Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Trwają testy kliniczne szczepionki kokainowej. Są one prowadzone przez naukowców z Baylor College of Medicine w Houston. Szczepionka stymuluje układ odpornościowy, by atakował kokainę, gdy zostanie zażyta przez osobę uzależnioną. Pracami zespołu kieruje małżeństwo. Tom Kosten jest psychiatrą, a jego żona Therese – psychologiem i neurologiem. W grudniu ubiegłego roku otrzymali oni zezwolenie Agencji ds. Żywności i Leków na rozpoczęcie wstępnych testów. Odbywają się jednocześnie w kilku jednostkach badawczych i mają się zakończyć do wiosny. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wynalazek Amerykanów zostanie ostatecznie dopuszczony do użytku na szeroką skalę. Doktor Kosten podkreśla, że u ludzi, w przypadku których szczepionka jest skuteczna, występuje charakterystyczne zjawisko. Gdy ulegną pokusie i zażyją kokainę, nie przeżywają tzw. haju, przez co ich zainteresowanie narkotykiem słabnie. W normalnych warunkach układ odpornościowy nie może rozpoznać cząsteczek kokainy i innych substancji psychoaktywnych, ponieważ są zbyt małe. Nie wytwarza więc odpowiednich przeciwciał. Aby pomóc mu w przezwyciężeniu tych trudności, Kosten powiązał nieaktywną formę kokainy z dezaktywowanymi białkami przecinkowców cholery. Gdy kiedyś w przyszłości pacjent zażyje narkotyk, zostaną wytworzone przeciwciała, które zwiążą się z cząsteczkami kokainy, nie dopuszczając, by dostały się do mózgu. Istnieje ok. 50 metod terapii kokainizmu, ale większość jest niezbyt efektywna. W 2004 roku brytyjski koncern farmaceutyczny Xenova przedstawił szczepionkę antykokainową TA-CD, ale po upływie pewnego czasu okazało się, że działa ona tylko do pół roku. Tom Kosten pracuje nie tylko nad szczepionką dla kokainistów, ale także dla ludzi uzależnionych od nikotyny, heroiny oraz metamfetaminy.
  2. Ćwiczenie po jedzeniu może sprzyjać utracie wagi, wspierając działanie hormonów hamujących apetyt.To dzięki tym hormonom ludzie aktywni fizycznie bezpośrednio pozakończeniu ćwiczeń czują się mniej głodni. Zjawisko to utrzymuje sięaż do następnego posiłku. Chcesz schudnąć? Zjedz przed spacerem alborundką wokół stadionu... Co ciekawe, nawet jeśli spożywają więcej pokarmów, sportowcy dostarczają swoim organizmom mniej kalorii, ponieważ więcej ich spalają. W badaniach naukowców z 2 uczelni (Surrey University i Imperial College London) 12 wolontariuszy dostawało identyczne śniadania. Godzinę po posiłku połowa miała przez 60 minut jeździć na rowerku treningowym, a pozostali nadal spokojnie siedzieli. Przez kolejne 60 minut wszyscy mogli jeść tyle, ile chcieli. Osoby aktywne fizycznie spaliły 492 kilokalorie, a leniuchujący tylko 197. Po jeżdżeniu na rowerku wolontariusze mieli tendencję do zjadania większych porcji (913 kilokalorii) niż osoby spędzające czas biernie (762 kilokalorie). Po uwzględnieniu energii zużywanej podczas wysiłku gimnastykujący się przyjmowali ogółem mniej kalorii od pozostałych badanych (421 w porównaniu do 565). Tuż po zakończeniu ćwiczeń w ich organizmach wzrastał poziom 3 hormonów kontrolujących apetyt: PYY, GLP-1 oraz PP. Pokrywało się to z opisywanym przez wolontariuszy spadkiem uczucia głodu (Journal of Endocrinology). Dr Denise Robertson, szef zespołu badawczego, podkreśla, że kiedyś myślano, że jedząc więcej po ćwiczeniach, ludzie niweczą swój wysiłek i zaprzepaszczają szansę na zmniejszenie wagi ciała. To jednak nieprawda. Nasze badania wykazały, że ćwiczenia mogą zmieniać apetyt danej osoby i tym samym zapobiegać dalszemu tyciu, stanowiąc część zdrowego, zrównoważonego trybu życia.
  3. Apple prowadzi podobno rozmowy z koncernami muzycznymi, których wynikiem ma być nieograniczone udostępnienie plików muzycznych klientom iTunes. Pomysł Apple\'a polega ponoć na tym, że właściciele niektórych modeli iPhone\'ów i iPodów zyskaliby prawo do nieograniczonego bezpłatnego pobierania plików z iTunes przez cały okres sprawnego funkcjonowania ich urządzeń. Oczywiście wspomniane modele telefonów i odtwarzaczy byłyby droższe od innych. Jeśli Apple zawrze porozumienie z przemysłem muzycznym, mniejsi konkurenci iTunes mogą mieć olbrzymie kłopoty, gdyż klienci chętniej skorzystają z oferty firmy Jobsa. Niedawno Apple poinformowało, że przeciętny użytkownik iPoda kupił w iTunes zaledwie 22 pliki. Nie jest to wiele i dlatego ponoć Apple zaproponowało koncernom nagraniowym, że od każdego sprzedanego iPoda lub iPhone\'a z prawem do nieograniczonego pobierania muzyki zapłaci im 20 USD. Nie wiadomo, czy koncerny się na to zgodzą, gdyż, jak zauważył jeden z ich przedstawiciele, badania wykazały, że konsumenci są skłonni zapłacić jednorazowo nawet 100 USD lub 7-8 dolarów miesięcznego abonamentu za prawo do nieograniczonego pobierania muzyki. Podobny pomysł dotyczący korzystania z muzyki ma też Nokia. Jeśli się on przyjmie to z jednej strony zagrozi małym graczom na rynku, a z drugiej może ograniczyć piractwo, gdyż osoby, które już zapłaciły za prawo do pobierania muzyki, nie będą szukały jej gdzie indziej. Pomysł taki może wpłynąć też na przemysł filmowy, gdyż coraz więcej konsumentów z zadowoleniem przywitałoby taki model sprzedaży wideo.
