Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Czy to możliwe, że żona Johanna Sebastiana Bacha Anna Magdalena stworzyła część przypisywanych mu utworów? Wkrótce się o tym przekonamy, ponieważ Martin Jarvis, profesor Uniwersytetu Karola Darwina, już w przyszłym tygodniu przedstawi swoją kontrowersyjną teorię na branżowej konferencji kryminologów w Melbourne. Swojemu multidyscyplinarnemu podejściu badawczemu nadał nawet nazwę. Wg niego, jest to antropomuzykologia sądowa. Naukowiec twierdzi, że choć Annę Magdalenę przedstawiano jako prostą kobietę, która mogła się spełnić jedynie przy wychowywaniu dzieci i przepisywaniu manuskryptów swojego genialnego męża, naukowe dowody wskazują, że ich relacje były zupełnie inne. Jarvis nie może mieć pewności, że jego wyjaśnienia są w stu procentach prawidłowe, ale jest do nich mocno przekonany. Pierwsze wątpliwości zaczął mieć już w latach 70., gdy studiował w Królewskiej Akademii Muzycznej. Dzisiejszy dyrektor Orkiestry Symfonicznej Darwina wyczuwał podskórnie, że suity wiolonczelowe nie brzmią jak Bach. Oliwy do ognia dolało też odkrycie adnotacji na okładce suit: Napisane przez panią Bach, jego żonę, co większość osób uznawała za dowód, że Anna Maria odegrała tu rolę zwyczajnej kopistki. Jednak nie wg Jarvisa. Gdy profesor zaczął dogłębnie analizować suity, odnalazł 18 muzycznych powodów, czemu nie pasują one do wyrazu artystycznego i metod pracy Bacha. Poprosił o pomoc grafologów, którzy pomogli mu przy pracach nad manuskryptami. Manuskrypty przypisywane Bachowi porównano z próbkami odręcznego pisma Anny Marii. W wielu Bachowskich notatkach wykryto wkład jego żony. Anna była córką przyjaciela Bacha, który grał na trąbce. Przyszli małżonkowie spotkali się po raz pierwszy na naukach kompozycji, gdy dziewczyna miała zaledwie 12 lat. Wg Jarvisa, miało to miejsce w 1713 roku, a więc o 7 lat wcześniej, niż się oficjalnie przyjmuje. Gdy w 1720 tajemniczo zmarła pierwsza żona Bacha, Anna wprowadziła się do swojego mistrza. Zapiski Anny w notatnikach najstarszego syna Bacha Wilhelma Friedemanna świadczą o tym, że była jego nauczycielką. W serii sztambuchów znajduje się zapis ewolucji stylu kompozytorskiego Anny. Notes z 1725 roku zawiera napisaną jej ręką arię, której nie sygnowano imieniem i nazwiskiem żadnego innego kompozytora. Bach wykorzystał ją na początku i na końcu Wariacji Goldberga. Wielu specjalistów uważało i uważa, że nie pasuje ona do wyrazu artystycznego Johanna. Jarvis sądzi, że posłużenie się arią Anny to oryginalny dowód miłości i uznania.
  2. Laboratorium Badawcze Lotnictwa Wojskowego Stanów Zjednoczonych sponsoruje badania nad baterią, która byłaby w stanie zasilać laptopa przez... 30 lat. Bateria wykorzystuje... energię nuklearną. Batawoltaiczna bateria wykorzystuje promieniowanie beta, podczas którego neutron rozpada się na proton i elektron beta. Rozpad może trwać latami, zasilając niewielkie przenośne urządzenia. Energia elektryczna produkowana gdy promieniowanie beta trafia na elektrodę, podnosząc w ten sposób jej potencjał. Elektroda uzyskuje więc ładunek elektryczny, a izotop – ładunek przeciwny. Różnica potencjałów powoduje powstanie prądu elektrycznego. Sama bateria jest znacznie mniejsza i cieńsza, niż obecnie wykorzystywane urządzenia. W porowatym krzemie zamknięty jest izotop wodoru – tryt. Jego połowiczny okres rozpadu wynosi ponad 12 lat. Dodatkową zaletą baterii betawoltaiczych jest fakt, iż nie grzeją się one, co ma olbrzymie znacznie w przypadku urządzeń takich jak laptopy czy telefony komórkowe. Baterie betawoltaiczne konstruuje się od lat, jednak ich wydajność była bardzo mała. W 2005 roku udało się zwiększyć ją kilkukrotnie. Obecnie prace nad nią są na tyle zaawansowane, że może trafić ona na półki sklepowe jeszcze przed końcem bieżącej dekady. Podczas pracy baterii oraz po jej zużyciu nie pozostają żadne niebezpieczne odpady. Powstaje jednak pytanie, jak na ewentualne pojawienie się takich baterii zareaguje te firmy, które ze sprzedaży baterii czerpią olbrzymie zyski.
  3. Na University of Washington prowadzony jest projekt o nazwie MobileASL, którego celem jest opracowanie bezprzewodowej technologii, która umożliwiałaby kontakty pomiędzy osobami niesłyszącymi. W USA mieszka ponad milion osób, które nie słyszą w ogóle lub słyszą bardzo słabo. Telefonia komórkowa jest w obecnej chwili dla nich niedostępna. Uczeni mają jednak nadzieję, że dostępne już obecnie większe wyświetlacze oraz zdolność PDA czy telefonów do rejestrowania klipów pozwoli na ich wykorzystanie do pomocy nieslyszącym. Głownym problemem jest obecnie zbyt słaby transfer danych. Nie pozwala on na przesłanie w czasie rzeczywistym obrazu o jakości wymaganej do rozmowy za pomocą języka migowego. Konieczne jest opracowanie nowych metod kompresji wideo, która nadawałaby się do użytku w sieciach bezprzewodowych. Właśnie nad nimi pracują amerykańscy naukowcy. Mają być one kompatybilne z obecnym standardem H.264. Projekt finansowany jest przez Narodową Fundację Nauki.
