Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

CO2 może zdestabilizować chmury i przyspieszyć ocieplanie klimatu

Rekomendowane odpowiedzi

Przy odpowiednio wysokim stężeniu CO2 w atmosferze może dojść do uruchomienia nieznanego wcześniej mechanizmu, który zwiększy średnią temperaturę powierzchni Ziemi o dodatkowe 8 stopni Celsjusza. Nowo odkryte zjawisko może pozwolić też na wyjaśnienie pewnej zagadki sprzed 50 milionów lat.

Profesor Tapio Schneider z California Institute of Technology opublikował w Nature Geoscience wyniki swoich symulacji komputerowych. Okazało się, że jeśli stężenie CO2 w atmosferze przekroczy 1200 ppm (części na milion), dojdzie do rozpadu stratusów, chmur pokrywających około 20% oceanicznych obszarów subtropikalnych. Stratusy ochładzają planetę, a że są tak bardzo rozpowszechnione, ich wpływ jest znaczny.

Schenider oraz Colleen Kaul i Kyle Pressel z Pacific Northwest National Laboratory przeprowadzili na superkomputerach symulację ruchu stratusów i ich zachowania się przy rosnącym stężeniu CO2. Okazało się, że gdy poziom dwutlenku węgla przekroczył 1200 ppm doszło do rozpadu stratusów, a to z kolei spowodowało ogrzanie się Ziemi o kolejnych 8 stopni Celsjusza. Co więcej, zauważono, że stratusy nie zaczęły ponownie się formować dopóki poziom CO2 nie spadł znacznie poniżej poziomu, w którym się rozpadały.

W bieżącym roku średni poziom CO2 w atmosferze przekroczy 410 ppm, czyli będzie o 130 ppm wyższy od średniego poziomu sprzed epoki przemysłowej. Najwyższy tegoroczny poziom zarejestrowany na Mauna Loa wyniósł 414,27 ppm. Jeśli ludzkość będzie emitowała dwutlenek węgla tak, jak dotychczas, to poziom 1200 ppm zostanie przekroczony po roku 2100.

Już samo zwiększenie koncentracji CO2 do tego poziomu, będzie oznaczało, że średnie temperatury na Ziemi będą o 6 stopni Celsjusza wyższe, niż w epoce przedprzemysłowej. Rozpad stratusów doda do tego jeszcze 8 stopni Celsjusza. Wzrost temperatur o 14 stopni byłby katastrofalny. Przy takiej temperaturze w tropikach nie mogłyby żyć zwierzęta stałocieplne, w tym i ludzie.

Badania Schneidera i jego kolegów pozwalają też na rozwiązanie starej zagadki paleoklimatologicznej. Z danych geologicznych wiemy, że w eocenie, przed około 50 milionami lat, w Arktyce nie było lodu, żyły tam za to krokodyle. Jednak modele klimatyczne wskazują, że taki scenariusz wymaga, by stężenie CO2 przekraczało 4000 ppm. Z badań wiemy zaś, że w tym czasie koncentracja dwutlenku węgla wynosiła poniżej 2000 ppm. Odkrycie, że przy takiej koncentracji doszłoby do rozpadu stratusów i dodatkowego ogrzania powierzchni Ziemi pozwala wyjaśnić te niezgodności.

Profesor Schneider zastrzega, że wspomniane 1200 ppm to zgrubny szacunek, a nie dokładna granica, przy której stratusy zaczynają się rozpadać.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie wygląda to nieprzyjemnie. W razie czego mieszkańcy tropików będą się mogli przeprowadzić na Antarktydę, Syberię i Grenlandię z okolicami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panowie zapomnieli wytłumaczyć, jak ta teoria tłumaczy historyczną temperaturę Ziemi w Kredzie przy 1700 ppm (4°K więcej niż dzisiaj).
Jestem łaskawy i nie pytam o Jurę (1950 ppm i tylko 2.5°K więcej niż dzisiaj).

Wtedy temperatura jakoś magicznie nie skakała o dodatkowe 8 stopni. Ktoś ostro tnie w coś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, peceed napisał:

Wtedy temperatura jakoś magicznie nie skakała o dodatkowe 8 stopni. Ktoś ostro tnie w coś.

