Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Potrzebujemy więcej witaminy D?

Rekomendowane odpowiedzi

 

Pani przykład z kroplami do oczu był trafiony jak ponad 4/5 specyfików na rynku co nic nie zmienia. Ludziom zależy na pozbyciu się bólu głowy podczas pracy zamiast, dociekania od czego ona boli. Więc powiem krótko. Jakakolwiek walka z koncernami farmaceutycznymi skazana jest na porażkę już na samym początku przy obecnym myśleniu populacji. Kto kropi sobie oczy przez x lat... dlaczego nie robią sobie ustawowych przerw od monitorów? Ludzie sami się krzywdzą a koncerny są Bogu ducha winne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Kto kropi sobie oczy przez x lat... (...) Ludzie sami się krzywdzą a koncerny są Bogu ducha winne.

Czyli, jak mniemam, nie masz nic do zarzucenia osobie, która przez 20 lat obserwuje u siebie kolejne objawy uboczne i nic z tym nie robi? Nie twierdzę, że środek jest bezpieczny, ale akurat przytoczony przykład jest akurat wspaniałą ilustracją ludzkiej bezmyślności przy przyjmowaniu leków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Kto kropi sobie oczy przez x lat... (...) Ludzie sami się krzywdzą a koncerny są Bogu ducha winne.

Czyli, jak mniemam, nie masz nic do zarzucenia osobie, która przez 20 lat obserwuje u siebie kolejne objawy uboczne i nic z tym nie robi?

 

Pewnie że nie i osoba, która sobie krzywdę zrobiła też pewnie myśli że dbała o siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No widzisz, a dla mnie strasznie zabawny jest fakt, że przez dwadzieścia lat nie zaświeciła się tej osobie lampka, że to  być może przez lek, za to po całym tym okresie nagle przyszło olśnienie, że bez najmniejszej wątpliwości to właśnie ta czy inna substancja zaszkodziła. W mojej głowie rodzi się pytanie - skoro ta osoba jest taka bystra i absolutnie pewna, to gdzie spał jej zdrowy rozsądek przez dwadzieścia lat?! Trzeci już raz przywołuję analogię uderzania we własną dłoń młotkiem.

 

A poza tym wszystkim: szkoda, że do autorów wszystkich tych teorii spiskowych nie dociera najprostszy fakt, że sam zespół suchego oka może doprowadzić do daleko posuniętej degeneracji wzroku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

W kroplach do oczu nie ma niczego co by te oczy leczyło. Jesli chodzi o wiarygodność prowadzonych badań leków- naprawdę warto przeczytać- prawda o firmach farmaceutycznych.  Dlaczego w ulotkach są wypisane  ,,niepożądane działania"

  (choć nie zawsze wszystkie)?.A no dlatego,że firmy  w ten sposób asekurują się przed odpowiedzialnością :,,przecież w ulotce było napisane"...

 

Jeśli Cię dobrze rozumiem idealnie byłoby gdyby:

 

-wprowadzono zakaz stosowania leków,

-zakazano działalności firmom farmaceutycznym,

-leczenie polegałoby usuwaniu przyczyn przy pomocy właściwej diety i suplementów dr Ratha.

 

Próby realizacji tego ideału prowadzone są jeszcze na Kubie i w Korei Pólnocnej / za wyjątkiem suplementów które z rozpędu też zakazano/ . U nas na szczęście zakończono te próby 18 lat temu i nie chcę żeby to wróciło.

Dzisiaj każdy może dowolnie truć się lekami z dowolnej firmy farmaceutycznej na świecie lub zmieniać dietę i kupować suplementy dr Ratha. Każdy może popełnić dowolne głupstwo byle nie cudzym kosztem. I niech tak zostanie. Nie zmieniajmy tego.

Nie można zakazywać ludziom popełniania dowolnej głupoty. Zarówno ślepej wiary w wyniki badań naukowych i jak i leczenia każdej choroby suplementami dr Rath’a. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sam zespół suchego oka może doprowadzić do daleko posuniętej degeneracji wzroku.

 

Pomijając już to, uwierz mi mikroos, jeśli ludzie nie dbają o siebie to pozwólmy im robić czego pragną. Będzie nas mniej, to będzie lepiej się żyło.

 

Elastyczność jest dobrą cechą w człowieku. Pozwala ustawić swój punkt widzenia w dowolnym miejscu. Nie wszyscy to mają.

 

---------

 

dbanie o siebie to nie kupywanie tabletek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Pomijając już to, uwierz mi mikroos, jeśli ludzie nie dbają o siebie to pozwólmy im robić czego pragną. Będzie nas mniej, to będzie lepiej się żyło.

Ja nie mówię, że ta osoba ma obowiązek robienia tego czy tamtego, ale że absurdem jest oskarżanie w takiej sytuacji firmy. Co kto lubi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Pomijając już to, uwierz mi mikroos, jeśli ludzie nie dbają o siebie to pozwólmy im robić czego pragną. Będzie nas mniej, to będzie lepiej się żyło.

