Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Udało się określić miejsce pochodzenia ponad 90% meteorytów

Rekomendowane odpowiedzi

Jeszcze do niedawna naukowcy potrafili określi miejsce pochodzenia jedynie 6% meteorytów znalezionych na Ziemi. Teraz naukowcy z francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), Europejskiego Obserwatorium Południowego i czeskiego Uniwersytetu Karola wykazali, że 70% wszystkich znalezionych na naszej planecie meteorytów pochodzi z trzech młodych rodzin asteroid.

Rodziny te to wyniki trzech zderzeń, do których doszło w głównym pasie asteroid 5,8, 7,5 oraz 40 milionów lat temu. Badacze określili też źródło innych meteorytów, dzięki czemu możemy teraz zidentyfikować miejsce pochodzenia ponad 90% skał, które z kosmosu spadły na Ziemię. Wyniki badań zostały opublikowane w trzech artykułach. Jeden ukazał się łamach Astronomy and Astrophysics, a dwa kolejne na łamach Nature.

Wspomniane rodziny asteroid to – od najmłodszej do najstarszej – Karin, Koronis i Massalia. Wyróżnia się Massalia, która jest źródłem 37% meteorytów. Dotychczas na Ziemi odnaleziono podczas 700 000 okruchów z kosmosu. Jedynie 6% z nich zidentyfikowano jako achondryty pochodzące z Księżyca, Marsa lub Westy, jednego z największych asteroid głównego pasa. Źródło pozostałych 94%, z których większość do chondryty, pozostawało nieznane.

Jak to jednak możliwe, że źródłem większości znalezionych meteorytów są młode rodziny asteroid? Autorzy badań wyjaśniają, że rodziny takie charakteryzują się dużą liczbą niewielkich fragmentów powstałych w wyniku niedawnych kolizji. Ta obfitość zwiększa prawdopodobieństwo kolejnych zderzeń, co w połączeniu z duża mobilnością tych szczątków, powoduje, że mogą zostać wyrzucone z głównego pasa asteroid, a część z nich poleci w kierunku Ziemi. Starsze rodziny asteroid nie są tak liczne. Przez wiele milionów lat mniejsze fragmenty, ale na tyle duże, że mogłyby spaść na Ziemię, zniknęły w wyniku kolejnych zderzeń i ucieczki z pasa asteroid.

Określenie pochodzenia większości meteorytów było możliwe dzięki teleskopowym badaniom składu większości rodzin asteroid w głównym pasie oraz zaawansowanymi symulacjami komputerowymi, podczas których badano dynamikę tych rodzin.

Autorzy badań określili też pochodzenie wielkich asteroid, takich jak Ryugu czy Bennu. Okazało się, że pochodzą one od tego samego przodka co rodzina asteroid Polana.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Jak to jednak możliwe, że źródłem większości znalezionych meteorytów są młode rodziny asteroid? Autorzy badań wyjaśniają, że rodziny takie charakteryzują się dużą liczbą niewielkich fragmentów powstałych w wyniku niedawnych kolizji. Ta obfitość zwiększa prawdopodobieństwo kolejnych zderzeń, co w połączeniu z duża mobilnością tych szczątków, powoduje, że mogą zostać wyrzucone z głównego pasa asteroid, a część z nich poleci w kierunku Ziemi. Starsze rodziny asteroid nie są tak liczne. Przez wiele milionów lat mniejsze fragmenty, ale na tyle duże, że mogłyby spaść na Ziemię, zniknęły w wyniku kolejnych zderzeń i ucieczki z pasa asteroid.

Nie mam czasu (przepraszam) sięgać do źródeł, ale jakoś nie sądzę, że autorzy badań nie wpadli na prostą i banalną myśl, że ślady tych starych maleństw zwyczajnie się zatarły, bo mamy na Ziemi coś takiego jak erozja...

7 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Okazało się, że pochodzą one od tego samego przodka co rodzina asteroid Polana.