Nie musiała i nie musi "magicznie", bo mogły o mogą być całkowicie niemagiczne czynniki. Artykuł jest o konkretnych symulacjach/modelach, a nie o wszystkich możliwych magicznych i niemagicznych kombinacjach czynników klimatycznych.

A że ktoś (od paru dni) "ostro tnie w coś", to z tym się zgadzam, chociaż nie wiem po co. Ale może to i dobrze - świat może wreszcie zrozumie, że niepotrzebna mu ta cała zgraja naukowych tłuków z superkomputerami - przecież wystarczy jeden peceed z liczydełkiem. Albo i bez. No nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
11 godzin temu, ex nihilo napisał:

Nie musiała i nie musi "magicznie", bo mogły o mogą być całkowicie niemagiczne czynniki. Artykuł jest o konkretnych symulacjach/modelach, a nie o wszystkich możliwych magicznych i niemagicznych kombinacjach czynników klimatycznych.

I tutaj dochodzimy do sedna problemu. Sprzedawania ludziom uproszczonych modeli komputerowych jako rzeczywistości. W sytuacji kiedy można trywialnie stwierdzić że to stwierdzenie nie może być prawdziwe, bo jest sprzeczne z danymi historycznymi. Ale lepiej zrobić newsa bez żadnego reality check, bo wpisuje się w alarmistyczną narrację.
Mamy tutaj "rozwiązanie zagadki sprzed 50 milionów lat" zupełnie ignorujące powstanie kilku kolejnych zagadek, co najmniej tak samo zastanawiających.
Modele komputerowe są użyteczne tak długo, jak dobrze opisują rzeczywistość, jeśli jest rozjazd to raczej się nimi nie chwalimy.  Sprawa jest prosta, wiemy że mieliśmy i temperaturę większą od obecnej o kilka stopni i odpowiednie stężenie dwutlenku węgla. Więc coś nie zadziałało i to przez kilkadziesiąt milionów lat, ciężko nazwać to magiczną kombinacją czynników klimatycznych. 

11 godzin temu, ex nihilo napisał:

przecież wystarczy jeden peceed z liczydełkiem

Jeden człowiek z liczydełkiem może więcej niż małpa z superkomputerem, niezależnie od możliwości tego ostatniego.

W dniu 27.02.2019 o 01:36, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Co więcej, zauważono, że stratusy nie zaczęły ponownie się formować dopóki poziom CO2 nie spadł znacznie poniżej poziomu, w którym się rozpadały.

To w ogóle jest zastanawiające, bo pokazuje że w modelu kluczowa jest temperatura a nie sama koncentracja CO2, co tak naprawdę oznacza że model określa silne dodatnie sprzężenie zwrotne jeśli o wzrost temperatury, a nie bezpośrednią zależność od CO2. Czyli już na wejściu mamy ekstremalną zależność od czułości klimatycznej, która jest najprawdopodobniej przeszacowana. Ale zamiast podać wartość krytycznej temperatury pisze się o kolejnej morderczej właściwości dwutlenku węgla (tak, zaraz się dowiem że teraz jest ditlenek). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, peceed napisał:

Sprzedawania ludziom uproszczonych modeli komputerowych jako rzeczywistości. W sytuacji kiedy można trywialnie stwierdzić że to stwierdzenie nie może być prawdziwe, bo jest sprzeczne z danymi historycznymi. Ale lepiej zrobić newsa bez żadnego reality check, bo wpisuje się w alarmistyczną narrację.

Zatem należy rozumieć, że jesteś lepszy od grupy 1300 niezależnych ekspertów w tym temacie:

Cytat

In its Fifth Assessment Report, the Intergovernmental Panel on Climate Change, a group of 1,300 independent scientific experts from countries all over the world under the auspices of the United Nations, concluded there's a more than 95 percent probability that human activities over the past 50 years have warmed our planet.

