
Dwa gatunki ślimaków morskich tracą głowę (dosłownie) i regenerują całe ciało
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Jeszcze kilka lat temu „wycinanie DPF” było jednym z popularniejszych sposobów radzenia sobie z zapchanym filtrem cząstek stałych. Jednak dziś kierowcy powinni mieć świadomość, że takie rozwiązanie nie tylko jest nielegalne, ale również grozi poważnymi konsekwencjami - od problemów podczas przeglądu technicznego po wysokie mandaty. Co zatem zrobić, gdy na desce rozdzielczej pojawia się kontrolka filtra?
Do czego służy filtr DPF? Filtr DPF ma za zadanie ograniczać emisję szkodliwych cząstek do atmosfery, a jego sprawność wpływa zarówno na ekologię, jak i komfort jazdy. Jeśli ulegnie zatkaniu, nie zawsze oznacza to konieczność wydania kilku tysięcy złotych na nowy element - często wystarczy diagnostyka i odpowiednia regeneracja. Takie rozwiązania są nie tylko tańsze, ale przede wszystkim w pełni legalne, tak samo jak profesjonalne czyszczenie DPF.
Dlaczego nie warto usuwać DPF? Decyzja o całkowitym wycięciu filtra może wydawać się kusząca, szczególnie gdy samochód traci moc lub wchodzi w tryb awaryjny. Jednak skutki są dużo poważniejsze niż krótkotrwała ulga:
Ryzyko wysokich mandatów - w Polsce i całej UE przepisy jasno wskazują, że auto bez sprawnego DPF-u nie spełnia norm emisji spalin. Problemy przy przeglądzie - diagnosta może od razu wykryć brak filtra i odmówić podbicia dowodu rejestracyjnego. Wyższe koszty w przyszłości - przy ewentualnej odsprzedaży pojazdu, brak DPF znacząco obniża jego wartość. Ekologia i wizerunek - coraz więcej miast wprowadza strefy niskoemisyjne, gdzie pojazd bez DPF-u po prostu nie wjedzie. Zamiast inwestować w ryzykowne obejścia, lepiej sięgnąć po metody, które są skuteczne i zgodne z prawem.
Jakie są legalne alternatywy dla wycinania DPF? Na rynku dostępne są trzy główne rozwiązania, które pozwalają odzyskać sprawność filtra i cieszyć się bezproblemową jazdą.
Diagnostyka komputerowa – to pierwszy krok, który pozwala sprawdzić, czy filtr faktycznie jest zapchany, czy problem wynika np. z uszkodzonego czujnika ciśnienia. Profesjonalne czyszczenie DPF – polega na wymyciu filtra w specjalistycznych urządzeniach, które usuwają nagromadzone sadze i popioły. Efekt? Filtr odzyskuje niemal fabryczną wydajność. Regeneracja filtra – bardziej zaawansowany proces, obejmujący nie tylko oczyszczenie, ale też przywrócenie sprawności elementów pomocniczych (np. czujników). Dzięki tym metodom żywotność DPF-u może być wydłużona nawet o kilkaset tysięcy kilometrów, a kierowca unika niepotrzebnych kosztów.
Kiedy czyszczenie, a kiedy regeneracja? >Nie każdy przypadek wymaga pełnej regeneracji - czasem wystarczy dokładne czyszczenie. Jeśli samochód sporadycznie jeździ w trasie, a częściej w mieście, filtr szybciej się zatyka. W takim wypadku regularne czyszczenie co kilkadziesiąt tysięcy kilometrów może skutecznie rozwiązać problem.
Regeneracja jest zalecana w sytuacjach, gdy filtr był długo zaniedbywany, komputer pokładowy wielokrotnie wymuszał wypalanie, a objawy (takie jak brak mocy, wysokie spalanie czy tryb awaryjny) są coraz bardziej dokuczliwe. Wtedy kompleksowa usługa daje najlepszy efekt i pozwala uniknąć kosztownej wymiany filtra na nowy.
Jazda bez stresu i problemów z filtrem Usunięcie DPF to droga donikąd - w dodatku nielegalna, kosztowna i ryzykowna. Zamiast tego warto postawić na nowoczesne, bezpieczne i legalne alternatywy. Diagnostyka komputerowa, profesjonalne czyszczenie i regeneracja filtra to metody, które nie tylko przywracają samochodowi pełną sprawność, ale także dbają o środowisko. Dzięki nim kierowca może cieszyć się jazdą bez stresu, wiedząc, że jego auto spełnia wymogi i jest gotowe na długie trasy.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Jeszcze kilka lat temu „wycinanie DPF” było jednym z popularniejszych sposobów radzenia sobie z zapchanym filtrem cząstek stałych. Jednak dziś kierowcy powinni mieć świadomość, że takie rozwiązanie nie tylko jest nielegalne, ale również grozi poważnymi konsekwencjami - od problemów podczas przeglądu technicznego po wysokie mandaty. Co zatem zrobić, gdy na desce rozdzielczej pojawia się kontrolka filtra?
