Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

radar

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2141
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    58

Odpowiedzi dodane przez radar


  1. no ok, ale schodząc z aborcji na wychowanie, zaczęło się od tego:

    Zauważyłam że wielu ze zwolenników aborcji uważa że dziecko to własność rodzica.

    Ja uważam że to nie własność to osobne życie i nie mamy prawa o nim decydować.

    W takim razie dlaczego wychowujesz swoje dziecko? Dlaczego każesz mu myć zęby i być grzecznym oraz wybierasz mu szkołę (przynajmniej podstawową)? Czy to też nie jest forma decydowania o dziecku?

    radar: przecież wyraźnie napisałem, że nie krytykuję wychowywania dzieci! Napisałem jedynie, że nie jest prawdą, że wychowywanie nie jest narzucaniem własnej woli, bo wg mnie jest. Dobrze, że rodzice to robią(!), ale chyba jednak źle, że nie dostrzegają, że to też jest wymuszanie czegoś na dziecku (nawet jeśli robi się to subtelnie).

    Wydaje mi się, że nieporozumienie wynika z tego, że Ty patrzysz na dziecko jak... na dziecko :P Ja natomiast jako rodzic patrzę na człowieka, na dziecko, które wiecznie tym dzieckiem nie będzie (i tak zrozumiałem wypowiedź cogito).

    W tym sensie dziecko to faktycznie nie jest własność rodzica, tj. młody człowiek, który kiedyś będzie podejmował samodzielne, być może zupełnie odmienne niż rodzic, decyzje i ma do tego prawo. Więc podchodząc do tego od tej strony, my jako rodzice, nie możemy go tych praw pozbawiać. Wychowujemy je, kształtujemy, zabraniamy, karzemy, nagradzamy, to wszystko tak, ale głównie (pomijam patologie) dla jego dobra i rozwoju, i po to by kiedyś samo mogło decydować i żyć tak jak my teraz żyjemy. Żyć, słowo klucz :D


  2. mikroos i cogito, skupiliście się na temacie pobocznym.

    Po pierwsze, kazać dziecku myc zęby to nie to samo co go zabić czy okaleczyć. Nie widzisz różnicy? Oczywiście, że zabraniam dzieku bić inne dzieci, wyrywac zabawki, każe jeść, spać, myć zęby, mówić dzień dobry, dziękuję i do widzenia, tylko primo: czy jak dziecko dorośnie też będę mógł mu kazać czy raczej jako dorosły człowiek sam będzie o tym decydować (ile jest takich dzieci co w ogóle bije swoich rodziców, rodzice się wypierają bandytów, morderców, gwałcicieli i to bez winy rodziców, bez bicia, maltretowania itd?), secundo: co to ma wspólnego z aborcją, czyli całkowitym uniemożliwieniem dziecku podjęcia tych decyzji? Także rodzice tylko kształtują, wskazują pewien kierunek rozwoju, ale nie decydują o wszystkim - o dziecku tak, ale nie o osobie, która w tego dziecka wyrosła.

    Może mieć, podobnie jak problemy z wychowaniem potomka, których się podjęła. Życie to nie je bajka.

    wilk: no właśnie, to nie je bajka i jak się naważyło piwa to trzeba je wypić. Różnica w "wypiciu" polega na tym, że problemy z wychowaniem potomka można przezwyciężać, mieć chwile rozpaczy, ale i chwile szczęścia, postarać się samemu wyrosnąć i swoje dziecko wychować jak najlepiej. Co natomiast zrobić z wyrzutami sumienia? Czym je zatrzeć? Czy patrząc potem na swoje następne dziecko nie będzie stawać przed oczami to, któro mogło się urodzić, ale mu nie pozwoliliśmy?

    IMHO to nie jest takie proste.

    Nie. Ale przynajmniej będzie ją stać na niankę.

    Nie wiadomo...

    Zatem gdybanie takie jest nadużyciem.

    :P

     

    Wychodząc z założenia - MÓJ los, MOJE życie, MOJE dziecko, MOJA decyzja - każdy kto naciska/piętnuje jest głupim fanatykiem - jak fanatyk chce, żeby robiono tak czy siak, to niech sam tak robi a innym da żyć po swojemu.

    czesiu: to nie takie proste. Wychodząc z takiego założenia to Josef Fritzl i jemu podobni powinni "być oki", nie wspominając o dzieciobójcach itd.

    Jakieś kwestie muszą być niestety regulowane przez prawo...

