Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Astronomowie znaleźli najbliższą Ziemi czarną dziurę

Rekomendowane odpowiedzi

Odkryto najbliższą Ziemi czarną dziurę. Obiektowi nadano nazwę „Jednorożec” nie tylko dlatego, że znajduje się w Gwiazdozbiorze Jednorożca, ale również dlatego, że ta czarna dziura ma wyjątkowe właściwości. Co więcej, Jednorożec ma towarzysza, czerwonego olbrzyma, który zbliża się do końca swojego żywota. Nasze Słońce również stanie się w przyszłości czerwonym olbrzymem.

Czarna dziura znajduje się w odległości zaledwie 1500 lat świetlnych od Ziemi. Ma też niezwykle małą masę, jest zaledwie 3-krotnie bardziej masywna niż Słońce. Ten system jest tak dziwny, że musieliśmy nazwać go Jednorożcem, mówi doktorant Tharindu Jayasinghe, którego zespól badał Jednorożca.

Odkrycia dokonano podczas analizy danych z All Sky Automated Survey i Transiting Exopanet Survey Satellite. Jayasinghe i jego koledzy zauważyli coś niezwykłego – czerwonego olbrzyma, który okresowo zmienia jasność, co sugerowało, iż jest przez coś przyciągany i zmienia kształt.

Uczeni przeprowadzili więc badania i doszli do wniosku, że tym, co wpływa na kształt gwiazdy jest prawdopodobnie czarna dziura o masie zaledwie 3 mas Słońca. Dla porównania, czarna dziura znajdująca się w centrum Drogi Mlecznej ma masę około 4,3 miliona ma Słońca.

Tak, jak Księżyc deformuje ziemskie oceany, które przybliżają i oddalają się od niego, wywołując pływy, tak czarna dziura przyciąga gwiazdę, powodując, że wzdłuż jednej osi jest ona dłuższa niż wzdłuż drugiej, wyjaśnia Todd Thompson, dziekan Wydziału Astronomii na Ohio State University. Najprostszym wyjaśnieniem jest w tym przypadku istnienie czarnej dziury i jest tutaj najbardziej prawdopodobnym.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś widziałem szacunki na podstawie ilości gwiazd w galaktyce, w tym gwiazd, które kończą jako supernowe, że powinna być jedna czarna dziura w promieniu kilkudziesięciu (50-100) lat świetlnych. Przy czym nie pamiętam czy wzięli pod uwagę dystrybucję gwiazd (dysk vs centrum).

Tutaj rozważania na stackexchange:
https://astronomy.stackexchange.com/questions/4725/statistically-what-would-the-average-distance-of-the-closest-black-hole-be

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 hours ago, cyjanobakteria said:

Kiedyś widziałem szacunki na podstawie ilości gwiazd w galaktyce, w tym gwiazd, które kończą jako supernowe, że powinna być jedna czarna dziura w promieniu kilkudziesięciu (50-100) lat świetlnych. Przy czym nie pamiętam czy wzięli pod uwagę dystrybucję gwiazd (dysk vs centrum).

Czarna dziura opisana w artykule nie mogła powstać w wyniku kolapsu gwiazdy i nie bez powodu została nazwana "jednorożcem". Nie chodzi również o stosunkowo niewielką odległość od Słońca, Jej masa wskazuje, że jest to dotychczas hipotetyczna miniaturowa czarna dziura. Do tej grupy czarnych dziur zaliczane są tylko hipotetyczne pierwotne czarne dziury (primordial black holes), które nie są zbudowane z materii barionowej, lecz powstały krótko po Wielkim Wybuchu ze zgęstek ciemnej materii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wynika to z artykułu, że tym się kierowali nazywając jednorożcem ;) Poprzednia, najmniejsza BH gwiazdowa ma 3.3 masy, więc to nie jest nie do pomyślenia, żeby jeszcze zejść 10%.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
56 minutes ago, cyjanobakteria said:

Nie wynika to z artykułu, że tym się kierowali nazywając jednorożcem ;) Poprzednia, najmniejsza BH gwiazdowa ma 3.3 masy, więc to nie jest nie do pomyślenia, żeby jeszcze zejść 10%.

Chodzi o to, że powstania czarnych dziur o tak małych masach nie tłumaczą żadne znane naturalne procesy gwiazdowe. W naturalny sposób tworzą się np. gwiazdy neutronowe w wyniku ewolucji gwiazd o masach w przedziale 8-10 mas Słońca. Poniżej tej dolnej granicy powinny zatem powstawać tylko białe karły, lecz nie czarne dziury B-)

Edytowane przez Qion

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem o co chodzi. Moim zdaniem mamy nieprecyzyjną wiedzę o powstawaniu BH :) Doczytałem na wiki w międzyczasie o przedziałach mas 2-5 and 50-150 mas Słońca. Mnie bardziej przekonuje hipoteza o zderzeniach gwiazd neutronowych i innych tego typu obiektów, zwłaszcza że LIGO przeprowadziło detekcje tego typu. Ale znam tą hipotezę o PBH, które muszą znajdować się w określonym przedziale mas inaczej byśmy je prawdopodobnie wykryli albo ze względu na promieniowanie Hawkinga albo oddziaływanie grawitacyjne.

