Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

W USA nastolatkowie, którzy chcą się wyróżnić w tłumie swoich rówieśników, buntują się przeciwko... technologii. Młodzi ludzie coraz częściej używają tradycyjnych aparatów fotograficznych z kliszą zamiast matrycy CMOS. Trend stał się na tyle zauważalny, że popularna wśród młodzieży sieć sklepów odzieżowych - Urban Outfitters - oferuje już ponad 60 akcesoriów związanych z aparatami.

Fotografia cyfrowa nie pozwala na popełnianie błędów. Obraz jest idealny i tylko użytkownika można obwiniać o jego niedoskonałości. Ale gdy używasz kliszy,nigdy nie wiesz, co się stanie. Za każdym razem gdy wywołujemy zdjęcia może nas czekać niespodzianka - mówi 18-letnia Alana Shaw.

W najnowszym raporcie Photo Marketing Association stwierdzono, że w latach 2009-2010 w USA sprzedaż aparatów cyfrowych spadła o 2%, gdy tymczasem sprzedaż aparatów analogowych zwiększyła się o 40%.

Ed Lee, dyrektor w firmie badawczej InfoTrends uważa, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, iż aparaty cyfrowe są dobrze zadomowione na rynku od 10 lat i olbrzymia część młodzieży nigdy nie robiła zdjęć na filmie. Film jest dla nich nowością i przez to stanowi atrakcję - mówi Lee.

Wzrost liczby klientów notują też zakłady fotograficzne wywołujące tradycyjne filmy. „Zauważamy też coraz więcej osób używających formatu średnioobrazkowego i bardzo popularnych aparatów firm Holga czy Diana. To tanie urządzenia, mają plastikowe obudowy i plastikowe soczewki. Są niezwykle popularne wśród młodych artystow i fotografów, którzy szukają bardziej artystycznych zdjęć" - mówi Judy Hurwitz, właścicielka jednego ze studiów fotograficznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ugh, jakie to meczace ...

 

Caly ten konformizm i antykonformizm bedacy w istocie druga strona konformizmu.

 

Historia zawsze zatacza takie kolo, bo ludzie sa nudni i przewidywalni. Czlowiek masowy kieruje sie trendami i moda, co doskonale widac szczegolnie na przykladzie spoleczenstwa amerykanskiego ...

Za jakis czas powroci moda na swietna jakosc, pozniej znow nastapi powrot do starych technologii ...

[tak, to tez TECHNOLOGIE].

 

Inna rzecz, ze ten trend istnieje juz od dawna pod postacia LOMOGRAFII.

 

No ale nic to, niechze im sie wydaje, ze sa wyjatkowi, unikalni, oryginalni. Sam fakt, ze sklepy zauwazaja ten nurt i oferuja dla nich oldskulowy sprzet jest przekomiczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mi najbardziej podoba się część o tym że analog pozwala na błędy. Robisz zdjęcie i nie wiesz co się wydarzy. Ach! Ci  Artyści... sam analog im wystarcza żeby byli twórczy i nieprzewidywalni. A tak naprawdę to sposób na brak wiedzy i umiejętności. Typowe, dla wszelakiej maści "humanistów". Zdać się na przypadek i wmawiać reszcie świata że jest to sztuką, prawie jak gówno w wentylatorze....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obraz z aparatu cyfrowego jest idealny? A niby kiedy? Wszystkie techniki fotografii mają jakieś defekty "genetyczne", a ładowanie co cyfrowych małpek kolejnych algorytmów naprawczych to tylko pozorny postęp. Wielu fotoamatorów bardzo ceni możliwość wyłączenia takich "usprawnień" jak usuwanie szumów czy wyostrzanie obrazu (często lepiej zrobić to samemu niż ufać automatom). Moim zdaniem, to raczej aparaty cyfrowe pozwalają na ciekawsze eksperymenty.

