Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Specjaliści z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa uważają, że dzięki ukryciu szkodliwego kodu w zwykłym tekście, cyberprzestępcy mogą ominąć większość wykorzystywanych obecnie systemów antywirusowych. Zespół Josha Masona zaprezentował podczas ACM Conference on Computer and Communications Security technikę ataku, która może odesłać do lamusa współczesne systemy ochronne.

Jej szczegóły nie zostały ujawnione, by nie ułatwiać pracy cyberprzestępcom.

Używane obecnie zabezpieczenia korzystają z faktu, że kod maszynowy, którym posługują się układy scalone, w zasadniczy sposób różni się od języka naturalnego. Wiele ataków polega zaś na wstrzyknięciu szkodliwego kodu do komputera ofiary i jego wykonaniu. Systemy zabezpieczające sprawdzają więc, czy do komputera nie przedostaje się podejrzany zestaw znaków. Przestępcy starają się zyskać kontrolę nad licznikiem rozkazów komputera. Jest to rejestr procesora identyfikujący kolejną instrukcję, która ma zostać wykonana. Dzięki zyskaniu nad nim kontroli można doprowadzić do tego, by istniejący w komputerze kod został wykonany w taki sposób, w jaki chce tego atakujący.

Zespół Masona stworzył narzędzie, które przeszukało ponad 15 000 artykułów z Wikipedii oraz 27 000 książek znajdujących się w Project Gutenberg i wyłowiło z nich frazy, które mogą posłużyć do przeprowadzenia ataku. Program wytłuścił następnie te fragmenty, które powinny zostać wykonane przez komputer, a więc mogą stanowić one kod złośliwego oprogramowania. Fragmenty niewytłuszczone nie zostaną wykonane. Przykładowy tekst może wyglądać tak: There is a major center of economic activity, such as Star Trek, including The Ed Sullivan Show. The former Soviet Union.

Zdaniem Nicolasa Courtoisa z University College London, eksperta ds. bezpieczeństwa i kryptografii, wykrycie szkodliwego kodu w tej formie może być zadaniem niemożliwym do wykonania.

Sam Mason uspokaja jednak, że przeprowadzenie ataku za pomocą tej techniki jest obecnie mało prawdopodobne, gdyż wymaga bardzo dużej wiedzy i jest trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic nowego, istnieja od dawna rozne pomysly na jezyki programowania.

Wezmy taki WhiteSpace. Tutaj za kod wlasciwy sluza znaki biale : spacja, tabulator, enter. Naprawde zaden antywirus nie sprawdza tego, czy znaki biale zawieraja jakies oprogramowanie ;) A istnieje od dawna dokumentacja i przyklady.

 

Problem jest tylko taki, zeby wgrac jakis interpreter tego naszego niszowego jezyka na maszyne uzytkowika i przepuscic przez niego nasz programik.

 

More info : http://en.wikipedia.org/wiki/Whitespace_(programming_language)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam ten artykuł i czytam, ba nawet czytam w oryginale, i kompletnie nie mam zielonego pojęcia co zagnieździło się w głowach tych naukowców. Dziwnym nie jest, że kod maszynowy zapisany oktetami można zaprezentować jako znaki ASCII i przy odrobinie umiejętności może on nawet tworzyć sensowne ciągi znaków (i vice versa), ale co to ma do rzeczy...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwnym nie jest, że kod maszynowy zapisany oktetami można zaprezentować jako znaki ASCII i przy odrobinie umiejętności może on nawet tworzyć sensowne ciągi znaków (i vice versa), ale co to ma do rzeczy...?

 

Nie wiesz? Zły haker może "ukrytą wiadomością" sprawić, że dostaniesz oczopląsu i będzie ci się kręciło w głowie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to takie nowe? W dość starym podręczniku widziałem kod, który jednocześnie się wykonywał jako .com albo jako .bat. Dość zbliżony pomysł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Specjaliści z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa uważają, że dzięki ukryciu szkodliwego kodu w zwykłym tekście

Po co się trudzić z tekstem, istnieje cała masa multimediów które znacznie łatwiej do tego celu można wykorzystać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się przyczepię: licznik rozkazów nie decyduje o sposobie wykonania kodu. On tylko wskazuje gdzie jest następny rozkaz do wykonania.