Ale jeżeli jednak wziąć pod uwagę kolizje, to BH może być jeszcze więcej w okolicy, nie wspominając o hipotetycznych PBH.

Quote

Mass gaps
It is predicted by some models of stellar evolution that black holes with masses in two ranges cannot be directly formed by the gravitational collapse of a star. These are sometimes distinguished as the "lower" and "upper" mass gaps, roughly representing the ranges of 2 to 5 and 50 to 150 solar masses (M☉), respectively.[10] Another range given for the upper gap is 52 to 133 M☉.[11] 150 M☉ has been regarded as the upper mass limit for stars in the current era of the universe.[12]

Lower mass gap
A lower mass gap is suspected on the basis of a scarcity of observed candidates with masses within a few solar masses above the maximum possible neutron star mass.[10] The existence and theoretical basis for this possible gap are uncertain.[13] The situation may be complicated by the fact that any black holes found in this mass range may have been created via the merging of binary neutron star systems, rather than stellar collapse.[14] The LIGO/Virgo collaboration has reported three candidate events among their gravitational wave observations in run O3 with component masses that fall in this lower mass gap. There has also been reported an observation of a bright, rapidly rotating giant star in a binary system with an unseen companion emitting no light, including x-rays, but having a mass of 3.3 (+2.8 −0.7) solar masses. This is interpreted to suggest that there may be many such low-mass black holes that are not currently consuming any material and are hence undetectable via the usual x-ray signature.[15]

https://en.wikipedia.org/wiki/Stellar_black_hole

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
17 minutes ago, cyjanobakteria said:

Rozumiem o co chodzi. Moim zdaniem mamy nieprecyzyjną wiedzę o powstawaniu BH :) Doczytałem na wiki w międzyczasie o przedziałach mas 2-5 and 50-150 mas Słońca. Mnie bardziej przekonuje hipoteza o zderzeniach gwiazd neutronowych i innych tego typu obiektów, zwłaszcza że LIGO przeprowadziło detekcje tego typu.

Wynika z tego, że w wyniku hipotetycznego zderzenia dwóch gwiazd neutronowych już ponad 80% masy "jednorożca" z artykułu już zdążyło wyparować.:blink: Ciekawe jaka część podczas samego zderzenia, a jaka w wyniku promieniowania Hawkinga? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może to widziałeś, ale jest ciekawy wywiad Physics Girl w LIGO. Podczas pierwszego wykrytego zderzenia BH wyparowały 3 masy Słońca w 250ms i zamieniły się w fale grawitacyjne (29 + 36 = 62 + 3). Jest o tym mowa w 22:40. Robi to wrażenie :) Wygląda na to, że podczas zderzenia gwiazd neutronowych powinno być tego znacznie mniej, także procentowo, ale nie chce mi się teraz szukać danych. Pamiętam, że wykryli zderzenie gwiazd neutronowych. Aktualne hipoteza jest taka, że dużo ciężkich pierwiastków powstaje w wyniku kolizji gwiazd neutronowych.

 

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

Wygląda na to, że podczas zderzenia gwiazd neutronowych powinno być tego znacznie mniej, także procentowo,

Procentowo może być znacznie więcej niż w przypadku BH, kiedy z układu wydostają się praktycznie tylko fale grawitacyjne. Neutronowe piguły dopiero tworzą BH, zanim przestrzeń się zamknie jakaś część masy może zostać odrzucona w postaci materii kwarkowej. Zresztą w ostatnim zdaniu o takiej możliwości napisałeś - chociaż nie w każdym przypadku zderzenie neutronowych musi spowodować powstanie BH.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 hours ago, ex nihilo said:

Procentowo może być znacznie więcej niż w przypadku BH, kiedy z układu wydostają się praktycznie tylko fale grawitacyjne. Neutronowe piguły dopiero tworzą BH, zanim przestrzeń się zamknie jakaś część masy może zostać odrzucona w postaci materii kwarkowej.

Chodziło mi tylko o fale grawitacyjne. Nieprecyzyjnie napisałem. Myślę, że mniej pary idzie w gwizdek (fale grawitacyjne) podczas zderzenia gwiazd neutronowych niż w przypadku zderzenia dwóch BH.

