Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

CO2 może zdestabilizować chmury i przyspieszyć ocieplanie klimatu

Rekomendowane odpowiedzi

Przy odpowiednio wysokim stężeniu CO2 w atmosferze może dojść do uruchomienia nieznanego wcześniej mechanizmu, który zwiększy średnią temperaturę powierzchni Ziemi o dodatkowe 8 stopni Celsjusza. Nowo odkryte zjawisko może pozwolić też na wyjaśnienie pewnej zagadki sprzed 50 milionów lat.

Profesor Tapio Schneider z California Institute of Technology opublikował w Nature Geoscience wyniki swoich symulacji komputerowych. Okazało się, że jeśli stężenie CO2 w atmosferze przekroczy 1200 ppm (części na milion), dojdzie do rozpadu stratusów, chmur pokrywających około 20% oceanicznych obszarów subtropikalnych. Stratusy ochładzają planetę, a że są tak bardzo rozpowszechnione, ich wpływ jest znaczny.

Schenider oraz Colleen Kaul i Kyle Pressel z Pacific Northwest National Laboratory przeprowadzili na superkomputerach symulację ruchu stratusów i ich zachowania się przy rosnącym stężeniu CO2. Okazało się, że gdy poziom dwutlenku węgla przekroczył 1200 ppm doszło do rozpadu stratusów, a to z kolei spowodowało ogrzanie się Ziemi o kolejnych 8 stopni Celsjusza. Co więcej, zauważono, że stratusy nie zaczęły ponownie się formować dopóki poziom CO2 nie spadł znacznie poniżej poziomu, w którym się rozpadały.

W bieżącym roku średni poziom CO2 w atmosferze przekroczy 410 ppm, czyli będzie o 130 ppm wyższy od średniego poziomu sprzed epoki przemysłowej. Najwyższy tegoroczny poziom zarejestrowany na Mauna Loa wyniósł 414,27 ppm. Jeśli ludzkość będzie emitowała dwutlenek węgla tak, jak dotychczas, to poziom 1200 ppm zostanie przekroczony po roku 2100.

Już samo zwiększenie koncentracji CO2 do tego poziomu, będzie oznaczało, że średnie temperatury na Ziemi będą o 6 stopni Celsjusza wyższe, niż w epoce przedprzemysłowej. Rozpad stratusów doda do tego jeszcze 8 stopni Celsjusza. Wzrost temperatur o 14 stopni byłby katastrofalny. Przy takiej temperaturze w tropikach nie mogłyby żyć zwierzęta stałocieplne, w tym i ludzie.

Badania Schneidera i jego kolegów pozwalają też na rozwiązanie starej zagadki paleoklimatologicznej. Z danych geologicznych wiemy, że w eocenie, przed około 50 milionami lat, w Arktyce nie było lodu, żyły tam za to krokodyle. Jednak modele klimatyczne wskazują, że taki scenariusz wymaga, by stężenie CO2 przekraczało 4000 ppm. Z badań wiemy zaś, że w tym czasie koncentracja dwutlenku węgla wynosiła poniżej 2000 ppm. Odkrycie, że przy takiej koncentracji doszłoby do rozpadu stratusów i dodatkowego ogrzania powierzchni Ziemi pozwala wyjaśnić te niezgodności.

Profesor Schneider zastrzega, że wspomniane 1200 ppm to zgrubny szacunek, a nie dokładna granica, przy której stratusy zaczynają się rozpadać.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie wygląda to nieprzyjemnie. W razie czego mieszkańcy tropików będą się mogli przeprowadzić na Antarktydę, Syberię i Grenlandię z okolicami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panowie zapomnieli wytłumaczyć, jak ta teoria tłumaczy historyczną temperaturę Ziemi w Kredzie przy 1700 ppm (4°K więcej niż dzisiaj).
Jestem łaskawy i nie pytam o Jurę (1950 ppm i tylko 2.5°K więcej niż dzisiaj).

Wtedy temperatura jakoś magicznie nie skakała o dodatkowe 8 stopni. Ktoś ostro tnie w coś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, peceed napisał:

Wtedy temperatura jakoś magicznie nie skakała o dodatkowe 8 stopni. Ktoś ostro tnie w coś.

Nie musiała i nie musi "magicznie", bo mogły o mogą być całkowicie niemagiczne czynniki. Artykuł jest o konkretnych symulacjach/modelach, a nie o wszystkich możliwych magicznych i niemagicznych kombinacjach czynników klimatycznych.

