Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Mściwość nie popłaca zarówno w sensie społecznym, jak i ekonomicznym. Okazuje się, że osoby hołdujące zasadzie wet za wet gorzej zarabiają, częściej bywają bezrobotne, mają mniej przyjaciół i są w mniejszym stopniu zadowolone ze swojego życia.

Badacze z Uniwersytetów w Bonn i Maastricht postanowili sprawdzić, w jaki sposób pozytywna i negatywna wzajemność – niezależne cechy osobowościowe - wpływają na szanse odniesienia sukcesu i satysfakcję z życia. Nie od dziś wiadomo bowiem, że część ludzi przejawia silniejszą tendencję do odpłacania dobrem za dobro, inni skupiają się raczej na zemście, a jeszcze inni zachowują się raz tak, raz tak.

Psycholodzy skorzystali z danych zbieranych rokrocznie przez Deutsche Institut für Wirtschaftsforschung, które objęły ok. 20 tys. respondentów z całych Niemiec.

Zidentyfikowawszy ogólną tendencję do negatywnej bądź pozytywnej wzajemności, naukowcy odnieśli to do innych wyników kwestionariusza. Udało im się znaleźć interesujące korelacje. Ludzie opowiadający się za pozytywną wzajemnością biorą zazwyczaj więcej nadgodzin, ale tylko wtedy, gdy uważają, że są za to godziwie wynagradzani. Ponieważ są bardzo uwrażliwieni na zachętę, przeważnie zarabiają więcej – wylicza Thomas Dohmen z Uniwersytetu w Maastricht.

U mściwych osób zasada "więcej pracy = więcej pieniędzy" nie zawsze okazuje się prawdziwa. Obcięcie wynagrodzenia wcale nie przywołuje ich do porządku, a zemsta na zwierzchniku może być straszna. W grę wchodzi zarówno odmowa wykonywania obowiązków, jak i sabotaż. Armin Falk z Uniwersytetu w Bonn wyjaśnia, że teoretyczne rozważania dokładnie pokrywają się w ich przypadku z zebranymi informacjami: utrudniając innym życie, mściwi rzeczywiście częściej tracą pracę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Te badania poniekąd wyjaśniają, dlaczego Polacy tak słabo zarabiają i dlaczego jest u nas tak duże bezrobocie.

 

..I aż nie mogę się powstrzymać, by nie przytoczyć cytatu z "Dnia Świra":

Gdy wieczorne zgasną zorze,

zanim głowę do snu złożę,

modlitwę moją zanoszę,

Bogu Ojcu i Synowi.

dopier**lcie sąsiadowi!

Dla siebie o nic nie wnoszę,

tylko mu dosrajcie, proszę!

Kto ja jestem?

Polak mały! Mały, zawistny i podły!

Jaki znak mój? Krwawe gały!

Oto wznoszę swoje modły do Boga, Maryi i Syna!

Zniszczcie tego sk***ysyna!

Mojego rodaka, sąsiada, tego wroga, tego gada!

Żeby mu okradli garaż,

żeby go zdradzała stara,

żeby mu spalili sklep,

żeby dostał cegłą w łeb,

żeby mu się córka z czarnym

i w ogóle, żeby miał marnie!

Żeby miał AIDS-a i raka,

oto modlitwa Polaka!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej wychodzą skoczmi cwaniacy. I tyle tylko w tej sprawie powiem. Bo napatrzyłem się w praktyce ostatnich 25 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niektórzy zamiast myśleć: "Jeżeli mojemu sąsiadowi będzie lepiej, to i mnie będzie lepiej, bo taniej sprzeda chleb, który piecze", ciągle tkwią w stadium: "Jeżeli mojemu sąsiadowi jest gorzej, to znaczy, że więcej kasy jest do zgarnięcia".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no wiesz Zulus najbogatszy w wiosce ma wyższy status od bezdomnego w Nowym Jorku,choć zasoby materialne i dochód w dolarach na dzień mogą mieć podobny,poza tym też odnoszę wrażenie że opłaca się być cwanym(sabotaż w miejscu pracy cwany nie jest)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

<p><strong>Mściwość nie popłaca zarówno w sensie społecznym, jak i ekonomicznym</strong>. 