 

Jedyna przewaga analogów, jaka teraz mi przychodzi do głowy (nie licząc oczywistości w rodzaju lepszej dynamiki kliszy) to ekstremalnie długie ekspozycje (np. w amatorskiej astrofotografii). "Magia lustrzanki" jest podobna w obu wydaniach, zwłaszcza jeśli ktoś się bawi w stare obiektywy. A podstawowa prawda jest taka, jak się tego nie czuje, ani nie myśli o tym co zrobić, to i tak wyjdzie nudne zdjęcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przedewszystkim daleko nam rozdzielczoscia zdjecia cyfrowego by dorownac analogom. Apratow cyfrowych typu 1Gpixel sie chyba nie doczekamy. Wiadomo ze to jest totalne extremum ale sam fakt ze najzwyklejszy film 35mm ma okolo 30M ziaren srebra co mniej wiecej odpowiada ilosci 30MPixeli matrycy cyfrowej mowi samo za siebie. Zeby uzyskac efekt zwyklego filmu trzeba kupic sprzet rzedu 15 tys PLN (Body + Obiektyw). Zaden kompakt nawet nie smie stanac przy sredniej klasy analogu pod wzgledem jakosci.

 

Po drugie autor piszac "Obraz z aparatu cyfrowego jest idealny?" chyba nie mial na mysli, ze mozna uzyskac perfekcyjne zdjecie a raczej podkreslic fakt ze latwiej jest uzyskac porzadany efekt. Albowiem w fotografii analogowej, mozesz zurzyc caly film do zrobienie zdjecia kropli uderzajacej o tafle wody a potem  rozczarowac sie w laboratorium ogladajac spoznione zdjecia. W cyfrowce mozesz pstryknac 1000 i wydrukowac sobie te ktore sie nam podobaja zamiast byc w posiadaniu setek nie udanych zdjec.

 

Po trzecie faktem jest, ze ta mlodziez kieruje sie trendem a nie pogonia za "1Gpix".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do fotografa to profesjonalny fotograf to taki który zrobił zdjęcie i wie dla czego tak wyszło i wyszło tak bo tak chciał. Wieczorem czy jutro rano zrobi w innych warunkach takie samo zdjęcie bo miał wizje która była pierwotna. A nie fajnie wyszło bo nie wiadomo jak będzie.

 

Ja sobie czasem coś cykam zenitem ttl subiektywnie korzyści wg mnie w stosunku do idioten kamery to możliwość większego panowania nad tym co się dzieje na zdjęciu. No i możliwość własnoręcznego wywołania przy B/W. Ale do zdjęć z rodzinnych konsumpcji kotleta nie ma sensu stosowania analoga. Ekspertem nie jestem i nim sobie wszystkim pokręcę to już koleta nie ma :). Cyfra w tym czasie zrobię 36 zdjęć z których 35 będzie całkiem do doopy a jedno może dwa akceptowalne i to wystarcza.

 

Powrót do analogów to tylko szpan a owa nieprzewidywalność to tylko brak wiedzy.

znajomy sobie dla szpanu kupił lustrzankę, całe wakacje cykał foty i "rwał lachony" na "długi obiektyw" udając fotografa i opowiadając o wyższości fotografii b/w nad kolorową i inne bzdety a na koniec wakacji oddał do wywołania do pobliskiego warzywniaka, filmy które powinny być wywoływane w procesie niskotemperaturowym bez zaznaczenia tego faktu i tak się skończyła jego przygoda z fotografią. Bo w labie nikt się nie przejmował jego twórczością poszły na automat i po wszystkim.

 

Przemek Kobel analog daje ci szerokie możliwości manipulacji i wiele parametrów które maja wpływ na fotografie wynikowa od czułości filmu po parametry obiektywów. Tylko ze cyfrowe lustrzanki mają podobny zakres parametrów. A większość z tych rożnych parametrów jest mało przydatna do robienia zdjęć z wakacji. Jednym z przykładów jest tu własne fotografowanie nieba ale takie przykłady można mnożyć Takie foty i tak  stanowią na dzień dzisiejszy może z 3 procent wszystkich zdjęć robionych przez ludzkość. A  większości przypadków tam gdzie by się można o coś pokusić idą idioten kamery i wszystko jest ok i nikt z tego powodu nie płacze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ach! Ci  Artyści... sam analog im wystarcza żeby byli twórczy i nieprzewidywalni. A tak naprawdę to sposób na brak wiedzy i umiejętności.

