Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Japońscy naukowcy odkryli, że dwa gatunki ślimaków morskich - Elysia cf. marginata i Elysia atroviridis - potrafią odrzucić i zregenerować całe ciało, wraz z sercem i innymi narządami wewnętrznymi. Badacze sugerują, że zwierzęta te są w stanie przetrwać tak skrajną formę autotomii dzięki fotosyntezie przeprowadzanej przez chloroplasty przejęte od zjadanych glonów.

Byliśmy zaskoczeni, widząc głowę poruszającą się tuż po autotomii. Myśleliśmy, że bez serca i innych ważnych narządów wkrótce obumrze, ale ku naszemu ponownemu zaskoczeniu doszło do regeneracji całego ciała - opowiada Sayaka Mitoh z Nara Women's University.

Do odkrycia doszło przez przypadek. Sayaka Mitoh jest doktorantką w laboratorium Yoichi Yusy. Co ważne, w laboratorium tym hoduje się ślimaki. Pewnego dnia w 2018 r. Mitoh zobaczyła głowę Elysia cf. marginata przemieszczającą się bez reszty ciała.

W artykule z pisma Current Biology Mitoh i Yusa ujawnili, że oddzielona od serca i ciała głowa przemieszczała się samodzielnie tuż pod autotomii. Na przestrzeni dni rana z tyłu głowy się zamykała. W ciągu paru godzin głowa stosunkowo młodych ślimaków zaczynała żerować na glonach. Regeneracja serca zachodziła w ciągu tygodnia. Po 3 tygodniach regeneracja była zakończona. Jeden z osobników zrobił coś takiego 2-krotnie.

Pięć z 15 wyhodowanych w laboratorium młodych Elysia cf. marginata wykonało skrajną autotomię 226-336 dni po wylęgu z jaj. Podobne zjawisko zaobserwowano u 3 z 82 E. atroviridis; spośród nich 2 osobniki zregenerowały ciała w ciągu tygodnia.

Mitoh i Yusa nie są pewni, jak ślimaki morskie tego dokonują. Mitoh podejrzewa, że mogą za to odpowiadać komórki podobne do macierzystych. Po co ślimakom tak skrajna postać autotomii? To również nie jest jasne, ale niewykluczone, że pomaga im to w pozbyciu się wewnętrznych pasożytów, które hamują ich rozmnażanie. W ramach przyszłych badań naukowcy chcą sprawdzić, jakie wskazówki uruchamiają autotomię całego ciała i prześledzić mechanizmy leżące u podłoża opisanego zjawiska na poziomie tkankowym i komórkowym.

Oddzielone od reszty ciała głowy starszych osobników (wyklutych z jaj 480-520 dni wcześniej) nie żerowały i obumierały w ciągu ok. 10 dni; Japończycy podejrzewają, że u bardzo starych osobników korzyści z takiej autotomii byłyby znikome, ponieważ prawdopodobnie nie mogą się one już rozmnażać. Jeśli jednak rzeczywiście chodzi o pozbycie się endopasożytów, niekiedy takie ryzyko może się opłacać. Stare osobniki i tak już długo nie pożyją, [więc jeśli zginą, nie stanie się nic niespodziewanego czy odległego w czasie], a istnieje szansa, że [jakimś cudem] uda się przeżyć i zregenerować ciało bez pasożytów.

I w przypadku młodych, i starych osobników odrzucone ciała nie odtwarzały głowy, ale także się poruszały i reagowały na dotyk przez kilka dni, a nawet miesięcy.

Elysia cf. marginata i E. atroviridis uzyskują chloroplasty ze zjadanych glonów; zjawisko to jest nazywane kleptoplastią. Dzięki temu ślimaki mogą wykorzystywać możliwości związane z fotosyntezą. Ta zdolność pozwala im przeżyć po autotomii wystarczająco długo, by zregenerować ciało.

Sądzimy, że to najbardziej ekstremalna forma autotomii i regeneracji w naturze - podsumowuje Mitoh.

 


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I to jest artykuł, który powinien kipieć od komentarzy, a nie ciągle jakiś Mars i polityka :) Kosmos to my widać mamy na Ziemi ;)

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raczej ciało tracą (i je regenerują), a nie "tracą głowę" :)

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, ex nihilo napisał:

Raczej ciało tracą (i je regenerują), a nie "tracą głowę"

Kadłubek dość długo czeka na odrośnięcie głowy - nawet kilka miesięcy. Imho, głowa by odrosła, ale z powodu braku narzędzia do pozyskiwania chloroplastów nie ma jak. Paragraf 22. Ale gdyby kadłubkom podrzucić trochę chloroplastów, to głowa by odrosła. Zabawa by była gdyby się okazało, że odrosła razem ze wspomnieniami :D

Edytowane przez Jajcenty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 minuty temu, Jajcenty napisał:

Imho, głowa by odrosła, ale z powodu braku narzędzia do pozyskiwania chloroplastów nie ma jak. Paragraf 22.

