Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36770
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    209

Odpowiedzi dodane przez KopalniaWiedzy.pl


  1. Historyczna misja, w ramach której na Księżycu po raz pierwszy z powodzeniem wylądował pojazd prywatnej firmy, dobiegła końca. Intuitive Machines, właściciel Odyseusza, poinformowała, że po księżycowej nocy nie udało się nawiązać kontaktu z pojazdem. Tym samym misję oficjalnie uznano za zakończoną.

    Odyseusz poleciał na Księżyc w ramach misji IM-1. Przed miesiącem, 23 lutego, stał się pierwszym prywatnym pojazdem, który miękko lądował na powierzchni Srebrnego Globu. Docelowo miał pracować na Księżycu przez 10 dni, czerpiąc energię z paneli słonecznych. Nie zaprojektowano go tak, by przetrwał noc, kiedy do paneli nie będzie docierała energia, a temperatura znacznie spadnie.

    Już podczas lotu okazało się, że popełniono błąd podczas podłączania laserowego dalmierza. Lądowanie więc opóźniono, a inżynierowie przekierowali dane z dalmierza. Jednak i tym razem pomylili się, gdyż zapomnieli oznaczyć dane napływające z nietypowego miejsca jako prawidłowe. W związku z tym Odyseusz wylądował 1,5 kilometra od wyznaczonego miejsca w wyżej położonym i bardziej nachylonym terenie. Ponadto, gdy zbliżył się do powierzchni Srebrnego Globu, zamiast zawisnąć powoli się przemieszczał. Gdy wylądował jedna z nóg się złamała i pojazd spoczął przechylony o około 30 stopni od pionu. Paradoksalnie problemy z dalmierzem pokazały, że i bez tego – podstawowego – urządzenia nawigacyjnego można wylądować, korzystając tylko z obrazu z kamer i inercyjnych czujników ruchu.

    Jednak w związku z tym, że lądowanie nie przebiegło zgodnie z planem, a panele słoneczne Odyseusza nie były optymalnie oświetlone przez Słońce, zdecydowano o wprowadzeniu pojazdu w stan uśpienia 6 dni po lądowaniu. Miało to na celu zaoszczędzenie energii i przeprowadzenie próby wybudzenia pojazdu po nocy.

    Operatorzy misji rozpoczęli nasłuchiwanie sygnałów z Odyseusza 20 marca. Liczyli na to, że oświetlające panele Słońce naładowało akumulatory pojazdu i podejmie on pracę. Po trzech dobach doszli jednak do wniosku, że cud nie nastąpił. Przewidywania co do losu Odyseusza po księżycowej nocy okazały się prawdziwe. Pojazd zamilkł na zawsze. Oficjalnie więc poinformowano o zakończeniu misji.

    Intuitive Machines już przygotowuje dwie kolejne misje. IM-2 ma się odbyć jeszcze w bieżącym roku i będzie lądowała na Biegunie Południowym. Jej celem jest demonstracja technologii wykorzystywania zasobów Srebrnego Globu. Z kolei IM-3 wyląduje w regionie jednego z najlepiej widocznych z Ziemi księżycowych „wirów”, Reiner Gamma. Występuje tam anomalia magnetyczna, którą misja ma zbadać. Przy okazji zademonstruje też technologie rojów robotów.


    « powrót do artykułu

  2. Na stanowisku Serrote do Letreiro w brazylijskim stanie Paraíba zachowały się archeologiczne i paleontologiczne elementy krajobrazu. Stanowisko składa się z trzech wypiętrzeń skalnych o powierzchni ponad 15 000 m2. Paleontolodzy badają zachowane tam ślady teropodów, sauropodów i ornitopodów. Archeologów interesują liczne petroglify, składające się głównie z okręgów wypełnionych promieniście odchodzącymi liniami. Co jednak łączy ślady dinozaurów ze śladami pozostawionymi przez człowieka?

    Archeolodzy badający petroglify zauważyli, że zostały ono celowo umieszczone w pobliżu śladów dinozaurów tak, by nie naruszyć samych śladów. Pomimo obfitości dotychczas zidentyfikowanych petroglifów, żaden z nich nie zachodzi na skamieniały ślady łap. W żadnym z przypadków nie zauważyliśmy, by podczas tworzenia petroglifów naruszono ślady, co wskazuje na uważność twórców petroglifów. W niektórych przypadkach petroglify są niezwykle blisko odcisków łap, a część niemal ich dotyka. To wskazuje na jeszcze głębszy związek pomiędzy zapisem archeologicznym a paleontologicznym, czytamy na łamach Scientific Reports.

    Badane petroglify są podobne do występujących na całym brazylijskim północnym wschodzie. Informacje, jakie na temat Serrote do Letreiro przekazały osoby odwiedzające wcześniej to miejsce, wskazują, że jeszcze niedawno tylko na jednym z wypiętrzeń można było odróżnić co najmniej 30 petroglifów. Badania radiowęglowe 28 pochówków z Pedra do Alexandre – miejsce to naukowcy uznają za należące do obszaru zamieszkania przez ludność, która wykonała petroglify – wskazują, że rysunki naskalne prawdopodobnie powstały pomiędzy rokiem 7450 a 670 przed naszą erą. Na bardziej precyzyjne datowanie samych petroglifów trzeba będzie poczekać do czasu przeprowadzenia badań innymi metodami, na przykład fluorescencyjną spektrometrią rentgenowską.

    Autorzy badań nie wiedzą, dlaczego prehistoryczni twórcy petroglifów umieścili je obok śladów dinozaurów i uczynili to w taki sposób, by ich nie naruszyć. Wysuwają hipotezę, że znaczenie mógł mieć fakt, iż ślady te są podobne do śladów nandu szarego, dużego nielotnego ptaka występującego w Ameryce Południowej. A hipotezę tę wspierają przypominając, że znany brazylijski szlak śladów dinozaurów jest nieoficjalnie zwany „szlakiem nandu szarego”, mimo że obecnie wszyscy wiedzą o istnieniu dinozaurów w przeszłości.

    Może jednak nie chodzić o nandu, a w ogóle o megafaunę. Musimy pamiętać, że przed tysiącami lat ludzie żyli obok wielkich wymarłych dziś zwierząt. W Brazylii był to, spokrewniony ze współczesnymi słoniami, Notiomastodon platensis wielkości słonia indyjskiego. Pozostałościami po innych przedstawicielach megafauny mogą być tajemnicze paleonory w Brazylii.


    « powrót do artykułu

  3. FBI, we współpracy z Departamentem Obrony i Smithsonian Institution, odzyskało i zwróciło Japonii 22 zabytki, które zostały zrabowane przed niemal 80 laty, po bitwie o Okinawę (1 kwietnia – 21 czerwca 1945 roku). Śledztwo zostało wszczęte w styczniu 2023 roku, gdy agent specjalny Geoffrey J. Kelly z biura w Bostonie został poinformowany przez pewną rodzinę o odkryciu, jakiego dokonano po śmierci ojca na strychu rodzinnego domu.

    Rodzina, przeglądając rzeczy zmarłego, trafiła na nietypowe przedmioty. Zauważyli coś, co wyglądało na zabytki sztuki azjatyckiej. Było tam 6 zwojów, ceramika i mapa. Wszystko wyglądało na stare i cenne. Dlatego też członkowie rodziny przeprowadzili małe śledztwo i stwierdzili, że zwoje od niemal 20 lat widnieją na prowadzonej przez FBI witrynie National Stolen Art File, mówi Kelly, który jest członkiem FBI Art Crime Team. Rodzina poinformowała FBI, a Biuro rozpoczęło śledztwo.

    Zabytki zostały zabrane do Narodowego Muzeum Sztuki Azjatyckiej w Waszyngtonie, gdzie – po raz pierwszy od lat – zwoje zostały rozwinięte. Okazało się, że to kolorowe portrety władców Okinawy z XVIII i XIX wieku. Trzy prawdopodobnie stanowiły niegdyś jedną całość. Ponadto wśród artefaktów była ręcznie malowana mapa Okinawy z XIX wieku oraz ceramika. Znaleziono też napisany na maszynie list, którego autor informował, że zabytki zostały zabrane z Okinawy po bitwie.

    Zagadką pozostaje, jak zmarły ojciec rodziny wszedł w posiadanie zabytków. Wiadomo bowiem, że był weteranem II wojny światowej, ale nigdy nie służył na Pacyfiku.

    Najważniejsze jednak, że zabytki odzyskano. Szczególnie cenne są portrety władców Okinawy. Ta sprawa pokazuje, jak ważne są informacje od obywateli, którzy informują nas o podejrzeniach co do pochodzenia zabytków. Chcieliśmy podziękować rodzinie, która się z nami skontaktowała i przekazała skarby, które mogły wrócić do Japonii, stwierdziła dyrektor biura FBI w Bostonie, Jodi Cohen.

    Od czasu uruchomienia FBI Art Crime Program odzyskano ponad 20 000 dzieł sztuki o łącznej wartości ponad 900 milionów dolarów. W bazie National Stolen Art File wciąż widnieje 9 nieodnalezionych dzieł sztuki z Okinawy, w tym pochodząca z XVIII-XIX wieku korona władców Królestwa Riukiu.


    « powrót do artykułu

  4. Bliźniacze gwiazdy powstają z tej samej chmury molekularnej. Powinny mieć więc ten sam skład. Jednak gdy naukowcy z projektu ASTRO 3D oraz ich koledzy z Węgier, USA i Australii, przyjrzeli się 91 wędrujących razem parom bliźniaczych gwiazd odkryli, że 8% gwiazd miało inny skład niż powinno. Autorzy badań doszli do wniosku, że gwiazdy te najprawdopodobniej pochłonęły planetę lub materiał z dysku protoplanetarnego. Co ważne, badania prowadzono na gwiazdach z ciągu głównego, czyli podobnych do Słońca karłach, a nie na olbrzymach, jakimi stają się gwiazdy pod koniec życia, gdy pochłaniają swój układ planetarny.

    Z badań wynika zatem, że co 12. stosunkowo młoda gwiazda prawdopodobnie pochłonęła planetę. Naukowcy nie mają całkowitej pewności, czy chodzi o planetę czy o materiał z dysku protoplanetarnego. Wchłonięcie całej planety to bardziej prawdopodobny scenariusz, chociaż nie możemy wykluczyć pochłaniania olbrzymich ilości materiału z dysku protoplanetarnego, mówi  główny autor badań, doktor Fan Liu z Monash University, który pracuje przy projekcie ASTRO 3D (ARC Centre for All Sky Astrophysics in 3D). Odkrycie ma duże znaczenie dla badań nad ewolucją układów planetarnych.

    Astronomowie zwykle uważają, że takie wydarzenia nie są możliwe. Jednak z naszych obserwacji wynika, że – mimo iż nie mają miejsca zbyt często – to jednak się zdarzają. To otwiera nowe możliwości przed teoretykami zajmującymi się ewolucją układów planetarnych, dodaje profesor Yuan-Sen Ting z Australian National University i ASTRO 3D.

    Mamy tutaj do czynienia z zupełnie inną sytuacją, niż zjawiskiem, które będzie miało miejsce pod koniec życia Słońca, gdy stanie się ono czerwonym olbrzymem i powiększy swoje rozmiary, pochłaniając część Układu Słonecznego.

    Autorzy badań podkreślają, że obserwowali bliźniacze gwiazdy, które narodziły się z tej samej chmury molekularnej i wędrują razem. Niekoniecznie tworzą one układy podwójne, chociaż część z nich takie układy utworzyła.