 

Zupełnie się na tym nie znam, więc zabiorę głos. Za starych dobrych czasów artyści trzaskali cyfrówkami mnóstwo ujęć po to by te właściwe wykonać analogiem. Cyfrówki nadążają.

Efekty uzyskiwane tygodniami eksperymentów z temperaturą, czasem, składem odczynników będą uzyskiwane tygodniami machania mysza :)

 

Niedługo analogi zostaną archaizmem popularnym jak radio kryształkowe czy  telefon ze sznurka i kubków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja lubie kicz pod nazwa HDR :)

Analogowe aparaty moga o tym zapomniec.

 

A pozatym uwazam, ze liczy sie efekt koncowy a nie to co robiles zeby go uzyskac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przedewszystkim daleko nam rozdzielczoscia zdjecia cyfrowego by dorownac analogom.

Na jakiej podstawie tak sądzisz? Z badań rozdzielczości wynika, że głównym problemem jest aktualnie optyka (obiektywy), która w przypadku aparatów cyfrowych formatu APS-C wymięka przy matrycach 24mpix, a przy pełno klatkowych w okolicach 36Mpix. Analogi stosujące tą samą optykę nie uzyskują większej rozdzielczości. Po za tym klisza posiada tzw ziarno - które potrafi na zdjęciu więcej bruździć niż "pixele i szumy" Przez ziarno nie da się powiększać fotki w nieskończoność. Tak naprawdę ogólnodostępne klisze do aparatów analogowych o czułości ISO 100 tracą szczegóły już przy 18mpix... więcej osiągają droższe klisze dla "prof" ale niewiele więcej...

 

Matryce cyfrowe już dawno przegoniły rozdzielczość zwykłej kliszy. Ostatni bastion analogu to format 6x9, trudno budowac tak duże matryce bez martwych/gorących pixeli.  Jednak to jest do przeskoczenia (siatka matryc), a matryce 42-64Mpix w średnioformatowych lustrzankach biją na głowę szczegółowością odpowiadające im analogi.

 

Tak więc rozdzielczością i szczegółami cyfra już dawno wygrała, pozostała jeszcze rozpiętość tonalna zdjęcia, ale tu na razie więcej nie trzeba bo urządzenia wyświetlające (monitory/projektory cyfrowe) i tak nie dają rady... A na wydrukach nie widać różnicy :) (no może taką, że te fotki z cyfrówek są ładniejsze, "kolorowsze" i dokładniejsze...)

 

Apratow cyfrowych typu 1Gpixel sie chyba nie doczekamy

1GPixel ? To rozdzielczość matrycy o rozmiarze 10tys pkt na 10tys pkt. Żaden problem w dzisiejszych czasach,  podejrzewam że takie lub większe matryce stosuje się w szpiegowskich sondach kosmicznych. Problemem jest jednak zgranie tego na "domowy" komputer i obrobienie :P ale jak będziemy mieli 100TB dyski twarde i 1TB pendrive... to pewnie i takie matryce pojawią się w telefonach komórkowych :) żeby tego kotleta cioci powiększyć i przy okazji obejrzeć dziurę po plombie na zębie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Luźne nawiązanie: dla mnie kwintesencją współczesnych zdjęć z wakacji są ludziki pstrykające zachód słońca. Z lampą błyskową.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Artyści.. wybaczcie, ale przypomina mi się obraz 2m na 2m w mojej starej szkole w której głównym (w zasadzie jedynym) tematem były ciapki farby. Ponoć warte 1000 zł. dzieło - nie użyłbym tego nawet jako papieru toaletowego. Są ładne zdjęcia, interesujące i artystyczne.. Aby wykonać te 1-sze lub 2-gie nie potrzeba analoga tylko zwykłą lustrzankę, filtrów i trochę umiejętności.. można się podeprzeć photoshopem i gitara.. Mamy dobre zdjęcie nad którym każdy westchnie i to się liczy. Patrząc na współczesną (i współczesne trendy) sztukę to w zasadzie nie trzeba, ani umieć robić zdjęć, ani rysować by zostać artystą fotografem lub znanym malarzem.. Wezmę kawałek drutu, powyginam go na 8 kierunków, nazwę jakoś (im bardziej bezsensu tym lepiej) i zostanę artystą.., a na salonach rozgorzeją debaty "co autor miał na myśli".. Wracając do tematu - kto potrafiący robić dobre zdjęcia zainteresuje się w dzisiejszych czasach analogiem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wezmę kawałek drutu, powyginam go na 8 kierunków.....