No i teraz zagwozdka. Jak nazwać przodka? Perun już jest zajęty. :)

7 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Europejskiego Obserwatorium Południowego

Przydałoby się (dawno temu już to postulowałem, ale Wilk nie jest rychliwy...) dodanie ESO w dymku. ESO to nie w kij dmuchał*, serio.

* Wiem. Jankesocentryczne skrzywienie utrudnia dostrzeganie Rzeczy takimi jakimi są. ;)

Edytowane przez Astro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 18.10.2024 o 19:52, Astro napisał:

Nie mam czasu (przepraszam) sięgać do źródeł, ale jakoś nie sądzę, że autorzy badań nie wpadli na prostą i banalną myśl, że ślady tych starych maleństw zwyczajnie się zatarły, bo mamy na Ziemi coś takiego jak erozja...

to raczej jest logiczne, układ słoneczny jest od dawna stabilny i stale sprzątany(najbardziej przez Słońce i Jowisza) więc jak przylatuje jakiś rój gruzu to musiał on powstać niedawno i w te parę mln lat zostanie wysprzątany. Ale wynik obserwacji jest ciekawy bo świadczy o tym że tam gdzie krążą te głazy nie ma wielkiego chaos i zderzenia nie są częste

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 24.10.2024 o 08:43, tempik napisał:

to raczej jest logiczne, układ słoneczny jest od dawna stabilny i stale sprzątany(najbardziej przez Słońce i Jowisza)

1) Nie bardzo łapię, bo jak to się ma do erozji ziemskiej?
2) Wszystkie wielkie wymierania ziemskie (oprócz obecnego :)) przypisujemy sprzątaniem przez Ziemię (na marginesie spójrz twarzą w twarz z ospowatym Księżycem)
3) Ze stabilnością bym mocno polemizował, ale mi się nie chce...

W dniu 24.10.2024 o 08:43, tempik napisał:

Ale wynik obserwacji jest ciekawy bo świadczy o tym że tam gdzie krążą te głazy nie ma wielkiego chaos i zderzenia nie są częste

Owszem ciekawy, i mówi coś innego - nie tylko nie ma wielki chaos, bo bez chaos nie ma nic ;) A częstość to kwestia statystyki, a nie wyobrażeń - często pana boli? Często. Co minutę, czy co rok?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, Astro napisał:

Wszystkie wielkie wymierania ziemskie (oprócz obecnego :)) przypisujemy sprzątaniem przez Ziemię (na marginesie spójrz twarzą w twarz z ospowatym Księżycem

Mówiłem o stabilności układu słonecznego a nie o stabilności Życia. Układ jest stabilny, nie widać na horyzoncie zagrożeń że jedna planeta wytrąci inną ze swojej orbity, albo że  zderzą się, albo że kopniakiem grawitacyjnym poślą taką nawałę głazów że np. spadając na jakąś planetę skalistą przetopią jej skorupę. Takie rzeczy podobno działy się na początku, teraz jest sielanka. a te parę zadrapań na  Księżycu to jest nic.

Argument z wymieraniem gatunków tym bardziej potwierdza to co wyżej. To zdumiewające że życie wielokomórkowe nadal trwa, przecież wystarczy ochłodzić wielokomórkowce o 10sC lub podgrzać i większość gatunków ginie na raz, wystarczy nie zasilać się wodą przez kilka dni i jest to samo. A jaki to jest zakres te 20sC czy kilka dni ze zmienionymi warunkami? w porównaniu z zakresem zjawisk dziejących się w koło to nieprawdopodobnie wąski przedział między życiem a brakiem życia.

A z wymieraniami nie ma co panikować, złożone organizmy tak mają, że nawet widząc nadlatujący głaz umierają ze stresu jeszcze przed uderzeniem :D  Jądro życia to zupełnie inna bajka. Żeby wybić życie co do komórki, żeby już nie odrosło to musiałaby być prawdziwa katastrofa typu całkowita utrata wody czy stopienie skorupy. te kamienie które do tej pory spadły są jak wypalanie łąki, - bodziec który powoduje eksplozję nowych form życia  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 18.10.2024 o 19:52, Astro napisał:

Nie mam czasu (przepraszam) sięgać do źródeł, ale jakoś nie sądzę, że autorzy badań nie wpadli na prostą i banalną myśl, że ślady tych starych maleństw zwyczajnie się zatarły, bo mamy na Ziemi coś takiego jak erozja...

