Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Wkrótce urodzi się siedmiomiliardowy Ziemianin

Rekomendowane odpowiedzi

@mikroos

Mam pełną świadomość o tym iż kredytobiorcy są równie winni, tylko nie ująłem tego uznając to za oczywiste, mój błąd.

Masz rację, najłatwiej krytykuje się wszystko co wielkie w naszym otoczeniu z racji swoich rozmiarów co stało się naturalne, ale czy to dobrze czy nie, nie mnie to osądzać. Gdybym zamiast USA i korporacji użył innych argumentów to tak czy siak przekaz pozostałby ten sam, a dlatego ich użyłem ponieważ łatwiej dotrzeć do odbiorcy posługując się bieżącymi wydarzeniami.

 

@Tomek

To tylko napędza błędne koło, zawsze jest alternatywa, ale każdy żyje wg. własnych reguł i generalnie należy to uszanować. Grunt to być szczęśliwym w życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zapominaj o tym, że kredyt zaciąga się na własne życzenie i w pełni dobrowolnie. ...

Nie zupełnie. Jestem przypadkiem który właśnie analizuje wszystko zdroworozsądkowo. Właśnie z tego powodu aktualnie nie posiadam żadnego kredytu. Oczywiście nie posiadam w związku z tym mieszkania na własność. Czekam aż bańka mieszkaniowa pęknie, co jak mam nadzieję, już zaczyna się dziać.

Wolno rynkowe mechanizmy na które liczę:

- za dużo mieszkań na rynku w stosunku do zainteresowanych, to cena spada

- ludzie pobrali przewartościowane kredyty i nie stać ich na spłatę, to mieszkania trafiają na rynek i cena spada

- developerzy w konsekwencji schodzą z marżą do średniem marży europejskiej i cena spada

 

Ale w Polsce działa to inaczej i z przerażeniem widzę jak spełnia się następujący scenariusz.

Mieszkania się nie sprzedają, więc lobby developerów idzie do rządu i się skarży, że ludzie nie kupują. W konsekwensji mieszkania zostają wykupione na cele społeczne po aktualnych cenach. Cena mieszkań utrzymuje się nadal wysoko.

Ludzie którzy pobrali kredyty i nie mogą ich spłacić.

Rząd więc natychmiast reaguje: ogłasza chęć pomocy w spłacaniu kredytów hipotecznych i budowie sieci wsparcia dla osób jako narzędzia do walki z kryzysem. Ponadto przeciwko spadaniu cen wprowadza programy typu: "rodzina na swoim".

 

Narazie nadal utrzymuję swoje zdroworozsądkowe podejście, które mówi, że skoro fundament jest słaby to wszystko to jednak padnie. Ale pewny tego, że to mi się opłaci, to nie jestem.

 

Dopowiedź:

Tak, kredyt się bierze na własne życzenie. Jednocześnie niewiadomo jeszcze, czy nie powiniennem wziąć kredytu na maxa niezależnie od tego, czy będę w stanie go spłacić. Może się okazać, że sam nie będę miał mieszkania i jestem frajerem, bo w podatkach za opłaciłem mieszkania innym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W konsekwensji mieszkania zostają wykupione na cele społeczne po aktualnych cenach.

Co dokładnie masz na myśli?

 

Co do pozostałej części wypowiedzi - zgadzam się, że rynek wciąż nie funkcjonuje u nas do końca prawidłowo. Mimo to fakt pozostaje jednak ewidentny - zarówno osoby prywatne, jak i firmy biorą kredyty na własne życzenie i one także biorą udział w pompowaniu tej bańki, bo kupują coś, na co ich de facto nie stać (a jedynie zakładają, że będzie ich stać). Czy rynek (a wraz z nim system) padnie, tego nie wiem, ale tak naprawdę nie tego mój post dotyczył - skupiłem się raczej na wskazaniu winnych, a przynajmniej na pokazaniu, że globalne korporacje nie byłyby w stanie narobić tylu szkód bez aktywnego udziału ludzkiej głupoty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W konsekwensji mieszkania zostają wykupione na cele społeczne po aktualnych cenach.

 

Sprawdziłem informacje i znalazłem jedynie, że takie plany były rozważane w 2009 przez ratusz w Wwie.

Poza tym brak jakiś szczególnych informacji. Po prostu musiałem to mocno zapamiętać.

http://wyborcza.pl/1,76842,6903676,Stoleczny_ratusz_kupi_hurtem_mieszkania_od_deweloperow_.html

 

Generalnie postanowiłem przenieść się z Warszawy do Olsztyna, co chciałem wszystkim polecić, ponieważ:

- ceny tranzakcyjne mieszkań o połowę mniejsze, i stale spadają

- ceny gruntów około 10km od centrum zdecydowanie mniejsze i można znaleść własną ziemię przy jeziorze

- nie stoi się w korkach

- 11 jezior w obrębie miasta, w większości można się kąpać

- do lasu również blisko

- za 50 pln ostatnio nakupiłem 2 skrzynie warzyw na prawdziwym rynku od prawdziwych rolników

- region się stale rozwija, Olsztyn to jedyne miasto które obok Warszawy i Krakowa, wg GUSu będzie miało dodatni przyrost

- górnicy do Olsztyna nie mają po co przyjeżdżać z petardami, zresztą antyglobaliści również :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
To tylko napędza błędne koło, zawsze jest alternatywa, ale każdy żyje wg. własnych reguł i generalnie należy to uszanować. Grunt to być szczęśliwym w życiu.[/size] 

Grunt to znalezienie się w Jej snach.

 

''Dałem Ci wszystko co mam, wystarczy już.

Łudziłem się że Cie znam,tak było no cóż.

Jesteś tuż obok za szkłem, co dzieli nas, jak cienki lód

Brak mi nadziei bo wiem, nie stanie się cud.

 

Nie połączy nikt ognia i wody, i nic więcej nie zdarzy się.

Nie zakwitną różane ogrody, już teraz wiem.

 

Ref.Puste noce i dni (puste noce i dni),

To za mało by żyć(to za mało by żyć),

Oczy zimne jak Ty, za mało by żyć, i nie mów że kochasz mnie.

Pękła ostatnia nić(pękła ostatnia nić),

To za mało by żyć(to za mało by żyć),

Moja miłość to nic(to nic), dziś widzę że (widzę że), to za mało by żyć(to za mało by żyć)

 

2.A kiedy, śpisz obok mnie spokojna tak,

Kto inny jest w Twoim śnie, na pewno nie ja.

Patrzę na Ciebie i wiem, na pewno już mam tego dość.

Nie chcę żyć obok jak cień, jak obcy Ci ktoś.

 

Jestem ogniem, a Ty jesteś lodem.

To co było skończyło się.

Miłość znikła gdzieś jak kamień w wodę,

Już nie ma jej (nie ma jej).

Ref.Puste noce i dni (puste noce i dni),

To za mało by żyć(to za mało by żyć),

Oczy zimne jak Ty, za mało by żyć, i nie mów że kochasz mnie.

Pękła ostatnia nić(pękła ostatnia nić),

To za mało by żyć(to za mało by żyć),

Moja miłość to nic(to nic), dziś widzę że (widzę że), to za mało by żyć(to za mało by żyć)''

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ZolV

 

Oj od praw ekonomii (wolnego rynku) nie uciekniesz

 

Jeśli jak pisesz ceny mieszkań spadają, widocznie rynek weryfikuje za wysokie ceny wytyczone przez deweloperów. Ale skoro piszesz że Olsztyn się rozwija i przybywa mieszkańców, to znaczy że będzie zapotrzebowanie na mieszkania i wkrótce ceny zaczną rosnąć, a nie bedą spadać dalej. A wszystko ma swoje plusy i minusy, a porównanie Olsztyn Warszawa widzę tak:

 

O-cena mieszkania połowa tego co w W, W-średnia płaca o połowę wyższa, rachunek ekonomiczny całego Twojego życia na korzyść W. (jeśli doliczyć żonę to różnica będzie b.duża)

 

O-bliżej nad jezioro do lasu, W-jest gdzie pójść na ciekawe wydarzenie do teatru, kina, stadion: mecz czy koncert

 

O-tanie świeże płody rolne, W- LOTNISKO!!!!, łatwo Ci będzie polecieć wszędzie za granicę,

 

O-brak korków po mieście, ale: W-wszystko co chcesz kupić masz w sklepach, w O niekoniecznie

O-dzieci bez korków dowozisz do szkoły, ale w W -szkoły na wyższym poziomie, a więc w O płacisz i dowozisz na zajecia dodatkowe aby miały to samo wykształcenie co w W.

 

O-brak pikiet, spokojniejsze życie: choć Ćwierkają ptaszki  szumią drzewa, Placido Domingo tu jednak nie zaśpiewa  :)

 

O-bliżej nad morze, W-bliżej w góry  :P

 

Teraz duży + Warszawy:

W-łatwość znalezienia pracy, w O -jedynie w wybranych zawodach

 

 

I tak można długo wybór należy do Ciebie, ps. ja żyję na uboczu dużego miasta, prawie wieś, a do centrum mam 5min autem i chwalę sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ZolV

ps. ja żyję na uboczu dużego miasta, prawie wieś, a do centrum mam 5min autem i chwalę sobie.

 

W kwestii formalnej: żadne szanujące się duże miasto nie pozwala dojechać do swojego centrum w pięć minut.

:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W kwestii formalnej: żadne szanujące się duże miasto nie pozwala dojechać do swojego centrum w pięć minut.

:P

 

A gdzie napisałem, że mieszakam w szanującym się mieście? w dużym, ale bylejakim :)

Da się i w cztery minuty, ale musiałbym zmienić auto na sportowe i przeznaczyć mały budżet na mandaty  :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@mikroos

Masz rację. Myślę że to też w dużym stopniu zależy od kalibru. Pełno jest głupich i niegospodarnych ludzi rozpasanych przez "dobrobyt bankowy", którzy biorą kredyty bo tak jest łatwiej im, zamiast przyoszczędzić na dobra których pożądają. Znam jednak starszych (i nie tylko starszych!) ludzi którzy biorą kredyt w banku, bo nie starcza na doczesne życie. To samo dotyczy mieszkań, jaki wybór ma młody człowiek, który powinien mieć szansę usamodzielnienia się bez stawania się niewolnikiem banku na 35 lat.

Co do pozostałej części wypowiedzi - zgadzam się, że rynek wciąż nie funkcjonuje u nas do końca prawidłowo.

U nas promuje się lenistwo i ukazuje że bardziej się opłaca cwaniakować, kraść, byle nie pracować uczciwe, bo i tak ci skarbówka zabierze. Człowiek który więcej pracuje, o wiele bardziej się stara, ma więcej płacić na nierobów i 50 letnich emerytów.