 

9 hours ago, ex nihilo said:

zanim przestrzeń się zamknie

Ciekawe określenie. Muszę o tym doczytać i wyszperać w necie jakąś symulację wyliczoną na superkomputerze :)

 

Edit ;)

 

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
16 hours ago, cyjanobakteria said:

Rozumiem o co chodzi. Moim zdaniem mamy nieprecyzyjną wiedzę o powstawaniu BH :) Doczytałem na wiki w międzyczasie o przedziałach mas 2-5 and 50-150 mas Słońca. Mnie bardziej przekonuje hipoteza o zderzeniach gwiazd neutronowych i innych tego typu obiektów, zwłaszcza że LIGO przeprowadziło detekcje tego typu. Ale znam tą hipotezę o PBH, które muszą znajdować się w określonym przedziale mas

Przedstawiona hipoteza powstawania czarnych dziur w przedziale 3-5 SM dotyczy układu hierarchicznego 3+1, czyli dotyczy co najmniej 3 gwiazd neutronowych przed pierwszą kolizją. Początkowo zderzają się tylko dwie gwiazdy neutronowe. Domyślam się, że trzecia pełni rolę sprawczą umożliwiającą powstanie czarnej dziury o masie 3-5 SM, np. dzięki swojemu polu magnetycznemu. Taka czarna dziura nie "żyje" zbyt długo z powodu bliskości 3 gwiazdy neutronowej, z którą łączy się podczas następnej kolizji dzięki czemu powstaje masywniejsza czarna dziura, która już raczej nie mieści się w przedziale 3-5 SM. 

[1911.04495] Formation and merging of Mass Gap Black Holes in Gravitational Wave Merger Events from Wide Hierarchical Quadruple Systems (arxiv.org)

"Jednorożec" opisywany w artykule nie powstał jednak w opisywanym powyżej układzie, czyli wg najbardziej prawdopodobnej hipotezy składa się z ciemnej materii. :rolleyes:

Edytowane przez Qion

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego, co się orientuję, ciemna materia nie oddziałuje w ten sposób. Nie formuje zwartych obiektów jak czarne dziury czy mniej zwartych jak nawet galaktyki. Przez to, że nie oddziałuje inaczej niż przez grawitację, nie ma możliwości wytracenia energii podczas kolapsu. Ciekawe jak prawdopodobne jest przechwycenie przez BH? Cząsteczka DM musiałaby przelecieć stosunkowo blisko horyzontu, bo nie ma możliwości wytracić energii jak zwykła materia w dysku akrecyjnym i opaść na BH. Ale ekspertem nie jestem, więc to takie luźne rozważania :)

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, cyjanobakteria said:

Z tego, co się orientuję, ciemna materia nie oddziałuje w ten sposób. Nie formuje zwartych obiektów jak czarne dziury czy mniej zwartych jak nawet galaktyki.

W Instytucie Kavli IPMU  (Kavli Institute for the Physics and Mathematics of the Universe) utworzono projekt mający na celu badanie czarnych dziur, które mogły powstać we wczesnym Wszechświecie zanim narodziły się gwiazdy i galaktyki.

https://phys.org/news/2020-12-primordial-black-holes-dark-multiverse.html

Quote

Takie pierwotne czarne dziury (PBH) mogą stanowić całość lub część ciemnej materii, wywoływać niektóre z obserwowanych sygnałów fal grawitacyjnych i mogły wpłynąć na powstanie supermasywnych czarnych dziur w centrum Drogi Mlecznej i innych galaktyk. Mogą również odgrywać rolę w syntezie ciężkich pierwiastków, gdy zderzają się z gwiazdami neutronowymi i niszczą je uwalniając materiał bogaty w neutrony. Istnieje także możliwość, że tajemnicza ciemna materia, która stanowi większość materii we wszechświecie, składa się z pierwotnych czarnych dziur.

 

Edytowane przez Qion

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mogła powstać zgodnie ze standardowym modelem. Jest na granicy - a nie niemożliwa.
Mało prawdopodobne że to PBH ponieważ jeszcze ani jednej nie odkryto. Nie wiadomo czy ten pomysł ma sens.
Jest duża różnica pomiędzy masą gwiazdy a masą powstającej BH. Mogła powstać standardowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze rzuciłem okiem na promieniowanie Hawkinga, na którego efekty działania trzeba jeszcze długo poczekać, jakieś 10^67 lat dla BH o masie Słońca. Z tego, co się orientuję to BH nadał żerują na CMBR, które ma temperaturę wyższą o kilka rzędów wielkości niż hipotetyczne promieniowanie Hawkinga. Hipotetyczne BH o masie większej niż masa Księżyca (orientacyjnie), czyli wszystkie jakie znamy, nie tracą obecnie masy. Wyszperałem dwa cytaty dla dociekliwych :)

 

Quote

10^67 years
Hawking radiation is an incredibly slow process, where a black hole the mass of our Sun would take 10^67 years to evaporate; the one at the Milky Way's center would require 10^87 years, and the most massive ones in the Universe could take up to 10^100 years!

https://www.forbes.com/sites/startswithabang/2018/11/03/ask-ethan-how-do-black-holes-actually-evaporate/

 

Quote

If you set that temperature equal to the current temperature of the Cosmic Microwave Background (CMB) that is 2.725 K, then you get a mass of about 4.503 X 10^22 kg, or a little over half the mass of the Moon. Black holes above this mass will be cooler than the CMB incident upon them, so will gather mass-energy from it. Black holes below it will lose energy due to Hawking radiation faster than they gain it from the CMB, so will head towards a catastrophic, runaway "pop." Note that the CMB is also getting cooler as time goes on, so the equilibrium mass shifts upwards.

https://physics.stackexchange.com/questions/492835/bh-evaporation-vs-cmb

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
13 hours ago, thikim said:

Mogła powstać zgodnie ze standardowym modelem. Jest na granicy - a nie niemożliwa.