Cytat

The panel also concluded there's a better than 95 percent probability that human-produced greenhouse gases such as carbon dioxide, methane and nitrous oxide have caused much of the observed increase in Earth's temperatures over the past 50 years.

https://climate.nasa.gov/causes/

Polecam laikowi, który uważa się za autorytet w temacie klimatu, choćby to krótkie wyjaśnienie, dlaczego naukowcy uważają zgodnie, że człowiek ma wpływ na temperaturę Ziemi skoro podlega ona fluktuacjom na przestrzeni eonów:

https://earthobservatory.nasa.gov/blogs/climateqa/if-earth-has-warmed-and-cooled-throughout-history-what-makes-scientists-think-that-humans-are-causing-global-warming-now/

Cytat

The first piece of evidence that the warming over the past few decades isn’t part of a natural cycle is how fast the change is happening. The biggest temperature swings our planet has experienced in the past million years are the ice ages. Based on a combination of paleoclimate data and models, scientists estimate that when ice ages have ended in the past, it has taken about 5,000 years for the planet to warm between 4 and 7 degrees Celsius. The warming of the past century—0.7 degrees Celsius—is roughly eight times faster than the ice-age-recovery warming on average.

 

Dziwnym przypadkiem gwałtowne przyspieszenie temperatury zaczęło się od chwili gdy narodził się przemysł wydobywczy (w skali świata):

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4761980/

2049767040_2019-12-1920_42_56-OnthecausalstructurebetweenCO2andglobaltemperature.thumb.png.62005e88e089b20c27beebd63a7c2481.png

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
21 godzin temu, Antylogik napisał:

Zatem należy rozumieć, że jesteś lepszy od grupy 1300 niezależnych ekspertów w tym temacie

Jeśli kolega robi sobie prywatne rankingi "komu wierzyć" to powodzenia życzę. Pierwszym krokiem do poważnego uprawiania nauki jest zrozumienie, że ilość ekspertów wypowiadających zgodne opinie na określony temat nie ma żadnego rozstrzygającego znaczenia (zwłaszcza jeśli jakość dyscypliny badawczej jest niska).

A co do cytowanych zdań to zasadniczo mogą być one prawdziwe,  problemem są detale: jaki jest udział człowieka w obserwowanym ociepleniu, co znaczy "dużo".
Przede wszystkim 95% to jest... bardzo mała wartość pewności z naukowego punktu widzenia i została wybrana z przyczyn czysto socjologicznych. W szczególności można się zaśmiać, że jeśli eksperci są prawdziwie "niezależni" i jest ich 1300, to ich indywidualna pewność musi być dramatycznie niska jeśli dała tylko 95%, dla wszelkich praktycznych zastosowań nieodróżnialna od rzutu monetą. 

Za to wybór materiału sugeruje że kolega całkowicie nie zrozumiał moich zastrzeżeń odnośnie "klimatologii". 

21 godzin temu, Antylogik napisał:

 

Rozczulające jest nie tylko liczenie wpływu anomalii temperaturowych na aktywność słoneczną i wulkaniczną (ok, te drugie w wielkich skalach czasowych mogą się pojawić), ale też wliczanie ich w całkowity wkład.

Świadczy to o całkowicie nie bayesowskiej metodyce badawczej, co jest rakiem trawiącym nauki przyrodnicze od 70 lat.

I wbrew temu co napisano w artykule, wyliczone wartości nie dowodzą związku przyczynowo skutkowego między CO2 i ogrzewaniem, (coby było jasne - ja go nie neguję, on wynika z istnienia fizycznego mechanizmu), tylko ograniczają go od góry.

21 godzin temu, Antylogik napisał:

Dziwnym przypadkiem gwałtowne przyspieszenie temperatury zaczęło się od chwili gdy narodził się przemysł wydobywczy (w skali świata):

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4761980/

Naturalną koleją rzeczy przemysł wydobywczy węgla narodził się w czasie małej epoki lodowcowej, co odpaliło rewolucję przemysłową wydzielającą CO2.

21 godzin temu, Antylogik napisał:

The warming of the past century—0.7 degrees Celsius—is roughly eight times faster than the ice-age-recovery warming on average.

To akurat jest zabawne, bo porównuje się średnią z bardzo dużego czasu z krótkim okresem.

Edytowane przez peceed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, peceed napisał:

To akurat jest zabawne, bo porównuje się średnią z bardzo dużego czasu z krótkim okresem.