A to jakiś problem w laboratorium? Nawet nie trzeba chloroplastów.

4 minuty temu, Jajcenty napisał:

Zabawa by była gdyby się okazało, że odrosła razem ze wspomnieniami :D

Mogłaby zadziałać tzw. pamięć wody.
Im więcej wody w mózgu, tym łatwiej o brak widocznych różnic  we wspomnieniach pomiędzy oryginałem a odrostem ;)

To co dziwi to mała ilość zwierząt wykorzystujących fotosyntezę. A przecież drobnica wielkości meszek powinna zasuwać na samym świetle.
Najprostszym wytłumaczeniem czemu tak jest kwestia drapieżników - konieczność przebywania na słońcu jest wystarczająco niebezpieczna by przeważyć korzyści energetyczne.
Drugim wyjaśnieniem jest konieczność ochrony ciała przed uv - stworzenie odpowiedniego systemu filtrów jednocześnie z wykształceniem fotosyntezy przekracza możliwości ewolucji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja rozumiem, że głowa pozbywa się ciała, bo np. jakiś organ nie działa poprawnie. Lub głowie zamarzyło się mieć  ciało młodsze,  zgrabniejsze  , bardziej kolorowe,  piękniej wyrzeźbione itp., ale co z twarzą? Tu mam problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      "Chorujący na choroby kaduczne, piją krew szermierzy (zabitych) z żywych niejako pucharów [...] owi mniemają, że jest bardzo skutecznie pić ciepłą i kurzącą się jeszcze krew, i całowaniem ran, duszę samę w siebie wciągać [...] Inni szukają szpiku kości udowych i mózgu dzieci. Nie mała liczba Greków opisała nawet smak pojedynczych wnętrzności i członków [...] są jeszcze rozprawy Demokryta, w których on mówi, że kości z głowy człowieka obcego pomagają więcej w jednej chorobie, w drugiej z głowy przyjaciela i gościa. Co więcej, Apolloniusz pisze, że na bóle zębów najskuteczniejszym jest środkiem, pożgać dziąsła zębem zamordowanego człowieka; Miletus, że krwią zawrzałe oczy leczą się żółcią ludzką. Artemon przepisywał w chorobach kaducznych, pić w nocy wodę zrzódelną czaszką zabitego, nie spalonego człowieka. Anteusz robił pigułki z czaszki obwieszonego człowieka, przeciw ukąszeniu psa wściekłego. Także czworonożne zwierzęta leczono ludźmi; przeciw wzdęciom przewiercają im rogi i wtykają w nie kości ludzkie; świniom dawano w chorobach zboże sibigo, które przez noc stało w miejscu, gdzie człowiek był zabitym, albo spalonym".
      Te "choroby kaduczne" to epilepsja, a cytowany powyżej fragment jest XIX-wiecznym (nowszego nie znaleźliśmy) tłumaczeniem II rozdziału XVIII księgi „Historii naturalnej” Pliniusza Starszego. Dość łatwo możemy sobie to wyobrazić... chorujący na epilepsję wchodzi na arenę i pije krew wypływającą z rany umierającego gladiatora.
      Wykorzystanie ludzkiego ciała jako lekarstwa jest jednak znacznie starsze niż dzieło Pliniusza. Zauważmy, że powołuje się on na poprzedzających go autorów greckich. I zwyczaj ten przetrwał przez wieki. Na przykład w XVI wieku niemieccy robotnicy pracujący w Mennicy Królewskiej w Londynie nagle zachorowali. Niewykluczone, że przyczyną były opary miedzi. Jednak wedle wierzeń ludowych (popatrzmy to, co Pliniusz pisze o zaleceniach Artemona) picie z ludzkiej czaszki miało mieć efekt terapeutyczny. Skąd jednak wziąć czaszki? Wykorzystano ciała składowane pod Tower Bridge. W specjalnym pomieszczeniu – służącym identyfikacji zmarłych – gromadzono tam zwłoki wyłowione z Tamizy oraz zwłoki skazańców poddanych egzekucji w Tower. Od zwłok odcięto głowy, wygotowano je, a czaszki posłużyły jako naczynia do picia dla chorych robotników. Jak się można było spodziewać, część z nich wyzdrowiała, a część zmarła.
      Z przekazów anonimowego angielskiego autora wiemy, że w 1741 roku we Florencji rozprowadzano krew dopiero co powieszonego mężczyzny, który trafił na szubienicę za zabicie żony. Krew pili epileptycy i ci, którzy obawiali się nagłej śmierci.
