Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Chińscy naukowcy twierdzą, że potwierdzili teorię, która ma umożliwiać zbudowanie "niemożliwego" relatywistycznego silnika elektromagnetycznego dla pojazdów kosmicznych. Jeśli im się to uda, mogą zdobyć olbrzymią przewagę w badaniach i militaryzacji kosmosu.

Brytyjski naukowiec, Roger Shawyer, zaproponował teorię napędu elektromagnetycznego, który wykorzystuje mikrofale do przetworzenia energii elektrycznej w ciąg.

Uczony opublikował w New Scientist artykuł na temat Emdrive'a (od electromagnetic drive - napęd elektromagnetyczny). Jego teoria została szeroko skrytykowana przez naukowców.

John Costella, australijski fizyk, napisał: Powszechnie wiadomo, że relatywistyczny napęd elektromagnetyczny Rogera Shawyera narusza prawo zachowania pędu, jest więc kolejnym z całej rzeszy 'perpetum mobile', które pojawiały się przez setki lat i które nie działały. Jego analizy są nic niewarte, a jego silnik nie może istnieć.

Trzeba tutaj zauważyć, że Shawyer nie jest przypadkową osobą. Pracował on nad rozwojem radarów i systemów komunikacyjnych, był jednym z menedżerów w europejskiej firmie kosmicznej EADS Astrium.

Mimo to, wielu z góry odrzuciło jego teorię, a brytyjski rząd wstrzymał finansowanie jego prac.
Bo też i niełatwo uwierzyć, że może istnieć silnik działający bez paliwa. Jednak, jak czytamy w udostępnionych przez Shawyera dokumentach, jego pomysł polega na wykorzystaniu dwóch praw fizyki. Pierwsze z nich do dobrze znany fenomen ciśnienia promieniowania. Jest to ciśnienie wywierane na powierzchnię przez promieniowanie elektromagnetyczne. Jeśli teraz przypomnimy sobie II zasadę dynamiki Newtona (zmiana ruchu jest proporcjonalna do przyłożonej siły poruszającej i odbywa się w kierunku prostej, wzdłuż której siła jest przyłożona) to możemy stwierdzić, że fala elektromagnetyczna poruszająca się z prędkością światła ma pewien pęd, który może przekazać urządzeniu. Jeśli ta sama fala wędruje z prędkością, która jest jedynie ułamkiem prędkości światła, to jej pęd będzie odpowiednio mniejszy. Shawyer zauważa, że już w latach 50. ubiegłego wieku dowiedziono, że prędkość i siła wywierana przez falę elektromagnetyczną mogą być różne, w zależności od geometrii falowodu.

Doszedł on w ten sposób do wniosku, że jeśli fala elektromagnetyczna będzie wędrowała po stożkowym falowodzie umieszczonym pomiędzy dwoma odbijającymi ją lustrami i będzie charakteryzowała się dużą różnicą prędkości na obu końcach falowodu, to różnica sił wywieranych przez nią na oba lustra spowoduje pojawienie się siły ciągu. Siłę tę można z kolei zwielokrotnić umieszczając lustra w odpowiedniej odległości, która musi stanowić wielokrotność połowy długości fali elektromagnetycznej.

Shawyer wyjaśnia dalej, że - jak widać na diagramie - jego system jest zamknięty, więc można dojść do wniosku, że ciąg się nie pojawi. Jednak, zauważa, powinniśmy wziąć pod uwagę szczególną teorię względności, zgodnie z którą przy prędkościach dochodzących do prędkości światła musimy używać osobnych układów odniesienia. Tym samym jego system należy rozważać jako otwarty, z falą elektromagnetyczną i falowodem posiadającymi różne układy odniesienia.

Obecnie chińska Politechnika Północnozachodnia w Xi'an pracuje nad prototypową wersją silnika Shawyera. Pracami kieruje profesor Yang Juan, który wcześniej pracował nad mikrofalowymi przyspieszaczami plazmowymi.

Shawyer porównuje swój C-Band Emdrive do już istniejącego silnika jonowego NSTAR, używanego przez NASA. Siła ciągu Emdrive'a ma wynosić 85 mN, podczas gdy maksymalna siła ciągu NSTAR to 92 mN. Jednak Emdrive ma ważyć mniej niż 7 kilogramów, czyli znacznie mniej niż 30-kilogramowy NSTAR. Ponadto NSTAR zużywa 10 gramów paliwa na godzinę, a Emdrive w ogóle nie potrzebuje paliwa. Wystarczy mu dostawa energii elektrycznej.

Jeśli Emdrive naprawdę będzie działał, to czeka nas przełom w badaniach kosmosu. Dzięki takiemu silnikowi satelity i pojazdy kosmiczne będą poruszały się szybciej i dłużej. Nie będzie niebezpieczeństwa skażenia toksycznym paliwem. Sondy kosmiczne polecą dalej i dotrą do celu szybciej. Co więcej, będą mogły się zatrzymać, by go zbadać. Jak twierdzi Shawyer, załogowy pojazd kosmiczny wyposażony w Emdrive dotarłby na Marsa w ciągu 41 dni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra... ale jak osiągnąć prędkość relatywistyczną, żeby można było wykorzystać napęd?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ponadto NSTAR zużywa 10 gramów paliwa na godzinę, a Emdrive w ogóle nie potrzebuje paliwa. Wystarczy mu dostawa energii elektrycznej.

