Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Mózg dorosłej osoby odkodowuje ułamki automatycznie, bez udziału świadomości. Okazuje się, że w bruździe śródciemieniowej i korze przedczołowej, które uczestniczą w przetwarzaniu liczb całkowitych, istnieją też neurony wyspecjalizowane w reagowaniu na określone liczby ułamkowe (The Journal of Neuroscience).

Fakt, że ułamki są przez dorosłych rozumiane intuicyjnie, może pomóc w opracowaniu nowych metod nauczania matematyki. Komentując wyniki uzyskane przez zespół z Uniwersytetu w Tybindze, dr Daniel Ansari z Uniwersytetu Zachodniego Ontario podkreśla, że jak widać, dzieci nie muszą przejść zmiany jakościowej, by zrozumieć ułamki i zacząć się nimi posługiwać w wyliczeniach. Zamiast tego wydaje się, że ułamki bazują na systemie wykorzystywanym przez mózg do reprezentacji podstawowych wielkości numerycznych.

Autorzy studium, Simon Jacob i Andreas Nieder, skanowali mózgi dorosłych ochotników, gdy ci przyglądali się ułamkom wyświetlanym na ekranie. Niemcy posłużyli się funkcjonalnym rezonansem adaptacyjnym (ang. functional MRI adaptation, fMRIa). W ten sposób mogli sprawdzić, które części mózgu przyzwyczajają się do powtarzanych w szybkim tempie raz za razem ułamków.

Okazało się, że przy takim schemacie postępowania ułamki lokujące się w pobliżu 1/6 zmniejszały aktywność kory przedczołowej i bruzdy śródciemieniowej. Im jednak bardziej wartość ułamka odbiegała od 1/6, tym aktywność neuronów bruzdy stawała się silniejsza. Szybka prezentacja bodźca oraz niewielkie zmiany wartości ułamków upewniły badaczy, że ludzie reagują na nie bezpośrednio i nie wyliczają ich wartości (w takich warunkach byłoby to bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe).

Na ułamki o różnej wartości reagują odmienne grupy komórek. O dziwo uaktywniają się one bez względu na formę zapisu: liczbową (1/4) bądź słowną (jedna czwarta). W przyszłości naukowcy zamierzają sprawdzić, czy dzieci przetwarzają ułamki jak dorośli, czy też ci drudzy nauczyli się po prostu, jak się nimi posługiwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli się okaże, że jest to umiejętność wrodzona, byłoby to bardzo ciekawe odkrycie. Ułamki nie występują przecież w przyrodzie, więc utrzymanie takiej zdolności umysłu w toku ewolucji byłoby dość nietypowym zjawiskiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na łonie przyrody nie wolno, paragraf na to jest ;) Choć przyznać trzeba, że umiejętność rozpracowywania podobnych ułamków niektóre narody faktycznie mają w genach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę że w ludzkich społecznościach mogło się wbrew pozorom wykształcić w naturalny sposób pojęcie ułamka - społeczności plemienne musiały dzielić się zdobyczą, drewnem oraz innymi rzeczami.. W takiej sytuacji pojęcie ułamka powstaje samo - gdy dajemy komuś określoną ilość sztuk z określonej ilości całkowitej..

 

Ponadto chciałem zwrócić uwagę na dość trywialną sprawę poruszoną w ostatnim akapicie artykułu - to oczywiste że mózg inaczej reaguje na zapis słowny oraz symboliczny. Inne jego partie odpowiedzialne są za łączenie informacji razem z przeczytanym słowem, a inne z zobaczonym symbolem. Podobno właśnie taki zapis obrazkowy lub symbolowy jest lepiej przyswajany i przetwarzany. Dlatego w przekazie podprogowym pokazywanie słów nie daje zbyt wiele, a pokazywanie rysunków, symboli wywiera wpływ. Z tego samego powodu lepiej do nas trafiają tak zwane mapy myślowe (forma robienia planu prezentacji lub innych zadań) albo wykresy niż suchy tekst. Także Ameryki tutaj nie odkryli, że mózg inaczej postrzega literki a inaczej obrazki przedmiotów czy zjawisk, które te literki reprezentują ;)