  4. W ciągu jednego dnia cena akcji Facebooka zmniejszyła się o 18%. Spadek rozpoczął się, gdy swoje wyniki finansowe opublikowała Zynga, firma produkująca gry komputerowe i udostępniająca je na Facebooku. Jednak do największej wędrówki ceny w dół doszło, gdy po raz pierwszy swoje wyniki upublicznił Facebook. Po zamknięciu sesji cena akcji portalu spadła poniżej 24 dolarów. Od czasu rynkowego debiutu sprzed dwóch miesięcy, kiedy to akcje sprzedawano za 38 USD straciły one na wartości aż 37%. Tak duże spadki nie powinny być zaskoczeniem. Firma, której roczne przychody oscylują w okolicy 1 miliarda dolarów została podczas IPO (initial public offering) wyceniona na ponad 100 miliardów USD. Z raportu finansowego Facebooka można było dowiedzieć się, że co prawda przychody zwiększyły się o 32%, ale dochód nie był tak spektakularny. Odnotowano też niewielki wzrost liczby użytkowników. O Facebooku jest tak głośno, że niektórzy inwestorzy spodziewali się, iż wyższe przychody będą oznaczały też wyższe zyski - mówi Jordan Rohan, analityk ze Stifel Nicolaus. W kwartale - trzeba tutaj przypomnieć, że był to drugi kwartał bieżącego roku i pierwszy w historii firmy, w którym miała obowiązek upublicznić wyniki finansowe - przychody portalu wzrosły z 895 milionów do 1,18 miliarda. Firma ogłosiła techniczną stratę w wysokości 157 milionów USD, podczas gdy w analogicznym kwartale ubiegłego roku zanotowała 240 milionów dolarów zysku (11 centów na akcję). Przyczyną straty była konieczność zapisania po stronie wydatków wartości akcji przekazanych pracownikom. Jeśli pominiemy kwestię akcji, to Facebook zarobił 295 milionów USD (12 centów na akcję). Zanim Facebook stał się spółką giełdową jego wartość była szacowana na podstawie wzrostu liczby użytkowników. Teraz zaś świadczą o niej pieniądze, które zarabia - mówi analityk Colin Sebastian. Głównym zagrożeniem dla portalu i inwestorów jest możliwość znudzenia się Facebookiem. Jeśli użytkowników zacznie ubywać lub będą spędzali w serwisie mniej czasu, spadną dochody z reklamy. Podstawowym źródłem przychodów portalu jest reklama, a resztę pieniędzy zapewnia mu sprzedaż wirtualnych dóbr w grach Zyngi. Facebook szuka innych źródeł przychodów. Perłą w jego koronie mogą stać się dane, które użytkownicy ujawniają o samych sobie - ich wiek, płeć, stan cywilny, preferencje muzyczne, filmowe i literackie, zainteresowania itp. Portal testuje też tzw. historie sponsorowane, które nakłaniają użytkowników do polubienia profilu sponsora. To, jak dotychczas, najbardziej dochodowy sposób reklamy. Sądzimy, że najlepiej reklamować produkty tak, by informacja o nich była przekazywana użytkownikom przez ich znajomych - mówi Zuckerberg.
  5. Gdy wskutek zużycia aparatu gębowego robotnice i robotnicy pewnego gatunku termitów nie mogą już pracować, w inny sposób poświęcają się dla dobra kolonii. Zostają wysłani w samobójczą misję, w dodatku wybuchową. Jan Šobotník z Czeskiej Akademii Nauk i Thomas Bourguignon z Université Libre de Bruxelles badali termity Neocapritermes taracua. Ustalili, że w ramach wojny chemicznej z konkurującymi z nimi gatunkami wykorzystują 2-częściowy aparat samobójczy. Zarówno ilość substancji obronnych, jak i gotowość do eksplodowania wzrastają z wiekiem, gdy spada zdolność zdobywania pokarmu. U starszych owadów między tułowiem a odwłokiem widać parę ciemnoniebieskich plamek. To przechowywane w zewnętrznych kieszeniach kryształy białek zawierających miedź (stąd charakterystyczne zabarwienie). Podczas ataku innych termitów, np. Embiratermes neotenicus, niebieskie robotnice i robotnicy wybuchają, uwalniając w ten sposób zawartość gruczołów ślinowych, które znajdują się u nich nie w jamie gębowej, a właśnie w okolicach grzbietu. To bardzo ważna część operacji, dzięki której nieszkodliwe dotąd substancje wchodzą w kontakt z niebieskimi kryształami. Toksyczność niebieskich robotnic jest skutkiem zmieszania składników z 2 źródeł - podkreśla Bourguignon. Ciecz szybko staje się żelem. Kiedy para biologów nakładała ją na rywali N. taracua, u 28% występował paraliż, a 65% umierało. Po usunięciu niebieskich kryształów płyny nie były aż tak zabójcze. Gdy z kolei wyposażano w nie białe (młodsze) osobniki, stawały się toksyczne, ale w mniejszym stopniu od niebieskich koleżanek i kolegów. Akademicy ustalili, że z wiekiem kryształy na grzbiecie stają się coraz większe. Dodatkowo, w porównaniu do młodszych robotnic, starsze są bardziej agresywne w stosunku do innych termitów. Šobotník od lat zajmuje się bronią chemiczną u termitów. Autotyza (ang. autothysis) to nowy obszar jego zainteresowań. Termin ten został ukuty w 1974 r. przez Eleonorę i Ulricha Maschwitzów, którzy próbowali jakoś nazwać wybuchowy mechanizm obronny mrówek Camponotus saundersi.