A że ktoś (od paru dni) "ostro tnie w coś", to z tym się zgadzam, chociaż nie wiem po co. Ale może to i dobrze - świat może wreszcie zrozumie, że niepotrzebna mu ta cała zgraja naukowych tłuków z superkomputerami - przecież wystarczy jeden peceed z liczydełkiem. Albo i bez. No nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
11 godzin temu, ex nihilo napisał:

Nie musiała i nie musi "magicznie", bo mogły o mogą być całkowicie niemagiczne czynniki. Artykuł jest o konkretnych symulacjach/modelach, a nie o wszystkich możliwych magicznych i niemagicznych kombinacjach czynników klimatycznych.

I tutaj dochodzimy do sedna problemu. Sprzedawania ludziom uproszczonych modeli komputerowych jako rzeczywistości. W sytuacji kiedy można trywialnie stwierdzić że to stwierdzenie nie może być prawdziwe, bo jest sprzeczne z danymi historycznymi. Ale lepiej zrobić newsa bez żadnego reality check, bo wpisuje się w alarmistyczną narrację.
Mamy tutaj "rozwiązanie zagadki sprzed 50 milionów lat" zupełnie ignorujące powstanie kilku kolejnych zagadek, co najmniej tak samo zastanawiających.
Modele komputerowe są użyteczne tak długo, jak dobrze opisują rzeczywistość, jeśli jest rozjazd to raczej się nimi nie chwalimy.  Sprawa jest prosta, wiemy że mieliśmy i temperaturę większą od obecnej o kilka stopni i odpowiednie stężenie dwutlenku węgla. Więc coś nie zadziałało i to przez kilkadziesiąt milionów lat, ciężko nazwać to magiczną kombinacją czynników klimatycznych. 

11 godzin temu, ex nihilo napisał:

przecież wystarczy jeden peceed z liczydełkiem

Jeden człowiek z liczydełkiem może więcej niż małpa z superkomputerem, niezależnie od możliwości tego ostatniego.

W dniu 27.02.2019 o 01:36, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Co więcej, zauważono, że stratusy nie zaczęły ponownie się formować dopóki poziom CO2 nie spadł znacznie poniżej poziomu, w którym się rozpadały.

To w ogóle jest zastanawiające, bo pokazuje że w modelu kluczowa jest temperatura a nie sama koncentracja CO2, co tak naprawdę oznacza że model określa silne dodatnie sprzężenie zwrotne jeśli o wzrost temperatury, a nie bezpośrednią zależność od CO2. Czyli już na wejściu mamy ekstremalną zależność od czułości klimatycznej, która jest najprawdopodobniej przeszacowana. Ale zamiast podać wartość krytycznej temperatury pisze się o kolejnej morderczej właściwości dwutlenku węgla (tak, zaraz się dowiem że teraz jest ditlenek). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, peceed napisał:

Sprzedawania ludziom uproszczonych modeli komputerowych jako rzeczywistości. W sytuacji kiedy można trywialnie stwierdzić że to stwierdzenie nie może być prawdziwe, bo jest sprzeczne z danymi historycznymi. Ale lepiej zrobić newsa bez żadnego reality check, bo wpisuje się w alarmistyczną narrację.

Zatem należy rozumieć, że jesteś lepszy od grupy 1300 niezależnych ekspertów w tym temacie:

Cytat

In its Fifth Assessment Report, the Intergovernmental Panel on Climate Change, a group of 1,300 independent scientific experts from countries all over the world under the auspices of the United Nations, concluded there's a more than 95 percent probability that human activities over the past 50 years have warmed our planet.

Cytat

The panel also concluded there's a better than 95 percent probability that human-produced greenhouse gases such as carbon dioxide, methane and nitrous oxide have caused much of the observed increase in Earth's temperatures over the past 50 years.

https://climate.nasa.gov/causes/

Polecam laikowi, który uważa się za autorytet w temacie klimatu, choćby to krótkie wyjaśnienie, dlaczego naukowcy uważają zgodnie, że człowiek ma wpływ na temperaturę Ziemi skoro podlega ona fluktuacjom na przestrzeni eonów:

https://earthobservatory.nasa.gov/blogs/climateqa/if-earth-has-warmed-and-cooled-throughout-history-what-makes-scientists-think-that-humans-are-causing-global-warming-now/

Cytat

The first piece of evidence that the warming over the past few decades isn’t part of a natural cycle is how fast the change is happening. The biggest temperature swings our planet has experienced in the past million years are the ice ages. Based on a combination of paleoclimate data and models, scientists estimate that when ice ages have ended in the past, it has taken about 5,000 years for the planet to warm between 4 and 7 degrees Celsius. The warming of the past century—0.7 degrees Celsius—is roughly eight times faster than the ice-age-recovery warming on average.

