Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Na Pennsylvania State University powstał interesujący sposób na przechowywanie energii. Szczególnie przyda się on w przypadku źródeł odnawialnych. Jak wiemy, źródła te są bardzo "kapryśne". Wiatry wieją nieregularnie, a Słońce nie świeci w nocy. Czasami możemy więc pozyskać z tych źródeł nadmiar energii, którą jest trudno przechowywać, a czasami doświadczymy niedoboru.

Bruce Logan i jego zespół odkryli, że bakterie z gatunku Methanobacterium palustre potrafią pozyskiwać metan z... prądu elektrycznego. Gdy umieścić je na katodzie, mikroorganizmy używają elektronów do przetwarzania dwutlenku węgla w metan. Ten z kolei możemy zbierać, przechowywać i spalać wtedy, gdy będziemy potrzebowali dodatkowej energii. Plusem takiego rozwiązania jest fakt, że, w przeciwieństwie do procesu katalizy, nie używa ono żadnych drogich metali. System jest dość wydajny. Można w ten sposób odzyskać 80% pierwotnej ilości energii.

Nowa technika jest dopiero rozwijana, ale może mieć przed sobą bardzo obiecującą przyszłość. Z jednej strony możliwe będzie stworzenie np. przy każdej najmniejszej nawet elektrowni wiatrowej prostego systemu przechowywania nadmiarowej energii, a z drugiej - niewykluczone, że system będzie w stanie pozyskiwać CO2 z kominów elektrowni czy też wprost z powietrza, oczyszczając przy okazji atmosferę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy pomysł ;) Przynajmniej do momentu kiedy bakterie będą zasilane prądem nadmiarowym z wiatru albo słońca. Bo jeśli zaczną zasilać je prądem sieciowym, to mamy straty energii oraz produkcję CO2 (oraz SO2 i całej gamy innych ciekawych rzeczy) przez elektrownię - węgiel przerabiany na prąd z wydajnością zapewne ~60%, następnie straty na przesyle prądu, i straty w przetworzeniu tego prądu na metan. Przy takim scenariuszu lepiej węgiel traktować wodorem i przerabiać na metan katalitycznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaraz zaraz... ale jak spalamy ten metan to on chyba nie zmienia się w tlen? tylko z powrotem w dwutlenek węgla... czylinie ma co liczyć tego za jakiekolwiek oczyszczanie atmosfery z tego gazu.. no chyba że myślimy w kategoriach oszczędności energii.. to może... choć chyba nei koniecznie...

 

a z tym przetwarzaniem energii z elektrowni w metan to nie ejst tak zły pomysł.. słyszałeś kiedyś o eketrowniach pompowo szczytowych (czy jakoś tak) one mają jeszcze gorszą wydajność a jednak się z nich korzysta...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu chyba nie chodzi o oczyszczanie z metanu, ale o stworzenie wydajnej metody konwersji energii z możliwością przechowywania np. przez noc. Takie przynajmniej mam wrażenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak tak. W pierwotnym zamyśle chodzi o to, żeby nadwyżki energii (np. elektrycznej z ogniw lub wiatraków) magazynować w metanie.

 

I tę ideę popieram ;)

Zaznaczyłem tylko, że zasilanie tych bakterii energią sieciową nie ma najmniejszego sensu.

 

@pogo - masz rację że ten metan zmienia się z powrotem w CO2 - ale dzięki takiemu rozwiązaniu przynajmniej nie produkujemy dodatkowych ilości CO2 (np z węgla), a mamy określoną ilość CO2 w stałym obiegu - jest ono nośnikiem energii słonecznej (ogniwa fotowoltaniczne) lub wiatrowej (wiatraki) w momencie gdy jest zamieniane w metan.

 