Standardowy model powstawania czarnych dziur zakłada dolną granicę 5 SM, czyli obiekt z artykułu jest już poniżej tej granicy. Należałoby poczekać na dodatkowe dane, np ewentualny margines błędu pomiaru.

Quote

A stellar black hole (or stellar-mass black hole) is a black hole formed by the gravitational collapse of a star. They have masses ranging from about 5 to several tens of solar masses.

Czarne dziury w przedziale 3-5 SM mogłyby powstać w stadium przejściowym w układzie trzech gwiazd neutronowych po pierwszej kolizji dwóch gwiazd neutronowych najprawdopodobniej pod wpływem pola magnetycznego trzeciej gwiazdy neutronowej.

Wg opinii kosmologów najbardziej prawdopodobną hipotezą w stosunku do tak małych BH, jeśli można wykluczyć w/w mechanizm są właśnie pierwotne czarne dziury (PBH) powstałe ze zgęstek ciemnej materii we wczesnym Wszechświecie.

Quote

There are no known processes that can produce black holes with mass less than a few times the mass of the Sun. If black holes that small exist, they are most likely primordial black holes.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

BH nadał żerują na CMBR

Mają też bardziej treściwą paszę* - nawet najlepsza próżnia kosmiczna nie jest całkiem pusta. Minimum to (z pamięci) równowartość protonu/m^3.
* - to by trzeba policzyć, ale pdp tak będzie i to na kilka rzędów wielkości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozsądne minimum :) Znalazłem podobne dane dla gęstości gazu międzygalaktycznego: <10^-27 kg/m3. Wewnątrz dysku galaktycznego jest tego oczywiście więcej. Losowa strona z internetu podaje jeden atom na cm3, a w galaktyce jest bardzo dużo centymetrów sześciennych :)

Ogólnie ciężko sobie wyobrazić tak małe gęstości, a wydaje się, że przestrzeń kosmiczna w Układzie Słonecznym to już praktycznie próżnia. Jeszcze trudniej sobie wyobrazić, że przy hipotetycznych podróżach kosmicznych z prędkościami relatywistycznymi, ośrodek międzygwiezdny zaczyna stawiać opór :)