 

Dziwnym przypadkiem gwałtowne przyspieszenie temperatury zaczęło się od chwili gdy narodził się przemysł wydobywczy (w skali świata):

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4761980/

2049767040_2019-12-1920_42_56-OnthecausalstructurebetweenCO2andglobaltemperature.thumb.png.62005e88e089b20c27beebd63a7c2481.png

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
21 godzin temu, Antylogik napisał:

Zatem należy rozumieć, że jesteś lepszy od grupy 1300 niezależnych ekspertów w tym temacie

Jeśli kolega robi sobie prywatne rankingi "komu wierzyć" to powodzenia życzę. Pierwszym krokiem do poważnego uprawiania nauki jest zrozumienie, że ilość ekspertów wypowiadających zgodne opinie na określony temat nie ma żadnego rozstrzygającego znaczenia (zwłaszcza jeśli jakość dyscypliny badawczej jest niska).

A co do cytowanych zdań to zasadniczo mogą być one prawdziwe,  problemem są detale: jaki jest udział człowieka w obserwowanym ociepleniu, co znaczy "dużo".
Przede wszystkim 95% to jest... bardzo mała wartość pewności z naukowego punktu widzenia i została wybrana z przyczyn czysto socjologicznych. W szczególności można się zaśmiać, że jeśli eksperci są prawdziwie "niezależni" i jest ich 1300, to ich indywidualna pewność musi być dramatycznie niska jeśli dała tylko 95%, dla wszelkich praktycznych zastosowań nieodróżnialna od rzutu monetą. 

Za to wybór materiału sugeruje że kolega całkowicie nie zrozumiał moich zastrzeżeń odnośnie "klimatologii". 

21 godzin temu, Antylogik napisał:

 

Rozczulające jest nie tylko liczenie wpływu anomalii temperaturowych na aktywność słoneczną i wulkaniczną (ok, te drugie w wielkich skalach czasowych mogą się pojawić), ale też wliczanie ich w całkowity wkład.

Świadczy to o całkowicie nie bayesowskiej metodyce badawczej, co jest rakiem trawiącym nauki przyrodnicze od 70 lat.

I wbrew temu co napisano w artykule, wyliczone wartości nie dowodzą związku przyczynowo skutkowego między CO2 i ogrzewaniem, (coby było jasne - ja go nie neguję, on wynika z istnienia fizycznego mechanizmu), tylko ograniczają go od góry.

21 godzin temu, Antylogik napisał:

Dziwnym przypadkiem gwałtowne przyspieszenie temperatury zaczęło się od chwili gdy narodził się przemysł wydobywczy (w skali świata):

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4761980/

Naturalną koleją rzeczy przemysł wydobywczy węgla narodził się w czasie małej epoki lodowcowej, co odpaliło rewolucję przemysłową wydzielającą CO2.

21 godzin temu, Antylogik napisał:

The warming of the past century—0.7 degrees Celsius—is roughly eight times faster than the ice-age-recovery warming on average.

To akurat jest zabawne, bo porównuje się średnią z bardzo dużego czasu z krótkim okresem.

Edytowane przez peceed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, peceed napisał:

To akurat jest zabawne, bo porównuje się średnią z bardzo dużego czasu z krótkim okresem.

Kolega kompromituje się po raz kolejny dowodząc, że nie rozumie na czym polega statystyka albo po prostu nie rozumiejąc tego co czyta. Wyjaśniam: gdy mowa o zmianie temperatury, to chodzi o zmianę w określonym przedziale czasu. Logiczne, że skoro analiza polega na porównaniu zmian w obecnych czasach ze zmianami w okresach przeszłych, to bierze się taką samą skalę czasu, a robi się to w ten sposób, że cały okres globalnego ocieplenia w czasach przeszłych dzieli się na pod-okresy , tak że każdy pod-okres ma taką samą długość jak długość krótkiego okresu dla obecnych czasów. A potem się uśrednia. To jest oczywiste dla kogoś, kto ma pojęcie o nauce i statystyce, a artykuł nie będzie tłumaczył jak dziecku każdego kroku analizy, bo to nie jego temat. Kolega zostawi naukę albo pójdzie na studia albo choć poczyta książki do statystyki, bo to co tu wypisuje to świadczy o jego zerowym poziomie w tej materii, skoro to trzeba mu tłumaczyć.