@ZolV

Oby tak się stało. Niewątpliwe deweloperzy będą się opierać, to pewne.

@Piotrek

Masz rację. Wątpię czy można być szczęśliwym mając bat nad głową, fizyczny czy psychiczny to już nie ma znaczenia. Ja się cieszę, że jestem trochę poza tym wszystkim, chociaż do końca się nie da. Cieszę się jednak tą wolnością którą mam :)

Więcej dopiszę jutro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę już edytować, więc dopisuje kolejny post

 

@romero

Warszawa...

W Warszawie pensja o połowę wyższa a jedzenie i różne produkty 2-3 razy wyższe niż w innych regionach polski... Ot np. sprawdź sobie na Allegro jakąś rzecz którą chcesz kupić, powiedzmy z " całej Polski", a potem zawęź poszukiwania do Warszawy. Generalnie w Warszawie się coraz mniej ludziom płaci, bo przyjedzie wsiok, któremu rodzina dostarcza jedzenie, wysyła pieniądze i taki zgadza się pracować za miesiąc za jakąś pracę 500 - 800 zł, za co tobie nie będzie się opłacać pracować za 2k, bo nie mając wsparcia nie wyżyjesz w Warszawie z taką kasą.

 

W Warszawie masz gdzie pójść, a tam tylko las... masz gdzie pójść jak masz kasę, i to całkiem sporo. By bez skrępowania się zabawić, licz co najmniej 50 zł, optymalnie ze 100 zł. Tak się składa że mieszkam całkiem niedaleko stadionu Legii. Czasami w dniu kiedy jest mecz, o 2 w nocy potrafi obudzić grupa kibiców drąca ryj na całe gardło, coś w stylu: "Polonia k...ą jest!"

 

Lotnisko... o ja pierdziele. O_o. Po prostu n i e  d o  w i a r y. Całe moje życie nigdy z tego lotniska nie korzystałem, ani nikt z mojej rodziny. Możesz sobie polecieć, oczywiście jeżeli masz 1,5k na lot gdzie do kraju Europejskiego. Mogę się mylić co do ceny.

 

W Warszawie wszystko możesz kupić w sklepach... możesz wszystko kupić co kupują masy, co jest często kupowane. Dużo jest wszystkiego to fakt, jednak zazwyczaj jak czegoś potrzebowałem bardziej specjalistycznego, to kończyło się tak, że zamawiałem na Allegro od kogoś, to nie żart, z miejscowości typu "Pcim" czy "Paździmiechy".

 

Szkoły na wyższym poziomie... niewątpliwie masz duży wybór szkół, ale jest tu ogromne rozwarstwienie, od szkoły dla totalnych idiotów i mętów, poprzez faktycznie elitarne szkoły.

 

Placido Domingo tu raczej nie zaśpiewa... oczywiście w Warszawie zaśpiewa. Na wianki potrafią kogoś takiego, że wow! sprowadzić na koncert, z drugiej strony na coś lepszego realnie idziesz na zamknięty koncert, gdzie bilet 200 - 1k zł.

 

Dodać warto w przeciwieństwie do "ptaszków ćwierkających", ciągły szum samochodów, ulicy, szybkiego życia. Tutaj czujesz pęd życia i jakby maszynkę mielącą miasto. Inaczej tego nie wyrażę. Kto żył w Warszawie dłużej zrozumie też o co chodzi z ciągłą nerwową i spiętą atmosferą. Na ulicy nie uraczy cię raczej uśmiechnięty człowiek, to rzadkość.

 

Obecnie co do pracy, tak szybko w Warszawie nie zmienisz, jest o nią tutaj również bardzo ciężko. Dlaczego, to napisałem wcześniej. Po prostu za dużo ludzi tu gna. Rozmowy kwalifikacyjne to gonitwa szczurów, tak samo jak w większości prac panuje bardzo nerwowa atmosfera.

 

Gdybym miał możliwość, to sam był zwiał z tego miasta. Pewnego dnia to zrobię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Znam jednak starszych (i nie tylko starszych!) ludzi którzy biorą kredyt w banku, bo nie starcza na doczesne życie.

Przypuszczam, że mówisz o pożyczkach - kredytów osobom starszym się z zasady nie udziela (a różnica pomiędzy kredytem a pożyczką jest ogromna - warto doczytać, mówię to bez złośliwości). Z drugiej jednak strony rozumiem dramat tych osób, ale zadłużanie się, gdy ma się świadomość braku środków na spłatę tegoż zadłużenia, to mimo wszystko najgorsze możliwe rozwiązanie.

To samo dotyczy mieszkań, jaki wybór ma młody człowiek, który powinien mieć szansę usamodzielnienia się bez stawania się niewolnikiem banku na 35 lat.

A co to znaczy: "powinien mieć"? Zarobić nie łaska? "Powinien mieć" tylko to, na co sobie zasłużył albo zarobił - a jak nie ma, to niech kombinuje, myśli i się kształci, a lepszą pracę znajdzie na pewno, o ile będzie przedstawiał wartość dla tej czy innej firmy.

 

BTW polecam lekturę na temat procenta składanego: http://www.edukacjakonsumencka.pl/oszczedzanie/45-oszczedzanie/116-procent-skladany. Naprawdę ogromna wiekszość ludzi jest w stanie sobie pozwolić na zakup mieszkania w wieku tych 35 lat, o ile tylko zostanie wychowana przez odpowiedzialnych rodziców.

 

U nas promuje się lenistwo i ukazuje że bardziej się opłaca cwaniakować, kraść, byle nie pracować uczciwe, bo i tak ci skarbówka zabierze.

To jest osobna kwestia i tu pełna zgoda. Polski system nie rozpieszcza, ale po swoim otoczeniu (kto wie - może miałem szczęście, a może faktycznie tak jest?) widzę, że ciężka praca i dokształcanie się prędzej czy później zwracają się z nawiązką. Konieczne jest jednak to, żeby zawsze robić coś ponad minimum, czasem nawet za darmo, nawet jeśli czasami ten czy inny nazwie to frajerstwem. Jeśli ma się łeb na karku, prędzej czy później ktoś to zauważy i wynagrodzi.

 

Problem w tym, że rzeczywistość pokazuje, że jakieś 95% studentów w tym smutnym kraju nie stara się o solidne praktyki w trakcie studiów, a potem robią tytuł magazyniera i w pierwszej pracy żądają 3K na rękę, bo przecież mają wyższe... Do ludzi nie dociera, że formalne wykształcenie jest nic niewarte, jeśli nie jest poparte a) łbem na karku :) odpowiedzialnością c) pracowitością d) pomysłem na siebie (kolejność przypadkowa). W końcu usiąść na d... i marudzić jest w tym kraju zawsze łatwiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Tomek

 

W wielu kwestiach zgoda, ale zauważ skoro liczba ludności Wawy się powiększa, czyli więcej osób przyjeżdża niż się wyprowadza. Czyli więcej ludzi chce tych zalet, a mniej przeszkadzają wady. Wśród moich zanajomych są osoby, które się tam przeniosły, ale też dojeżdżające (sic!) tam do pracy, czyli właściwie z rodziną są w nocy i weekendy bo dzień pracy z dojazdem to 14-16godz.

Ceny, może głupio mi się wypowiadać jak byłem w Wawie kilka lat temu, ale zastanawiam się czy w dyskontach typu Lidl, Biedronka, ceny nie są te same w całej sieci. Usługi zgoda, będą dużo droższe. Kiedyś jak jeździłem po Polsce (praca) to tankowałem gaz w W. bo było najtaniej !

Allegro też się wściekam że u mnie w mieście nie ma tego czego chce. Czasem jest to w tym Pcimiu, ale często jest w Wawie, a mi się nie chce jechać 150km, a bez oglądania, przymiarki też nie kupię.

Lotnisko, jest u mnie lokalne, akurat znajomi latają do Anglii czy Niemiec bilety, nawet 50 czy 80 Euro, taniej niż autokar, trzeba tylko zamówić wcześniej Ale jakbym chciał lecieć raz do roku na wakacje do tzw. ciepłych krajów to tylko z Wawy, czy np. Gdańska, wylot o 6-tej, czyli 2-3godz przed wylotem masz być na lotnisku, 3 godz dojazd więc o 23-ciej wychodzisz z domu, całą noc musisz nie spać by polecieć na wakacje, a z Olsztyna to będzie jeszcze gorzej. Więc ja jeżdżę autokarem.

Byłem raz na koncercie Michela J., gdzie oczywiście w Wawie, po koncercie powrót do domu, w domu byłem o 4 nad ranem :)

Huliganeria drąca japy, i np urywająca lusterka, wycieraczki w autach. To nie jest specjaność W. wszędzie tak masz!!

Tempo życia -albo to lubisz albo nie. Ja nie, więc do W. się nie przeniosłem.

Generalnie znajomi wyrażają się źle o W. Wolą 3-miasto, Poznań czy Wrocka, choć znam takich, dla których ten ostatni, choć go chwalili, był zbyt ich ograniczający i w końcu wylądowali w Abu-Dabi.

Mówi się że z Warszawie się dobrze pracuje, ale w Sopocie, czy Wrocku fajnie żyje, a zarobki nie gorsze.

A u mnie w mieście choćbyś miał wyższe, kilkuletnią praktykę w zawodzie na stanowiskach kierowniczych, w tym też w USA, Austria jak ktoś z mojej rodziny, to dostaniesz pracę za 2kzł z małym ogonkiem, jak powiedział że chce 4 to go wyśmiewali. Takie są prowincjonalne miasta z recesją i dużym bezrobociem, choćby i liczyły kilkaset tys. mieszkańców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz widzę, że prowadzenie własnej działalności i do tego przez internet daje wolność.

Dzięki temu nie mam problemu ze zmianą pracy wraz ze zmianą miejsca zamieszkania.

 

Jak napisał Tomek: "W Warszawie masz gdzie pójść, a tam tylko las"

Zatem dla jednego plusy mogą być minusami i na odwrót :)

Uwielbiam las i jeziora o każdej porze roku i nie jestem typem imprezowicza.

 

 

Warszawę jednak zareklamuję.

---------------------------

 

Nie ma lepszego miejsca (ja nie znam) w którym jest tyle możliwości.

Jest to idealne miejsce na start. Za czasem można się wszystkiego nauczyć.

A nauczy właśnie ta "maszynka mieląca miasto", po prostu wrzuca na inne tory.

Wystarczy przyjechać i być otwartym, z czasem wymyślić cel i do niego dążyć.