    « powrót do artykułu

  5. W centrum Przerowa (Přerov) na Morawach archeolodzy z Muzeum Komeńskiego znaleźli wykonaną ze zwierzęcej kości – prawdopodobnie z końskiej goleni – łyżwę sprzed 1000 lat. Pochodzi ona z czasów, gdy znajdował się tutaj bardzo ważne miejsce umocnione. Służyło jako oparcie dla wojsk polskiego króla, Bolesława Chrobrego, który okupował Morawy. Stacjonowali tutaj jego żołnierze, wyjaśnia archeolog Zdeněk Schenk.

    Odkrycia dokonano na Placu Górnym podczas archeologicznych prac ratunkowych. Znajduje się on na wzgórzu nad lewym brzegiem rzeki Bečva. W tym czasie cała średniowieczna aglomeracja, poza ufortyfikowanym wzgórzem, składała się z niewielkich osad położonych wzdłuż rzeki.

    Miejsce, w którym obecnie znajduje się Przerów, ludzie zamieszkiwali już niemal 30 tysięcy lat temu. Pierwsza pisemna wzmianka o miejscowości, z której dowiadujemy się, że leży ona w dobrach biskupa Jindřicha Zdíka, pochodzi z 1141 roku. Sto lat później Przerów uzyskał przywilej miasta królewskiego.

    Łyżwa podobna jest innych tego typu przedmiotów znajdowanych w innych częściach Europy, szczególnie często w osadach wikingów. Z jednej strony jest zagięta do góry i ma wyraźny czubek. Wywiercono tam otwór. Drugi otwór wykonano z tyłu. Służyły one do przeciągnięcia sznurków za pomocą których łyżwę mocowano do butów lub sań. Jak wyjaśnia Schenk, w tamtych czasach ludzie nie jeździli na łyżwach dla rozrywki. Był to środek transportu w miesiącach zimowych. Poruszano się na nich odpychając się kijkami. Łyżwę można było też przymocować do sań, na których transportowano towary po rzece.


    « powrót do artykułu

  6. Kiedy wielkanocne święta zbliżają się wielkimi krokami, napełniając przestrzeń radością i oczekiwaniem na wspólne chwile, dla niektórych z nas ten czas może być przesiąknięty smutkiem i tęsknotą. Jak poradzić sobie z żałobą w takim okresie? Oto kilka sposobów, które mogą pomóc.

    Rozpoznaj swoje uczucia

    Pierwszym krokiem jest przyznanie samemu sobie, że żałoba nie wybiera idealnego momentu i ma prawo gościć w naszym sercu nawet wtedy, gdy wokół panuje świąteczna atmosfera. Pozwolenie sobie na smutek, płacz, czy nawet złość jest kluczowe. To, że cierpisz, nie znaczy, że musisz to robić w samotności. Wyrażanie emocji to zdrowa forma radzenia sobie ze stratą.

    Stwórz nowe tradycje

    Wielkanoc to czas pełen tradycji, ale kiedy nasze serca są ciężkie, staranie się żyć zgodnie ze wszystkimi zwyczajami może być przytłaczające. Dlaczego by nie wprowadzić czegoś nowego? Może to być cichy moment zaświecenia świeczki dla bliskich, którzy odeszli, lub specjalne miejsce przy świątecznym stole, które będzie symbolem ich obecności wśród nas.

    Znajdź wsparcie

    Niezależnie od tego, czy to rodzina, przyjaciele, czy grupa wsparcia – dzielenie się swoimi uczuciami z innymi może przynieść ulgę. Czasami pomoc profesjonalisty, takiego jak zakład pogrzebowy oferujący również wsparcie psychologiczne, może okazać się nieoceniona. Pamiętaj, że żałoba to proces, który każdy przechodzi inaczej, a poszukiwanie wsparcia jest znakiem siły, a nie słabości.

    Pamięć i celebracja życia

    Wielkanoc jest czasem odnowy i nadziei, co może być dobrą okazją do celebracji życia tych, którzy nas opuścili. Może to być prosty gest, jak opowiedzenie ulubionej historii z życia bliskiej osoby podczas świątecznego obiadu, czy też zorganizowanie czegoś, co miało dla niej szczególne znaczenie. Takie momenty mogą pomóc w uleczeniu.

    Zadbaj o siebie

    W żałobie łatwo zapomnieć o własnych potrzebach. Jednak troska o siebie – czy to poprzez zdrowe odżywianie, spacer na świeżym powietrzu, czy chwilę relaksu z dobrą książką – może znacznie pomóc w przetrwaniu trudnych chwil. Pozwól sobie na odpoczynek i nie obwiniaj się za chwile słabości.

    Podsumowując, żałoba podczas wielkanocnych świąt wymaga od nas szczególnej troski o własne emocje i potrzeby. Rozpoznanie uczuć, stworzenie nowych tradycji, poszukiwanie wsparcia, celebracja życia bliskich oraz dbałość o własne samopoczucie to kluczowe kroki, które mogą pomóc w przetrwaniu tego trudnego czasu. Pamiętaj, że każda osoba radzi sobie ze stratą na swój sposób i każdy ma prawo do indywidualnego przeżywania tych chwil. Nie ma jednej, uniwersalnej drogi przez żałobę, ale pamiętanie o tych kilku wskazówkach może sprawić, że wielkanocne święta będą czasem, który choć naznaczony smutkiem, może również przynieść ukojenie i nowe perspektywy.

    Szukaj radości w małych rzeczach

    W trudnych chwilach, kiedy żałoba przytłacza, warto zwrócić uwagę na małe rzeczy, które mogą wnosić światło do naszego życia. To może być promień słońca przebijający się przez chmury, śpiew ptaków za oknem czy ulubiona melodia płynąca z radia. Pozwolenie sobie na dostrzeganie i docenianie tych małych chwil radości może pomóc w łagodzeniu bólu straty.

    Podziel się swoimi wspomnieniami

    Dzielenie się wspomnieniami o osobie, której już z nami nie ma, może być potężnym narzędziem w procesie żałoby. Opowiadając rodzinie i przyjaciołom o pięknych momentach, jakie razem przeżyliście, nie tylko utrwalacie pamięć o bliskiej osobie, ale również pozwalacie innym w uczestniczeniu w tym procesie. To wspólne dzielenie się może być źródłem pocieszenia i bliskości.

    Daj sobie czas

    Żałoba to nie coś, co można przyspieszyć czy pominąć. To proces, który wymaga czasu. Daj sobie przestrzeń i czas, który jest potrzebny do przepracowania emocji. Nie ma określonego terminu, w którym "powinno się" poczuć lepiej. Każdy dzień może przynieść zarówno lepsze, jak i trudniejsze momenty. Bądź dla siebie łaskawy i pamiętaj, że to, co czujesz, jest zupełnie normalne.

    Zachowaj równowagę

    Podczas gdy pamięć o bliskich jest ważna, równie istotne jest dbanie o obecne relacje i własne dobrostan. Staraj się znaleźć równowagę między pamięcią a życiem tu i teraz. Spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi, dbanie o własne zdrowie i dobre samopoczucie to aspekty, które nie powinny być zaniedbane.

    Żałoba w okresie wielkanocnym może być szczególnie trudna, ale pamiętając o tych kilku wskazówkach, można znaleźć drogę, która pozwoli nie tylko przetrwać, ale i znaleźć nowy sens oraz nadzieję. Wielkanoc, święto odrodzenia i nowych początków, może stać się symbolem również dla naszego osobistego procesu żałoby – czasem refleksji, ale i odnalezienia drogi do przodu.


    « powrót do artykułu

  7. W The Lancet ukazały się wyniki badań nad płodnością, demografią i konsekwencjami z tym związanymi. Dowiadujemy się z niego, że do roku 2100 w 97% krajów i terytoriów na całym świecie współczynnik dzietności będzie niższy od koniecznego do zapewnienia zastępowalności pokoleń. Innymi słowy w tych krajach i terytoriach liczba ludności będzie spadała. A zmiana ta będzie niosła ze sobą olbrzymie konsekwencje.

    Utrzymanie długoterminowej zastępowalności pokoleń wymaga współczynnika dzietności równego lub większego od 2,1 dziecka na kobietę. Autorzy badań, opierając się na studium Global Burden of Disease, Injuries, and Risk Factors Study (GBD) 2021 przygotowanym przez Wydział Medycyny University of Washington stwierdzili, że do roku 2050 aż 155 z 204 obecnych krajów i terytoriów będzie miało współczynnik dzietności poniżej zapewniającego zastępowalność pokoleń. Do roku 2100 będzie to 198 z 204 krajów i terytoriów. To zaś oznacza kolosalne wyzwania. Z jednej bowiem strony będzie zmniejszała się liczba osób pracujących, a będzie rósł osób na emeryturze. Będziemy mieli więc do czynienia z wyzwaniem dla gospodarki, systemu zabezpieczeń społecznych, nie wspominając już o systemie opieki zdrowotnej, który będzie musiał sobie radzić ze zwiększającą się liczbą coraz dłużej żyjących pacjentów.

    Nowe badania pokazują też, że dojdzie do znaczącego przesunięcia na globalnej mapie urodzeń. W 2021 roku 29% dzieci na świecie urodziło się w krajach Afryki Subsaharyjskiej. Do 2100 roku będzie się tam rodzić 54% dzieci.

    Stoimy w obliczu kolosalnej zmiany społecznej. W czasie, gdy większość świata będzie zmagała się z problemem zmniejszającej się liczby osób pracujących, z pytaniem jak wypłacać emerytury i jak dbać o starzejące się społeczeństwo, wiele z najuboższych krajów Afryki Subsaharyjskiej będzie musiało zastanowić się, co robić z młodą, szybko rozrastającą się populacją. A musimy pamiętać, że niektóre ze znajdujących się w tym regionie państw to jedne z najbardziej niestabilnych politycznie i gospodarczo krajów, w których panują niezwykle wysokie temperatury i których systemy opieki zdrowotnej są na granicy wydolności, przypomina jeden z autorów badań, profesor Stein Emil Vollset.

    Współautorka badań, Natalia V. Bhattacharjee dodaje, że przyszłe trendy całkowicie zmienią globalną gospodarkę i międzynarodowy układ sił. Konieczna będzie reorganizacja społeczeństw. Świat musi przystosować się do wyzwań związanych z migracją i siecią pomocową, które będą krytycznymi elementami konkurencji o migrantów, potrzebnych do podtrzymania wzrostu gospodarczego. A to wszystko w obliczu boomu urodzin w Afryce Subsaharyjskiej.

    Jeszcze w 1950 roku światowy współczynnik dzietności wynosił 5 dzieci. W roku 2021 spadał on do 2,2 dziecka, z czego w ponad połowie krajów i terytoriów (110 z 204) jest poniżej zastępowalności pokoleń. Sytuacja jest szczególnie zła w Korei Południowej (0,82), Andorze (0,98) i Serbii (1,08). Jednak w Polsce jest niewiele lepsza. W naszym kraju współczynnik dzietności wynosił w 2021 roku zaledwie 1,37. Jeszcze w roku 1980 było to 2,28, a w 1950 – 3,63. Autorzy badań prognozują, że do roku 2050 współczynnik ten zmniejszy się u nas do 1,21, a w roku 2100 wyniesie 1,07. Oznacza to, że o ile w roku 2021 urodziło się w Polsce ok. 330 000 dzieci, to w roku 2050 będzie to 206 200, a w roku 2100 – 74 400.