To jest założenie na wstępie - bo chodzi o to że te, które spadły niedawno, powstały niedawno.
Zupełnie oczywiste jest to, że te które powstały wcześniej zdążyły spaść wcześniej.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję, bo bym nie wiedział. ;) Jestem Peceed pod wrażeniem głębi myśli...  Piękniej się chyba nie uda tego ująć. :D

W dniu 9.11.2024 o 09:11, tempik napisał:

Mówiłem o stabilności układu słonecznego

A kto Ci to zagwarantował? :)

W dniu 9.11.2024 o 09:11, tempik napisał:

a nie o stabilności Życia

Ja też nie. :P

W dniu 9.11.2024 o 09:11, tempik napisał:

A z wymieraniami nie ma co panikować

A kto panikuje? Karaluchy dadzą przecież radę, Ty niekoniecznie... ;) Życie ma to do siebie, że jak już powstanie, to gdzieś jakoś znajdzie się nisza, gdzie przetrwa. Trzymam kciuki za karaluchy i ostatecznie za niesporczaki. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Długość, szerokość i głębokość dwóch kanionów znajdujących się po niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca są podobne do rozmiarów Wielkiego Kanionu Kolorado, informują naukowcy z Lunar and Planetary Institute (LPI). O ile jednak Wielki Kanion powstawał przez miliony lat, kaniony na Księżycu pojawiły się w czasie krótszym niż... 10 minut.
      Niemal cztery miliardy lat temu asteroida lub kometa przeleciała nad biegunem południowym Księżyca, otarła się o szczyty Malapert i Mouton i uderzyła w powierzchnię. Zderzenie wyrzuciło strumienie skał, które wyrzeźbiły kaniony o rozmiarach ziemskiego Wielkiego Kanionu, mówi główny autor badań, David Kring z Universities Space Research Association do którego należy LPI.
      Obiekt, który utworzył oba kaniony, w chwili uderzenia pędził z prędkością 55 000 kilometrów na godzinę. W wyniku upadku powstał 320-kilometrowy krater uderzeniowy Schrödinger. Przyciągnął on uwagę grupy naukowców, stając się okazją do zbadania wczesnych etapów rozwoju Układu Słonecznego.
      Dzięki danym dostarczonym przez Lunar Reconnaissance Orbiter naukowcy poznali rozmiary kanionów. Vallis Schrödinger ma ok. 270 km długości, ok. 20 km szerokości i 2,7 km głębokości, a Vallis Planck – 280 km długości, 27 szerokości i 3,5 km głębokości, a na długości 860 km rozciągają się kratery uderzeniowe powstałe w wyniku upadku materiału, który go wyrzeźbił.
      Badania pokazały, że kratery powstały w wyniku uderzeń szczątków z upadku asteroidy lub komety. Wyrzucone w wyniku pierwotnego uderzenia skały leciały z prędkością 3600 km/h wywołując kolejne uderzenia, która wyrzeźbiły kaniony. Energia potrzebna do ich powstania była 130-krotnie większa niż energia całej broni atomowej będącej w posiadaniu ludzkości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grupa ekspertów postanowiła odpowiedzieć na pytanie, czy pozaziemska cywilizacja o podobnym do naszego poziomie rozwoju technologicznego, byłaby w stanie wykryć Ziemię i zdobyć dowody na istnienie ludzkości, a jeśli tak, to jakie sygnały mogliby wykryć i z jakiej odległości. Zespół, pracujący pod kierunkiem doktor Sofii Sheikh z SETI Institute, składał się ze specjalistów z projektu Characterizing Atmospheric Technosignatures oraz Penn State Extraterrestrial Intelligence Center.
      Do przeprowadzenia analizy – pierwszej tego typu – naukowcy wykorzystali modele teoretyczne. Wykazały one, że pozaziemska cywilizacja z największej odległości mogłaby wykryć sygnały radiowe, takie jak te pochodzące z niedziałającego już Radioteleskopu Arecibo. Obcy mogliby zauważyć je z odległości do 12 000 lat świetlnych. Zatem sygnał taki mogłaby wykryć cywilizacja znajdująca się w połowie odległości między Ziemią a centrum Drogi Mlecznej.