      W 1685 roku lekarze przepisali umierającemu Karolowi II, królowi Anglii, krople wykonane z użyciem czaszki, zachęcano go też do picia alkoholu z ludzkiej czaszki. Nie pomogło. Dziesięć lat później podobną kurację, tym razem mającą uśmierzyć ból, zalecono umierającej Marii II.
      W wydanej w 1720 roku Pharmacopoeia Londonensis (oryginalne wydanie pochodzi z 1618 roku) znajdziemy zalecenia dla aptekarzy, wydane przez londyński Colledge of Physicians. Dowiadujemy się, jakie ingrediencje powinny znajdować się w aptece. Otóż obok tłuszczu kota, kości zająca, masła solonego i niesolonego czy mózgu wróbla, apteka powinna posiadać na stanie „czaszkę człowieka zabitego gwałtowną śmiercią".
      Leczenie fragmentami ludzkiego ciała przetrwało w europejskiej medycynie ludowej co najmniej do początków XX wieku. Istnieją bowiem doniesienia z 1909 roku ze Szkocji, gdzie cierpiącemu na epilepsję chłopcu, któremu nie pomogło konwencjonalne leczenie, uzdrowiciel zalecił picie z ludzkiej czaszki.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Northwestern University poinformowali na łamach PNAS o stworzeniu nowego materiału wysokiej jakości, który z powodzeniem zregenerował tkankę chrzęstną u dużych zwierząt. Jak mówią wynalazcy, materiał wygląda jak gumowata maź i składa się z sieci molekuł, które naśladują naturalne środowisko tkanki chrzęstnej. Podczas badań podawano go do stawu kolanowego zwierząt. W ciągu sześciu miesięcy zaobserwowano dowody na naprawę zniszczonego stawu, w tym pojawienie się nowej tkanki chrzęstnej zawierającej naturalne biopolimery. Autorzy badań mają nadzieję, że uda im się tak rozwinąć ich materiał, że w przyszłości posłuży on do leczenia chorób degeneracyjnych, urazów sportowych i nie będą już konieczne pełne protezy kolana.
      Tkanka chrzęstna to podstawowy element stawów. Gdy zostaje ona uszkodzona, ma to wielki wpływ na ludzkie zdrowie i mobilność. Problem w tym, że u dorosłych tkanka chrzęstna nie ma możliwości regeneracji. Nasza terapia stwarza warunki do takiej regeneracji tkanki, które w naturalny sposób się nie regenerują. Sądzimy, że może to pomóc w rozwiązaniu poważnego problemu medycznego, mówi główny autor badań, Samuel I. Stupp.
      Nowy materiał zawiera bioaktywny peptyd łączący się z transformującym czynnikiem wzrostu beta 1 (TGF-β1) – podstawową proteiną odpowiedzialną na rozwój i utrzymanie tkanki chrzęstnej – oraz zmodyfikowany kwas hialuronowy. Wiele osób słyszało o kwasie hialuronowym, gdyż jest to popularny składnik produktów do pielęgnacji skóry. Występuje on naturalnie w wielu tkankach ludzkiego ciała, w tym w stawach i mózgu. Wybraliśmy go, gdyż przypomina naturalne polimery znajdujące się w tkance chrzęstnej, dodaje uczony. Jego zespół zintegrował bioaktywny peptyd i chemicznie zmodyfikowany kwas hialuronowy tak że doszło do spontanicznego utworzenia nanowłókien, które połączyły się w sposób naśladujący naturalną architekturę tkanki chrzęstnej. W ten sposób powstało rusztowanie, na którym mogą wesprzeć się komórki, by zregenerować tkankę chrzęstną. A do tej regeneracji zachęcają bioaktywne komponenty, wysyłające do organizmu odpowiednie sygnały.
      Materiał został przetestowany na owcach. Wybrano te zwierzęta, gdyż posiadają złożony stan kolanowy, który ma podobny rozmiar i znosi podobne obciążenia co staw ludzki. Ponadto ich tkanka chrzęstna niezwykle trudno ulega regeneracji. Owcom wstrzyknięto materiał w staw kolanowy. Wypełnił on uszkodzone przestrzenie i indukował regenerację uszkodzonej tkanki.