    Z kolei najwyższy na świecie współczynnik dzietności jest w Czadzie, gdzie w 2021 roku wyniósł on 6,99. Od roku 1950 obniżył się z 7,36. Jednak rosnąca liczba ludności Czadu, przy tak wysokim i powoli spadającym współczynniku dzietności oznacza, że liczba dzieci szybko rośnie. W 1950 roku w Czadzie urodziło się 127 400 dzieci, w roku 2050 będzie to 1 841 100, a w roku 2100 należy spodziewać się niemal 2,5 miliona nowych mieszkańców Czadu.

    W badaniach wyraźnie widać, że wszystkie regiony, na których autorzy podzielili świat, boom urodzin mają już za sobą lub właśnie znajdują się w jego okresie. Wyjątkiem jest Afryka Subsaharyjska. W roku 1950 urodziło się w niej nieco poniżej 9 milionów dzieci, w roku 1980 było to już prawie 18 milionów, w 2021 liczba urodzin wyniosła prawie 38 milionów, a w roku 2050 będzie to ponad 46 milionów. W roku 2100 spadnie do nieco poniżej 40 milionów.

    Wzrost ten napędzają głównie kraje centralnej oraz zachodniej Afryki, od Senegalu po Czad i od Republiki Środkowoafrykańskiej po Angolę. Jednak nawet w tych regionach średnia spadnie w roku 2100 poniżej poziomu zastępowalności pokoleń. Powyżej 2,1 dziecka na kobietę będzie wówczas przypadało jedynie w Nigrze (2,24) i Czadzie (2,15). Ponadto wystarczająco wysoki wskaźnik utrzymają też Somalia (2,45), Tonga (2,45), Samoa (2,57), Tadżykistan (2,13).

    W 2100 roku w Europie krajami o najwyższym współczynniku dzietności będą Dania (1,47), Francja (1,43) oraz Islandia (1,58). Wysokim współczynnikiem (2,09) będzie mógł też pochwalić się Izrael.


    « powrót do artykułu

  8. Człowiek współczesny wielokrotnie opuszczał Afrykę, jednak globalnej ekspansji z Czarnego Lądu dokonał mniej niż 100 000 lat temu. Według części uczonych, nasi przodkowie wykorzystali wówczas „zielone korytarze”, które utworzyły się w wilgotnych okresach. Było tam wystarczająco dużo zasobów, przede wszystkim pożywienia, by duże grupy ludzi mogły bezpiecznie opuścić Afrykę. Autorzy najnowszych badań uważają, że ludzie mogli wędrować też „błękitnymi autostradami”, utworzonymi przez rzeki okresowe.

    Uczeni, którzy prowadzą swoje badania w Rogu Afryki, znaleźli ślady pokazujące, jak ludzie poradzili sobie w czasie supererupcji wulkanu Toba sprzed 74 000 lat, jednej z największych erupcji wulkanicznych w historii. Ta elastyczność nie tylko pozwoliła im przetrwać erupcję, ale ułatwiła późniejsze wyjście z Afryki. Badacze znaleźli też narzędzia do gotowania oraz kamienne narzędzia, będące najstarszymi dowodami na używanie łuku.

    Nasze badania potwierdzają wyniki uzyskane podczas prac w Pinnacle Point w Afryce Południowej – erupcja Toby mogła zmienić środowisko w Afryce, ale ludzie dostosowali się i przetrwali tę zmianę, stwierdza Marean. Uczony wraz z kolegami prowadził badania na stanowisku Shinfa-Metema 1. Znajduje się ono w północno-zachodniej Etiopii u wybrzeży rzeki Shinfa, dopływu Nilu. Do erupcji Toby doszło w czasie, gdy miejsce to było zamieszkane, a świadczą o tym niewielkie fragmenty szkła wulkanicznego, których skład chemiczny odpowiada materiałowi z tej erupcji.

    Jednym z przełomowych elementów naszych badań jest fakt, że metody badania kryptotefry, które opracowaliśmy na potrzeby wcześniejszych prac w Afryce Południowej i użyte obecnie w Etiopii, pozwalają na korelowanie różnych stanowisk w Afryce, a może nawet i na świecie, z dokładnością liczoną w tygodniach, wyjaśnia Marean. Kryptotefra to sygnatura w postaci szkła wulkanicznego o średnicy 20–80 mikrometrów, a więc mniejszej niż średnica włosa.

    Poszukiwanie kryptotefry na stanowiskach to jak szukanie igły w stogu siana, ale bez pewności, że igła w ogóle tam jest. Jednak możliwość korelowania dat stanowisk odległych od siebie o 5000 kilometrów, a może i bardziej, oraz określanie tej korelacji z dokładnością do tygodni, a nie tysiącleci, warta jest tego wysiłku, dodaje Campisano. Metoda identyfikowania niewielkich ilości kryptotefry na stanowisku Pinnacle Point została opracowana na University of Nevada Las Vegas, a następnie udoskonalona w Sediment and Tephra Preparation Lab na Arizona State University.

    Podczas obecnych badań naukowcy badali izotopy w skamieniałych zębach ssaków oraz muszlach ostryg. Na tej podstawie stwierdzili, że badane stanowisko było zajmowane przez ludzi w czasie długich okresów suchych. Można je porównać z najbardziej suchymi regionami wschodniej Afryki zamieszkiwanymi przez ludzi obecnie.

    Znalezione dowody wskazują, że gdy rzeka znikała w porze suchej, ludzie polowali na zwierzęta, która przychodziły do pozostałych zbiorników wodnych, by się napić. Im bardziej zbiorniki te wysychały, tym łatwiej ludziom było łapać żyjące w nich ryby i ich dieta zmieniała się. Wydaje się, że w wyniku eksplozji Toby pora sucha uległa wydłużeniu, przez co ludzie coraz bardziej musieli polegać na rybach. Kurczenie się zaś zbiorników wodnych mogło zmusić ich do wędrówek w poszukiwaniu pożywienia. Gdy ludzie wyczerpali już pożywienie zapewniane przez pobliskie zbiorniki wodne, musieli przenieść się do kolejnych zbiorników. Rzeki okresowe działały więc jak „pompy”, przetaczające ludzi swoimi korytami od jednego zbiornika do drugiego, potencjalnie napędzając w ten sposób ostatnią migrację z Afryki, mówi główny autor badań, John Kappelman z University of Texas at Austin.

    Jest mało prawdopodobne, by ludzie, którzy żyli w Shinfa-Metema 1 byli częścią migracji z Afryki. Jednak ich zdolności do adaptacji umożliwiły przetrwanie zmian warunków klimatycznych powodowane takimi wydarzeniami jak erupcja wulkanu Toba.
    Mieszkańcy Shinfa-Metema 1 polowali na wiele zwierząt, od antylop po małpy. Pozostawili po sobie ślady ognisk oraz wyróżniające się trójkątne, kamienne artefakty. Ich analiza wykazała, że prawdopodobnie były to groty strzał. A że pochodzą sprzed około 74 000 lat, są najstarszymi dowodami na wykorzystywanie łuku.


    « powrót do artykułu

  9. U osób palących e-papierosy, które miały minimalny kontakt z tytoniem, występują w komórkach policzków podobne zmiany epigenetyczne, co u palaczy – informują naukowcy z University College London oraz Uniwersytetu w Innsbrucku. Badania pomagają lepiej zrozumieć długotrwałe skutki palenia e-papierosów. Ich autorzy podkreślają, że nie oznaczają one, iż e-papierosy mogą powodować nowotwory. Ważne jest jednak, by zrozumieć, czy ich stosowanie wiąże się z ryzykiem dla zdrowia, a jeśli tak, to z jakim.

    Autorzy badań, których wyniki opublikowano na łamach Cancer Research, sprawdzili wpływ tytoniu oraz e-papierosów na metylację DNA w ponad 3500 próbek. Badali, w jaki sposób zmienia się DNA komórek wystawionych bezpośrednio (np. w ustach) i pośrednio (np. we krwi) na działanie tytoniu.

    Zmiany epigenetyczne to zmiany ekspresji genów, które mogą zachodzić pod wpływem czynników zewnętrznych, jak np. dieta, tryb życia, stres, wystawienie na działanie środków chemicznych czy hormonów. Nasz epigenom, czyli pełny zestaw modyfikacji DNA i  białek wchodzących w skład chromatyny – substancji budującej chromosomy i będącej nośnikiem genów – ulega zmianom przez całe życie.

    Badacze wykazali, że komórki nabłonka – wyścielają one narządy oraz jamy ciała i to często w nich rozpoczynają się zmiany nowotworowe spowodowane paleniem – znajdujące się w ustach przechodzą znaczne zmiany epigenetyczne u palaczy. Co ważniejsze, zmiany te są znacznie wzmocnione w nowotworach i stanach przednowotworowych płuc w porównaniu ze zdrową tkanką. To wskazuje, że zmiany epigenetyczne spowodowane paleniem prowadzą do szybszego wzrostu komórek. Podobne badania prowadzono już niejednokrotnie. Jednak tutaj nowością jest objęcie nimi również osób palących e-papierosy. Osoby te wypaliły w życiu nie więcej niż 100 tradycyjnych papierosów.

    To pierwsze badania, w których porównano wpływ palenia tytoniu oraz e-papierosów na różny rodzaj tkanek, nie tylko na krew. Uznajemy je za badania bardziej długotrwałych skutków palenia e-papierosów niż te, które dotychczas udało się przeprowadzić, mówi główna autorka, doktor Chiara Herzog.

    Na ich podstawie nie możemy powiedzieć, że e-papierosy mogą powodować nowotwory. Jednak zauważyliśmy, że niektóre zmiany epigenetyczne w komórkach policzków i ust użytkowników e-papierosów są podobne do zmian epigenetycznych w komórkach palaczy tytoniu. Wiemy, że u palaczy tytoniu zmiany te są powiązane z przyszłym wystąpieniem nowotworów płuc. Potrzebne są dalsze badania by stwierdzić, czy na podstawie takich zmian można przewidywać rozwój nowotworu u palaczy tytoniu i użytkowników e-papierosów. Wśród naukowców istnieje zgoda co do tego, że e-papierosy są bezpieczniejsze niż tytoń. Nie możemy jednak uznać ich za całkowicie bezpieczne, ważne jest by zbadać długoterminowe skutki ich używania i ewentualne powiązania z nowotworami, dodaje uczona.

    Naukowcy odkryli też, że niektóre zmiany epigenetyczne spowodowane tytoniem są bardziej stabilne i dłużej się utrzymują po rzuceniu palenia niż inne. Takie bardziej stabilne zmiany zaobserwowano na przykład w komórkach macicy. Wcześniej kwestie takie nie były badane.

    Dziesięciolecia badań dowiodły związków pomiędzy paleniem tytoniu a nowotworami. Dotychczas prowadzone badania dowodzą, że e-papierosy są znacznie bezpieczniejsze od tytoniu i mogą pomóc w rzuceniu palenia. Jednak nasze badania pokazują, że używanie e-papierosów nie jest pozbawione ryzyka. Potrzebne są kolejne prace nad ich długoterminowym wpływem na ludzkie zdrowie, dodaje doktor Ian Walker z Cancer Research UK.


    « powrót do artykułu

  10. We wrześniu 2022 roku pojazd DART uderzył w 170-metrową asteroidę Dimorphos, krążącą wokół asteroidy Didymos. Historyczna misja miała na celu zademonstrowanie technologii obrony Ziemi przed asteroidami. Już 2 tygodnie po teście dowiedzieliśmy się, że był on sukcesem – pędzący z prędkością 6,5 km/s DART zmienił trajektorię asteroidy cięższej od siebie o 8,5 miliona razy. W wyniku uderzenia za asteroidą utworzył się ogon wyrzuconego materiału o długości wielu tysięcy kilometrów. Teraz okazuje się, że trajektoria Dimorphos zmieniła się bardziej, niż wynikało ze wstępnych badań, a zderzenie zmieniło też kształt asteroidy.