Kolega kompromituje się po raz kolejny dowodząc, że nie rozumie na czym polega statystyka albo po prostu nie rozumiejąc tego co czyta. Wyjaśniam: gdy mowa o zmianie temperatury, to chodzi o zmianę w określonym przedziale czasu. Logiczne, że skoro analiza polega na porównaniu zmian w obecnych czasach ze zmianami w okresach przeszłych, to bierze się taką samą skalę czasu, a robi się to w ten sposób, że cały okres globalnego ocieplenia w czasach przeszłych dzieli się na pod-okresy , tak że każdy pod-okres ma taką samą długość jak długość krótkiego okresu dla obecnych czasów. A potem się uśrednia. To jest oczywiste dla kogoś, kto ma pojęcie o nauce i statystyce, a artykuł nie będzie tłumaczył jak dziecku każdego kroku analizy, bo to nie jego temat. Kolega zostawi naukę albo pójdzie na studia albo choć poczyta książki do statystyki, bo to co tu wypisuje to świadczy o jego zerowym poziomie w tej materii, skoro to trzeba mu tłumaczyć.

Stosując brzytwę Okhama, nie będę odpowiadał na inne fragmenty komentarza, bo zwyczajnie jest to niepotrzebne. Jeśli ktoś kompromituje się w podstawach metodologii nauki, a jednocześnie krytykuje ową metodologię, to można się jedynie zaśmiać i pominąć resztę. Po raz drugi widzę, że takie osoby warto byłoby zablokować, bo zwyczajnie zaśmiecają forum, choćby popularno-naukowe, bredniami.

Edytowane przez Antylogik
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 minuty temu, Antylogik napisał:

Stosując brzytwę Okhama, nie będę odpowiadał na inne fragmenty komentarza, bo zwyczajnie jest to niepotrzebne.

Dziękuję. Aby odpowiadać należy rozumieć na co się odpowiada. Warto też wiedzieć co znaczy to co się samemu wypisuje.

10 minut temu, Antylogik napisał:

Jeśli ktoś kompromituje się w podstawach metodologii nauki, a jednocześnie krytykuje ową metodologię

Z pewnością należy do niej obecnie znajomość definicyjna frazy denialista klimatyczny.

12 minut temu, Antylogik napisał:

Wyjaśniam: gdy mowa o zmianie temperatury, to chodzi o zmianę w określonym przedziale czasu. Logiczne, że skoro analiza polega na porównaniu zmian w obecnych czasach ze zmianami w okresach przeszłych, to bierze się taką samą skalę czasu, a robi się to w ten sposób, że cały okres globalnego ocieplenia w czasach przeszłych dzieli się na pod-okresy , tak że każdy pod-okres ma taką samą długość jak długość krótkiego okresu dla obecnych czasów.

Wzruszające. Proponuję najpierw dowiedzieć się jaka jest rozdzielczość czasowa i niepewność oszacowań historycznych temperatur z czasów zlodowaceń.

17 minut temu, Antylogik napisał:

Po raz drugi widzę, że takie osoby warto byłoby zablokować, bo zwyczajnie zaśmiecają forum, choćby popularno-naukowe, bredniami.

Każdy mierzy innych swoją miarą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
26 minut temu, peceed napisał:

Proponuję najpierw dowiedzieć się jaka jest rozdzielczość czasowa i niepewność oszacowań historycznych temperatur z czasów zlodowaceń.

O to już jest konkret, może do czegoś dojdziemy. Proszę podaj ową rozdzielczość czasową i niepewność oszacowań, a także wyjaśnij dlaczego zlodowaceń a nie ociepleń. + źródło. Fakty nie demagogia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 20.12.2019 o 18:20, peceed napisał:

Przede wszystkim 95% to jest... bardzo mała wartość pewności z naukowego punktu widzenia i została wybrana z przyczyn czysto socjologicznych. W szczególności można się zaśmiać, że jeśli eksperci są prawdziwie "niezależni" i jest ich 1300, to ich indywidualna pewność musi być dramatycznie niska jeśli dała tylko 95%, dla wszelkich praktycznych zastosowań nieodróżnialna od rzutu monetą. 