  6. Naukowcy od dawna pracowali nad stworzeniem maszyny imitującej trójwymiarową strukturę nowotworu. Skonstruowanie takiego urządzenia znacznie ułatwiłoby prace badawcze nad biologią guzów. Mogłoby także przyczynić się do skuteczniejszego testowania nowych leków w warunkach laboratoryjnych, co ułatwiłoby utrzymanie ścisłej kontroli nad eksperymentem, a także pozwoliłoby ograniczyć liczbę testów wykonywanych na zwierzętach. Dotychczas w laboratoriach stosowano masowo zaledwie dwie techniki hodowli. Pierwsza to hodowla zawiesinowa, tzn. taka, w której komórki unoszą się w pożywce podobnie jak krwinki we krwi. W ten sposób można jednak hodować tylko nieliczne typy komórek. Większość potrzebuje kontaktu z podłożem, do którego przylegają podobnie, jak w naturalnej tkance przylegają do tzw. macierzy pozakomórkowej. Największą wadą tego typu hodowli była jej dwuwymiarowa struktura - komórki są hodowane jako pojedyncza, jednolita warstwa, przez co wszystkie rosną w identycznych warunkach. W prawdziwym guzie sytuacja jest bardziej skomplikowana, gdyż ze względu na nierównomierne unaczynienie poszczególne fragmenty tkanki dysponują różnymi warunkami środowiska. Z tego powodu badania nad nowotworami in vitro często nie odzwierciedlały rzeczywistej sytuacji wewnątrz guza. W celu przezwyciężenia tej niedogodności naukowcy opracowali tzw. sferoidy. Są to nieduże pęcherzyki mieszczące w swoim wnętrzu hodowane komórki. Odzwierciedlało to częściowo architekturę guza, lecz technologia ta była ciężka do zastosowania w typowym laboratorium. Wymagała odpowiednich maszyn i stosowania skomplikowanego procesu opłaszczania komórek specjalną błoną, przez co niewiele zakładów badawczych pozwalało sobie na stosowanie tej techniki. Dodatkowo trudno było utrzymać identyczny rozmiar poszczególnych struktur. Mimo to technologia ta ma też swoje wielkie zalety - udowodniono na przykład, że stosowany często w terapii raka piersi lek, Taxol, jest dwukrotnie mniej skuteczny w zabijaniu komórek rosnących wewnątrz sferoidów, niż w przypadku hodowli jednowarstwowej. Osiagnięty w ten sposób wynik jest jednocześnie znacznie bardziej przybliżony do realnej skuteczności tego środka. Grupa naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley postanowiła poszukać łatwiejszej i tańszej metody hodowli symulującej strukturę tkanki. Opracowali oni specjalną trójwymiarową matrycę złożoną z licznych przedziałów, mieszczących zaledwie około dziesięciu komórek każdy. Gdy przepuści się przez nią roztwór komórek nowotworowych (komórki przylegające do podłoża tymczasowo odkleja się od niego, a następnie powstały roztwór wpuszcza do maszyny), wypełniają one poszczególne sektory, a następnie przylegają do ich ścianek. Gdy zasiedlenie matrycy jest zakończone, można do niej wpuścić standardową pożywkę hodowlaną. Luke Lee, główny twórca urządzenia, wyjaśnia sekret skuteczności opracowanego przez jego zespół systemu: Podanie komórek w roztworze pozwala na uzyskanie zbitych grup komórek rozsianych w trójwymiarowej sieci, co odgrywa ważną rolę w formowaniu równomiernych sferoidów. Maria Teresa Santini, niezwiązana z projektem włoska specjalistka w dziedzinie badań nad nowotworami, jest pod wrażeniem działania nowego systemu. To ważny krok naprzód. Do tej pory trudno było uformować sferoidy o identycznym kształcie i strukturze, co znacznie zmniejszało wiarygodność badań laboratoryjnych. Dzięki temu odkryciu możemy uzyskać znacznie większą powtarzalność wyników i jednocześnie pozbyć się błędów wynikających z nierównej wielkości poszczególnych pęcherzyków. Mniej entuzjastyczny jest Wolfgang Mueller Klieser, pracownik Uniwersytetu w Moguncji. Jego zdaniem, równie łatwo byłoby hodować sferoidy z użyciem dotychczas stosowanej technologii, wprowadzając jedynie dodatkowy krok sortowania ich według rozmiaru. Przyznaje jednak, że nowa technologia jest znacznie szybsza - pozwala bowiem wykonać w kilka godzin pracę, która do tej pory wymagała dziesięciu dni. Kontrowersje wzbudza także rozmiar pojedynczych zlepów komórek tworzonych przez maszynę opracowaną w Kalifornii. Luke Lee broni jednak swojego pomysłu, twierdząc, że eksperyment miał jedynie potwierdzić możliwość zastosowania wspomnianej metody. Twierdzi także, że liczba komórek w pojedynczym pęcherzyku odzwierciedla strukturę guza na wczesnym etapie rozwoju. Planuje jednak stworzenie nowych wersji urządzenia, które mogłyby być pomocne w badaniach nad bardziej zaawansowanymi nowotworami.
  7. Amerykańscy astronomowie odkryli nową planetę. HAT-P-1 to jednocześnie największa i najmniej gęsta (a więc i najlżejsza w stosunku do swej objętości) z niemal 200 planet, które odkryto dotychczas poza naszym systemem słonecznym. Planeta jest tak lekka, że, jak uznają specjaliści, unosiłaby się na wodzie. Znajduje się ona w gwiazdozbiorze Jaszczurki, gdzie okrąża jedną z pary gwiazd. Jest oddalona od Ziemi o około 450 lat świetlnych. HAT-P-1 to gazowy gigant, składający się prawdopodobnie z wodoru i helu. Okrąża swoją gwiazdę w odległości dwudziestokrotnie mniejszej, niż pomiędzy Słońcem a Ziemią. Czas jej obiegu wokół gwiazdy wynosi 4,5 doby.
  8. Naukowcy z Consejo Superior de Investigaciones Cientifícas, po przeanalizowaniu 464.411 piosenek, doszli do wniosku, że te, stworzone w ostatnich dekadach są do siebie bardziej podobne, niż utwory wcześniejsze. Analiza wykazała, że od 55 lat w utworach muzycznych ciągle zmniejsza się przejście pomiędzy grupami nut. Te parametry muzyczne są dla piosenek tym, czym słowa dla tekstu. Obserwujemy zatem, że zasób słownictwa jest coraz mniej zróżnicowany - mówi Joan Serrá z Instytutu Badań nad Sztuczną Inteligencją, który stał na czele grupy naukowej. Innymi słowy, gdy znamy jedną nutę współczesnego utworu muzycznego, możemy znacznie łatwiej niż kiedyś odgadnąć, jaka będzie kolejna nuta. Zauważono również spadek zróżnicowania brzmień oraz mniejszą różnorodność wykorzystywanych instrumentów. Na przykład w latach 60. grupy takie jak Pink Floyd eksperymentowały z muzyką w znacznie większym stopniu, niż jest to robione obecnie - dodaje Serrá. Zdaniem naukowca cechami charakterystycznymi współczesnej muzyki są głośność, wykorzystywanie podobnych instrumentów oraz zmiany prostych akordów.