Ja nie mówię, że ta osoba ma obowiązek robienia tego czy tamtego, ale że absurdem jest oskarżanie w takiej sytuacji firmy. Co kto lubi.

 

Tylko, że Barbara chciała pokazać że koncerny dolewają oliwy do ognia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Barbara już od dawna stara się wykazać w bardzo tendencyjny sposób, że przyjmowanie leków to wyłącznie efekty uboczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Barbara już od dawna stara się wykazać w bardzo tendencyjny sposób, że przyjmowanie leków to wyłącznie efekty uboczne.

 

ale przyznasz ze jest maaaasa efektow ubocznych :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że przyznam. Ale przyznam też (liczę, że Ty także), że efekt terapeutyczny w zdecydowanej większości przypadków przewyższa efekty uboczne, które MOGĄ, a wcale nie muszą się pojawić. Powtarzam jeszcze raz to, co napisałem wcześniej: lista objawów ubocznych powstaje na podstawie nawet pojedynczych doniesień i dlatego jest tak długa. To, że jakiś symptom jest na liście, nie oznacza wcale, że na pewno się u danej osoby pojawi. Tymczasem wersja zdarzeń prezentowana przez Barbarę jest taka, jakby wymienione objawy obowiązkowo dotykały każdego i to w pełnym zakresie, najlepiej jeszcze z bonusami.

 

I jeszcze jedno. Przypominam, że "działania niepożądane" mogą równie łatwo dotyczyć jedzenia cebuli, kalafiora, orzechów czy mięsa. To naturalne, że każdy organizm reaguje na dowolny rodzaj substancji w indywidualny, nieprzewidywalny (przynajmniej nie do końca przewidywalny, na obecny stan wiedzy) sposób. Czy oznacza to, że powinniśmy w związku z tym wycofać powyższe produkty z rynku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlatego sa instrukcje w opakowaniach. Ze szczepionkami to chyba warto szczepic sie na bakcyle ktore nie mutuja sie zbyt czesto. Antybiotyki? Pewnie. Ale.. Antybiotyki to juz inna bajka i to nie taka krotka.

 

------------

porada wieczoru:

polecam kielki brokula

 

 

chwilowo wysiadly mi polskie ogonki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Dlatego sa instrukcje w opakowaniach.

No i właśnie o tym cały czas mówię. Obawiam się jednak, że do Barbary to wciąż nie dociera.

 

porada wieczoru:

polecam kielki brokula

Dołączam się :) A do tego dorzuciłbym kiełki słonecznika - może są nieco mniej pożyteczne (choć one również mają sporo wartościowych składników), ale razem tworzą wspaniałą mieszankę ;) Do tego sos jogurtowo-czosnkowy i otrzymujemy prawdziwy koktajl tego, co dobre, na 100% bez "chemii" ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

doRzuciłbym kiełki słonecznika - może są nieco mniej pożyteczne

 

bzdura! dla wegetarian sa idealne :)

 

Juz tlumacze: wegetarianie maja tendencje do deficytow m.in. zelaza, cynku, mangamu.. ktore wlasnie w kielkach slonecznika sa.

Nie warto byc wylacznie roslinozerca!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No widzisz, dobrze wiedzieć :) w związku z tym, że mięsa jem bardzo niewiele i jednocześnie oddaję krew, jest to cenna informacja ;) dzięki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jednocześnie oddaję krew

 

warto oddawac krew dla wlasnego zdrowia - organizm zmuszony jest do produkcji nowych komorek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadza się - już w kilka dni po donacji wyraźnie poprawia się wydolność. Ale nie jest to, oczywiście, moja główna motywacja :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
te 20 lat to liczba w oczywisty sposób naciągana,

-za to działały również inne firmy i przed Qinaxem i Naclofem były stosowane krople, choć mogły mieć inną nazwę.

A więc naciągasz fakty, nie po raz pierwszy. Warto to zaznaczyć.

 

Jeśli jest ,,suche oko", czy jakakolwiek inna choroba trzeba zacząć likwidować przyczynę, a nie objaw! Jeśli dziury mogą (?)utworzyć się z powodu ,,suchego oka"(?) , to po jaką cholerę dokładać jeszcze krople, które mogą również te dziury powodować?

A nie pomyślałaś, że mogą opóźniać pojawienie się tych objawów? jak to sama kiedyś ujęłaś, "nie ma cudów" i nie każdą chorobę da radę do końca wyleczyć.

 

W kroplach do oczu nie ma niczego co by te oczy leczyło.

Sam diklofenak jako środek przeciwzapalny jest bardzo istotnym składnikiem. Z drugiej strony faktem jest, że najlepszym środkiem na zespól suchego oka jest sól fizjologiczna, kosztująca kilkadziesiąt groszy. Problem w tym, że zwykle to pacjent wymusza na lekarzu droższy lek (i równie często lekarz popełnia ten sam błąd), bo podświadomie oczekuje po nim wyższej jakości (i tu się zgadzam, to jest skandal i katastrofalny wpływ producentów - nie tylko tych od leków! - na mentalność klienta, czyli w tym wypadku - pacjenta). Z drugiej strony, jak na ironię, większość nie zdaje sobie sprawy z faktu, że rzeczywista cena leku może być diametralnie inna od kwoty płaconej przez pacjenta - wszystko z uwagi na refundację leku.