    Przed uderzeniem Dimorphos miała kształt sferoidy spłaszczonej, obiegała Didymos po orbicie kołowej w odległości około 1189 metrów, a jeden pełny obieg zajmował jej 11 godzin i 55 minut. Gdy DART uderzył, zaszły interesujące zmiany. Orbita Dimorphos nie jest już kołowa. Okres orbitalny asteroidy – czyli czas, jaki zajmuje jej pełen obieg – uległ skróceniu o 33 minuty i 15 sekund. A cały kształt asteroidy zmienił się z obiektu dość symetrycznego w elipsoidę trójosiową, wyjaśnia Shantanu Nandu, inżynier-nawigator z Jet Propulsion Laboratory, który stał na czele grupy badającej Dimorphos. Dowiadujemy się zatem, że wcześniej asteroida przypominała spłaszczoną piłkę, teraz jej kształt bardziej przypomina melon.

    Naukowcom udało się opracować niezwykle precyzyjne modele układu Didymos-Dimorphos. Są tak dokładne, że pokazują i kształt Dimorphos, i jej kiwanie się w przód i w tył w miarę jak okrąża Didymosa. Pozwoliły również określić ewolucję orbity mniejszej asteroidy.

    Natychmiast po uderzeniu orbita Dimorphos wokół Didymos uległa skróceniu o 32 minuty i 42 sekundy. W kolejnych tygodniach, w wyniku postępującej utraty materiału skalnego, orbita nadal się skracała. W końcu ustabilizowała się i obecnie Dimorphos obiega Didymos w ciągu 11 godzin, 22 minut i 3 sekund. Okres orbitalny jest więc o 33 minuty i 15 sekund krótszy niż przed zderzeniem. Naidu zapewnia, że obliczenia przeprowadzono z dokładnością do 1,5 sekundy. Oznacza to, że średnia odległość pomiędzy obiema asteroidami wynosi obecnie 1152 metry, o 37 metrów mniej niż wcześniej. Orbita Dimorphos nie jest już kołowa, a eliptyczna.

    Europejska Agencja Kosmiczna planuje wystrzelenie w październiku bieżącego roku misji Hera, która odwiedzi układ Didymos-Dimorphos i na miejscu sprawdzi, czy wszelkie obserwacje i obliczenia są prawidłowe.


    « powrót do artykułu

  11. Wprowadzenie do branży motoryzacyjnej może wydawać się wyzwaniem, ale z odpowiednią wiedzą i przygotowaniem otwarcie własnego salonu samochodowego staje się realnym celem. Sprawdź, jak osiągnąć sukces w tej konkurencyjnej branży.

     

    Od czego zacząć?

    Rozpoczęcie działalności salonu samochodowego wymaga gruntownej analizy i strategicznego planowania. Pierwszym krokiem jest przeprowadzenie szczegółowego badania rynku, aby zrozumieć potrzeby potencjalnych klientów oraz zidentyfikować niszę, którą można wykorzystać. Następnie niezbędne jest zdefiniowanie grupy docelowej, co pozwoli dostosować ofertę do jej oczekiwań.

    Kolejny etap to przygotowanie solidnego biznesplanu uwzględniającego wszystkie aspekty działalności – od finansowania po strategie marketingowe. Ważne jest również zwrócenie uwagi na wymagania prawne związane z otwarciem i prowadzeniem salonu samochodowego, w tym uzyskanie niezbędnych zezwoleń i licencji. Przemyślane podjęcie tych wstępnych kroków ułatwi pomyślne uruchomienie salonu i położy mocne fundamenty pod przyszły rozwój firmy.


    Jakie wymagania prawne należy spełnić, aby otworzyć salon samochodowy?

    Aby otworzyć salon samochodowy, konieczne jest spełnienie określonych wymagań prawnych, które różnią się w zależności od jurysdykcji. Pierwszym krokiem jest zarejestrowanie działalności gospodarczej w odpowiednim urzędzie, co wiąże się z wyborem formy prawnej przedsiębiorstwa. Następnie należy uzyskać zezwolenia i licencje specyficzne dla branży motoryzacyjnej, co może obejmować licencję na handel pojazdami lub zezwolenie na prowadzenie działalności.

    Ważne jest także, aby zapoznać się z przepisami dotyczącymi ochrony konsumenta, finansowania, ubezpieczeń oraz normami środowiskowymi. Dokładne zrozumienie i stosowanie się do tych regulacji jest niezbędne, aby uniknąć potencjalnych problemów prawnych i zapewnić legalne funkcjonowanie salonu samochodowego.

     

    Jakie ubezpieczenie wybrać dla salonu samochodowego i oferowanych pojazdów?

    Wybór odpowiedniego ubezpieczenia dla salonu samochodowego i oferowanych pojazdów jest istotny dla zapewnienia ochrony przed różnorodnymi ryzykami. Dla samego salonu zalecane jest ubezpieczenie majątkowe, które obejmie ochroną budynek, wyposażenie oraz pojazdy znajdujące się na terenie obiektu. Ważne jest również rozważenie polisy odpowiedzialności cywilnej chroniącej przed ewentualnymi roszczeniami klientów czy trzecich stron.

    Chociaż salon samochodowy jako taki nie jest zobligowany do posiadania ubezpieczenia OC dla oferowanych pojazdów, to jego odpowiedzialnością jest uświadomienie klientów o konieczności posiadania takiego ubezpieczenia. Umożliwienie dostępu do szybkiego i efektywnego sposobu ubezpieczenia na przykład poprzez współpracę z zaufanymi agentami ubezpieczeniowymi lub oferowanie bezpośrednich konsultacji z przedstawicielami firm ubezpieczeniowych w salonie, może stanowić dodatkowy atut i budować zaufanie klientów.

    Włączenie do procesu sprzedaży narzędzia takiego jak kalkulator OC, umożliwiającego klientom natychmiastowe wyliczenie kosztu ubezpieczenia, jeszcze bardziej ułatwi i przyspieszy całą procedurę, zwiększając wartość oferowanych usług, a także przyczyniając się do podnoszenia świadomości na temat ważnego elementu bezpieczeństwa i odpowiedzialności na drodze.

     

    Jak znaleźć idealną lokalizację dla salonu samochodowego?

    Wybór odpowiedniej lokalizacji dla salonu samochodowego jest decydującym czynnikiem, który może wpłynąć na sukces całego przedsięwzięcia. Ważne jest znalezienie miejsca o wysokiej widoczności i łatwej dostępności zarówno dla klientów indywidualnych, jak i dostaw. Doskonałym wyborem mogą okazać się tereny położone w pobliżu głównych arterii komunikacyjnych czy obszarów o dużej aktywności gospodarczej.

    Warto również rozważyć bliskość innych punktów handlowych, które mogą generować dodatkowy ruch potencjalnych klientów. Przeprowadzenie szczegółowej analizy rynku oraz zapotrzebowania w wybranym regionie pozwoli na zidentyfikowanie najbardziej obiecujących lokalizacji. Ostatecznie wybór miejsca powinien być decyzją uwzględniającą zarówno potencjał rynkowy, jak i realia finansowe przedsięwzięcia.

     

    Jak skutecznie promować nowo otwarty salon samochodowy?

    Skuteczna promocja nowo otwartego salonu samochodowego wymaga zastosowania wielokanałowej strategii marketingowej. W pierwszej kolejności warto stworzyć profesjonalną stronę internetową oraz aktywne profile w mediach społecznościowych, które będą regularnie aktualizowane treściami angażującymi potencjalnych klientów. Reklama lokalna zarówno w mediach tradycyjnych, jak i online, może zwiększyć świadomość marki wśród mieszkańców.

    Organizowanie eventów otwarcia z atrakcyjnymi promocjami lub testami pojazdów przyciągnie uwagę i zachęci do odwiedzin salonu. Niezastąpione będą również działania networkingowe i budowanie relacji z lokalną społecznością oraz innymi przedsiębiorcami. Wprowadzenie programu lojalnościowego lub ofert specjalnych dla pierwszych klientów może dodatkowo pobudzić zainteresowanie i sprzedaż. Ważne jest, aby strategia marketingowa była spójna i dopasowana do profilu docelowych odbiorców salonu.


    « powrót do artykułu

  12. Tantal, jeden z najrzadszych pierwiastków, posiada dwa naturalne stabilne izotopy. Niezwykle rzadko występujący, Ta-180m, ma niezwykłą cechę – istnieje w długotrwałym stanie wzbudzenia. W stanie tym jego protony lub neutrony mają wyższą energię niż w stanie podstawowym. Z energetycznego punktu widzenia możliwy jest rozpad radioaktywny Ta-180m, jednak zjawiska tego nigdy nie zaobserwowano. Uczeni z amerykańskiego Departamentu Energii prowadzą eksperymenty, których celem jest zarejestrowanie rozpadu Ta-180m. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż czas jego połowicznego rozpadu jest wielokrotnie dłuższy od czasu istnienia wszechświata. Specjaliści szacują, że może on być około miliona razy dłuższy.

    Rozpad stanów wzbudzonych pozwala nam badać, jak one powstają. Fizycy jądrowi niejednokrotnie badali krótko żyjące izotopy. Chcieliby jednak wiedzieć, co dzieje się na drugim końcu spektrum. Dlatego badają ekstremalny przypadek, jakim jest Ta-180m. To, co na jego temat wiadomo, wynika z naszej wiedzy o krócej żyjących izotopach. Jednak jego wyjątkowa stabilność rzuca wyzwanie teoriom jądra atomowego i jego rozpadu. Dlatego też eksperci przypuszczają, że zaobserwowanie rozpadu Ta-180m znakomicie zwiększyłoby naszą wiedzę na ten temat. Teraz, po raz pierwszy, udało się zaprojektować eksperyment, który ma szansę zarejestrować rozpad tantalu-180m.

    Naukowcy zmodyfikowali urządzenie Majorana Demonstrator, zbudowane z myślą o poszukiwaniu podwójnego bezneutrinowego rozpadu beta germanu-76, którego czas półrozpadu jest o... 130 miliardów razy dłuższy niż czas istnienia wszechświata.

    Badacze tantalu-180m, po trwających rok eksperymentach w Majorana Demonstrator, w których wykorzystali czujniki z germanu, osiągnęli niespotykany dotychczas poziom czułości. Opracowali też metody analityczne, które mają pozwolić na wykrycie spodziewanych sygnatur rozpadu Ta-180m. Ich badania przyniosły już konkretne wyniki. Ustalili bowiem, że pierwszego rozpadu mogą spodziewać się po 1018–1019 latach prowadzenia eksperymentu. To pierwszy przypadek potwierdzenia, że można eksperymentalnie zaobserwować rozpad tego izotopu.


    « powrót do artykułu

  13. Kamil Bilski ze Stowarzyszenia „Wspólne Dziedzictwo” z Opatowa znalazł w Kaliszanach niezwykle cenną, unikatową monetę – złotą monetę celtycką z I wieku p.n.e. To tzw. stater miseczkowaty, który ma jedną stronę wklęsłą, drugą wypukłą. Niektórzy badacze uważają, że tego typu monety należą do celtyckich staterów typu krakowskiego. Najwięcej ich znaleziono w okolicach Krakowa, gdzie prawdopodobnie znajdowała się mennica. O jej istnieniu może świadczyć chociażby znalezienie na terenie Nowej Huty (Mogiły) form odlewniczych do krążków menniczych.