 

Zyskanie nad nim kontroli zwykle odbywa się przez przepełnienie stosu. Wygląda to tak, że przed wykonaniem procedury, na stos odkładane są bieżące wartości rejestrów (w różnych procesorach różni się to detalami) oraz wartość licznika rozkazów, aby wiadomo było, gdzie wrócić po zakończeniu procedury. Jeśli owa procedura jest złośliwym lub zmanipulowanym kodem, który "przepełni" stos, a więc nadpisze wartości przechowywane na nim, zakończenie procedury powoduje, że do licznika rozkazów trafia inny adres niż powinien. Tak w skrócie wygląda ostatnich 10 lat internetowego hakerstwa na Windows.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Specjaliści z google'owskiego Project Zero poinformowali o znalezieniu licznych złośliwych witryn, które atakują użytkowników iPhone'ów wykorzystując w tym celu nieznane wcześniej dziury. Wiadomo, że witryny te działają od co najmniej 2 lat i każdego tygodnia są odwiedzane tysiące razy. Wystarczy wizyta na takiej witrynie, by doszło do ataku i instalacji oprogramowania szpiegującego, stwierdzają specjaliści.
      Przeprowadzona analiza wykazała, że ataki przeprowadzane są na 5 różnych sposobów, a przestępcy wykorzystują 12 różnych dziur, z czego 7 znajduje się w przeglądarce Safari. Każdy z ataków pozwala na uzyskanie uprawnień roota na iPhone, dzięki czemu może np. niezauważenie zainstalować dowolne oprogramowanie. Przedstawiciele Google'a zauważyli, że ataki służyły głównie do kradzieży zdjęć i informacji, śledzenia lokalizacji urządzenia oraz kradzież haseł do banku. Wykorzystywane przez przestępców błędy występują w iOS od 10 do 12.
      Google poinformowało Apple'a o problemie już w lutym. Firmie z Cupertino dano jedynie tydzień na poprawienie błędów. Tak krótki czas – zwykle odkrywcy dziur dają twórcom oprogramowania 90 dni na przygotowanie poprawek – pokazuje jak poważne były to błędy. Apple zdążyło i sześć dni później udostępniło iOS 12.1.4 dla iPhone'a 5S oraz iPad Air.
      AKTUALIZACJA:
      Z medialnych doniesień wynika, że za atakiem stoją chińskie władze, a ich celem była głównie mniejszość ujgurska. W ramach tej samej kampanii atakowano też urządzenia z systemem Android i Windows, jednak przedstawiciele Project Zero poinformowali jedynie o atakach na iOS-a. Google nie odniósł się do najnowszych rewelacji. Microsoft oświadczył, że bada doniesienia o ewentualnych dziurach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W grudniu ubiegłego roku Stany Zjednoczone oficjalnie ujawniły, że wpadły na trop dużej operacji hakerskiej prowadzonej przez rząd Chin. Celem operacji była kradzież własności intelektualnej zachodnich przedsiębiorstw. Amerykańskie władze nie zdradziły nazw zaatakowanych firm, ale dziennikarze dowiedzieli się, że chodziło m.in. o IBM- i Hewlett Packarda.
      Teraz reporterzy Reutersa odkryli, że co najmniej sześć innych firm również padło ofiarą hakerów pracujących dla chińskiego rządu. Są to Fujitsu, Tata Consultancy Services, NTT Data, Dimension Data, Computer Sciences Corporation i DXC Technology. Okazało się również, że wśród ofiar hakerów są też klienci wcześniej wymienionych firm, a wśród nich szwedzki Ericsson, system rezerwacji podróży Sabre czy amerykańska stocznia Huntington Ingalls Industries, która buduje okręty na zlecenie US Navy.
      Większość z wymienionych powyżej przedsiębiorstw albo odmawia komentarza, albo zapewnia, że jej infrastruktura jest dobrze zabezpieczona. Przedstawiciele Sabre poinformowali, że w 2015 roku doszło do incydentu z zakresu cyberbezpieczeństwa, ale żadne dane podróżnych nie zostały ukradzione. Z kolei rzecznik prasowa Huntington Ingalls stwierdziła, że jej firma jest pewna, iż nie utraciła żadnych danych za pośrednictwem HPE czy DXC.