 

Im sztuka bardziej elitarna tym mniej zrozumiała dla niewyrobionego odbiorcy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Media szeroko rozpisują się o zjawisku sextingu, które ma być bardzo rozpowszechnione wśród dzieci i młodzieży. Polega ono na wysyłaniu treści i obrazów o podtekście seksualnym. Rysowany przez dziennikarzy obraz może przerażać wielu rodziców. Dowiadujemy się bowiem, że sextingiem zajmuje się znaczący odsetek młodych ludzi.
      Tymczasem w piśmie Pediatrics ukazały się wyniki dwóch badań przeprowadzonych przez naukowców z University of New Hampshire, z których wynika, że media nadmiernie rozdmuchują całkowicie marginalne zjawisko.
      Podczas pierwszego z badań specjaliści z uniwersyteckiego Centrum Badań nad Przestępczością Wobec Dzieci przepytali za pośrednictwem internetu 1560 osób w wieku 10-17 lat. Ankietowani mieli opowiedzieć o swoich doświadczeniach z sextingiem. Pytano ich czy tworzyli takie wiadomości, odbierali je, byli przedstawiani na zdjęciach lub filmach z podtekstem seksualnym, które rozsyłano za pośrednictwem internetu lub sieci komórkowych.
      Okazało się, że jedynie 2,5% badanych było w ubiegłym roku w jakiś sposób zaangażowanych w sexting, a tylko 1% brał udział w działaniach, które mogły w jakiś sposób naruszać przepisy dotyczące dziecięcej pornografii. Działania te miały związek z tworzeniem, przesyłaniem czy pokazywaniem obrazów, na których widać piersi, genitalia lub pośladki.
      Wiele osób słyszało o takich przypadkach, ponieważ budzą one zainteresowanie, ale w rzeczywistości jest w nie zaangażowana niewielka mniejszość - mówi profesor psychologii Kimberly Mitchell, główna autorka badań.
      Podczas drugich badań uczeni sprawdzili policyjne statystyki dotyczące młodych ludzi zatrzymanych przez policję w 675 przypadkach zgłoszonego sextingu. W większości tego typu przypadków w ogóle nie doszło do naruszeń surowego amerykańskiego prawa. Zatrzymań dokonano w 36% spraw, w których sexting wykorzystano do takich działań jak np. szantaż. Tam, gdzie takie wydarzenia nie miały miejsca, zatrzymań dokonano jedynie w 18% przypadków. Ponadto nastolatkowie trafiający do rejestru przestępców seksualnych to w zdecydowanej większości sprawcy poważniejszych przestępstw, jak np. napaści na tle seksualnym.
      Większość policjantów rozsądnie podchodzi do przypadków sextingu i nie traktuje ich sprawców jako przestępców - mówi Jasnis Wolak, współautorka badań.
      Wbrew twierdzeniom mediów i wywoływanych nimi obawom rodziców czy nauczycieli, seksualne zdjęcia młodych ludzi rzadko są rozpowszechniane. Naukowcy stwierdzili, że w 90% przypadków takie filmy czy fotografie trafiły tylko i wyłącznie do osoby, dla której były przeznaczone. Nawet w tych przypadkach, które były badane przez policję, 66% obrazów nie trafiło do szerokiej widowni.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wyniki studium specjalistów z Emory University sugerują, że aktywność mózgu nastolatków podczas słuchania nowych utworów może pomóc w przewidzeniu popularności danej piosenki. Niewykluczone, że podobny wybieg sprawdziłby się również w innych grupach wiekowych.
      Zademonstrowaliśmy naukowo, że można użyć, oczywiście do pewnego stopnia, neuroobrazowania danej grupy ludzi, by przewidzieć kulturalną popularność utworu - ujawnia Gregory Berns.