     

    Za to dobrze napisał czesiu "w zasadzie nic się nie zmieniło", więc skoro wcześniej dało się takie dzieci wychować, to w sumie, dlaczego miało by się nie dać teraz?

    Lepsza medycyna, wiedza, świadomość, możliwości (choćby nauka zdalna, kursy, internet) itd. itp.

    Sam nie wiem...


  3. Moim zdaniem można by też liczyć na wsparcie Niemców (niezależnie od NATO), pewnie by się przestraszyli że na polsce się nie skończy i stwierdzili że już lepiej powalczyć z Rosją u nas niż narażać własne terytorium na wojenne zniszczenia.

    Żeby tylko nie przyszli nam z pomocą, jak nasi bracia rosjanie we wrzesniu '39 :P


  4. wilk, o ile zgadzam się z Tobą w kwestii wniosku:

    Nie każę przecież wykonywać aborcji w takim przypadku arbitralnie, a jako opcję, urzędnicze przyzwolenie na taki zabieg w tej sytuacji.

    o tyle w ogóle (no, nie dokońca się poprostu zgadzam) nie przemawia do mnie Twoja argumentacja:

    otóż zdecydowanie się na dziecko ogranicza jej przyszłe możliwości i szanse.

    Pytanie o czyich możliwościach i szansach mówimy? Patrząc w ten sposób mało kto mógłby się decydować na dziecko, przecież to ograniczenia i koszty. Mówię to po obserwacjach poczynionych na swojej żonie od momentu poczęcia. Jej myślenie zmieniło się diametralnie, nie ma wtedy "ja", tylko jest "my". Myślę, że nie zrozumie tego ktoś kto nie był w ciąży, ale instynkt macierzyński jest naprawdę silny (o tak, kiedyś mikroos dyskutował z waldim chyba, o tym, że nie ma dowodu na istnienie miłości - może i nie ma, ale ona jest mimo braku "dowodów" i widziałem ją na własne oczy, gotową do poświęcenia własnego życia, autentycznie, tak jak widziałem ją często w swoim domu po urodzeniu dziecka) i w tym aspekcie aborcja może mieć faktycznie bardzo duży wpływ na psychikę kobiety - nie ważne w jakim wieku. Może nie na darmo natura wyposażyła nas w "mechanizmy blokujące" w przypadku kiedy komuś trzeba odebrać życie? Ba, nawet jak się je odbierze nieumyślnie, potrąci samochodem, nie z własnej winy, wyrzuty sumienia pozostają na całe życie (a może mogłem jechać wolniej, a może zauważyć, a może...)

    Czy tak trudno zrozumieć, że (pomijam oczywisty konflikt z rodzicami, ojcem dziecka, środowiskiem, gdy fakt o ciąży wyjdzie na jaw) problemem staje się dalsza edukacja (wyrzucenie ze szkoły, trudności ze znalezieniem nowej, brak czasu na studia), problemem staje się znalezienie pracy (ktoś to dziecko musi wychować, a mamusia przecież nie będzie niańczyć cały czas, tym bardziej gdy sama pracuje), problemem staje się znalezienie partnera (zazwyczaj sprawca ze strachu przed odpowiedzialnością ucieka, a faceci nie są aż tacy skłonni na partnerkę z dzieckiem).

    Myk jest taki, że za bardzo upraszczasz (a co za tym idzie Twoje argumenty nie muszą do wszystkich przemawiać).

    Konfliktu z rodzicami wcale nie musi być.

    Wyrzucenie ze szkoły coraz rzadziej się zdarzają (a wiem coś o tym z racji przebywania w w/w środowisku) a co za tym idzie i trudności ze znalezieniem nowej nie ma.

    Nie każdy musi (musi chcieć) studiować - powtarzając za kabaretem "czyś Ty zgłupiała, chcesz żeby potem dziecko nie mogło pracy znaleźć!?!" :P

    Mamusia i tak rzadko niańczy cały czas. Ja pracuję, żona pracuje, a dziecko wychowuje babcia na spółkę z przedszkolem, a po pracy i w weekendy my.

    Z partnerem może być problem, ale i nie musi, bardziej rozumiałbym wychowywanie dziecka w samotności "z przymusu" niż to, że decydują się na to "singielki".