 

Dlaczego w ulotkach są wypisane  ,,niepożądane działania" (choć nie zawsze wszystkie)?.A no dlatego,że firmy  w ten sposób asekurują się przed odpowiedzialnością :,,przecież w ulotce było napisane"...

Gdyby chodziło wyłacznie o to, to wymieniliby absolutnie wszystkie. Dosyć nielogiczne jest to, co napisałaś. Na dodatek znów naginasz fakty, bo firma farmaceutyczna ma obowiązek drukować w ulotce informacje, których publikację narzuca jej nadzór farmaceutyczny, i nie ma w tej kwestii zbyt dużej niezależności. Do informacji dyktowanych przez urząd należy m.in. informacja o działaniach ubocznych. Zgodnie z polskim prawem, w trosce o obiektywność informacji, rejestracja działań ubocznych NIE należy do kompetencji producenta. Irytuje mnie to, że starasz się za wszelką cenę dopiec tym firmom, choć nawet nie masz większego pojęcia na temat obowiązującego na rynku leków prawa.

 

Odpowiedzialność w ten sposób spada na samego pacjenta.

To działa dokładnie tak samo, jak sprzedaż samochodu. Sprzedajesz auto i informujesz, że ma np. "dwie gwiazdki" za bezpieczeństwo. Jeżeli kupujesz to auto i zabijesz kogoś z rodziny na drzewie, to niestety, ale na własne życzenie kupiłaś ten samochód, mając świadomość jego wad. Dokładnie tak samo jest z lekami. Firma ponosi pełną odpowiedzialność za wszystkie przypadki oszukania pacjenta, ale pamiętaj, że firma NIE NAKAZUJE zakupu leku. Firma proponuje Tobie produkt, który możesz wybrać (mając świadomość możliwych konsekwencji jego stosowania) lub nie - przecież zespół suchego oka nie jest chorobą leczoną obowiązkowo, masz prawo zrezygnować z terapii. Kupując nóż kuchenny także musisz się liczyć z tym, że możesz pociąć sobie rękę. Czy oznacza to, że noże kuchenne są złe?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy oznacza to, że noże kuchenne są złe?

 

Pewnie, zwłaszcza w rękach ludzi którzy nie umieją ich wycierać i myć po użyciu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem jest raczej ulokowany w łączniku między nożem a podłogą :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cyt. ,,No widzisz, a dla mnie strasznie zabawny jest fakt, że przez dwadzieścia lat nie zaświeciła się tej osobie lampka, że to  być może przez lek,"

Oczekujemy od lekarza pomocy w kwestii zdrowia. Ufamy mu, wierzymy, że nam pomoże.On jest dla nas autorytetem. I tak być powinno.

Dla Ciebie zabawny jest fakt,że przez ileś lat osobie, która lek przyjmowała, nie zaświeciła się ostrzegawcza lampka.

 

Dla mnie ten fakt nie jest zabawą-jest tragedią, tak samo, jak jest tragedią dla tysiecy ludzi, którzy z pełną wiarą idą do wielu lekarzy po pomoc. Co często otrzymują za swoją ufność?..Jedynie "słuszną metodę"-musi pan/pani brać te leki do końca życia! Dlaczego aż do końca życia?

Wielu z nich jest jeszcze tego faktu (tragedii)nieświadoma.  Z Twoich wypowiedzi jasno wynika, że lek jest tylko towarem, jak każdy inny.. A lekarz jest,jak można się łatwo domyslić tylko pośrednikiem  w tej sprzedaży.  Lekarz nie ma żadnego obowiązku wobec pacjenta, żadnej odpowiedzialności...chociaż mu za to płacę. Lek może truć.

Pewnie znowu będziesz starał się udowadniać wyższość zysków  nad stratami z przyjmowania trutki.

Po co więc jest taki lekarz, skoro  nam  musi świecić się czerwona lampka? Jeśli się lampka włączy- oznacza to coraz bliższy koniec zaufania do niego i do jego metod leczenia.Im wcześniej, tym lepiej.

Mnie właśnie zaświeciła się taka lampka. Jeszcze w momencie, kiedy nie było za poźno. Przestałam korzystać z,,towaru", który mnie nie leczył i z usług lekarzy, którzy nie chcieli mnie słyszeć..

Chętnie natomiast korzystam z wiedzy tych lekarzy, którzy są mi życzliwi,którzy mnie słyszą, którzy przekazują mi wiedzę na temat :skąd się biorą choroby, jak sobie z nimi radzić i jak im zapobiegać. Nie odpowiadają wymijająco, że ,,przyczyna nieznana", że to ,,po przodkach", albo ,,zgodne z wiekiem".

Odzyskałam zdrowie!