      Radioteleskop Arecibo nie istnieje, więc pozostają nam inne sygnały, na podstawie których można nas odnaleźć. Deep Space Network (DSN), używaną przez NASA sieć komunikacyjną do łączenia się z pojazdami przebywającymi w przestrzeni kosmicznej, obcy mogliby zauważyć z odległości 65 lat świetlnych.
      Jednak tutaj musimy na chwilę się zatrzymać. W obu tych przypadkach – Arecibo i DSN – musimy pamiętać, że podane odległości są większe niż czas, jaki upłynął od uruchomienia tych urządzeń. Zatem ani pierwszy sygnał z Arecibo nie dotarł jeszcze na odległość 1200 lś, ani sygnału z DSN nie można zauważyć obecnie z odległości 65 lat świetlnych.
      Im bliżej Ziemi, tych więcej technosygnatur, sygnałów świadczących o obecności cywilizacji technicznej. I tak sygnatury atmosferyczne, takie jak emisja dwutlenku azotu, są dla nas obecnie łatwiejsze do wykrycia niż były jeszcze dekadę temu. Dzięki takim instrumentom jak Teleskop Webba czy planowany Habitable Worlds Observatory (HWO) możemy zauważyć obcą cywilizację z większej niż wcześniej odległości. Tak więc cywilizacja dysponująca HWO mogłaby dostrzec nas z odległości 5,7 lat świetlnych. To odległość nieco większa, niż dystans dzielący nas od najbliższej gwiazdy, Proximy Centauri. Z podobnej odległości można zarejestrować lasery wycelowane w niebo. Ludzkość czasami korzysta z takich instrumentów jak Deep Space Optical Communications, którego NASA używa do testów technologii komunikacji laserowej w przestrzeni kosmicznej.
      Z odległości 4 lat świetlnych można zauważyć sygnały sieci bezprzewodowych LTE. Z kolei sygnał z Voyagera jest widoczny z 0,97 roku świetlnego.
      Obcy mogliby wykryć też światła miast. Szczególnie te generowane przez lampy sodowe, które mają unikatowe sygnatury. Ich obserwacja jest możliwa z odległości 0,036 roku świetlnego. To 2275 jednostek astronomicznych, a więc obszar położony w pobliżu wewnętrznych krawędzi Obłoku Oorta.
      Z regionów Pasa Kuipera (30–50 au) obcy mogliby odnotować obecność miejskich wysp ciepła, a gdyby mieszkali na Marsie mieliby szansę zauważyć satelity krążące wokół Ziemi.
      Celem badań było pokazanie, w jakim miejscu my sami znajdujemy się, jeśli chodzi o możliwość wykrywania technosygnatur świadczących o obecności pozaziemskich cywilizacji. W SETI nigdy nie zakładamy, że życie i poziom rozwoju technologicznego na innych planetach są takie same jak nasze. Jednak ocena naszych możliwości pozwala zobaczyć badania prowadzone przez SETI w odpowiednim kontekście, mówi współautor badań, Macy Huston.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania próbek asteroidy Bennu dostarczonych na Ziemię przez misję OSIRIS-REx wykazały, że znajdują się tam molekuły, które na Ziemi są niezbędnymi składnikami do powstania życia. Znaleziono też ślady świadczące o obecności słonej wody. Mogła ona być miejscem, w którym dochodziło do interakcji i łączenia się tych molekuł.
      NASA zastrzega, że odkrycie nie jest równoznaczne z odkryciem życia na asteroidzie. Sugeruje ono jednak, że we wczesnym Układzie Słonecznym powszechnie istniały warunki niezbędne do powstania życia, a to zwiększa prawdopodobieństwo znalezienia go na innych ciałach niebieskich.
      Na łamach Nature i Nature Astronomy ukazały się dwa artykuły, w których naukowcy z NASA i innych instytucji – zarówno z USA, jak i Niemiec, Japonii, Francji, Wielkiej Brytanii czy Australii – omawiają wyniki swoich badań.