Tu działa inny mechanizm. Jeśli wierzę, że więcej pracując więcej zarobię to nie denerwuje mnie sąsiad który ma więcej / po prostu więcej pracował to więcej ma /. Jeżeli nie wierzę w taką zależność to powinniśmy mieć równo. A jeśli sąsiad ma więcej, to mi zabrał to co jest moje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zapewne pracując więcej więcej zarobisz,procentowo nawet bardzo dużo,tylko różnica między 20%z 1000 złotych a 1% z 100tysięcy jest duża,a takie rozbieżności są w zarobkach ludzi.życie to jednak coś innego niż prosty rachunek ekonomiczny-możnaby harować jak wół i dzięki temu mieć o te 20% więcej,tylko ile to daje?200zł?10 półlitrówek zaledwie-ja wiem że grosz do grosza...ale grosz do grosza to tylko dwa grosze-więc po co walczyć;z jakiśtam badań(tak słyszałem nie mam linka)z USA(rzekomego raju dla pucybutów milionerów)wynika że to mit jedynie-marne5%(czy coś koło tego)udaje się z klasy najniższej przejść do średniej(to tylko takie badania ze słyszenia,w każdym razie dla mnie z czegoś takiego wynika że o ile grając w lotka ma się szanse 1:14 mln to kształcąc się i pracując coś koło 1:1mln,tak se strzelam,w każdym razie nie jest to motywujące)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Staraj się jak najwięcej dobra wnieść do świata, więcej go będzie i dla Ciebie. Pomaganie innym, uprzejmość, sympatyczność nic nie kosztują, a wiele wnoszą do życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale ile można być sympatycznym?w końcu jak życie męczy człowiek robi się opryskliwy i zniechęcony,co prawda staram się podejść na luzie do wszystkiego,skoro sprawy męczące są w gruncie rzeczy błahostkami z pkt widzenia wieczności,ale nie dziwię się jak z kogoś robi się osoba nieprzyjemna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie wszędzie ważny jest złoty środek. Tj, jeśli gdzieś naszych starań nie doceniają, to nie warto się starać - lepiej zaoszczędzić siły żeby być pogodniejszym (bo mniej zmęczonym) lub mieć je aby pomóc innym - postarać się tam, gdzie to docenią.. Wiem, że to o krok od wyrachowania, ale uważam że tak jest dobrze. Nie ma co nikogo uszczęśliwiać na siłę, samemu się przy tym wykańczając.. Taki prosty mechanizm samozachowawczy ;)

 

I mówiąc o docenianiu nie chodzi mi tu zaraz o pieniądze - wystarczy choćby zwykła wdzięczność. A nie, że np w pracy postaramy się któregoś dnia zrobić więcej, żeby dokończyć daną partię pracy i nie zostawiać resztek na później, a na drugi albo trzeci dzień przyjdzie szef i powie, że skoro potrafimy pracować mocniej (przykład z tego poprzedniego dnia), to dlaczego zawsze tak nie pracujemy? W takiej sytuacji nie warto się wychylać - bo tylko sobie piwa nawarzymy.. Co innego gdyby szef przyszedł i pogratulował, pochwalił że dzięki nam udało się zlecenie szybciej zrealizować itd. (choć premia też mile widziana :) )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
I mówiąc o docenianiu nie chodzi mi tu zaraz o pieniądze - wystarczy choćby zwykła wdzięczność.

 

 

Wbrew pozorom nasz stan psychiczny bardziej zależy od nas samych niż od innych. Dla jednych ta sama szklanka jest do połowy pusta dla innych do połowy pełna. Można się martwić, że brak mi pół szklanki i cieszyć, że jeszcze pół zostało. Co prawda nie znam człowieka który by się cieszył, że w wypadku stracił tylko jedną nogę, i została mu druga. Ale myślę, że tacy są. Są i tacy którzy mają obie nogi i nienawidzą innych bo mają prostsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie to miałem na myśli..

 

Bardziej od spojrzenia na świat chodziło mi o to, że jeśli ktoś zwyczajnie chce zrobić z Ciebie frajera, to nie należy się starać. Albo wręcz - spróbować zrobić frajera z niego. A jeśli Twojego starania nie będą chcieli wykorzystać, ale nagrodzą je lub przynajmniej zyskasz uznanie, to wtedy staranie się ma sens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem.