      W 2006 r. naukowcy z laboratorium Bernsa wybrali 120 utworów z MySpace'a. Wszystkie zostały nagrane przez stosunkowo mało znanych muzyków, którzy nie mieli podpisanych kontraktów z wytwórniami. Wysłuchało ich 27 osób w wieku od 12 do 17 lat (każdy utwór należało ocenić na skali od 1 do 5). Podczas sesji wykonywano im funkcjonalny rezonans magnetyczny. Pierwotnie dane zbierano w ramach studium dot. wpływu presji rówieśników na opinie nastolatków. Wykorzystano mało znane piosenki, by mieć pewność, że badani ich wcześniej nie znali.
      Trzy lata później Berns oglądał z dwiema nastoletnimi córkami "Idola". Zorientował się, że jedna z piosenek z zestawu z 2006 r. stała się w międzyczasie hitem. Ponieważ naukowcy dysponowali zapisem reakcji mózgowych, zacząłem się zastanawiać, czy moglibyśmy przewidzieć, że utwór będzie przebojem.
      Analiza porównawcza pokazała, że dane neurologiczne zapewniały istotny statystycznie wskaźnik przewidywalności popularności utworów (popularność mierzono sprzedażą w latach 2007-2010). To nie do końca prognostyk hitów, ale natrafiliśmy na znaczący związek między reakcją mózgu w tej grupie nastolatków a liczbą utworów, które się ostatecznie sprzedały.
      Wcześniejsze badania pokazywały, że reakcje mózgowych centrów nagrody - zwłaszcza kory okołooczodołowej i brzusznego prążkowia - pozwalają przewidzieć indywidualne wybory (ale tylko u osób, które poddano skanowaniu mózgu). Studium akademików z Emory University sugeruje, że wykorzystując odpowiedzi mózgu pewnej grupy, da się przewidzieć losy kulturalnego fenomenu w większej populacji (nawet w jej niebadanej części). Berns podkreśla, że ograniczeniem opisywanego badania jest niewielka liczebność próby. Warto jednak zwrócić uwagę, że w całości składała się z nastolatków, a to grupa wiekowa stanowiąca 20% klienteli sklepów muzycznych.
      Większość wykorzystanych w eksperymencie utworów to klapy. Świadczą o tym kiepskie wyniki sprzedaży. Tylko 3 piosenki spełniły branżowe kryteria hitu: sprzedano ponad 500 tys. ich egzemplarzy, włączając w to albumy z uwzględniającą je ścieżką dźwiękową oraz ściągnięcia plików muzycznych. Kiedy przedstawiliśmy dane w formie grafu, odkryliśmy "czuły punkt" sprzedaży rzędu 20 tys. jednostek. Reakcje mózgu pozwalały przewidzieć ok. 1/3 utworów, których sprzedaż ostatecznie przekroczy 20 tysięcy. Trend okazał się jeszcze silniejszy dla klap. Ok. 90% piosenek wywołujących słabą reakcję mózgu nastolatków nie przekraczało 20-tys. progu sprzedaży.
      Co ciekawe, gdy młodzież poproszono o ocenę na skali od 1 do 5, noty nie pokrywały się już z przyszłą sprzedażą utworów. Berns przypuszcza, że odpowiadają za to złożone zjawiska związane z oceną czegoś. Na ocenę wpływają zarówno uprzedzenia, jak i stosunek do ujawnienia osobistych preferencji eksperymentatorowi. Reakcji mózgu nie da się zaś zafałszować.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy połączyli używanie alkoholu przez młodzież z czasem spędzanym przez komputerem. Odkryli bowiem, że nastolatkowie pijący alkohol poświęcają komputerowi więcej czasu niż ich niepijący rówieśnicy.
      Badania zostały przeprowadzone przez doktor Jennifer Epstein z Weill Cornell Medical College i wykorzystano w nich dane z anonimowej ankiety wypełnionej przez 264 nastolatków w wieku 13-17 lat.