      Stupp ma nadzieję, że w przyszłości materiał ten zostanie wykorzystany podczas zabiegów chirurgicznych na kolanach. Obecnie stosuje się metodę chirurgiczną, w czasie której lekarz powoduje niewielkie uszkodzenia kości pod tkanką chrzęstną, by spowodować wzrost nowej tkanki chrzęstnej. Problemem w tej technice jest fakt, że często tworzy się wówczas tkanka chrzęstna włóknista, taka jak w uszach, a nie tkanka chrzęstna szklista, potrzebna do prawidłowego funkcjonowania stawów, stwierdza Stupp. Doprowadzając do regeneracji tkanki chrzęstnej szklistej uzyskamy lepsze wyniki i rozwiążemy długoterminowy problem ograniczonej mobilności oraz bólu, wyjaśnia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dwunastego lipca na lodowcu Theodul, położonym na południe od Zermatt w kantonie Valais, znaleziono ludzkie szczątki i różne elementy wyposażenia alpinistycznego, m.in. but z czerwonymi sznurówkami. Badania DNA wykazały, że to wspinacz zaginiony od września 1986 r.
      Jak podano w komunikacie prasowym policji kantonu Valais, 38-letni wówczas alpinista z Niemiec nie wrócił z wyprawy w góry. Poszukiwania zakończyły się fiaskiem.
      Na jego szczątki natrafili wspinacze. Zostały one przetransportowane na oddział medycyny sądowej Spital Wallis. Zmarłego udało się zidentyfikować dzięki porównaniom DNA.
      Cofanie się lodowców ujawnia szczątki coraz większej liczby alpinistów, którzy zaginęli wiele lat temu.
      Warto przypomnieć przypadek Brytyjczyka Jonathana Conville'a, którego szczątki wypatrzył w 2013 r. pilot helikoptera transportującego materiały do naprawy schroniska górskiego na Matterhornie. Conville był uznawany za zaginionego od 1979 r., kiedy, z powodu pogarszającej się pogody, postanowił skorzystać z awaryjnego schroniska Solvay Hut i w drodze do niego odpadł od ściany. Mniej więcej rok później u podnóża lodowca na Matterhornie odkryto ciała 2 Japończyków, którzy zaginęli w burzy śnieżnej w 1970 r.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Instytutu Psychologii UJ oraz Karolinska Institutet zauważyli, że osoby niewidome lepiej od widzących wyczuwają bicie własnego serca. To odkrycie sugeruje, że po utracie wzroku mózg lepiej wyczuwa sygnały dobiegające z wnętrza organizmu.
      Autorzy badań opublikowali na łamach Journal of Experimental Psychology: General artykuł, w którym opisali wyniki eksperymentu z udziałem 36 widzących oraz 36 niewidomych ochotników. Obie grupy zostały odpowiednio dobrane pod względem wieku i płci. Zadaniem badanych było skupienie się na biciu własnego serca i liczenie liczby uderzeń. Nie mogli sprawdzać pulsu ręcznie. Liczenie w ten sposób odbywało się kilkukrotnie, przez krótkie okresy, których długości badani nie znali. Naukowcy prosili ich następnie o podanie liczy uderzeń, a odpowiedzi porównywano z rzeczywistą zarejestrowaną ich liczbą. Ponadto uczestnicy oceniali, na skali 0–10, jak dobrze wykonali zadanie.
      Okazało się, że osoby niewidome uzyskały lepsze wyniki. Nasze wyniki są istotnym krokiem w badaniach nad plastycznością mózgu i pokazują, że u osób niewidomych wyostrza się nie tylko słuch i dotyk, jak wiemy z poprzednich badań, ale także dostęp do sygnałów z wnętrza ciała. To z kolei pozwala nam lepiej zrozumieć, w jaki sposób osoby niewidome postrzegają swoje emocje przy braku informacji wzrokowej, mówi profesor Marcin Szwed.
      Eksperyment to część większego projektu, w ramach których Karolinska Institutet zajmuje się problemami percepcji ciała, a Instytut Psychologii UJ – plastycznością mózgu. Obie instytucje postanowiły wkroczyć na niemal nieznany temat badawczy i sprawdzić, w jaki sposób osoby niewidome postrzegają własne ciała. Naukowcy chcą przygotować pierwszy szczegółowy opis różnić i podobieństw w postrzeganiu własnego ciała przez osoby widzące i niewidome.