    Tego typu statery znane są też z innych części Polski i Ukrainy, a pojedyncze sztuki znaleziono w Niemczech, Czechach, Słowacji i Chorwacji. O tym, jak unikatowe to odkrycie niech świadczy fakt, że w całej Europie znaleziono dotychczas jedynie około 30 staterów typu krakowskiego. Jeszcze rzadsza jest moneta typu znalezionego przez Kamila Bilskiego. Specjaliści mówią w jej wypadku o typie „Kryspinów”. Pierwszy taki numizmat znaleziono w XIX wieku i obecnie znajduje się on w Bibliothèque nationale de France w Paryżu, drugi odkryto w 1995 roku w Kryspinowe. Ten z Kaliszan jest trzeci.

    Celtowie mieszkali w okolicach dzisiejszego Krakowa w ostatnich wiekach przed naszą erą. Byli oni prawdopodobnie odłamem plemienia Bojów, których główne siedziby znajdowały się w Kotlinie Czeskiej. Badacze nie są zgodni co do tego, czy statery typu krakowskiego są naśladownictwem staterów greckich czy też rzymskich denarów. Nie ma też zgody co do znaczenia ikonografii na monetach.

    W okolicach Opatowa i Sandomierza znaleziono wiele zabytków celtyckich. Niewykluczone, że Celtowie osiedlali się w okolicach Opatowa, gdyż tamtędy prowadziły szlaki handlowe łączące Małopolskę z Kujawami. Być może jednak interesowali się złożami rud żelaza w Górach Świętokrzyskich. Nie wiemy jednak, czy złoża te eksploatowali, ale jeśli tak, to na niewielką skalę. Ośrodek metalurgii w Górach Świętokrzyskich powstał dopiero w II/III wieku i został stworzony przez Wandalów.


    « powrót do artykułu

  14. W ciągu kilku najbliższych miesięcy będziemy mieli okazję zobaczyć gołym okiem gwiazdę T Coronae Borealis, położoną w odległości około 3000 lat świetlnych od Ziemi. To jedyna szansa w życiu, gdyż gwiazda ta staje się widoczna raz na 80 lat. Ostatni raz gołym okiem można ją było zobaczyć w 1946 roku. Astronomowie spodziewają się, że T CrB może pojawić się na niebie w każdej chwili, nie później niż we wrześniu bieżącego roku.

    Wielkość gwiazdowa układu T Coronae Borealis wynosi zwykle +10. To zbyt mało, by oglądać go gołym okiem. Jednak już wkrótce zwiększy się ona do +2 i układ będzie miał jasną podobną do jasności Gwiazdy Północy, Polaris. W pełnej chwale T CrB będzie widoczna przez kilkanaście godzin, później jej jasność zacznie spadać. Układ można będzie obserwować gołym okiem przez kilka dni, a za pomocą słabej lornetki przez nieco ponad tydzień. Później znowu zmniejszy jasność i gołym okiem zobaczą ją kolejne pokolenia.

    T CrB to układ podwójny, składający się z białego karła i czerwonego olbrzyma. Obie gwiazdy są na tyle blisko, że gdy czerwony olbrzym destabilizuje się w wyniku rosnących temperatury oraz ciśnienia i odrzuca zewnętrzne warstwy, materiał ten trafia na powierzchnię białego karła. Naukowcy szacują, że co około 50 lat biały karzeł gromadzi w ten sposób materię o masie Ziemi. Z czasem jego cienka i gęsta atmosfera rozgrzewa się do tego stopnia, że dochodzi do niekontrolowanej reakcji termojądrowej i pojawia się nova widziana z Ziemi gołym okiem. Proces ten nie niszczy białego karła. Pozwala mu się pozbyć nagromadzonej materii. I proces jej akumulacji zaczyna się od nowa.

    W 2015 roku astronomowie zauważyli, że jasność T CrB zaczyna się zmieniać. W kwietniu ubiegłego roku odnotowano znaczący spadek jasności, który zapowiada pojawienie się nowej.

    Astronomowie sądzą, że najstarsza obserwacja T CrB pochodzi z 1217 roku, kiedy to mnisi z okolic Augsburga zauważyli na niebie nieznaną wcześniej słabo świecącą gwiazdę, która zniknęła po kilku dniach.

    Bardzo dobrze udokumentowane jest pojawienie się T CrB w 1866 roku. Na tej podstawie przewidziano, że do kolejnej erupcji dojdzie w 1946 roku. Na krótko przed pojawieniem się T CrB na niebie, astronom-amator Leslie Peltier zauważył znaczy spadek jej jasności. Samego rozbłyśnięcia gwiazdy nie zaobserwował, bo... leżał w łóżku złożony przeziębieniem.

    Jeśli chcemy zobaczyć „nową” gwiazdę, powinniśmy poszukać gwiazdozbioru Korona Północna (Corona Borealis). To łukowato wygięty gwiazdozbiór na zachód od Herkulesa. Jego najjaśniejszą gwiazdą jest Alfa CrB o wielkości gwiazdowej 2,2, więc T CrB będzie od niej jaśniejsza. Od Alfa CrB spójrzmy na wschód i w dół, tam znajdziemy gwiazdę Gamma, a następnie Delta. T CrB pojawi się na wschód od Delty.


    « powrót do artykułu
    • Lubię to (+1) 1
    • Haha 1

  15. Naukowcy opublikowali największą w historii mapę aktywnych supermasywnych czarnych dziur w centrach galaktyk czyli kwazarów. Są one, wbrew temu co zwykle myślimy o czarnych dziurach, jednymi z najjaśniejszych obiektów we wszechświecie. Bardzo silne promieniowanie kwazara powstaje w dysku akrecyjnym masywnej czarnej dziury. Opadające nań gaz i pył rozgrzewają się, świecąc silniej niż cała galaktyka, w której kwazar się znajduje.

    Na mapie zarejestrowano położenie w czasie i przestrzeni około 1,5 miliona kwazarów. Najstarsze z nich znajdują się w odległości ponad 12 miliardów lat świetlnych od Ziemi.

    Ten katalog kwazarów różni się od wszystkich poprzednich, gdyż zapewnia nam trójwymiarową największą ze wszystkich mapę wszechświata, mówi współtwórca mapy, profesor David Hogg z New York University i Flatiron Institute. To nie jest katalog z największą liczbą kwazarów, ani z najlepszymi pomiarami kwazarów. To katalog z największą zmapowaną w historii częścią wszechświata, dodaje.

    Katalog powstał na podstawie danych z teleskopu kosmicznego Gaia Europejskiej Agencji Kosmicznej. Celem teleskopu jest stworzenie mapy gwiazd w Drodze Mlecznej, jednak rejestruje on też obiekty poza naszą galaktyką, w tym inne galaktyki czy kwazary. Byliśmy w stanie dokonać pomiarów gromadzenia się materii we wczesnym wszechświecie, które są równie precyzyjne, co pomiary dokonane przez duże międzynarodowe projekty. To znaczące osiągnięcie, biorąc pod uwagę fakt, że korzystaliśmy z danych, które zostały zebrane przy okazji pracy skupionego na Drodze Mlecznej teleskopu Gaia, dodaje doktor Kate Storey-Fisher z Donostia International Physics Center w Hiszpanii, główna autorka artykułu opublikowanego w The Astrophysical Journal.

    Galaktyki, w których znajdują się kwazary są otoczone przez masywne halo z ciemnej materii. Badając kwazary, astronomowie mogą badać też ciemną materię. Ponadto mierząc odległości do kwazarów możemy lepiej rozumieć proces rozszerzania się wszechświata. Naukowcy z całego świata już wykorzystują nową mapę do pomiarów zmian gęstości materii w kosmosie, rozkład pustek kosmicznych czy drogę Układu Słonecznego w przestrzeni.

    Podczas tworzenia mapy wykorzystano trzeci zestaw danych z Gai, w którym znalazły się informacje o 6,6 milionach prawdopodobnych kwazarów, Wide-Field Infrared Survey Explorer oraz Sloan Digital Sky Survey. Połączenie tych zestawów danych pozwoliło na usunięcie z danych Gai „zanieczyszczeń” takich jak gwiazdy i galaktyki oraz bardziej precyzyjne określenie odległości do kwazarów.


    « powrót do artykułu
    • Pozytyw (+1) 1

  16. Odkrycie naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego daje nadzieję, że w przyszłości uda się leczyć postępujące zwłóknienia narządów wykorzystując w tym celu siły natury. Naukowcy z Krakowa zauważyli bowiem, że w pęcherzykach zewnątrzkomórkowych znajdują się biomolekuły mikro RNA wykazujące silne właściwości przeciwzwłóknieniowe. Pęcherzyki zewnątrzkomórkowe to biologiczne nanostruktury wydzielane przez komórki. Zbudowane są z podwójnej błony lipidowej, wewnątrz której znajdują się liczne substancje aktywne, w różne sposób oddziałujące na inne komórki.

    W eksperymentach in vitro oraz in vivo zaobserwowaliśmy, że po podaniu pęcherzyków zewnątrzkomórkowych następowała znacząca lub całkowita redukcja białek odpowiedzialnych za postępujące usztywnienie tkanek. W modelu zwłóknienia serca u zwierząt doświadczalnych wykryliśmy, że niektóre z badanych osobników już po dwóch tygodniach całkowicie cofnęły zwłóknienie w sercu, pomimo tego, że w tym samym okresie były one stymulowane czynnikiem powodującym zwłóknienie, mówi doktor Sylwia Bobis-Wozowicz, która kierowała pracami zespołu z UJ.

    Naukowcy przeprowadzili szczegółowe analizy, w trakcie których wykazali, że biomolekuły mikro RNA oddziałują na mRNA, będące nośnikiem informacji genetycznej. W mRNA znajdują się precyzyjne informacje dotyczące produkcji konkretnych białek. Okazało się, że biomolekuły mikro RNA hamują produkcję białek prowadzących do zwłóknień. Zatem podając odpowiednią ilość konkretnego mikro RNA w rejony tkanek, narządów czy komórek nadprodukujących białka zwłóknieniowe, możemy powstrzymać rozwój schorzenia, wyjaśnia uczona. Okazało się też, że mikro RNA działa uniwersalnie, tak samo w przypadku zwłóknień różnych narządów, czy to będą płuca, wątroba czy serce.

    Jednak aby myśleć o tego typu terapii, najpierw trzeba wyizolować pęcherzyki zewnątrzkomórkowe. Można to zrobić, hodując je z indukowanych pluripotencjalnych komórek macierzystych (iPSC). IPSC pozyskuje się w wyniku przeprogramowania dojrzałych komórek, do stanu pluripotencji, z zastosowaniem określonych procedur laboratoryjnych. Najpierw od pacjenta pobierane są komórki, na przykład z tkanki tłuszczowej lub krwi. Następnie przeprogramowuje się je do postaci komórek macierzystych iPSC, to znaczy takich, które mogą różnicować w kierunku różnego rodzaju tkanek. Uzyskane komórki hoduje się w specjalnych warunkach fizjologicznych, a następnie izoluje się z takich hodowli pęcherzyki. Zebrane pęcherzyki można podać dożylnie lub umieścić w hydrożelu hialuronowym, który jest neutralny dla organizmu. W ten sposób powstaje preparat, który można wstrzyknąć w miejsce zmienione chorobowo. Forma hydrożelu powoduje, że pęcherzyki będą z niego uwalniane stopniowo w odpowiednio wydłużonym okresie czasu. Dzięki temu zapewnimy większą skuteczność terapii i dłuższe oddziaływanie EVs na tkanki wykazujące tendencję do zwłóknień, opisuje nową technologię Bobis-Wozowic.