    I tutaj przyznam Ci rację, nie mam współczucia do dziewczyny, która (jak to określiła cogito) puściła się w wieku 13-14 lat licząc na farta

    i tutaj się nie zgodzę z żadnym z Was. Przecież to jeszcze dzieci, w sensie psychiki i odpowiedzialności! Ilu widzieliście w życiu odpowiedzialnych 13-14 latków? Jak ja pomyślę o czym myślałem, czym się zajmowałem jak miałem 14 lat to śmiech mnie ogarnia. Ha, jak miałem 18 i 20 to jest już inne myślenie niż teraz, a nie mam jeszcze 30 lat, ale mam pracę, kredyty, rodzinę. Tu właśnie jest rola rodziców, żeby odpowiednio wcześnie poruszyć temat (może i "przejaskrawiona propaganda" o negatywnych skutkach aborcji u młodych działałaby jak terapia szokowa? Chociaż nie jestem zwolennikiem takich metod).

    , ale dałbym jej szansę, by mogła mimo swojej nieodpowiedzialności dorosnąć, wykształcić się, podjąć pracę i dopiero wtedy założyć normalną rodzinę.

    No ok, ale czy w świetle tego co pisałem wcześniej o psychice, czy to jest takie proste? Czy większą korzyścią (nauką) będzie pozbycie się "problemu" czy konieczność sprostania mu w życiu?

    No chyba, że ktoś chce propagować akcję "podrzutek".

    nie wiem co to za akcja, ale może pewnym rozwiązaniem byłaby właśnie adopcja?

    Wiem, tu też sporo problemów, ewentualne przyszłe roszczenia biologicznej matki itd itp.

    Problem młodocianej ciąży, to tylko jeden z kilku aspektów dotyczących aborcji, nie traćmy z jego powodu spojrzenia na pełen obraz.

    Zgadza się, ale opisany wcześniej problem psychiki istnieje w każdym wieku.

     

    Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości:

    - rozpatruję sprawę wyłącznie pod kątem etycznym/zdrowotnym/społecznym, a nie religijnym. Nie mniej jednak jeśli ktoś tak na to patrzy, ale ma dobre argumenty to rozpatrzę je, bez protekcjonizmu czy "atakującego" tonu wypowiedzi

    - jestem za pozwoleniem na aborcję w szczególnych przypadkach, ale opisane powyżej rzeczy stanowią moje wątpliwości, dlatego uważam, że każdy może mieć swoje zdanie, skoro sam nie potrafię roztrzygnąć do końca jak powinno być...


  5. Przepraszam za takie stwierdzenie, ale to nie ulega wątpliwości po tym co piszesz że jesteś ze wsi (to absolutnie nie jest obraza czy obelga w twoim kierunku, tylko pogląd który wygłaszam by ukazać ci że środowisko cię ukształtowało), a kościół miał ogromny wpływ na twój światopogląd czy tego chcesz czy nie.

    ho ho, przypomina mi się "popularne" hasło, że na PO głosowała "inteligencja z miasta" :D Czyli jak ktoś ma inne poglądy niż ja ( a ja to jestem "miastowy" i "inteligentny" ) tzn. że musi być "ze wsi"... jak dla mnie taka wypowiedź świadczy... cóż... widać, słychać i czuć  ::P

    Ja jakoś takich wniosków nie wysnułem z wypowiedzi cogito (ale pewnie też jestem ze wsi :D )

     

    Co do tematu: myślę, że rozmijacie się w celach i intencjach. Z jednej strony racja, że taka propaganda może i nie powinna mieć miejsca (chociaż, jak zauważyliście, propaganda wszechobecnego seksu trwa w mediach w najlepsze), z drugiej jednak strony nie można odebrać racji cogito: rodzice odpowiadają za wychowanie i kształtowanie dzieci. Nie na darmo całe wychowanie wynosi się z domu, tak więc rodzice mają prawo wychowywać dzieci wg. swoich poglądów, a że nastolatki zaczynają współżyć coraz wcześniej to i taka edukacja/propaganda musi się zacząć odpowiednio wcześniej. Argument cogito jest dla mnie całkiem sensowny.

    Co do samych poglądów, to ja osobiście jestem zdania, że trzeba uszanować zdanie innych (nawet głupie... a co to znaczy "głupie", kto i kiedy "głupie" definiuje? ). Nie zgadzam się z powszechnym zakazem aborcji, ale nie można przy okazji zakazać głoszenia przekonań (nawet propagandy) odmiennych, bo skończy się to tym, że dzisiaj nie będzie można mówić dzieciom o złych stronach aborcji, a jutro o tym, że nie trzeba się szczepić tylko wystarczy myć ręcę i zdrowo się odżywiać...