Chodzi Ci o to, że robisz coś dla kogoś a on nie jest Ci wystarczająco wdzięczny? Czy robisz to dla niego dobrowolnie? Czy on cię prosił a potem nie dotrzymał umowy? A może robisz coś komuś zgodnie z umową a on tylko się wywiązał z umowy a jeszcze powinien Cię dodatkowo wynagrodzić bo zrobiłeś to dobrze zamiast źle lub byle jak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi mi o robienie czegoś dla kogoś dobrowolnie.

 

Czyli na przykład każą Ci układać towar na paletę. A Ty zauważasz że część towaru jest uszkodzona i później gdzieś to zgłaszasz - mimo że nie leży to w Twoich kompetencjach (umowę podpisałeś na układanie towaru). Jeśli od tej pory na Twoją głowę spadnie sortowanie towaru oprócz jego układania, no to nie warto się starać :) A jeśli firma da Ci premię albo chociaż podziękuje że dzięki Tobie będą mieć niższe straty, no to warto tą ponadobowiązkową czynność wykonać. Oczywiście jest to tylko przykład (co zaznaczyłem już na wstępie, ale na wszelki wypadek jeszcze podkreślam) ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem. Robisz coś więcej z własnej woli a następnie ktoś domaga się abyś to robił czy chcesz czy nie. W sposób oczywisty zmienia jednostronnie umowę i do tego nie ma prawa. Inna jest sytuacja gdy coś dla kogoś zrobiłeś mimo, że cię nie prosił a potem domagasz się wdzięczności / w formie podziękowania czy zapłaty / Do tego nie masz moim zdaniem prawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie no ;) Ja się nie mam zamiaru domagać, i pewnie że nie mam do tego prawa :) Mówię tylko, że jeśli moja uczynność zostanie wykorzystana albo po prostu przejdzie bez echa, to na następny raz nie warto się starać i tracić swojego czasu :P No chyba że przez to poczuję się lepiej, bo 'świat będzie odrobinę lepszy' :D To wtedy można pewne drobne nadprogramowe rzeczy robić :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

. No chyba że przez to poczuję się lepiej, bo 'świat będzie odrobinę lepszy' :P To wtedy można pewne drobne nadprogramowe rzeczy robić :)

No to życzę ci abyś się poczuł lepiej, bo i Ty i świat będzie wówczas lepszy. Mogę Cię zapewnić, że robienie drobnych nadprogramowych rzeczy bardzo mi się opłaciło. Ale ja się nie denerwuję jak się czasem przeliczyłem. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z jakiśtam badań(tak słyszałem nie mam linka)z USA(rzekomego raju dla pucybutów milionerów)wynika że to mit jedynie-marne5%(czy coś koło tego)udaje się z klasy najniższej przejść do średniej(to tylko takie badania ze słyszenia,w każdym razie dla mnie z czegoś takiego wynika że o ile grając w lotka ma się szanse 1:14 mln to kształcąc się i pracując coś koło 1:1mln,tak se strzelam,w każdym razie nie jest to motywujące)

 

Oj, nieprawda.

Przed paroma miesiącami na zlecenie pisałem coś o najnowszej liście najbogatszych Amerykanów. Jakieś TOP400 czy coś takiego. I wychodzi mniej więcej tak, że spośród tych 400 Amerykanów, tylko około 70 odziedziczyło kasę. Reszta zarobiła. Dokładnych liczb nie znam, ale o ile dobrze pamiętam, to stosunek fortun zarobionych do fortun odziedziczonych jest właśnie mniej więcej taki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Należałoby wcześniej zdefiniować, co to znaczy "odziedziczyć kasę". Ile to było: tysiąc, milion, miliard dolarów? Bo mając choćby milion można już stosunkowo łatwo zainwestować tę kwotę, by dalej zarabiała na siebie sama. Poza tym Ty pisałeś o 400 najbogatszych osobach świata, czyli o absolutnym marginesie, a Antyszwed mówi o klasie średniej (zakładam chwilowo, że te badania naprawdę przeprowadzono i uzyskano takie wyniki, jakie Antyszwed pamięta i przytacza ze słuchu), więc nie jest wykluczone, że obaj macie rację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@figo

 