  4. KopalniaWiedzy.pl

    Niewidomy mężczyzna, który doświadcza déjà vu. Brzmi nieprawdopodobnie, a jednak... Pierwsze tego typu studium przypadku zrewolucjonizowało teorię opisywanego zjawiska. Do tej pory uważano, że obrazy z jednego oka docierają do mózgu z minimalnym opóźnieniem (liczonym w mikrosekundach). Stąd wrażenie stykania się z czymś po raz drugi. Naukowcy z University of Leeds po raz pierwszy opisali jednak przypadek niewidomego mężczyzny, który doświadczał déjà vu za pośrednictwem węchu, słuchu i dotyku. Wymieniony wyżej uniwersytet jest światowym liderem w zakresie badań nad déjà vu. To tutaj zajmowano się np. chronicznym déjà vu, kiedy dana osoba bez przerwy ma wrażenie, że "już tu kiedyś była". Na łamach pisma Brain and Cognition Akira O\'Connor i Chris Moulin opisali, w jaki sposób codzienne doświadczenia wywoływały déjà vu u niewidomego mężczyzny. Pewien fragment muzyki wiązał się z odsuwaniem zamka błyskawicznego, a trzymanie talerza w stołówce uczelnianej przypominało urywek rozmowy. W literaturze naukowej po raz pierwszy odnotowano takie zjawisko. To bardzo pomocne, ponieważ opis konkretnego przypadku przeczy teorii odwołującej się do opóźnienia przewodzenia obrazu — mówi O\'Connor. Chcemy także zebrać większą grupę niewidomych osób i dokładniej wszystko zbadać, ponieważ nie mamy powodów, by przypuszczać, że doświadczenia naszego pierwszego "obiektu" są nienormalne lub różnią się od doświadczeń innych ociemniałych. O\'Connor przyznaje, że osoby doświadczające déjà vu mają wrażenie niewytłumaczalności tego zjawiska. I ponieważ jest ono tak subiektywne, psychologia, dążąc do obiektywizmu, unikała podjęcia tego tematu. Skoro jednak psychologom udało się wyjaśnić zjawisko określane mianem "mam to na końcu języka", ale nie umiem sobie tego za żadne skarby przypomnieć, można uczynić to samo w odniesieniu do déjà vu. O\'Connor ma swoją własną teorię, która zostanie ostatecznie potwierdzona lub obalona w przyszłym roku. Chce przetestować eksperymentalne wywoływanie déjà vu z wykorzystaniem hipnozy. Uważamy, że déjà vu powstaje, gdy zostanie zakłócona praca obszaru mózgu zarządzającego uczuciem znajomości. W pierwszym eksperymencie studentów proszono o zapamiętanie zestawu słów. Następnie podczas hipnozy sugerowano, że mają one zostać zapomniane. Po przebudzeniu badanym ponownie pokazywano te same wyrazy, aby wywołać wrażenie znajomości. Mniej więcej połowa studentów twierdziła, że wytworzyło się u nich uczucie podobne do déjà vu, a połowa z tych 50% twierdziła, iż to z pewnością déjà vu. Marzeniem O\'Connora jest uchwycenie, np. podczas badania MRI, spontanicznie powstającego déjà vu.
  5. Naukowcy, którzy zbadali geny odpowiedzialne za schizofrenię, doszli do zaskakujących wniosków. Ich zdaniem, są one preferowane w toku ewolucji, co oznacza, iż z jakiegoś powodu ich obecność jest korzystna dla właściciela. Steve Dorus, genetyk ewolucyjny z brytyjskiego University of Bath wyjaśnia, że mamy tu do czynienia z paradoksem. Z jednej bowiem strony osoby cierpiące na schizofrenię mniej chętnie nawiązują kontakty seksualne, a z drugiej, odsetek osób chorych wciąż utrzymuje się na tym samym poziomie. Dorus jest współautorem artykułu na temat ewolucji genów wiązanych ze schizofrenią. Po przeanalizowaniu DNA z różnych populacji na całym świecie oraz genomu naczelnych i sprawdzeniu historycznych zmian w genomie, prowadzących aż do wspólnego przodka człowieka i małp, okazało się, że badane geny są poddawane pozytywnej selekcji w toku ewolucji. Na przestrzeni tysiącleci pozostały niemal niezmienione. Występowanie schizofrenii wiązane jest z wariacjami w wielu genach. Na potrzeby swoich badań uczeni skupili się na 76 odmianach genów silnie związanych z chorobą. Akademików bardzo zaskoczył fakt, że pozytywną selekcję przechodziły też te geny, które były najmocniej związane z występowaniem schizofrenii, jak na przykład DISC1. Uczeni nie wiedzą, dlaczego geny schizofrenii nie zanikają w toku ewolucji. Istnieje sporo teorii dotyczących faktu, że choroba ta charakteryzuje się wyjątkowo dużą odpornością na zmiany ewolucyjne. Jedna z nich mówi, że jest ona pewnym rodzajem „zaburzeń języka”, ceną, którą ludzie płacą za rozwój mowy i kreatywności. Można myśleć o schizofrenii jako o cenie, którą chorzy płacą za zdolności poznawcze i językowe gatunku ludzkiego. U chorych występuje zbyt wiele wariacji. Osobno mogą one mieć pozytywny wpływ, jednak gdy są razem – szkodzą – mówi Dorus. Uczeni chcą się teraz skupić na 28 genach, które są w grupie ewolucyjnie najbardziej preferowanych. Mają nadzieję, że ich zbadanie przyczyni się do opracowania metod leczenia schizofrenii.
  6. Pójdźka ziemna (Athene cunicularia), mały ptak z rodziny puszczykowatych, który zamieszkuje Amerykę Północną, Środkową i Południową, wyściela swoje podziemne gniazda odchodami innych zwierząt (m.in. krów, koni czy psów). Wabi w ten sposób owady i inne ofiary. Sowa albo sama wykopuje norę, albo wykorzystuje już istniejące jamy, np. piesków preriowych czy susłów. Sowy ziemne są nietypowe pod kilkoma względami. Po pierwsze, prowadzą dzienny tryb życia. Po drugie, tworzą kolonie. Po trzecie, jak już wspomnieliśmy, do wyściełania swoich gniazd używają dużych ilości zwierzęcego kału. Matthew Smith i Courtney Conway z Uniwersytetu w Arizonie wykluczyli dwie hipotezy wyjaśniające niecodzienne zachowanie pójdziek. Pierwsza postulowała, że ptaki korzystają ze smrodu fekaliów, by zamaskować zapach jaj oraz piskląt i ochronić je w ten sposób przed wężami, szopami czy innymi drapieżnikami. Wyniki badania pokazują jednak, że gniazda z odchodami są plądrowane równie często jak gniazda niezabezpieczone zapachowo. Naukowcy obalili także teorię, że samce używają fekaliów, by zwabić partnerkę do swojego gniazda. Dokonali tego, udowadniając, że pan sowa wyściela jamę po, a nie przed stosunkiem seksualnym. Amerykanie przetestowali ostatecznie kolejną hipotezę, tym razem zakładającą, że pójdźki wabią smrodem owady. W tym celu skonstruowali pułapki z 450 plastikowych kubków. Do każdego nalano wody z mydłem, a w środku umieszczono lejek. Niektóre wyścielono odchodami, inne nie. Pułapki z fekaliami zawierały o ok. 69% więcej owadziej biomasy niż kubki bez wabika. Wyniki badaczy z Arizony są spójne z rezultatami uzyskanymi przez naukowców z University of Florida (2004). Wtedy udało się wykazać, że sowy ziemne żyjące w gniazdach z odchodami zjadają 10 razy więcej żuków gnojarzy niż ptaki zamieszkujące ładniej pachnące nory. Badacze z Arizony zajęli się na koniec czwartą hipotezą: że samce pójdziek ziemnych wyścielają gniazdo kałem, by zawiadomić inne samce, iż dana nora jest już zajęta. W ten prosty sposób można by zapobiec wielu konfliktom. Okazało się, że pan sowa rzeczywiście mniej chętnie myśli o perspektywie wprowadzenia się do śmierdzącego gniazda, ale dostrzeżona prawidłowość jest nieistotna statystycznie. Na łamach pisma Animal Behavior akademicy zaczęli przekonywać, że sygnalizowanie własności i wabienie ofiar nie są przecież wykluczającymi się wzajemnie funkcjami. Dlatego też np. początkowo wyścielanie gniazda kałem mogło służyć do komunikacji z innymi sowami ("ja tu mieszkam"), a potem okazało się, że pomaga w zdobyciu pożywienia.