  6. W niektórych reczach zgodziłbym się w Tomkiem

    Tak, szczególnie po I WŚ, gdy Wilson zadeklarował, że nie zgodzi się na żaden rozejm, jeżeli nie powstanie niepodległa Polska. Gdyby nie jego "wypięcie się na Polskę", dzisiaj na ten temat czytałbyś pewnie po rosyjsku.

    To akurat raczej nie z miłości do Polski, tylko żeby odciąć Rosję od tych obszarów, żeby nie wpadły w ich ręce.

    Poza tym gdybyś nieco doczytał, zauważyłbyś, że ostatni konflikt gruzińsko-rosyjski zaczął się de facto od ataku ze strony Gruzji. Większym skandalem jest więc fakt, że NATO opowiedziało się po stronie agresora, niż to, że nie roztarło Rosji w pył.

    od ataku, ale teoretycznie na własne terytorium, więc kwestia jest tu dyskusyjna.

    Niemcy... są tak zaawansowani technicznie, że swoimi maszynami zniszczyli by całą Polskę w jeden dzień, stolicę zdobyli, w 3 h swoimi czołgami.

    kiedyś pewnie też tak ludzie myśleli :P

    Nie darmo ktoś mądry napisał: si vis pacem para bellum.

    Kto wie co by było, gdyby nie było "w miarę" równowagi sił. Oczywiście, że Rosja jest silniejsza, ale mając zawodową armię i w miarę wyposażoną koszt ataku (zaangażowanie środków, straty, czas, ewentualne reperkusje międzynarodowe, utrzymanie wojsk okupacyjnych) przewyższa zysk.

    Nigdy nie wiesz, kto, kiedy i w jakim kraju dojdzie do władzy więc nie wiesz kto i kiedy będzie chciał nas zaatakować.


  7. też się nad tym zastanawiałem.

    Wydaje mi się natomiast, że zapożyczenie "technologii" uruchamiania z kartek świątecznych nie jest dobrym pomysłem, bo to trochę liche rozwiązanie. Naturalną kontynuacją wydaje się wyposażenie ekraników w mikrokamery (takie jakie są w komórkach do videorozmów) oraz zapożyczenie oprogramowania z aparatów do rozpoznawania twarzy. Jak ekranik wykryje twarz to wyświetli reklamę.

    Ba, mógłby nawet rozpoznawać inne rzeczy, płeć czy wiek i wyświetlać reklamę odpowiednią do targetu... a to wszystko będzie się zapisywać z dźwiękiem w ukrytej pamięci, potem pod pozorem ekologii będą to skupować od klientów (taka gazeta z kaucją, biorąc nową oddajesz starą) i przesyłać do bazy wiedzy o ziemianach googla! Apokalipsa!!! Jakby powiedziała pani Frau :P


  8. Tak całkiem z innej beczki - tylko czekać jak elektroniczne gazety doczekają się mechanicznych pop-underów i pop-upów, a wtedy przy czytaniu gazety bedzie trzeba jeszcze uważać na palce...  8)

    uwaga, jest nisza rynkowa, można zaczynać pisać adblock for papers :P

     

    Swoją drogą, ciekawe czy da się taki ekranik recyclingować? Stare gazety przerabiamy (chociaż część), a co z takimi ekranikami?


  9. ...Do Iraku i Afganistanu pojechali OCHOTNICY, ludzie, którzy zdecydowali się na swój zawód z własnej woli...

    mikroos, to niezupełnie tak, ochotnicy to są w green peace, a w wojsku to niekoniecznie:) Jak nie pojedziesz na ochotnika to raz, że pewnie sobie zamkniesz drogę do kariery, dwa możesz zostać wykluczony przez środowisko, jako odmieniec. "Jeśli wlazłeś między wrony, musisz krakać jak i one" ;/

     

    wilk: temat już dawno powienien trafić do luźnych gatek w wątku o wyższości liberalizmu nad socjalizmem, ale tą odpowiedź napisałem głównie dlatego, żeby pogratulować Ci podpisu, dopiero zauważyłem, jest dobry :P


  10. Jak przyjdzie do wojny, (ataku na nasz kraj), to zwykłych ludzi będą do walki wysyłać na śmierć, czyli także nas. Dlaczego mam płacić na "ochronę" skoro jak przyjdzie "co do czego", to sam się będę musiał bronić?