    Taki proces przygotowania indywidualnego preparatu leczniczego z wykorzystaniem własnych komórek pacjenta zajmuje około dwóch miesięcy. Naukowcy z UJ przypominają jednak, że pęcherzyki zewnątrzkomórkowe nie są immunogenne, zatem można założyć, że mogą one pochodzić z hodowli od innych dawców. Możliwe byłoby zatem produkowanie uniwersalnego leku, tym bardziej, że pęcherzyki dobrze znoszą przechowywanie przez dłuższy czas.

    Uczeni postanowili też sprawdzić, czy nie lepiej byłoby syntetyzować biomolekuły mikro RNA zamiast hodować iPSC. Z przeprowadzonych kalkulacji wynika, że wariant terapii z syntetycznym mikro RNA, choć technicznie wydaje się prostszy, kosztowałby kilkukrotnie więcej w porównaniu do wariantu, w których hodujemy komórki macierzyste i pozyskujemy z nich naturalne pęcherzyki EVs. Poza tym, niezaprzeczalną korzyścią, jaka płynie z hodowli naturalnej, jest biokompatybilność, a w przypadku terapii personalizowanych – całkowite wyeliminowanie ryzyka wystąpienia niepożądanych reakcji immunologicznych na podawany preparat, stwierdzają badacze.

    Naukowcy z UJ podkreślają, że jak dotąd nie zauważyli żadnych skutków ubocznych opracowanej przez siebie terapii, mimo że podczas eksperymentów wykorzystywali m.in. myszy z osłabionym układem odpornościowym.

    W tej chwili uczeni prowadzą badania i poszukują ich dalszego finansowania. Ze względu na wysokie koszty takich badań poszukujemy podmiotów z sektora firm farmaceutycznych i biotechnologicznych, zainteresowanych doskonaleniem tej technologii i docelowo wprowadzeniem jej na rynek. Nie wykluczamy przy tym przeprowadzenia dalszych prac badawczo-rozwojowych, w wyniku których podniesiony zostanie poziom gotowości technologicznej odkrycia. Zależy to jednak od dalszego finansowania i zaangażowania ewentualnych partnerów – mówi dr inż. Gabriela Konopka-Cupiał, dyrektor Centrum Transferu Technologii CITTRU UJ.


    « powrót do artykułu

  17. W miejscowości Hukkok w pobliżu Jeziora Tyberiadzkiego znaleziono największy w Galilei zespół tuneli i jaskiń wykorzystywanych w starożytności przez Żydów do ukrywania się przed Rzymianami. Badania ujawniły, że w ramach przygotowań do powstania z 66 roku (66–73) oraz powstania Szymona Bar-Kochby (132–136), miejscowa ludność przekształciła podziemną cysternę z czasów Pierwszej Świątyni, w kryjówkę. Na tym się jednak nie skończyło.

    Gdy nadeszło niebezpieczeństwo Żydzi przebili się przez jedną ze ścian mykwy i wykopali tunel łączący się z innymi jaskiniami. Pod domami Hukkok powstał z czasem największy zespół tuneli w Galilei. Tunele łączą ze sobą osiem jaskiń, w których można było się ukryć. Zakręty w tunelach kopano pod kątem 90 stopni, by utrudnić poruszanie się ciężko uzbrojonym Rzymianom ścigającym buntowników.

    Archeolodzy znaleźli dotychczas setki glinianych i szklanych naczyń, pierścień, w którym kiedyś osadzony był cenny kamień (samego kamienia nie odnaleziono) oraz wiele innych interesujących przedmiotów.

    Hukkok zamieszkane było przez Żydów już około 2000 lat temu. Talmud jerozolimski i talmud babiloński wspominają o mieszkających tam w III i IV wieku mędrcach, rabinach Pinkasie i Ezechiaszu. W 2011 roku na lokalnym wzgórzu, w pobliżu znalezionego właśnie kompleksu tuneli i jaskiń, odkryto szczątki synagogi z imponującymi mozaikami. Świątynia datowana jest na okres bizantyjski.

    Odkrycie zespołu tuneli z pewnością wniesie wiele nowych informacji do toczącego się od lat sporu o to, czy powstanie Bar Kochby ograniczało się do Judei i centralnego Izraela, czy też objęło również Galileę. W tej chwili badania pokazują, że znaczna część tuneli i kryjówek była po raz pierwszy wykorzystywana podczas postania z 66 roku, jednak pewne fragmenty datowane są na okres zbliżony do czasów Bark Kochby. Mamy nadzieję, że przyszłe prace przybliżą nas do odpowiedzi na te pytania, mówią dyrektorzy wykopalisk, Uri Berger i Yinon Shivtiel.


    « powrót do artykułu

  18. Przemysłowa produkcja oraz regulacje stanowią zagrożenie dla serów z niebieską pleśnią i camembertów. Sytuacja jest tak poważna, że sery takie mogą zniknąć. Wszystko przez presję selekcyjną, jaką przemysłowa produkcja sera wywiera na grzyby używane do ich produkcji.

    Sery z niebieską pleśnią powstają dzięki Penicilium roqueforti. Na szczęście dla ich producentów pojawiła się nadzieja. Na mało znanym serze z niebieską pleśnią, Termignon, który wytwarzany jest przez kilka farm w Alpach Francuskich, odkryto nieznaną dotychczas populację P. roqueforti.

    Dotychczas na świecie znane były tylko cztery populacje gatunku P. roqueforti, mówi Jeanne Ropars, która wraz z Tatianą Giraud i zespołem z Laboratoire Écologie, Systématique et Évolution przeprowadziła sekwencjonowanie genetyczne nowo odkrytej populacji.

    Wśród tych czterech znanych populacji znajdują się dwie dzikie, odpowiedzialne za gnicie owoców, powstawanie kiszonki i rozkład niektórych rodzajów żywności. Dwie pozostałe populacje wykorzystywane są do produkcji serów. Jedna z nich została prawnie zarezerwowana dla Roqueforta o chronionej nazwie pochodzenia (POD). Wszystkie inne sery z niebieską pleśnią wytwarzane są za pomocą grzybów z drugiej z udomowionych populacji.

    Żeby wytwarzać duże ilości sera metodami przemysłowymi producenci wyselekcjonowali szczepy, które spełniają ich wymagania. Szczepy te muszą dawać ser o odpowiednim wyglądzie, zapachu, w serze nie mogą występować nieapetyczne przebarwienia oraz mykotoksyny. Ponadto szczep musi jak najszybciej kolonizować ser. Przemysłowa produkcja – a na nasze stoły trafia niemal wyłącznie żywność wytwarzana przez przemysł – wywarła tak olbrzymią presję selekcyjną na P. roqueforti, że doszło do ekstremalnego zubożenia bioróżnorodności grzybów.

    Udomowiliśmy te niewidzialne organizmy tak, jak udomowiliśmy psy czy kapustę. Ale stało się to, co dzieje się zawsze z organizmami – małymi czy dużymi – które poddamy drastycznej selekcji, dochodzi do znacznego zubożenia ich puli genetycznej, wyjaśnia Ropars.

    Grzyby zdolne są do rozmnażania płciowego i bezpłciowego. Przemysł polega głownie na rozmnażaniu bezpłciowym, tworząc klony. W wyniku tego przemysłowe szczepy nie są w stanie rozmnażać się z innymi szczepami, co wzbogaciłoby ich zróżnicowanie genetyczne. Więc z czasem powiększa się degeneracja takich szczepów.

    Populacja używana w Roqeforcie PDO nie była poddana aż tak silnej presji, więc zachowała nieco większą różnorodność. Jednak klony używane do produkcji wszystkich innych serów z niebieską pleśnią są już niemal bezpłodne. Problem dotyka nawet najmniejszych producentów serów. Przez długi czas hodowali oni własne szczepy P. roqueforti, ale obecnie niemal całkowicie polegają na szczepach dostarczanych im przez wielkich producentów, którzy zaopatrują cały przemysł, mówi Giraud. W wyniku tego procesu grzyby przez wiele pokoleń poddanych rozmnażaniu bezpłciowemu kumulowały mutacje genetyczne, przez co stały się praktycznie bezpłodne. A to niekorzystnie wpływa na produkcję sera. To właśnie się dzieje, gdy całkowicie zrezygnujemy z rozmnażania płciowego, dodaje Giraud.

    Na szczęście odkryto nową populację w serze Termignon. Przemysłowo wykorzystywana populacja może więc zostać genetycznie wzbogacona. To jednak wymaga podjęcia ryzyka rozmnażania płciowego. Grzyby zostaną wzbogacone genetycznie, ale wytwarzany przez nie ser będzie bardziej zróżnicowany. Z taśm nie będą schodziły identyczne produkty.

    Ser z niebieską pleśnią ma poważne kłopoty, ale w przypadku camemberta sytuacja jest jeszcze gorsza. Ten rodzaj sera stoi na krawędzi zagłady. Ser produkowany jest ze zmutowanego pojedynczego szczepu Penicillium camemberti dającego idealnie białą pleśń. W 1898 roku został on wyselekcjonowany do produkcji Brie, a w 1902 do produkcji Camemberta. Od tamtej pory szczep ten rozmnażany jest drogą bezpłciową. Jeszcze do lat 50. można było spotkać camemberty z szarą, zieloną czy pomarańczową pleśnią na skórce. Jednak przemysł uznał, że nie wygląda to dobrze i wyeliminował szczepy nadające takie kolory. Pozostał tylko szczep od białej pleśni.

    Kolejne pokolenia „białego” P. camemberti, które już dawno utraciły zdolność do rozmnażania płciowego, stopniowo przestawały być zdolne również do rozmnażania bezpłciowego. Obecnie producenci camembertów mają coraz większe trudności z pozyskaniem sporów P. camemberti zdolnych do wytworzenia sera.

    Przemysł spożywczy ma więc problemy, które sam spowodował. Obecnie specjaliści zastanawiają się, co zrobić. Być może trzeba będzie wrócić do dzikich populacji grzybów i ponownie rozpocząć długotrwały proces ich udomowienia? Jednak przemysł chce iść na skróty. Przedstawiciele przemysłu pytają nas, czy można edytować geny grzybów czy wymusić na nich tworzenie większej ilości sporów, mówi Giraud. To jednak nie rozwiąże problemu. Edycja genów to inny rodzaj selekcji. To, czego obecnie potrzebujemy to różnorodność zapewniania przez rozmnażanie płciowe osobników o różnych genomach, dodaje uczona.

    Nie wszystko jest stracone. W serze naturalnie występuje Penicilium biforme, grzyb bardzo podobny genetycznie do P. camemberti. Wykorzystanie go będzie jednak oznaczało, że brie czy camemberty – nawet od tego samego producenta – będą charakteryzowały się różnorodnością smaku, koloru czy tekstury. Pozostaje pytanie, czy przemysł jest na to gotowy i czy gotowi są konsumenci, od dziesięcioleci przyzwyczajeni do ujednoliconych przemysłowych produktów spożywczych.


    « powrót do artykułu

  19. Podczas 5th Lunar and Planetary Science Conference naukowcy ogłosili odkrycie wielkiego wulkanu na Marsie. Nie wykluczają też, że u jego stóp znajduje się pogrzebany lodowiec. Wulkan odkryto na wyżynie wulkanicznej Tharsis w pobliżu równika. To właśnie na Tharsis znajduje się najwyższa góra Układu Słonecznego, Olympus Mons. Co ciekawe, nowo odkryty wulkan był wielokrotnie fotografowany już od czasu misji Mariner 9 w 1971 roku. Uległ jednak tak znacznej erozji, że dotychczas nikt go nie rozpoznał. A ma imponujące rozmiary.