Do czego służy filtr DPF? Filtr DPF ma za zadanie ograniczać emisję szkodliwych cząstek do atmosfery, a jego sprawność wpływa zarówno na ekologię, jak i komfort jazdy. Jeśli ulegnie zatkaniu, nie zawsze oznacza to konieczność wydania kilku tysięcy złotych na nowy element - często wystarczy diagnostyka i odpowiednia regeneracja. Takie rozwiązania są nie tylko tańsze, ale przede wszystkim w pełni legalne, tak samo jak profesjonalne czyszczenie DPF.
Dlaczego nie warto usuwać DPF? Decyzja o całkowitym wycięciu filtra może wydawać się kusząca, szczególnie gdy samochód traci moc lub wchodzi w tryb awaryjny. Jednak skutki są dużo poważniejsze niż krótkotrwała ulga:
Ryzyko wysokich mandatów - w Polsce i całej UE przepisy jasno wskazują, że auto bez sprawnego DPF-u nie spełnia norm emisji spalin. Problemy przy przeglądzie - diagnosta może od razu wykryć brak filtra i odmówić podbicia dowodu rejestracyjnego. Wyższe koszty w przyszłości - przy ewentualnej odsprzedaży pojazdu, brak DPF znacząco obniża jego wartość. Ekologia i wizerunek - coraz więcej miast wprowadza strefy niskoemisyjne, gdzie pojazd bez DPF-u po prostu nie wjedzie. Zamiast inwestować w ryzykowne obejścia, lepiej sięgnąć po metody, które są skuteczne i zgodne z prawem.
Jakie są legalne alternatywy dla wycinania DPF? Na rynku dostępne są trzy główne rozwiązania, które pozwalają odzyskać sprawność filtra i cieszyć się bezproblemową jazdą.
Diagnostyka komputerowa – to pierwszy krok, który pozwala sprawdzić, czy filtr faktycznie jest zapchany, czy problem wynika np. z uszkodzonego czujnika ciśnienia. Profesjonalne czyszczenie DPF – polega na wymyciu filtra w specjalistycznych urządzeniach, które usuwają nagromadzone sadze i popioły. Efekt? Filtr odzyskuje niemal fabryczną wydajność. Regeneracja filtra – bardziej zaawansowany proces, obejmujący nie tylko oczyszczenie, ale też przywrócenie sprawności elementów pomocniczych (np. czujników). Dzięki tym metodom żywotność DPF-u może być wydłużona nawet o kilkaset tysięcy kilometrów, a kierowca unika niepotrzebnych kosztów.
Kiedy czyszczenie, a kiedy regeneracja? >Nie każdy przypadek wymaga pełnej regeneracji - czasem wystarczy dokładne czyszczenie. Jeśli samochód sporadycznie jeździ w trasie, a częściej w mieście, filtr szybciej się zatyka. W takim wypadku regularne czyszczenie co kilkadziesiąt tysięcy kilometrów może skutecznie rozwiązać problem.
Regeneracja jest zalecana w sytuacjach, gdy filtr był długo zaniedbywany, komputer pokładowy wielokrotnie wymuszał wypalanie, a objawy (takie jak brak mocy, wysokie spalanie czy tryb awaryjny) są coraz bardziej dokuczliwe. Wtedy kompleksowa usługa daje najlepszy efekt i pozwala uniknąć kosztownej wymiany filtra na nowy.
Jazda bez stresu i problemów z filtrem Usunięcie DPF to droga donikąd - w dodatku nielegalna, kosztowna i ryzykowna. Zamiast tego warto postawić na nowoczesne, bezpieczne i legalne alternatywy. Diagnostyka komputerowa, profesjonalne czyszczenie i regeneracja filtra to metody, które nie tylko przywracają samochodowi pełną sprawność, ale także dbają o środowisko. Dzięki nim kierowca może cieszyć się jazdą bez stresu, wiedząc, że jego auto spełnia wymogi i jest gotowe na długie trasy.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W Kompleksie Archeologicznym Ollape w peruwiańskiej prowincji Chachapoyas odkryto dwie rzeźbione głowy i ponad 200 nieznanych prehiszpańskich struktur. Odkrycie pozwala lepiej zdać sobie sprawę z zasięgu osadnictwa w tym regionie. Najbardziej interesujące są wspomniane głowy, które zostały znalezione przy ścianie jednej z okrągłych struktur. To pierwsze tego typu zabytki znalezione w kontekście archeologicznym, a ich pozycja wskazuje, że stanowiły dekorację murów.