No widzisz - czyli jednak skoro opłaciły Ci się drobne nadprogramowe uczynki, to znaczy że mówimy o takiej sytuacji jaką opisałem ;)

 

Nie mówię, że nie opłaca się starać - bo mam wrażenie jakbyś tak odebrał to co pisałem :) Mi chodzi jedynie o to, że można się postarać na początku, i jeśli zostanie to wykorzystane 'przeciwko nam', to starania na przyszłość w danym miejscu albo dla danej osoby sobie odpuścić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...chodzi jedynie o to, że można się postarać na początku, i jeśli zostanie to wykorzystane 'przeciwko nam', to starania na przyszłość w danym miejscu albo dla danej osoby sobie odpuścić.

 

Będąc na studiach zauważyłem, że lepiej się nie starać na początku, tylko na końcu.

 

A co do gratisowych dobrych uczynków, to też lepiej nie robić sobie zbyt dużej nadziei na jakieś nagrody itp.

...tzn. jak coś komuś zrobisz dobrze, to pewnie Cię pochwali, ale nie licz, że ten ktoś Tobie się odwdzięczy tym samym, gdy będziesz potrzebował pomocy.

...może po prostu miałem pecha, ale w moim przypadku przysłowie "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" mimo dobrych uczynków obowiązuje.  ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać ;)

tzn. jak [ciaaaaach] komuś zrobisz dobrze

to...

nie licz, że ten ktoś Tobie się odwdzięczy tym samym

No ale z założenia robiąc komuś dobrze, robisz i sobie :):P

Czy opłaca się starać.... zależy dla kogo (dlaczego) to robisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę że z Krystusem mamy podobne poglądy ;) Ja też staram się ludziom pomagać itd, ale właśnie m.in. na studiach zauważyłem, że nawet jak komuś pomagasz, to z reguły on nie pomoże Tobie - nie podzieli się notatkami albo pytaniami na egzamin które zdobył.. Straciłem nawet notatki z jednego przedmiotu przez taką dobroduszność... ktoś pożyczył i nie oddał - właśnie w takich sytuacjach nie ma się co starać, bo i tak będzie się zdanym na siebie :)

 

W ogóle co do studiów, to fakt - dobrze jest podchodzić do wszystkiego luźno i na koniec się sprężyć, aczkolwiek muszę powiedzieć że udzielanie się na wykładach nieraz zaowocowało u mnie modyfikatorem +0,5 do oceny na koniec albo jakąś dodatkową szansą poprawy oceny - więc z tym staraniem tylko na koniec, to nie pełna prawda :P Ale u niektórych rzeczywiście się nie starałem bo nie było sensu - po prostu każdego trzeba wyczuć :D I o tym cały czas mówię :D Wyczuciu, czy warto się starać :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