Te lampki zapalają się u coraz większej ilości ludzi. I proszę, nie tłumacz mi, że np. diclofenak jest dobrym lekiem

przeciwzapalnym, tylko w jakim czasie powinien wyleczyć dolegliwość, bo pacjenta to obchodzi. Lek powinien w y l e c z y ć , a nie leczyć przez całe życie.

A skoro piszesz o...wymuszaniu leku przez pacjenta... to już w ogóle nie ma co sobie głowy zawracać takim lekarzem!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałem bardzo wyraźnie w poprzednim poście, że lekarz prawdopodobnie popełnił błąd. Ale to się zdarza w każdmy zawodzie: lekarz źle dobierze lek, piekarz dosypie za dużo soli do chleba, a kierowca pomyli drogę. Ja mówię o czymś innym: mówię o samym pacjencie, który przez dwadzieścia lat nie zauważył, że przyczyną problemu może być lek, ale po tych dwudziestu latach nagle się obudził i jest absolutnie, stuprocentowo pewny, że to wina leku. Zwyczajnie nie wierzę w takie historie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
że lekarz prawdopodobnie popełnił błąd.

Takie błędy są popełniane coraz częściej.

Jeśli zaczynją się dolegliwości, to nie z powodu braku chemicznej substancji w organiźmie.I nie tylko w kwestii problemów ze wzrokiem. Zgadzam się, że czasem jest sytuacja podbramkowa i  należy  włączyć lek, który szybko zadziała, wzmacniając,jednocześnie organizm, by szybciej się zregenerował i mógł poradzić sobie z intruzami. Jednak przewlekłe stosowanie samych leków usypia czujność pacjenta i powoduje rozwój choroby, nie tylko tej zasadniczej ale dodatkowych. Dlatego ważne jest, aby lekarz miał wiedzę nie tylko dotyczącą chemicznych substancji. Moim zdaniem, dobry lekarz powinien znać się również, albo przede wszystkim  na żywieniu i znaczeniu dla organizmu składników odżywczych.

Kiedyś, gdy wyleczyłam sobie sama pewną dolegliwość,(leki chemiczne nie pomagały) , z wielkim entuzjazmem poszłam do lekarza w przychodni i powiedziałam mu o tym.

Lekarz nie reagował na to, co ja mówię...

Zapytałam: Panie doktorze, dlaczego nie spyta pan, w jaki sposób udało mi się wyleczyć te dolegliwość i sprawia pan wrażenie, że nie słyszy, co mówię?

-nie interesują mnie żadne ,,szamańskie" metody- odpowiedział.

-to są naturalne metody i jak widać, skuteczne -wtrąciłam.

-Lekarz: jak pani taka mądra, to niech się pani sama leczy- odpowiedzał, wyraźnie poruszony!

- Ja na to: tak robię i widzę, że mi to wychodzi.

Od tamtej pory nie byłam u tego pana.

Inny lekarz, któremu pochwaliłam się, że wycofanie się guzów z tarczycy, co sam stwierdził badaniem, jest zasługą wprowadzonych przeze mnie pewnych zmian i wspomagania organizmu dodatkowymi składnikami odżywczymi odpowiedział autorytatywnie:kaktus mi na dłoni wyrośnie,jeśli witaminki i minerały pani pomogły! Nie zainteresował się tematem. Nie honor czerpać wiedzę od pacjentki! Najlepiej ją wyśmiać i zasiać zwątpienie.

Ale nie dziwię się temu, gdyż na studiach medycznych wiedzy na temat tak ważnych składników dla organizmu, nie przekazuje się lub przekazuje w śladowych ilościach. Myślę, że m. in. dlatego większość  lekarzy nie umie pomóc nawet sobie w poważnych problemach zdrowotnych.

Wtedy, gdy byłam  bardzo słaba, że nawet mycie się sprawiało mi trudność i czynność tę wykonywałam na raty, żaden z lekarzy (wówczas chodziłam do pięciu-na każdą chorobę przyjmowałam inne leki, według specjalizacji)nie zapisał mi żadnych składników odżywczych i nie udzielił mi poprawnej odpowiedzi, co mam jeść, a czego unikać.

Ale mój organizm był na tyle mądry,że sam podpowiadał,co mu potrzebne. Akurat pragnął między innymi tego, przed czym ostrzegają nas w środkach masowego przekazu : że cholesterol, że salmonella, że tygodniowo nie wolno więcej niż... itd. Ostrzegają nas przed jajkami...Oczywiście, same jajka to za mało....

Błąd może się zdarzyć, ale z każdego błędu należy wyciągnać naukę, by nie popełniać go przeciągle. Szczególnie w kwestii zdrowia. I włączająca się lampka jest samoobroną organizmu przeciw złu.

Nie jest to kwestia wiary, czy niewiary.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
że lekarz prawdopodobnie popełnił błąd.

Takie błędy są popełniane coraz częściej.

Jeśli zaczynją się dolegliwości, to nie z powodu braku chemicznej substancji w organiźmie.

Czyli suplementacja nie ma sensu? Witamina jest substancją chemiczną.

 

Moim zdaniem, dobry lekarz powinien znać się również, albo przede wszystkim  na żywieniu i znaczeniu dla organizmu składników odżywczych.