Warszawa daje doświadczenie, które według mnie jest najważniejsze.

 

Oczywiście nie wszyscy ludzie są przyjaźni  ale wystarczy z czasem filtrować odpowiednio znajomości i okaże się że w Warszawie jest masa otwartych i przyjaznych ludzi.

 

Wszystkie problemy Warszawy tak na prawdę są problemami komunikacyjnymi.

Przecież nie istniał by problem niedostępności mieszkań (dla mnie podstawowy), gdyby można byłoby szybko do centrum dojechać. Istnieje jedynie jedna linia metra i nitki kolejowe. Już nawet nie chcę wspominać, że aktualnie Warszawa jest koszmarem komunikacyjnym wewnątrz. Z jednej strony miasto podzielone rzeką, z drugiej torami jak tort, chociaż przez rzekę przynajmniej da się przejechać.

 

p.s. @mikroos

Ten link z "116-procent-skladany" nie działa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z drugiej jednak strony rozumiem dramat tych osób, ale zadłużanie się, gdy ma się świadomość braku środków na spłatę tegoż zadłużenia, to mimo wszystko najgorsze możliwe rozwiązanie.

Jeżeli się nie ma na jedzenie, to nie wiem czy najgorsze. Osiemdziesięcioletni człowiek raczej nie pójdzie do pracy. Pamiętam jak wieczorem kiedyś gdy sobie chadzałem na spacery zaczepiła mnie starsza pani, ok. właśnie 80 lat i pytała czy bym jej nie dał na chleb, bo z emerytury jej nie wystarcza. Płakała przy mnie, że musi się poniżać żebraniem.

A co to znaczy: "powinien mieć"? Zarobić nie łaska? "Powinien mieć" tylko to, na co sobie zasłużył albo zarobił - a jak nie ma, to niech kombinuje, myśli i się kształci, a lepszą pracę znajdzie na pewno, o ile będzie przedstawiał wartość dla tej czy innej firmy.

Powinna to być realna perspektywa dla człowieka młodego. Pół miliona złotych jest realną perspektywą dla malej ilości ludzi.

BTW polecam lekturę na temat procenta składanego: http://www.edukacjakonsumencka.pl/oszczedzanie/45-oszczedzanie/116-procent-skladany. Naprawdę ogromna wiekszość ludzi jest w stanie sobie pozwolić na zakup mieszkania w wieku tych 35 lat, o ile tylko zostanie wychowana przez odpowiedzialnych rodziców.

Jakoś mi się nie chce w to wierzyć, nie za te pieniądze. Z drugiej strony chcesz do 35 roku życia z rodzicami mieszkać? Podobno średnia Europejska to 10 lat mniej.

widzę, że ciężka praca i dokształcanie się prędzej czy później zwracają się z nawiązką.

Masz rację. Trzeba mieć w tym jednak, jak sam podkreśliłeś szczęście i trafić na uczciwych ludzi. W większości firm naprawdę wykorzystują ludzi przychodzących za darmo pracować, kusząc etatem "jak się sprawdzi". Tak robią z każdym kolejnym młodym naiwnym człowiekiem. Albo popatrz na "znajomości". Zapytam inaczej, zrobiłeś w końcu ten doktorat?

Co do reszty w 100% się zgodzę, jak trafisz na fajnych ludzi, chociażby w pracy i zapierdzielasz na 200% to docenią cię ludzie i będziesz miał z tego profity.

Co do uczelni obecnie uważam, że nauka jako taka staje się zbędna. Zastanawiam się gdzie w tym wszystkim jest haczyk. Dzisiaj liczą się kursy i umiejętności. Niestety uczelnie nie uczą, raczej dają wykłady i to z nieprzydatnych, bezwartościowych rzeczy. Czym jest wiedza niepoparta działaniem?

 

@romero

W tym problem że tyle ludzi przyjeżdża. Ludzi coraz więcej, a pracy jakoś szczególnie nie przybywa. Tak naprawdę przyjezdni odbierają pracę tym co tu żyją, a najgorsze jest to że jeszcze jak głupi się poświęcają. Gdyby nie przyjezdni, to faktycznie wynagrodzenie tutaj mogłoby być przeciętnie na poziomie tych 3k zł miesięcznie. Generalnie jestem za tym by Warszawę zamknąć dla przyjezdnych w celach zarobkowych, a także oddzielić od Mazowsza i znieść Janosikowe.

Warszawa jest zdecydowanie najdroższym miastem. Wystarczy wyjechać poza by się przekonać, lub przyjechać do. Z niektórymi rzeczami może być różnie. Przykład. Puszka coli w Wawie kosztuje 2,2 do 2,5 zł. 10km od Warszawy potrafi być już po 1,5.

Lotnisko, to kwestia wyboru. Niewygody trochę musi być :)

Większość ludzi których znam, a nie są przyjezdni, źle się wyraża o Warszawie.

Co do innych miast, to nie wiem, nie byłem, nie żyłem nawet nie mam info. Wiem tylko bardzo dobrze jak jest w Warszawie.

ostatnio byłem w takich kilku prowincjonalnych mieścinach, niestety masz rację, tam jest także prowincjonalne myślenie.

@ZolV

ZolV! Jeszcze raz przeczytaj cały fragmęt, a zrozumiesz że początek tego akapitu jest całkowitym zaprzeczeniem pierwszego zdania! ;) Jest dosłownie odwrotnie, ale to dosłownie. Uwielbiam las, ćwierkanie ptaka, łąki, itp. Dlatego kiedy tylko mam okazje uciekam z miasta :) Też zdecydowanie nie jestem typem imprezowicza :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jeżeli się nie ma na jedzenie, to nie wiem czy najgorsze. Osiemdziesięcioletni człowiek raczej nie pójdzie do pracy.

Na całe szczęście mamy jeszcze w Polsce ogrom organizacji pomocowych, ale wielu ludzi najwidoczniej nie chce z nich skorzystać. Jak na ironię, wielu z tych bardzo biednych emerytów woli też dać kasę na mendę z Torunia zamiast przeznaczyć je na siebie, a wielu innych woli zafundować nową inwestycję mendy z Torunia w spa zamiast przeznaczyć tę samą kasę na organizacje pomocowe, jak choćby Caritas (też kościelny, a mimo to jakby nieco inny...)

Powinna to być realna perspektywa dla człowieka młodego.

Ależ jest! Tyle, że trzeba na to zapracować, edukować się, szukać pracy, nierzadko poświęcać się. A u nas ludzie mają żądania rodem z zachodniej Europy, ale nastawienie do pracy i samokształcenia (nauka nie kończy się w momencie ukończenia studiów!!!) jeszcze rodem z PRL-u. I tu jest największy problem.

Pół miliona złotych jest realną perspektywą dla malej ilości ludzi.

Wprost przeciwnie - odsyłam jeszcze raz do hasła procenta składanego.

Z drugiej strony chcesz do 35 roku życia z rodzicami mieszkać?

Nie muszę. Nie pochodzę z zamożnej rodziny, a mimo to uczyłem się od dziecka pracy i odpowiedzialności, co zaowocowało nienajgorszymi studiami (i opłacaniem studenckiego mieszkania), a dziś - dobrą pracą. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że własną pracą i bez znajomości (chyba, że tych wyrobionych czystą pracą - ale takie znajomości wręcz pochwalam) zaczynam się czegoś dorabiać.

Podobno średnia Europejska to 10 lat mniej.

A we Włoszech jest to jeszcze 10 lat więcej niż u nas. I co, Włochy to biedny kraj?

Masz rację. Trzeba mieć w tym jednak, jak sam podkreśliłeś szczęście i trafić na uczciwych ludzi.
Albo mieć łeb na karku.
W większości firm naprawdę wykorzystują ludzi przychodzących za darmo pracować, kusząc etatem "jak się sprawdzi".

I dlatego trzeba mieć łeb na karku albo pracować na tyle dobrze, żeby to firmie opłacało się starać o Ciebie :) Ale tu znów wracam do pracowitości i zdobywania praktyki.

Zapytam inaczej, zrobiłeś w końcu ten doktorat?

Nie, bo ostatecznie wybrałem inną drogę - i dziś naprawdę tego nie żałuję.

Co do reszty w 100% się zgodzę, jak trafisz na fajnych ludzi, chociażby w pracy i zapierdzielasz na 200% to docenią cię ludzie i będziesz miał z tego profity.

A na co liczyłeś? Że skończysz Wyższą Szkołę Gier i Zabaw z wynikiem średnim, a potem - pomimo zerowej praktyki - trafisz do najlepszej firmy w branży i będziesz siedział za biurkiem z kubkiem w ręku, a na koncie samo będzie przybywało? :P No błagam :)

Co do uczelni obecnie uważam, że nauka jako taka staje się zbędna. Zastanawiam się gdzie w tym wszystkim jest haczyk. Dzisiaj liczą się kursy i umiejętności. Niestety uczelnie nie uczą, raczej dają wykłady i to z nieprzydatnych, bezwartościowych rzeczy. Czym jest wiedza niepoparta działaniem?

A ile miesięcy praktyk zawodowych odbyłeś do tej pory po 18. roku życia z własnej inicjatywy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Na całe szczęście mamy jeszcze w Polsce ogrom organizacji pomocowych, ale wielu ludzi najwidoczniej nie chce z nich skorzystać.

Bo nawet o nich nie wie, a wielu po prostu wstyd jest prosić.

Co do Caritasa, to miałem sam z nim ciekawe przejście Owszem z Caritasu ci dadzą, jeżeli jesteś bezwzględnie im posłuszny.

Ależ jest! Tyle, że trzeba na to zapracować, edukować się, szukać pracy, nierzadko poświęcać się.

W większości racja. Jednak nie podoba mi się fakt, że przyjmuje się ludzi na darmowe starze, obiecując przedłużenie umowy, a potem i tak ich wyrzuca po skończonym stażu. Tak jest w większości firm proponujących staże. Jest to po prostu niewolnicze wykorzystywanie człowieka do pracy.

A u nas ludzie mają żądania rodem z zachodniej Europy, ale nastawienie do pracy i samokształcenia (nauka nie kończy się w momencie ukończenia studiów!!!) jeszcze rodem z PRL-u.

Szedłem na studia z przeświadczeniem (chyba jak większość) że mi to coś da. Dzisiaj żałuje że zmarnowałem kilka lat na coś, co mi w zasadzie gówno dało. Obecnie chyba bym poszedł do zawodówki albo technikum, bo tam jest bardziej wartościowa wiedza i nabywa się umiejętności. Większym problemem jest bezcelowa i głupia edukacja. Większość wiedzy z podstawówki również do niczego absolutnie mi nie służy. Poprawa. Największym problemem jest obecna edukacja.