Stosując brzytwę Okhama, nie będę odpowiadał na inne fragmenty komentarza, bo zwyczajnie jest to niepotrzebne. Jeśli ktoś kompromituje się w podstawach metodologii nauki, a jednocześnie krytykuje ową metodologię, to można się jedynie zaśmiać i pominąć resztę. Po raz drugi widzę, że takie osoby warto byłoby zablokować, bo zwyczajnie zaśmiecają forum, choćby popularno-naukowe, bredniami.

Edytowane przez Antylogik
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 minuty temu, Antylogik napisał:

Stosując brzytwę Okhama, nie będę odpowiadał na inne fragmenty komentarza, bo zwyczajnie jest to niepotrzebne.

Dziękuję. Aby odpowiadać należy rozumieć na co się odpowiada. Warto też wiedzieć co znaczy to co się samemu wypisuje.

10 minut temu, Antylogik napisał:

Jeśli ktoś kompromituje się w podstawach metodologii nauki, a jednocześnie krytykuje ową metodologię

Z pewnością należy do niej obecnie znajomość definicyjna frazy denialista klimatyczny.

12 minut temu, Antylogik napisał:

Wyjaśniam: gdy mowa o zmianie temperatury, to chodzi o zmianę w określonym przedziale czasu. Logiczne, że skoro analiza polega na porównaniu zmian w obecnych czasach ze zmianami w okresach przeszłych, to bierze się taką samą skalę czasu, a robi się to w ten sposób, że cały okres globalnego ocieplenia w czasach przeszłych dzieli się na pod-okresy , tak że każdy pod-okres ma taką samą długość jak długość krótkiego okresu dla obecnych czasów.

Wzruszające. Proponuję najpierw dowiedzieć się jaka jest rozdzielczość czasowa i niepewność oszacowań historycznych temperatur z czasów zlodowaceń.

17 minut temu, Antylogik napisał:

Po raz drugi widzę, że takie osoby warto byłoby zablokować, bo zwyczajnie zaśmiecają forum, choćby popularno-naukowe, bredniami.

Każdy mierzy innych swoją miarą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
26 minut temu, peceed napisał:

Proponuję najpierw dowiedzieć się jaka jest rozdzielczość czasowa i niepewność oszacowań historycznych temperatur z czasów zlodowaceń.

O to już jest konkret, może do czegoś dojdziemy. Proszę podaj ową rozdzielczość czasową i niepewność oszacowań, a także wyjaśnij dlaczego zlodowaceń a nie ociepleń. + źródło. Fakty nie demagogia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 20.12.2019 o 18:20, peceed napisał:

Przede wszystkim 95% to jest... bardzo mała wartość pewności z naukowego punktu widzenia i została wybrana z przyczyn czysto socjologicznych. W szczególności można się zaśmiać, że jeśli eksperci są prawdziwie "niezależni" i jest ich 1300, to ich indywidualna pewność musi być dramatycznie niska jeśli dała tylko 95%, dla wszelkich praktycznych zastosowań nieodróżnialna od rzutu monetą. 

Jeśli modele i dostępne dane nie pozwalają na osiągnięcie pewności > 95%, to czy jedna małpa uzyska taki wynik, czy 1300 małp, 95% pozostanie. Różnica będzie tylko taka, że zwiększy się pewność tego oszacowania. I nic poza tym.

95% pewności to dużo czy mało? Zależy to od skali ryzyka, jaka jest stawka na stole i co jeszcze mamy w kieszeni.
Napisałeś gdzie indziej coś w stylu: "damy sobie radę", "postęp techniczny itd.", "ostatnie 250 lat"... Możliwe, ale po pierwsze jest to raczej niezbyt uprawniona ekstrapolacja z interpolacji (;)),  po drugie, żeby "dać sobie radę", to coś trzeba robić, bo sama nadzieja raczej w tym przypadku nie wystarczy, a po trzecie, jak na razie nie ma żadnych realnych podstaw do takiej nadziei - ani technicznych, ani politycznych, ani mentalnych, biorąc pod uwagę naturę i sposób (?)myślenia 99% Homo (?)sapiens:
https://streamable.com/xxg2z

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
21 godzin temu, ex nihilo napisał:

Możliwe, ale po pierwsze jest to raczej niezbyt uprawniona ekstrapolacja z interpolacji (;))