      Ich praca już spotkała się z zainteresowaniem. Napłynęły właśnie bardzo entuzjastyczne recenzje artykułu o społecznym i emocjonalnym odbiorze dotyku u niewidomych. Profesor Szwed i mgr Dominika Radziun zapowiadają, że wkrótce ukaże się kolejna publikacja zespołu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najlepsi piłkarze są narażeni na o 50% wyższe ryzyko rozwoju chorób neurodegeneracyjnych niż przeciętne osoby, informują badacze z Karolinska Institutet. Zwiększone ryzyko związane jest z przede wszystkim z odbijaniem piłki głową. W przypadku bramkarzy ryzyko jest niższe niż w przypadku zawodników z pola.
      W ostatnich latach coraz więcej mówi się o urazach głowy w piłce nożnej, a naukowcy zastanawiają się, jak mogą one wpływać na przyszłe życie piłkarzy. Szwedzcy naukowcy przyjrzeli się danym medycznym dotyczącym 6007 piłkarzy, którzy grali w najwyższej lidze szwedzkiej w latach 1924–2019 i porównali ryzyko wystąpienia u nich chorób neurodegeneracyjnych z grupą kontrolną składającą się z 56 168 mężczyzn, dopasowanych do badanych piłkarzy pod względem wieku i miejsca zamieszkania. Sprawdzali przy tym ryzyko różnych schorzeń, takich jak choroba Alzheimera i inne demencje, choroba Parkinsona i stwardnienia zanikowego bocznego. Okazało się, że choroby neurodegeneracyjne stwierdzono u 9% (537) piłkarzy z pola i 6% (3485) mężczyzn z grupy kontrolnej. Autorzy badań podkreślają, że większość osób, których dane brano pod uwagę, wciąż żyła, co oznacza, że ryzyko dla obu grup jest prawdopodobnie większe.
      Ryzyko rozwoju choroby u piłkarzy z pola było nie tylko o 50% większe w porównaniu z osobami, które nie grały zawodowo w piłkę, ale też o 40% wyższe niż w przypadku bramkarzy. Bramkarze rzadko odbijają piłkę głową. Poza tym przebywają w podobnym środowisku jak piłkarze z pola. Już wcześniej pojawiła się hipoteza, że to umiarkowane urazy powodowane główkowaniem są przyczyną zwiększonego ryzyka w przypadku piłkarzy, a zaobserwowana przez nas różnica pomiędzy bramkarzami a innymi piłkarzami zdaje się wspierać tę hipotezę, mówi jeden z badaczy, Peter Ueda.
      Warto też zauważyć, że ryzyko różnie się rozkładało w zależności od badanego aspektu zdrowotnego. Choroba Alzheimera i inne demencje zagrażały piłkarzom z 60% wyższym prawdopodobieństwem niż grupie kontrolnej. Z kolei ryzyko rozwoju choroby Parkinsona było niższe w przypadku piłkarzy. Nie zauważono też, by zawodnicy byli narażeni na znacząco wyższe ryzyko stwardnienia zanikowego bocznego. Natomiast ryzyko zgonu z jakiejkolwiek przyczyny było nieco niższe wśród piłkarzy niż wśród grupy kontrolnej.
      Niższe ryzyko zgonu wśród piłkarzy wskazuje, że ich ogólny stan zdrowia jest lepszy niż przeciętnego człowieka. Prawdopodobnie ma to związek z tym, że regularnie utrzymywali dobrą formę fizyczną. Aktywność fizyczna jest też powiązana ze zmniejszonym ryzykiem demencji, możemy więc przypuszczać, że skutki urazów głowy, na jakie narażeni są piłkarze, są w pewnym stopniu łagodzone przez ich aktywność fizyczną. Może ona też wyjaśniać niższe ryzyko rozwoju choroby Parkinsona, dodaje inny z badaczy, Björn Pasternak.
      Autorzy badań zwracają uwagę, że nie można ich wyników wprost przekładać ani na czasy współczesne, ani na inne grupy grających w piłkę. Obecnie gra się innymi piłkami, treningi organizowane są w inny sposób, większą uwagę zwraca się też na urazy. Z drugiej jednak strony obecnie przyszli piłkarze trenują bardziej intensywnie i rozpoczynają treningi w bardzo młodym wieku. Badania brały ponadto pod uwagę tylko mężczyzn i tylko czołowych zawodników, zatem niekoniecznie ich wyniki muszą być prawdziwe w odniesieniu do kobiet oraz osób amatorsko grających w piłkę.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...