    Jeszcze raz: Wojsko jest zbędne!

    ok, ale czy umiesz to robić? W sensie, posługiwać się bronią, celnie strzelać, znasz się na szarżach wojskowych, taktyce, strategii, logistyce? Nawet jeśli we wszystkich przypadkach (ludzi) odpowiedź brzmiała by 'tak', to i tak prowadzenie wojny wymaga przygotowań na szczeblu taktycznym (wyćwiczenia, zgrania i współpracy poszczególnych typów wojsk oraz ugrupowań taktycznych), strategicznym (opracowania nadrzędnych i podrzędnych celów w razie wystąpienia konfliktu zarówno do obrony jak i ataku, opracowywanie oraz ciągłe udoskonalanie planów realizacji celów, wykorzystania naturalnych uwarunkowań terenu oraz określenie minimalnych i maksymalnych środków (oraz oszacowanie strat) do osiągnięcia w/w celów) i logistycznym (jak zapewnienie odpowiedniego zaopatrzenia w środki prowadzenia wojny, sprzęt, opracowanie dróg łaczności i transportu oraz zapewnienie niezbędnych zapasów na wypadek wystąpienia konfliktów. Dodatkowo utrzymanie i udoskonalanie sprzętu wojskowego, aby odpowiadał w miarę możliwości wymogom "współczesnego" pola walki).

    Jeśli powyższe są osiągalne przez "na szybko" zmobilizowanych piekarza i maszynistę itp., którzy wsiądą do F-16, Leopardów czy dostaną AK-47 i efektywnie je wykorzystają, to ok, wojsko jest zbędne :P

     

    Masz rację, że podczas większych konfliktów i tak jest ogłaszana powszechna mobilizacja i na pierwszy ogień idzie "mięso armatnie" czyli my, ale przy dzisiejszym prowadzeniu działań wojennych zanim to mięso armatnie się zmobilizuje to już może być "po ptokach".

     

    Dopisałeś P.S.a : masz rację, ale to absolutnie nie oznacza, że wojsko jako takie jest zbędne. To, że politycy je źle wykorzystują to wina polityków, żołnierz tylko wykonuje rozkazy...


  11. ...czyli państwo ustala warunki-minimum przy których ubezpieczyciele konkurują tylko ceną (coś jak OC), a jak ktoś chce to sobie na warunkach uzgodnionych z ubezpieczycielem jakieś dodatkowe dokupi (AC, NW itp).

    Heh, powiem Wam, że myślałem kiedyś o tym, i te warunki minimum, czyli koszyk świadczeń gwarantowanych jest problemem :/ Tzn. jak zacząłem określać co powinno się w nim znaleźć to wyszło na to, że prawie wcale nie odchudziłem obecnej listy. Z tego wynika, że koszty świadczeń niewiele spadną, a z tego wynika, że trzeba by brać na nią "skądś" pieniądze skoro Ci co nie chcą publicznej mieliby nie płacić lub płacić niewielki ryczałt :/ Także w praktyce nie jest to proste.

    Fajnie by było jak by takim ubezpieczycielem była przychodnia, odpadło by zbędę ogniwo w łańcuszku przepływu kasy (która przecież ma iść na leczenie a nie do kieszeni zbędnych pośredników).

    Tu należałoby dobrze rozwiązać kwestię przepływu pieniędzy pomiędzy przychodniami/szpitalami, bo zachorować możesz podczas podróży, wakacji czy u rodziny (o zagranicy nie wspomnę).

    Zastanawiałem się nad takimi reformami państwa wiele razy w mniejszym lub większym gronie, powiem Wam, że ciężko dojść do złotego środka (zakładając, że nie skazuje się "moherków" na śmierć głodową/całkowity brak opieki).

     

    [OT]

    Młoda Para w sypialni:

    - Zrobimy to na "Urząd Skarbowy"?

    - A jak to jest na "Urząd Skarbowy"?

    - Ty masz związane ręce, a ja dobieram ci się do d*py.

    [/OT] :P


  12. Żałosne, jak większość poczynań Rzepy.

    Ja mógłbym napisać to samo o gw :P

    Być może jakby nie napisali w gazecie, to byłoby jak "i/lub czasopisma".

    Pamiętajcie, że przywilej mediów do nadzorowania władzy nie leży tylko po stronie mediów prorządowych tylko do wszystkich :D

     

    Zobacz, że czasy są zupełnie inne.