Nazwa kompleksu pochodzi od miejscowości Ollape, ufortyfikowanej osada kultury Chachapoya. Na pewno była ona zasiedlona w późnym okresie przejściowym, datowanym na lata 1000–1470, natomiast dowody znalezione w Kompleksie wskazują, że Chachapoya zasiedlali ten region co najmniej od roku 900. Według niektórych specjalistów w Ollape znajdowało się centrum ceremonialne. Badaniami kompleksu i kultury Chachapoya zajmują się naukowcy z Instituto de Investigación de Arqueología y Antropología Kuélap znajdującego się na Universidad Nacional Toribio Rodríguez de Mendoza.
Kultura Chachapoya często dekorowała mury, jednak zwykle dekorację stanowią geometryczne freski, a nie rzeźby mocowane do ścian. Już wcześniej znajdowano rzeźbione głowy przypisywane tej kulturze. Jednak dopiero teraz odkryto tego typu zabytki w kontekście, który pozwala określić ich przeznaczenie. Oprócz głów archeolodzy trafili też na inne wyjątkowe znalezisko, fresk z motywem zygzakowatym. Oba znaleziska pozwolą na lepsze poznanie tajemniczej kultury Chachapoya.
Terminem Chachapoya określa się dawne andyjskie społeczności zamieszkujące pasma górskie pomiędzy rzekami Marañón i Huallaga. Około połowy XV wieku region ten został podbity przez Inków, którzy narzucili swój język, co obecnie utrudnia rekonstrukcję oryginalnego języka lub języków regionu, a co za tym idzie, utrudnia określenie obszaru zamieszkiwanego przez Chachapoya. Nie wiemy nawet, czy na terenie tym istniał jeden organizm polityczny. Widoczne są ślady podobnej kultury, oddawania czci podobnym bogom, podobne zwyczaje czy stroje, jednak niewykluczone, że Chachapoya nigdy nie utworzyli żadnych zalążków państwowości, a jedynie zawierali doraźne sojusze w obliczu zewnętrznego zagrożenia. Archeolodzy dokumentują ślady istniejących hierarchii społecznych, jednak nie można być do końca pewnym, czy nie powstały one dopiero podczas inkaskiego lub hiszpańskiego podboju. Nawet nazwa Chachapoya została prawdopodobnie nadana przez Inków na określenie obszaru i zamieszkujących ją ludzi, których dołączyli do swojego państwa.
Niektórzy badacze uważają, że Chachapoya zaczęli wznosić monumentalne grobowce i osady około 800 roku naszej ery. Prawdopodobnie wpływ na nich miała kultura imperium Huari. Widać go w ceramice i strojach.
W późnym okresie przejściowym Chachapoya doświadczyli wzrostu liczby ludności, rozprzestrzeniania osadnictwa i rozkwitu artystycznego. Przyczyny tego zjawiska nie są znane, jednak z pewnością ma to związek z procesami toczącymi się w okresie Horyzontu Środkowego (600–1000), kiedy wśród kultur andyjskich dochodziło do centralizacji władzy, ekspansji politycznej i kulturowej. To wówczas powstały imperia Huari i Tiahuanaco.
Kultura Chachapoya wciąż pozostaje tajemnicą. Nie jest i nie była ona nigdy całkowicie nieznana. Informacje o nich pozostawili Juan de Betanzos (1551), Pedro Cieza de León (1553) czy Cristóbal de Molina (1575). Są to jednak relacje obcych. Poznanie tej kultury w sposób możliwie obiektywny wymaga kolejnych badań archeologicznych.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Badacze z Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego znaleźli w Antarktyce zwłoki brytyjskiego naukowca, który zginął niemal równo 66 lat temu. W Zatoce Admiralicji na Wyspie Króla Jerzego cofający się lodowiec odsłonił ludzkie szczątki, a badania DNA potwierdziły, że to Dennis „Tink” Bell, 25-letni meteorolog, który pracował dla poprzedniczki British Antarctic Survey, Falkland Islands Dependencies Survey. Obok zwłok znajdowało się ponad 200 przedmiotów zmarłego, w tym pozostałości po walkie-talkie, latarka, kijki od nart, zegarek marki Erguel czy nóż szwedzkiej marki.