 

Paliwo jest nośnikiem energii. Energia elektryczna, to też pewien nośnik energii - zatem opisywanemu silnikowi jest potrzebne paliwo.. W przeciwnym razie wychodziło by, że produkuje on energię, co jest sprzeczne z zasadą zachowania energii, wg której energię można jedynie przetwarzać z jednej formy w drugą.

 

Kwestię zasady zachowania pędu tutaj pomijam, bo historia nie jeden raz nauczyła nas, że zbytnia sceptyczność owocowała wyjściem na idiotę - czasem eksperyment pokazywał że teoria jest źle sformułowana ;) W końcu teoria jest dopasowywana do natury - natura nie dopasowuje się do tego, co sobie ktoś wymyślił.. Może ten gość faktycznie odkrył jakąś lukę w fizyce? Zobaczymy :) Chińczycy przetestują, a potem najwyżej cały świat będzie zalany chińskimi silnikami :D Tak, jak jest zalany chińską elektroniką, ubraniami, zabawkami i chińskimi zupkami :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Relatywistyczne w sensie że standardowe podejście wyrzuca jakąś rozpędzoną masę - spalonych gazów w silnikach chemicznych czy jonów (dodatnich) w silnikach jonowych...

Problem w tym że taką masę dość trudno jednak rozpędzić, szczególnie do prędkości zbliżonych do relatywistycznych ... no i trzeba ją ze sobą wziąść - przez to zdecydowana większość masy takiego pojazdu to musi być paliwo i maksymalna prędkość jest mocno ograniczona.

 

Problem znacznie się poprawia przy bezmasowych cząstkach jak fotony - czyli np. używając laserów albo mikrofal jak w zaprezentowanym podejściu. Mimo zerowej masy, usyskują pęd - właśnie dzięki szczególnej teorii względności (p^2=E^2-m^2). Jak zamontujemy reaktor jądrowy to masę paliwa można praktycznie pominąć. Lasery mają na razie dość niską wydajność ... nie wiem dlaczego nie myśli się o czymś jak anteny radarów - wydają się też emitować kierunkowo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

'chinskie zupki' wymyslil i wprowadzil na rynek japonczyk ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma takiego pojecia "ramy referencyjne".

Reference frame to układ odniesienia, od biedy układ wspolrzednych (i zapewne w takim rozumieniu bylo to wyrazenie uzyte).

 

BTW, nie czytalem orginalnej pracy Shawyera, ale wyglada, że zapomnial o oddzialywaniu pole E-M z.. bocznymi sciankami falowodu. Jesli przy urzadzeniu, z ktorego mikrofale nie wyceikaja uzyskaja chocby nanuniutony ciagu, do diabla z silnikiem, beda dostawac noble przez 5 kolejnych lat;)

 

Co do silnikow wykorzystujacych jako naped pole e-m (mikrofale, swiatlo..) to E=c*P, rozniczkujemy i mamy

moc(w watach) = c* ciag(w newtonach).

c=3*10^8.

83mN przy takim napedzie (i fizyce z tego wszechswaita;) wymagają 24MW;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ Jarek Duda

 

Zgadzam się z Tobą, aczkolwiek należy tu chyba zwrócić uwagę na jedną rzecz - pęd jest proporcjonalny zarówno do prędkości jak i do masy. Bezmasowe fotony, mimo wysokiej prędkości, mają niski pęd, więc ciężko będzie im rozpędzać statek kosmiczny o dużej masie. Paliwa bazujące na masie uzyskują większy pęd, więc łatwiej jest nimi rozpędzić statek kosmiczny.

 

Niemniej zgodzę się, że taki napęd fotonowy wystarczy na dłużej (dzięki choćby wspomnianemu reaktorowi atomowemu, czy dajmy na to żaglom słonecznym do ładowania akumulatorów) niż napęd masowy. (W pierwszym wypadku po prostu reaktor jest w stanie pracować przez bardzo długą ilość czasu, a w drugim jest możliwość 'odnawiania' zapasów paliwa)

 

Interesuje mnie, czy nie byłoby dobrym pomysłem zastosowanie antymaterii i zjawiska kontrolowanej anihilacji ;) Też mielibyśmy napęd odrzutowy (dwa fotony poruszające się w przeciwnych kierunkach) i to bardzo wydajny (niewielkie porcje paliwa wystarczały by do wytwarzania dużych ilości energii). Cały problem w tym, że nie potrafimy jeszcze panować nad antymaterią ani skutecznie jej magazynować :P  No ale może za jakieś 50 lat będzie to realne :)

 

@Ashton

 

Zupki chińskie faktycznie pochodzą z Japonii, ale to Chińczycy są światowymi kopierami/plagiatorami, zalewającymi wszystkich tanimi podróbkami markowych produktów (choć nieraz nawet te markowe produkty są wyrabiane w Chinach - tyle chyba tylko, że przy wnikliwszej kontroli jakości) :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pęd nie jest proporcjonalny do predkosci. Ta proporcjonalnosc wystepuje dla czestek masowych (niezerowa masa spoczynkowa m0) przy niewielkich predkosciach.  p = m0*v/sqrt(1-v^2/c^2), co dla malych V/C sprowadza sie do swojskiego m0*V. Preoporcjonalny do masy tez nie jest - przyklad fotonu;) [trzeeba bylo by sie zapytac, czy jest proporcjonalny, ale przy czym stałym. Jesli bedziemy zmieniac mase, a trzymac predkosc, ped bedzie proporcjonalny, ale nie dojdziemy tak do fotonu, jesli bedziemy trzymac energie czasteczki, a zmniejszac bedziemy mase, zastosuje sie wzror ktory podawales, p=1/c sqrt(E^2-c^4m^2), liniowosci niet, za to mozemy dojsc do fotonu].