Np. żołnierze nie za dużo zarabiają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co wiem, to wcale źle nie mają. Biorąc pod uwagę wszystkie bajery jakie im dokładają to jest nieźle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Średnia pensja inżynierów w Dolinie Krzemowej wyniosła w ubiegłym roku ponad 100 000 dolarów. W porównaniu z rokiem 2010 przeciętny inżynier zarabiał o 5% więcej, a jego konto wzbogaciło się kwotą 104 195 USD. Granica 100 tysięcy została przekroczona po raz pierwszy od 10 lat, kiedy to firma Dice Holding rozpoczęła swoje badania.
      Wzrost płac nie powinien dziwić. Trzeba bowiem pamiętać, że popularność takich serwisów jak Facebook, Twitter, Zynga czy wiele innych nowo powstających firm powoduje, iż zwiększa się liczba miejsc pracy, więc przedsiębiorstwa muszą konkurować o pracowników i przyciągać ich coraz bardziej atrakcyjną ofertą.
      Nieco gorzej wygląda sytuacja w pozostałych częściach kraju. Jednak i tam inżynierowie otrzymali pensje o 2% wyższe niż rok wcześniej i zarabiają średnio 81 327 dolarów.
      Od 2008 inżynierowie są tą grupą zawodową, której pensje najszybciej rosną. Wcześniej przez dwa lata nie zmieniały się.
      Konkurencja o pracowników powoduje, że przedsiębiorcy chętniej sięgają też po inne metody przyciągnięcia specjalistów. Coraz popularniejsze są premie, których średnia wartość w całych USA wzrosła o 8% do poziomu 8769 dolarów. I w tej kategorii przewodzi Dolina Krzemowa, gdzie zanotowano 12-procentowy wzrost, a przeciętna premia dla inżyniera to 12 450 USD.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Foote Partners zaprezentowała zdumiewające wyniki badań nad rynkiem pracy w segmencie IT. Firma śledzi dane z 2200 przedsiębiorstw, zatrudniających w działach IT łącznie ponad 120 000 osób. Okazuje się, że zapotrzebowanie na specjalistów z branży IT jest większe niż w ciągu ostatnich kilku lat, przedsiębiorstwa poszukują pracowników. Jednocześnie, wbrew temu, co należałoby oczekiwać, zarobki osób mogących poszczycić się standardowymi certyfikatami umiejętności są... najniższe od 12 lat.
      Bill Reynolds, partner w Foote Partners, wyjaśnia ten pozorny paradoks. Mówi, że w przeszłości zdecydowana większość informatyków, webmasterów, programistów, administratorów itp. była zatrudniana przez firmy z branży IT. Obecnie coraz więcej tego typu specjalistów szukają firmy z innych branż, a tam czysto techniczne umiejętności już nie wystarczają. Coraz częściej od programisty czy administratora wymaga się też umiejętności biznesowych, a tych nie potwierdzi żaden certyfikat IT.
      W rzeczywistości w USA mniej niż 20% profesjonalistów IT pracuje warunkach, które można określić jako typowe dla pracy w IT - dodaje Reynolds.
      Przyjrzenie się ogłoszeniom o pracę potwierdza jego słowa. Największymi pracodawcami dla specjalistów IT są obecnie w USA firmy z branży finansowej oraz instytucje państwowe z Nowego Jorku i Waszyngtonu, a nie Krzemowa Dolina.
      Średnia wartość rynkowa 274 niecertyfikowanych specjalności nieco spadła pomiędzy lipcem a listopadem. Spadek postępował przez dwa kwartały z rzędu, ale wcześniej było pięć kwartałów wzrostu. A na 28 kwartałów z lat 2004-2011 było 21 kwartałów wzrostu. Tymczasem średnia wartość 240 specjalności z wymaganymi certyfikatami IT spada od pięciu kwartałów. I spadła w 19 z ostatnich 20 kwartałów - czytamy w raporcie Foote.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google płaci swoim pracownikom najlepiej, a osoby zatrudnione w Facebooku są najbardziej zadowolone w porównaniu z pracownikami innych firm IT. Z kolei pracownicy IBM-a są najwierniejsi swojej firmie i spędzają w niej najwięcej lat. Takie informacje przekazała firma PayScale Inc. W swoich badaniach firma uwzględniła Amazona, Apple'a, Della, Facebooka, Google'a, Hewlett-Packarda, IBM-a, Intela i Microsoft.
      Pracownicy Google'a zarabiają średnio o 23% więcej od osób zatrudnionych w innych firmach na podobnych stanowiskach i spełniających podobne zadania i średnio o 10% więcej od osób z dużych firm IT.
      Najsłabiej opłacani są pracownicy HP, którzy zarabiają średnio o 5% mniej niż pracownicy innych firm oraz 15% mniej niż pracownicy innych dużych przedsiębiorstw IT.