  9. Zwolennikom poprawności politycznej to się zapewne nie spodoba, ale najnowsze badania wykazały, że ludzie są w stanie w mgnieniu oka ocenić orientację seksualną innych osób. Wystarczy krótkie spojrzenie na twarz. Mamy więc kolejny dowód na to, że ludzie podświadomie są w stanie wykryć więcej cech drugiego człowieka, niż nam się wydaje. Wszystko zaczęło się w roku 1994 gdy psychologowie Nalini Ambady i Robert Rosenthal z Tufts University przeprowadzili eksperyment, podczas którego badanym pokazywano 2-sekundowe filmy z nagraniami wykładowców akademickich podczas pracy. Później proszono ich, by ocenili, czy dany wykładowca jest dobrym czy złym nauczycielem. Odpowiedzi porównano z oceną wykładowców, którą wystawili im studenci uczęszczający cały semestr na ich zajęcia. Okazało się, że opinie są zbieżne. Teraz Nalini Ambady i Nicholas Rule postanowili sprawdzić, czy równie dobrze rozpoznajemy orientację seksualną. Mężczyznom i kobietom pokazali oni fotografie 90 twarzy homo- i heteroseksualnych mężczyzn. Czas, w jakim badani patrzyli na zdjęcie, wahał się od 33 milisekund do 10 sekund. Okazało się, że gdy badani widzieli fotografie przez co najmniej 100 milisekund, potrafili z 70% skutecznością odgadnąć orientację seksualną osób na zdjęciach. Skrócenie czasu ekspozycji spowodowało, że odsetek trafień się zmniejszał, natomiast jego wydłużenie nie wiązało się z lepszą oceną orientacji seksualnej. Dowodzi to niezwykłych zdolności naszego mózgu, choć badaczy zastanawia, dlaczego dłuższe przyglądanie się zdjęciom nie poprawiało percepcji. Psycholog David Kenny z University of Connecticut zauważył też, iż w przypadku niektórych zdjęć uczestnicy w każdym przypadku dawali mniej niż 50% trafnych odpowiedzi. Może to, jego zdaniem, oznaczać, iż z niektórych twarzy trudno cokolwiek wyczytać.
  10. Yahoo! zaprezentuje dzisiaj usługę SmartAds, która ma umożliwić firmie zwycięstwo w wyścigu technologii reklamy behawioralnej. Nowa „inteligentna” reklama będzie wyświetlała użytkownikowi to, czym potencjalnie jest najbardziej zainteresowany. SmartAds ma pomóc dostawcom reklamy w analizowaniu zachowania użytkowników na bieżąco i kierowania do nich odpowiedniej treści. Osobie, która szukała ostatnio w Sieci np. lodówki, wyświetlą się reklamy lodówek wraz z cenami i adresami pobliskich sklepów. Skomplikowana technologia SmartAds ma dość prosty cel: wyświetlenie odpowiedniej osobie odpowiedniej reklamy wówczas, gdy będzie najbardziej skłonna do kupienia reklamowanego towaru bądź usługi. Aby SmartAds działały reklamodawca musi dostarczyć Yahoo nie tylko materiały graficzne, ale również zapewnić automatyczny dostęp do swojej bazy danych, z której na bieżąco będą czerpane informacje o dostępności i cenach towarów. Z kolei Yahoo połączy te dane ze swoimi informacjami na temat użytkowników i ich zachowania w Sieci. W przyszłości Yahoo planuje wzbogacenie części reklam, przynajmniej tych dotyczących linii lotniczych, o umożliwienie zakupu biletu bezpośrednio po kliknięciu reklamy. Tak, by użytkownik nie musiał przechodzić na inną stronę, gdzie będzie mógł dokonać transakcji.
  11. "Peruwiańska viagra” to dość oryginalny napój. Składa się z rosołu z białej fasoli, dwóch łyżeczek miodu, kawałków aloesu, kilku łyżeczek maki (andyjskiej rośliny, która zwiększa ponoć wytrzymałość i wydajność seksualną) oraz miejscowej żaby pozbawionej skóry i wnętrzności. Całość jest miksowana w blenderze i sprzedawana w cenie 90 centów za szklankę. Niektóre andyjskie ludy wierzą, że taki koktajl leczy astmę, zapalenie oskrzeli, dodaje energii oraz wzmaga potencję.
  12. Niski poziom testosteronu u mężczyzn po pięćdziesiątce zwiększa ryzyko zgonu. W amerykańskich badaniach wzięło udział 800 panów po 50. roku życia. Jeśli u kogoś występowało niższe stężenie testosteronu, ryzyko zgonu podczas 18 lat studium wzrastało o 33% (w porównaniu do mężczyzn z wyższym poziomem hormonu). Uczestnicy eksperymentu mieli od 50 do 91 lat. Od lat 70. uczestniczyli w kalifornijskim eksperymencie dotyczącym chronicznych chorób. Eksperci podkreślają, że nie zalecali swoim pacjentom zażywania suplementów lub leków. Ze względu na możliwe efekty uboczne lepiej być po prostu aktywnym. To umożliwia utrzymanie odpowiedniego stężenia androgenu. Za niski poziom testosteronu uznawano stężenie znajdujące się poniżej dolnej granicy normy dla młodego dorosłego mężczyzny. To normalne, że z wiekiem stężenie hormonu spada, ale odnotowuje się tu duże różnice międzyosobnicze. W przypadku omawianych badań niski poziom androgenu wystąpił u 29% wolontariuszy. Trzeba podkreślić, że zwiększonego ryzyka zgonu nie można było wytłumaczyć paleniem tytoniu, piciem alkoholu, natężeniem aktywności fizycznej czy pewnymi chorobami, takimi jak występujące wcześniej choroby serca czy cukrzyca. Mężczyźni z niskim poziomem testosteronu cierpią jednak często na tzw. zespół metaboliczny. Jest to zbiorcze określenie kilku czynników ryzyka, m.in.: wysokiego poziomu cholesterolu, wysokiego stężenia glukozy oraz nadciśnienia, a także obwodu pasa powyżej 102 cm. Wszystkie razem predysponują do wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych i cukrzycy. Nasze badania jasno wskazują, że związek między poziomem testosteronu a zgonem nie jest prostym skutkiem chronicznych chorób — podkreśla dr Gail Laughlin z Wydziału Medycyny Rodzinnej i Prewencyjnej Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Styl życia może determinować poziom testosteronu i dałoby się go prawdopodobnie modyfikować, zmniejszając wagę ciała. Lekarstwem na wszelkie dolegliwości wydaje się więc zdrowy tryb życia i ćwiczenia.