    Dokładnie tak, kiedyś czasy były inne, nauka choćby języka była niejako wyrazem walki z okupantem, więc nie można tego porównywać. Zobaczcie zresztą na kościół katolicki, odwrócenie się społeczeństwa od niego imho jest wynikiem tego, że brakuje wspólnego wroga, który (zwłaszcza Polaków) bardzo jednoczy. Kiedyś kościół opierał się komunizmowi, więc był wspólny wróg (obrona Częstochowy też była nomen omen w czasie wojny).

    Co do przykładu z "elementem".

    1) nie możesz wynić i obciążać dziecka za złe/nieodpowiedzialne decyzje rodziców. Dziecko samo nie pójdzie do szkoły (zwłaszcza jak będzie płatna), a bez szkoły takie dziecko ma zamkniętą drogę do kariery/wykształcenia.

    2) ja też miałem "element" w klasie, skończył zawodówkę, pracuje jako mechanik, a ludzie go sobie cenią. Wg twoich kryteriów ten człowiek powinien umrzeć z głodu, albo skończyć jako żebrak.

    ktoś musi kopać rowy a takie szkolnictwo idealnie pokazuje kto te rowy kopać będzie...

    pokazuje, ale nieidealnie, bo przede wszystkim pokazuje kogo będzie staś na szkołę, a kogo nie... "drobna" różnica, a pokazuje, że liberalizm to promocja bogatych: więcej masz, na więcej Cię stać, możesz lepiej wykształcić dzieci, więc one będą miały lepszą pracę, więc będą zarabiały więcej, więc będzie je stać, żeby lepiej wykształcić swoje dzieci...

    To jest system tak kulawy ze i tak się sam w końcu kiedyś przewróci tylko ze wtedy będzie z późno na cokolwiek. I tylko protesty bo to bo tamto a lekarz jest na 5 ciu etatach.

    We Francji jest publiczna służna zdrowia, ponoć jest najlepsza w europie, Anglicy przyjeżdzają od siebie, żeby się tam leczyć... więc nie musi być tak jak mówisz.

    Podkreślam, mnie stać i już teraz leczę się prywatnie. Wkurza mnie, jak patrzę na "pasek" z wypłatą i widzę ile mi potrącają, a nic z tego nie mam, ale nie zgadzam się na zliwidowanie publicznej służby zdrowia, darmowej, ale z możliwością wyboru czy chcę się leczyć prywatnie czy nie. Jak chcę prywatnie to nie potrącają mi % od zarobków tylko ryczałt np. 50pln dla innych (PAMIĘTAJ! biznes nie wypali, choroba, wypadek i Ty też możesz się znaleźć w grupie tych, co będą potrzebować), a resztę przeznaczam na prywatną opiekę.

    Piewcy "liberalizmu pełną gębą" zapominają choćby właśnie o wypadkach losowych (nie od wszystkiego da się ubezpieczyć i nie wszystko przewidzieć) gdzie nawet ktoś zaradny może sobie nie poradzić/podnieść się po porażce. Tzn., że ma umrzeć wtedy z głodu lub od choroby, bo służba zdrowia płatna? A jak ktoś Cię oszuka/okradnie (brak nadzoru Państwa ułatwia kombinowanie; zdania nie zaczyna się od "A" :D )?

    Druga sprawa to to, że w ekonomii nikt Ci pieniędzy nie dodrukuje, czyli jak ktoś zarabia, to inny traci, więc nie można mówić, że jak ktoś sobie nie radzi, tzn., że nie zasługuje i niech umiera, może poprostu znaczyć, że trafił na kogoś sprytniejszego, lepszego, bogatszego... mimo, że sam jest dobry, to nie przetrwa (ale to już są "luźne gatki" o temacie :D )

     

    Wojsko tak, "si vis pacem, para bellum"


  13. Kurcze EDIT mi się skończył podczas pisania posta:/

    lucky_one

    1) wspólnego języka to już nie będziesz miał jak zlikwidujesz szkolnictwo.

    2) Co zrobisz z ludźmi 40+, 50+, 60+ ? Oni większość życia spędzili w innym systemie, nie musieli (i nie mogli przewidzieć!), że będą musieli odkładać sami, ba, państwo im zabierało haracz więc nie mieli z czego odkładać, to co im teraz powiesz, skoro pracy dla takich ludzi z reguły nie ma. Powiesz, musicie być zaradni? Czego sobie nie odłożyliście? To nie mój problem i jeśli sobie nie odłożycie kasy, nie będziecie "zaradni" (słowo klucz w liberaliźmie) to "zdychajcie moherki z głodu"?