 

A z tym pół literkiem to chyba jest najbardziej intuicyjny przykład jaki sobie można wyobrazić :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może "pół literka" jest zabawne, ale w przyrodzie dzielenie i ułamki występują notorycznie. W stadzie dzielenie się pokarmem, pół jabłka jest dość widoczne. złamana gałąź czy urwany fragment liścia musiał być od zawsze określany jako "niepełny" czyli cząstka czegoś całego. po prostu ułamek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okej, ale nie wydaje mi się, żeby zwierzę kalkulowało, że trzy razy po pół jabłka to 3/4 z dwóch całych jabłek. Zwierzaka interesuje raczej wyłącznie system zerojedynkowy, czyli 1. albo jest czegoś więcej, albo mniej (wystarczy to ocenić na oko), albo 2. coś jest całe albo pęknięte, więc nadaje się do użytku albo nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W bardziej prymitywnych plemionach niż słowiańskie ;) istnieje nie tyle system zero-jedynkowy, lecz przykładowo 0,1,2, więcej. Bez ułamków, bez reszty liczb. Podejrzewam że dzielenie się czymś nie dawało w wyniku "1/3 jabłka" lecz po prostu "jabłko w kilku częściach" ewentualnie "3 kawałki". Nie było też pewnie rozróżniania czy "1/3" to to samo co "2/6", lecz rozróżniany był sprawiedliwy i mniej sprawiedliwy podział.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z przedmówcami, że matematyki jako takiej na pewno zwierzęta czy ludy pierwotne nie stosowały ;) Niemniej mniej więcej tak jak napisał mikroos - w jakiś sposób na pewno rozróżniano poszczególne części oraz całości.. Czy tak jak thibris - kawałki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety nikt nie zwrócił uwagi że "pół literka" to umowna całość i nie ma nic wspólnego tak naprawdę z ułamkami.

Jeśli macie wątpliwości to zauważcie że zamawiacie w sklepie:

"5 pół literków" a nie

"2 i pół litra".

Zatem niektóre narody owszem... nie mają umiejętności operowania na ułamkach ponieważ traktują je jako nazwę całości.

Pół litra to taki sam towar jak kilogram kiełbasy, litr mleka itp.

Po prostu za podstawową miarę wielkości przyjęto tu ilość równą 0,5 dm3 w układzie SI i to jest jednostka handlowa a tym samym "całość".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poniekąd masz rację, ale czy wybierając produkty ze sklepowych półek nie porównujesz ze sobą czy lepiej kupić dwie półlitrówki czy jedną litrówkę ? Ja zwracam uwagę na to co wyjdzie taniej, więc nie dla każdego "pół literka" to całość...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nie wiem po co zakładać, że ta umiejętność towarzyszy nam już od czasów mamutów i gdybać czy zwierzęta też potrafią ułamkować. Ułamki znane są ludzkości już kilka tysięcy lat (a na pewno od ok. 300 r. p.n.e.) i maglowane do bólu w szkołach (o całkach potrójnych nie wspomnę ;)). Może to zwyczajna adaptacja mózgu i jakaś jego ewolucja, w końcu mózg znany jest z tego, że nawet przy określonych uszkodzeniach inne jego części potrafią przejąć funkcje tych uszkodzonych. Poza tym wydaje mi się, że może tutaj chodzić też o pewien sposób wizualizacji, stąd nie bez powodu zauważono tutaj ekstremum przy 1/6, bowiem łatwiej wyobrazić sobie 3/4 niż 45/97.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popieram Thibrisa - też często patrzę ile towar kosztuje za kilogram/litr, a nie za 'paczkę'. Bo firmowe produkty które za paczkę potrafią kosztować 3zł, mogą być droższe od takich które za paczkę kosztują np 5zł - bo te pierwsze mają paczki po 150g, a te drugie po 275g..

 

Poza tym trochę wyluzowania ;) Z tym pół-literkiem to był taki w połowie żarcik :) Przynajmniej ja tak to traktowałem..