Słyszałem o elektrowniach pompowo-szczytowych - i z punktu widzenia fizyki, to są one czystym bezsensem. Ale naszej kochanej ekonomii zawdzięczamy, że bezsens staje się sensowny. Ich użyteczność bierze się z tego, że prąd brany do zasilania pomp, jest w nocy tańszy niż w dzień - więc przepompowuje się nocą wodę ze zbiornika niskiego do wysokiego. Za dnia woda spływa z powrotem na dół, porusza turbiny i generowany jest prąd - mniejsze ilości niż ten który został zużyty do przepompowania wody, bo żaden proces na Ziemi nie zachodzi ze 100% sprawnością. Ale całe to wariactwo jest opłacalne właśnie dlatego, że ta mniejsza ilość prądu wyprodukowana w ciągu dnia, kosztuje więcej niż ta większa ilość prądu zużyta w ciągu nocy. Z punktu widzenia ochrony środowiska jest to mało korzystne, bo prąd tracony przez nie-stuprocentową sprawność całego procesu musi zostać dodatkowo wyprodukowany w innych elektrowniach, co wiąże się z dodatkowymi emisjami CO2, SO2, pyłów i innego badziewia (niedużych ilości, ale jednak..)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że stacja pompowo-szczytowa, nawet jeśli jest niedoskonała, jest najlepszym z dostępnych obecnie rozwiązań. Elektrownia nie jest w stanie ot tak sobie manipulować ilością wytwarzanej energii, więc jakoś trzeba sobie radzić z jej nadmiarem w ciągu nocy. Z dwojga złego lepiej ją zmagazynować, niż np. nagrzać wodę w rzece.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lucky_one - to nie jakieś wymysły ekonomiczne ale struktura popytu i podaży energii elektrycznej powoduje stosowanie elektrowni szczytowo-pompowych. Popyt jest mocno zmienny w trakcie doby (wyróżnia się szczyty ranny, popołudniowy i wieczorny oraz zdecydowane doły, największy jest między 22 a 6 rano gdy większość śpi). Z kolei podaż jest z elektrowni pracujących w systemie ciągłym, bo wtedy uzyskuje się najwyższą sprawność i najmniejszą emisję CO2  do atmosfery, także wszelkie filtry i katalizatory spalin optymalizuje się do takiego obciążenia. Prąd z elektrowni wiatrowych, słonecznych czy wodnych nigdy nie zapewnia ciągłości dostaw, co grozi blackautem.

Elektrownia szczytowo-pompowa ma swoją nazwę od przeznaczenia - służy do dostarczania energii elektrycznej w trakcie szczytów zapotrzebowania, by nie trzeba było niepotrzebnie zwiększać mocy elektrowni pracujących w systemie ciągłym - więc  funkcję ekologiczną też spełniają.

PS. Z tą ekologicznością elektrowni na źródłach odnawialnych to bardzo dziwna sprawa jest - farmy elektrowni wiatrowych wytwarzają hałas powyżej 110 dB oraz masowo giną na nich przelatujące ptaki. Na zaporach wodnych biocenoza rzeki zazwyczaj jest niszczona (ostatnim hitem ekologicznym w stanach jest likwidowanie elektrowni wodnych właśnie dla odbudowy pierwotnej biocenozy rzeki), zaś koszty utylizacji ogniw fotoelektrycznych w ekologicznym reżimie są po prostu koszmarne (dlatego elektronika najczęściej obecnie jest pakowana na statki i wygróżdżana do oceanu u wybrzeży Somalii).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Zgadzam się, że z ekologicznymi źródłami energii to w większości jest pic na wodę.. Dlatego ja ciągle powtarzam, że obecnie najlepszym źródłem energii (bilans zysków i strat, zarówno dla środowiska jak i ekonomicznie - koszty konserwacji, budowy itp) są elektrownie atomowe.

  A co do elektrowni szczytowo-pompowych, to w sumie wiedziałem że przeznaczenie jest takie jak napisałeś ;) Jedyne co, że ich nie doceniałem :) Także w tym względzie przyznaję Ci rację - słusznie zauważyłeś, że łatwiej dla zwykłych elektrowni będzie zoptymalizować pracę w reżimie ciągłym. A nadwyżki magazynować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe jak jest z elekrowniami atomowymi. Czy tam da się w jakiś sposób "regulować" ilość wytwarzanej w danym momencie energii?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, jak to jest w tych nowoczesnych elektrowniach n-tej generacji, ale w starszych nie za bardzo było to możliwe - patrz czarnobyl.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, jak to jest w tych nowoczesnych elektrowniach n-tej generacji, ale w starszych nie za bardzo było to możliwe - patrz czarnobyl.