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeszcze do niedawna naukowcy potrafili określi miejsce pochodzenia jedynie 6% meteorytów znalezionych na Ziemi. Teraz naukowcy z francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), Europejskiego Obserwatorium Południowego i czeskiego Uniwersytetu Karola wykazali, że 70% wszystkich znalezionych na naszej planecie meteorytów pochodzi z trzech młodych rodzin asteroid.
      Rodziny te to wyniki trzech zderzeń, do których doszło w głównym pasie asteroid 5,8, 7,5 oraz 40 milionów lat temu. Badacze określili też źródło innych meteorytów, dzięki czemu możemy teraz zidentyfikować miejsce pochodzenia ponad 90% skał, które z kosmosu spadły na Ziemię. Wyniki badań zostały opublikowane w trzech artykułach. Jeden ukazał się łamach Astronomy and Astrophysics, a dwa kolejne na łamach Nature.
      Wspomniane rodziny asteroid to – od najmłodszej do najstarszej – Karin, Koronis i Massalia. Wyróżnia się Massalia, która jest źródłem 37% meteorytów. Dotychczas na Ziemi odnaleziono podczas 700 000 okruchów z kosmosu. Jedynie 6% z nich zidentyfikowano jako achondryty pochodzące z Księżyca, Marsa lub Westy, jednego z największych asteroid głównego pasa. Źródło pozostałych 94%, z których większość do chondryty, pozostawało nieznane.
      Jak to jednak możliwe, że źródłem większości znalezionych meteorytów są młode rodziny asteroid? Autorzy badań wyjaśniają, że rodziny takie charakteryzują się dużą liczbą niewielkich fragmentów powstałych w wyniku niedawnych kolizji. Ta obfitość zwiększa prawdopodobieństwo kolejnych zderzeń, co w połączeniu z duża mobilnością tych szczątków, powoduje, że mogą zostać wyrzucone z głównego pasa asteroid, a część z nich poleci w kierunku Ziemi. Starsze rodziny asteroid nie są tak liczne. Przez wiele milionów lat mniejsze fragmenty, ale na tyle duże, że mogłyby spaść na Ziemię, zniknęły w wyniku kolejnych zderzeń i ucieczki z pasa asteroid.
      Określenie pochodzenia większości meteorytów było możliwe dzięki teleskopowym badaniom składu większości rodzin asteroid w głównym pasie oraz zaawansowanymi symulacjami komputerowymi, podczas których badano dynamikę tych rodzin.
      Autorzy badań określili też pochodzenie wielkich asteroid, takich jak Ryugu czy Bennu. Okazało się, że pochodzą one od tego samego przodka co rodzina asteroid Polana.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Europejski radioteleskop LOFAR (LOw Frequency ARray) – którego stacje znajdują się również w Polsce – zanotował najdłuższą parę dżetów wydobywających się z czarnej dziury. Struktura nazwana Porfyrion – od imienia jednego z gigantów z mitologii greckiej – ma długość 23 milionów lat świetlnych. Dotychczas, na podstawie obserwacji i obliczeń sądzono, że maksymalna długość takich dżetów jest znacznie mniejsza.
      Dotychczas sądzono, że limit długości pary dżetów wynosi 4,6–5,0 Mpc (megaparseków). Parsek to 3,26 roku świetlnego, zatem mówimy tutaj o około 16 milionach lat świetlnych. W 2022 roku ten sam zespół naukowy poinformował o istnieniu dżetu wydobywającego się z galaktyki radiowej Alkynoeus. Ma on długość 5 Mpc i był opisywany jako największa struktura pochodzenia galaktycznego. Brak dłuższych par dżetów oraz wyliczenia teoretyczne skłoniły naukowców do wysunięcia hipotezy, że 5 Mpc jest limitem długości.
      Informujemy o zaobserwowaniu struktury radiowej rozciągającej się na około 7 Mpc, czytamy na łamach Nature. Istnienie dżetu dowodzi, że tego typu struktury mogą uniknąć zniszczenia przez niestabilności magnetohydrodynamiczne na przestrzeniach kosmologicznych, nawet jeśli powstały w czasie, gdy wszechświat był znacznie bardziej gęsty, niż obecnie. Nie wiadomo, w jaki sposób tak długotrwała stabilność mogła zostać zachowana.
      Odkrycie sugeruje też, że gigantyczne dżety mogły odgrywać większą niż sądzono rolę w formowaniu się galaktyk we wczesnym wszechświecie. Astronomowie uważają, że galaktyki i ich czarne dziury wspólnie przechodzą ewolucję, a jednym z kluczowych elementów dżetów jest emitowanie olbrzymich ilości energii, które wpływają na ich galaktyki macierzyste i galaktyki z nimi sąsiadujące. Nasze odkrycie pokazuje, że oddziaływanie takich dżetów rozciąga się na większe odległości, niż sądziliśmy, mówi współautor badań, profesor George Djorgovski z Kalifornijskiego Uniwersytetu Technologicznego.
      Autorzy nowych badań wykorzystali LOFAR do poszukiwania olbrzymich dżetów. Dżety to powszechne zjawisko, jednak zwykle są stosunkowo niewielkie. Wcześniej znano setki naprawdę dużych struktur tego typu i uważano, że rzadko one występują. Teraz badacze zarejestrowali ich ponad 10 000. Wielkie dżety były znane wcześniej, ale nie wiedzieliśmy, że jest ich tak dużo, dodaje profesor Martin Hardcastle z University of Hertfordshire.
      Poszukiwania olbrzymich dżetów rozpoczęły się od dość przypadkowego spostrzeżenia. W 2018 roku główny autor obecnych badań, Martijn S. S. L. Oei, wraz z zespołem wykorzystał LOFAR do obserwowania włókien rozciągających się pomiędzy galaktykami. Na obrazach naukowcy dostrzegli zaskakująco dużo wielkich dżetów. Nie mieliśmy pojęcia, że jest ich aż tyle, mówi Oei.
      Naukowcy zaczęli więc szukać kolejnych wielkich dżetów i trafili na Porfyriona. Poza LOFAR-em wykorzystali kilka innych teleskopów, dzięki którym określili, skąd pochodzi i jak daleko od nas się znajduje. Zauważyli nie tylko, że struktura ta pochodzi ze znacznie wcześniejszych okresów istnienia wszechświata, niż inne. Stwierdzili, że gigant znajduje się w regionie wszechświata, w którym istnieje wiele czarnych dziur tego samego typu, z którego on pochodzi. To aż może wskazywać, że przez astronomami jeszcze wiele podobnych odkryć. Możemy obserwować wierzchołek góry lodowej, mówi Oei.


