenie Francjii przed I wś gościu wędrował sobie pustkowiami. Teren był w zasadzie opuszczony przez ludzi, gdyż wcześniejsze wylesienie spowodowało zanik wody. Natrafił na pasterza owiec i w jego szałasie nocował. Dostrzegł, że pasterz moczy żołędzie w kubełku i zabiera je ze sobą na wyprawy pasterskie. Spytał go po co to robi. A on mu na to, że zakopuje te żołedzie, żeby las się odnowił. Potem była I wś i przez wiele lat nikt tam nie zaglądał. Jakiś badacz odbadał, że w tym rejonie odnowiły się "naturalne" dąbrowy na wielkich powierzchniach. Obszar objęto ochroną i zaczęto tworzyć do tego teorie. Okazało się jednak, że żył wtedy jeszcse zarówno ten gość od pasterza, jak i sam pasterz, który nadal zakopywał żołędzie. No i w ten sposób "teorie" się rypły. Ale po wielu latach teren przestał być wyschniętym, gdyż las reguluje stosunki wodne.
  14. j50

    Lizanie ran

    Tak myślę, czy przypadkiem nie ma tutaj pewnej zbieżności z innymi faktami. Otóż podczas I wś ustalono, że przeżywalność rannych żołnierzy, którym w ranach zalęgły się robaki była znacznie wyższa. Nie dochodziło tam do infekcji komplikujących gojenie i stanowiących wtórne zagrożenie dla życia. W tym przypadku chodziło o wydzielane przez larwy enzymy powodujące rozkład martwych tkanek. Ślina też zawiera enzymy, więc zapewne może być aktywnym czynnikiem gojenia, jeżeli te enzymy wpływają na rozkład martwych tkanek i nie pozwalają na rozwój flory bakteryjnej.
  15. W USA i chyba też w Kanadzie od lat stosuje się celowe podpalanie lasów, w formie kontrolowanego pożaru. Pokazywano to już wielokrotnie na Discovery. Sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i dotyczy nie tylko pochłaniania CO2. Generalnie uważam, że gaszenie naturalnych pożarów lasów jest formą ingerencji człowieka w środowisko. Nie można zatem nazwać naturalną puszczą obszar, gdzie gasi się pożary powstające naturalnie. Podobnie pożary sawanny są ważnym elementem utrzymywania ekosystemu w równowadze. Co innego jednak pożary powodowane w celu likwidacji lasu i zajęcia obszaru pod rolnictwo. To jest plaga zwłaszcza w Azji SE (szczególnie Indonezja).
  16. To nie o to chodzi mikroos. Alternatywne źródła energii powinny mieć pewne cechy, które spowodować mogą likwidację możliwie wielu problemów. Wodór nie może być alternatywnym źródłem energii, gdyż w postaci wolnej występuje w ilościach śladowych. Może jednak być alternatywnym nośnikiem energii przetworzonej. Nie ma problemu z dostępem do surowców wodoru, ale jest problem z kosztami jego produkcji (w tym ze stratami energetycznymi w produkcji). Oczywiście są też problemy z jego stosowaniem, głównie ze względów bezpieczeństwa. Niemniej jednak wielu się w przyszłości zgodzi nawet z pewną dozą ryzyka, jeżeli ropa skoczy powyżej 200$ za baryłkę. A przecież skoczy znacznie wyżej - i to relatywnie niedługo. Jak będziesz musiał zapłacić dychacza za litr benzyny, to się dobrze zastanowisz nad alternatywą jeżdżenia na wodorze. A jeszcze tym bardziej się zastanowisz, jak będziesz ogrzewał swoją hacjendę gazem lub olejem. Bo ich cena wzrastać będzie podobnie jak benzyny.