Czarnobyl był ewidentną winą człowieka, a jedyną winą technologii był brak żelaznych zabezpieczeń, których nie da się sforsować nawet podczas planowanych doświadczeń. Nawet w czarnobylskiej elektrowni dało się regulować ilość wytwarzanej energii i wydajność reaktora. Osiąga się to dzięki stosowaniu rdzeni grafitowych, które ograniczają "łańcuchowość" rozpadów, tzn. pochłaniają energię powstającą podczas rozpadu i zapobiegają jej wykorzystaniu do wywołania kolejnych rozpadów. Nie zmienia to co prawda tempa zużywania samego paliwa, ale ilość wysyłanej do sieci energii da się regulować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oglądałem kiedyś jakiś dokument w którym powiedziane  było, że w czarnobylu właśnie przesadzono ze zmniejszaniem poziomu produkowanej energii. Nie pamietam o co dokładnie chodziło. Być może o to że nie mogła ona się w takiej sytuacji sama napędzić (moduły chłodzenia?). Regulacja była możliwa, ale jak widać do pewnego stopnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale właśnie o to chodz, ze w Czernobylu popełniono katastrofalny błąd i uzależniono chłodzenie od działania samego reaktora. Po prostu, mówiąc w największym skrócie, projektanci nie przewidzieli, że ktoś może być aż tak głupi. W dzisiejszych reaktorach taka sytuacja nie ma prawa zaistnieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie teraz jest ostatni dzwonek, bo jak się za to nie weźmiemy, to zwyczajnie zacznie nam brakować energii i dopiero będą jaja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Aż tak, źle to nie będzie. Mamy jeszcze w kij ropy, gazu i węgla. Po drugie są bardzo ciekawe zaawansowane projekty związane z nowymi źródłami energii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ropy i gazu nie starczy nam na dostarczanie energii dla całego kraju, do tego ich ceny będą rosły, a my będziemy uzależnieni od ciągłych i regularnych dostaw, co jest dla nas wybitnie niekorzystne. Inwestowanie w węgiel to z kolei nonsens z punktu widzenia długofalowej strategii - lepiej zachować go na gorsze czasy, kiedy ropy zabraknie (inna rzecz, że współpraca z polskimi górnikami ociera się o szaleństwo). A odnawialne źródła energii przez najbliższych 20 lat nie rozwiną się raczej na tyle, by zaspokoić zapotrzebowanie całego kraju wielkości Polski.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o Polskę, to odnawialne źródła energii pewnie się nawet nie rozwiną tak, żeby zasilać średniej wielkości wieś :/ A co tu dopiero mówić o kraju..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A tu chodziło o Polskę ;) Otóż nieprawda. Gdyby skorzystać z samej tylko geotermi mozna by zasilić niejedną Polskę. Ale technologia droga, oj droga. A najgłupszą rzeczą co można zrobić ( i to jest prawnie wymuszone na elektrowniach) jest spalanie roślin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ogólnie rzecz ujmując: radziecki (czernobylki) typ reaktora atomowego korzystał z wody otaczającej rdzeń do wyłapywania nadmiaru elektronów. Same elektrony były spowalniane przez rdzenie. Gdy reaktor się przegrzał, woda zamieniała sie w parę, nie wyłapywała elektronów, te nadal były spowalniane... mieliśmy więc do czynienia z coraz większą liczbą elektronów zdolnych do wywoływania rozpadów.

W stosowanych na Zachodzie reaktorach woda wykorzystywana jest do spowalniania. Jeśli dojdzie do przegrzania, woda paruje, nic nie spowalnia elektronów, nie ma dodatkowych rozpadów, reaktor samodzielnie się stabilizuje.

 

Teraz dwa pytania:

 

1. czy nie powinniśmy podziękować ekologom, którzy zatrzymali budowę Żarnowca (zwanego wówczas Żarnobylem)? Gdyby nie oni, mielibyśmy w kraju rozsypującą się, wyłączoną elektrownię, na której zabezpieczenie trzeba by wydawać tyle kasy, że nie wystarczyłoby na normalą elektrownię

 

2. dlaczego elektrownię traktuje się jak bożka? Czym się ona różni od innych firm? Elektrownia atomowa powinna powstać na zasadach takich, jak inne przedsięwzięcia biznesowe - jeśli będzie ktoś chętny by takie coś wybudować, niech buduje. Z budżetu nie powinna na to pójść ani złotówka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do pkt 2 zgodzę się w kwestii umożliwienia budowy bez robienia większych problemów i bez nakładów państwa, bo inwestor znalazłby się na pewno. Nie zgodzę się za to, że jest to inwestycja jak każda inna. Dostawy energii są dla państwa sprawą strategiczna i nie ma kraju na świecie, w którym państwo by ich nie kontrolowało przynajmniej częściowo. W razie sytuacji kryzysowej konieczne jest, by państwo miało dostęp do energii, więc nie dziwi mnie, że jakaś kontrola jest potrzebna. Oczywiście pozostaje jednak pytanie, jak dalece powinna być ona posunięta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Douger - ja nie mówiłem jaki Polska ma potencjał do wykorzystania energii odnawialnych, tylko jak zostaną te energie wprowadzone ;) Czyli jak przystało na nasz kraj - wszystko zostanie zmarnowane, rozdrapane, winę zrzuci się na kogoś, a ludzie zostaną 100lat za resztą świata. Potem przyjdzie zachodni inwestor, wykupi, i będzie nam sprzedawać po europejskich cenach (przy polskich pensjach :) - czyli w przeliczeniu 4 razy drożej).