    „Wulkan Noctis” – bo tak został wstępnie nazwany – ma 9022 metry wysokości i 450 kilometrów szerokości. Jego współrzędne to 7°35' S, 93°55' W. Olbrzymie rozmiary i widoczne ślady licznych modyfikacji wskazują, że był bardzo długo aktywny. W jego południowo-wschodniej części widoczny jest cienki depozyt materiału wulkanicznego, pod którym prawdopodobnie znajduje się lodowiec. Połączenie wielkiego wulkanu o bogatej historii oraz możliwych pokładu lodu czynią z okolic wulkanu niezwykle interesujący cel przyszłych misji badawczych.

    Badaliśmy geologię okolicy, gdzie w ubiegłym roku odkryliśmy pozostałości lodowca, gdy nagle zdaliśmy sobie sprawę, że badamy wnętrze wielkiego wulkanu, który uległ silnej erozji, mówi główny autor badań, doktor Pascal Lee z SETI Institute i Mars Institute z Ames Research Center.

    Tym, co naprowadziło naukowców na ślady wulkanu, były liczne cechy charakterystyczne badanego obszaru. Zauważyli wyniesione płaskowyże tworzące łuk, łagodnie opadające stoki zewnętrzne rozciągające się na 225 kilometrów w różnych kierunkach, w centrum znajdowały się pozostałości kaldery. Widoczne są też ślady pozostawione przez płynącą lawę, depozyty piroklastyczne czy złoża uwodnionych minerałów.

    Ten obszar Marsa znany jest z występowania różnego rodzaju uwodnionych minerałów pochodzących z różnych okresów historii Czerwonej Planety. Od dawna podejrzewano, że ma to związek z działalnością wulkaniczną. Więc znalezienie tutaj wulkanu nie jest zaskoczeniem, wyjaśnia współautor badań, Sourabh Shubham z University of Maryland.

    W okolicach wulkanu zidentyfikowano też pole z depozytami wulkanicznymi o powierzchni 5000 km2.


    « powrót do artykułu
    • Pozytyw (+1) 1

  20. Badacze z Wydziału Konserwacji Wielkiego Muzeum Egipskiego, egipskiego Narodowego Instytutu Standardów, Wydziału Konserwacji Instytutu Sztuki Projektowania Toyo w Tokio oraz Taibah University w Arabii Saudyjskiej poinformowali, że wasabi może być bezpiecznym biocydem wykorzystywanym do konserwacji papirusów. Naukowcy przeprowadzili eksperymenty z wpływem oparów wasabi na malowany papirus zaatakowany przez grzyby.

    Infekcje papirusów grzybami to poważny problem muzeów na całym świecie. Dotyczy on nie tylko najbardziej znanych papirusów – malowanych – ale również przedmiotów wykonanych z tego materiału, jak chociażby łodzie czy kosze.

    Naukowcy wykorzystali papirus przygotowany w ramach ćwiczeń z konserwacji papirusów na Wydziale Konserwacji Wielkiego Muzeum Egipskiego. Został on pomalowany pigmentami odpowiadającymi pigmentom używanym w starożytności. Następnie przez 120 dni był przechowywany w temperaturze 100 stopni Celsjusza. W ten sposób postarzono go o 1000 lat. Później wystawiono go na działanie licznych gatunków grzybów, które zwykle znajduje się na papirusach.

    Z proszku wasabi i wody destylowanej naukowcy przygotowali bardzo gęstą pastę. Umieścili ją na folii aluminiowej w pobliżu papirusu, wystawiając tym samym „zabytek” na oddziaływanie oparów wasabi. Pod trzech dniach uczeni przeprowadzili dokładne analizy papirusu.

    Stwierdzili, że wasabi zabiło grzyby, a jednocześnie wytrzymałość papirusu na rozciąganie zwiększyła się o 26%. Co ważne, nie pojawiły się żadne zauważalne zmiany koloru, ani na fragmentach pokrytych pigmentami, ani na samym papirusie. Badania metodami spektroskopii fourierowskiej w podczerwieni (FTIR) i spektroskopii rentgenowskiej z dyspersją energetyczną (EDX) pokazały, że po wystawieniu na oddziaływanie wasabi w papirusie zaszły minimalne, pomijalne, zmiany chemiczne.
    Udany eksperyment to ważna wiadomość dla ekspertów zajmujących się papirusami. Niektóre z wcześniej stosowanych metod walki z grzybami były dla papirusów równie niebezpieczne, co same grzyby. Tymczasem konserwatorzy robią wszytko, by w czasie pracy co najmniej nie pogorszyć stanu zabytku.

    Autorzy badań chcą sprawdzić swoją metodę konserwacji z użyciem wasabi na innych materiałach organicznych, tekstyliach i papierze. Tymczasem Wielkie Muzeum Egipskie już zapowiedziało, że wasabi będzie używane w jego pracowniach konserwatorskich.


    « powrót do artykułu

  21. Dzieje migracji człowieka, pojawiania się naszego gatunku na kolejnych terenach, to historia fascynująca i wciąż nie do końca poznana. Nawet jeśli chodzi o czasy stosunkowo niedawne. Nowe badania przeprowadzone, między innymi, przez naukowców z Simon Fraser University (SFU) oraz National Archaeological Anthropological Memory Management z Curaçao wskazują, że ludzie pojawili się na tej wyspie o setki lat wcześniej, niż sądziliśmy.

    Od 2018 roku prowadzony jest na Curaçao program badawczy, którego celem jest lepsze rozumienie długoterminowych zmian bioróżnorodności wyspy oraz ich związków z obecnością człowieka. Niedawne badania archeologiczne, opublikowane na łamach Journal of Coastal and Island Archeology, wykazały, że ludzie dotarli na Curaçao pomiędzy rokiem 3758 a 3650 przed naszą erą (5735–5600 cal BP). To nawet 850 lat wcześniej, niż wskazywały dotychczasowe dane. Wynik taki uzyskano przez datowanie radiowęglowe metodą akceleratorowej spektrometrii mas węgla drzewnego z Saliña Sint Marie, najstarszego znanego stanowiska archeologicznego na wyspie.

    Te nowe dane przesuwają czas zasiedlenia Curaçao na ten sam okres, gdy ludzie zasiedlili wyspy na północ od Curaçao. To sugeruje, że migracja ludzi z kontynentu na wyspy położone dalej na północy mogła być związana z pojawieniem się człowieka na Curaçao, stwierdza profesor Christina Giovas z SFU. Na razie jednak nie wiadomo, czy tak rzeczywiście było.

    Profesor Giovas dodaje, że nowa data przybycia człowieka na należącą do Antyli Holenderskich wyspę może wskazywać, że kolonizacja wysp u północno-zachodnich wybrzeży Wenezueli również mogła rozpocząć się wcześniej niż sądzono.

    W międzynarodowy projekt zaangażowane są też Instytut Geoantropologii im. Maxa Plancka, University of Queensland oraz InTerris Registeries. Naukowcy planują wrócić na Curaçao w 2025 roku.


    « powrót do artykułu

  22. Interakcja pomiędzy Ziemią a Marsem wpływa na prędkość prądów w głębiach oceanów i klimat na naszej planecie. Naukowcy z Uniwersytetów w Sydney i Sorbonie odkryli trwający 2,4 miliona lat cykl, który powiązali z ocieplaniem klimatu Ziemi. Odkrycia dokonali podczas badań, których celem było stwierdzenie, czy głębokie prądy oceaniczne spowalniają czy przyspieszają w miarę ocieplania się klimatu. W tym celu wykorzystali dane z setek odwiertów geologicznych wykonanych w ciągu ponad 50 lat. Dostrzegli powtarzający się co 2,4 miliona lat wzór zmiany prędkości prądów.

    W danych z osadów oceanicznych z zaskoczeniem zauważyliśmy cykl o długości 2,4 miliona lat. Jest tylko jedno wytłumaczenie istnienia tego cyklu: interakcja pomiędzy Marsem a Ziemią, mówi doktor Adriana Dutkiewicz z University of Sydney.

    Na klimat wpływają różne oddziaływanie. Te, które pochodzą spoza systemu klimatycznego, zwane są wymuszeniami. A jednym z rodzajów wymuszeń są wymuszenia astronomiczne, jak np. zmiany aktywności Słońca czy orbity ziemskiej. Najbardziej znanymi z takich wymuszeń są cykle Milankovicia, czyli zmiany parametrów orbity Ziemi (ekscentryczności, nachylenia ekliptyki i precesji). Do zmian ekscentryczności dochodzi 4-krotnie w ciągu około 400 000 lat, nachylenie osi Ziemi w stosunku do ekliptyki zmienia się w okresie 41 000 lat, a cały cykl precesji osi  Ziemi trwa 26 000 lat. Nieliczne pośrednie dane wskazują też na wpływ znacznie bardziej długoterminowych wymuszeń astronomicznych na klimat naszej planety.

    Adriana Dutkiewicz, R. Dietmar Müller z Uniwersytetu w Sydney oraz Slah Boulila z Uniwersytetu Sorbońskiego zauważyli wyraźne ślady w osadach, świadczące o tym, że średnio co 2,4 miliona lat dochodzi do zmian prędkości prądów płynących w głębiach oceanów.

    Oddziaływania grawitacyjne planet w Układzie Słonecznym nakładają się na siebie i ta interakcja, zwana rezonansem, zmienia ekscentryczność (mimośród) orbit planet, czyli odchylenie ich kształtu od okręgu. Dla Ziemi zmiana taka oznacza, że dociera do nas więcej promieniowania słonecznego i co 2,4 miliona lat mamy cieplejszy klimat. Australijsko-francuski zespół odkrył korelację pomiędzy tym wydarzeniem, a przerwami w danych z osadów, świadczącymi o silniejszej cyrkulacji w głębinach. Przeprowadzone badania sugerują, że takie wzmocnienie cyrkulacji głębinowej mogło odgrywać istotną rolę w czasie dawnych zmian klimatu. A to może oznaczać, że jeśli – z powodu obecnego ocieplenia – rzeczywiście dojdzie do znacznego osłabienia Atlantyckiej Południkowej Cyrkulacji Wymiennej (AMOC), która ogrzewa Europę zapewniając nam łagodny klimat, a głębszym partiom oceanu zapewnia dostawy tlenu i składników odżywczych, to wzmocnienie głębinowych wirów oceanicznych może przynajmniej częściowo skompensować osłabienie się AMOC.

    Wiemy, że istnieją co najmniej dwa oddzielne mechanizm wpływające na mieszanie się wód w głębokich partiach oceanów. Jednym z nich jest AMOC. Wydaje się, że wiry w głębi oceanów odgrywają ważną rolę, gdy ocean się ogrzeje. Poprawiają one wentylację wody. Oczywiście nie będą one odgrywały takiej samej roli jak AMOC w zakresie transportu wody z niższych na wyższe szerokości geograficzne i z powrotem, mówi profesor Müller.

    Wiry, o których mowa, sięgają strefy abisalu, powodując erozję dna i pozostawiając charakterystyczne osady. Nasze dane z głębi oceanów sięgają 65 milionów lat wstecz i sugerują, że w cieplejszych oceanach cyrkulacja głębinowa jest silniejsza. Być może mechanizm ten zapobiegnie stagnacji oceanu, nawet gdy AMOC osłabnie lub całkiem się zatrzyma, mówi doktor Dutkiewicz.