 

>czy nie byłoby dobrym pomysłem zastosowanie antymaterii i zjawiska kontrolowanej anihilacji

Byloby swietnym pomyslem (pomijajac marudzenie o bezpieczenstwie), tylko nie umiemy nawet wytwarzac antymaterii na taka skale, a i sprawnosc procesu mizerna.

 

Nie czytales Aniolow i demonow, antymaterie trzyma sie w zaawansowanych słoikach po ogorkach;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie identyfikacji RZECZYWISTEGO perpetuum mobile należy wykazać ostrożność badawczą. Rzecz bowiem w tym, że perpetuum mobile może TEORETYCZNIE zaistnieć tylko z powodu niezidentyfikowania źródła energii. Tak więc jeśli źródło energii pozostaje niezidentyfikowane, to mamy do czynienia w RZECZYWISTOŚCI tylko z pozornym perpetuum mobile. Fizyka to nauka dla szaleńców w pomysłach na interpretację rzeczywistości. Ja się ciągle dziwię, że tak wielu ciągle wierzy, że jeśli brak jest teoretycznego uzasadnienia działania urządzenia wykazującego "cechy" perpetuum mobile - to się to odrzuca bez badań. Tymczasem w fizyce niezmiernie istotnymi są metody eksperymentalne w poszukiwaniu nowych praw, nowych zjawisk. Jesli zatem nawet jakiś oszust donosi o działaniu urządzenia niezasilanego energią ("konwencjonalnie), to należy to zawsze badać - a nie odrzucać od razu. Oczywiście większość takich badanych urządzeń okaże się oszustwem - ale tak już jest w naszej rzeczywistości, także naukowej. Badać nawet rzeczy nieprawdopodobne!

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popieram j50!

 

A co do pędu, to wiem że w fizyce nieklasycznej nie jest on proporcjonalny do masy.. Albo inaczej - nie jest proporcjonalny do masy spoczynkowej, której np fotony nie mają. Mają za to masę relatywistyczną gdy są w ruchu. W każdym razie nie wgłębiając się w detale fizyczne.. Udało się kiedyś komuś przesunąć piłeczkę ping-pongową za pomocą świecenia na nią latarką? Pal licho latarkę - weźmy sobie nawet wielki 1000-Watowy halogen.. No właśnie - a wystarczy wziąć drugą piłeczkę i lekko popchnąć ją w stronę pierwszej.. Żeby mieć analogię do konwencjonalnego paliwa, można piłeczkę wprawić w ruch za pomocą powietrza sprężonego w tłoku poruszanego silniczkiem na 1,5-Voltową baterię - zużyjemy o niebo mniej energii elektrycznej, a uda się poruszyć piłeczkę..

 

O to mi chodziło - że fotony niosą ze sobą znacznie mniej energii niż rozpędzona masa, nawet jeśli jest niewielka. Ktoś mógłby powiedzieć "a co z laserami?" - no właśnie.. A z laserami było by tak, że co najwyżej przepaliłby tę piłeczkę, ale by jej nie poruszył..

 

Ja wiem że gdyby świecić na taką piłeczkę w próżni, i bez grawitacji, to teoretycznie ona powolutku zaczęłaby się poruszać przy świetle odpowiedniej mocy.. Ale właśnie to chciałem pokazać - że potrzeba niewiarygodnie silnego światła w porównaniu z energią produkowaną konwencjonalnie aby osiągnąć efekt choć troszkę zbliżony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ktoś mógłby powiedzieć "a co z laserami?" - no właśnie.. A z laserami było by tak, że co najwyżej przepaliłby tę piłeczkę, ale by jej nie poruszył..

A to nie do końca. Kiedyś na Discovery leciał program w stylu "Beyond 2000", w którym w jednym z odcinków, pod lekkim i specjalnie wyprofilowanym oraz wypolerowanym dyskiem umieszczono silny laser impulsowy. Kilka "strzałów" i dysk odfruwał na kilkanaście metrów w górę. Poza technologią, wszystko to kwestia rozwiązań technicznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aby podrzucic _swiatlem_ 1g na 10m trzeba wladowac 2MJ. Takie systemy sa dosc duze [ http://en.wikipedia.org/wiki/National_Ignition_Facility ]. RZeczywiscie strzelali czyms takim, czy moze jednak kawalek krazka odparowal;)

 

>Poza technologią, wszystko to kwestia rozwiązań technicznych.

 

Pare osob tutaj wlasnie mowi, ze to nie tylko kwestia technologii

produkcji switla. Problem stanowi zapotrzebowanie na energie!