  7. Mark Zuckerberg, założyciel popularnego serwisu społecznościowego Facebook, został po raz kolejny podany do sądu. Trójka byłych studentów Harvardu twierdzi, że Zuckerberg ukradł im pomysł oraz kod źródłowy serwisu. Facebook wystartował w lutym 2004 roku, miesiąc po tym, jak Zuckerberg nawiązał współpracę z firmą Harvard Connection (obecnie ConnectU), której miał pomóc w dokończeniu witryny społecznościowej. Cameron Winklevoss, Tyler Winklevoss i Divya Narendra twierdzą, że już w listopadzie 2003 roku prowadzili z Zuckerbergiem rozmowy dotyczące współpracy przy ich projekcie serwisu społecznościowego. Po raz pierwszy złożyli oni pozew przeciwko twórcy Facebooka w marcu bieżącego roku. Został on jednak oddalony z powodu błędów technicznych. Pozew został poprawiony i złożony ponownie. Gra toczy się o wielką stawkę, gdyż rynkowa wartość Facebooka wyceniana jest na 2 miliardy dolarów. Kradzieże kodów źródłowych i sekretów handlowych stają się coraz bardziej popularne. W 2003 roku cyberprzestępcy ukradli część gry Half-Life 2 a w roku 2004 sąd skazał na dwa lata więzienia mężczyznę, który usiłował sprzedać kod źródłowy systemu Windows 2000.
  8. Lasy stanu Meghalaya w północno-wschodnich Indiach to jedno z najwilgotniejszych miejsc na świecie. Tradycyjnie budowane mosty nie sprawdziłyby się w takich warunkach, ponieważ prędzej czy później zardzewiałyby bądź uległy erozji. Miejscowa ludność poradziła sobie z tym fantem, hodując mocne kładki z zaplatanych korzeni przybyszowych figowców sprężystych (Ficus elastica), zwanych potocznie fikusami. Pomiędzy wzniesieniami płyną liczne bystre potoki i rzeczki. Na szczęście na stokach Gór Asamskich (Gāro-Khāsī-Jayntiyā) rosną figowce, których korzenie można wykorzystać, by przekroczyć głazy leżące na brzegach i sam ciek wodny. Powstała też unikatowa konstrukcja piętrowa. Gdy przedstawiciele ludu Khasi chcą, by korzenie fikusa rosły w danym kierunku, korzystają z pni palmy betelowej (areka katechu). Są one nacinane wzdłuż i wydrążane, tworząc coś w rodzaju prowadnic. Korzenie figowca nie mogą rosnąć półkoliście, kierują się więc prosto, jak "nakazuje" pień palmy. Kiedy dotrą na przeciwległy brzeg, pozwala im się zagłębić w ziemi. Wbrew pozorom mosty wcale nie są krótkie, niektóre mają ponad 30 m. By nadawały się do użytku i były bezpieczne, muszą rosnąć przez 10-15 lat. Są na tyle mocne, że mogą wytrzymać ciężar 50 osób naraz. Po przekroczeniu strumienia żywe mosty nie przestają rosnąć, więc w odróżnieniu od mostów budowanych przez człowieka, z czasem stają się coraz bardziej wytrzymałe. Szacuje się, że część mostów skonstruowanych w wioskach w okolicy miasta Czerapuńdżi może mieć nawet ponad 500 lat.
  9. Codzienne jedzenie grejpfruta może zwiększyć ryzyko zachorowania na nowotwór piersi niemal o jedną trzecią (30%). Amerykańscy naukowcy doszli do takiego wniosku po przebadaniu 50 tysięcy kobiet w wieku pomenopauzalnym. Co ważniejsze, nie trzeba było zjadać dużych ilości tych soczystych owoców. Wystarczyła konsumowana dzień w dzień jedna czwarta grejpfruta... Najprawdopodobniej owoce te powodują wzrost stężenia estrogenów w organizmie, a to z kolei zwiększa częstość zachorowań na hormonozależne nowotwory piersi (British Journal of Cancer). Zarówno autorzy studium, jak i inni eksperci zgadzają się co do tego, że aby potwierdzić te rewelacje, trzeba przeprowadzić dalsze szczegółowe badania. Naukowcy z kilku hawajskich i południowokalifornijskich uniwersytetów prosili kobiety o wypełnienie kwestionariuszy, w których pytano m.in. o częstość i wielkość spożywanych porcji grejpfruta. Dzięki temu zaobserwowali, że panie, które codziennie zjadały jedną czwartą lub więcej owocu, chorowały na raka częściej niż te, które w ogóle nie uwzględniały ich w swojej diecie. Ich poziom estrogenu był również podwyższony. Wcześniejsze badania wykazały, że w metabolizm estrogenu jest zaangażowany pewien związek: cytochrom P450 3A4 (CYP3A4). Blokując jego działanie, grejpfrut może zwiększać stężenie hormonu. Wyniki trzeba potwierdzić chociażby dlatego, że uwzględniono w nich tylko konsumpcję owoców, ale już nie soków.
  10. Na angielskiej prowincji znaleziono fortepian, na którym podczas swojego ostatniego tournée w 1848 roku grał Fryderyk Chopin. Na jego ślad natrafił pewien szwajcarski muzyk. Właściciel, kolekcjoner Alec Cobbe, był zaskoczony tym, jaki skarb nabył 20 lat temu za jedyne 2 tysiące funtów. Wszelki słuch o instrumencie zaginął na ponad 150 lat, dopóki profesor Jean-Jacques Eigeldinger nie dotarł do ksiąg rachunkowych Francuza Camille\'a Pleyela. W XIX wieku był ona znanym producentem pianin i fortepianów. Chopina i Pleyela łączyła duża zażyłość. Historycy muzyki twierdzą, że instrumenty marki Pleyel były wytwarzane pod słynnego polskiego kompozytora. To on wypróbowywał nowe rozwiązania konstrukcyjne paryżanina. Gdy przyjeżdżał do Francji w odwiedziny, dawał w zakładzie produkcyjnym przyjaciela nieformalne koncerty, na które schodziły się całe rzesze ludzi. Eigeldinger i Cobbe po raz pierwszy spotkali się na konferencji poświęconej Chopinowi. Następnie Szwajcar przyjechał do Wielkiej Brytanii z danymi na temat, komu i do jakiej miejscowości Pleyel sprzedał fortepiany. Po numerze seryjnym zidentyfikował instrument Cobbe\'a jako ten, który podróżował z Chopinem po Anglii podczas pożegnalnej trasy koncertowej. To naprawdę wyjątkowy moment. Znane są tylko 3 inne fortepiany, które należały w przeszłości do Chopina. Jeden znajduje się w Paryżu, drugi na Majorce, a ostatni w Warszawie — emocjonuje się Cobbe. Po zakończeniu tournée z 1848 roku Chopin sprzedał instrument brytyjskiej arystokratce, lady Trotter. Ona zapisała go jednemu ze swoich krewnych i koniec końców fortepian "wylądował" w wiejskim pałacyku. Potem trafił na aukcję, na której został sprzedany Cobbe\'owi przez handlarza antycznymi instrumentami. Fortepian Chopina jest częścią dużo większej kolekcji. Zwiedzający mogą ją zobaczyć, udając się do rezydencji Hatchlands. Naprawdę warto to uczynić, ponieważ znajdują się tam instrumenty, na których grali lub które należały m.in. do Purcella, Bacha, Mozarta oraz Mahlera.