Z tym się bardzo mocno zgadzam, tu masz moje pełne poparcie. Tylko z drugiej strony znów nawiązuję do presji wywieranej przez pacjenta - ogromna część z nich zażąda (!) leku, gdy zaproponuje się im co najwyżej zmianę stylu życia, diety lub nawet suplementację witaminami. Do świadomości ludzi zwyczajnie nie dociera (lub dociera dopiero wtedy, gdy widzą po sobie, że to działa) to, jak istotna jest aktywność fizyczna, dieta itp.

 

Inna rzecz, że nawet najlepsze leki nic nie dadzą, gdy widzi się idiotów, którzy nawet pod szpitalem onkologicznym palą fajki pod wejściem, choć ciągle mają na sobie opatrunki po operacjach. Widzę to co najmniej kilka razy dziennie.

 

Ale nie dziwię się temu, gdyż na studiach medycznych wiedzy na temat tak ważnych składników dla organizmu, nie przekazuje się lub przekazuje w śladowych ilościach.

Wiesz to? Studiowałaś medycynę? Czy tak sobie tylko piszesz? Bo ja mogę Cię zapewnić, że nawet nie studiując medycyny (choć jestem na medyku) wiedzy na ten temat pochłaniam mnóstwo. Po raz kolejny nie weryfikujesz pisanych przez siebie rzeczy. Tymczasem choćby sama biochemia jest, jak zgodnie twiedzą studenci, jednym z najtrudniejszych przedmiotów na całym medyku.

 

tego, przed czym ostrzegają nas w środkach masowego przekazu : że cholesterol, że salmonella, że tygodniowo nie wolno więcej niż... itd.

Tylko zwróć proszę uwagę, że to są zalecenia dla ludzi zdrowych, którzy chcą utrzymać się przy zdrowiu. Oczywistym jest, że np. osoba świeżo po przeszczepie powinna unikać aktywności fizycznej, choć jest ona bez wątpienia korzystna dla zdrowia. Pamiętaj, że tutaj dochodzi jeszcze kwestia prawidłowej interpretacji danych oraz indywidualnych zaleceń lekarskich. Tymczasem przedstawiana przez Ciebie opinia wygląda tak, jakbyś uważała, że edukacja społeczeństwa poprzez środki masowego przekazu jest czymś złym - wierzę, że źle interpretuję Twoje słowa.

 

Napisałaś wiele złego o lekarzach. Mogę jedynie podpisać się pod tym stwierdzeniem, bo faktycznie wielu z nich (choć absolutnie nie wszyscy!) wpada w samozachwyt i tak naprawdę nikt nie rozlicza ich ani z wiedzy, ani z umiejętności, ani z efektów pracy. I to rzeczywiście jest koszmar, to wymaga wielkich zmian. Z tym się zgadzam. Ale powtarzam kolejny raz: nie można ot tak sobie wprowadzać metod, których skuteczności nikt solidnie nie potwierdził! Suplementacja witaminami może i ma sens (i lekarze powinni brać ją pod uwagę w określonych sytuacjach), ale nie można jej przepisywać każdemu, nie w każdej sytuacji i absolutnie nie można wtedy na oślep odstawiać leków!! Medycyna, choć jej zasady opierają się na stwierdzonych empirycznie wynikach, nie może być grą w ruletkę i próbowaniem na oślep różnych strategii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
mikroos:

miałem wstrząśnienie mózgu, chce żebyś napisał mi o różnicy w jakości moich postów,wtedy(25maj) i teraz, interesują mnie informacje,subtelności

 

 