      W Nature Astronomy zespół prowadzony przez Daniela P. Glavina z NASA informuje, że na asteroidzie zidentyfikowano 14 z 20 podstawowych (kanonicznych) aminokwasów białkowych, z których powstają białkna na Ziemi oraz wszystkie pięć podstawowych zasad azotowych nukleotydów, które ziemskie organizmy żywe wykorzystują do przechowywania i przekazywania informacji genetycznej. Odnotowano też bardzo wysoki poziom amoniaku. Jest on bardzo ważny z punktu widzenia biologii, gdyż reaguje z formaldehydem – również znalezionym w próbkach z Bennu – i w odpowiednich warunkach tworzy bardziej złożone molekuły, jak aminokwasy.
      Wszystkie elementy niezbędne do powstania życia, które znaleziono na Bennu, zidentyfikowano już wcześniej na innych skałach pochodzenia kosmicznego. Tym razem jednak mamy dziewicze próbki pobrane w przestrzeni kosmicznej, co wspiera hipotezę mówiącą, że obiekty, które powstały z dala od Słońca, mogły być waźnym źródłem rozprzestrzeniania się życiodajnych molekuł po Układzie Słonecznym.
      Glavin i jego koledzy szukali molekuł niezbędnych do powstania życia. Tymczasem Tim J. McCoy, kurator zbiorów meteorytów z Narodowego Muzeum Historii Naturalnej, szukał na Bennu informacji o środowisku, w jakim molekuły te powstały. Wraz z zespołem informuje na łamach Nature o znalezieniu 11 minerałów, które powstają, gdy zawierające sole woda odparowuje przez długi czas, pozostawiając po sobie kryształy soli. Podobne co na Bennu solanki prawdopodobnie istnieją na planecie karłowatej Ceres oraz księżycu Saturna, Enceladusie.
      Naukowcy już wcześniej wykrywali na znalezionych na Ziemi meteorytach różne produkty takiego odparowywania, jednak dotychczas nie mieli okazji badać ostatecznych produktów takiego odparowywania trwającego przez tysiące lub więcej lat. Na Bennu znaleziono też kilka minerałów, w tym sodę naturalną, tzw. tronę, których nigdy wcześniej nie zaobserwowano na próbkach pochodzących spoza Ziemi.
      Badania dostarczają wielu nowych informacji, ale pozostawiają bez odpowiedzi liczne pytania. Niemal wszystkie aminokwasy są chiralne, a więc występują w dwóch wariantach, będących swoim lustrzanym odbiciem. Organizmy żywe na Ziemi wykorzystują wyłącznie konformację L- (są lewostronne). Tymczasem na Bennu występowały one w postaci mieszaniny racemicznej, czyli zawierającej równe ilości obu wariantów. To najprawdopodobniej oznacza, że na wczesnej Ziemi aminokwasy również występowały w postaci takich mieszanin. Zatem wciąż jest tajemniczą, dlaczego życie wybrało lewo-, a nie prawostronność.
      Misja OSIRIS-REx została wystrzelona w 2016 roku. W 2020 informowaliśmy, że padła ofiarą własnego sukcesu i pobrała tak dużo próbek, iż pojemnik się nie zamyka, więc NASA musi znaleźć awaryjne rozwiązanie problemu. Próbki trafiły na Ziemię w 2023 roku. W międzyczasie zaś, gdy było wiadomo, że misja OSIRIS-REx z powodzeniem pobrała próbki z Bennu i gdy rozpoczął się powrót pojazdu, specjaliści zaczęli zastanawiać się, co dalej. Plan misji zakładał bowiem od początku, że OSIRIS-REx po uwolnieniu pojemnika z próbkami odleci w kierunku zewnętrznych obszarów Układu Słonecznego. Naukowcy chcieli więc wykorzystać sprawny, posiadający paliwo pojazd. Tym bardziej, że został on zaprojektowany nie do przelotu obok wybranego celu, a do zadań związanych z bliskim spotkaniem i prowadzeniem badań. W końcu zdecydowano, że pojazd poleci do 400-metrowej asteroidy Apophis. Tej samej, która w 2029 roku zbliży się do Ziemi na odległość mniejszą niż satelity na orbicie geosynchronicznej.
      Przemianowana na OSIRIS-APEX misja będzie przez 18 miesięcy towarzyszyła asteroidzie. Co prawda nie pobierze żadnych próbek, ale wykona manewr polegający na podleceniu bardzo blisko i uruchomienie silników, wskutek czego być może uda się odsłonić część tego, co znajduje się pod jej powierzchnią. Naukowcy chcą się dowiedzieć, jaki będzie wpływ fizyczny przyciągania ziemskiego na asteroidę, mają też nadzieję poznać jej skład.