      Rząd w Pekinie oczywiście również wszystkiemu zaprzecza. Rząd Chin nigdy w żaden sposób nie brał udziału, ani nie wspierał żadnej osoby parającej się kradzieżą tajemnic handlowych, oświadczyło chińskie MSZ.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gang cyberprzestępców, który stworzył listę 50 000 menedżerów, za pomocą której usiłuje wyłudzać pieniądze, zmienił taktykę na bardziej niebezpieczną dla potencjalnych ofiar.
      Istnienie grupy nazwanej London Blue jako pierwsi zauważyli specjaliści z firmy Agari. Grupa stworzyła listę 50 000 menedżerów i początkowo rozsyłała fałszywe informacje, podpisane nazwiskami z tej listy, próbując przekonać pracowników firm do przelania firmowych pieniędzy na wskazane konto. Przestępcy działają w Nigerii, Wielkiej Brytanii i innych krajach. Teraz specjaliści donoszą o zmianie taktyki.
      Dotychczas oszuści używali tymczasowych adresów e-mail z bezpłatnych serwisów pocztowych i do potencjalnych ofiar wysyłali listy podpisane nazwiskiem znanego im meneżera. Teraz ich e-maile już nie tylko są podpisane nazwiskiem menedżera, ale w ich nagłówkach znajdują się podrobione adresy e-mail wyglądające jak adresy używane przez firmę będącą celem ataku.
      Przestępcy początkowo prowadzili korespondencję z ofiarą, by zdobyć jej zaufanie, a następnie domagali się pieniędzy. Teraz informują potencjalne ofiary, że ich firma przejmuje inne przedsiębiorstwo lub z innym przedsiębiorstwem się łączy i w związku tym musi z góry przelać na wskazane konto 30% zaplanowanej transakcji. Zwykle chcą, by przelano 80 000 dolarów.
      Celem przestępców stał się też szef Agari. Ściśle ich monitorujemy. Wiedzieliśmy, że przygotowują kolejne ataki, że ich celem jest m.in. nasz dyrektor oraz inni menedżerowie z Kalifornii. Byliśmy więc w stanie śledzić cały przebieg ataku. Od etapu jego przygotowywania do wykonania. Obserwowaliśmy, jak testują skrzynkę, którą chcieli wykorzystać podczas ataku i dwie i pół godziny po testach e-mail od nich dotarł do naszego szefa, mówią eksperci z Agari.
      Pierwsza runda ataków London Blue była skierowana przeciwko firmom w Europie Zachodniej i USA. Teraz przestępcy atakują przede wszystkim przedsiębiorstwa w Azji Południowo-Wschodniej i Australii.
      London Blue to grupa nigeryjska, ale jej członkowie mieszkają m.in. w Wielkiej Brytanii, Turcji, Egipcie i Kanadzie. Dla niektórych z nich to zawód. Możemy obserwować, jak dzielą się zadaniami. Wielu z nich trafia do grupy w bardzo młodym wieku i początkowo są praktykantami. Zaczynają od bardzo prostych zadań, później działają samodzielnie, w końcu mogą nadzorować innych. To fascynująca struktura, stwierdzają eksperci.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiele najnowocześniejszych laptopów oraz coraz więcej komputerów stacjonarnych jest znacznie bardziej narażonych na atak za pośrednictwem urządzeń peryferyjnych niż dotychczas sądzono. Jak wynika z badań przeprowadzonych na University of Cambridge, napastnik może w ciągu kilku sekund przełamać zabezpieczenia maszyny, jeśli tylko zyska dostęp do takich urządzeń jak ładowarka czy stacja dokująca.
      Dziury znaleziono w komputerach z portem Thunderbolt, pracujących pod kontrolą Windows, Linuksa, macOS-a i FreeBSD. Narażonych jest coraz więcej modeli komputerów.