      IBM ma najwierniejszych i najstarszych pracowników. Średni czas pracy dla IBM-a wynosi 8 lat, czyli aż o sześć lat dłużej niż średni czas pracy dla innych firm. Przeciętny pracownik IBM-a liczy sobie 44 lata. W innych firmach średnia wynosi 36 lat. Najmłodsi są pracownicy Facebooka, którzy średnio mają 26 lat. Są oni jednocześnie najbardziej usatysfakcjonowani ze swojej pracy. Najmniejszą satysfakcję daje się zauważyć u pracowników HP.
      Kobiety wciąż stanowią zdecydowaną mniejszość w firmach IT. Jest ich tam średnio 25%, podczas gdy w innych przedsiębiorstwach stanowią ponad 50%.
      Najbardziej elastyczną firmą pod względem urlopów i czasu pracy jest Microsoft.
      Przedsiębiorstwa z branży IT pozostają bardzo dobrymi pracodawcami. Wiele dużych firm z rynku nowoczesnych technologii płaci swoim pracownikom kwoty wyrażane sześciocyfrowymi liczbami. To nic dziwnego, biorąc pod uwagę liczbę dobrze opłacanych wysoko wykwalifikowanych inżynierów, których zatrudniają. Ale na tym nie koniec. Wypłacają też premie, które są średnio o 23% wyższe, niż premie otrzymywane przez osoby pracujące na analogicznych stanowiskach w ‚normalnych' firmach - mówi Al Lee, dyrektor ds. analitycznych PayScale.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zarobki największych światowych sportowców przyprawiają przeciętnego człowieka o zawrót głowy. Najwięksi z nich są multimilionerami, a w ubiegłym roku magazyn Forbes oznajmił, że Tiger Woods stał się pierwszym sportowcem w historii, który zarobił miliard dolarów.
      Redaktorzy Forbesa pomylili się jednak, ogłaszając Woodsa najlepiej zarabiającym sportowcem w historii.
      W 147 roku naszej ery w Rzymie miłośnicy wyścigów rydwanów i sami zawodnicy sfinansowali powstanie inskrypcji, której celem było uczczenie przejścia na emeryturę Gajusza Apulejusza Dioklesa. Zawodnik, uznany przez kibiców i swoich konkurentów za mistrza wszystkich woźniców rydwanów, zakończył karierę w wieku 42 lat, 7 miesięcy i 23 dni.
      O Dioklesie wiemy, że pochodził z prowincji Luzytania, obejmującej niemal całą dzisiejszą Portugalię i część Hiszpanii. Był najprawdopodobniej analfabetą, a jego kariera trwała wyjątkowo długo. Gajusz Apulejusz startował i wygrywał przez 24 lata. W tym czasie zarobił, co wiemy ze wspomnianej inskrypcji, zawrotną sumę 35.863.120 sestercji.
      Aby uświadomić sobie, jak olbrzymia była to kwota wystarczy wspomnieć, że najlepiej opłacany gubernator prowincji zarabiał w tym samym czasie pięciokrotnie mniej pieniędzy. Zarobki Dioklesa wystarczyłyby do rocznego zaopatrzenia w zboże wszystkich mieszkańców Rzymu.
      Przeliczenie majątku zawodnika na współczesne pieniądze jest niezwykle trudne. Jednak wiemy, że z jego majątku można by przez 10 tygodni wypłacać żołd wszystkim żołnierzom Imperium w czasie jego największej potęgi militarnej. We współczesnych Stanach Zjednoczonych na 10-tygodniowy żołd dla wszystkich członków sił zbrojnych przeznacza się obecnie 15 miliardów dolarów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Steve Ballmer, jeden z najbogatszych ludzi świata, stojący na czele jednej z najpotężniejszych światowych korporacji, nie mieści się na listach... najlepiej zarabiających menedżerów. Seattle Times ułożyło listę 20 najlepiej opłacanych szefów firm z  północnego-zachodu USD.
      Na pierwszym miejscu uplasował się dyrektor wykonawczy firmy Starbucks, Howard Schultz, którego całkowite zarobki w roku 2009 zamknęły się kwotą niemal 15 milionów dolarów. Drugie miejsce zajął James Bianco, stojący na cele Cell Therapeutics. Jego firma wypłaciła mu w sumie niemal 12 milionów 600 tysięcy dolarów. Trzecia pozycja przypadła Stevenovi Appletonowi z Micron Technology (niemal 8,2 miliona dolarów).
      Na ostatniej pozycji listy 20 znajdziemy Daniela Fultona z firmy Weyerhaeuser z rocznymi zarobkami w wysokości 3,44 miliona USD.
      Przy takich kwotach pieniądze, które wypłacił Ballmerowi Microsoft nie stanowią imponującej kwoty. To "zaledwie" 1,26 miliona USD.
      Co ciekawe, kilku podwładnych Ballmera trafiłoby na wspomnianą listę, gdyby nie fakt, że wymienia się na niej tylko prezesów firm.
      Od szefa Microsoftu lepiej zarabiają bowiem Chris Liddell (3,5 miliona), Robert Bach (6,2 miliona), Stephen Ellop (4,8 miliona) i Kevin Turner (5,4 miliona).
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...