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania DNA ludzi zabitych w Pompejach przez Wezuwiusza pokazały, jak błędne były czynione przez wieki założenia. Okazuje się, że rzekome rodziny nie były rodzinami, zmarłym źle przyporządkowano płeć. Okazało się ponadto, że ludność Pompejów w większości stanowili emigranci ze wschodnich regionów Morza Śródziemnego.
      Erupcja Wezuwiusza nie dała szans na ucieczkę wielu mieszkańcom miasta. Ci, którzy przeżyli pierwszą jej fazę, zabiły lawiny piroklastyczne, szybko przemieszczające się chmury gorących gazów i popiołów. Pokryły one ciała ofiar grubą warstwą, na zawsze zachowując ich kształt.
      Od XIX wieku naukowcy wykonują w Parco Archeologico di Pompei odlewy ciał, wstrzykując gips z puste miejsca, pozostałe po rozłożeniu się tkanek. Uczonym, którzy prowadzili zabiegi konserwatorskie, udało się pozyskać DNA z pofragmentowanych szkieletów zatopionych w 14 z 86 tych odlewów. To zaś pozwoliło na określenie płci zmarłych, ich pochodzenia oraz związków genetycznych pomiędzy nimi. I pokazało, jak błędne były dotychczasowe założenia, które opierano na wyglądzie i pozycji ciał.
      Na przykład w Domu Złotej Bransolety, jedynym miejscu z którego mamy DNA całej grupy ciał, okazało się, że cztery osoby, które interpretowano jako rodzice z dwójką dzieci, nie były w żaden sposób ze sobą spokrewnione, mówi profesor David Caramelli z Uniwersytetu we Florencji. To nie jedyne błędne przypuszczenia, zweryfikowane przez DNA.
      Innym znanym przykładem jest dorosła osoba nosząca złotą bransoletę i trzymająca dziecko. Tradycyjnie interpretowano je jako matkę z dzieckiem. Okazało się, że to mężczyzna i dziecko, którzy nie byli ze sobą spokrewnieni. Mamy też dwie obejmujące się osoby, które interpretowano jako matka z córką lub siostry. Teraz wiemy, że jedna z tych osób to mężczyzna, dodaje David Reich z Uniwersytetu Harvarda.
      Ponadto wszyscy mieszkańcy Pompejów, w przypadku których udało się zdobyć dane z całego genomu, okazali się w głównej mierze potomkami emigrantów ze wschodnich regionów Śródziemiomorza. Pochodzenie takie widoczne jest też w genomach współczesnych im mieszkańców Rzymu, co tylko pokazuje, jak kosmopolityczne było Imperium Romanum w tych czasach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2023 roku średnia temperatura była niemal o 1,5 stopnia wyższa od średniej sprzed rewolucji przemysłowej. Jednak naukowcy próbujący wyjaśnić ten wzrost, mają kłopoty z określeniem jego przyczyn. Gdy bowiem biorą pod uwagę emisję gazów cieplarnianych, zjawisko El Niño czy wpływ erupcji wulkanicznych, wciąż niewyjaśnione pozostaje około 0,2 stopnia wzrostu. Uczeni z Instytutu Badań Polarnych i Morskich im. Alfreda Wegenera (AWI) zaproponowali na łamach Science wyjaśnienie tego zjawiska. Według nich te brakujące 0,2 stopnia to skutek zmniejszającego się albedo – zdolności do odbijania światła – Ziemi.