  11. Węgierscy naukowcy znaleźli grupę szesnastu cypryśników sprzed 8 milionów lat. Mają nadzieję, że dostarczą im one cennych wiadomości na temat panującego wtedy na Ziemi klimatu. Okazy zachowały się na terenie kopalni odkrywkowej węgla brunatnego. Ponieważ nie skamieniały, geolodzy mogą je badać tak jak próbki drzewa odcinane od żywej rośliny. To niesamowite odkrycie, gdyż wiele drzew zachowało się w swoim pierwotnym położeniu i to w jednym miejscu – opowiada dr Alfred Dulai, geolog z Węgierskiego Muzeum Historii Naturalnej. Ale prawdziwą rzadkością jest fakt, że... zachowało się oryginalne drewno. One nie zamieniły się w kamień. Cypryśniki miały 4-6 metrów wysokości i aż 1,5-3 metry średnicy. Odkryto je, gdy górnicy z kopalni w Bukkabrany na północnym wschodzie Węgier przystąpili do usuwania warstwy piasku, by dostać się do pokładów lignitu. Drzewa datuje się na późny miocen. W tym czasie Basen Karpacki, czyli dzisiejsze Węgry, był słodkowodnym jeziorem otoczonym przez bagna. Zdjęcia wspaniałych roślin można podziwiać m.in. na Reuterze.
  12. Naukowcy włoscy donoszą, że do podlewania pomidorów można z powodzeniem używać rozcieńczonej wody morskiej. Co więcej, uzyskano owoce z wysoką zawartością antyutleniaczy, znacznie większą niż w roślinach uprawianych tradycyjnie. Kontrolowane użycie alternatywnych źródeł wody, takich jak woda morska, może być istotnym narzędziem w walce z suszą w rejonie śródziemnomorskim — piszą badacze w tekście publikowanym w dwutygodniku Journal of Agricultural and Food Chemistry. Włosi podkreślają, że pomidory zawierają najwięcej antyoksydantów, gdy zrywa się je w postaci dojrzałej (z czerwoną skórką), a wcześniej krzaki podlewa się 10-proc. wodą morską. Dla rośliny stanowi to stres o średnim natężeniu, a jak pisaliśmy już kiedyś, zestresowane rośliny wytwarzają więcej związków zwalczających wolne rodniki. Riccardo Izzo i zespół hodowali rozmaite odmiany pomidorów, łącznie z tymi używanymi powszechnie w sałatkach. Podlewali je wodą o różnym stopniu zasolenia, a następnie analizowali skład chemiczny plonów.
  13. Nowy, zaskakujący sposób komunikacji pomiędzy komórkami odkryli naukowcy z Centrum Zdrowia Uniwersytetu McGill oraz Uniwersytetu w Toronto. Badacze dowiedli, że komórki nowotworowe potrafią wydzielać do swojego otoczenia specjalne pęcherzyki, które nazwano onkosomami. W środku tych struktur, przypominających nieco krople tłuszczu w wodzie, znajdują się stymulujące rozwój guza (lub fachowo: onkogenne) białka, które są w stanie "zmusić" zdrowe komórki do niekontrolowanych podziałów. Odkrycie to można uznać za przełomowe, gdyż dotychczas podobny aspekt funkcjonowania tkanki nowotworowej nie był znany, a jego występowanie może mieć ogromne znaczenie dla poszukiwania nowych, skuteczniejszych terapii ograniczających rozwój nieprawidłowej tkanki. Od dłuższego czasu wiadomo, że na powierzchni komórek niektórych nowotworów mózgu znajduje się nieprawidłowa wersja białka służącego jako receptor (czyli "odbiornik") białkowego sygnału płynącego z otoczenia i stymulującego podział komórek. Sygnał ten, zwany nabłonkowym czynnikiem wzrostu, jest niezbędny dla zdrowego funkcjonowania tkanek, lecz komórki nowotworowe często nadmiernie nań reagują i przez to dzielą się szybciej, niż miałoby to miejsce w zdrowej tkance. Dotychczas jednak nie udawało się do końca wyjaśnić niektórych zjawisk związanych z obecnością tego białka w guzie. Badaczom udało sie ustalić, że w wyniku mutacji może dojść do uwalniania z powierzchni komórek małych pęcherzyków, w których zamknięte są cząsteczki receptora dla nabłonkowego czynnika wzrostu (EGFRvIII, od ang. Epidermal Growth Factor Receptor version III - trzecia wersja receptora dla nabłonkowego czynnika wzrostu). Co ciekawe, te mikroskopijne ciałka mają zdolność do wiązania się z otaczającymi komórkami, a przekazane w ten sposób białko funkcjonuje w nich identycznie jak w komórce, w której powstały. Jeżeli komórka "odbierająca" taki pęcherzyk jest w stadium przednowotworowym lub nowotworu łagodnego, obecność dodatkowych cząsteczek EGFRvIII może spowodować jej nadmierną stymulację do podziałów. Grozi to bezpośrednio powstaniem guza złośliwego. Biorący udział w projekcie naukowiec polskiego pochodzenia, dr Janusz Rak, wyjaśnia istotę odkrycia: Uzbrojeni w tę wiedzę możemy wyobrazić sobie, że zmutowane białko niekoniecznie musi działać w tej samej komórce, w której powstało. Możliwa jest także migracja takiej proteiny i jej rozprzestrzenianie jako zawartości pęcherzyka, przez co wokół guza powstaje twór, który moglibyśmy nazwać "przestrzenią onkogenną [tzn. tworzącą nowotwór - przyp. red.]". Widzimy dzięki temu, że nowotwór to niezwykle złożona struktura, w której komórki intensywnie wymieniają się informacjami. Wykracza to poza klasyczny model guza powstającego z jednej zmutowanej komórki, która zaczyna mnożyć się bez jakiejkolwiek kontroli. To odkrycie otwiera nowe drogi dla badań, ale mamy nadzieję, że przyniesie także korzyści dla pacjentów. Być może poszukiwanie we krwi pęcherzyków zawierających EGFRvIII (a być może także inne białka, jeśli te zostaną odkryte w innych rodzajach onkosomów) mogłoby stać się ważnym elementem badania charakteru rozwijającego się guza, a w efekcie być może pozwalałoby na optymalizację terapii. Obecnie diagnostyka nowotworów mózgu i pobieranie z nich materiału jest bardzo ograniczone ze względu na utrudniony dostęp do tego organu. Ewentualne badanie oparte na poszukiwaniu receptora opierałoby się prawdopodobnie na niewielkiej próbce krwi lub płynu mózgowo-rdzeniowego, które są znacznie łatwiejsze do pobrania. Mogłoby to przynieść ogromne korzyści dla pacjenta w postaci lepszego scharakteryzowania nowotworu oraz lepszego dostosowania terapii.