  17. W sprawie kosztów ważne jest to, że wodór może stanowić formę retencjonowania energii produkowanej nadmiarowo. Wiadomym jest, że zużycie prądu jest silnie zróżnicowane w ciągu doby oraz sezonowo. Z tego powodu buduje się elektrownie szczytowo-pompowe lub wyposaża elektrownie w turbiny odwracalne. Problemów jest jednak więcej. Niektóre źródła energii odnawialnej (np. wiatr lub energia słoneczna) cechują się niskim stopniem dyspozycyjności. M.in. dlatego źródła takie (poza ich kosztem) silnie ograniczają ich znaczenie dla pokonania spodziewanego kryzysu energetycznego. Poważnym problemem jest bowiem nie tylko produkcja energii, ale jej magazynowanie. Jeśli zatem wodór stałby się upowszechnionym w praktyce nośnikiem energii, a jego produkcja cechowałaby się wysoką sprawnością energetyczną samego procesu, to wodór mógłby być istotnym nośnikiem energii. Generalnie jednak powszechne użycie wodoru jest na razie kłopotliwe ze względu na towarzyszące zagrożenia. Myślę jednak, że inżynierowie mogliby sobie z tym skutecznie poradzić. Przy okazji - zawsze uważałem, że przechodzenie na tzw. ekopaliwa produkowane na bazie produkcji rolniczej jest nieprawidłowym kierunkiem i stworzy więcej problemów, aniżeli ich rozwiąże.
  18. j50

    Język bez cyfr

    Panowie - bez nerw! U nas jeszcze przed wojną niewielu umiało liczyć. Nawet po wojnie wielu takich było. Stąd tez w obiegu była przed wojną taka dykteryjka. Pan kazał słudze kupić 4 pączki. Ten dwa zjadł po drodze. Pan się potem pyta: ile ci kazałem kupić pączków? Cztery - odpowiada sługa. A ile przyniosłeś? Dwa. To gdzie są jeszcze dwa? Ano lezom dwa!
  19. Przykładem może być radioliza wody. Tam powstaje wskutek łączenia się par OH woda utleniona.
  20. Na powierzchnię Ziemi stale spada pył z meteorów (spalonych w atmosferze). Ale nie jest to jedyny materiał mogący żywić mikroorganizmy. W lodzie stwierdza się także pył z ziemskich wulkanów. W samych opadach atmosferycznych pojawia się też niewielka ilość soli morskich (zwykle do kilku ppm w opadach strefy polarnej). Ale jest jeszcze jeden proces, który zmienia warunki bytowania bakterii w lodzie. Najlepiej jego skutki widać w przypadku lodów morskich. Zamarzająca woda morska daje lód, z którego można wytapiać wodę nadającą się do picia. Spowodowane to jest tym, że zamarza sama woda, natomiast substancje zawarte w roztworze - nie zamarzają w całości. Skutkiem tego w lodzie występują na granicach kryształów roztwory o znacznie większym stężeniu. Posłużę się tu dobrze znanym wam wszystkim przykładem. Wiemy, że śnieg "lepi się" gdy temperatura jest do kilku stopni poniżej zera. Przestaje się natomiast lepić dopiero przy wielkich mrozach. Spowodowane to jest występowaniem wody ciekłej na powierzchni lodowych kryształów lepiącego się śniegu. Przyczyn zaś tego jest kilka. Pierwszą jest "wymrażanie" soli zawartych w roztworach aerozolu chmur. Ale jest jeszcze druga przyczyna, związana z siłami kapilarnymi, zwiększającymi ciśnienie. To jednak jest uzależnione od rozmiaru przyciągających sił cząsteczkowych na granicy fazy ciekłej i stałej wody. Siły te występują, czego dowodem jest zwilżalność lodu przez wodę ciekłą. Lód jest zatem ciałem hydrofilnym. W rezultacie daje to w kapilarach zwiększenie ciśnienia i woda nie zamarza. Zjawisko niezamarzania wody w temperaturze poniżej 0°C jest szczególnie dobrze znane w gruntach kapilarnych (iły i gliny). W iłach woda może nie zamarznąć nawet przy temperaturze -30°C. W przeciętnym gruncie prawie cała woda zamarza przy temperaturze ok. minus 1,5-2°C. Dlatego nie jest zupełną prawdą, że w lodzie wszystko jest "na kość" zamarznięte. j50