Nie ma w tym nic nieuprawnionego. Przede wszystkim realistycznie mówimy o wzroście poziomu morza o pesymistycznie 1m w ciągu 100 lat. To niewiele, i można sobie z tym bardzo tanio poradzić. Tam gdzie jest to opłacalne zbudujemy tamy i groble. Inne miasta przeniesiemy. W przypadku tak powolnego procesu można sobie planować to na kilkadziesiąt lat do przodu i odpowiednio wycenić. Pewne rejony zostaną zalane, inne zdrożeją. Miast nie planuje się na setki lat. Katastrofy nie będzie, zwykła adaptacja. Nasze możliwości budowania nowych budynków do tego czasu mogą być kilkadziesiąt razy większe niż obecnie, dzięki robotyce i szeroko rozumianemu "drukowaniu".

9 godzin temu, Astro napisał:

bo to myślenie życzeniowe, a nie naukowe

Nie mówimy o uderzeniu kilometrowej asteroidy, tylko o minimalnym wzroście poziomu morza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy pracujący nad Global Carbon Project, informują, że w bieżącym roku emisja CO2 ze spalania paliw kopalnych osiągnie rekordowo wysoki poziom. Z szacunków wynika, że do końca bieżącego roku ludzkość, spalając paliwa kopalne, wyemituje do atmosfery 37,4 miliardów ton dwutlenku węgla. To o 0,8% więcej niż w roku ubiegłym. Do tego należy dodać emisję związaną ze zmianami w użytkowaniu gruntów (np. wycinkę lasów), z której emisja wyniesie 4,2 miliarda ton. W sumie więc tegoroczna antropogeniczna emisja dwutlenku węgla osiągnie 41,6 miliarda ton, czyli o miliard ton więcej, niż w roku ubiegłym.
      W ciągu ostatniej dekady emisja ze spalania paliw kopalnych rosła, a z użytkowania gruntów zmalała aż o 20%, dzięki czemu średni poziom emisji utrzymywał się mniej więcej na tym samym poziomie. W bieżącym roku jest jednak inaczej. Rośnie zarówno emisja z paliw, jak i ze zmian użytkowania gruntu. W tym drugim przypadku jest to w znacznej mierze spowodowane przez susze, które pogarszają emisję ze zdegradowanych przez człowieka lasów.
      Pomimo rosnącej emisji autorzy raportu wykazują umiarkowany optymizm. Mówią, że po raz pierwszy widać wyraźnie, iż zmniejszanie wycinki lasów w ostatnich dekadach przynosi efekty, a coraz większy udział energii odnawialnej zarówno w energetyce, jak i transporcie, pokazuje, że szczyt zużycia paliw kopalnych jest coraz bliżej. Wciąż jednak nie wiadomo, jak odległy jest moment, gdy użycie paliw kopalnych zacznie spadać.
      Z przeprowadzonych szacunków wynika, że w roku bieżącym – w porównaniu z rokiem ubiegłym – emisja CO2 z węgla wzrośnie o 0,2%, z ropy naftowej o 0,9%, a z gazu o 2,4%. Udział tych paliw w emisji będzie wynosił, odpowiednio 41%, 32% i 21%. Uczeni przewidują, że emisja Chin, które odpowiadają obecnie za 32% emisji światowej, wzrośnie o 0,2%, chociaż możliwy jest też niewielki spadek. USA (13% globalnej emisji) zmniejszą swoją emisję o 0,6%. Indie (8% emisji CO2), wyemitują w bieżącym roku o 4,6% więcej niż w ubiegłym, a emisja UE (7%) zmniejszy się o 3,8%. Cała reszta świata wyemituje o 1,1% dwutlenku węgla więcej, niż w roku ubiegłym.
      Szacunki mówią też, że lotnictwo i transport morski, które emitują 3% całości CO2, a z których emisje nie są przypisywane do żadnego kraju, wyemitują o 7,8% więcej, ale wciąż będzie to o 3,5% mniej niż z czasów sprzed pandemii. Średni poziom CO2 w atmosferze w 2024 roku wyniesie 422,5 części na milion. To o 2,8 części na milion więcej niż w roku ubiegłym i o 52% więcej, niż w okresie przedprzemysłowym.
      Naukowcy zauważają też, że zjawisko El Niño doprowadziło do zmniejszenia absorpcji atmosferycznego CO2 przez ekosystemy w roku 2023, jednak sytuacja wkrótce powinna wrócić do normy. Lądy i oceany wciąż pochłaniają około połowy CO2 emitowanego przez człowieka.
      Uczeni z Global Carbon Budget uważają, że obecnie istnieje 50% ryzyko, że już za 6 lat każdy kolejny rok będzie o co najmniej 1,5 stopnia Celsjusza cieplejszy niż w okresie preindustrialnym. Stwierdzają również, że niemal skończył się czas, by powstrzymać globalne ocieplenie na poziomie poniżej 1,5 stopnia Celsjusza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Punktem wyjścia dla szacowania poziomu antropogenicznego ocieplenia jest zwykle rok 1850, kiedy na wystarczająco dużą skalę prowadzono wiarygodne pomiary temperatury. Jednak w roku 1850 rewolucja przemysłowa trwała od dawna, więc przyjmując ten rok jako podstawę dla pomiarów, trudno jest mówić o wpływie człowieka na temperatury na Ziemi od czasów preindustrialnych. Andrew Jarvis z Lancaster University i Piers Forster z University of Leeds, wykorzystali rdzenie lodowe z Antarktyki do opracowania nowej osi referencyjnej temperatur w czasach przedprzemysłowych.