  13. Odkryto pierwszego wirusa atakującego iPoda. Prototypowy kod nie jest szkodliwy, ani nie potrafi się rozprzestrzeniać. Nie stanowi więc obecnie realnego zagrożenia. Jest jednak dowodem, że zaatakować można kolejną platformę – tym razem odtwarzacz Apple’a. Wirus, nazwany Podloso, działa na tych iPodach, których użytkownicy zastąpili oryginalny system operacyjny Linuksem. Jeśli szkodliwy plik zostanie zainstalowany i uruchomiony, wirus skanuje dysk twardy odtwarzacza i infekuje wszystkie pliki ELF. Wówczas, przy próbie otwarcia któregoś z tych plików pojawia się komunikat: Zostałeś zainfekowany Oslo, pierwszym wirusem na iPoda z Linuksem. Specjaliści zwracają uwagę, że wraz z pierwszym szkodliwym kodem dla iPoda, firmy stanęły przed nowym zagrożeniem. Dotychczas ich głównym zmartwieniem były ewentualne próby wynoszenia przez pracowników tajemnic firmowych na dysku odtwarzacza. Obecnie będą musiały też dbać o to, by przyniesiony na iPodzie wirus nie zaatakował całej firmowej sieci. Sami użytkownicy mogą być mniej narażeni, gdyż dane przechowywane na iPodach rzadko są interesujące dla cyberprzestępców.
  14. Po raz pierwszy w historii porównano zakres zażywania narkotyków w 19 europejskich miastach, analizując próbki surowych ścieków. Raport naukowców z Norweskiego Instytutu Badań Wody (NIVA) w Oslo oraz Instytutu Maria Negri w Mediolanie nigdy by nie powstał, gdyby nie współpraca z 11 innymi jednostkami badawczymi. W jednym z tygodni marca 2011 r. zespół pobierał próbki z 21 oczyszczalni ścieków, które w sumie obsługiwały ok. 15-mln populację. W moczu identyfikowano biomarkery zażywania kokainy, amfetaminy, metamfetaminy, MDMA (ecstasy) i marihuany. Oceniano ogólną ilość narkotyków przypadającą na dane miasto, a następnie wyliczano, ile przypadłoby w udziale pojedynczemu mieszkańcowi. Okazało się, że w Europie dziennie zażywa się ok. 350 kg kokainy. Wykorzystanie tego narkotyku w Europie Zachodniej i Środkowej jest wyższe niż w Europie Północnej i Wschodniej. Najbardziej kokainowym ze wszystkich badanych miast okazała się Antwerpia. Za nią uplasowały się Amsterdam, Walencja, Eindhoven, Barcelona i Londyn. Największe wykorzystanie MDMA per capita wykryto w Amsterdamie i Utrechcie, na kolejnych miejscach listy wymieniano Antwerpię i Londyn. W próbkach ze Sztokholmu w ogóle nie wykryto ecstasy. Jeśli chodzi o metamfetaminę, prym wiodły Helsinki, Turku, Oslo i Czeskie Budziejowice. Zakres wykorzystania konopi był podobny w całej Europie. Akademików nie zdziwił też fakt, że w porównaniu do reszty tygodnia, w czasie weekendu "obciążenie" próbek kokainą i MDMA było znacząco wyższe. Kevin Thomas z NIVA uważa, że analizy ścieków zawsze będą dokładniejsze od tradycyjnych metod, np. kwestionariuszy samoopisu. W studiach oczyszczalniowych możemy określić, jak duży jest rynek narkotykowy w danym mieście. Jesteśmy też w stanie na bieżąco zmierzyć zmiany w konsumpcji po nalocie policyjnym czy interwencji służb celnych.
  15. Firma Millward Brown opublikowała swój kolejny raport "BrandZ Top 100", w którym wymienia 100 najbardziej wartościowych brandów świata. W 2008 roku wartość wszystkich brandów z Top 100 wzrosła o 21%, z 1,6 biliona USD do 1,94 biliona USD. Na liście 10 najbardziej wartościowych marek znajdziemy cztery firmy (Google, Microsoft, IBM i Apple) ściśle związane z przemysłem IT. Na pierwszym miejscu uplasowało się Google. Wartość tej marki to 86,057 miliarda USD (wzrost o 30%). Drugie miejsce należy do GE (71,379 mld, +15%). Na trzecim miejscu znajdziemy Microsoft (70,887 mld, +29%), a na czwartym Coca-Colę (58,208 mld, +17%). Kolejna jest pierwsza w tym zestawieniu chińska firma - China Mobile. Wartość tego brandu oszacowano na 57,225 mld, co oznacza 39-procentowy wzrost w porównaniu z rokiem ubiegłym. Na szóstym miejscu uplasował się IBM (55,335 mld, +65%), a na siódmym - Apple (55,206 mld), który zanotował najwyższy spośród wszystkich 100 firm wzrost wartości marki. Pomiędzy rokiem 2007 a 2008 zyskała ona aż 123%. Kolejne trzy miejsca należą do McDonald\'sa (49,499 mld, +49%), Nokii (43,975 mld, +39%) oraz Marlboro (37,324 mld, -5%). Branża technologiczna przeżywa obecnie olbrzymi rozkwit. Należy do niej 28 firm na 100 wymienionych w BrandZ. Wartość ich marek zwiększyła się w ciągu roku łącznie o 187,5 miliarda dolarów, co stanowi ponad połowę wzrostu wszystkich firm z listy. Wśród BrandZ Top 100 nie wymieniono żadnej polskiej firmy.
  16. Superkomputery kojarzą się z urządzeniami pozwalającymi na na badanie wnętrza gwiazd, służącymi do symulacji pogody i pomagającymi w szukaniu lekarstwa na raka. Tymczasem naukowcy z University of Edinburgh wykorzystali maszynę Cray XT5 do... symulowania lodów. Z czasem stwierdzili, że 200 000 procesorów zapewnia zbyt małą moc i rozpoczęli symulacje na Crayu XK6, który korzysta z połączonych mocy CPU i GPU. Każdy z węzłów tej supermaszyny składa się z 16-rdzeniowego procesora AMD Opteron 6200, który ma do dyspozycji do 32 gigabajtów pamięci DDR3. Opteron wspomagany jest przez układ Nvidia Tesla X2090 z 6 gigabajtami pamięci GDDR5. W sumie naukowcy mają do dyspozycji 1872 procesory (936 CPU i 936 GPU). Symulacja lodów to część większego programu, w ramach którego prowadzone są badania nad miękkimi materiałami, takimi jak właśnie lody, sosy, lubrykanty czy farby. Dzięki superkomputerom można „zajrzeć“ wewnątrz tych materiałów i sprawdzić, jakie procesy tam zachodzą, co pozwoli na uniknięcie niepożądanych zjawisk, jak np. tworzenie się kryształów tam, gdzie ich nie powinno być.