Dennis Bell był najstarszy z trójki rodzeństwa. Po ukończeniu szkoły służył w Królewskich Siłach Powietrznych (RAF) jako radiooperator, a w 1958 roku został meteorologiem w FIDS. Otrzymał przydział do niewielkiej kilkuosobowej Stacji Zatoki Admiralicji (Admiralty Bay Station) na Wyspie Króla Jerzego. Koledzy zapamiętali go jako bardzo pogodnego człowieka.
Dnia 26 lipca 1959 roku czterech pracowników bazy wyruszyło na badania terenowe. Bell i geodeta Jeff Stokes poszli pierwsi, pół godziny po nich ruszyła kolejna para. Bell i Stokes wspinali się na lodowiec w głębokim śniegu, na obszarze poprzecinanym szczelinami. Marsz był trudny, a ciągnące sanie psy zaczęły wykazywać oznaki zmęczenia. Bell, chcąc je zachęcić, poszedł przodem. Niestety, na nogach nie miał nart. Nagle zniknął, wpadł w szczelinę, której nie zauważył. Stokes zaczął go nawoływać i, ku swojej uldze, usłyszał odpowiedź. Opuścił aż 30 metrów liny, zanim Bell był w stanie jej dosięgnąć.
Stokes przy pomocy psów zaczął wyciągać Bella. Meteorolog przywiązał jednak linę do paska od spodni, zamiast się nią obwiązać. Prawdopodobnie zrobił tak ze względu na kąt, pod jakim leżał w szczelinie. Gdy już dotarł do krawędzi szczeliny, zaklinował się, pasek pękł i Bell znowu spadł. Tym razem nie odpowiedział na wołania Stokesa.
Geodeta oznaczył szczelinę, pobrał pomiary z pobliskich wzniesień i zaczął schodzić w dół lodowca. Po drodze spotkał drugi zespół – meteorologa Kena Gibsona i geologa Colina Bartona. Razem wrócili na górę. Pogoda zaczęła się pogarszać, zerwała się burza śnieżna. W tych warunkach nie mogli znaleźć ani oznaczeń Stokesa, ani wzniesień. Mimo olbrzymiego ryzyka wpadnięcia w szczelinę, mężczyźni kontynuowali poszukiwania miejsca wypadku. W końcu, po około 12 godzinach, znaleźli właściwą szczelinę. Doszli do wniosku, że ich kolega nie mógł tak długo przeżyć w takich warunkach.
Ludzkie szczątki zostały zauważone przez Polaków 19 stycznia 2025 roku na Ecology Glacier. Nasi polarnicy oznaczyli miejsce i zebrali próbki. Po powrocie do Stacji Arctowskiego zapadła decyzja, że konieczne są dodatkowe badania archeologiczne. W wyprawie, która trwała od 9 do 13 lutego wzięli udział archeolodzy, geomorfolodzy, antropolodzy i glacjolodzy. Zebrane kości i przedmioty osobiste przewieziono na pokładzie statku Sir David Attenborough do stolicy Falklandów, Stanley. Następnie RAF przetransportował je do Londynu. Ich badaniami genetycznymi zajęła się profesor Denise Syndercombe Court z King's College London. Uczona właśnie potwierdziła zgodność genetyczną kości z rodzeństwem Dennisa, Davidem Bellem i Valerie Kelly. Prawdopodobieństwo, że kości nie należą do Dennisa Bella jest mniejsze niż jeden na miliard.