Wprost przeciwnie - odsyłam jeszcze raz do hasła procenta składanego.

To tak, jak kiedyś miałem robić jako doradca finansowy. Trzy miesiące później wybuchł kryzys. Nie wierze, gdyby to było realne, to dzisiaj większość ludzi by nie musiała pracować, i wszyscy byli byśmy milionerami :P

A ile miesięcy praktyk zawodowych odbyłeś do tej pory po 18. roku życia z własnej inicjatywy?

Pracowałem ogromnie dużo wolontaryjnie w jednej Fundacji, potem weń pracowałem za niezłą kasę. Przez 4 sezony w wakacje. Poza tym, szczerze: nic. 5 lat temu nikt o tym nie myślał, po prostu takie były czasy.

Albo mieć łeb na karku.

Dziś to nie wystarczy, nie chce mi się w to wierzyć. Udowodnij to.

Nie, bo ostatecznie wybrałem inną drogę - i dziś naprawdę tego nie żałuję.

Co wybrałeś? Pytam z ciekawości :)

A na co liczyłeś? Że skończysz Wyższą Szkołę Gier i Zabaw z wynikiem średnim, a potem - pomimo zerowej praktyki - trafisz do najlepszej firmy w branży i będziesz siedział za biurkiem z kubkiem w ręku, a na koncie samo będzie przybywało?  No błagam

Myślałem, że chociaż za 1,5 - 2k będę miał pracę (na początek), a nie będę marnował czas jeżdżąc na rozmowy rekrutacyjne, by w końcu łaskawie do mnie nie oddzwonili. Miałem nadzieje na pracę, nawet ciężką i przeciętną z początku, niestety myliłem się, bo nie ma nawet takiej.

A we Włoszech jest to jeszcze 10 lat więcej niż u nas. I co, Włochy to biedny kraj?

Podałeś akurat jedyny skrajny przykład z drugiej strony. Oni tak po prostu chcą, a przynajmniej tak media mówią. Z Polakami jest odwrotnie, chcieli by wcześniej, ale nie mają jak.

I dlatego trzeba mieć łeb na karku albo pracować na tyle dobrze, żeby to firmie opłacało się starać o Ciebie  Ale tu znów wracam do pracowitości i zdobywania praktyki.

Wybacz, ale to co tutaj napisałeś, po prostu wali mi sponsorowanym artykułem i propagandą z jakiegoś portalu z pracą. Piszesz ogólnikiem, co to dla ciebie znaczy: "mieć łeb na karku i pracować dobrze". By w ogóle się wykazać, trzeba dostać szanse.

 

W wielu rzeczach mamy odmienne poglądy, pewnie i doświadczenia. Mam prośbę, nie buzuj się na to co piszę, tylko zastanów i postaraj jak najszerzej odpisać, wytłumaczyć podając przykłady. Inaczej się nie zrozumiemy, a pisać że lewo czy prawo lepsze można do oporu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzeba mieć w tym jednak, jak sam podkreśliłeś szczęście i trafić na uczciwych ludzi. W większości firm naprawdę wykorzystują ludzi przychodzących za darmo pracować

 

Sam na początku pracowałem za darmo i to nie w przenośni, ponieważ się na to zgadzałem.

Z osobistego doświadczenia wnioskuję że każdy sam musi poznać swoją cenę. Nauczyć się dobierać znajomych.

Sam musiałem dostać kopa w dupę żeby zostać zmotywowanym. A nic tak nie motywuje jak żona, dzieci i niskie zarobki. Warszawa gwarantuje szybki kurs życia.

 

Tak naprawdę przyjezdni odbierają pracę tym co tu żyją, a najgorsze jest to że jeszcze jak głupi się poświęcają.

 

Tu się nie zgodzę. Niemożliwe, żeby miasto straciło na napływie taniej i skorej do poświęceń sile roboczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyobraźmy sobie 10000 mieszkańców a każdy zarabia 10000zł , na utrzymanie idzie 5000zł pozostałe 5000 na łebka napędza rynek usług i handlu , rozrywki - łatwo posiadając użyteczny zawód tam mieszkać i te 10000zł zarabiać.

a teraz wyobraźmy sobie miasto 10000 mieszkańców a każdy zarabia 5000zł i 5000zł wydaje na utrzymanie zaczyna działać sektor bankowy ale idzie jeszcze żyć.

teraz co się dzieje kiedy jest 10000 mieszkańców a każdy ma 4000zł do dyspozycji a utrzymanie to 5000zł , wszystko zaczyna działać na kredycie, pojawiają się przegrani tej zabawy (pod budką z piwem) , zaczynają działać wujek dobra rada (ten kran przykręci, tamten prąd  poprawi, uciekają młodzi ludzie z takiej miejscowości (co tylko ją pogrąża) , turyści trzymają się z daleka a tylko apteki i spożywka ciągną dobrze (wszak zdrowie i jedzenie być musi).

Trzeba się zastanowić gdzie się mieszka (w którym z tych miast) i dopiero myśleć jaki zawód (interes) by miał szanse albo się przeprowadzić.

Miasto zarabia jeśli jest tam kapitał (złoża naturalne, historia, fabryka).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Bo nawet o nich nie wie, a wielu po prostu wstyd jest prosić.

Czekaj - wstyd prosić o pomoc w organizacji pomocowej, a nie wstyd żebrać? Coś mi tu nie gra. Poza tym, o ile mi wiadomo, ogromna większość starszych Polaków to zadeklarowani katolicy - jakim cudem nie wiedzą nic o Caritas?

Co do Caritasa, to miałem sam z nim ciekawe przejście Owszem z Caritasu ci dadzą, jeżeli jesteś bezwzględnie im posłuszny.

No tak, bezczelność - skoro dają coś za darmo, to przecież powinni też dawać pełną wolność w kwestii wykorzystania tej pomocy!

Jednak nie podoba mi się fakt, że przyjmuje się ludzi na darmowe starze, obiecując przedłużenie umowy, a potem i tak ich wyrzuca po skończonym stażu.

Najwidoczniej byli zbyt słabi - niech sami sobie dziękują. Solidnego pracownika sama firma chce zatrzymać!

Jest to po prostu niewolnicze wykorzystywanie człowieka do pracy.

Niewolnictwo z definicji oznacza zaprzęgnięcie kogoś do roboty bez jego zgody. Mogę się mylić, ale na staże ludzie przychodzą dobrowolnie.

Szedłem na studia z przeświadczeniem (chyba jak większość) że mi to coś da. Dzisiaj żałuje że zmarnowałem kilka lat na coś, co mi w zasadzie gówno dało.

A zaraz potem przyznajesz, że zamiast odbyć praktyki zawodowe, wybrałeś fundację. Wnioski nasuwają się same.

Obecnie chyba bym poszedł do zawodówki albo technikum, bo tam jest bardziej wartościowa wiedza i nabywa się umiejętności.

I tu się zgadzam, bo wykształcenie tego typu świetnie pasuje do dzisiejszego rynku. Na szczęście nie wszystko jest dla Ciebie stracone - zawsze możesz przyjąć się na ucznia choćby na budowie albo wyrobić sobie prawo jazdy na pojazdy specjalne (ładowarki, spycharki itd.) - wszystko w Twoich rękach.

Większym problemem jest bezcelowa i głupia edukacja.

Zgoda, ale nie wolno się nią usprawiedliwiać - skoro innym się udało, to i Ty możesz, trzeba tylko naprawdę chcieć i się postarać.

Większość wiedzy z podstawówki również do niczego absolutnie mi nie służy.

Bo podstawówka nie ma zapewniać wiedzy, a raczej stymulować ciekawość świata (co - tu się zgadzam - wychodzi różnie).

Poprawa. Największym problemem jest obecna edukacja.

Być może, ale pomimo takich uwarunkować Polacy radzą sobie wybitnie dobrze nie tylko na własnym rynku, ale także za granicą. Tak więc można, ale trzeba się wziąć ostro do roboty, zamiast siedzieć i biadolić...

To tak, jak kiedyś miałem robić jako doradca finansowy. Trzy miesiące później wybuchł kryzys.

Kryzys wybuchł 2-3 lata temu. Co zrobiłeś od tego czasu, żeby poprawić swój los? Praktyk na przykład, jak sam przyznałeś, nie odbyłeś w ogóle.

Nie wierze, gdyby to było realne, to dzisiaj większość ludzi by nie musiała pracować, i wszyscy byli byśmy milionerami ;)

Gdyby Polacy zmienili nieco nastawienie do pracy, cała gospodarka by na tym skorzytała, więc na dobrą sprawę wszystkim byłoby nieco lżej w życiu. Ale nie patrz na wszystkich, zacznij od siebie - jak inni zobaczą, że się da, to może zaczną Tobie zazdrościć i też wezmą się za siebie ;) Myśl globalnie, działaj lokalnie ;)

5 lat temu nikt o tym nie myślał, po prostu takie były czasy.

A dziś mamy rok 2011, a ja poruszałem z Tobą temat praktyk dobre 2-3 lata temu - ile praktyk odbyłeś od tego czasu? :)

Dziś to nie wystarczy, nie chce mi się w to wierzyć. Udowodnij to.

http://www.pubmed.com - przejrzyj sobie choćby publikacje z hasłem "cancer" w tle i zobacz, ile nazwisk Polaków jest na liście autorów. Albo poczytaj newsy na KW, ile pojawia się polskich nazwisk. Średnia pensja w kraju też wzrasta, więc - jak widać - mimo narzekań jest coraz lepiej, a gospodarka się rozwija. Tyle, że to byli ludzie, którzy wzięli los w swoje ręce i zaczęli działać. W Warszawie widać to jak nigdzie indziej w Polsce.

Co wybrałeś? Pytam z ciekawości :P

To w ogóle nie jest ważne dla tej dyskusji.

Myślałem, że chociaż za 1,5 - 2k będę miał pracę (na początek), a nie będę marnował czas jeżdżąc na rozmowy rekrutacyjne, by w końcu łaskawie do mnie nie oddzwonili.

A korzystałeś może chociaż z usługi doradcy w urzędzie pracy, choćby w kwestii tak banalnej jak napisanie nowoczesnego CV z porządnym listem motywacyjnym? To są naprawdę drobiazgi, ale robią kolosalną różnicę - z doświadczenia zapewniam, bo miałem okazję przeglądać kilkadziesiąt listów motywacyjnych trafiających do mojej firmy i zapewniam Cię, że do niektórych osób uprzedzasz się z góry na podstawie samego wyglądu CV.