      Uczeni przeanalizowali bąbelki powietrza zamknięte w rdzeniach lodowych i w ten sposób określili stężenie dwutlenku węgla w latach 13–1700. Następnie, zakładając liniową zależność pomiędzy koncentracją CO2 a temperaturami, obliczyli średnie temperatury panujące na Ziemi.
      Z pracy opublikowanej na łamach Nature Geoscience dowiadujemy się, że od okresu przed 1700 roku do roku 2023 ludzie podnieśli średnią temperaturę na planecie o 1,49 (±0,11) stopnia Celsjusza. Dodatkową zaletą wykorzystanej metody jest niezależna weryfikacja obecnych szacunków. Z badań Jarvisa i Forstera wynika, że od roku 1850 wzrost temperatury wyniósł 1,31 stopnia Celsjusza. Dokładnie zgadza się to z dotychczasowymi ustaleniami, ale badania z rdzeni lodowych są obarczone mniejszym marginesem błędu.
      Niektórzy eksperci uważają, że nowa metoda, chociaż sprawdza się teraz, może nie być przydatna w przyszłości. Nie wiemy bowiem, czy w nadchodzących dekadach liniowa zależność pomiędzy stężeniem dwutlenku węgla a temperaturą się utrzyma. Ich metoda bazuje na korelacji stężenia CO2 z antropogenicznym ociepleniem klimatu. Ta widoczna w przeszłości silna korelacja może być czystym przypadkiem i, w zależności od tego jak będą się układały proporcje CO2 i innych czynników w przyszłości, może się ona nie utrzymać, stwierdza Joeri Rogelj z Imperial College London.
      Richard Betts z Met Office chwali nową metodę, zauważa, że może dostarczać ona lepszych danych na temat przeszłości, ale nie widzi potrzeby zmiany punktu odniesienia dla badań nad ociepleniem klimatu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Oceany pochłaniają około 26% dwutlenku węgla emitowanego przez człowieka. Są więc niezwykle ważnym czynnikiem zmniejszającym nasz negatywny wpływ na atmosferę. Większość tego węgla – około 70% – wykorzystuje fitoplankton i inne organizmy żywe. Gdy one giną, resztki ich ciał opadają w postaci przypominającej płatki śniegu. Ten zawierający węgiel „śnieg” zalega na dnie, jest przykrywany osadami i pozostaje bezpiecznie zamknięty na bardzo długi czas, nie trafiając z powrotem do atmosfery. Jednak badania, których wyniki ukazały się właśnie na łamach Science wskazują, że proces ten nie wygląda tak prosto, jak byśmy chcieli.
      Grupa naukowców z Uniwersytetu Stanforda, Woods Hole Oceanographic Institution oraz Rutgers University zbudowała specjalny mikroskop, potocznie nazwany Gravity Machine, który pozwala badać mikroorganizmy i inne niewielkie elementy występujące w kolumnie wody o dowolnej długości. Okazało się, że „morski śnieg” nie opada na dno tak szybko, jak sądziła nauka. Mikroskop pozwolił na symulowanie zachowania „śniegu” w środowisku naturalnym i okazało się, że „płatki śniegu” ciągną za sobą śluzowe warkocze, która spowalniają ich opadanie. Czasem warkocze te całkowicie uniemożliwiają opadnięcie i „śnieg” pozostaje zawieszony w górnych częściach kolumny wody. Żyjące tam organizmy mogą go pochłaniać i w procesie oddychania wydalić do wody znajdujący się tam węgiel, a to z kolei zmniejsza tempo pochłaniania przez ocean CO2 z atmosfery.
      Mikroskop, za pomocą którego prowadzono badania, wykorzystuje koło o średnicy kilkunastu centymetrów. Do koła naukowcy wlewali wodę pobraną w oceanie na różnych głębokościach. Koło się obracało, a obecne w wodzie mikroorganizmy mogły swobodnie opadać pod wpływem grawitacji. Dzięki ruchowi obrotowemu koła, mikroorganizmy mogły bez końca opadać, w ten sposób możliwe jest symulowanie opadania na dowolną odległość. Temperatura, oświetlenie i ciśnienie wewnątrz koła dobiera jest odpowiednio do symulowanej głębokości, na której „znajduje się” badana próbka. Jednocześnie to, co dzieje się w próbce jest bez przerwy monitorowane za pomocą mikroskopu.
      Dzięki takiej konstrukcji instrumentu badawczego zauważono, że poszczególne „płatki śniegu” tworzą, niewidoczną goły okiem, śluzowatą strukturę ciągnącą się na podobieństwo warkocza komety. Odkrycia warkocza dokonano, gdy do próbki dodano niewielkie mikrokoraliki, by zbadać, jak będą one przepływały wokół „płatków”. Zauważyliśmy, że koraliki utknęły w czymś niewidzialnym, co ciągnęło się za płatkami, mówi jeden z badaczy. Bliższe badania pokazały, że ten śluzowaty warkocz dwukrotnie wydłuża czas pobytu „płatków” w górnych 100 metrach kolumny wody.
      Odkrycie pokazuje, że proces pochłaniania węgla przez oceany jest bardziej złożony niż sądziliśmy. Jest jednak mało prawdopodobne, by oznaczało ono, że oceany pochłaniają mniej węgla, niż sądzimy. Ilość tego węgla została bowiem określona metodami empirycznymi, więc wpływ warkocza został - choć nieświadomie - uwzględniony.