  21. Panowie, jest trochę nieporozumień w tej dyskusji. Zatem odnośnie jaskiń lodowych. Na głębokości 3 km lód pod ciśnieniem jest tak plastyczny, że jaskinie mogą tam występować tylko w kanałach zalanych wodą równoważącą to ciśnienie. W innym przypadku następuje szybkie zamknięcie komory w lodzie. Z tą temperaturą lodu to też są rózne ciekawostki. Generalnie wyróżniamy lodowce ciepłe i zimne. W lodowcach ciepłych w całym przekroju może występować temperatura topnienia lodu. To wcale nie oznacza, że 0°C - bowiem punkt topnienia/zamarzania wody jest zależny od ciśnienia. Pod wyższym ciśnieniem woda zamarza w niższej temperaturze. W lodowcach zimnych temperatura jest niższa niż punkt przemian fazowych wody. Takie lodowce są zwykle statyczne - powoli się tam lód przemieszcza. I tak jest na Grenlandii. Ale odnośnie wpływu temperatury i ciśnienia na życie bakterii powinni się wypowiedzieć biolodzy, a ja biologiem nie jestem. Mogę tylko zauważyć, że oba te parametry są do pewnego stopnia zbliżone. Temperatura jest bowiem, o ile dobrze wiem, energią kinetyczną ruchu cząstek. Natomiast ciśnienie jest tym samym, ale normowanym do jednostki przekroju poprzecznego. Jedno i drugie musi zatem mieć wpływ na te organizmy w sensie energetycznym. Lód jest ciałem stałym, ale pod ciśnieniem ujawnia własności plastyczne. Może pełzać, jego kryształy ulegają przebudowie. Na styku kryształów lodu może i powinna występować woda ciekła. We wnętrzu lodu występuja też inkluzje wody i powietrza. W wyniku tego w lodzie może następować gromadzenie składników odżywczych z okresu jego utworzenia. Być może także może następować powolna wymiana tych składników. Co do tego tlenu. Rozumiem, że chodzi o tlen rozpuszczony, fizycznie i chemicznie. Tlen fizycznie rozpuszczony występuje w wodach powierzchniowych i opadowych. Dlatego może występować w lodzie. Inkluzje gazowe w lodzie także mogą zawierać tlen. Jego długa obecność warunkowana jest tym, że substancji organicznych mogących podlegac utlenianiu jest tam niewiele. Temperatura zaś jest niska, co silnie spowalnia procesy utleniania. Tlen chemicznie związany powinien być widziany nie jako biorący udział w składzie cząsteczek wody, a w składzie substancji mogących być utleniaczami. Substancjami tymi mogą być sole na najwyższym stopniu utlenienia: np. siarczany, azotany itp. Stanowią one powszechnie występujący składnik opadów atmosferycznych, z których powstaje lód lodowcowy. W procesach biochemicznych odzysk tlenu z tych utleniaczy jest możliwy. Pojawiają się wtedy siarczyny, azotyny lub formy na jeszcze niższym stopniu utlenienia. W artykule tym jest dla mnie bardzo interesującym zupełnie co innego. Chodzi o genezę tych bakterii. Pochodzą zatem z dawnych opadów atmosferycznych, z powietrza kontaktującego się z dawnym lodem na powierzchni dawnego lodowca, czy może są formami ewolucyjnymi innych bakterii? 120000 lat to długi okres i być może zbliżony typ organizmów żyjących dawniej na powierzchni mógł ewoluować ku przystosowaniu się do warunków w głębi lodowca. Ciekaw jestem, czy to próbowano przeanalizować. Na koniec dodam pewną informację, być może ważną w aspekcie tego artykułu. Nie wiem, czy obserwowaliście kiedykolwiek śnieg. Np. w Tatrach. Często jest to śnieg kolorowy (czerwonawy, zielonkawy). Spowodowane jest to tym, że na powierzchni śniegu bytują dość liczne organizmy - szczególnie glony. Takie same kolorowe śniegi widywałem na Spitsbergenie. Pojawia się zatem kolejny akcent w tej sprawie - akcent łańcucha troficznego w środowisku śnieżno-lodowym. Zanim bowiem śnieg stał się lodem, pojawiały się glony i inne mikroorganizmy na jego powierzchni. Zatem źródłem substancji odżywczych nie jest sam opad śnieżny - a jest ich więcej. Ja myślę, że właśnie to zjawisko może byc kluczowym w wyjaśnianiu istoty przetrwania tych mikroorganizmów. j50
×
×
  • Dodaj nową pozycję...