     

    Zgadzam się, że państwo powinno mieć minimalistyczny wpływ na życie człowieka, ale ten minimalizm rozumiem inaczej:

    policja tak, wojsko zawodowe tak, publiczna służba zdrowia tak! (reforma jest potrzebna, ale mimo, że mnie na prywatną stać, zdaje sobie sprawę, że wielu ludzie nie stać, a nie chce żeby było jak w USA, gdzie ludzie stoja w kolejkach do namiotow lekarzy bez granic), ZUS nie!, szkolnictwo państwowe tak! (tu też potrzebna jest spora reforma, ale jestem przeciwnikiem zdania, że jak ktoś ma być inżynierem to nie potrzebuje polskiego czy biologii. Człowiek powinien być wszechstronnie wykształcony, przynajmniej do wieku "przedstudenckiego". Nie wyobrażam sobie 10-latków, który już w tym wieku decydują kim chcieliby zostać w przyszłości i czego mają się uczyć. Brak szkolnictwa jak zaproponował sig, wiąże się też z utratą tożsamości narodowej więc samo istnienie państwa staje się zagrożone - język, historia), gospodarka - możliwie wolny rynek, ale z ochroną konsumenta (patrz post wcześniej) itd. ale to wszystko jest już efektem finalnym reform. Pomiędzy powinien być jeszcze okres przejściowy zeby Ci, którzy nie mieli szansy się przystosować (czasu i pieniędzy) mogli przeżyć.

    Powiem Wam jeszcze, dla podgrzania atmosfery, że jestem za zachowaniem przywilejów zawodowych dla tych, którzy je teraz mają. Mogę wyjaśnić dlaczego...

     

    pozdr


  14. "wyleciało" by natomiast państwowe szkolnictwo (wraz z stosownym ministerstwem, nie ma potrzeby odgórnego narzucania czegokolwiek w tym zakresie)), służba zdrowia czy obowiązkowy system emerytalny).

    no szkolnictwo to nie za bardzo się zgodzę. IMHO szkolnictwo jest ważniejsze nawet niż wojsko. Oczywiście z punktu widzenia długofalowego bezpieczeństwa Państwa.

    Zlikwidować obowiązkowy system emerytalny tak, każdy może sobie sam odkładać i decydować jak to robić, ale służba zdrowia? Co zrobisz jak ulegniesz wypadkowi? Przyjedzie do Ciebie karetka czy najpierw będziesz musiał zrobić przelew (podać nr ubezpieczenia) i jak okaże się, że masz za małe i jesteś za daleko to powiedzą, że im się nie opłaca do Ciebie jechać...

     

    Mariusz, a co Ty byś proponował np. przy następnych wyborach? Co powinno się zmienić i jak?


  15. 1) Nie we wszystkich szkołach jest OS Microsoftu - coraz częściej wychodzą inicjatywy linuksowych społeczności mające na celu przekonanie placówek oświatowych do nauczania o/na innych systemach - vide Jaworzno.

    Oczywiście, ale jest to kropla w morzu "potrzeb. Zresztą, tak też może być interpretowana (kto wie, może i taki był cel) decyzja KE, żeby pokazać "światu": o popatrzcie, są jeszcze inne alternatywne produkty, które są równie dobre lub lepsze, a nie tylko to niebieskie E, które wszystkim kojarzy się z internetem...

    2) Albo u wszystkich, albo u nikogo nie ma tu zastosowania do czasu, aż Mozilla, Opera, Google i cała reszta nie będą mieli swojego OS`a.

    ma zastosowanie w tym sensie, że można by zmuszać M$ do takiego okna jeśli pozostałe OSy też by były do tego zmuszane. Kto wysuwa takie żądania jest nieistotne, wazne żeby było to rozpatrywane całościowo, albo wszystkie OSy, albo żaden.

    3) Poważnie chce się wam wałkować ten temat po raz kolejny ? :D

    wyjść nie ma jak, bo na zewnątrz za gorąco bez klimy, a wewnątrz szkoda, że taka ładna pogoda na zewnątrz i nie można się skupić na robocie :P


  16. I ma prawo robić w tym celu wszystko, co jest zgodne z prawem...

    Urzędnicy nie mają prawa wtrącać się w procesy rynkowe...

    Niestety prawo ustalają właśnie urzędnicy, czy to źle czy dobrze to poniżej.

     

    Jeśli produkt jakiejś firmy nie jest popularny na rynku to oznacza, że konsumenci go nie chcą.