 

Bo tak to już w Polsce jest.. I tu niestety się sprawdza powiedzenie, iż historia narodów uczy, że narody niczego nie nauczyły się z historii..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@mikroos: jedyna kontrola ze strony państwa, jaka byłaby potrzebna, to kontrola nad materiałami rozszczepialnymi. I tyle

Cała energetyka może być prywatna, w niczym to nie zagraża państwu. Mówienie o "strategicznych" sektorach, które musza być państwowe, prowadzi do tego, że "musimy" mieć państwową kolej, górnictwo, energetykę, przemysł stoczniowy... właściwie wszystko powinno być państwowe. Jeszcze niedawno gadano, że TPSA nie można prywatyzować, bo łaczność jest strategiczna.

To ja się zapytam: co jest ważniejsze - niezakłócone dostawy energii czy żywności? Jakoś przemysł spożywczy jest całkowicie w prywatnych rękach i nikt się nie obawia, że w sytuacjach kryzysowych żywności zabraknie. To raczej wtedy, gdy państwo czymś zarządza mamy do czynienia z ciągłą sytuacją kryzysową i brakami - przypomnę tylko słynny "20. stopień zasilania".

 

W sytuacjach kryzysowych państwo ma chociażby takie instrumenty jak stan wyjątkowy lub wojenny, i na podstawie odpowiednich przepisów jest w stanie w parę chwil przejąć kontrolę nad energetyką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Cała energetyka może być prywatna, w niczym to nie zagraża państwu. Mówienie o "strategicznych" sektorach, które musza być państwowe, prowadzi do tego, że "musimy" mieć państwową kolej, górnictwo, energetykę, przemysł stoczniowy...

Nie widzę związku. To kwestia rozsądnej interpretacji dobrego pomysłu, a nie wadliwej koncepcji.

Jeszcze niedawno gadano, że TPSA nie można prywatyzować, bo łaczność jest strategiczna.

Tyle, że czasy się zmieniły. Mamy komórki, mamy łączność satelitarną, mamy radiotelefonię - państwo sobie poradzi np. w razie wojny. Energii w znacznych ilościach nie dostarczysz bezprzewodowo. Inna sprawa, że mam wrażenie, że nie odróżniasz w tym momencie prywatyzacji (czyli zmiany właściciela) od kontroli (czyli posiadania pewnego wpływu na poczynania firmy w ściśle uzasadnionych sytuacjach).

To ja się zapytam: co jest ważniejsze - niezakłócone dostawy energii czy żywności? Jakoś przemysł spożywczy jest całkowicie w prywatnych rękach i nikt się nie obawia, że w sytuacjach kryzysowych żywności zabraknie.

A kto Tobie naopowiadał takich rzeczy? Przecież mamy państwowe zapasy żywności (zajmuje się tym, o ile wiem, Agencja Rynku Rolnego), zaś do ich dystrybucji w sytuacjach nagłych wyznaczone są ściśle określone jednostki.

W sytuacjach kryzysowych państwo ma chociażby takie instrumenty jak stan wyjątkowy lub wojenny, i na podstawie odpowiednich przepisów jest w stanie w parę chwil przejąć kontrolę nad energetyką.