  14. Naukowcy szacują, że metan powstający w krowich jelitach podczas trawienia stanowi ok. 4% emitowanych do atmosfery gazów cieplarnianych. Profesor Winfried Drochner z University of Hohenheim w Stuttgarcie, który zajmuje się żywieniem zwierząt, wynalazł ograniczającą odbijanie się tabletkę dla bydła. To skuteczny sposób zwalczania efektu cieplarnianego — cieszy się Niemiec. Tabletka wielkości pięści (tzw. bolus), połączona ze specjalną dietą i ścisłymi porami karmienia, ma wpłynąć na ilość powstającego metanu. Drochner chce w ten sposób polepszyć warunki życia zwierząt, a także rozsądniej wykorzystać energię powstałą w procesie fermentacji trawy (do tej pory była ona po prostu marnotrawiona). Moglibyśmy wykorzystać energię do wspomożenia krowiego metabolizmu. Pomysł jest prosty: zamiast wydalać metan, zwierzę mogłoby go użyć do wytworzenia glukozy. To z kolei nasiliłoby laktację, a każdy rolnik ucieszy się z dodatkowych litrów mleka. Spore rozmiary tabletki oznaczają, że mogłaby się ona powoli rozpuszczać w żołądku i uwalniać substancje mikrobiotyczne nawet przez kilka miesięcy.
  15. W najbliższy poniedziałek, 12 listopada, specjalista z Google’a weźmie udział w demonstracji kontrowersyjnego "kwantowego komputera” kanadyjskiej firmy D-Wave. O powstaniu tej maszyny i związanych z nią kontrowersjach pisaliśmy na początku bieżącego roku. Doktor Hartmut Neven, pracujący dla Google’a specjalista ds. technologii rozpoznawania obrazów, pokaże algortym rozpoznający grafiki, który będzie działał właśnie na komputerze firmy D-Wave. Demonstracja odbędzie się podczas konferencji nt. superkomputerów SC07 w Reno. Komputery kwantowe Na początek wyjaśnijmy ideę działania komputerów kwantowych. Najmniejszą cząstką informacji wykorzystywaną w komputerach jest bit. Jest on reprezentowany przez 0 lub 1. We współczesnych maszynach informacja, czyli ciąg bitów, przekazywana jest dzięki przepływowi elektronów. Tranzystory w procesorach posiadają przełączniki, które mogą zostać ustawione w pozycji „0” (brak elektronu) lub „1” (elektron obecny). Tak więc za pomocą na przykład trzech bitów możemy stworzyć 8 różnych kombinacji: 1-1-1, 0-1-1, 1-0-1, 1-1-0, 0-0-0, 1-0-0, 0-1-0 oraz 0-0-1. Jednak w danej chwili w tych trzech bitach można zapisać tylko jedną z ośmiu kombinacji. Komputery kwantowe mają bazować na zjawisku z mechaniki kwantowej, która przewiduje, że ta sama cząsteczka może jednocześnie znajdować się w różnych miejscach, czyli jednocześnie przyjmować obie pozycje 0 i 1. Tak więc trzy kwantowe bity, zwany qbitami, mogą jednocześnie przechowywać wszystkie osiem kombinacji i wykonać na nich operacje. Z tego wynika, że trzybitowy komputer kwantowy będzie ośmiokrotnie bardziej wydajny, niż obecnie stosowane komputery. Obecnie coraz powszechniej stosowane są komputery 64-bitowe. A kwantowy komputer operujący jednocześnie na 64 bitach byłby nawet około 18 000 000 000 000 000 000 razy szybszy od współcześnie wykorzystywanej maszyny. Orion Maszyna Orion, kanadyjskiej firmy D-Wave, nie jest tak wydajna. Początkowo operowała na 16 bitach, a więc, jeśli rzeczywiście jest kwantowym komputerem, to jednocześnie przeprowadza 64 000 operacji. Sama firma D-Wave jest finansowana przez kilka funduszy inwestycyjnych. W lutym bieżącego rok pokazała ona Oriona, pierwszy, jak twierdzi, komputer kwantowy. Naukowcy jednak wątpią, czy jest to maszyna takiego typu. Przez 9 miesięcy, które minęły od zademonstrowania Oriona D-Wave nie udowodniło, że wykonuje on kwantowe obliczenia. Wśród sceptyków znajduje się Scott Aaronson, teoretyk komputerowy z Instytutu Obliczeń Kwantowych na University of Waterloo. Jego zdaniem Orion to 16-bitowy komputer, który co prawda operuje na qubitach, ale zachowują się one w jego przypadku jak klasyczne bity. Geordie Rose, główny technolog D-Wave, twierdzi jednak, że Orion w żadnym wypadku nie jest klasycznym komputerem. Poinformował jednocześnie, że maszyna została rozbudowana i obecnie operuje na 28 bitach (na obudowie nowego procesora widać napis Leda, być może więc demonstrowana w poniedziałek maszyna będzie nosiła taką właśnie nazwę). A dowodem na to, w jaki sposób przeprowadza obliczenia, ma być jej wydajność. Jeśli będzie ona znacząco wyższa od analogicznej klasycznej maszyny, ma to być dowód na wyjątkowość Oriona. D-Wave obiecała też już w lutym, że do końca 2008 roku Orion zostanie rozbudowany do 1000 qubitów.
  16. Na Washington University 14-letni chłopiec gra w starą grę "Space Invaders”. Strzela do kosmitów i niszczy ich pojazdy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dziecko kontroluję grę za pomocą... mózgu. Naukowcy mają nadzieję, że dzięki takim eksperymentom będą w stanie stworzyć bardziej zaawansowane urządzenia, którymi będzie można sterować bez użycia rąk. Moim prawdziwym celem jest pomoc osobom niepełnosprawnym – mówi doktor Eric Leuthardt z uniwersyteckiego Wydziału Medycyny. Wybraliśmy grę wideo, ponieważ wiemy, że nastoletni pacjenci będą ich cierpliwie używali – dodał. Chłopiec, który bierze udział w badaniach, cierpi na ciężką postać epilepsji. Kilka razy w ciągu dnia ma ataki. Lekarze musieli usunąć mu kawałek czaszki, by móc leczyć mózg. Uczeni postanowili „wykorzystać” okazję, że mają bezpośredni dostęp do mózgu. Zaproszony do udziału w badaniu chłopiec, wyraził zgodę. Zdaniem Leuthardta to pierwsze tego typu eksperymenty z udziałem nastolatka. Do mózgu dziecka podłączone są czujniki, które monitorują jego pracę, przekazują za pomocą kabli informacje do komputera i pozwolą neurochirurgom ocenić, w której dokładnie części dochodzi do zaburzeń. Zespół Leuthardta postanowił wykorzystać te same czujniki i kable to sterowania grą. Początkowo 14-latek wykorzystywał prawą dłoń do poruszania statkiem w jedną stronę i język do przesuwania go w drugą. Szybko jednak nauczył się kontrolowania go jedynie za pomocą mózgu. Po kilku godzinach był w stanie przejść już na trzeci poziom gry. Prawdziwym przełomem jest to, że wykorzystywane są fale mózgowe o wyższych częstotliwościach – mówi Daniel Moran, która bierze udział w badaniu. Podobne eksperymenty były wykonywane na tym samym uniwersytecie w 2004 roku. Wówczas badano dorosłych. Nastolatek radzi sobie jednak lepiej niż oni.