    Odwracają to zdanie można by powiedzieć, że jak konsumenci kupują dany produkt tzn., że jest on popularny. Otóż może być tak, że konsument wcale nie chce go kupić, ale jest do tego zmuszony (poprzez różne zależności).

     

    I teraz proponujesz, by w imię wolności wyboru ograniczać dostęp do produktu, który konsumenci chcą i forsować kupno produktu, którego nie chcą?

    Przecież napisałem, że nie, ale Ty przechodzisz do skrajności mówiąc, że urzędnicy nie powinni się w te mechanizmy mieszać w ogóle. Ja uważam, z własnego doświadczenia, że właśnie powinni. Przynajmniej jeśli chodzi o ochronę konsumenta. Wiele razy musiałem się ścierać z dużymi i małymi firmami, za to, że ich produkty nie odpowiadały temu co przedstawiali w reklamach ( czy niedopowiedzenie jest oszustwem?) itp. Gdyby nie "urzędnicza" regulacja rynku mógłbym się pożegnać z pieniędzmi albo godzić na przepłacone/niesprawne badziewie. Inaczej jakie bym miał szanse z firmą z budżetem liczonym w miliony czy miliardy, miałbym się sądzić latami i płacić przez ten czas koszty procesów?

    Zgadzam się też z tym, że w takim razie w każdym OSie powinien być taki ekran z wyborem przeglądarki. Albo u wszystkich, albo u nikogo, tj. wtedy sprawiedliwa "wolność gospodarcza".


  17. imho, to nie jest takie proste jak sugerujecie.

    Zgadzam się, że nie powinni ingerować w to co MS sobie dodaje do windy, ale tutaj pozycja M$ jako monopolisty jest widoczna. Nie jest tak dlatego, że M$ jest taki super przyjazny, bezpieczny, łatwy w obsłudze czy "najtańszy" etc. Nie jest również tak Mariusz, że ktoś (KE) sugeruje, że to "ciemna masa" używa windowsa/IE, a resztę trzeba uświadomić. Prawdą jest natomiast, że w szkołach używa się tylko windowsa (prawda?). Nie każdy młody człwiek/uczeń jest domorosłym hakerem co to posmakował już linuxa, widowsa, ie, ff i opere i wybiera to co mu najbardziej pasuje. Nie. Większość z nich (a mam "materiał badawczy"), pomimo rozwiniętej już troche "świadomości internetowej" w społeczeństwie, instaluje co popadnie, przeklikuje komunikaty, ostrzeżenia (o licencjach nie mówię nawet) itp nie czytając co tam jest napisane, więc jak można od nich oczekiwać jakiejś super świadomości o OSach czy przeglądarkach. Ich świadomość bierze się z tego co wynoszą ze szkoły. Tam sie uczą na windowsach więc go znają. Jak go znają to go używają, bo człowiek już taki jest, że niechętnie się uczy nowego i boi się nieznanego.

    Potem w urzędach też się go używa, bo ludzie na nim potrafią pracować (a przy okazji ktoś ma posmarowane <=> M$ buduje w zamian Centrum Informatyczne gdzie zatrudnia X osób, ale za to ma zapewniony zysk na lata i uzależnienie, bo nie wystarczy zmienić winde, często trzeba zmieniać też cały komplet aplikacji, na których się pracuje). Tu jest problem. M$ uzależnił od siebie odbiorców.

    Rozumiem i popieram zdanie, że zmuszanie M$ do tego ekranu wyboru przeglądarki jest głupotą, ale uważam również, że cel KE jest dobry, tylko powinien być osiągnięty inną drogą.

    Żyjemy w coraz bardziej zinformatyzowanym świecie więc zminimalizowanie wpływu jednego podmiotu (albo raczej wspieranie rozwoju podmiotów konkurencyjnych) powinno być nam wszystkim na rękę.


  18. Trudno przy tym powiedzieć, jak to wszystko będzie funkcjonować w skali całego organizmu i w sytuacjach, że tak powiem, lokalnych (gdzie coś się "popsuło").

    Ale jeśli wszystko będzie w porządku, to mamy do dyspozycji solidną "gardę" i pozostaje pozbyć się wirusa.

    Tak sądzę.

    No właśnie tak pomyślałem, tylko czy w przypadku długiej ekspozycji/obecności HIV w "zabezpieczonym" organiźmie nie istnieje tu ryzyko "przystosowania się" HIV i ponownego rozprzestrzeniania infekcji?

×
×
  • Dodaj nową pozycję...