Jesli wyslesz pojazd kosmiczny z reaktorem atomowym, bardziej bedzie oplacac sie miec nieco mniejszy reaktor i troche gazu, ktory bedziemy uzywac np w silniku jonowym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Poza technologią, wszystko to kwestia rozwiązań technicznych.
?! ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że problemem nie jest zapotrzebowanie na energię, bo ono zawsze będzie, nieważne jak wydajny będzie napęd a stworzenie odpowiednio wydajnego źródła energii lub jak najmniej stratnego jej konwertera. Kwestie techniczne niemniej są niezwykle istotne, bowiem nawet mając odpowiednio wydajny napęd i żródło zasilania sposób jego wykorzystania czy też podejście do pewnych rozwiązań mogą zniweczyć najśmielsze pomysły. Tym samym cel tkwi w tym, aby uzyskać jak największą sprawność całości rozwiązania. Silniki jonowe są obecnie jednymi z najbardziej wydajnych i przyszłościowych rozwiązań, lecz nie zapewniają odpowiednio dużego pędu - choć mogą działać nieprzerwanie przy małym zużyciu paliwa, to dają dość małe przyspieszenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

?! ;D

Tak? A pełnym zdaniem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To znaczy, że napisałeś to tak, jakbyś stwierdził, że mamy już morze, tylko wody nie mamy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo technologia to tylko fragment techniki, której innymi fragmentami są np. materiałoznawstwo, inżynieria, mechanika oraz sama umiejętność zastosowania/posługiwania się osiągnięciami. Używając uproszczenia - co nam po superwydajnym źródle światła, jeśli jedynym zastosowaniem dla niego jakie potrafimy sobie wyobrazić jest światełko w lodówce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, odpowiedziałem bez zastanowienia - macie rację - napęd fotonowy może mieć sens raczej dopiero przy prędkościach relatywistycznych.

Co do tego emdrive - wydawało mi się że to jest choć częściowo otwarte ... ale skoro nie, to rzeczywiście nie ma raczej szans ze względu np. na zachowanie pędu, którego STW zdecydowanie nie łamie.

Próbowałem przeczytać pracę ... zaczyna od wzoru którego nawet nie używa ... ogólnie wygląda podejrzanie, ale ogólny koncept to to że można to 'c' zamienić na prędkość grupową przy odbiciu od ścianek - obawiam się że jednak fizyka działa na prędkości fazowej ... z drugiej strony ponoć pokazuje działający model - pewnie ktoś by zauważył silniczek ... ???

Ale to jest tak prosty układ że przez te kilka lat pewnie ktoś by to powtórzył...

Jestem otwarty na nowe spojrzenia na fizykę, ale obawiam się że to przekęt ... a szkoda ... :)

 

Co do napędu, wytworzenie antymaterii na dużą skalę wygląda mało realnie, ale wystarczająco wiele energii można wytworzyć np. z zimnej fuzji - od tokamaku 'przeciekającego' wyokoenergetycznymi jonami do inicjowanych laserami bombek termojądrowych popychających statek (projek Orion). Duży problem jest z osłoną statku - zderzeniami z nietakąpustą 'próżnią' przy relatywistycznych prędkościach ... ale może wystarczy wydrążona asteroida ... ale do tego to minimum 200-500 lat ... teraz Mars!

pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co? Z szacunkiem do Waszej wiedzy - podstawowym błędem ludzi od dawien dawna była ignorancja... Na co dzień niestety z tym każdy z nas się spotyka. Ciesze się ze ktokolwiek inwestuje w technologie która zbliża nas do świata znanego nam z filmów Star Treka. Nie bądźmy ignorantami, cieszmy się z kroków które czyni konkurencja (Republika Ludowa :P) bo to one zbliżają nas do Utopii ;)... ale się rozmarzyłem :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A to nie do końca. Kiedyś na Discovery leciał program w stylu "Beyond 2000", w którym w jednym z odcinków, pod lekkim i specjalnie wyprofilowanym oraz wypolerowanym dyskiem umieszczono silny laser impulsowy. Kilka "strzałów" i dysk odfruwał na kilkanaście metrów w górę. Poza technologią, wszystko to kwestia rozwiązań technicznych.

Coś mi się widzi, że dysk nie znajdował się w próżni. A odlatywał tylko dlatego, że światło lasera oddawało (z pomocą dysku?) swoją energię, podgrzewając znajdujące się pod dyskiem powietrze. Powietrze gwałtownie się rozszerzając, unosiło dysk w górę. Fotony wykorzystywane tu były w formie nośnika energii, nie pędu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś mi się widzi, że dysk nie znajdował się w próżni. A odlatywał tylko dlatego, że światło lasera oddawało (z pomocą dysku?) swoją energię, podgrzewając znajdujące się pod dyskiem powietrze. Powietrze gwałtownie się rozszerzając, unosiło dysk w górę. Fotony wykorzystywane tu były w formie nośnika energii, nie pędu.