      Konkretne czynniki łączące alkohol i wykorzystywanie komputera przez młodzież są są jeszcze znane. Być może młodzi ludzie eksperymentują z alkoholem tak, jak eksperymentują z różnymi rodzajami aktywności w internecie. A to z kolei może powodować, że natykają się w sieci na reklamy alkoholu, poznają na serwisach społecznościowych osoby używające alkoholu, co z kolei wzmacnia ich chęć sięgania po tę używkę  - mówi doktor Epstein.
      Badania wykazały, że ci młodzi ludzie, którzy przyznali, że w ciągu ostatniego miesiąca pili alkohol, spędzają przed komputerem więcej czasu na zajęciach niezwiązanych z obowiązkami szkolnymi. Picie alkoholu było też związane z częstszym korzystaniem z portali społecznościowych oraz pobieraniem i słuchaniem muzyki z internetu. Nie stwierdzono silnego związku pomiędzy piciem a grami komputerowymi czy internetowymi zakupami. Nie zauważono też związku, pomiędzy używaniem alkoholu a używaniem komputera do celów związanych z nauką.
      Doktor Epstein chce teraz przeprowadzić długotrwałe i bardziej szczegółowe badania dotyczące związków pomiędzy używaniem alkoholu a komputera.
      W USA przeciętny nastolatek ma pierwszy kontakt z alkoholem w wieku 12-13 lat. Nie od dzisiaj wiadomo, że wpływ rodziny, np. brak opieki, zła komunikacja, konflikty, uzależnienia rodziców, są czynnikami ryzyka zwiększającymi podatność dzieci na sięganie po używki.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dzieci i nastolatki z wyższym stężeniem we krwi związków perfluorowanych - substancji wykorzystywanych w wodoodpornych tkaninach i tapicerkach oraz zapobiegających przywieraniu pokarmów do naczyń i utensyliów kuchennych – mają podniesiony poziom złego cholesterolu LDL (Archives of Pediatrics & Adolescent Medicine).
      Kwasów perfluoroalkilowych - sulfonianu perfluorooktanu (PFOS) czy kwasu perfluorooktanowego (PFOA) - używa się podczas produkcji fluoropolimerów. Wchodzimy z nimi w kontakt za pośrednictwem wody pitnej, mleka matki, opakowań na żywność, kurzu czy powietrza. PFOS i PFOA pochodzą m.in. z rozkładu preparatów stosowanych w fabrykach podczas obróbki plamoodpornych ubrań lub dywanów. Najnowsze badania na populacji amerykańskiej pokazały, że PFOA i PFOS stwierdza się w niemal wszystkich próbkach ludzkiej surowicy.
      Dzięki badaniom na zwierzętach ustalono, że związki perfluoroalkilowe wpływają przede wszystkim na wątrobę, co sugeruje, że u ludzi mogą prowadzić do zmian w poziomie cholesterolu. W związku z tym zespół Stephanie J. Frisbee ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Zachodniej Wirginii oceniał stężenie lipidów w surowicy 12.476 dzieci i młodzieży (średnia wieku wynosiła 11,1 roku). Wszyscy uczestniczyli w C8 Health Project, rozpoczętym po złożeniu pozwu zbiorowego ws. skażenia ujęcia wody w dolinie rzeki Ohio.
      Po wdrożeniu do programu w 2005 lub 2006 r. dzieci dostarczały próbki krwi. Jak wyliczono, średnie stężenie PFOA wynosiło 69,2 ng na mililitr, a PFOS 22,7 ng/ml. W grupie 12-19-latków stężenia PFOA były wyższe od wykrytych w ogólnonarodowym sondażu (29,3 ng/ml, w porównaniu do 3,9 ng/ml), ale stężenia PFOS pozostały zbliżone (19,1 ng/ml vs 19,3 ng/ml).
      Po uwzględnieniu odpowiednich zmiennych, Amerykanie doszli do wniosku, że wyższy poziom kwasu perfluorooktanowego wiązał się ze zwiększonym stężeniem ogólnego cholesterolu i złego cholesterolu LDL, a sulfonianu perfluorooktanu z wyższym cholesterolem ogólnym i obiema jego frakcjami. Nie odnotowano żadnego związku między PFOA czy PFOS a poziomem trójglicerydów.