I ja właśnie o tym mówię. Rynek powinien być wolny, ale państwo powinno mieć kontrolę rozumianą w taki sposób, że w sytuacji nagłej jest w stanie przejąć dostęp do sieci przesyłowej oraz sieci wytwórców w trybie natychmiastowym. Regulacja cen itp. rzeczywiście powinna pozostać kwestią umów pomiędzy usługodawcami i użytkownikami - tu masz moje pełne poparcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Metan to od setek lat jedno z najpoważniejszych zagrożeń w górnictwie. Dzięki postępowi technologicznemu potrafimy go wykrywać i odprowadzać z kopalń. To jednak rodzi kolejny problem – emisję metanu, niezwykle silnego gazu cieplarnianego, do atmosfery. Tymczasem w UE trwają prace nad rozporządzeniem zakazującym takiej emisji. Czy to oznacza konieczność zamknięcia kopalń metanowych? Niekoniecznie. Potrzeba okazała się matką wynalazku i polscy naukowcy opracowali VAMPIRE, przełomową instalację, która przekształca metan w tak przydatny w kopalni... chłód.
      Technologia VAMPIRE została stworzona przez Centrum Promocji i Transferu Technologii dzięki funduszom z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBR). Działa ona w oparciu o modułowy reaktor katalityczny przekształcający metan z powietrza wentylacyjnego kopalni w energię, wykorzystywaną do klimatyzowania regionów, w których prowadzone jest wydobycie. Reaktor jest dziełem naukowców z Wydziału Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy pracowali pod kierunkiem prof. Joanny Profic-Paczkowskiej i dr. inż. Romana Jędrzejczaka. Drugim z niezbędnych elementów jest absorber zbudowany przez firmę DPMTech, który przekształca gorące powietrze z reaktora w tzw. wodę lodową zasilającą urządzenia klimatyzacyjne.
      Niezwykle ważnym elementem jest tutaj modułowa budowa całej instalacji, która musi zmieścić się w korytarzach kopalni, być łatwa w transporcie i montażu. Modułowy jest też sam reaktor, umożliwiający bezpieczne spalanie metanu w niskiej temperaturze. Dzięki takiej budowie można go składać jak z klocków, by osiągnąć wymaganą wydajność przetwarzania powietrza wentylacyjnego.
      Prototypową instalację VAMPIRE przetestował Główny Instytut Górnictwa – Państwowy Instytut Badawczy Kopalnia Doświadczalna „Barbara”. Testy wykazały, że pozwala ona na ograniczenie emisji metanu i wykorzystanie go do poprawienia mikroklimatu w wyrobiskach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside (UC Riverside) dokonali niespodziewanego odkrycia. Silny gaz cieplarniany, metan, nie tylko ogrzewa Ziemię, ale i... ją ochładza. Nowo odkrytego zjawiska nie uwzględniono jeszcze w modelach klimatycznych.
      Gazy cieplarniane tworzą w atmosferze Ziemi warstwę przypominającą koc, która blokuje promieniowanie długofalowe, przez co utrudnia wypromieniowywanie ciepła przez planetę ogrzewaną przez Słońce. To prowadzi do wzrostu temperatury na powierzchni. Naukowcy z UC Riverside zauważyli niedawno, że znajdujący się w atmosferze metan absorbuje krótkofalowe promieniowanie ze Słońca. To powinno ogrzewać planetę. Jednak – wbrew intuicji – absorpcja promieniowania krótkofalowego prowadzi do takich zmian w chmurach, które mają niewielki efekt chłodzący, mówi profesor Robert Allen. Na podstawie przygotowanego modelu komputerowego naukowcy obliczyli, że dzięki temu efektowi chłodzącemu metan kompensuje ok. 30% swojego wpływu ocieplającego.
      Z tym zjawiskiem wiąże się też drugi, niespodziewany, mechanizm. Metan zwiększa ilość opadów, ale jeśli weźmiemy pod uwagę jego efekt chłodzący, to ten wzrost opadów powodowany przez metan jest o 60% mniejszy, niż bez efektu chłodzącego.
      Oba rodzaje energii, długofalowa z Ziemi i krótkofalowa ze Słońca, uciekają z atmosfery w większej ilości niż są do niej dostarczane. Atmosfera potrzebuje więc mechanizmu kompensującego ten niedobór. A kompensuje go ciepłem uzyskiwanym z kondensującej się pary wodny. Ta kondensacja objawia się w opadach. Opady to źródło ciepła, dzięki któremu atmosfera utrzymuje równowagę energetyczną, mówi Ryan Kramer z NASA. Jednak metan zmienia to równanie. Zatrzymuje on w atmosferze energię ze Słońca, przez co atmosfera nie musi pozyskiwać jej z opadów. Ponadto absorbując część energii metan zmniejsza jej ilość, jaka dociera do powierzchni Ziemi. To zaś zmniejsza parowanie. A zmniejszenie parowania prowadzi do zmniejszenia opadów.