  17. W bieżącym roku najprawdopodobniej rozpoczną się testy kliniczne nowoczesnych metod leczenia nowotworów, bazujących na nanotechnologii. Nieinwazyjne techniki leczenia guzów nowotworowych mogą, o ile testy wykażą ich skuteczność, zastąpić w przyszłości chirurgię i chemioterapię. Naukowcy mają nadzieję, że nowe metody nie tylko będą miały mniej efektów ubocznych, ale pozwolą zwalczyć nawet te guzy, które obecnie nie poddają się leczeniu lub są niemożliwe do chirurgicznego usunięcia. Jedną z nowych metod jest wykorzystanie nanocząstek pokrytych złotem. Takie cząsteczki, nazywane nanomuszelkami, przenikałyby do komórek nowotworowych. Następnie za pomocą światła podczerwonego byłyby podgrzewane tak, że zabijałyby chore komórki. Jako że nanocząstki rozpraszają światło, można by ich użyć do obrazowania guzów. Nad podobnymi technikami prowadzi prace kilka grup naukowców. Jednak osobami, które umożliwiły prowadzenie takich prac są Naomi Halas i Jennifer West. Przed 10 laty obie panie profesor pracujące na Rice University, opracowały metodę produkcji niewielkich baniek ze złota (w przypadku leczenia raka są to szklane kule pokryte złotem), których średnica wynosi około 100 nanometrów. Są więc wystarczająco małe, by krążyć we krwi i docierać wraz z nią do komórek rakowych, w których powoli się akumulują. Halas i West zdołały tak zmienić nanocząstki, że absorbują one specyficzną długość fali świetlnej. Do leczenia nowotworów wybrały światło podczerwone. Guzy można oświetlać przez skórę lub za pomocą wprowadzanego, np. do płuc, światłowodu. Cząstki absorbując energię świetlną rozgrzewają się, niszcząc komórkę. Przeprowadzano również eksperymenty z użyciem nanocząstek pokrytych przeciwciałami, które zwalczały raka piersi. Testy na zwierzętach wykazały, że metoda jest w 100% skuteczna, a nanocząstki nie są toksyczne. Organizm jest w stanie pozbyć się ich przez układ moczowy w ciągu kilku tygodni.
  18. Producenci zestawów komputerowych będą mogli sprzedawać maszyny z preinstalowanym systemem Windows XP tylko do końca bieżącego roku. O miesiąc dłużej będzie oferowana OEM-owa wersja XP Professional. Umowa pomiędzy producentami komputerów a Microsoftem przewiduje, że od 2008 roku będą oferowane tylko pecety w Windows Vista. Pomimo trwającej kampanii reklamowej Visty, popyt na XP jest wciąż duży. Szczególną popularnością cieszy się ten system na rynku SOHO (small office, home office). Wycofanie wersji OEM nie oznacza, oczywiście, że ze sklepów znikną wersje pudełkowe XP.
  19. Aktywiści próbujący walczyć z globalnym ociepleniem chyba są bez szans. Nie dość, że ich próby zmiany wpływu ludzkości na środowisko napotykają na wielki opór, to jeszcze okazało się, że sprzeciwia im się sama Ziemia. Najnowsze badania wskazują bowiem, że za szybkie topnienie lodu pokrywającego Grenlandię odpowiada nie tylko efekt cieplarniany, ale też przynajmniej jedna plama gorąca (ang. hot spot) z magmą roztapiającą lodowiec. Odkrycie pozwala wyjaśnić, dlaczego pokrywa lodowa Grenlandii przemieszcza się oraz topnieje znacznie szybciej niż pozostałe obszary Arktyki. Wspomniana plama znajduje się w miejscu, gdzie skorupa Ziemi jest stosunkowo cienka, co pozwala zbliżyć się do powierzchni magmie pochodzącej z płaszcza naszej planety. Naukowcy nie byli jednak w stanie wytłumaczyć, dlaczego źródło ciepła pojawiło się tak nagle – odnaleziono je w północno-wschodniej części Grenlandii, gdzie od 1991 roku można było zaobserwować pierwszy w tym rejonie tzw. strumień lodowy. Odpowiedzialny za jego powstanie równie dobrze może być wulkan, co charakterystyka przewodzenia ciepła przez skały. Jednak obserwacje pozwoliły powiązać strumienie lodowe z bliskością magmy, a także wskazały, by podczas oceny skutków działalności człowieka uwzględniać także zjawiska naturalne.
  20. Tranzystor, jeden z najważniejszych wynalazków ludzkości, w powszechnej opinii obchodzi dzisiaj 60 lat. Uznaje się, że został wynaleziony 16 grudnia 1947 roku przez Johna Bardeena, Waltera Brattaina i Willima Shockleya z Bell Labs. Do jego zbudowania inżynierowie użyli kawałka papieru oraz folii z germanu i złota. Okazało się, że urządzenie stukrotnie zwiększa natężenie prądu i działa jak przełącznik. Przez jakiś czas trzymali swój wynalazek w tajemnicy, aż na krótko przed Świętami pokazali do szefom swojej firmy. W 1956 roku za wynalezienie tranzystora otrzymali Nagrodę Nobla. Obecnie każdego roku produkowanych jest około 10 milionów więcej tranzystorów, niż istnieje gwiazd w Drodze Mlecznej. Najbardziej zaawansowane układy scalone składają się z ponad miliarda tranzystorów. Historia nowoczesnej elektroniki rozpoczęła się w 1906 roku. Wówczas Lee de Forest odkrył, że dwie elektrody umieszczone w próżni mogą zwiększać natężenie prądu i działać jak przełącznik. Lampy próżniowe bardzo szybko się rozpowszechniły. Były wykorzystywane w odbiornikach radiowych i telefonach. Do końca I wojny światowej firma Western Electric produkowała rocznie milion lamp. To z lamp próżniowych został zbudowany pierwszy komputer – ENIAC. Była to potężna maszyna o długości 31 metrów, wysokości 3 metrów i głębokości 1 metra. Składała się z około 100 000 części, w tym z 18 000 lamp. ENIAC był dziełem University of Pennsylvania i gdy był włączany, w całej Filadelfii przygasały światła. Ponadto lampy próżniowe przepalały się co kilka dni. Właśnie te wady – olbrzymie zużycie energii oraz wysoka awaryjność – skłoniły naukowców do poszukiwania alternatywy dla lampy próżniowej. W połowie lat 40. ubiegłego wieku w Bell Labs powołano zespół, którego celem było opracowanie takiej alternatywy. Jak wiemy, udało się to 16 grudnia 1947 roku. Pierwszym komercyjnym produktem wykorzystującym tranzystor był aparat słuchowy, który trafił na rynek w 1952 roku. Dwa lata później można było kupić pierwsze radio tranzystorowe. Jego producentem była firma Texas Instruments. Sześć lata później nastąpił kolejny przełom. Jack Kilby z Texas Instruments stworzył w 1958 roku pierwszy w historii układ scalony, umieszczając na jednym kawałku krzemu wiele tranzystorów. Stąd był już tylko krok do współczesnych komputerów. Obecnie tranzystory otaczają nas wszędzie. Są w komputerach, telewizorach, odtwarzaczach MP3, pralkach, kuchenkach, lodówkach i telefonach. Trudno sobie wyobrazić bez nich życie. Za prawdziwego wynalazcę tranzystora można również uznać Juliusa Edgara Lilienfelda. Urodził się on w 1882 roku w Lembergu (Lwów). W latach 20. ubiegłego wieku pracował m.in. na uniwersytecie w Lipsku nad skraplaniem wodoru, opracował kilka ważnych wynalazków (pracował m.in. nad kamerą przemysłową, urządzeniem do badania oczu, głośnikami), a w latach 1925-1927 złożył kilka wniosków patentowych opisujących tranzystor. Brak jednak dowodów na to, by skonstruował takie działające urządzenie. Powszechnie zatem wspomina się o wynalazku Bardeena, Brattaina i Shockleya, a Lilienfeld jest niemal zapomniany.