Jeśli modele i dostępne dane nie pozwalają na osiągnięcie pewności > 95%, to czy jedna małpa uzyska taki wynik, czy 1300 małp, 95% pozostanie. Różnica będzie tylko taka, że zwiększy się pewność tego oszacowania. I nic poza tym.

95% pewności to dużo czy mało? Zależy to od skali ryzyka, jaka jest stawka na stole i co jeszcze mamy w kieszeni.
Napisałeś gdzie indziej coś w stylu: "damy sobie radę", "postęp techniczny itd.", "ostatnie 250 lat"... Możliwe, ale po pierwsze jest to raczej niezbyt uprawniona ekstrapolacja z interpolacji (;)),  po drugie, żeby "dać sobie radę", to coś trzeba robić, bo sama nadzieja raczej w tym przypadku nie wystarczy, a po trzecie, jak na razie nie ma żadnych realnych podstaw do takiej nadziei - ani technicznych, ani politycznych, ani mentalnych, biorąc pod uwagę naturę i sposób (?)myślenia 99% Homo (?)sapiens:
https://streamable.com/xxg2z

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
21 godzin temu, ex nihilo napisał:

Możliwe, ale po pierwsze jest to raczej niezbyt uprawniona ekstrapolacja z interpolacji (;))

Nie ma w tym nic nieuprawnionego. Przede wszystkim realistycznie mówimy o wzroście poziomu morza o pesymistycznie 1m w ciągu 100 lat. To niewiele, i można sobie z tym bardzo tanio poradzić. Tam gdzie jest to opłacalne zbudujemy tamy i groble. Inne miasta przeniesiemy. W przypadku tak powolnego procesu można sobie planować to na kilkadziesiąt lat do przodu i odpowiednio wycenić. Pewne rejony zostaną zalane, inne zdrożeją. Miast nie planuje się na setki lat. Katastrofy nie będzie, zwykła adaptacja. Nasze możliwości budowania nowych budynków do tego czasu mogą być kilkadziesiąt razy większe niż obecnie, dzięki robotyce i szeroko rozumianemu "drukowaniu".

9 godzin temu, Astro napisał:

bo to myślenie życzeniowe, a nie naukowe

Nie mówimy o uderzeniu kilometrowej asteroidy, tylko o minimalnym wzroście poziomu morza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Światowe oceany pochłaniają około 25% antropogenicznej emisji dwutlenku węgla, z czego sam Ocean Południowy pochłania aż 40% – czyli nawet 4 miliardy ton – co czyni go najważniejszym regionem spowalniającym globalne ocieplanie. Modele klimatyczne przewidują, że zmiana klimatu powinna spowodować zmniejszenie zdolności Oceanu Południowego do pochłaniania węgla z atmosfery. Jednak dane obserwacyjne temu przeczą. W ostatnich dekadach takie zjawisko nie zaszło. Léa Olivier i F. Alexander Haumann z Instytutu Alfreda Wegenera wyjaśnili na łamach Nature Climate Change, dlaczego nie zachodzą zjawiska przewidziane przez modele.
      Rola, jaką odgrywa Ocean Południowy w spowalnianiu ocieplenia klimatu jest ściśle związana z cyrkulacją oceaniczną w regionie. Zależy od tego, jak wiele wody z głębin wynurzy się na powierzchnię i ponownie zanurzy. W trakcie tego procesu dochodzi do uwolnienia CO2 z wód oceanicznych, pochłonięcia CO2 i jego transportu w głębokie partie oceanu. To, ile dwutlenku węgla pochłonie Ocean Południowy zależy od tego, ile tego gazu wydostanie się wraz z wodą z głębin oceanicznych. Im więcej przetransportuje woda z głębi, tym mniej pochłoną wody powierzchniowe.
      Woda wydobywająca się z oceanicznych głębin jest bardzo stara. Nie było jej na powierzchni od setek i tysięcy lat. Przez ten czas akumulowała ona naturalny dwutlenek węgla. Gdy powraca na powierzchnię, uwalnia go do atmosfery. Jednocześnie takie powracające wody zmniejszają zdolność wód powierzchniowych do absorbowania CO2. Modele klimatyczne mówią, że coraz silniejsze wiatry zachodnie, które zyskują na sile z powodu globalnego ocieplenia, będą powodowały, że coraz więcej wody z głębin będzie wydobywało się na powierzchnię. W dłuższym terminie powinno to zmniejszyć zdolność Oceanu Południowego do absorbowania CO2 z atmosfery. Jednak, wbrew modelom, w ostatnich dekadach nie odnotowano, by Ocean Południowy pochłaniał mniej dwutlenku węgla niż wcześniej. Pomimo tego, że siła wiatrów zachodnich rzeczywiście wzrosła.
      Głębokie wody oceaniczne na Oceanie Południowym znajdują się poniżej 200 metrów pod powierzchnią. Są bardziej słone, bogatsze w składniki odżywcze i cieplejsze od wód powierzchniowych. Zawierają też dużą ilość CO2, który jest przechowywany w głębokich partiach oceanu od bardzo dawna, pochodzi sprzed epoki przemysłowej. Z kolei wody powierzchniowe są mniej słone, chłodniejsze i zawierają mniej dwutlenku węgla. Dzięki różnicy w gęstości obu warstw wody z głębi nie mogą łatwo wydostać się na powierzchnię.
      Na potrzeby badań uczeni wykorzystali dane biogeochemiczne dotyczące właściwości wód Oceanu Południowego, zebrane przez liczne ekspedycje naukowe w latach 1972–2021. Przyjrzeli się długoterminowym anomaliom, zmianom we wzorcach cyrkulacji i właściwościach wody. Brali przy tym pod uwagę wyłącznie te procesy, które powiązane są z mieszaniem się obu warstw wody, a nie – na przykład – procesy biologiczne.
      Zauważyli, że od lat 90. XX wieku różnica pomiędzy obiema masami wody się zwiększyła. Wody powierzchniowe stały się mniej słone w wyniku napływu do Oceanu Południowego olbrzymiej ilości słodkiej wody z roztapiających się lodowców, lodu morskiego i zwiększonych opadów. Ta zwiększona różnica we właściwościach obu warstw powoduje, że wody powierzchniowe stanowią jeszcze trudniejszą do pokonania barierę dla wód z głębin. To jednak nie wszystko.
      „Odświeżone” przez słodką wodę wody powierzchniowe spowodowały, że nie doszło do osłabienia zdolności Oceanu Południowego do pochłaniania CO2. Sytuacja może jednak ulec zmianie, gdy różnica pomiędzy obiema warstwami wody stanie się mniejsza. Okazuje się, że takie ryzyko istnieje. Z badań Olivier i Haumanna wynika bowiem, że od lat 90. górna granica głębokich warstw wody przybliżyła się do powierzchni o 40 metrów. A im bliżej powierzchni się znajdzie, tym bardziej obie warstwy wody będą podatne na mieszanie przez coraz silniejsze wiatry zachodnie.