 

Wilk chyba słuszną rzecz też zauważył - 1/2, 1/3, 1/4, 1/5 jesteśmy w stanie sobie wyobrazić niemal intuicyjnie.. Dalsze dzielenie nastręcza już pewnych problemów (z wyjątkiem 1/10, która łatwo się przelicza na ułamek dziesiętny i z tego względu też jest łatwa w interpretacji).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś zastanawiałem się nad modelem przechodzenia człowieka przez ulicę z ruchem aut. Wyszło, że należy w tym celu dokonywac podświadomych operacji różniczkowych i całkowych. Patrzymy na zbliżajace się auto i szacujemy decyzję o przejściu przez ulicę. Należy najpierw oszacować odległość, następnie prędkość auta (pierwsza pochodna odległości), potem zaś uzyskaną prędkość całkować po czasie i porównać uzyskaną przewidywaną odległość wynikającą z tej całki z odległością auta od nas. Sprawa jest nawet bardziej złożona, bowiem w czasie rzeczywistym dokonujemy także oceny zmian prędkości auta (druga pochodna odległości). A także potrafimy nieźle całkować tę drugą pochodną i przewidzieć gdzie znajdzie się auto po czasie oszacowanym jako koniecznym na przejście ulicy. Co ciekawe - najwyraźniej ustalamy także wielkość popełnianego błędu obliczeniowego i wskutek tego określamy wielkość "strefy bezpieczeństwa" (odległości auta od nas w momencie przechodzenia).

No i to są dopiero chece! Bo czyni to każden człowiek nie będący matematykiem. Stwierdzić nawet można, że podobne operacje musi wykonywać także np.... mucha!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz sporo racji ;) To znaczy.. Bardzo ciekawe spostrzeżenie, pytanie tylko czy mózg aby na pewno wykonuje te wszystkie operacje na zasadzie całkowania? No bo robimy to zupełnie podświadomie - do świadomości dociera tylko odpowiedź czy warto ryzykować przechodzenie przez ulicę czy nie oraz gdzie mniej więcej będzie samochód.

 

Może mózg używa jakichś innych sposobów przewidywania trajektorii pojazdu?

 

Analogicznie jest z rzucaniem piłki - jesteśmy w stanie złapać ją odruchowo - a roboty potrzebują setek wyliczeń gdzie i czym poruszyć..

 