  21. Łożysko zachowuje się jak pasożyt, by uniknąć ataków ze strony układu odpornościowego kobiety. Naukowcy z Uniwersytetu w Reading odkryli, że wykorzystuje nawet podobne metody ukrywania się. Dzięki temu spostrzeżeniu uda się być może zrozumieć zjawisko wielokrotnych poronień i zapobiec stanowi przedrzucawkowemu (ang. pre-eclampsia). Na tym jednak nie koniec. Wiedząc, jak uniknąć odrzucenia przez układ odpornościowy, można też zacząć skutecznie leczyć choroby autoimmunologiczne, np. reumatoidalne zapalenie stawów czy stwardnienie rozsiane. Łożysko (placenta) jest narządem łączącym zarodek ze ścianą macicy. Umożliwia płodowi nie tylko pobieranie substancji odżywczych z krwi matki, ale również oddychanie czy wydalanie. Wytwarza też hormony konieczne dla podtrzymania ciąży. Zarówno jednak płód, jak i łożysko różnią się genetycznie od matki, dlatego są narażone na ataki ze strony jej układu odpornościowego. Łożysko zawiera antygeny ojca, jest więc allograftem. Uważa się, że jego uszkodzenie może być pewną formą odrzucenia przeszczepu. Łożysko wydziela pewne białko: neurokininę B (NKB). Należy ona do rodziny tachykinin neuropeptydowych. Występuje w o wiele wyższych stężeniach u kobiet, u których dochodzi do stanu przedrzucawkowego. Ponieważ jest wykrywalna już w 9. tygodniu ciąży, badając jej stężenie, można monitorować kobiety z grupy ryzyka. Tachykininy oddziałują na układ nerwowy, mięśnie gładkie, a także wpływają na odpowiedź zapalną oraz immunologiczną. Naukowcy z Reading zaobserwowali, że postać neurokininy B z łożyska reaguje inaczej niż jej wersja używana w laboratorium. Modyfikacja białka zachodzi więc w czasie syntezy w łożysku. W wyniku szczegółowych analiz ujawniono, że łożyskowe NKB zawiera fosfocholinę, czyli związek wykorzystywany przez pasożytnicze nicienie do obrony przed układem odpornościowym gospodarza. Dzięki niej stają się "niewidzialne". Kiedy Brytyjczycy przyjrzeli się kolejnym białkom łożyska, okazało się, że wiele z nich maskuje się w identyczny sposób. Białko powierzchniowe oszukuje komórki układu odpornościowego ciężarnej gospodyni.
  22. Naukowcy z Albert Einstein College of Medicine na Yeshiva University odkryli geny odpowiedzialne za składowanie tłuszczu w komórkach. Tym samym znaleźli odpowiedź na jedno z najważniejszych pytań biologii. Ich prace mogą przyczynić się do opracowania nowych metod walki z otyłością i związanymi z nią chorobami. Dotychczas znaliśmy geny odpowiedzialne za syntetyzowanie tłuszczów. Nie były jednak znane te, które prowadziły do ich składowania w formie kropli lipidowych. Składowanie tłuszczu w formie kropli lipidowych pozwala komórkom na korzystanie z tłuszczu jako źródła energii. Jest to powszechnie stosowana metoda w świecie zwierzęcym. Spotykamy ją od drożdży po ludzi. Gdy dochodzi do przechowywania nadmiaru kropli lipidowych, mamy do czynienia z otyłością – mówi doktor David Silver. Silver wraz z kolegami zidentyfikował dwa geny odpowiedzialne za tworzenie kropli. Nazwano je FIT1 i FIT2 (od Fat-Inducing Transcripts 1 i 2). Oba geny kodują białka, które składają się z więcej niż 200 aminokwasów. Oba są podobne do siebie w 50%, a sekwencja aminokwasów w proteinach FIT nie przypomina sekwencji w żadnych innych białkach, co wskazuje, że FIT są nową rodziną genów. Naukowcy przeprowadzili szereg eksperymentów, które potwierdziły rolę FIT1 i FIT2. Podczas jednego z nich w kolonii ludzkich komórek zwiększyli ekspresję obu genów. Okazało się, że o ile szybkość syntezy tłuszczów w badanej kolonii była taka sama jak w kolonii kontrolnej (z normalnym poziomem FIT), to znacząco wzrosła liczba kropli lipidowych. W kolonii z większą ilością FIT było ich nawet 6-krotnie więcej, niż w kolonii kontrolnej. Inny eksperyment polegał na usunięciu FIT2 z komórek tłuszczowych myszy (w komórkach tych nie występuje ekspresja FIT1). Uczeni wnioskowali, że jeśli usuną FIT2, to liczba kropli lipidowych powinna spaść. Eksperyment potwierdził ich teorię. Zaobserwowali olbrzymią redukcję liczby kropli lipidowych. Rola FIT została potwierdzona również podczas eksperymentów na rybach.
  23. Edson Alves, bezrobotny z Tanabi w Brazylii, zarabia na życie, pozwalając sobie wytatuować na skórze reklamy miejscowych firm. Jego skórę pokrywa już 20 logo lokalnych sklepów, restauracji i innego typu przedsięwzięć. Znajdują się na plecach, klatce piersiowej i ramionach. Pan Alves codziennie zdejmuje koszulkę i przechadza się półnago po ulicach małego miasteczka. Jak powiedział gazecie Terra Noticias Populares, udało mu się w ten sposób zarobić sporo pieniędzy. Wytatuowanie na nim nazwy firmy działa lepiej niż danie ogłoszenia do prasy czy radia — podsumowuje jedna z reklamodawczyń, właścicielka sklepu warzywno-owocowego Ana Bertolli.