      Nie można zresztą wykluczyć, że proces ten już się rozpoczął, na co wskazują wyniki badań opublikowane przed 4 miesiącami w PNAS. Jeśli tak, to w najbliższych latach możemy być świadkami procesu utraty przez Ocean Południowy części zdolności do pochłaniania dwutlenku węgla. Potrzebujemy więcej danych, by stwierdzić, czy rzeczywiście dochodzi do uwalniania większej ilości CO2 z głębokich partii oceanu. Szczególnie przydatne będą dane z miesięcy zimowych, gdy ma miejsce mieszanie się wód, mówi profesor Haumann i przypomina, że Instytut Wegenera będzie prowadził tego typu badania w ramach międzynarodowego programu Antarctica InSync, którego celem jest koordynacja badań w Antarktyce i na Oceanie Południowym.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) opublikowała raport na temat gazów cieplarnianych w atmosferze w roku 2024. Nie napawa on optymizmem. Raport rozpoczyna się słowami: poziomy trzech najpowszechniej występujących długotrwałych gazów cieplarnianych, dwutlenku węgla, metanu i tlenku azotu pobiły w 2024 roku rekordy. Pomiędzy rokiem 2023 a 2024 poziom CO2 w niskich warstwach atmosfery zwiększył się o 3,5 ppm, to największy wzrost rok do roku od czasu rozpoczęcia regularnych pomiarów w 1957 roku. Wzrost ten był napędzany emisją CO2 ze źródeł kopalnych, zwiększoną emisją z pożarów oraz zmniejszonym pochłanianiem przez lądy i oceany, co może wskazywać na działanie sprzężenia zwrotnego.
      W 2024 roku średnie stężenie CO2 przy powierzchni Ziemi osiągnęło 423,9 ppm. Warto zwrócić uwagę na przyspieszenie tempa wzrostu. W latach 60. XX wieku stężenie dwutlenku węgla wzrastało średnio o 0,8 ppm/rok, natomiast w dekadzie 2011–2020 było to średnio 2,4 ppm/rok. W ciągu ostatnich 10 lat (2014–2024) średnia wyniosła 2,57 ppm.
      Ubiegłoroczny wzrost o 3,5 ppm był rekordowy, wyższy niż dotychczasowy rekord 3,3 ppm z 2016 roku i znacznie wyższy niż 2,4 ppm z roku 2023. Co więcej, ten duży wzrost miał miejsce pomimo tego, że antropogeniczna emisja CO2 w roku 2024 utrzymała się praktycznie na tym samym poziomie co w roku 2023.
      Od 1960 roku ludzkość wyemitowała do atmosfery około 500 miliardów ton węgla. Z tego około połowa została pochłonięta przez oceany i lądy. Problem jednak w tym, nie nie możemy bez końca liczyć na te źródła pochłaniania węgla. Wraz ze wzrostem temperatury oceany są w stanie pochłonąć coraz mniej CO2, gdyż gaz ten gorzej rozpuszcza się w wodzie o wyższej temperaturze. Wyższe temperatury oznaczają też pojawianie się okresów ekstremalnych susz. Z jednej strony oznacza to częstsze pożary, w wyniku których dochodzi do emisji węgla do atmosfery i zmniejszania pokrywy roślinnej, z drugiej zaś, stres wywołany temperaturami i niedoborami wody również może spowodować zmniejszone pochłanianie węgla przez roślinność. Za przykład niech posłużą niedawne badania australijskich uczonych, którzy zauważyli, że w pierwszej dekadzie obecnego wieku doszło do radykalnej zmiany, w wyniku której wilgotne lasy tropikalne Australii stały się emitentem netto węgla.
      Z raportu WMO dowiadujemy się, że w rekordowym ubiegłym roku wzrostu stężenia CO2 w atmosferze ekosystemy lądowe i oceany są prawdopodobnie odpowiedzialne za 1,1 ppm tego wzrostu. Średnia globalna temperatura była najwyższa od 1850 roku i po raz pierwszy była o 1,5 stopnia wyższa niż w epoce przedprzemysłowej. Było to spowodowane zarówno długoterminowym ociepleniem klimatu, jak i pojawieniem się zjawiska El Niño. W wyniku połączenia obu czynników doszło do zmian w rozkładzie regionalnych temperatur i opadów, co wpłynęło na wchłanianie i uwalnianie CO2 przez rośliny oraz liczbę i wielkość pożarów. Cieplejsze oceany wyemitowały też więcej węgla niż zwykle. Jednak główną przyczyną anomalii zarejestrowanej w roku 2024 był zmniejszenie wchłaniania netto węgla przez ekosystemy oraz zwiększenie emisji z pożarów, stwierdzają autorzy raportu.
      Naukowcy obawiają się, że ekosystemy morskie i lądowe coraz mniej efektywnie pochłaniają dwutlenek węgla, zatem coraz większa część antropogenicznej emisji pozostaje w atmosferze, przyspieszając globalne ocieplenie.