      Odkrycie to ma znaczenie dla lepszego zrozumienia wpływu metanu i być może innych gazów cieplarnianych na klimat. Absorpcja promieniowania krótkofalowego łagodzi ocieplenie i zmniejsza opady, ale ich nie eliminuje, dodaje Allen.
      W ostatnich latach naukowcy zaczęli bardziej interesować się wpływem metanu na klimat. Emisja tego gazu rośnie, a głównymi jego antropogenicznymi źródłami są rolnictwo, przemysł i wysypiska odpadów. Istnieje obawa, że w miarę roztapiania się wiecznej zmarzliny, uwolnią się z niej olbrzymie ilości metanu. Potrafimy dokładnie mierzyć stężenie gazów cieplarnianych w atmosferze. Musimy jak najlepiej rozumieć, co te wartości oznaczają. Badania takie jak te prowadzą nas do tego celu, mówi Ryan Kramer.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Eksperci z Rocky Mountain Institute opublikowali raport, z którego dowiadujemy się, że koszty produkcji energii z węgla osiągnęły punkt zwrotny i obecnie energia ta na większości rynków przegrywa konkurencję cenową z energią ze źródeł odnawialnych. Z analiz wynika, że już w tej chwili koszty operacyjne około 39% wszystkich światowych elektrowni węglowych są wyższe niż koszty wybudowania od podstaw nowych źródeł energii odnawialnej.
      Sytuacja ekonomiczna węgla będzie błyskawicznie się pogarszała. Do roku 2025 już 73% elektrowni węglowych będzie droższych w utrzymaniu niż budowa zastępujących je odnawialnych źródeł energii. Autorzy raportu wyliczają, że gdyby nagle cały świat podjął decyzję o wyłączeniu wszystkich elektrowni węglowych i wybudowaniu w ich miejsce odnawialnych źródeł energii, to przeprowadzenie takiej operacji stanie się opłacalne już za dwa lata.
      Szybsze przejście od węgla do czystej energii jest w zasięgu ręki. W naszym raporcie pokazujemy, jak przeprowadzić taką zmianę, by z jednej strony odbiorcy energii zaoszczędzili pieniądze, a z drugiej strony, by pracownicy i społeczności żyjące obecnie z energii węglowej mogli czerpać korzyści z energetyki odnawialnej, mówi Paul Bodnar, dyrektor Rocky Mountain Institute.
      Autorzy raportu przeanalizowali sytuację ekonomiczną 2472 elektrowni węglowych na całym świecie. Wzięli też pod uwagę koszty wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych oraz jej przechowywania. Na podstawie tych danych byli w stanie ocenić opłacalność energetyki węglowej w 37 krajach na świecie, w których zainstalowane jest 95% całej światowej produkcji energii z węgla. Oszacowali też koszty zastąpienia zarówno nieopłacalnej obecnie, jak o opłacalnej, energetyki węglowej przez źródła odnawialne.
      Z raportu dowiadujmy się, że gdyby na skalę światową zastąpić nieopłacalne źródła energii z węgla źródłami odnawialnymi, to w bieżącym roku klienci na całym świecie zaoszczędziliby 39 miliardów USD, w 2022 roczne oszczędności sięgnęłyby 86 miliardów, a w roku 2025 wzrosłyby do 141 miliardów. Gdyby jednak do szacunków włączyć również opłacalne obecnie elektrownie węglowe, innymi słowy, gdybyśmy chcieli już teraz całkowicie zrezygnować z węgla, to tegoroczny koszt netto takiej operacji wyniósłby 116 miliardów USD. Tyle musiałby obecnie świat zapłacić, by już teraz zrezygnować z generowania energii elektrycznej z węgla. Jednak koszt ten błyskawicznie by się obniżał. W roku 2022 zmiana taka nic by nie kosztowała (to znaczy koszty i oszczędności by się zrównoważyły), a w roku 2025 odnieślibyśmy korzyści finansowe przekraczające 100 miliardów dolarów w skali globu.
      W Unii Europejskiej już w tej chwili nieopłacalnych jest 81% elektrowni węglowych. Innymi słowy, elektrownie te przeżywałyby kłopoty finansowe, gdyby nie otrzymywały dotacji z budżetu. Do roku 2025 wszystkie europejskie elektrownie węglowe będą przynosiły straty. W Chinach nieopłacalnych jest 43% elektrowni węglowych, a w ciągu najbliższych 5 lat nieopłacalnych będzie 94% elektrowni węglowych. W Indiach zaś trzeba dopłacać obecnie do 17% elektrowni, a w roku 2025 nieopłacalnych będzie 85% elektrowni.