no i ... ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      „Niezbędnik podróżnika” to pakiet, który dostaje każde dziecko przyjmowanie do Kliniki Hematologii, Onkologii i Transplantologii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Pacjent znajdzie w pakiecie wszystko, co jest niezbędne na pierwsze dni pobytu w szpitalu. A dostępne na oddziale okulary VR mają ten pobyt uprzyjemnić, stanowiąc odskocznię od codzienności i element psychoterapii.
      Pięć par okularów kupiło Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi w Lublinie, a zakup sfinansowała Fundacja DKMS. Aplikacje uruchamiane na okularach zostały wybrane po konsultacjach z lekarzami i specjalistami od VR.
      Przyjmowanie do USzD dzieci niejednokrotnie spędzają tam kilka lub kilkanaście miesięcy. Tęsknią za rówieśnikami, aktywnością fizyczną i życiem poza szpitalem. Okulary dają im namiastkę normalności. Pozwalają odbywać wakacyjne podróże. Wybrane aplikacje są spokojne i stateczne. Pozwalają dzieciom relaksować się na tropikalnej plaży, obserwować żyrafy, pływać kajakiem czy łowić ryby. Po zabawie dzieci często opowiadają gdzie były i co robiły. Rysują, tworzą plany na przyszłość po szpitalu.
      Zabawa z wirtualną rzeczywistością to część psychoterapii, która jest elementem podróży – stąd „Niezbędnik podróżnika” – jaką jest proces leczenie i dążenie do celu, zdrowia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rodzic bądź opiekun prawny który chce rozpocząć z maluchem jazdę na rowerze z pewnością zanim się tego podejmie z pieczołowitością zapozna się z przepisami wypływającymi z kodeksu drogowego. Większość społeczeństwa zgodzi się z rzymską paremią Ignorantia iuris nocet co w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle że 'nieznajomość prawa szkodzi', jednak należy wiedzieć że Kodeks Drogowy także pewnych kwestii nie reguluje.
      Jakich zapisów nie ma w Kodeksie Drogowym a co należy wiedzieć chcąc jeździć rowerem z dzieckiem?
      Przepisy nie odnoszą się do konieczności jazdy z dzieckiem w kaskach a jest to niezwykle istotne zagadnienie. Co prawda nie ma takiego przepisu, jednak każdy rozsądny rodzic czy szerzej osoba sprawująca pieczę wychowawczą nad młodym człowiekiem z pewnością nie wyobraża sobie sytuacji by ten poruszał się bez kasku.
      Warto pamiętać także o tym że istnieje granica 10 r.ż., poniżej niej cykliści traktowani są jako piesi. W związku z tym dzieci poruszające się na rowerach do czasu ukończenia przez nie 10 r.ż. mogą poruszać się jedynie po chodnikach, gdy takowych nie ma, mają obowiązek jechać lewą stroną jezdni, poboczem. Dziecko poniżej 10 r.ż. poruszające się rowerem musi mieć pełnoletniego opiekuna, co ważne nie musi być nim cyklista, rodzic bądź opiekun prawny dziecka po prostu ma być i sprawować pieczę nad dzieckiem, podyktowane jest to potrzebą zachowania ostrożności.
      Dziecko powyżej 10 r.ż. chcące poruszać się po drogach rowerowych ma mieć Kartę Rowerową, poza kilkoma wyjątkami zakazane jest przemieszczanie się dziecka po chodnikach. Karta Rowerowa nie jest restrykcyjnie wymagana przez stróżów prawa, jednak za nie posiadanie tego dokumentu jeśli trafi się przypadkowo na chcącego przestrzegać przepisów policjanta należy się sankcja w wysokości 200 złotych.
      Co należy wiedzieć ponadto o poruszaniu się rowerem z dzieckiem poniżej 10 r.ż.?
      Dziecko które nie ukończyło 7 r.ż. należy przewozić na rowerze w foteliku bądź też w specjalnej przyczepce. Przyczepka ma być przystosowana do przewożenia dziecka, nie może być to więc przyczepka towarowa. W tym miejscu niektórzy mogą zastanowić się jaka ma być ta przyczepka oraz gdzie znajduje się wypożyczalnia przyczepek rowerowych, dokąd należy się udać, gdy nie posiadamy swojej przyczepki.
      Rodzice zastanawiają się także nad tym kiedy zakupić dla swojej pociechy pierwszy rower z pedałami. Zwykle powinno wybierać się taki rower pomiędzy 4 a 6 r.ż. dziecka, w zależności od stylu jazdy, nie bez znaczenia będą również wzrost dziecka, staż jazdy oraz obserwacja tego jak młody człowiek radził sobie poruszając się na biegówce. W przypadku kiedy widzisz że Twój trzylatek radzi sobie na biegówce, możesz zdecydować się na zakup lekkiego roweru na kołach 14 cali gdyż najprawdopodobniej Twój maluch na taką zmianę jest już gotowy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Częste wykorzystywanie smartfonów czy tabletów do uspokojenia dziecka może się zemścić. Wielu rodziców, by jak najszybciej uspokoić niegrzeczne czy marudzące dziecko, daje mu do ręki smartfon lub tablet. To zwykle natychmiast działa. Jednak może prowadzić do jeszcze gorszego zachowania i problemów emocjonalnych w przyszłości. Badania przeprowadzone przez naukowców z University of Michigan pokazują, że częste używanie gadżetów elektronicznych w celu uspokojenia dziecka w wieku 3–5 lat jest powiązane – szczególnie u chłopców – z coraz większym rozchwianiem emocjonalnym.