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nowa krzywa globalnych temperatur wskazuje, że w fanerozoiku średnie temperatury na Ziemi zmieniały się bardziej niż przypuszczano. Naukowcy z University of Arizona i Smithsonian Institution przeprowadzili badania, w ramach których zrekonstruowali temperatury w ciągu ostatnich 485 milionów lat. To okres, w którym życie na naszej planecie zróżnicowało się, podbiło lądy i przetrwało liczne okresy wymierania.
      Fanerozoik rozpoczyna się eksplozją kambryjską sprzed około 540 milionów lat i trwa do dzisiaj. Naukowcy w swoich badaniach ograniczyli się do 485 milionów lat, ze względu na niedostateczną ilość starszych danych geologicznych. Trudno jest znaleźć tak stare skały, w których zachował się zapis o panujących temperaturach. Nie mamy ich zbyt wielu nawet dla 485 milionów lat temu. To ogranicza nasze cofanie się w czasie, mówi profesor Jessica Tierney z Arizony.
      Uczeni wykorzystali asymilację danych, w trakcie której połączyli zapis geologiczny z modelami klimatycznymi. Badania pozwoliły im lepiej zrozumieć, czego możemy spodziewać się w przyszłości. Jeśli badasz ostatnich kilka milionów lat, to nie znajdziesz niczego, co może być analogią dla zjawisk, jakich spodziewamy się w roku 2100 czy 2500. Trzeba cofnąć się znacznie dalej, gdy Ziemia była naprawdę gorąca. Tylko tak możemy zrozumieć zmiany, jakie mogą zajść w przyszłości, wyjaśnia Scott Wing, kurator zbiorów paleobotaniki w Smithsonian National Museum of Natural History.
      Nowa krzywa temperatury pokazuje, że w tym czasie średnie temperatury na Ziemi zmieniały się w zakresie od 11,1 do 36,1 stopnia Celsjusza, a okresy wzrostu temperatur były najczęściej skorelowane ze zwiększoną emisją dwutlenku węgla do atmosfery. To jasno pokazuje, że dwutlenek węgla jest głównym czynnikiem kontrolującym temperatury na Ziemi. Gdy jest go mało, temperatury są niskie, gdy jest go dużo, na Ziemi jest gorąco, dodaje Tierney.
      Badania pokazały też, że obecnie średnia temperatura jest niższa niż średnia dla większości fanerozoiku. Jednocześnie jednak antropogeniczne emisje CO2 powodują znacznie szybszy wzrost temperatury niż w jakimkolwiek momencie z ostatnich 485 milionów lat. To stwarza duże zagrożenie dla wielu gatunków roślin i zwierząt. Niektóre okresy szybkich zmian klimatycznych wiązały się z masowym wymieraniem.
      Badacze zauważają, że ocieplenie klimatu może być też niebezpieczne dla ludzi. Nasz gatunek doświadczył w swojej historii zmian średnich temperatur o około 5 stopni Celsjusza. To niewiele, jak na 25-stopniową zmianę w ciągu ostatnich 485 milionów lat. Wyewoluowaliśmy w chłodnym okresie, który nie jest typowy dla większości geologicznej historii. Zmieniamy klimat w sposób, który wykracza poza to, czego doświadczyliśmy. Planeta była i może być cieplejsza, ale ludzie i zwierzęta nie zaadaptują się do tak szybkich zmian, dodaje Tierney.
      Projekt zbadania temperatur w fanerozoiku rozpoczął się w 2018 roku, gdy pracownicy Smithsonian National Museum postanowili zaprezentować zwiedzającym krzywą temperatur z całego eonu. Badacze wykorzystali pięć różnych chemicznych wskaźników temperatury zachowanych w skamieniałym materiale organicznym. Na ich podstawie oszacowali temperaturę w 150 000 krótkich okresach czasu. Jednocześnie współpracujący z nimi naukowcy z University of Bristol – na podstawie rozkładu kontynentów i składu atmosfery – stworzyli ponad 850 symulacji temperatur w badanym czasie. Następnie autorzy badań połączyli oba zestawy danych, tworząc najbardziej precyzyjną krzywą temperatur dla ostatnich 485 milionów lat.
      Dodatkową korzyścią z badań jest stwierdzenie, że czułość klimatu – czyli przewidywana zmiana średniej temperatury na Ziemi przy dwukrotnej zmianie stężenia CO2 – jest stała. Dwutlenek węgla i temperatury są nie tylko blisko powiązane, ale są powiązane w ten sam sposób przez 485 milionów lat. Nie zauważyliśmy, by czułość klimatu zmieniała się w zależności od tego, czy jest zimno czy gorąco, dodaje Tierney.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po dziesięcioleciach udało się odkryć ambipolarne (dwukierunkowe) pole elektryczne Ziemi. To słabe pole elektryczne naszej planety, które jest tak podstawową jej cechą jak grawitacja czy pola magnetyczne. Hipoteza o istnieniu takiego pola pojawiła się ponad 60 lat temu i od tamtego czasu poszukiwano tego pola. Jest ono kluczowym mechanizmem napędzającym „wiatr polarny”, czyli ucieczkę naładowanych cząstek z ziemskiej atmosfery w przestrzeń kosmiczną. Ma ona miejsce nad ziemskimi biegunami.