      Uczeni z AWI, we współpracy ze specjalistami od modelowania klimatu z European Centre for Medium-Range Weather Forecasts (ECMWF), przeanalizowali dane satelitarne z NASA oraz ponownie przyjrzeli się danym ECMWF. Niektóre z nich pochodziły nawet z roku 1940. Na ich podstawie sprawdzili jak przez ostatnie dziesięciolecia zmieniał się globalny budżet energetyczny oraz pokrywa chmur na różnych wysokościach. Zarówno w danych NASA, jak i ECMWF, rok 2023 wyróżniał się jako ten o najniższym albedo planetarnym. Od lat obserwujemy niewielki spadek albedo. Ale dane pokazują, że w 2023 roku albedo było najniższe od co najmniej roku 1940, mówi doktor Thomas Rackow.
      Zmniejszanie się albedo Ziemi naukowcy obserwują od lat 70. Częściowo za zjawisko to odpowiadało zmniejszanie się pokrywy lodowej oraz ilości lodu pływającego w Arktyce. Mniej śniegu i lodu oznacza, że mniej promieniowania słonecznego jest odbijane przez Ziemię. Od 2016 roku efekt ten został wzmocniony przez zmniejszanie się zasięgu lodu pływającego w Antarktyce. Jednak nasze analizy pokazywały, że spadek albedo w regionach polarnych odpowiada jedynie za 15% całkowitego spadku albedo, dodaje doktor Helge Goessling. Albedo zmniejszyło się też jednak w innych regionach planety i gdy naukowcy wprowadzili dane do modeli budżetu energetycznego stwierdzili, że gdyby nie spadek albedo od grudnia 2020, to średni temperatury w roku 2023 byłyby o 0,23 stopnie Celsjusza niższe.
      Na zmniejszenie albedo wpłynął przede wszystkim zanik nisko położonych chmur z północnych średnich szerokości geograficznych i z tropików. Szczególnie silnie zjawisko to zaznaczyło się na Atlantyku, co wyjaśniałoby, dlaczego był on tak niezwykle gorący. Pokrywa chmur na średnich i dużych wysokościach nie uległa zmianie lub zmieniła się nieznacznie.
      Chmury na wszystkich wysokościach odbijają światło słoneczne, przyczyniając się do ochłodzenia planety. Jednak te, które znajdują się w wysokich, chłodnych warstwach atmosfery, tworzą rodzaj otuliny, który zapobiega ucieczce w przestrzeń kosmiczną ciepła wypromieniowywanego przez Ziemię. Zatem utrata chmur położonych niżej oznacza, że tracimy część efektu chłodzącego, wpływ ocieplający chmur pozostaje.
      Rodzi się więc pytanie, dlaczego niżej położone chmury zanikły. Częściowo przyczyną może być mniejsza antropogeniczna emisja aerozoli, szczególnie z powodu narzucenia bardziej restrykcyjnych norm na paliwo używane przez statki. Aerozole z jednej strony biorą udział w tworzeniu się chmur, z drugiej zaś – same odbijają promieniowanie słoneczne. Jednak badacze uważają, że czystsze powietrze to nie wszystko i mamy do czynienia z bardziej niepokojącym zjawiskiem.
      Ich zdaniem to sama zwiększająca się temperatura powoduje, że na mniejszych wysokościach formuje się mniej chmur. Jeśli zaś znaczna część spadku albedo to – jak pokazują niektóre modele klimatyczne – skutek sprzężenia zwrotnego pomiędzy globalnym ociepleniem a nisko położonymi chmurami, to w przyszłości powinniśmy spodziewać się jeszcze bardziej intensywnego ocieplenia. Średnia temperatura na Ziemi może przekroczyć granicę wzrostu o 1,5 stopnia Celsjusza w porównaniu z epoką przedprzemysłową wcześniej, niż sądziliśmy, dodaje Goessling.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...