Zauważyłeś bardzo interesujące zjawisko, ciekawi mnie tylko, czy po prostu nie jest tak, że nasze metody obliczeniowe (nasze w sensie opracowane matematyczno-fizycznie przez ludzi) są o wiele bardziej prymitywne od tych stosowanych przez mózg, i że to nie jego moc obliczeniowa pozwala na tak skomplikowane wyliczenia, tylko zastosowanie jakichś niebywałych metod obliczeniowych :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wystawienie na oddziaływanie promieniowania elektromagnetycznego emitowanego przez telefon komórkowy wpływa na rozwój mózgu płodu, co potencjalnie może doprowadzić do nadaktywności.
      Zespół z Uniwersytetu Yale prowadził badania na myszach. Wyniki badań ukazały się w Scientific Reports. To pierwszy eksperymentalny dowód, że ekspozycja płodów na fale radiowe z komórek wpływa [...] na zachowanie dorosłych - twierdzi dr Hugh S. Taylor.
      Nad klatką ciężarnych myszy umieszczano wyciszony telefon komórkowy, który w czasie eksperymentu nawiązywał połączenie. Gryzonie z grupy kontrolnej trzymano w takich samych warunkach, ale telefon nie działał.
      Amerykanie oceniali aktywność mózgu dorosłych myszy. Zbadano je też za pomocą baterii testów psychologicznych i behawioralnych. Okazało się, że zwierzęta, które jako płody poddawano oddziaływaniu promieniowania elektromagnetycznego, były hiperaktywne, miały też zmniejszoną pojemność pamięciową. Wg Taylora, jest to skutkiem zaburzenia rozwoju neuronów z kory przedczołowej.
      Wykazaliśmy, że u myszy problemy behawioralne przypominające ADHD są spowodowane ekspozycją na promieniowanie elektromagnetyczne telefonów komórkowych. Wzrost częstości występowania zaburzeń zachowania u dzieci może [więc] po części być skutkiem ekspozycji na fale radiowe w okresie życia płodowego.
      Ekipa z Yale podkreśla, że potrzebne są badania na ludziach, by określić bezpieczny poziom ekspozycji w ciąży i lepiej zrozumieć wchodzący w grę mechanizm. Tamir Aldad podkreśla, że ciąża gryzoni trwa tylko 19 dni i młode rodzą się z mniej rozwiniętym mózgiem, dlatego należy sprawdzić, czy ewentualne ryzyko byłoby podobne. By oddać potencjalną ludzką ekspozycję, w ostatnim studium wykorzystano telefony komórkowe, ale w przyszłości do bardziej precyzyjnego zdefiniowania poziomu ekspozycji posłużymy się standardowymi generatorami pola magnetycznego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Otyli członkowie rodzin osób, które poddały się operacji wyłączenia żołądkowego (ang. gastric bypass), także chudną. Okazuje się, że często zaczynają zdrowiej się odżywiać i więcej ćwiczyć. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Stanforda uważają, że do głosu dochodzi tu społeczna zaraźliwość zmiany stylu życia.
      Okazało się, że rok po tym, jak 35 pacjentów przeszło zabieg wyłączenia żołądkowego metodą Roux (gdzie odcina się część podwpustową żołądka i łączy z jelitem cienkim), ich otyli dorośli krewni ważyli średnio 3,6 kg mniej. Poza tym zauważono, że dzieci z tych rodzin odnosiły korzyści z bliskiej relacji z pacjentem: miały niższy wskaźnik masy ciała niż można by oczekiwać na podstawie krzywej ich wzrostu.
      Zwyczajnie towarzysząc pacjentowi bariatrycznemu na wizytach przed- i pooperacyjnych [kiedy podaje mu się zalecenia odnośnie diety i trybu życia], członkowie rodzin byli w stanie zrzucić tyle zbędnych kilogramów, ilu mniej więcej pozbyliby się na medycznie kontrolowanej diecie - podkreśla dr John Morton.
      Autorzy studium podają, że kobiety z nadwagą, które przestrzegają np. diety Atkinsa czy Ornisha, w ciągu roku tracą między 2 a 5% masy ciała. W tym samym czasie otyłe kobiety i mężczyźni z rodzin chorych po wyłączeniu żołądkowym stracili 3% masy ciała. Po 12 miesiącach spadła nie tylko waga otyłych dorosłych krewnych. Zmniejszył się również obwód w pasie: średnio ze 119,3 cm do 111,7 cm.
      Spadek wagi u nieotyłych dorosłych członków rodziny był nieistotny statystycznie: chudli oni z 81,6 kg do 79,8 kg, a obwód pasa utrzymywał się na poziomie średnio 99 cm. Co ważne, bez względu na wagę, krewni ograniczali liczbę wypijanych napojów alkoholowych - z 11,4 do 0,8 miesięcznie.