      Usuwanie antropogenicznego CO2 z atmosfery jest uzależnione od wymiany pomiędzy miejscami jego wchłaniania. Wymiana ta trwa w skalach od lat (pochłanianie przez wody powierzchniowe oceanów), po setki tysięcy lat (wietrzenie skał). Spowolnienie wchłaniania CO2 jest dodatkowo potęgowane przez powolne pochłanianie energii cieplnej przez głębiny oceaniczne. W wyniku tego raz wyemitowany dwutlenek węgla pozostaje w atmosferze praktycznie bez końca. Inaczej jest w przypadku metanu, którego czas istnienia w atmosferze wynosi około 9 lat. Gaz ten jest usuwany w wyniku utleniania, czytamy w dokumencie.
      W epoce przedprzemysłowej w atmosferze utrzymywała się równowaga pomiędzy emisją a pochłanianiem i poziom dwutlenku węgla wynosił 278,3 ppm. Obecnie przekroczył 420 ppm, co oznacza wzrost o ponad 50%.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niemieccy badacze znaleźli nowe źródło informacji o stężeniu dwutlenku węgla w atmosferze przed milionami lat. Okazało się, że zapis na ten temat znajduje się w... skamieniałych zębach dinozaurów. Uczeni z Uniwersytetów w Moguncji, Göttingen i Bochum, na podstawie analizy izotopów tlenu w szkliwie zębów dinozaurów stwierdzili, że stężenie CO2 w atmosferze w mezozoiku (252–66 milionów lat temu), było znacznie wyższe niż obecnie. Badania były możliwe dzięki wykorzystaniu innowacyjnej metody, która pozwoliła na określenie względnego stosunku wszystkich trzech naturalnych izotopów tlenu.
      Badania wykazały, że produkcja pierwotna – czyli w tym przypadku szybkość gromadzenia energii promieniowania słonecznego, która jest podczas fotosyntezy przekształcana w energię wiązań chemicznych w tkankach roślinnych – była dwukrotnie większa niż obecnie.
      Naukowcy przeanalizowali zęby dinozaurów z Ameryki Północnej, Afryki i Europy pochodzące o czasów od późnej jury po późną kredę. Szkliwo zębowe to jeden z najbardziej stabilnych materiałów biologicznych. Zawiera ono trzy izotopy tlenu, które do organizmu dinozaurów dostawały się w czasie oddychania. Względny stosunek tych izotopów w powietrzu zależy od zmian w poziomie atmosferycznego dwutlenku węgla i intensywności fotosyntezy. To oznacza, że zęby dinozaurów mogą zawierać dane o klimacie i szacie roślinnej.
      Z badań wynika, że pod koniec jury, około 150 milionów lat temu, stężenie CO2 w atmosferze było czterokrotnie większe niż w epoce przedprzemysłowej. W późnej kredzie – 73–66 milionów lat temu – było zaś 3-krotnie wyższe. W czasach przedprzemysłowych stężenie CO2 w atmosferze wynosiło 280 ppm. Obecnie jest ono o ponad 50% wyższe. W 2024 było to 424 ppm. Wartość ta szybko rośnie. Jeszcze w 2017 roku stężenie wynosiło 406 ppm.
      Analizy wykazały też, że w niezwykły stosunek izotopów tlenu w niektórych zębach gatunków Tyrannosaurus rex i Kaatedocus siberi. To najprawdopodobniej dowód na nagłe wzrosty stężenia CO2, spowodowane na przykład potężną aktywnością wulkaniczną, jak ta, która utworzyła trapy Dekanu.
      Uzyskane wyniki to przełom w paleoklimatologii. Dotychczas bowiem w czasie podobnych badań używa się próbek węglanów z gleby i wykorzystuje proxy morskie, czyli niebezpośrednich wskaźników ze środowiska morskiego. Obie te metody obarczone są jednak pewnym marginesem niepewności. Użycie szkliwa zębów dinozaurów to pierwsza metoda badań tego typu opierająca się na kręgowcach lądowych. To całkowicie nowy sposób wglądu w przeszłość Ziemi. Teraz możemy użyć sfosylizowanego szkliwa do badania składu atmosfery oraz produktywności roślin morskich i lądowych. To kluczowe elementy zrozumienia długoterminowej dynamiki klimatu, mówi doktor Dingsu Feng z Wydziału Geochemii i Geologii Izotopowej na Uniwersytecie w Göttingen.
      Informacje o produkcji pierwotnej to ważne dane na temat lądowych i morskich sieci troficznych. Dane takie trudno jest zdobyć, a są one bardzo ważne, gdyż to dostępna biomasa roślinna decyduje o liczbie zwierząt, ich gatunków oraz długości łańcucha pokarmowego, wyjaśnia profesor Eva M. Griebeler z Uniwersytetu w Moguncji.
      Badania zostały omówione na łamach PNAS.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...