Podałeś akurat jedyny skrajny przykład z drugiej strony.

A Ty równie radykalny z drugiej, ale Twoje przykłady są oczywiście lepsze :) Poza tym nie patrz uparcie na średnią i nie usprawiedliwiaj siebie poziomem całego społeczeństwa! Spróbuj wziąć się za siebie i zadbać najpierw o to, żebyś Ty był jak najlepszy.

Wybacz, ale to co tutaj napisałeś, po prostu wali mi sponsorowanym artykułem i propagandą z jakiegoś portalu z pracą.

No tak, przecież oczywistym kłamstwem jest, że praktyka zawodowa zwiększa Twoje szanse na zatrudnienie ;) Zdobywanie wykształcenia dostosowanego do rynku pracy to także bujda stworzona przez Żydów, big pharmę i cyklistów :P

Piszesz ogólnikiem, co to dla ciebie znaczy: "mieć łeb na karku i pracować dobrze".

Pisałem o tym wiele razy choćby w tym wątku. Do całości dorzucę choćby nauczenie się autoprezentacji, negocjacji i wiązania eleganckiego węzła na krawacie ;)

By w ogóle się wykazać, trzeba dostać szanse.

Szanse miałeś przez 5 lat studiów, ale wybrałeś fundację.

Mam prośbę, nie buzuj się na to co piszę, tylko zastanów i postaraj jak najszerzej odpisać, wytłumaczyć podając przykłady.

Tomku, cały czas konsekwentnie piszę o problemach, a nie o osobach - to po pierwsze. Po drugie - nie buzuję, a wręcz przeciwnie: staram się pisać w formie motywującej, bo naprawdę da się! Ale popatrz na to w inny sposób (tym razem będzie mała wycieczka osobista): temat praktyk tłukę na tym forum od dobrych 3 lat i za każdym razem podkreślam, że bez tego nie ma nic, co zresztą potwierdził choćby LuckyOne, który dziś jest doktorantem i z tego co wiem, już teraz odnosi sukcesy. A Ty ciągle od tych paru lat powtarzasz, że jest źle i że nie masz szans. Chyba mam prawo nieco zacząć się irytować? ;)

albo się przeprowadzić.

W Polsce to ciągle utopia, niestety. Przeprowadzka za pracą praktycznie nie istnieje dla ludzi jako opcja. Miejmy nadzieję, że wyjazdy na saksy czegoś ludzi nauczą i że zacznie się ta sytuacja zmieniać.

Miasto zarabia jeśli jest tam kapitał (złoża naturalne, historia, fabryka).

Dodałbym jeszcze: wiedza, wiara w siebie, kreatywność. Te przymioty pozwalają stworzyć kapitał z niczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ZolV

Tu się nie zgodzę. Niemożliwe, żeby miasto straciło na napływie taniej i skorej do poświęceń sile roboczej.

Miasto nie, ale mieszkańcy jak najbardziej. Jak przyjeżdża człowiek godzący się pracować za pół darmo, to pensje szybują w dół.

 

@waldi

generalnie się z tobą zgadzam.

 

@mikroos

No tak, bezczelność - skoro dają coś za darmo, to przecież powinni też dawać pełną wolność w kwestii wykorzystania tej pomocy!

Wychowywałem się sam z matką. Było w swoim czasie, bo ja wiem, ze 12 - 15 lat temu naprawdę ciężko. Dostawaliśmy paczki z tej organizacji. Pieniędzy tam nigdy nie było. Dostałem raz ofertę i pojechałem na kolonię organizowaną przez nich. Kolonia okazała się nie tylko porażką, ale zbiorem mętów i młodocianej łobuzerki, nieźle tam w kość dostałem. Nie chciałem jechać w kolejne wakacje. Kiedy siostra organizująca to przyszła w przyszłym roku z propozycją i się dowiedziała, że nie chcę jechać, to z wściekłością opuściła nasze mieszkanie i nigdy więcej nic nie dostaliśmy. To miałem na myśli mówiąc posłuszeństwo.

Najwidoczniej byli zbyt słabi - niech sami sobie dziękują. Solidnego pracownika sama firma chce zatrzymać!

Teraz patrzy się biznesowo na wszystko. Jak na wszystkim zarobić, wszak zysk najważniejszy.

Podam taki przykład: przeglądam ogłoszenia na pracuj.pl, Agora się ogłasza: bezpłatny staż, jak się sprawdzisz to późniejsza możliwość zatrudnienia. Staż 3 miesiące. Miesiąc później widzę to samo ogłoszenie na telebimie w metrze, to samo, z taką poprawką: "staże nie muszą być nudne, udowadniamy to od 5 lat" Rozumiem że przez te 5 lat przewinęło się 20 stażystów i jednak żaden nie był wystarczająco dobry. Inne przykłady, gdy nie zatrudniali człowieka, ze względów ekonomicznych opowiadali mi kumple pracujący w różnych firmach. Jest tylko ciągły nabór prowadzony na świeżych i naiwnych.

Niewolnictwo z definicji oznacza zaprzęgnięcie kogoś do roboty bez jego zgody. Mogę się mylić, ale na staże ludzie przychodzą dobrowolnie.

Bo nie mają innego wyboru.

A zaraz potem przyznajesz, że zamiast odbyć praktyki zawodowe, wybrałeś fundację. Wnioski nasuwają się same.

1. Bo miałem tam kasę za pracę. 2. Nawet o tym nie wiedziałem, że można iść.

Zgoda, ale nie wolno się nią usprawiedliwiać - skoro innym się udało, to i Ty możesz, trzeba tylko naprawdę chcieć i się postarać.

"Innym się udało, to znaczy komu się udało, i ile wynosi ten procent w całym społeczeństwie. Mógłbym również zapytać ile procent ze stażu idzie do firmy, może z 10% ?

Bo podstawówka nie ma zapewniać wiedzy, a raczej stymulować ciekawość świata (co - tu się zgadzam - wychodzi różnie).

Nie, absolutnie nie wychodzi.

Być może, ale pomimo takich uwarunkować Polacy radzą sobie wybitnie dobrze nie tylko na własnym rynku, ale także za granicą. Tak więc można, ale trzeba się wziąć ostro do roboty, zamiast siedzieć i biadolić...

O_o Wybitnie dobrze, że ludzie pokształceni pracują na zmywaku, albo muszą uciekać za granicę, bo tu nie mają szans? Kombinują na lewo i prawo. Ty to nazywasz dobrze?!

Kryzys wybuchł 2-3 lata temu. Co zrobiłeś od tego czasu, żeby poprawić swój los? Praktyk na przykład, jak sam przyznałeś, nie odbyłeś w ogóle.

Byłem na stażu w jednej firmie od grudnia do lutego. Niestety, jak się okazało nie potrzebowali mnie dalej. Prosiłbym byś mnie nie rozliczał z mojego życia.

Gdyby Polacy zmienili nieco nastawienie do pracy, cała gospodarka by na tym skorzytała, więc na dobrą sprawę wszystkim byłoby nieco lżej w życiu.

Znam wielu ludzi którzy zapierdzielają na 200% i .. z tego mają. Zazwyczaj dorabia się chciwy szef, albo korporacja płacąca ludziom grosze.

A dziś mamy rok 2011, a ja poruszałem z Tobą temat praktyk dobre 2-3 lata temu - ile praktyk odbyłeś od tego czasu?

Mógłbyś mi powiedzieć kiedy ze mną ten temat poruszałeś, może podeprzeć przykładem, bo prawdę mówiąc nie przypominam sobie tego. Możliwe że z kimś innym rozmawiałeś i uczepiłeś się mnie.

 

Jeżeli umieszczasz mi jakieś linki, to niech będą w języku polskim i konkretne rzeczy a nie stronę, z której nic nie rozumiem.

Średnia pensja w kraju też wzrasta, więc - jak widać - mimo narzekań jest coraz lepiej, a gospodarka się rozwija.

O_o

Tobie niewątpliwie jest lepiej.

Oczywiście, że średnia pensja wzrasta. "Średnia" zawsze jest dobra. Problemem jest coraz większe rozwarstwienie społeczne i coraz większa ilość ludzi popadająca w nędze.

W szkole mnie uczyli, że wskaźniki gospodarcze w żaden sposób nie pokrywają się z jakością życia, np. dodatni wskaźnik PKB, nie przekłada się np na HDI.

Gospodarka się rozwija? O_o I jakość życia się poprawia? O_o Po prostu mnie zszokowałeś.

-zamykanie szkół publicznych w mniejszych miejscowościach,

-rozkradanie OFE,

-lawinowo zwiększające się zadłużenie (Dług Publiczny),

-wysprzedawania państwowych przedsiębiorstw w celu pokrycia zadłużenia państwa,

-ciągłe cięcia na NFZ, coraz dłuższe kolejki do szpitali, coraz dłuższy termin oczekiwania na cokolwiek, coraz większe zadłużenie szpitali, przed sylwestrem z miesiąc dzwoniłem dla kolegi po karetkę, czekałem prawie godzinę,

-dla biednych (tych z rozwarstwienia) niewspółmierne podwyżki do rosnących cen: teraz komunikacja o 33%, dzisiaj widziałem powiadomienie o podwyżce za wodę ciepłą z 16 do 25 zł za metr3, przed nami limity na CO2, podwyżki VATu, cen żywności,znowu biletów, najprawdopodbniej VATu itd, itd, itd...

-prawie 12% bezrobocia,

-coraz więcej śmieciowych umów o pracę (obecnie jakieś 40% wśród młodych ludzi pracujących)

-60% pracowników wykonuje zadania nienależące do ich obowiązków i sprzeczne z umową (dane CBOS)

-przez brak pracy, bardzo przedmiotowe traktowanie pracowników: http://wolnemedia.net/gospodarka/to-nie-tak-mialo-byc/

-starzejące się społeczeństwo i efekty, które odczujemy w najbliższych latach (emerytury)

-ok 70% Polaków jest niezadowolonych z sytuacji gospodarczej w kraju (TNS OBOP)

-ogromne ceny za przedszkola i brak przedszkoli

-wysiedlanie rodzin i powstawanie osiedli kontenerowych

-rosnąca liczba ludzi zadłużających się w bankach by przeżyć, mający problem ze spłatą: ok. 2,1 mln Polaków (InfoDług)

-największa ilość ubóstwa wśród dzieci ze wszystkich krajów Europy - ok. 2 mln (dane OECD)

-cięcia na stypendiach dla studentów

-jeszcze wiele, wiele, wiele więcej...

W Warszawie widać to jak nigdzie indziej w Polsce.