      „Wiatr polarny” został odkryty w latach 60. XX wieku. Od samego początku naukowcy uważali, że jego siłą napędową jest nieznane pole elektryczne. Uważano, że jest ono generowane w skali subatomowej i jest niezwykle słabe. Przez kolejnych kilkadziesiąt lat ludzkość nie dysponowała narzędziami, które mogły zarejestrować takie pole.
      W 2016 roku Glyn Collinson i jego zespół z Goddars Space Flight Center zaczęli pracować nad instrumentami zdolnymi do zmierzenia ambipolarnego pola elektrycznego. Stworzone przez nich urządzenia oraz metoda pomiaru zakładały przeprowadzenie badań za pomocą rakiety suborbitalnej wystrzelonej z Arktyki. Badacze nazwali swoją misję Endurance, na cześć statku, którym Ernest Shackleton popłynął w 1914 roku na swoją słynną wyprawę na Antarktykę. Rakietę postanowiono wystrzelić ze Svalbardu, gdzie znajduje się najbardziej na północ wysunięty kosmodrom. Svalbard to jedyny kosmodrom na świecie, z którego można wystartować, by przelecieć przez wiatr polarny i dokonać koniecznych pomiarów, mówi współautorka badań, Suzie Imber z University of Leicester.
      Misja Endurance została wystrzelona 11 maja 2022 roku. Rakieta osiągnęła wysokość 768,03 km i 19 minut później spadła do Morza Grenlandzkiego. Urządzenia pokładowe zbierały dane przez 518 kilometrów nabierania wysokości i zanotowały w tej przestrzeni zmianę potencjału elektrycznego o 0,55 wolta. Pół wolta to tyle co nic, to napięcie baterii w zegarku. Ale to dokładnie tyle, ile trzeba do napędzenia wiatru polarnego, wyjaśnia Collinson.
      Generowane pole elektryczne oddziałuje na jony wodoru, które dominują w wietrze polarnym, z siłą 10,6-krotnie większą niż grawitacja. To więcej niż trzeba, by pokonać grawitację. To wystarczająco dużo, by wystrzelić jony z prędkością naddźwiękową prosto w przestrzeń kosmiczną, dodaje Alex Glocer z NASA. Pole napędza też cięższe pierwiastki, jak jony tlenu. Z badań wynika, że dzięki obecności tego pola elektrycznego jonosfera jest na dużej wysokości o 271% bardziej gęsta, niż byłaby bez niego. Mamy tutaj rodzaj taśmociągu, podnoszącego atmosferę do góry, dodaje Collinson.
      Pole to nazwano ambipolarnym (dwukierunkowym), gdyż działa w obie strony. Opadające pod wpływem grawitacji jony ciągną elektrony w dół, a w tym samym czasie elektrony – próbując uciec w przestrzeń kosmiczną – ciągną jony w górę. Wskutek tego wysokość atmosfery zwiększa się, a część jonów trafia na wystarczającą wysokość, by uciec w przestrzen kosmiczną w postaci wiatru polarnego.
      Odkrycie ambipolarnego pola elektrycznego otwiera przed nauką nowe pola badawcze. Jest ono bowiem, obok grawitacji i pola magnetycznego, podstawowym polem energetycznym otaczającym naszą planetę, wciąż wpływa na ewolucję naszej atmosfery w sposób, który dopiero teraz możemy badać. Co więcej, każda planeta posiadająca atmosferę powinna mieć też ambipolarne pole elektryczne. Można więc będzie go szukać i badać na Marsie czy Wenus.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jedno z ważnych pytań o początki życia brzmi: w jaki sposób cząstki RNA swobodnie przemieszczające się w pierwotnej zupie zostały opakowane w chronione błoną komórki. Odpowiedź na to pytanie zaproponowali właśnie na łamach Science Advances inżynierowie i chemicy z Uniwersytetów w Chicago i w Houston oraz Jack Szostak, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny. W swoim artykule pokazują, jak przed 3,8 miliardami lat krople deszczu mogły ochronić pierwsze protokomórki i umożliwić powstanie złożonych organizmów żywych.
      Uczeni przyjrzeli się koacerwatom, dużym grupom cząstek, samoistnie tworzącym się w układach koloidalnych (niejednorodnych mieszaninach). Zachowanie koacerwatów można porównać do zachowania kropli oleju w wodzie.
      Już dawno pojawiła się hipoteza, że nie posiadające błon mikrokrople koacerwatów mogły być modelowymi protokomórkami, gdyż mogą rosnąć, dzielić się i gromadzić wewnątrz RNA. Jednak błyskawiczna wymiana RNA pomiędzy koacerwatami, ich szybkie łączenie się, zachodzące w ciągu minut oznaczają, że poszczególne krople nie są w stanie utrzymać swojej odrębności genetycznej. To zaś oznacza, że ewolucja darwinowska nie jest możliwa, a populacja takich protokomórek byłaby narażona na błyskawiczne załamanie w wyniku rozprzestrzeniania się pasożytniczego RNA, czytamy w artykule. Innymi słowy każda kropla, która zawierałaby mutację potencjalnie użyteczną na drodze do powstania życia, błyskawicznie wymieniałaby swoje RNA z innymi RNA, nie posiadającymi takich pożytecznych mutacji. W bardzo szybkim tempie wszystkie krople stałyby się takie same. Nie byłoby różnicowania, konkurencji, a zatem nie byłoby ewolucji i nie mogłoby powstać życie.
      Jeśli dochodzi do ciągłej wymiany molekuł czy to między kroplami czy między komórkami i po krótkim czasie wszystkie one wyglądają tak samo, to nie pojawi się ewolucja. Będziemy mieli grupę klonów, wyjaśnia Aman Agrawal z Pritzker School of Molecular Engineering na University of Chicago.