Fakt, zapomniałem uszczegółowić. ;) Eksperument odbywał się na otwartym powietrzu. Niewykluczone, że było właśnie tak jak mówisz, bo brzmi to sensownie, choć wówczas nie wiem dlaczego przykładano wagę do wypolerowania tego elementu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawa koncepcja. Czekam niecierpliwie na kolejne wiadomości dotyczące tego projektu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten napęd wydaje się możliwy skoro NASA potwierdziła jego działanie a Chińczycy osiągają coraz lepsze rezultaty. Jest jednak jeszcze bardziej sensacyjna strona tego wszystkiego, która oznacza, że ten napęd już kiedyś zaistniał i pozostały po nim swego rodzaju pomniki ! To jest bardzo ciekawe a jeszcze bardziej niesamowite wydaje się gdy skojarzymy pewne fakty a skoro o faktach mowa to znajdziecie je tu w linku - http://youtu.be/wpaXq3qBmQM

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA poinformowała o opóźnieniu dwóch kolejnych misji załogowych, jakie mają się odbyć w ramach programu Artemis. Artemis II, w ramach której ludzie mają polecieć poza orbitę Księżyca, została przesunięta z września 2025 na kwiecień 2026, a lądowanie człowieka na Księżycu – Artemis III – przesunięto z końca 2026 na połowę 2027. Opóźnienie związane jest z koniecznością dodatkowych prac przy osłonie termicznej kapsuły załogowej Orion.
      Decyzję o opóźnieniu podjęto po zapoznaniu się z wnioskami ze śledztwa w sprawie niespodziewanej utraty przez osłonę Oriona części niecałkowicie spalonego materiału w czasie wchodzenia w atmosferę Ziemi podczas bezzałogowej misji Artemis I. Mimo to misja Artemis II zostanie przygotowana z wykorzystaniem osłony już zamocowanej do Oriona. Badania wykazały bowiem, że osłona dobrze zabezpieczy pojazd oraz załogę. NASA zmieni jednak nieco trajektorię lądowania, by zmniejszyć obciążenie osłony. A trzeba przyznać, że musi ona wiele wytrzymać. Jej zadaniem jest uchronienie kapsuły przed temperaturami dochodzącymi do 2700 stopni Celsjusza, jakie pojawiają się w wyniku tarcia o atmosferę. Po wejściu w nią pojazd pędzi z prędkości ponad 40 tysięcy km/h i za pomocą siły tarcia zostaje spowolniony do ponad 500 km/h. Dopiero przy tej prędkości rozwiną się spadochrony i kapsuła łagodnie wyląduje na powierzchni Pacyfiku.
      Przez kilka ostatnich miesięcy NASA i niezależny zespół ekspertów szukali przyczyn, dla których podczas misji Artemis I niecałkowicie spalony materiał z osłony uległ zużyciu w inny sposób, niż przewidziany. Przeprowadzono ponad 100 różnych testów, które wykazały, że gazy, powstające wewnątrz materiału osłony w wyniku oddziaływania wysokiej temperatury, nie mogły wystarczająco szybko się ulatniać, co spowodowało popękanie części materiału i jego odpadnięcie. Mimo tego osłona spełniała swoje zadanie. Czujniki wewnątrz kapsuły wykazały, że temperatura pozostała stabilna i komfortowa dla człowieka.
      Teraz, na podstawie badań osłony z misji Artemis I, inżynierowie przygotowują osłonę dla misji Artemis III, dbając o to, by gazy mogły z niej równomiernie uchodzić. Zanim jednak dojdzie do misji Artemis III, wystartuje Artemis II, w ramach której ludzie odlecą od Ziemi na największą odległość w historii. Zadaniem tej 10-dniowej misji będzie przetestowanie systemów podtrzymywania życia, sprawdzenie mechanizmów ręcznego sterowania kapsułą oraz zbadanie, w jaki sposób astronauci wchodzą w interakcje z urządzeniami kapsuły.
      Dotychczas kapsuła Orion dwukrotnie opuszczała Ziemię. Po raz pierwszy w 2014 roku, gdy na krótko trafiła na orbitę i po raz drugi w roku 2022, gdy w ramach 25-dniowej misji bezzałogowej NASA wysłała ją na orbitę Księżyca.
      Przesunięcie misji Artemis III zwiększa też prawdopodobieństwo, że kolejne opóźnienia nie będą konieczne. Podczas misji bowiem wykorzystany zostanie górny człon rakiety Starship firmy SpaceX, który posłuży do lądowania na Księżycu. Starship jest wciąż rozwijana, dotychczas przeprowadzono jedynie 6 jej testów. Decyzja NASA o opóźnieniu misji daje więc przy okazji firmie Elona Muska więcej czasu na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik.
      Pomimo opóźnienia USA wciąż wyprzedzają Chiny pod względem najbliższej planowej misji załogowej na Księżyc. Państwo Środka chce bowiem wysłać astronautów na Srebrny Glob około 2030 roku. Ten pośpiech ma podłoże nie tylko ambicjonalne. NASA chce być pierwsza po to, by Chiny nie mogły ustalać zasad pracy na Księżycu. Obecny szef NASA twierdzi bowiem, że nie można wykluczyć, iż gdyby pierwsi wylądowali Chińczycy, to mogliby spróbować zakazać lądowania innym w tym samym regionie.