Zapraszam do Warszawy. Jakoś tego nie widzę.

To w ogóle nie jest ważne dla tej dyskusji.

...

miałem okazję przeglądać kilkadziesiąt listów motywacyjnych trafiających do mojej firmy i zapewniam Cię, że do niektórych osób uprzedzasz się z góry na podstawie samego wyglądu CV.

Czyżby Human Resources? :) Po tym co piszesz, to by pasowało :P

Spróbuj wziąć się za siebie i zadbać najpierw o to, żebyś Ty był jak najlepszy.

Próbuje, jak na razie niestety mi to nie wychodzi. Ot by zrobić prawo jazdy, czy jakiś kurs, trzeba mieć na to pieniądze.

Szanse miałeś przez 5 lat studiów, ale wybrałeś fundację.

Czyli teraz już nie mam szans? Dzisiaj więcej szans daje się więźniowi który ma dużo za sobą, niż uczciwemu młodemu człowiekowi wchodzącemu na rynek pracy.

Chyba mam prawo nieco zacząć się irytować? :)

Nie żyjesz tutaj w Warszawie, nie wiesz jak to jest. Nie masz prawa, bo nie jesteś mną.

Pisałem o tym wiele razy choćby w tym wątku.

Oj nie, napisałeś wiele razy "mieć łeb na karku". Sam trzymasz się ścisłych pojęć, więc proszę wyjaśnij i to. Bo "mieć łeb na karku" nie wyjaśnia absolutnie niczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Teraz patrzy się biznesowo na wszystko. Jak na wszystkim zarobić, wszak zysk najważniejszy.

No tak, przecież to skandal, że firma chce zarobić ???

(...Agora się ogłasza: (...)Rozumiem że przez te 5 lat przewinęło się 20 stażystów i jednak żaden nie był wystarczająco dobry.

To ciekawe, bo osobiście znam osobę, która po stażu została w Agorze na stałe zarabia świetne pieniądze, i drugą, która prowadzi z Agorą stałą współpracę, również zarabiając przy tym bardzo przyzwoicie. Z kolei jak patrzę na poziom artykułów w lokalnej Wyborczej, pisanych niemal na pewno właśnie przez stażystów (tak wnioskuję po rotacji nazwisk w nagłówkach), to nie dziwi mnie, że nikt nie chciał ich przyjąć nawet na pismaka zajmującego się tematą dziur w moście. Powtarzam więc jeszcze raz: jeśli pracownik naprawdę jest dobry, to zostaje przyjęty, bo firmie zwyczajnie się to opłaca.

Inne przykłady, gdy nie zatrudniali człowieka, ze względów ekonomicznych opowiadali mi kumple pracujący w różnych firmach. Jest tylko ciągły nabór prowadzony na świeżych i naiwnych. Bo nie mają innego wyboru.

A może po prostu pokończyli byle jakie szkoły, nauczyli się byle czego i nadają się do byle czego?

1. Bo miałem tam kasę za pracę. 2. Nawet o tym nie wiedziałem, że można iść.

Cóż, jeśli nie zrobiłeś nawet rozeznania na rynku w kwestii możliwości dokształcania się, to nie jestem pewny,czy system jest tu winny.

"Innym się udało, to znaczy komu się udało, i ile wynosi ten procent w całym społeczeństwie.

Ale dlaczego chcesz równać w dół? Patrz zawsze na to, ile można osiągnąć, bo naprawdę da się. Zupełnie szczerze polecam wziąć się w pierwszej kolejności za siebie i za swoje możliwości, a potem martwić się tym, jaki jest odsetek bezrobotnych w kraju.

Mógłbym również zapytać ile procent ze stażu idzie do firmy, może z 10% ?

Nawet jeśli jest to 10%, to na pewno jeśli ktoś jest jednym z tych 10% najlepszych, znajdzie sobie pracę. Ci przeciętin mogą dziękować tylko sobie.

Wybitnie dobrze, że ludzie pokształceni pracują na zmywaku

Ogromna większość tych "wykształconych", przynajmniej wśród moich znajomych, miała pokończone studia totalnie nieprzystające do potrzeb rynku pracy albo kończyli je z wynikami bardzo średnimi. Za to ci, którzy świadomie wybrali dobre kierunki i przykładali się do pracy, w większości znaleźli dobrą pracę jeszcze w czasie studiów. Ale nawet ci, którzy wyjechali, są dowodem na to, że jak się chce, to się da, tylko trzeba się wziąć za siebie i działać.

Byłem na stażu w jednej firmie od grudnia do lutego. Niestety, jak się okazało nie potrzebowali mnie dalej.

I oczywiście jesteś święcie przekonany, że byłeś wybitnie dobry, a zła firma świadomie i z własnej woli odrzuciła perłę i wybrała kolejnego stażystę? I oczywiście tylko firma jest zła?

Prosiłbym byś mnie nie rozliczał z mojego życia.

Ale ale, to Ty poruszasz ciągle przykłady ze swojego życia. Zresztą ja Ciebie nie rozliczam - jesteś kowalem własnego losu i co z nim robisz, to wyłącznie Twój wybór.

Znam wielu ludzi którzy zapierdzielają na 200% i .. z tego mają.

"Zapierdzielać na 200%" nie oznacza jeszcze "mieć wartość podwójnej średniej krajowej". Właśnie dlatego tak ważne jest wykształcenie, które sprawi, że będziesz miał unikalne umiejętności, które przyniosą firmie zyski i sprawią, że to sama firma będzie chciała daną osobę zatrzymać.

Mógłbyś mi powiedzieć kiedy ze mną ten temat poruszałeś, może podeprzeć przykładem, bo prawdę mówiąc nie przypominam sobie tego. Możliwe że z kimś innym rozmawiałeś i uczepiłeś się mnie.

http://kopalniawiedzy.pl/forum/index.php/topic,5709.msg22292.html#msg22292 - wystarczy? Wypowiedź jest sprzed niemal 3 lat.

Jeżeli umieszczasz mi jakieś linki, to niech będą w języku polskim i konkretne rzeczy a nie stronę, z której nic nie rozumiem.O_o

Ojej, czyli nie znamy angielskiego nawet w stopniu pozwalającym na czytanie, ale oczekujemy pracy w najlepszej firmie? Wybacz, tym razem musiałem być złośliwy, bo aż mnie w oczy zakłuło...

Tobie niewątpliwie jest lepiej.

Zgadza się, bo wypracowałem to sobie. Podobnie jak praktycznie wszystkim w mojej rodzinie - warunków finansowych też nie mieliśmy, ale od dzieciaka wpajano nam, że edukacja (zarówno szkolna, jak i zawodowa) to podstawa.

Oczywiście, że średnia pensja wzrasta. "Średnia" zawsze jest dobra. Problemem jest coraz większe rozwarstwienie społeczne i coraz większa ilość ludzi popadająca w nędze.

Ale nie patrz znowu na społeczeństwo, tylko patrz na siebie! Masz szansę, tylko ona Tobie wiecznie ucieka!

W szkole mnie uczyli, że wskaźniki gospodarcze w żaden sposób nie pokrywają się z jakością życia, np. dodatni wskaźnik PKB, nie przekłada się np na HDI.

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/5d/UN_Human_Development_Report_2010_1.PNG/800px-UN_Human_Development_Report_2010_1.PNG - hmmm, ja tam jednak pewną korelację widzę choćby z mapy...

-zamykanie szkół publicznych w mniejszych miejscowościach,

No ba, bo wiejskie szkoły miały przecież taki wybitny poziom!

-rozkradanie OFE,

A co do ma wspólnego z DZISIEJSZYM rynkiem? Zgadzam się, że przedstawiasz skandaliczną sytuację, ale OFE będzie ważne za 40 lat, a nie dziś!

-lawinowo zwiększające się zadłużenie (Dług Publiczny),

Wcale nie tak lawinowo i wcale nie szybciej niż w innych krajach.

-wysprzedawania państwowych przedsiębiorstw w celu pokrycia zadłużenia państwa,

Prywatyzacja w ostatnich latach wcale nie zachodzi tak intensywnie, poza tym wiele z tych przedsiębiorstw zarobi dla państwa więcej dzięki podatkom.

-ciągłe cięcia na NFZ, coraz dłuższe kolejki do szpitali, coraz dłuższy termin oczekiwania na cokolwiek, coraz większe zadłużenie szpitali, przed sylwestrem z miesiąc dzwoniłem dla kolegi po karetkę, czekałem prawie godzinę,

I jaki to ma związek z Twoimi szasami na rynku pracy? Poza tym wydatki na ochronę zdrowia mimo wszystko wzrastają.

dla biednych (tych z rozwarstwienia) niewspółmierne podwyżki do rosnących cen

Pytanie, dlaczego ci biedni nie podejmują realnych działań na rzecz przeskoczenia do wyższej klasy.

-prawie 12% bezrobocia,

Z czego ogromna rzesza tych bezrobotnych zarabia na lewo albo tylko chodzi po zaświadczenia, a jeszcze kolejna grupa pracuje za granicą i chce mieć tanie ubezpieczenie zdrowotne.

-coraz więcej śmieciowych umów o pracę (obecnie jakieś 40% wśród młodych ludzi pracujących)

Z dobrym pracownikiem podpiszą taką umowę, żeby i on był zadowolony - ale oczywiście prościej jest zawsze równać w dół.

-60% pracowników wykonuje zadania nienależące do ich obowiązków i sprzeczne z umową (dane CBOS)

A ilu w ogóle próbowało z tym walczyć? Z samych odszkodowań mieliby dobrą kasę.

-starzejące się społeczeństwo i efekty, które odczujemy w najbliższych latach (emerytury)

I pewnie winny jest Tusk? :)

-ok 70% Polaków jest niezadowolonych z sytuacji gospodarczej w kraju (TNS OBOP)

Polacy zawsze na wszystko kochają narzekać, byle tylko nic nie robić :P

-ogromne ceny za przedszkola i brak przedszkoli

Ale oczywiście robienie dzieci bez pomyślunku o przyszłości jest super?

-wysiedlanie rodzin i powstawanie osiedli kontenerowych

No ba, to skandal że nie dostają nic za darmo!

-rosnąca liczba ludzi zadłużających się w bankach by przeżyć, mający problem ze spłatą: ok. 2,1 mln Polaków (InfoDług)
Aaa to już ich własny problem, że się zadłużyli... Jak to mawiają, "dobry zwyczaj: nie pożyczaj".
-największa ilość ubóstwa wśród dzieci ze wszystkich krajów Europy - ok. 2 mln (dane OECD)

W kraju 40-milionowym, dodajmy. Jak spojrzysz na odsetek, nie jest aż tak znowu źle.