  17. Morski Dron (Marine Drone) to urządzenie do lokalizowania i zbierania pływających w oceanach śmieci, głównie plastikowych butelek i toreb. Jak tłumaczą projektanci, studenci Międzynarodowej Szkoły Designu, maszyna ma być napędzana wodoodpornymi bateriami i cichym silnikiem elektrycznym. Gdy komora drona całkowicie wypełni się odpadkami, skieruje się on do specjalnego pływającego doku, gdzie grupa ludzi dokona przeładunku. Jak wynika z symulacji, odpadki są przechowywane w sieci, a ich ciężar równoważą boje w kształcie pierścienia. Ryby i inne stworzenia nie powinny wpływać w pułapkę, ponieważ urządzenie wyposażono w nadajnik emitujący drażniące infradźwięki. Co istotne, drony komunikują się ze sobą i stacją bazową za pomocą sonaru. System może pozostać pod wodą do 2 tyg. Na statku, przy którym pływa stacja dokująca, musi się, oczywiście, znajdować dźwig. Choć młodzi Francuzi pomyśleli o wielu szczegółach techniczno-logistycznych, np. podwójnej konstrukcji skorupowej boi przywlotowej (na stali znajduje się warstwa materiału kompozytowego), nie wiadomo, w jaki sposób odpadki mają być zatrzymywane w sieci. W opisie koncepcyjnego urządzenia nie pojawia się wzmianka o żadnym zamknięciu ani o tym, że np. dron zawsze ustawia się pod prąd. Wydaje się jednak, że na jednym ze schematycznych rysunków widnieje filtr i to on mógłby zapobiegać cofaniu śmieciowej zawartości.
  18. Apple odnosi coraz więcej sukcesów w sądowej walce z Samsungiem. Koncernowi udało się uzyskać wstępne zakazy sprzedaży smartfonu Nexus i tabletu Galaxy Tab 10.1. Teraz zanotował kolejne małe zwycięstwo. Sędzia okręgowy w Kalifornii uznał, że Samsung niszczył dowody, które mogły być istotne dla sprawy. Samsung zbudował swój własny centralny system pocztowy, który automatycznie kasuje e-maile po dwóch tygodniach. Już w przeszłości sądy miały o to pretensje do koncernu. Podczas obecnego procesu amerykańska Komisja Handlu Międzynarodowego uznała, że Samsung zachował się odpowiedzialnie, gdyż nakazał swoim pracownikom archiwizowanie e-maili. Jednak sędzia Paul Grewal z sądu okręgowego ma inną opinię na ten temat i uznał działania Samsunga za niszczenie dowodów. Koreański koncern ma zamiar się odwołać, jeśli jednak apelacja nie zostanie uznana, to może wpłynąć na opinię ławy przysięgłych, gdy proces się rozpocznie. Apple ma do Samsunga pretensje o naruszenie jego patentów. Uważa też, że koreańskie produkty za bardzo przypominają jego własne projekty. Amerykański koncern przedstawił w sądzie dokumenty, z których wynika, że Google już w 2010 roku ostrzegał Samsunga, iż Galaxy Tab i Galaxy Tab 10.1 są zbyt podobne do produktów Apple’a. Co więcej, Koreańczycy wynajęli znanych niezależnych projektantów, by ci wydali opinię i również oni stwierdzili, że podobieństwa są zbyt duże. Apple domaga się od Samsunga odszkodowania w wysokości 2,52 miliarda dolarów.
  19. Pentagon został zmuszony do wyłączenia części swojego systemu pocztowego, zawierającego 1500 kont. Na serwerach wykryto bowiem włamanie. Rzecznik prasowy Pentagonu zapewnia, że e-maile, do których miał dostęp cyberprzestępca, nie zawierały żadnych tajnych informacji dotyczących operacji wojskowych. Część niezawierającego tajemnic systemu poczty elektroniczej została wyłączona z powodu wykrycia włamania – powiedział Sekretarz Obrony, Robert Gates. Serwery Pentagonu doświadczają codziennie setek ataków. Na temat tego udanego niewiele wiadomo. Nie wiadomo nawet, czy atakującemu udało się przechwycić jakiekolwiek informacje. Pentagon zapewnia, że pracownicy, których konta wyłączono, wkrótce odzyskają do nich dostęp. Gates pytany, czy jego skrzynka pocztowa też została wyłączona, stwierdził: nie mam e-maila. Słabo orientuję się w nowoczesnej technologii.
  20. Biolodzy zauważyli, że coraz częściej zwierzęta zaczynają wykorzystywać obecność ludzi. Okazało się np., że staliśmy się osobistymi ochroniarzami łosi z parku Yellowstone. Kiedy ciężarna samica zaczyna rodzić, przemieszcza się w okolice dróg, by w ten sposób ochronić młode przed atakami niedźwiedzi. Naukowcy ze Stowarzyszenia Ochrony Dzikiego Życia (Wildlife Conservation Society) zorientowali się, że tak właśnie jest, śledząc przez 10 lat (od 1995 do 2004 r.) poczynania łosi i niedźwiedzi brunatnych. W tym czasie liczba niedźwiedzi gwałtownie wzrosła, najprawdopodobniej w wyniku działań obrońców przyrody. W tej samej dekadzie rodzące łosze przesuwały się rocznie średnio o 125 m w kierunku utwardzonych dróg. Jak powiedział biolog ze Stowarzyszenia Joel Berger, rekordzistka rodziła tylko 46 metrów od drogi. W normalnych warunkach samice starają się na czas porodu nie podchodzić bliżej niż na 1000 metrów. To doskonały wybieg, ponieważ niedźwiedzie unikają ludzkich szlaków komunikacyjnych, zachowując odstęp ok. 500 metrów. Dotyczy to nie tylko Yellowstone, ale także wszystkich innych obszarów występowania tego gatunku. Podobną przykrywką staliśmy się dla zwierząt z zupełnie innych części globu, m.in. kenijskich werwet, które starają się przebywać bliżej siedzib strażników, aby umknąć lampartom, czy podchodzących do ośrodków turystycznych jeleni aksis (czytali) z Nepalu, broniących się w ten sam sposób przed tygrysami (Biology Letters). Nie oznacza to, że powinniśmy przestać zwiedzać parki narodowe lub chodzić po górach, ale musimy być bardziej świadomi naszego wpływu na zachowanie miejscowej fauny.