      Średnio u 1/5 dzieci i nastolatków z największym stężeniem PFOA poziom ogólnego cholesterolu był o 4,6 mg na decylitr, a LDL 3,8 mg/dl wyższy niż u 1/5 badanych z najniższym poziomem kwasu perfluorooktanowego. W przypadku analogicznie wyznaczonych grup z najniższym i najwyższym PFOS przeciętne różnice w zakresie ogólnego cholesterolu i cholesterolu LDL wynosiły, odpowiednio, 8,5 mg/dl i 5,8 mg/dl.
      Nielinearna natura zaobserwowanych związków, zwłaszcza dla kwasu perfluorooktanowego, sugeruje istnienie punktu wysycenia w leżącym u jego podłoża mechanizmie fizjologicznym. PFOA i PFOS, a także kwasy perfluoroalkilowe jako klasa, wydają się powiązane z lipidami surowicy. Na razie nie wiadomo, czy w grę wchodzą związki przyczynowo-skutkowe. Ze względu na młody wiek badanych nie można też ustalić, jaki jest (i czy w ogóle) kumulacyjny efekt podniesionego poziomu cholesterolu na układ sercowo-naczyniowy.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Skłonność do używek takich jak alkohol i lekkie narkotyki jest największa u młodzieży w okresie szkoły średniej i po jej zakończeniu. Co ma wpływ na tę skłonność i co mogło by być środkiem zapobiegawczym? Nowe badania rzucają trochę światła to zagadnienie.
      Przebadaniem młodych ludzi w okresie szkoły średniej i dwa lata po jej zakończeniu zajął się zespół badawczy Charlesa Fleminga z Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Wcześniejsze badania wykazywały, że osoby w związkach małżeńskich rzadziej sięgają po uzależniające używki, chciano się przekonać, jak wygląda związek życia uczuciowego ze skłonnością do „substancji rozrywkowych" u młodszych osób. Przy pomocy ankiet analizowano zachowanie blisko tysiąca młodych ludzi w okresie dojrzewania, 80% z nich stanowili biali, 54% chłopcy.
      Jak się okazało, „randkowanie" ma podobny wpływ co małżeństwo: młodzi ludzie będący w miłosnych związkach znacząco rzadziej sięgali po substancje odurzające. Zależność nie była jednak liniowa: w wieku 19-20 lat „single" jeszcze pili i palili mniej niż osoby w związkach, jednak z wiekiem sytuacja się zmieniała: single zaczynali stosować więcej używek i szybko przeganiali w tym kolegów i koleżanki w związkach. Po wyeliminowaniu wpływu takich czynników jak status społeczny czy zatrudnienie wykazano, że osoby żyjące samotnie były o 40% bardziej skłonne do sięgania po marihuanę, niż osoby randkujące, ale nie mieszkające jeszcze z partnerem.
      Jaka może być tego przyczyna? Jak sądzi autor badań, być może osoby związane są po prostu szczęśliwsze - nie muszą więc poprawiać sobie samopoczucia w taki sposób. Ponadto w przypadku kłopotów czy depresji mają wsparcie ze strony partnera. Rzadziej również spotykają się z rówieśnikami i rzadziej imprezują. Nie musimy zaraz organizować im randek - mówi Charles Fleming. - Ale to jest coś, o czym powinni wiedzieć zarówno rodzice, jak i osoby pracujące z młodzieżą.
      Jednak Kenneth Leonard z Instytutu Badania Uzależnień na Uniwersytecie w Buffalo zauważa, że istnieje jeden ważny wyjątek od tej reguły: kiedy ktoś zaczyna spotykać się z osobą pijącą lub używającą marihuany w dużych ilościach, prawdopodobieństwo sięgnięcia przez niego po te same używki nie maleje, lecz rośnie.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...