      Oba kraje planują lądowanie w pobliżu południowego bieguna Srebrnego Globu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rzeka Żółta jest zwana w Chinach Rzeką Żalu oraz Biczem na Ludzi Han. Na swoją złą sławę pracowała przez tysiące lat, podczas których liczne powodzie zabijały ludzi mieszkających nad jej brzegiem, niszczyły ich plony i dobytki.
      Naukowcy z Washington University przeprowadzili badania, z których wynika, że wzorzec coraz bardziej śmiertelnych powodzi jest zgodny z wzorcem degradowania środowiska naturalnego przez człowieka i podejmowanych przez ludzi prób ochronienia się przed rzeką. Z badań dowiadujemy się, że ludzie już przed 3000 lat zaczęli wpływać na bieg rzeki.
      Na terenie obecnych Chin człowiek dość wcześnie i na masową skalę zaczął wpływać na środowisko naturalne i nigdzie nie widać tego lepiej niż na przykładzie Rzeki Żółtej - mówi archeolog profesor T.R. Kidder. Odkrycie to może określać początek antropocenu, epoki, w której człowiek stał się dominującą siłą natury - dodał.
      Przeprowadzone badania sugerują też, że to właśnie działalność człowieka, mająca na celu wpływanie na bieg rzeki spowodowała kolejne problemy, których szczytowym przejawem była katastrofalna powódź, jaka wydarzyła się około roku 15 n.e. W jej wyniku zginęły miliony osób, a powódź przyczyniła się do upadku Zachodniej Dynastii Han w kilka lat później.
      Nowe dowody znalezione w Chinach i innych miejscach pokazują, że dawne społeczności zmieniały środowisko naturalne bardziej niż sądziliśmy. Już 2000 lat temu ludzie kontrolowali Rzekę Żółtą, a raczej sądzili, że ją kontrolują. I w tym tkwił problem - mówi Kidder.
      Naukowcy wysnuli swoje wnioski na podstawie badań osadów pozostawianych przez tysiące lat przez rzekę. Badali m.in. Sanyangzhuang, zwane „chińskimi Pompejami”, które wspomniana już masywna powódź pogrzebała pod pięcioma metrami osadów oraz odkryte w 2012 roku stanowisko Anshang, gdzie znaleziono pozostałości grobli i systemu irygacyjnego z czasów dynastii Zhou (1046-256 p.n.e.). Uczeni szczegółowo przeanalizowali osady pochodzące z ostatnich 10 000 lat. Zauważyli, że niemal 30% z nich zostało naniesionych w ciągu ostatnich 2000 lat, a tempo odkładania się osadów odpowiada rosnącej aktywności człowieka w regionie Rzeki Żółtej.
      Zdaniem Kiddera ludzie zaczęli budować kanały irygacyjne, systemy drenażowe, wały przeciwpowodziowe i tym podobne struktury już 2900-2700 lat temu.. W pierwszych latach po Chrystusie systemy takie rozciągały się na setki kilometrów wzdłuż brzegów rzeki. Zdobyte przez nas dowody wskazują, że pierwsze wały przeciwpowodziowe miały około 3 metrów wysokości, jednak w ciągu dekady te w Anshang zostały dwukrotnie podwyższone. Widać tutaj, w jaką pułapkę wpadli. Budowanie wałów spowodowało, że w korycie rzeki osadzało się coraz więcej materiału, co podnosiło poziom rzeki i czyniło ją bardziej podatną na powodzie, co z kolei wymagało budowy coraz wyższych wałów, a to przyczyniało się do powstawania kolejnych osadów w łożysku i cały proces się powtarzał - zauważa Kidder.
      Zdaniem uczonego Rzeka Żółta była przez tysiące lat dość spokojnym ciekiem. Sytuacja uległa zmianie, gdy coraz większe rzesze rolników zachwiały równowagą Wyżyny Lessowej, położonej w jej środkowym biegu. To największy na świecie obszar akumulacji lessu, liczący sobie około 430 000 kilometrów kwadratowych. Władze zachęcały ludzi, by osiedlali się coraz bardziej w głąb Wyżyny. Zdobycie nowych terenów uprawnych było potrzebne do wyżywienia rosnącej liczby ludności, z drugiej strony zwiększające się osadnictwo zabezpieczało państwo od najazdów z północy. Gdy zbudowano Wielki Mur, rolnicy jeszcze chętniej zaczęli podbijać Wyżynę. Jednocześnie rozwój metalurgii dał rolnikom do ręki doskonalsze narzędzia, które ułatwiały pracę na roli. Do wytopu żelaza potrzebne zaś było drzewo, a to łatwiej było ścinać żelaznymi narzędziami. Masowa wycinka lasów spowodowała erozję na wielką skalę, wskutek której do Rzeki trafiły olbrzymie ilości materiału. Niesiony przez wodę osadzał się w jej dolnym brzegu, powodując coraz bardziej katastrofalne powodzie.
      Ze spisu powszechnego przeprowadzonego w 2 roku naszej ery wynika, że obszar, na którym doszło do katastrofalnej powodzi z około 15 roku n.e. był bardzo gęsto zaludniony. Na każdym kilometrze kwadratowym mieszkały średnio 122 osoby, czyli około 9,5 miliona na terenie zalanym przez wodę. Powódź nie tylko zabiła olbrzymią liczbę ludzi. Zniszczyła też dobytek i uprawy, zdezorganizowała życie, na zalanych terenach powstały grupy walczące o żywność i przetrwanie. W latach 20-21 stały się centrum powstania ludowego, które wkrótce zakończyło istnienie Zachodniej Dynastii Han.