      Wykorzystywanie urządzeń mobilnych do uspokojenia dziecka wydaje się bezpiecznym tymczasowym sposobem na rozładowanie stresu, tymczasem może mieć długoterminowe konsekwencje, jeśli jest to standardowa strategia stosowana przez rodziców. Urządzenia elektroniczne, szczególnie na wczesnych etapach rozwoju, mogą zastąpić u dziecka rozwój niezależnych alternatywnych metod panowania nad sobą, ostrzega główna autorka badań, Jenny Radesky, która specjalizuje się problemach rozwojowych dzieci.
      W badaniach wzięło udział 422 dzieci w wieku 3–5 lat oraz 422 rodziców. Naukowcy analizowali, jak często rodzice wykorzystywali gadżety elektroniczne, by uspokoić źle zachowujące się dziecko i jak wpływało to na przyszłe jego zachowanie. Oznakami rozregulowania emocjonalnego są m.in. nagłe przejścia od smutku do pobudzenia, impulsywność czy nagłe zmiany nastrojów.
      Wyniki badań sugerują, że istnieje związek pomiędzy wykorzystywaniem urządzeń elektronicznych do uspokajania dzieci a ich zachowaniem, a związek ten był silniej zaznaczony u chłopców oraz u dzieci, które już wcześniej były nadaktywne, impulsywne i wykazywały mocne reakcje, jak gniew, frustracja czy smutek. Wykorzystywanie urządzeń w celu uspokojenia dziecka może być szczególnie problematyczne w przypadku dzieci, które już nie radzą sobie ze swoimi emocjami, dodaje Radesky.
      Opiekunowie doświadczają natychmiastowej ulgi, gdy dając dziecku do ręki urządzenie elektroniczne doprowadzą do zmiany jego negatywnego czy trudnego do zniesienia zachowania. To uczucie jest nagradzające zarówno dla dorosłego, jak i dziecka i może motywować obie strony do podtrzymania takich zachowań. Zwyczaj wykorzystywania urządzeń do zarządzania nieodpowiednimi zachowaniami jest wzmacniany z czasem, a u dziecka wzmacnia się mechanizm zapotrzebowania na urządzenie. Im częściej urządzenia są używane, tym rzadziej dziecko i jego rodzice ćwiczą inne sposoby radzenia sobie z takimi sytuacjami, stwierdza uczona.
      Radesky podaje kilka przykładów takich sposobów. Mogą to być na przykład techniki sensoryczne, takie jak przytulenie dziecka, ukołysanie, pozwolenie mu na poskakanie na trampolinie, ściskanie gumowej piłeczki, słuchanie muzyki czy czytanie książki, w zależności od tego, co uspokaja nasze dziecko. Rodzice mogą też zastanowić się, co dziecko czuje, nazwać emocje i porozmawiać o nich z dzieckiem, pokazując mu, że je rozumieją. Im bardziej są przy tym spokojni, tym bardziej pokazują dziecku, że da się nad tymi emocjami zapanować.
      Uczona radzi też zastosować kolory. Dla małych dzieci nazywanie emocji może być trudne. Dlatego zastosowanie różnych kolorów, np. niebieskiego gdy się nudzi, zielonego gdy jest spokojne, czerwonego gdy zaraz się rozpłacze itp. itd. może ułatwić mu opisanie swojego stanu i zastanowienie się, co należy zrobić, by z koloru czerwonego powrócić do zielonego. Kolejnym rozwiązaniem jest zaproponowanie bezpieczniejszego sposobu komunikowania negatywnych emocji. Gdy na przykład dziecko w złości ma zwyczaj bić innych, można mu wyjaśnić, że to boli i zaproponować, by zamiast pięści czy twardych przedmiotów, użyło wówczas poduszki, a gdy chce zwrócić na siebie uwagę, nie musi rzucać zabawkami, może np. podejść i dotknąć rodzica.
      Radesky zauważa, że o ile rzadkie i doraźne używanie gadżetów w celu uspokojenia dziecka nie jest niczym złym, to problem pojawia się, gdy urządzenia stają się podstawowym lub często używanym środkiem uspokajania. Dziecko i rodzice powinni wypracować metody radzenia sobie z emocjami. Dawanie dziecku urządzenia elektronicznego nie powoduje, że uczy się ono radzić sobie z negatywnymi emocjami. Urządzenie mobilne nie uczy dziecka nowych umiejętności, ono po prostu odciąga jego uwagę od tego, co czuje. Dzieci, które w odpowiednim wieku nie nabędą umiejętności radzenia sobie z emocjami, będą miały większe problemy emocjonalne w szkole i w późniejszym życiu, dodają naukowcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wymioty nudności, ból brzucha, dzwonienie w uszach, pragnienie, biegunka, skurcze mięśni nóg oraz duża utrata wagi (12,7 kg) to objawy, z którymi do lekarza zgłosił się mężczyzna w średnim wieku. Jak się okazało, dolegliwości spowodowane były przedawkowaniem witaminy D, której przyjmowanie – wśród innych suplementów – zalecił mężczyźnie dietetyk. Przypadek opisano w British Medical Journal Case Reports.