  24. Redaktorzy serwisu The Register twierdzą, że dotarli do dokumentów IBM-a, w których Błękitny Gigant mówi o możliwości stworzenia systemu komputerowego tak potężnego, że byłby w stanie „hostować cały Internet jako aplikację”. System miałby być wersją superkomputera BlueGene. Inżynierowie IBM-a proponują takie przerobienie systemu operacyjnego BlueGene’a, by mógł on uruchomić większość wykorzystywanych w Sieci programów – Linuksa, Apache’a, MySQL czy Ruby on Rails. W swoich dokumentach IBM zwraca uwagę na to, że o ile wielkie systemy SMP (summetric multi-processing) jak i klastry mają swoje zalety, to klienci preferują klastry. Pozwalają one bowiem na tanie uzyskanie dużych mocy obliczeniowych. Potężne klastry dorównują lub przewyższają mocą wielkie systemy SMP. Stąd też giganci tacy jak Amazon, Google, Microsoft czy Sun korzystają z klastrów, oferując swoim klientom oprogramowanie, moce obliczeniowe czy miejsce do przechowywania danych. Klastry łatwo jest rozbudowywać, w miarę, jak rośnie zapotrzebowanie na moc obliczeniową. Tutaj jednak pojawia się problem rosnącego zużycia energii (a więc kosztów eksploatacyjnych) oraz rosnącego zapotrzebowania na przestrzeń. IBM uważa, że rozwiązaniem problemu są systemy klasy BlueGene/P, które w wypadku wyjątkowo wymagających zastosować są tańsze i bardziej efektywne niż tradycyjne klastry. Błękitny Gigant już testuje nowe aplikacje dla BlueGene’a i twierdzi, że mogą być one równie wydajne jak klastry. BlueGene/L autorstwa IBM-a to najpotężniejszy superkomputer na świecie. Aż 4 z 10 najpotęzniejszych maszyn tego typu korzysta z wyjątkowej architektury tego systemu. BlueGene wykorzystuje tysiące średnio wydajnych procesorów. Zwykle są to 850-megahercowe układy PowerPC. Cztery procesory z wbudowaną pamięcią oraz kontrolerami naśladują one model SoC (system-on-chip) i tworzą pojedynczy węzeł. Na pojedynczej karcie rozszerzeń umieszczone są 32 takie węzły. Z kolei 16 kart umieszczanych jest na płycie głównej. Dwie takie płyty tworzą pojedynczy moduł BlueGene’a. Jak łatwo obliczyć w skład pojedynczego modułu wchodzą 1024 węzły, które składają się z 4096 procesorów i 2 terabajtów pamięci. Architektura BlueGene pozwala na stworzenie maszyny składającej się z 16 384 modułów. Daje to gigantyczną liczbę ponad 67 milionów procesorów i 32 petabajtów pamięci. Każdy z modułów korzysta ponadto z interfejsów I/O o przepustowości 640 Gb/s. Teoretyczna maszyna mogłaby więc charakteryzować się przepustowością danych rzędu 10,4 Pb/s. Największą siłą BlueGene’a jest hybrydowa konstrukcja, która korzysta z tego, co najlepsze w systemach SMP i klastrach. Każdy z modułów może pracować jako osobny komputer (ma procesor, pamięć i interfejsy I/O), ale może również przyczyniać się do zwiększenia mocy obliczeniowej systemu jako całości. Obecnie maszyny z rodziny BlueGene są wykorzystywane do zadań typowych dla superkomputerów – rozwiązywania pojedynczych problemów. Z dokumentów, do których dotarł The Register, wynika jednak, że IBM pracuje nad stworzeniem znacznie bardziej elastycznego systemu. Inżynierowie eksperymentują już z typowym „internetowym” zestawem programów. Do pojedynczego węzła załadowali zestaw LAMP (Linux, Apache, MySQL, PHP) i uruchomili na nim typowe biznesowe aplikacje oraz serwer Apache. Wydajność węzła była przy takiej konfiguracji programowej niezależna od wydajności całego systemu. IBM zauważa, że takie rozwiązanie idealnie nadaje się w obecnych zastosowaniach sieciowych. Przykład serwisu Nasza Klasa pokazuje, co dzieje się w przypadku, gdy popularność witryny nagle wzrasta i gwałtownie zwiększa się zapotrzebowanie na moc obliczeniową. Przy tradycyjnym podejściu do skalowania sprzętu kończy się to poważnymi problemami w dostępie do witryny oraz koniecznością długotrwałej integracji sprzętu. Architektura BlueGene została stworzona właśnie z myślą o wykorzystaniu dodatkowych zasobów. Każdy z modułów jest zbudowany tak, by działał jako całość składająca się z 1024 węzłów lub też by każdy z węzłów pracował samodzielnie. Gwałtowny przyrost mocy obliczeniowej powoduje więc tylko włączania do pracy kolejnych węzłów i przebiega niezauważalnie. The Register zwraca uwagę na jedną, dość istotną niedogodność proponowanego przez IBM-a rozwiązania. Najpopularniejszą architekturą wśród procesorów jest x86 i większość programów powstaje właśnie na nie. BlueGene korzysta z systemu opartego na Unix/Linux oraz architektury PPC. Pozostaje więc problem zachęcenia szerokich rzesz opensource’owych developerów do tworzenia programów dla PPC.
  25. W raporcie Europejskiego Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób czytamy, że wszystkie dziewczynki powinny być szczepione przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego, który powoduje raka szyjki macicy. Program powszechnych szczepień nie tylko uratowałby życie wielu osób. Uważamy, że zastosowanie szczepionki jest prawdopodobnie opłacalne, a szczepieniu powinny podlegać dziewczęta, które nie rozpoczęły jeszcze życia seksualnego – mówi Johan Giesecke, główny naukowiec Centrum. Najbardziej efektywnymi szczepionkami są Gardasil (producent to Merck) i Cervarix (GlaxoSmithKline). Rak szyjki macicy zabija rocznie około 300 000 kobiet na całym świecie. Większość z nich pochodzi z krajów rozwiniętych. Obecnie pięć krajów UE – Wielka Brytania, Niemcy, Włochy, Francja i Austria – mają narodowe programy szczepień. Większość krajów rozważa jego wprowadzenie. W USA ciągle trwają spory. Władze federalne zalecają szczepionkę, natomiast niektóre organizacje konserwatywne zapowiadają próby blokowania programu szczepień. Eksperci nie są też zgodni, czy jest on opłacalny. Oczywiście nawet zaszczepione kobiety nie powinny zaniechać prowadzenia okresowych badań pod kątem raka szyjki macicy. Obecnie nie wiadomo bowiem, jak długo działa szczepionka. Nie jest ona skuteczna w wypadku, gdy do zakażenia doszło przed jej podaniem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...