    « powrót do artykułu

  23. Na całym świecie obserwuje się wzrost liczby przypadków legionelozy. To dość rzadka, ale niebezpieczna choroba układu oddechowego. Zabija około 10% chorych. Znamy drogi jej rozprzestrzeniania się oraz sezonowe trendy zachorowań. Jednak naukowcy wciąż nie potrafią rozwikłać zagadki rosnącej liczby zachorowań na świecie. Uczeni z nowojorskiego University at Albany powiązali właśnie legionelozę z... coraz czystszym powietrzem. A konkretnie ze spadkiem stężenia dwutlenku siarki.

    Legionelozę powodują bakterie z rodzaju Legionella, które rozwijają się w glebie i zbiornikach wodnych, od jezior i sztucznych stawów po systemy klimatyzacji. Do zakażenia dochodzi podczas wdychania wodno-powietrznego aerozolu. Można zarazić się pod prysznicem, z systemu klimatyzacji czy w trakcie korzystania z jacuzzi. Ludzie nie zarażają się od siebie nawzajem.

    Naukowcy z Albany, badając zagadkę rosnącej liczby zachorowań na legionelozę – a w USA liczba przypadków w latach 2000–2018 zwiększyła się aż 9-krotnie, najszybszy zaś wzrost notuje się w stanie Nowy Jork – skupili się na badaniu wpływu chłodni kominowych. Te przemysłowe urządzenia służące do chłodzenia wody np. na potrzeby elektrowni, są znanym źródłem zachorowań na legionelozę. Wydobywa się z nich aerozol wodno-powietrzny, w którym mogą znajdować się bakterie. Przy sprzyjających warunkach atmosferycznych aerozole z bakteriami mogą przemieszczać się przez wiele kilometrów, zarażając na swojej drodze ludzi. Dlatego też na przykład w stanie Nowy Jork wszystkie czynne chłodne kominowe muszą być co 90 dni badane pod kątem obecności Legionelli.

    Uczeni przyjrzeli się ogólnokrajowym danym dotyczącym zachorowań na legionelozę, przeanalizowali liczbę przypadków oraz miejsce zamieszkania chorych. Wzięli pod uwagę warunki atmosferyczne, takie jak stężenie dwutlenku siarki w danym miejscu, temperaturę, opady, wilgotność względną i natężenie promieniowania ultrafioletowego. Dodatkowo skupili się na samym Nowym Jorku i sprawdzili, czy istnieje zależność pomiędzy stężeniem dwutlenku siarki w powietrzu, lokalizacją chłodni kominowej oraz przypadkami legionelozy. Analiza wykazała istnienie zależności pomiędzy obecnością dwutlenku siarki a zachorowaniami.

    Dwutlenek siarki zakwasza powietrze, zmniejsza jego pH. A w niższym pH bakterie Legionella żyją krócej. Szczyt światowej emisji dwutlenku siarki przypadł na rok 1980. Od tamtej pory ludzkość emituje coraz mniej tego gazu – chociaż w Azji i Afryce emisja rośnie. Mniej dwutlenku siarki w powietrzu oznacza, że środowisko w aerozolu wodno-powietrzym jest bardziej zasadowe, przez co Legionella żyje dłużej i może rozprzestrzeniać się z chłodni kominowej na większym obszarze.

    Legionella może rozprzestrzeniać się w aerozolach na duże odległości, a wpływ na to mają warunki atmosferyczne, jak wilgotność, temperatura, prędkość i kierunek wiatru. Ryzyko hospitalizacji związane z legionelą rośnie w pobliżu chłodni kominowych. Wykazaliśmy, że takie zwiększone ryzyko istnieje w promieniu 7,3 kilometra od chłodni i w ciągu dwóch dekad odległość ta się zwiększyła, mówi współautor badań Arshad A. Nair.

    Naukowcy odkryli zatem niepożądany skutek uboczny regulacji dotyczących jakości powietrza. W tym przypadku niekorzystne skutki efektu ubocznego są znacznie mniejsze niż korzyści zdrowotne związane z czystszym powietrzem. Nasze badania to próba zidentyfikowania takich skutków ubocznych. To pomoże nam w opracowaniu metod ich uniknięcia przy jednoczesnym zachowaniu jakości powietrza, dodaje jeden z autorów pracy, Fangqun Yu.


    « powrót do artykułu

  24. Rozwój osobisty to klucz do udanego życia prywatnego i zawodowego. Nie dziwi więc, że książki na ten temat cieszą się dużą popularnością wśród czytelników. I to bez względu na wiek, światopogląd czy życiowy etap, na którym dana osoba się znajduje – w końcu każdy może mieć inny plan rozwoju osobistego, tak samo jak i inne cele czy marzenia. Jak jednak poruszać się w gąszczu dostępnych publikacji na ten temat? Chcesz poznać książki o rozwoju osobistym, które warto przeczytać? Dziś weźmiemy pod lupę ofertę księgarni internetowej Mando. Zapraszamy do lektury!

     

    Zadbaj o swój rozwój osobisty. Książki Ci w tym pomogą!

    W Mando znajdziesz wiele książek o rozwoju osobistym, które staną się dla Ciebie pomocą w samodoskonaleniu. Jesteś na etapie odkrywania swojej życiowej drogi? Szukasz przepisu na zachowanie człowieczeństwa we współczesnym, stechnologizowanym świecie? Pragniesz poprawić zawodową pewność siebie? A może chcesz zrozumieć ludzkie, a więc i własne emocje? To wszystko (i o wiele więcej!) mieści się w wyjątkowo szerokim pojęciu, jakim jest rozwój osobisty. Książki, które są dostępne w Mando, zostały napisane przez autorów zarówno na podstawie ich własnych przeżyć oraz doświadczeń życiowych, jak i w oparciu o zdobytą przez nich wiedzę. Będą one zatem dla Ciebie źródłem wielu inspiracji, a także wsparcia przy pracy nad sobą. Książki o rozwoju osobistym zachęcą Cię również do pogłębienia zainteresowań, poszerzenia umiejętności czy krytycznego myślenia, tak cennego w dzisiejszych czasach.

     

    Najlepsza książka o rozwoju osobistym – czy taka istnieje?

    Wiesz już, że książki o rozwoju osobistym mogą inspirować, skłaniać do poszukiwań i dać cenne, a nieraz wręcz przełomowe rady dotyczące tych dziedzin życia, jakich dotyczą. Ale jak wybrać tę idealną? Oczywiście nie istnieje jedna najlepsza książka o rozwoju osobistym. Jak już wspomnieliśmy, jest to bardzo szeroka kategoria, każdy czytelnik może też może nieco inaczej postrzegać rozwój osobisty. Książki, mające pomóc odnaleźć ten „brakujący element” będą też różne w zależności od etapu życia, na jakim znajduje się ich odbiorca. Naszym zdaniem są jednak takie książki o rozwoju osobistym, które bez kozery można nazwać uniwersalnymi. Zalicza się do nich na pewno publikacja Jak być człowiekiem autorstwa Svena Brinkmanna. Duński profesor psychologii pochyla się w niej nad pytaniami o to, czy jesteśmy efektem ewolucji czy dziełem Boga, czy też jak pozostać sobą w świecie, w którym coraz więcej technologii, a coraz mniej… tytułowego człowieka.

     

    Książki o rozwoju osobistym, które warto przeczytać

    To oczywiście dopiero początek. Do książek, o które warto oprzeć swój plan rozwoju osobistego, należą też np. dostępne w księgarni Mando pozycje Jacka Fiłka czy Magdaleny Kieferling. Publikacja O nadziei. Historyczne i analityczne wprowadzenie do fenomenologii nadziei, którą napisał prof. Jacek Fiłek, uznawany za jednego z najwybitniejszych polskich filozofów, to najlepsza książka o rozwoju osobistym do czytania w obecnych czasach, naznaczonych wcale jeszcze nie tak odległą pandemią czy wojną toczącą się za wschodnią granicą. Poruszającą zupełnie inne tematy, acz również potrzebną publikacją, jest książka autorstwa Magdaleny Kieferling pt. Pewna ty! Jak być skuteczną w pracy i nie zwariować, skierowana do kobiet, które mają dylematy związane ze swoją karierą i życiem zawodowym.

    Wymienione przez nas w artykule książki o rozwoju osobistym kupisz na stronie internetowej księgarni Mando. Znajdziesz je pod tym linkiem: https://mando.pl/ksiazki/mando-inside-ksiazki-psychologiczne/rozwoj-osobisty


    « powrót do artykułu

  25. W trakcie prowadzonych od 2 lat wykopalisk w centrum Kalmaru w Szwecji archeolodzy znaleźli niemal 30 000 przedmiotów, w tym złoty pierścień i szklany amulet. Naukowcy odsłonili setki budynków, ulice i latryny z lat ok. 1250–1650. Jest wśród nich około 50 średniowiecznych zabudowań, 10 ulic oraz część starych murów miejskich znajdujących się na terenie byłego centrum średniowiecznego Kalmaru, niedaleko renesansowego zamku Kalmar Slott.

    Archeologom rzadko zdarza się możliwość do prowadzenia prac na tak dużym nieprzerwanym obszarze istniejącego miasta. Mieliśmy okazję zajrzeć za zasłonę średniowiecznego miasta i badać, jak żyli ludzie, co jedli i pili, jak ich życie zmieniało się w czasie. Archeologia stała się dziurką od klucza, przez którą podglądamy historię średniowiecza, uczymy się, jak wyglądało życie przed setkami lat, mówi Magnus Stibéus z Państwowego Muzeum Historycznego, którego eksperci prowadzą wykopaliska.

    Projekt badawczy zmierzał ku końcowi, gdy archeolodzy trafili na dwa spektakularne zabytki, złoty pierścień oraz szklaną gemmę (alsengemmen). Pierścień zachował się w doskonałym stanie, jest jak nowy. Widnieje na nim Chrystus. Ktoś najwyraźniej miał pecha i go zgubił. Pierścień i gemma zostały znalezione w kontekście, który archeolodzy zinterpretowali jako wysypisko odpadów. Z tym, że gemma jest uszkodzona, więc właściciel mógł ją wyrzucić.

    Pierwszą szklaną gemmę tego typu znaleziono w 1871 roku na duńskiej wyspie Als, stąd ich nazwa alsengemmen. Spotyka się je w kontekście zarówno kościelnym – gdzie zdobią na przykład naczynia liturgiczne – jak i świeckim. Specjaliści sądzą, że były amuletami pielgrzymów. Gemma z Kalmaru datowana jest na XIII–XIV wiek i przedstawiono na niej trzy postaci.

    Produkcja takich gemm rozpoczęła się prawdopodobnie w drugiej połowie VIII wieku na terytorium Fryzji, w X wieku były one powszechnie używane w kościołach i wytwarzano je między innymi w Westfalii i Saksonii. Niemal wszystkie takie gemmy znajdowane są w Europie Północnej, chociaż trzy znaleziono też w okolicach Kijowa. Przed dziesięcioleciami również na zamku w Kalmarze odkryto szklaną gemmę. Znajdowała się w warstwie z XIII wieku.

    Kolejnym niezwykłym znaleziskiem są pozostałości kamienia runicznego, który może pochodzić z kurhanu na cmentarzu w Kalmarze, który istniał jeszcze w XII wieku. Archeolodzy trafili też na cegłę z odciskiem kociej łapy oraz wiele pozostałości po wojnie kalmarskiej (1611–1613), ślady pożarów, zniszczone budynki, kule z armat, muszkietów, pistoletów oraz miecze.


    « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...