  21. Naukowcom udało się znaleźć sposób na ochronę kultur bakterii wykorzystywanych do produkcji serów przed atakiem niszczących je wirusów. Odkrycie oznacza, że przemysł spożywczy będzie ponosił mniejsze straty, ponieważ rzadziej będzie się zdarzało, że mleko, które miało stać się serem, skończy jako zepsute mleko. Ataki wirusów to spory problem dla firm takich jak Danisco, której kultury bakterii wykorzystywane są w niemal połowie lodów i serów produkowanych na świecie. Bakteriofagi to jeden z najpoważniejszych problemów przemysłu spożywczego, szczególnie mleczarskiego. Powodują one olbrzymie straty. Wirusy te działają na bakterie z siłą bomby atomowej. Przedostają się do ich komórek, gdzie błyskawicznie się namnażają niszcząc bakterię od wewnątrz. Philippe Horvath i jego zespół pracujący w laboratorium Danisco opracowali sposób na wzmocnienie mechanizmów obronnych bakterii, czyniąc je odpornymi na atak fagów. Ich odkrycie być może pozwoli również na wyjaśnienie mechanizmu działania powtórzeń CRISPR. To powtarzające się w DNA bakterii i archeowców sekwencje DNA o długości od 24 do 48 par bazowych. Są one podobne do fragmentów DNA bakteriofagów. Naukowcy dzięki komputerowej symulacji znaleźli sposób na nakłonienie bakterii do "zapożyczenia” fragmentu kodu genetycznego wirusa i wzmocnieniu dzięki temu swojego potencjału obronnego. Nasze badania po raz pierwszy wykazały, że sekwencje CRISPR pozwalają bakteriom obronić się przed fagami – mówi Horvath. Uczeni sprawdzili swoją teorię na bateriach Streptococcus thermophilus, szeroko używanych w przemyśle mleczarskim. Genetycznie zmanipulowane organizmy rzeczywiście były w stanie odeprzeć atak wroga. Takich bakterii nie będzie jednak można wykorzystać, gdyż wiele krajów zabrania dodawania do żywności genetycznie zmodyfikowanych organizmów. Dla Danisco nie jest to jednak problemem. Firma ma bowiem zamiar wyodrębnić z naturalnych populacji bakterii osobniki oporne i tylko je przeznaczyć do dalszego namnażania.
  22. Czkawkę miewamy wszyscy. Najczęściej przechodzi sama po kilku minutach. Niekiedy tak się jednak nie dzieje. Uporczywa lub nawracająca czkawka bywa wskaźnikiem określonych chorób, np. nowotworu przełyku czy refluksu żołądkowo-przełykowego. Aby pomóc osobom zadręczanym przez tę nieprzyjemną dolegliwość, Philip Charles Ehlinger Junior wynalazł urządzenie, które pomaga w jej zwalczaniu. Ehlinger wspomina o trzech rodzajach czkawki: trwającym do 48 godzin napadzie, czkawce przewlekłej/długotrwałej (trwającej powyżej dwóch dni, ale krócej niż miesiąc) oraz wreszcie o czkawce uporczywej, nieustępującej przez ponad miesiąc. Uporczywe czkawki wpływają niekorzystnie nie tylko na samego pacjenta, ale i na jego rodzinę. Człowiek odczuwa duże zmęczenie, dyskomfort, chudnie, cierpi na bezsenność oraz depresję. Urządzenie Amerykanina z wyglądu przypomina połączenia kubka z anteną. Metalowy pojemnik łączy za pomocą pojedynczej elektrody policzek chorego ze skronią. Kiedy kubek wypełniony jest wodą, a delikwent zaczyna pić, tworzy się zamknięty obwód elektryczny. W ten sposób stymulowane są dwa nerwy: błędny i przeponowy. Dochodzi do przerwania łuku odruchowego czkawki.
  23. Redaktorzy serwisu Techgage przeprowadzili testy wydajności Windows Visty, by sprawdzić, jak najnowszy system operacyjny Microsoftu sprawuje się podczas korzystania z popularnych gier. Uruchamiane przez Techgage gry to Half-Life 2, Call of Duty 2, Quake IV, Ghost Recon: Advanced Warfighter (GRAW) oraz Oblivion. Wydajność systemu sprawdzono również testem 3D Mark. Testy uruchomiono na komputerze wyposażonym w dwurdzeniowy procesor Intel E6300 taktowany zegarem o częstotliwości 1,86 GHz, płytę główną ASUS P5N-E SLI, dwa gigabajty pamięci Corsair PC2-9136 (DDR2-1066). Za obróbkę grafiki odpowiedzialna była karta graficzna ASUS EN7900GT 256 MB. W komputerze znalazł się również dysk twardy Seagate Barracuda 7200.10, system chłodzenia wodnego, nagrywarka DVD i karta Wi-Fi. Generalnie testy wypadały na korzyść Windows XP. W Half-Life 2 przy rozdzielczości 1680x1050 Vista potrafił średnio wyświetlić 61 klatek na sekundę, a XP – 73. Po zmniejszeniu rozdzielczości do 1280x1024 liczba klatek gry wyświetlanych podczas rozgrywki pod kontrolą Visty wynosiła 82 na sekundę, a XP – 96. Podobnie sytuacja wyglądała podczas gry w Call of Duty 2. Przy rozdzielczości 1680x1050 Vista pokazywała 28 klatek, a XP – 38. Zmniejszenie rozdzielczości do 1280x1024 przyspieszyło grę (Vista – 41, XP – 47). W przypadku pozostałych trzech gier różnice między oboma systemami były minimalne. W GRAW najnowszy OS pokazywał 56 klatek w ciągu sekundy, a starszy – 60. Oblivion obciążał oba systemy tak samo, różnica wynosiła zaledwie 1,5 klatki na korzyść XP. Windows Vista sprawował się za to minimalnie lepiej w przypadku gry Quake IV. Tutaj XP wyświetlał średnio 60 klatek, a Vista – 61. Bardzo interesujące rezultaty dał test systemów programem 3D Mark. Gdy wykorzystano najnowszą jego edycję – 3D Mark 06 – różnica w wydajności obu systemów była niemal niezauważalna. XP Pro uzyskał 4892 punkty, a Vista Ultimate 4868. Taki wynik może sugerować, że gdy pojawią się programy i gry zoptymalizowane pod kątem współpracy z najnowszym OS-em Microsoftu, system powinien sprawować się co najmniej tak