Mieszkający obecnie w Australii David stwierdził: Gdy moja siostra Valerie i ja zostaliśmy poinformowani, że po 66 latach znaleziono naszego brata Dennisa, byliśmy w szoku. British Atrantic Survey i British Antarctic Monument Trust udzieliły nam ogromnego wsparcia, a dzięki wrażliwości polskiego zespołu mogliśmy sprowadzić do domu naszego wspaniałego brata, co pomogło nam uporać się z żałobą. David wspomina, że starszy od niego Dennis był jego bohaterem. Potrafił naprawiać silniki, fotografował i samodzielnie wywoływał zdjęcia, zbudował radio od podstaw i całymi godzinami korespondował zdalnie z innymi radioamatorami posługując się alfabetem Morse'a. Lubił wędrówki, teatr i jedzenie. Nie znosił za to zawodów sportowych.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
"Chorujący na choroby kaduczne, piją krew szermierzy (zabitych) z żywych niejako pucharów [...] owi mniemają, że jest bardzo skutecznie pić ciepłą i kurzącą się jeszcze krew, i całowaniem ran, duszę samę w siebie wciągać [...] Inni szukają szpiku kości udowych i mózgu dzieci. Nie mała liczba Greków opisała nawet smak pojedynczych wnętrzności i członków [...] są jeszcze rozprawy Demokryta, w których on mówi, że kości z głowy człowieka obcego pomagają więcej w jednej chorobie, w drugiej z głowy przyjaciela i gościa. Co więcej, Apolloniusz pisze, że na bóle zębów najskuteczniejszym jest środkiem, pożgać dziąsła zębem zamordowanego człowieka; Miletus, że krwią zawrzałe oczy leczą się żółcią ludzką. Artemon przepisywał w chorobach kaducznych, pić w nocy wodę zrzódelną czaszką zabitego, nie spalonego człowieka. Anteusz robił pigułki z czaszki obwieszonego człowieka, przeciw ukąszeniu psa wściekłego. Także czworonożne zwierzęta leczono ludźmi; przeciw wzdęciom przewiercają im rogi i wtykają w nie kości ludzkie; świniom dawano w chorobach zboże sibigo, które przez noc stało w miejscu, gdzie człowiek był zabitym, albo spalonym".
Te "choroby kaduczne" to epilepsja, a cytowany powyżej fragment jest XIX-wiecznym (nowszego nie znaleźliśmy) tłumaczeniem II rozdziału XVIII księgi „Historii naturalnej” Pliniusza Starszego. Dość łatwo możemy sobie to wyobrazić... chorujący na epilepsję wchodzi na arenę i pije krew wypływającą z rany umierającego gladiatora.
Wykorzystanie ludzkiego ciała jako lekarstwa jest jednak znacznie starsze niż dzieło Pliniusza. Zauważmy, że powołuje się on na poprzedzających go autorów greckich. I zwyczaj ten przetrwał przez wieki. Na przykład w XVI wieku niemieccy robotnicy pracujący w Mennicy Królewskiej w Londynie nagle zachorowali. Niewykluczone, że przyczyną były opary miedzi. Jednak wedle wierzeń ludowych (popatrzmy to, co Pliniusz pisze o zaleceniach Artemona) picie z ludzkiej czaszki miało mieć efekt terapeutyczny. Skąd jednak wziąć czaszki? Wykorzystano ciała składowane pod Tower Bridge. W specjalnym pomieszczeniu – służącym identyfikacji zmarłych – gromadzono tam zwłoki wyłowione z Tamizy oraz zwłoki skazańców poddanych egzekucji w Tower. Od zwłok odcięto głowy, wygotowano je, a czaszki posłużyły jako naczynia do picia dla chorych robotników. Jak się można było spodziewać, część z nich wyzdrowiała, a część zmarła.
Z przekazów anonimowego angielskiego autora wiemy, że w 1741 roku we Florencji rozprowadzano krew dopiero co powieszonego mężczyzny, który trafił na szubienicę za zabicie żony. Krew pili epileptycy i ci, którzy obawiali się nagłej śmierci.
W 1685 roku lekarze przepisali umierającemu Karolowi II, królowi Anglii, krople wykonane z użyciem czaszki, zachęcano go też do picia alkoholu z ludzkiej czaszki. Nie pomogło. Dziesięć lat później podobną kurację, tym razem mającą uśmierzyć ból, zalecono umierającej Marii II.
W wydanej w 1720 roku Pharmacopoeia Londonensis (oryginalne wydanie pochodzi z 1618 roku) znajdziemy zalecenia dla aptekarzy, wydane przez londyński Colledge of Physicians. Dowiadujemy się, jakie ingrediencje powinny znajdować się w aptece. Otóż obok tłuszczu kota, kości zająca, masła solonego i niesolonego czy mózgu wróbla, apteka powinna posiadać na stanie „czaszkę człowieka zabitego gwałtowną śmiercią".
Leczenie fragmentami ludzkiego ciała przetrwało w europejskiej medycynie ludowej co najmniej do początków XX wieku. Istnieją bowiem doniesienia z 1909 roku ze Szkocji, gdzie cierpiącemu na epilepsję chłopcu, któremu nie pomogło konwencjonalne leczenie, uzdrowiciel zalecił picie z ludzkiej czaszki.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.