      Amerykanie odnotowali, że dorośli członkowie rodzin pacjentów bariatrycznych znacząco zmienili swoje nawyki żywieniowe, m.in. ograniczając emocjonalne i niekontrolowane jedzenie. Zarówno dorośli, jak i dzieci zaczęli się więcej ruszać.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pilotażowe badanie optometrystów z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley wykazało, że gry wideo mogą poprawić ostrość widzenia i postrzeganie głębi u dorosłych z amblyopią, czyli tzw. leniwym okiem. Jest to osłabienie zdolności widzenia w jednym oku.
      Amerykanie zademonstrowali, że wystarczy zaledwie 40 godzin treningu, by w dużym stopniu poradzić sobie z niewyraźnym widzeniem. Byłem bardzo zaskoczony tym odkryciem; nie spodziewałem się zobaczyć poprawy tego rodzaju – ujawnia dr Roger Li.
      Podczas gdy u dzieci amblyopię można leczyć, zaklejając zdrowe oko i zmuszając mózg do wykorzystywania obrazu z oka leniwego, w przypadku dorosłych już tak nie jest. Nowe odkrycia są bardzo zachęcające, ponieważ obecnie nie ma akceptowanych metod terapii dla dorosłych z amblyopią. Wielu okulistów nie dopuszcza do siebie myśli o pomyślnym końcu leczenia po 8. roku życia. Dzieje się tak ze względu na rozpowszechniony pogląd, że amblyopię można odwrócić tylko w wąskim okienku czasowym rozwoju kory wzrokowej. Jeśli zaburzenie nie jest korygowane w dzieciństwie, uszkodzenie jest uznawane za nieodwracalne – wyjaśnia główny autor badania dr Dennis Levi.
      Ostatnie badania nad uczeniem wzrokowym, w tym te prowadzone przez Li i Leviego, obaliły jednak twierdzenia, że u dorosłych z amblyopią jakakolwiek poprawa widzenia nie jest możliwa. Panowie stwierdzili, że intensywny trening, np. zadanie polegające na równoległym ustawieniu dwóch poziomych linii, może zwiększyć ostrość widzenia aż o 30-40%. Naświetlając minusy procedury, Levi opowiada, że wymagało to ślęczenia niekiedy przez 50 godzin nad niewiarygodnie nudną rzeczą. Poza tym okazało się, że poprawa była często zadaniospecyficzna, dlatego ludzie, którzy nauczyli się ustawiać poziome odcinki, nie umieli sobie poradzić z analogicznym zadaniem na odcinkach ustawionych w pionie. Stąd pomysł, by sprawdzić skuteczność gier wideo, o wiele bogatszych w zakresie różnorodności bodźców.
      Amerykanie przetestowali dwa rodzaje gier: 1) gry akcji, gdzie należało strzelać do celu i 2) gry ekonomiczne, polegające na budowanie czegoś. W studium wzięło udział 20 chorych z amblyopią w wieku od 15 do 61 lat. W pierwszym eksperymencie 10 osób przez 40 godzin grało w strzelanki. W drugim eksperymencie trzech innych badanych poświęciło tyle samo czasu na grę innego rodzaju. Na czas sesji wszystkim zasłaniano zdrowe oko.
      W obu eksperymentach odnotowano 30-procentową poprawę ostrości widzenia, co można porównać do przesunięcia o 1,5 rzędu na tablicy Snellena. Amerykanie podkreślają, że by u dziecka uzyskać poprawę ostrości widzenia o jeden rząd, trzeba by 120 godzin zaklejania zdrowego oka. Wzrok badano po każdych 10 godzinach gry. Niektóre osoby zaczęły widzieć lepiej wcześniej niż po upływie 40 godzin.
      Aby wykluczyć, że zaobserwowana poprawa była wynikiem zasłaniania oka, a nie grania w gry wideo, w trzecim eksperymencie 7 ochotników przez 20 godzin zaklejało sobie oko, wykonując codzienne czynności: oglądając telewizję, czytając czy surfując po Internecie. Po zakończeniu eksperymentu nie stwierdzono żadnej poprawy. Tych samych ludzi poproszono później o zaklejanie oka podczas gier wideo. Gdy po 40 godzinach zbadano ich ostrość widzenia, stwierdzono taką samą poprawę jak u innych badanych.
      W badanej grupie 10 osób miało niedowidzenie w zezie, sześć różnowidzenie, trzy jedno i drugie, a jedna amblyopię wywołaną zaćmą. Akademicy z Berkeley nie zauważyli istotnych statystycznie różnic w poprawie ostrości wzroku przy różnych typach niedowidzenia, ale u pacjentów z różnowidzeniem po 40 godz. gry odnotowano dodatkowo 50-proc. polepszenie widzenia głębi.