samo dobrze, jak Windows XP. Olbrzymia, bo aż 50% różnica była widoczna podczas testów 3D Markiem z 2001 roku. Vista uzyskała tutaj 20293 punkty, a XP – 30271. Oznacza to najprawdopodobniej, że starsze gry nie będą działały pod kontrolą Visty tak sprawnie, jak pod kontrolą XP. Trudno wyciągnąć jednoznaczne wnioski z testów, gdyż zbyt wiele czynników ma na nie wpływ. Wydaje się jednak pewne, że w chwili obecnej Vista, przynajmniej dla graczy, jest gorszym wyborem niż XP. Miłośnicy cyfrowej rozrywki powinni poczekać, aż producenci kart graficznych czy płyt głównych udostępnią sterowniki napisane z myślą o Viście, a producenci gier zoptymalizują swoją ofertę pod kątem najnowszego systemu Microsoftu. Redaktorzy Techgage’a stwierdzili, że gracz, przesiadając się z XP na Vistę ma wrażenie, jakby zmieniał Toyotę Celicę na Ferrari 599 GTB Fiorano. Problem w tym, że to Ferrari wyposażone jest w silnik Toyoty. W chwili obecnej Vista wydaje bardzo dobrym systemem operacyjnym dla osób, które komputer wykorzystują głównie do pracy. Pod warunkiem, że dysponują nowym, wydajnym sprzętem. Gracze powinni jednak poczekać kilka miesięcy z jej instalowaniem. Czytaj również: Debiut Windows Visty Windows Vista: opinie
  24. Na co dzień Brian Joseph Davis jest mieszkającym na Brooklynie scenarzystą i artystą. Czasami musi się w nim odzywać instynkt śledczy, stąd pomysł na posłużenie się oprogramowaniem do sporządzania portretów pamięciowych do rekonstrukcji wyglądu bohaterów słynnych powieści, np. hrabiego Drakuli Brama Stokera. Amerykanin stworzył kilkadziesiąt takich portretów. Pracę zaczyna, oczywiście, od opisu czyjejś twarzy. Choć nam Drakula kojarzy się przeważnie z kreacją Béli Lugosiego z 1931 r. (bladą twarzą, gładko zaczesanymi czarnymi włosami, wysokimi kośćmi policzkowymi i demonicznie pomalowanymi oczami), sam Stoker wyobrażał sobie kogoś zupełnie innego. Wysokiego starszego mężczyznę z długimi siwymi wąsami, którego natura obdarzyła orlą twarzą i nosem z wysokim mostkiem oraz dziwnie ukształtowanymi nozdrzami. Cechami charakterystycznymi były też wysklepione czoło, grube, prawie zrośnięte brwi, okrutne usta, blada cera i spiczasto zakończone uszy. Gdy dodamy do tego mocno zarysowaną brodę i zmienione wściekłością niebieskie oczy, powstanie fizjonomia porażająca ukrytym gniewem. Kolekcjonując twarze, najchętniej fikcyjne, Davis uwzględnia sugestie czytelników i po przedyskutowaniu obiekcji wprowadza do portretów odpowiednie poprawki. Zachęcając do uczestnictwa w projekcie, prosi o podsyłanie co barwniejszych opisów. Poza Drakulą, "rozgryzał" też Emmę Bovary z Pani Bovary Gustawa Flauberta, Humberta Humberta z Lolity Nabokova, Annie Wilkes z horroru Misery Stephena Kinga, profesora Jamesa Moriarty'ego z opowiadań o Sherlocku Holmesie czy Lisbeth Salander z Dziewczyny z tatuażem Stiega Larssona. Komentatorzy poczynań Davisa żartobliwie stwierdzają, że przychodzi z pomocą ludziom, którzy reprezentują raczej pojęciowy niż obrazowy styl myślenia. Trzeba przyznać, że coś w tym jest...
  25. Wyrazy twarzy pojawiające się i znikające w mgnieniu oka nie muszą być rejestrowane świadomie, by mózg zareagował na nie odpowiednim ostrzeżeniem na poziomie podświadomości. O ile jest to przydatne w normalnych warunkach, pozwalając uniknąć ukrytych zagrożeń, o tyle wyrażone zbyt silnie może prowadzić do zaburzeń lękowych. Wśród studentów zebrano grupę wolontariuszy. Na ekranie komputera pokazano im 70 różnych twarzy. Wszystkie wyrażały zdumienie. Bezpośrednio przed pojawieniem się każdej zaskoczonej buzi przez 30 milisekund wyświetlano inną twarz. Połowa to fizjonomie ludzi zadowolonych, połowa przestraszonych. Podczas tego eksperymentu zespół Kena Pallera z Northwestern University obserwował aktywność mózgu badanych. Do skóry ich głowy przymocowano elektrody. Mimo że studenci nie byli świadomi, że widzieli jakiekolwiek dodatkowe twarze, ich mózg to zarejestrował. Kiedy wolontariusze mieli ocenić jakąś twarz jako pozytywnie zaskoczoną (np. po przyjeździe niespodziewanego, lecz miłego gościa) lub negatywnie zdumioną (np. po nagłej brutalnej napaści), buzie poprzedzone przestraszonymi twarzami były częściej uznawane za należące do 2. grupy (Journal of Cognitive Neuroscience). Nasze wyniki pokazują, że nieświadomie postrzegany sygnał zagrożenia, taki jak milisekundowy błysk czyichś emocji, może nadal mimowolnie wpływać na oceny społeczne i nasze zachowanie – wyjaśnia Wen Li, współpracownik Pallera. Przed rozpoczęciem eksperymentu każdy jego uczestnik wypełniał kwestionariusz nt. częstości przeżywania lęku, zwłaszcza w kontaktach społecznych. Ludzie obdarzeni osobowością lękową reagowali silniejszym lękiem na podprogowo prezentowane przestraszone twarze. Wg Pallera, ich mózgi mogą być wyczulone na subtelne wskazówki świadczące o zagrożeniu, co z kolei wywołuje nadmierny niepokój. Obserwacje Amerykanów wiele wnoszą do rozumienia fobii, zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych i zaburzeń lękowych uogólnionych. Nie wiadomo, czy podatność na oddziaływanie tzw. mikroekspresji ma duży wpływ na osądy społeczne i zachowanie. Powody, dla których kogoś lubimy lub nie, mogą być w przeważającej części świadome, a nie nieświadome.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...