      Co ważne, w swoich wyliczeniach dotyczących opłacalności elektrowni węglowych analitycy nie brali pod uwagę zdrowotnych i środowiskowych kosztów spalania węgla.
      Energia węglowa szybko staje się nieopłacalna i to nie uwzględniając kosztów związanych z prawem do emisji i regulacjami odnośnie zanieczyszczeń powietrza. Zamknięcie elektrowni węglowych i zastąpienie ich tańszymi alternatywami nie tylko pozwoli zaoszczędzić pieniądze konsumentów i podatników, ale może też odegrać znaczną rolę w wychodzeniu gospodarki z kryzysu po pandemii, mówi Matt Gray stojący na czele Carbon Tracker Initiative.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na Uniwersytecie w Glasgow po raz pierwszy eksperymentalnie potwierdzono teorię dotyczącą pozyskiwania energii z czarnych dziur. W 1969 roku wybitny fizyk Roger Penrose stwierdził, że można wygenerować energię opuszczając obiekt do ergosfery czarnej dziury. Ergosfera to zewnętrzna część horyzontu zdarzeń. Znajdujący się tam obiekt musiałby poruszać się szybciej od prędkości światła, by utrzymać się w miejscu.
      Penrose przewidywał, że w tym niezwykłym miejscu w przestrzeni obiekt nabyłby ujemną energię. Zrzucając tam obiekt i dzieląc go na dwie części tak, że jedna z nich wpadnie do czarnej dziury, a druga zostanie odzyskana, spowodujemy odrzut, który będzie mierzony wielkością utraconej energii negatywnej, a to oznacza, że odzyskana część przedmiotu zyska energię pobraną z obrotu czarnej dziury. Jak przewidywał Penrose, trudności inżynieryjne związane z przeprowadzeniem tego procesu są tak wielkie, że mogłaby tego dokonać jedynie bardzo zaawansowana obca cywilizacja.
      Dwa lata później znany radziecki fizyk Jakow Zeldowicz uznał, że teorię tę można przetestować w prostszy, dostępny na Ziemi sposób. Stwierdził, że „skręcone” fale światła uderzające o powierzchnię obracającego się z odpowiednią prędkością cylindra zostaną odbite i przejmą od cylindra dodatkową energię. Jednak przeprowadzenie takiego eksperymentu było, i ciągle jest, niemożliwe ze względów inżynieryjnych. Zeldowicz obliczał bowiem, że cylinder musiałby poruszać się z prędkością co najmniej miliarda obrotów na sekundę.
      Teraz naukowcy z Wydziału Fizyki i Astronomii University of Glasgow opracowali sposób na sprawdzenie teorii Penrose'a. Wykorzystali przy tym zmodyfikowany pomysł Zeldowicza i zamiast "skręconych" fal światła użyli dźwięku, źródła o znacznie niższej częstotliwości, i łatwiejszego do użycia w laboratorium.
      Na łamach Nature Physics Brytyjczycy opisali, jak wykorzystali zestaw głośników do uzyskania fal dźwiękowych, skręconych na podobieństwo fal świetlnych w pomyśle Zeldowicza. Dźwięk został skierowany w stronę obracającego się piankowego dysku, który go absorbował. Za dyskiem umieszczono zestaw mikrofonów, które rejestrowały dźwięk przechodzący przez dysk, którego prędkość obrotowa była stopniowo zwiększana.
      Naukowcy stwierdzili, że jeśli teoria Penrose'a jest prawdziwa, to powinni odnotować znaczącą zmianę w częstotliwości i amplitudzie dźwięku przechodzącego przez dysk. Zmiana taka powinna zajść w wyniku efektu Dopplera.
      Z liniową wersją efektu Dopplera wszyscy się zetknęli słysząc syrenę karetki pogotowia, której ton wydaje się rosnąć w miarę zbliżania się pojazdu i obniżać, gdy się on oddala. Jest to spowodowane faktem, że gdy pojazd się zbliża, fale dźwiękowe docierają do nas coraz częściej, a gdy się oddala, słyszymy je coraz rzadziej. Obrotowy efekt Dopplera działa podobnie, jednak jest on ograniczony do okrągłej przestrzeni. Skręcone fale dźwiękowe zmieniają ton gdy są mierzone z punktu widzenia obracającej się powierzchni. Gdy powierzchnia ta obraca się odpowiednio szybko z częstotliwością dźwięku dzieje się coś dziwnego – przechodzi z częstotliwości dodatniej do ujemnej, a czyniąc to pobiera nieco energii z obrotu powierzchni, wyjaśnia doktorantka Marion Cromb, główna autorka artykułu.
      W miarę jak rosła prędkość obrotowa obracającego się dysku, ton dźwięku stawał się coraz niższy, aż w końcu nie było go słychać. Później znowu zaczął rosnąć, aż do momentu, gdy miał tę samą wysokość co wcześniej, ale był głośniejszy. Jego amplituda była o nawet 30% większa niż amplituda dźwięku wydobywającego się z głośników.