      Ludzie zaczęli zmieniać środowisko, a to z kolei zmieniło ludzką historię. To, co działo się w przeszłości może zdarzyć się i obecnie - ostrzega Kidder. Przekonanie, że obecnie jesteśmy w stanie uniknąć podobnej katastrofy, gdyż dysponujemy lepszą techniką to niebezpieczne założenie. Jeśli mamy wątpliwości, postawmy na Matkę Naturę, bo fizyka zawsze wygrywa.
      Uczony zauważa, że w przeszłości ludzie dysponowali technologią pozwalającą na zdewastowanie pojedynczej rzeki. Obecna technologia umożliwia dewastacje na skalę globalną.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA wybrała sześć niewielkich amerykańskich firm, które w sumie otrzymają 20 milionów dolarów na rozwój technologii usuwania odpadów z niskiej orbity okołoziemskiej oraz rozwiązania problemu pyłu osiadającego na urządzeniach pracujących poza Ziemią. Prowadzone przez nas misje wymagają innowacyjnych rozwiązań złożonych wyzwań pojawiających się podczas pobytu w kosmosie. Niewielkie firmy mogą mieć wielki wpływ na rozwiązanie problemów od dawna gnębiących przemysł kosmiczny, mówi Jenn Gustetic,  dyrektor ds. wstępnych innowacji i partnerstwa w NASA Space Technology Mission Directorate.
      Sześć wspomnianych firm współpracowało już z NASA w ramach programu Small Business Innovation Research. W jego ramach NASA przeznacza co roku 180 milionów USD na współpracę z amerykańskimi przedsiębiorstwami zatrudniającymi mniej niż 500 osób. Pieniądze od agencji kosmicznej pozwalają im na dalsze rozwijanie obiecujących technologii. Każda z firm wybranych do współpracy w bieżącym roku ma mniej niż 60 pracowników.
      Na niskiej orbicie okołoziemskiej ludzie pozostawiają coraz więcej śmieci. To zepsute satelity i ich fragmenty czy pozostałości po wystrzeliwaniu kolejnych misji. Odpady te zmuszają pojazdy kosmiczne do manewrowania, zagrażają bezpieczeństwu astronautów i satelitów. Z czasem cała orbita może stać się bezużyteczna. Cztery z wybranych przedsiębiorstw proponują technologie, które mają rozwiązać ten problem.
      Firma Busek otrzyma 3,4 miliona USD na rozwój technologii autonomicznego deorbitowania niewielkich satelitów przy użyciu nietoksycznego paliwa. Z kolei CU Aerospace ma za 2,6 miliona USD stworzyć napęd wielokrotnego użytku do niewielkich misji przechwytujących odpady na orbicie. Firmie Flight Works przyznano 4 miliony dolarów na rozwinięcie technologii tankowania na orbicie pojazdów zajmujących się usuwaniem odpadów, a Vestigo Aerospace ma zademonstrować działający żagiel Spinnaker, który – montowany za pomocą prostego połączenia mechanicznego i elektrycznego – będzie rozwijany po zakończeniu misji małych (do 180 kg) satelitów, zwiększając w ten sposób opór stwarzany przez atmosferę i pozwalając na szybsze, przewidywalne i całkowicie pasywne deorbitowanie takich pojazdów.
      Przyszłe misje NASA będą obejmowały roboty podróżujące po powierzchni Marsa i Księżyca. Osiadający na tych urządzeniach pył może znacząco skrócić czas ich pracy czy doprowadzić do awarii instrumentów naukowych. Pył jest też niebezpieczny dla urządzeń, które będą potrzebne podczas misji załogowych. Rozwiązaniem tego problemu mają zająć się dwa kolejne przedsiębiorstwa. Firma Applied Material System Engineering ma za 2,6 miliona USD zademonstrować system nakładania w przestrzeni kosmicznej swojej powłoki ograniczającej osadzanie pyłu, a ATSP Innovations otrzyma 3,2 miliona USD na stworzenie prototypowego materiału odpornego na ekstremalne temperatury, ciśnienia i pył obecne na powierzchni planet, księżyców, asteroid i komet.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA tymczasowo straciła kontakt z Voyagerem 2, drugim najodleglejszym od Ziemi pojazdem kosmicznym wysłanym przez człowieka. Przed dwoma tygodniami, 21 lipca, popełniono błąd podczas wysyłania serii komend do Voyagera, w wyniku czego jego antena odchyliła się o 2 stopnie od kierunku wskazującego na Ziemię. W tej chwili Voyager, który znajduje się w odległości niemal 20 miliardów kilometrów od naszej planety, nie może odbierać poleceń ani przesyłać danych.
      W wyniku zmiany położenia anteny Voyager nie ma łączności z Deep Space Network (DSN), zarządzaną przez NASA siecią anten służących do łączności z misjami międzyplanetarnymi. W skład DSN wchodzą trzy ośrodki komunikacyjne, w Barstow w Kalifornii, w pobliżu Madrytu i Canberry. Rozmieszczono je tak, by każda misja w głębokim kosmosie miała łączność z przynajmniej jednym zespołem anten. Ośrodek z Canberry, którego jedna z anten jest odpowiedzialna za komunikację z sondą, będzie próbował skontaktować się z Voyagerem, w nadziei, że uda się nawiązać łączność.