      Mężczyzna, który cierpiał na wiele schorzeń, w tym na gruźlicę kręgosłupa pochodzenia krowiego czy niezłośliwy nowotwór nerwu przedsionkowo-ślimakowego, za radą dietetyka zaczął przyjmować suplementy. Przyjmował ich ponad 20, w tym witaminę D (375 µg, dzienne zapotrzebowanie do 10 µg), K2, C, B2, B6, selen, cynk i wiele innych. Miesiąc po rozpoczęciu ich przyjmowania pojawiły się nieprzyjemne objawy, które nie ustąpiły mimo odstawienia suplementów.
      Przeprowadzone badania krwi wykazały, że pacjent miał bardzo wysoki poziom wapnia oraz nieco podwyższony poziom magnezu. A poziom witaminy D był 7-krotnie wyższy, niż norma. Okazało się również, że doszło do poważnego uszkodzenia nerek.
      Mężczyzna pozostał w szpitalu przez 8 dni, w tym czasie podawano mu dożylnie płyny mające oczyścić organizm oraz leczono bisfosfonianami, używanymi do obniżenia poziomu wapnia we krwi.
      Dwa miesiące po wyjściu ze szpitala poziom wapnia we krwi powrócił do normy, ale poziom witaminy D pozostał wysoki. Na całym świecie mamy do czynienia z hiperwitaminozą D, objawiającą się podwyższonym poziomem witaminy D3 w serum, piszą autory raportu. Najbardziej narażone na hiperwitaminozę są kobiety, dzieci oraz osoby po zabiegach chirurgicznych.
      Odpowiedni poziom witaminy D można zapewnić sobie dietą, spożywając grzyby czy tłuste ryby, dzięki ekspozycji na Słońce oraz za pomocą suplementów. Przedawkowanie witaminy D, jak widać, może mieć nieprzyjemne, długotrwałe skutki. Jako, że poziom witaminy D spada powoli – o połowę w ciągu mniej więcej 2 miesięcy – objawy zatrucia mogą utrzymywać się przez długi czas. A są one bardzo zróżnicowane i w dużej mierze spowodowane podwyższonym poziomem wapnia. Wśród objawów hiperwitaminozy D znajdziemy problemy z nerkami, wysokie ciśnienie, bóle brzucha, pocenie się, apatię, psychozę, sztywność stawów czy głuchotę.
      Wiele z objawów jest jeszcze nie do końca rozpoznanych, gdyż hiperwitaminoza D wciąż zdarza się rzadko, jednak liczba jej przypadków rośnie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Purdue University i amerykańskich Narodowych Instytutów Zdrowia opisali, jak aktywny metabolit witaminy D bierze udział w tłumieniu stanu zapalnego, co może przynieść korzyści chorującym na COVID-19. W naszej pracy opisaliśmy mechanizm, za pomocą którego witamina D zmniejsza stan zapalny wywołany przez limfocyty T. To ważne komórki układu odpornościowego. Są one zaangażowane s reakcję na infekcję COVID-19, mówi profesor Majid Kazemian. Nie rekomendujemy jednak używania witaminy D z apteki. Nikt nie powinien przyjmować więcej witaminy D niż dawka zalecana tylko po to, by zabezpieczyć się lub walczyć z COVID. Uczony dodaje, że kolejne są testy kliniczne, dzięki którym można będzie opracować metody leczenia z wykorzystaniem witaminy D.
      Już z wcześniejszych badań wiemy, że witamina D redukuje stan zapalny powodowany przez limfocyty T. Jednak ważne jest, by zrozumieć dokładny mechanizm działania, dzięki temu można bowiem opracować odpowiednie terapie. To pozwala na zrozumienie, w jaki sposób działa zarówno lek, jak i choroby, na które działa.
      Profesor Kazemian i jego zespół już wcześniej badali, w jaki sposób wirusy atakują komórki płuc. Zauważyli, że wywołują one reakcję układu dopełniacza. Zaczęli więc szukać sposobu na zablokowanie tej reakcji i zmniejszenie wywoływanego przezeń stanu zapalnego.
      Naukowcy przeprowadzili dokładną analizę pojedynczych komórek płuc pobranych od 8 osób chorujących na COVID. Odkryli, że wewnątrz tych komórek dochodzi do nadmiernej reakcji układu odpornościowego, co z zwiększa stan zapalny w płucach.
      Podczas standardowej infekcji limfocyty Th1, czyli subpopulacja limfocytów T, która pobudza układ odpornościowy, wchodzą w fazę prozapalną. W fazie prozapalnej dochodzi do likwidacji infekcji, a wówczas system się zamyka i przechodzi w fazę antyzapalną. Witamina D przyspiesza przejście limfocytów T z fazy pro- do antyzapalnej. Dlatego też wysunęliśmy hipotezę, że witamina ta może potencjalnie pomóc osobom z ciężkim stanem zapalnym wywołanym przez komórki Th1, mówi Kazemian.
      Wydaje się, że w ciężkim przebiegu COVID-19 prozapalna faza Th1 nie wyłącza się. Być może dlatego, że w organizmie pacjentów brakuje witaminy D lub też reakcja komórek na witaminę D jest nieprawidłowa. Uczeni zastanawiają się, czy nie należy wobec tego uzupełnić obecnie stosowanych terapii o dożylne podawanie wysoce skoncentrowanego metabolitu witaminy D. Zastrzegają przy tym, że nie testowali tej hipotezy.
      Odkryliśmy że pewna forma witaminy D, nie ta witamina, którą można kupić w aptece, zmniejsza stan zapalny w komórkach w warunkach laboratoryjnych. Opisaliśmy też jak i dlaczego tak się dzieje. Podkreślamy jednak, że nie prowadziliśmy testów klinicznych i wyniki, które uzyskaliśmy w laboratorium powinny zostać sprawdzone na pacjentach, dodaje uczony.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...