      To co usłyszeliśmy podczas naszych eksperymentów było niesamowite. Najpierw, w wyniku działania efektu Dopplera częstotliwość fal dźwiękowych zmniejszała się w miarę zwiększania prędkości obrotowej dysku i spadła do zera. Później znowu pojawił się dźwięk. Stało się tak, gdyż doszło do zmiany częstotliwości fal z dodatniej na ujemną. Te fale o ujemnej częstotliwości były w stanie pozyskać część energii z obracającego się dysku i stały się głośniejsze. Zaszło zjawisko, które Zeldowicz przewidział w 1971 roku, dodaje Cromb.
      Współautor badań, profesor Daniele Faccio, stwierdza: jesteśmy niesamowicie podekscytowani faktem, że mogliśmy eksperymentalnie potwierdzić jedną z najdziwniejszych hipotez fizycznych pół wieku po jej ogłoszeniu. I że mogliśmy potwierdzić teorię dotyczącą kosmosu w naszym laboratorium w zachodniej Szkocji. Sądzimy, że otwiera to drogę do kolejnych badań. W przyszłości chcielibyśmy badać ten efekt za pomocą różnych źródeł fal elektromagnetycznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Często i mało, czy rzadko, ale do syta? Gdyby chodziło o dietę, większość specjalistów postawiłaby na odpowiedź 1, ale w przypadku magazynowania energii jest odwrotnie. Okazuje się, że więcej można jej zmieścić ładując rzadko, ale do pełna.Taki przynajmniej wniosek płynie z badań przeprowadzonych przez zespół naukowców IChF PAN.
      Doświadczenia dotyczyły co prawda wyidealizowanych, dwuwymiarowych układów sieciowych, ale w końcu zasada to zasada. Dr Anna Maciołek, jedna z autorów pracy opublikowanej w Physical Review opisuje ją tak: Chcieliśmy zbadać, jak zmienia się sposób magazynowania energii w układzie,  gdy  pompujemy  do  niego  energię  w  postaci  ciepła,  innymi  słowy – lokalnie  go podgrzewamy.
      Wiadomo,  że ciepło  w  układach  się  rozprzestrzenia, dyfunduje.  Ale czy na gromadzenie energii ma wpływ sposób jej dostarczania; fachowo mówiąc „geometria podawania”? Czy ma znaczenie, że podajemy dużo energii w krótkim czasie i potem długo nic, i znowu dużo energii, czy też gdy podajemy malutkie porcje  tej energii, ale za to jedna po drugiej, niemal bez przerw?
      Cykliczne podawanie energii jest bardzo powszechne w naturze. Sami dostarczamy jej sobie w ten sposób, jedząc. Tę samą liczbę kalorii można dostarczyć w jednej lub dwóch dużych porcjach zjadanych w ciągu doby, albo rozbić ją na 5-7 mniejszych posiłków, między którymi są krótsze przerwy. Naukowcy wciąż się spierają, który  sposób jest dla organizmu lepszy. Jeśli jednak  chodzi o dwuwymiarowe układy sieciowe, to już wiadomo, że pod względem efektywności magazynowania wygrywa metoda „rzadko a dużo”.
      Zauważyliśmy, że w zależności od tego, w jakich porcjach i jak często podajemy energię, ilość, jaką układ potrafi zmagazynować, zmienia się. Największa jest wtedy, gdy porcje energii są duże, ale odstępy czasowe między ich podaniem też są długie, wyjaśnia Yirui Zhang, doktorantka w IChF PAN. Co ciekawe, okazuje się, że gdy taki układ magazynujący podzielimy wewnętrznie na swego rodzaju przedziały, czy też komory, to ilość energii możliwej do zmagazynowania w takim podzielonym ‘akumulatorze’ – o ile bylibyśmy go w stanie skonstruować – wzrośnie. Innymi słowy, trzy małe baterie zmagazynują więcej energii niż jedna duża, precyzuje badaczka. Wszystko to przy założeniu, że całkowita ilość wkładanej do układu energii jest taka sama, zmienia się tylko sposób jej dostarczania.
      Choć badania prowadzone przez zespół IChF PAN należą do podstawowych i ukazują po prostu fundamentalną  zasadę  rządzącą magazynowaniem energii w magnetykach, ich potencjalne zastosowania  są  nie do  przecenienia.  Wyobraźmy  sobie  np.  możliwość  ładowania  baterii elektrycznego samochodu nie w kilka godzin, lecz w kilkanaście minut albo znaczące zwiększenie pojemności  takich  akumulatorów  bez  zmiany  ich  objętości,  czyli  wydłużenie  zasięgu  auta  na jednym ładowaniu.  Nowe  odkrycie  może  też  w  przyszłości  zmienić  sposoby  ładowania  baterii różnego typu poprzez ustalenie optymalnej periodyczności dostarczania do nich energii

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...