      Na szczęście NASA zabezpieczyła się na tego typu przypadki. Kilka razy w roku Voyagery resetują położenie swoich anten tak, by mieć łączność z Ziemią. Najbliższy reset nastąpi 15 października. Jeśli więc wcześniej nie uda się połączyć z Voyagerem, będzie można się z nim skomunikować za 2,5 miesiąca.
      Voyager 2 został wystrzelony 20 sierpnia 1977 roku. Odwiedził Jowisza, Saturna, Urana i Neptuna, a w 2018 roku opuścił heliosferę i wszedł w przestrzeń międzygwiezdną, dostarczając intrygujących wyników badań. NASA nie po raz pierwszy nie ma kontaktu z sondą. W 2020 roku agencja nie kontaktowała się z nią przez 8 miesięcy, gdyż remontowana była antena DSS 43 w pobliżu Canberry, której zadaniem jest wymiana informacji z sondą.
      Voyagery zasilane są radioizotopowymi generatorami termoelektrycznymi, które zamieniają w prąd elektryczny ciepło generowane przez rozpad plutonu-238. Zapasy plutonu stopniowo się wyczerpują, więc naukowcy wyłączają kolejne zużywające prąd urządzenia. Najprawdopodobniej obie sondy stracą zasilanie w 2025 roku. Do tej pory jednak naukowcy spróbują wycisnąć z nich najwięcej, jak się da.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas dorocznej konferencji chińskiego przemysłu gier wideo, która odbyła się w Kantonie, zaprezentowano raport dotyczący wpływu państwowych regulacji ilość czasu, jaką najmłodsi mieszkańcy Państwa Środka spędzają przy online'owych grach wideo. Raport opisuje skutki wprowadzonych w połowie 2021 uregulowań, zgodnie z którymi operatorzy serwisów z grami wideo mogą oferować dostęp do nich osobom nieletnim jedynie w piątki, soboty, niedziele i święta w godzinach od 20 do 21.
      Jeszcze kilka lat temu media pełne były doniesień o problemach z uzależnieniem chińskich dzieci i młodzieży od gier wideo. Teraz, jak twierdzą przedstawiciele przemysłu, problem został w dużej mierze rozwiązany. Ze wspomnianego raportu wynika bowiem, że aż 70% młodych Chińczyków spędza przy grach online mniej niż 3 godziny w tygodniu. Ponadto 86% rodziców jest zadowolonych z wpływu nowych regulacji na ich dzieci. Zadowolenie to jest w pełni zrozumiałe. Tencent, lider na chińskim rynku gier poinformował, że ilość czasu, jaką łącznie przy grach wideo spędzają nieletni z Państwa Środka, spadła aż o 92%.
      Rządowe regulacje nie dotyczyły zresztą wyłącznie operatorów gier online. Spore ograniczenia nałożono na całą branżę. Na wydanie nowych gier trzeba mieć zgodę rządu, władze w Pekinie zakazały produkcji gier zawierających przemoc, wychwalających bogactwo czy zawierających treści związane z kultem celebrytów.
      Ograniczenia doprowadziły do tego, że w roku 2022 – po raz pierwszy od 2003 roku, od kiedy prowadzone są statystyki – doszło do skurczenia się chińskiego rynku gier wideo. Rynkowa wartość liderów rynku, jak Tencent Holdings czy NetEase Inc, spadła o ponad połowę. Tym bardziej, że pomiędzy sierpniem 2021, a marcem 2022 rząd nie zatwierdził żadnego nowego tytułu. Jednak w ciągu ostatnich miesiącach widać wyraźną zmianę. Władze wyraźnie poluzowały swoją politykę. W grudniu ubiegłego roku, po raz pierwszy od 18 miesięcy, na chiński rynek dopuszczono zagraniczne tytuły i to od razu 44. Analitycy spodziewają się, że w bieżącym roku władze w Pekinie zezwolą w sumie na sprzedaż 800–900 nowych tytułów gier. To natychmiast odbiło się na wycenie rynkowych liderów, których akcje w dużej mierze odrobiły straty z 2022 roku.
      Dane wskazują jednak, że chińska populacja graczy pozostała stabilna. Pomiędzy rokiem 2021 a 2022 zmniejszyła się ona jedynie o 0,33% i wynosi obecnie 664 miliony.
      W kontekście tak olbrzymiej liczby osób sięgających po gry wideo warto wspomnieć, że problem spędzania dużej ilości czasu przy elektronicznej rozrywce, czy wręcz uzależnień, wbrew pozorom wcale nie musi dotyczyć najmłodszych. Z badań przeprowadzonych przez firmę ExpressVPN wynika, że osoby w wieku 20–40 lat nie tylko częściej niż nastolatki grają w gry wideo, ale też odczuwają z nimi silniejszy związek emocjonalny. Z ankiety przeprowadzonej na 2000 graczy z USA i Wielkiej Brytanii wynika, że młodzi dorośli i nastolatki spędzają mniej czasu, niż osoby starsi. O ile bowiem wśród osób w wieku 30–40 lat do codziennego grania przyznało się 68% ankietowanych, to wśród dwudziestolatków odsetek ten wynosił 58%. Równie zaskakujący może być fakt, że choć osoby w wieku 46–55 lat rzadziej niż młodsi grają codziennie, to częściej zdarza im się zarywać noce przy grze. W tej grupie wiekowej jest też najwyższy odsetek osób, które spędzają na graniu więcej niż 24 godziny w tygodniu.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...