-cięcia na stypendiach dla studentów

Ale ci uczący się najlepiej ciągle dostają kasę. Zresztą większość studentów i tak wybiera kierunki, po których realnuyh szans na pracę nie mają, więc brak stypendiów tylko im pomoże, bo skłoni ich do szukania realnych perspektyw.

Zapraszam do Warszawy. Jakoś tego nie widzę...

Może spróbuj uczciwie sam sobie odpowiedzieć (ja nie oczekuję tej odpowiedzi, rzucam jedynie temat do rozmyślań w tonie absolutnie neutralnym), jakie masz realne kwalifikacje, jaką masz praktykę, jakie masz wykształcenie i umiejętności - a potem zastanów się, czy to na pewno Warszawa jest zła, czy może jednak Ty nie do końca się sprawdzasz. Znam mnóstwo osób, które pokończyły dobre szkoły, po czym trafiły do Warszawy i tłuką tu naprawdę dobre pieniądze, więc z pewnością da się.

Czyżby Human Resources?

Przykro mi, nie trafiłeś.

Ot by zrobić prawo jazdy, czy jakiś kurs, trzeba mieć na to pieniądze.

Nie do końca. Urzędy pracy dofinansowują albo nawet sponsorują takie kursy. No ale znów: trzeba się rozejrzeć na rynku i zorientować, jak się sprawy mają.

Czyli teraz już nie mam szans?

Masz zawsze, bo proces edukacji nie powinien kończyć się nigdy. Pytanie, czy coś z tym zrobisz - ale to już zależy wyłącznie od Ciebie.

Nie żyjesz tutaj w Warszawie, nie wiesz jak to jest.

Ale znam dziesiątki przykładów na to, że da się.

Nie masz prawa, bo nie jesteś mną.

Ale kolejny już raz zgłaszasz się z tymi samymi pretensjami, a mam wrażenie, że niewiele tak naprawdę robisz, żeby zwiększyć swoje szanse.

Oj nie, napisałeś wiele razy "mieć łeb na karku". Sam trzymasz się ścisłych pojęć, więc proszę wyjaśnij i to. Bo "mieć łeb na karku" nie wyjaśnia absolutnie niczego.

Ach, ja o tym piszę cały czas w tym wątku! Edukacja, edukacja, edukacja! Proponuję zacząć od angielskiego w stopniu choćby komunikatywnym (kursów w internecie jest multum, urzędy pracy także oferują dotacje) i od porządnego CV z listem motywacyjnym. Wiele innych porad, które moim zdaniem się sprawdzają, napisałem już wcześniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nawet jeśli jest to 10%, to na pewno jeśli ktoś jest jednym z tych 10% najlepszych, znajdzie sobie pracę. Ci przeciętin mogą dziękować tylko sobie[/size] 

Rozwaliłeś mnie tym stwierdzeniem.... stanowisko pracy jest jedno chętnych 10 a jutro tylko 9 będzie miało co jeść (o ile ''pociotka" nie przyjmą). Wszyscy z tych 10 są bardzo dobrzy tylko miejsc pracy jest mało dlatego jak zauważyłeś nasi za granicą dobrze sobie radzą (bo tam działa mechanizm przez ciebie opisywany). Studia w Polsce dzienne są traktowane przez nauczycieli akademickich jako zło konieczne ( wieczorowi są lepsi bo płacą 2200zł za semestr). Stąd produkcja połamanych życiorysów bez przyszłości rynkowej.

 

 

Najważniejsze to mieć zainteresowania osobiste i je rozwijać - następnie założyć własny biznes i być uczciwym (nie tak na pokaz tylko od środka). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sekunda. 10% dotyczy tej jednej konkretnej firmy. 90% odpadnie, ale każdy z nich ma szansę znaleźć pracę w kolejnej firmie - pewnie gorszej, ale jednak. Zawsze mogą też, jak zauważył waldi, założyć własny biznes (i przy okazji skorzystać z dotacji). Naprawdę da się...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Tomek: na wszystkie Twoje uwagi dot. pracy (ktoś przyjeżdża i zgadza się pracować za pół darmo, Agora ogłasza bezpłatne staże itp. itd.) odpowiedź jest jedna: należy prowadzić do sytuacji, w której jest jak najwięcej pracy. Bo im jest jej więcej, tym większy wybór ma pracownik i tym ostrzejsza konkurencja o pracownika. A kto tworzy miejsca pracy? Ano przedsiębiorstwa i to niezależnie od tego, czy to są firmy jednoosobowe czy wielkie korporacje. Dlatego też warunki wejścia na rynek powinny być jak najniższe, a zatem wszelkie formalności i obciążenia finansowe powinny być jak najmniejsze. Jednocześnie praca powinna być jak najmniej opodatkowana. Wówczas opłaca się tworzyć miejsca pracy, jest ich dużo, ludzie mają wybór, firmy muszą konkurować o pracowników. Innymi słowy - do wzrostu dobrobytu ludzi prowadzi wolny rynek. Jego ograniczanie wiąże się z najróżniejszymi kosztami, a są to koszty nakładane na pracę. Jak coś jest droższe, to jest tego mniej. I tyle.