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od 2001 roku globalna emisja CO2 z pożarów lasów wzrosła o 60%, a w przypadku niektórych regionów lasu borealnego wzrost ten wyniósł niemal 300%, alarmuje międzynarodowy zespół naukowy. Eksperci z Wielkiej Brytanii, Brazylii, Hiszpanii, USA i Holandii, pracujący pod kierunkiem uczonych z University of East Anglia, podzielili światowe lasy na 12 „piromów”, jednostek, na których wzorce pożarów lasów są napędzane przez podobne czynniki, jak działalność człowieka, zjawiska naturalne czy zmiany klimatyczne. Przeprowadzili jedne z pierwszych badań, które w skali globalnej porównują pożary lasów z pożarami innych miejsc.
      Naukowcy wykazali, że jeden z największych „piromów” znajdują się w lasach borealnych Eurazji i Ameryki Północnej. Tam emisja z pożarów zwiększyła się niemal 3-krotnie w ciągu ostatnich 23 lat. Znaczący wzrost pożarów lasów zaobserwowano w lasach poza tropikami. Przyczyniły się one do dodatkowej emisji 500 milionów ton CO2 rocznie, a centrum tej emisji przesuwa się na północ.
      Zwiększenie emisji z pożarów lasów wiązane jest z dwoma czynnikami. Pierwszy to coraz częstsze pojawianie się wielkich upałów i suszy, które sprzyjają powstawaniu pożarów. Czynnik drugi to bardziej bujna roślinność, która zapewnia paliwo pożarom. Oba trendy są znacznie bardziej widoczne na wyższych szerokościach geograficznych na północy, które ocieplają się około 2-krotnie szybciej od światowej średniej.
      Badania pokazały, że w ciągu ostatnich dwóch dekad nie tylko zwiększyła się częstotliwość pożarów, ale również stały się one bardziej intensywne. Współczynnik spalania węgla, za pomocą którego mierzy się intensywność pożarów, wzrósł w badanym okresie o 50%. Wzrost zasięgu i intensywności pożarów lasów doprowadził do znacznego zwiększenia emisji do atmosfery. Obserwujemy też zdumiewające przesuwanie się głównego regionu pożarów na północ. Tłumaczymy to coraz większym wpływem zmian klimatu na lasy borealne, mówi główny autor badań, doktor Matthew Jones z UEA. Jeśli chcemy ochronić najważniejsze ekosystemy leśne przed rosnącym zagrożeniem pożarowym, musimy ograniczyć globalne ocieplenie, a to pokazuje, jak ważne jest zmniejszenie emisji, dodaje.
      W wyniku zwiększającej się liczby pożarów, ich rosnącej intensywności i przesuwania się głównego pasa pożarów na północ, lasy poza tropikami emitują już o 500 milionów ton CO2 rocznie więcej niż przed 20 laty. To też oznacza, że dochodzi do coraz większego zachwiania równowagi pomiędzy ilością CO2 przechwytywanego z powietrza przez lasy, a ilością, jakie lasy emitują.
      Szybkie przesuwanie się pożarów na obszary poza lasami tropikalnymi to widoczny znak rosnącej wrażliwości lasów na pożary. Wiemy, że po bardzo intensywnych pożarach las się słabo odradza, więc obecnie specjaliści z coraz większym zainteresowaniem badają, jak zwiększenie intensywności pożarów będzie wpływało w najbliższych dekadach na możliwości przechwytywania dwutlenku węgla przez lasy, stwierdza Jones.