      U osób, które zaczynały od gry niebędącej strzelanką, po kolejnych 40 godzinach zabawy w gry akcji następowała dalsza poprawa. Nie wiadomo jeszcze, kiedy poprawa widzenia osiągnie fazę plateau. Prawdopodobne jednak, że osoby z silniejszą amblyopią potrzebują więcej czasu na poprawę, ale z drugiej strony mają najwięcej miejsca na poprawę – podsumowuje Li.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania obrazowe mózgu wykazały, że dla rzucenia palenia rzeczywiście najważniejsza jest siła woli. U byłych palaczy związane z samokontrolą rejony mózgu są nawet bardziej aktywne niż u osób, które nigdy nie paliły.
      Naukowcy z dublińskich Trinity College i Research Institute for a Tobacco Free Society porównywali mózgi byłych i aktywnych palaczy oraz ludzi, którzy nigdy nie palili. Podczas funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) ochotnicy wykonywali różne zadania, które wg akademików, pozwalały na ocenę zdolności koniecznych do utrzymania nikotynowej abstynencji. Badano więc umiejętność hamowania reakcji, czyli kontroli impulsów, monitorowania własnego zachowania oraz uwagę (wolontariusze mieli się nie rozpraszać, widząc zdjęcia związane z paleniem; u palaczy wyzwalają one automatyczną reakcję).
      Okazało się, że w porównaniu do grupy kontrolnej (nigdy niepalących), u obecnych palaczy występowała zmniejszona aktywność okolic przedczołowych, które biorą udział w kontroli zachowania. Poza tym u aktywnych palaczy odnotowano zwiększoną aktywność w rejonach podkorowych, np. stanowiącym część układu nagrody jądrze półleżącym (łac. nucleus accumbens). U byłych palaczy nie stwierdzono podwyższonej aktywności podkorowej, dodatkowo ich kora przedczołowa zachowywała się supernormalnie, czyli była aktywniejsza niż u osób, które nigdy nie paliły. Wypływa stąd zatem wniosek, że u ludzi, którym udało się rzucić nałóg, regiony powiązane z siłą woli są bardziej czynne niż u pozostałych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Neuropsychopharmacology opublikowano wyniki badań dowodzących, że palenie tytoniu w wieku nastoletnim zaburza rozwój kory przedczołowej, co może prowadzić w przyszłości do trudności z podejmowaniem właściwych decyzji. Ponadto okazało się, że mózg palących nastolatków wykazuje mniejszą aktywność niż ich niepalących rówieśników.
      Badania przeprowadzili naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) i University of Texas, pracujący pod kierunkiem profesor psychiatrii Edythe London.
      Uczeni badali dwie grupy składające się z 25 osób w wieku 15-21 lat każda. W jednej znaleźli się palacze, w drugiej osoby niepalące. Najpierw za pomocą Heaviness of Smoking Index (HSI) określono stopień uzależnienia każdego z palaczy. Następnie umieszczano badanych w urządzeniu do funkcjonalnego rezonansu magnetycznego i przeprowadzano test Stop-Signal Task (SST). Polegał on na jak najszybszym naciśnięciu guzika, który wyłączał zapalającą się strzałkę. Guzika nie należało naciskać, kiedy wraz z zapaleniem się strzałki rozbrzmiewał sygnał dźwiękowy. Test mierzył zdolność do powstrzymania się od naciśnięcia guzika w momencie, gdy nie należało tego robić.
      Profesor London określiła uzyskane wyniki jako "interesujące", gdyż MRI wykazało, że im wyższy HSI, czyli im bardziej uczestnik był uzależniony od tytoniu, tym mniejsza aktywność w korze przedczołowej odpowiedzialnej za podejmowanie decyzji. Jednocześnie, pomimo obniżonej aktywności, wyniki uzyskane przez palących i niepalących w SST były niemal identyczne. "Odkrycie, że różnica w wynikach SST jest tak mała, zaskoczyło nas. To sugeruje, że dobry poziom reakcji u palących jest w jakiś sposób kompensowany przez inne obszary mózgu" - stwierdza London.
      Profesor zauważa, że nastolatki mogą podejmować złą decyzję o rozpoczęciu palenia papierosów, gdyż kora przedczołowa nie jest u nich jeszcze dobrze rozwinięta. Wchłaniając tytoń opóźniają jej dojrzewanie, co wpływa negatywnie na jej aktywność, a to z kolei powoduje, że trudno im podjąć racjonalną decyzję o rzuceniu palenia.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...