      Nauka od dawna zastanawia się, co było pierwszą molekułą biologiczną. To problem kury i jajka. DNA koduje informacje, ale nie przeprowadza żadnych działań. Białka przeprowadzają działania, ale nie przenoszą informacji. Badacze tacy jak Szostak wysunęli hipotezę, że pierwsze było RNA. To molekuła jak DNA, zdolna do kodowania informacji, ale zawija się jak białko.
      RNA było więc kandydatem na pierwszy materiał biologiczny, a koacerwaty kandydatami na pierwsze protokomórki. Wszystko wydawało się dobrze układać, aż w 2014 roku Szostak opublikował artykuł, w którym informował, że wymiana materiału pomiędzy kroplami koacerwatów zachodzi zbyt szybko. Możesz stworzyć różnego rodzaju krople koacerwatów, ale nie zachowają one swojej unikatowej odrębności. Zbyt szybko będą wymieniały RNA. To był problem z którym przez długi czas nie potrafiono sobie poradzić, mówi Szostak.
      W naszym ostatnim artykule wykazaliśmy, że problem ten można przynajmniej częściowo przezwyciężyć, jeśli koacerwaty zamkniemy w wodzie destylowanej – na przykład wodzie deszczowej czy jakiejś innej słodkiej wodzie. W kroplach takich pojawia się rodzaj wytrzymałej błony, która ogranicza wymianę zawartości, dodaje uczony.
      Na trop tego zjawiska naukowcy wpadli, gdy Aman Agrawal był na studiach doktoranckich. Badał zachowanie koacerwatów poddanych działaniu pola elektrycznego w destylowanej wodzie. Jego badania nie miały nic wspólnego z początkami życia. Interesował go fascynujący materiał z inżynieryjnego punktu widzenia. Manipulował napięciem powierzchniowym, wymianą soli, molekuł itp. Chciał w swojej pracy doktorskiej badać podstawowe właściwości koacerwatów.
      Pewnego dnia Agrawal jadł obiad z promotorem swojej pracy magisterskiej, profesorem Alamgirem Karimem oraz jego starym znajomym, jednym ze światowych ekspertów inżynierii molekularnej, Matthew Tirrellem. Tirrell zaczął się zastanawiać, jak badania Agrawala nad wpływem wody destylowanej na koacerwaty mogą się mieć do początków życia na Ziemi. Zadał swoim rozmówcom pytanie, czy 3,8 miliarda lat temu na naszej planecie mogła istnieć woda destylowana. Spontanicznie odpowiedziałem „deszczówka”! Oczy mu się zaświeciły i od razu było widać, że jest podekscytowany tym pomysłem. Tak połączyły się nasze pomysły, wspomina profesor Karim.
      Tirrell skontaktował Agrawla z Szostakiem, który niedawno rozpoczął na Uniwersytecie Chicagowskim nowy projekt badawczy, nazwany z czasem Origins of Life Initiative. Profesor Tirrel zadał Szostakowi pytanie: Jak sądzisz, skąd na Ziemi przed powstaniem życia mogła wziąć się woda destylowana. I Jack odpowiedział dokładnie to, co już usłyszałem. Że z deszczu.
      Szostak dostarczył Agrawalowi próbki DNA do badań, a ten odkrył, że dzięki wodzie destylowanej transfer RNA pomiędzy kroplami koacerwatów znacząco się wydłużył, z minut do dni. To wystarczająco długo, że mogło dochodzić do mutacji, konkurencji i ewolucji. Gdy mamy populację niestabilnych protokomórek, będą wymieniały materiał genetyczny i staną się klonami. Nie ma tutaj miejsca na ewolucję w rozumieniu Darwina. Jeśli jednak ustabilizujemy te protokomórki tak, by przechowywały swoją unikatową informację wystarczająco długo, co najmniej przez kilka dni, może dojść do mutacji i cała populacja będzie ewoluowała, stwierdza Agrawal.
      Początkowo Agrawal prowadził swoje badania z komercyjnie dostępną laboratoryjną wodą destylowaną. Jest ona wolna od zanieczyszczeń, ma neutralne pH. Jest bardzo odległa od tego, co występuje w naturze. Dlatego recenzenci pisma naukowego, do którego miał trafić artykuł, zapytali Agrawala, co się stanie, jeśli woda będzie miała odczyn kwasowy, będzie bardziej podobna do tego, co w naturze.
      Naukowcy zebrali więc w Houston deszczówkę i zaczęli z nią eksperymentować. Gdy porównali wyniki badań z wykorzystaniem naturalnej deszczówki oraz wody destylowanej laboratoryjnie, okazało się, że są one identyczne. W obu rodzajach wody panowały warunki, które pozwalałyby na ewolucję RNA wewnątrz koacerwatów.
      Oczywiście skład chemiczny deszczu, który pada obecnie w Houston, jest inny, niż deszczu, który padał na Ziemi przed 3,8 miliardami lat. To samo zresztą można powiedzieć o modelowych protokomórkach. Autorzy badań dowiedli jedynie, że taki scenariusz rozwoju życia jest możliwy, ale nie, że miał miejsce.
      Molekuły, których użyliśmy do stworzenia naszych protokomórek to tylko modele do czasu, aż znajdziemy bardziej odpowiednie molekuły. Środowisko chemiczne mogło się nieco różnić, ale zjawiska fizyczne były takie same, mówi Agrawal.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...