      Wzrost intensywności i liczby pożarów lasów zbiega sę ze zmniejszeniem pożarów tropikalnych sawann. Wcześniejsze badania wykazały, że od roku 2001 całkowity obszar zniszczony przez pożary (zarówno terenów leśnych, jak i poza lasami), zmniejszył się o 25%, a główną przyczyną spadku jest mniej pożarów sawann. To niepokojący trend, gdyż podczas pożarów lasów dochodzi do znacznie większej emisji szkodliwych substancji, co zagraża zdrowiu zarówno mieszkańców okolic, w których wybuchł pożar, jak o osób mieszkających dalej, gdzie wiatr zanosi dym z pożarów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Żelazo jest niezbędne do życia. Bierze udział w fotosyntezie, oddychaniu czy syntezie DNA. Autorzy niedawnych badań stwierdzili, że mogło być tym metalem, który umożliwił powstanie złożonych form życia. Dostępność żelaza jest czynnikiem decydującym, jak bujne życie jest w oceanach. Pył z Sahary nawozi Atlantyk żelazem. Badacze z USA i Wielkiej Brytanii zauważyli właśnie, że im dalej od Afryki, tym nawożenie jest skuteczniejsze.
      Żelazo trafia do ekosystemów wodnych i lądowych z różnych źródeł. Jednym z najważniejszych jest jego transport z wiatrem. Jednak nie zawsze żelazo jest w formie bioaktywnej, czyli takiej, w której może być wykorzystane przez organizmy żywe.
      Autorzy omawianych tutaj badań wykazali, że właściwości żelaza, które wraz z saharyjskim pyłem jest niesione z wiatrami na zachód, zmieniają się w czasie transportu. Im większa odległość, na jaką został zaniesiony pył, tym więcej w nim bioaktywnego żelaza. To wskazuje, że procesy chemiczne zachodzące w atmosferze zmieniają żelazo z forma mniej na bardziej przystępne dla organizmów żywych.
      Doktor Jeremy Owens z Florida State University i jego koledzy zbadali pod kątem dostępności żelaza cztery rdzenie pobrane z dna Atlantyku. Wybrali je ze względu na odległość od tzw. Korytarza Pyłowego Sahara-Sahel. Rozciąga się on pomiędzy Czadem a Mauretanią i jest ważnym źródłem żelaza niesionego przez wiatry na zachód. Pierwszy rdzeń pochodził z odległości 200 km od północno-zachodnich wybrzeży Mauretanii, drugi został pobrany 500 km od wybrzeży, trzeci ze środka Atlantyku, a czwarty to materiał pochodzący z odległości około 500 km na wschód od Florydy. Naukowcy zbadali górne 60–200 metrów rdzeni, gdzie zgromadzone są osady z ostatnich 120 tysięcy lat, czyli z okresu od poprzedniego interglacjału.
      Analizy wykazały, że im dalej od Afryki, tym niższy odsetek żelaza w osadach. To wskazuje, że większa jego część została pobrana przez organizmy żywe w kolumnie wody i żelazo nie trafiło do osadów. Sądzimy, że pył, który dociera do Amazonii czy na Bahamy zawiera żelazo szczególnie przydatne dla organizmów żywych.[...] Nasze badania potwierdzają, że pył zawierający żelazo może mieć duży wpływ na rozwój życia na obszarach znacznie odległych od jego źródła, mówi doktor Timothy Lyons z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...