      Naukowcy z Cambridge i Rice University stworzyli otwartoźródłową platformę Thunderclap, która służy im do testowania bezpieczeństwa urządzeń peryferyjnych i ich interakcji z systemem operacyjnym. Pozwala ona podłączać się do komputerów za pomocą portu USB-C obsługującego interfejs Thunderbolt i sprawdzać, w jaki sposób napastnik może dokonać ataku na system. Okazuje się, że w ten sposób bez większego problemu można przejąć całkowitą kontrolę nad maszyną.
      Ataku można dokonać nie tylko za pomocą zewnętrznych kart graficznych czy sieciowych, ale również za pomocą tak pozornie niewinnych urządzeń jak ładowarka czy projektor wideo.
      Urządzenia zewnętrzne mają bezpośredni dostęp do pamięci (DMA), co pozwala im ominąć zabezpieczenia systemu operacyjnego. To bardzo kuszący sposób na przeprowadzenie ataku. Jednak współczesne systemy komputerowe korzystają z mechanizmu IOMMU (input-output memory managemen units), który ma chronić przed atakami DMA poprzez udzielanie dostępu do pamięci tylko zaufanym urządzenim, a dostęp ten jest ograniczony do tych obszarów pamięci, które nie zawierają wrażliwych danych. Jednak, jak dowiedli naukowcy, IOMMU jest wyłączony w wielu systemach, a tam, gdzie jest włączony, jego zabezpieczenia mogą zostać przełamane.
      Wykazaliśmy, że obecnie IOMMU nie gwarantuje pełnej ochrony i doświadczony napastnik może poczynić poważne szkody, mówi Brett Gutstein, jeden z autorów badań.
      Po raz pierwszy tego typu błędy odkryto w 2016 roku. Naukowcy poinformowali o problemie takie firmy jak Intel, Apple i Microsoft, a te przygotowały odpowiednie poprawki. Wielu twórców oprogramowania i sprzętu komputerowego wydało w ostatnich latach łaty.
      Jednak najnowsze badania pokazują, że sytuacja nie uległa zmianie. A pogarsza ją rosnąca popularność takich interfejsów jak Thunderbolt 2, który pozwala podłączać do tego samego portu zasilacze, urządzenia wideo i inne urządzenia zwenętrzne. To znakomicie zwiększyło ryzyko ataku DMA.
      Podstawowym sposobem ochrony jest instalowanie poprawek dostarczonych przez Apple'a, Microsoft i innych. Trzeba też pamiętać, że sprzęt komputerowy jest wciąż słabo chroniony przed złośliwymi urządzeniami podłączanymi do portu Thunderbolt, więc użytkownicy nie powinni podłączać doń urządzeń, których pochodzenia nie znają lub którym nie ufają, mówi Theodore Markettos.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Cyberprzestępcy wprowadzili zmiany w serwerze DNS w ponad 100 000 ruterów na całym świecie. Dzięki temu są w stanie przekierować cały ruch przechodzący przez takie rutery. Pozwala im to np. na przeprowadzanie ataków phishingowych, podczas których zdobędą dane użytkowników czy uzyskają dostęp do ich kont bankowych.
      Atak na serwery DNS ruterów nie jest niczym nowym. Jednak ten, do którego doszło 20 września wyróżniał się olbrzymią skalą.
      Do ataku dochodziło, gdy ofiara odwiedziła witrynę, na której znajdował się odpowiedni skrypt. Był on wykonywany na komputerze ofiary i sprawdzał, czy w sieci wewnętrznej otwarte są konkretne porty. Następnie dochodziło do próby logowania się na ruter na prawach administratora. Używano przy tym metody brute force. Jako, że wielu użytkowników nie zmienia fabrycznych haseł i loginów, metoda ta w wielu przypadkach zadziałała. Po zalogowaniu na ruter przestępcy mogli zmieniać dane zapisane w serwerze DNS.
      Wiadomo, że atak działa przeciwko ponad 70 modelom ruterów. Są wśród nich produkty takich firm jak 3COM, D-LINK, Huawei, TP-LINK, Intelbras, MikroTiK czy TRIZ. Ofiarą cyberprzestępców padło ponad 100 000 ruterów, w większości znajdujących się w Brazylii. Wiadomo, że ich użytkownicy są przekierowywani na fałszywe witryny banków, firm hostingowych czy Netfliksa.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...