Praw fizyki Pan nie zmienisz :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Organizacji Narodów Zjednoczonych prowadzone są prace, które mogą zakończyć się uchwaleniem pierwszej międzynarodowej konwencji o ochronie życia morskiego na otwartych oceanach. Nad konwencją pracują przedstawiciele 193 krajów, którzy będą tam obradowali do 17 września. Pomysłodawcy nowych przepisów chcą, by zaczęły one obowiązywać od 2020 roku.
      O potrzebie ustanowienia takiego prawa niech świadczy chociażby historia tuńczyka błękitnopłetwego. To jedna z największych i najszybszych ryb w oceanie. W pogoni za ofiarą osiąga prędkość przekraczającą 70 km/h, a waga ryby może dochodzić do 230 kilogramów. Ten wielki drapieżnik dominował niegdyś na Pacyfiku, Atlantyku i Oceanie Indyjskim. Jednak w ciągu ostatniego stulecia ludzie tak zdziesiątkowali tuńczyka błękitnopłetwego, że obecnie jego pacyficzna populacja stanowi 2,6% populacji pierwotnej. Wiele innych gatunków spotkał podobny los. Zwierzęta i rośliny żyjące na wodach międzynarodowych, które stanowią 2/3 światowych oceanów, nie są chronione żadną uniwersalną konwencją. To olbrzymia luka, prawdziwa dziura na środku oceanu, mówi Lance Morgan, prezydent Marine Conservation Institute, niedochodowej amerykańskiej organizacji, która walczy o ochronę oceanów.
      Wody międzynarodowe to dom wielu niezwykłych gatunków, takich jak delfiny, wieloryby, rekiny czy żółwie. Znajdują się tam cenne łowiska i niezbędne do prawidłowego funkcjonowania planety ekosystemy, których nie znajdziemy nigdzie indziej. Mimo to do niedawna nie istniał żaden duży obszar chroniony na wodach międzynarodowych. Pierwszy taki rezerwat, na morzu Rossa, zaczął działać w grudniu ubiegłego roku. Inne duże rezerwaty istnieją na wodach i strefach ekonomicznych państw. Wody międzynarodowe nie są chronione, przez co są dostępne dla rybołówstwa i innych gałęzi przemysłu.
      Konieczność ochrony bioróżnorodności wód międzynarodowych staje się coraz bardziej paląca, w obliczu postępu technicznego, który pozwala na eksploatację dotychczas niedostępnych zasobów. Dość wspomnieć, że International Seabed Authority (ISA) przyznała już 29 firmom z 19 krajów prawo do eksploatacji złóż mineralnych znajdujących się w ekologicznie ważnych miejscach oceanów. Będą więc mogły one prowadzić prace górnicze m.in. w oceanicznej strefie spękań Clarion-Clipperton, w której, jak się okazało, co najmniej 50% miejscowych gatunków nie jest znanych nauce, czy też też na polach hydrotermalnych Zaginione Miasto na Atlantyku.
      Zarys traktatu chroniącego wody międzynarodowe ma zostać przygotowany w bieżącym roku. Otrzymają go wszystkie zainteresowane kraje, które będą mogły go przeanalizować przed kolejnym spotkaniem w tej sprawie, przewidzianym na kwiecień 2019 roku. Nowe przepisy będą prawdopodobnie rozszerzeniem Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS). Została ona uchwalona w 1982 roku, a weszła w życie w 1994 roku. Nie zajmuje się ona jednak ochroną bioróżnorodności.
      Stany Zjednoczone są jedynym dużym krajem, który nie podpisał UNCLOS. Mimo tego, właśnie USA odegrały kluczową rolę w uchwaleniu historycznego dodatku do UNCLOS, który od 1995 roku chroni ryby migrujące. Także i teraz w obradach ONZ bierze duża delegacja z Waszyngtonu, który jest żywotnie zainteresowany uregulowaniem takich zagadnień jak prawa patentowe, handlowe i prawa do połowów.
      Poważnym problemem, który może przeszkodzić w objęciu oceanów ochroną, jest kwestia dzielenia się odkryciami. Obecnie UNCLOS przewiduje, że wszystko, co zostanie odkryte na na lub pod dnem morskim na wodach międzynarodowych stanowi wspólne dziedzictwo ludzkości i powinno służyć dobru wszystkich ludzi. Tymczasem niemiecka korporacja BASF jest właścicielem niemal połowy światowych patentów na sekwencjonowanie genomu organizmów morskich, może komercjalizować te patenty i nie musi się nimi z nikim dzielić. Takie działanie są niemożliwe na wodach terytorialnych. Prawo uchwalone w 2010 roku przewiduje bowiem, że jeśli osoba fizyczna, firma czy kraj korzysta z zasobów genetycznych znajdujących się na wodach innego państwa, musi się z tym państwem nimi podzielić. Kraje rozwijające się są zainteresowane rozszerzeniem tej zasady na wody międzynarodowe. Jednak takim pomysłom sprzeciwiają się potęgi – USA, Japonia czy Wielka Brytania, które nie chcą w żaden sposób rekompensować innym państwom praw patentowych z wód międzynarodowych. Jednak istnieje dobra wola, by rozwiązać te problem.
      Kolejnym skomplikowanym zagadnieniem jest uregulowanie jednym traktatem działalności różnych gałęzi przemysłu. Obecnie kwestiami tymi zarządza około 20 międzynarodowych organizacji, którym podlegają m.in. rybołówstwo, transport morski, wydobycie surowców i inne zagadnienia. Organizacje te i sektory w niewielkim tylko stopniu komunikują się ze sobą.
      Można się spodziewać, że uchwaleniu nowego prawa będzie przeciwny zarówno przemysł, jak i kraje, dla których rybołówstwo na otwartym oceanie stanowi ważną gałąź przemysłu: Chiny, Japonia, Korea Południowa czy Japonia. Jednak przeciwnicy nowych rozwiązań muszą wziąć pod uwagę, że 90% ryb jest nadmiernie lub w pełni wyeksploatowanych, a wiele niezależnych studiów wykazało, że ograniczenie połowów na otwartym oceanie nie wpłynie negatywnie na zyski czy masę złowionych ryb. Wykonaliśmy świetną robotę w doprowadzeniu zasobów morskich na krawędź zapaści. W końcu się budzimy i zdajemy sobie sprawę, że nie możemy zakładać, iż oceany są całkowicie odporne na nasze działania, mówi Liz Karan, ekspertka od wód międzynarodowych pracująca dla The Pew Charitable Trust.
      Czasu zostało naprawdę niewiele. Naukowcy ostrzegają, że jeśli chcemy uniknąć masowego wymierania życia w oceanach, to do roku 2030 powinniśmy objąć ochroną co najmniej 30% oceanów. Obecnie obszary chronione stanowią 2% powierzchni oceanów, z czego połowa to obszary ściśle chronione. ONZ chce do roku 2020 objąć ochroną 10% oceanów.
      Obecnie istnieje 6 morskich obszarów chronionych o powierzchni powyżej miliona kilometrów kwadratowych. Są to Marae Moana (1.976.000 km2, Wyspy Cooka, ustanowione w 2017 roku), Morze Rossa (1.555.851 km2, Antarktyka, 2017), Papahānaumokuākea Marine National Monument (1.508.870 km2, Hawaje i Midway, USA, 2006), Park Narodowy Morza Koralowego (1.292.967 km2, Nowa Kaledonia, Francja, 2014), Pacific Remote Islands Marine National Monument (1.277.860 km2, centralny Pacyfik, USA, 2009) oraz South Georgia Marine Protected Area (1.070.000 km2, Georgia Południowa i Sandwich Południowy, Wielka Brytania, 2012).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W amerykańskiej Izbie Reprezentantów złożono rezolucję numer 1775, którą jej autorzy nazywają "ręce precz od Internetu". Ma ona związek z proponowanym przez ONZ powołaniem międzyrządowego panelu, który miałby regulować Internet.
      Rezolucję złożyła Many Bono Mack, a jej celem jest uniemożliwienie organizacjom międzyrządowym regulowania sieci.
      Internet powstał i rozwinął się właśnie dzięki temu, że nie był poddany rządowym regulacjom. Próby kontrolowania przez ONZ czegoś tak istotnego dla gospodarki jak internet, posuwają się zbyt daleko. Już i tak mamy sporo problemów z powstrzymaniem zakusów Federalnej Komisji Komunikacji, która chce regulować internet. W jaki niby sposób mielibyśmy powstrzymywać rządu Syrii, Iranu czy Wenezueli? - mówi pani Mack.
      Kongresmen Mack wezwała też prezydenta i jego administrację do sprzeciwienia się wszelkim próbom przekazania kontroli nad internetem do ONZ-u lub innej organizacji międzyrządowej.
      Mack może liczyć na wsparcie innych członków amerykańskich władz ustawodawczych, którym również nie podoba się, że rządy różnych państw, używając przykładu Wikileaks jako ostrzeżenia, próbują ograniczać swobodę sieci.
      Sprzeciw amerykańskich polityków może mieć znaczenie praktyczne, jednak protestują także i ci, których głos jest przede wszystkim głosem symbolicznym. Propozycję ONZ-u skrytykował też Vint Cerf, uznawany za jego z ojców internetu. Sądzimy, że rządom nie powinno się dawać monopolu na zarządzanie internetem - stwierdził Cerf. Poparł jednocześnie obecny model zarządzania internetem, gdyż ma nań wpływ wiele organizacji, w tym firmy prywatne i uczelnie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak donosi Guardian, przedstawiciele Rosji, USA oraz ONZ-u prowadzą tajne rozmowy mające na celu zapobieżenie ewentualnej cyberwojnie. Celem rozmów jest opracowanie rozwiązań, pozwalających na zmniejszenie liczby ataków, do których dochodzi w Sieci.
      W ostatnich latach ryzyko cyfrowego konfliktu znacznie wzrosło. Doszło m.in. do wielkich ataków na Estonię i Gruzję, które weszły w konflikt z Rosjanami. Do dzisiaj jednak nie wiadomo, czy w ataki był zaangażowany rząd Federacji Rosyjskiej, czy też przeprowadziły je gangi działające na własną rękę.
      Regularnie dochodzi też do ataków na amerykańskie sieci wojskowe i rządowe. Przed paroma miesiącami ktoś włamał się do dwóch komputerów i ukradł plany myśliwca konstruowanego przez USA, Izrael, Holandię i Wielką Brytanię. Z kolei przed dwoma laty chińska armia przeprowadziła atak na systemy Pentagonu i Whitehallu.
      Z nieoficjalnych doniesień na temat toczonych osób wynika, że Rosji zależy przede wszystkim na "cyfrowym rozbrojeniu", podczas gdy Stany Zjednoczone chcą zacieśnić współpracę w zwalczaniu cyberprzestępczości. Amerykańscy eksperci uznają ją bowiem za największą bolączkę internetu. Cyfrowe przestępstwa przynoszą straty liczone w dziesiątkach miliardów dolarów, dlatego też USA chce ułatwić zwalczanie tego typu działań, a bez współpracy takich krajów jak Rosja i Chiny, gdzie działają szczególnie aktywne cybergangi, walka z online'ową przestępczością się nie powiedzie.
      Analitycy zgadzają się co do faktu, że USA, Rosja i kilka innych krajów, posiada niezwykle zaawansowane technologie umożliwiające prowadzenie cyberwojny. Brak jednak bliższych szczegółów na ten temat, jako że żadne dokumenty nigdy nie trafiły w ręce osób postronnych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zgodnie z raportem ONZ State of World Population, odcisk węglowy kobiet jest słabszy, jako grupa są jednak bardziej podatne na skutki globalnego ocieplenia.
      Panie rzadziej prowadzą samochody i latają samolotami, kupują też mniej nieprzyjaznych środowisku produktów. Obywatelki krajów uprzemysłowionych nabywają za to chętniej żywność ekologiczną/organiczną, z większym prawdopodobieństwem segregują też śmiecie i są bardziej zainteresowane efektywnym wykorzystaniem energii.
      W raporcie ONZ-etu powołano się na badania, które wskazywały, że kobiety reagują pozytywniej niż mężczyźni na reklamy produktów, które wg wytwarzających je firm, są mniej szkodliwe dla środowiska. Poza tym panie są mniej skłonne wierzyć, że rządy i korporacje rozwiążą problemy ekologiczne i wolą wziąć sprawy w swoje ręce. Międzypłciowa różnica w postawie wobec ekologii staje się coraz wyraźniej zaznaczona wraz ze wzrostem dochodów.
      Kiedy w zeszłym roku na przedmieściach Sydney przeprowadzono sondę dotyczącą ekorozwoju, okazało się, że do inicjatyw obejmujących współpracę i działania społeczne łatwiej było przyciągnąć właśnie panie. Mężczyźni angażowali się w ekorozwój mniej chętnie, a podczas dyskusji na tematy związane z ochroną środowiska generalnie bardziej pociągały ich rozwiązania techniczne i biznesowe niż osobiste.
      Na tym jednak nie koniec. Autorzy raportu zwracają uwagę na różnice dietetyczne, które obniżają odcisk węglowy kobiet. Panie nie tylko jedzą mniej w stosunku do rozmiarów ciała, ale – przynajmniej w niektórych krajach – konsumują więcej warzyw i mniej mięsa. W Danii mężczyźni spożywają średnio 139 g mięsa dziennie, podczas gdy kobiety tylko 81 g.
      Czemu zmiany klimatyczne miałyby silniej uderzać w kobiety? Twórcy dokumentu State of World Population podkreślają, że jeśli chodzi o pracę na roli, w biednych krajach to panie stanowią główną siłę roboczą i nie mają dostępu do wielu zarezerwowanych dla mężczyzn sposobów zarobkowania. Kobiety zajmują się gospodarstwem domowym i dbają o członków rodziny, co często ogranicza ich mobilność i zwiększa podatność na związane z pogodą katastrofy naturalne. Susza i nieregularne opady zmuszają je do cięższej pracy, by zdobyć jedzenie, energię i wodę. Poza tym to córki częściej porzucają szkołę, by pomóc matkom w realizacji tych zadań.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rząd Malediwów planuje podwodne posiedzenie, podczas którego zostanie podpisany dokument dotyczący zmniejszenia emisji dwutlenku węgla. Prezydent Mohamed Nasheed i jego gabinet zanurkują 17 października.
      Doradca prezydenta powiedział BBC, że forma działania jest może dosyć rozrywkowa, ale przesłanie jak najbardziej poważne. Rosnący poziom mórz stanowi zagrożenie dla ok. 1200 nizinnych koralowych wysp, które gdy obecny trend się utrzyma, znikną pod wodą. Mniej więcej 80% archipelagu Malediwów znajduje się mniej niż metr nad poziomem morza, dlatego obawy mieszkańców nie są bynajmniej nieuzasadnione. Uważają oni, że gdy ich kraj w pełni odczuje skutki topnienia czap lodowych na biegunach, dla innych nacji także już będzie za późno.
      Podczas posiedzenia ministrowie będą się porozumiewać za pomocą gestów oraz wodoodpornych pisaków i tablic. Repertuar sygnałów dostępnych dla nurków jest ograniczony, dlatego liczba poruszanych zagadnień również będzie zawężona. Urzędnicy zaapelują jednak do wszystkich narodów – tych biednych i tych bogatych – by traktowały zmianę klimatu poważnie.
      Trening odbyli już wszyscy ministrowie poza jednym, który ze względu na chorobę wykluczającą nurkowanie nie mógł towarzyszyć im podczas prób w bazie wojskowej.
      W dniu zero prezydent Nasheed, będący licencjonowanym nurkiem, weźmie udział w podwodnej konferencji prasowej. Malediwscy urzędnicy podpiszą dokument, który trafi na wokandę podczas grudniowej konferencji ONZ-etu w Kopenhadze. Nowe porozumienie ma zastąpić Protokół z Kioto, wygasający już za 3 lata, bo w 2012 r.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...