Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Niemiecki MSZ wraca do Windows

Rekomendowane odpowiedzi

Przedstawiciele niemieckiego rządu, udzielając odpowiedzi na pytanie parlamentarzystów z SPD, potwierdzili, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych powróci do platformy Windows. Niemieckie MSZ rozpoczęło migrację na linuksowe serwery w 2001 roku, a od 2005 używa też innych opensource'owych programów, jak Firefox czy OpenOffice. Na pecetach używany jest zarówno Debian jak i Windows, a systemy mobilne wykorzystują Debiana.

Jeszcze w roku 2007 twierdzono, że migracja na Linuksa okazała się sukcesem, a wydatki IT na każde miejsce pracy są w MSZ niższe niż w innych departamentach rządowych.

Teraz rząd zdecydował się na powrót na platformę Windows. Urzędnicy wyjaśniają, że koszty migracji oraz obsługi, w tym tworzenia oprogramowania czy szkoleń, okazały się większe niż przewidywano. Ponadto użytkownicy skarżyli się na braki w funkcjonalności, trudności w użytkowaniu oraz słabą współpracę pomiędzy programami.

W ubiegłym roku w MSZ wdrożono projekt powrotu do Windows. Pracownicy ponownie będą używali systemu Windows XP, który z czasem zostanie zaktualizowany do Windows 7, na ich komputery trafi MS Office 2010 oraz Outlook. Rząd twierdzi, że nie spowoduje to zwiększenia wydatków, a da korzyści w postaci większej produktywności.

Linux będzie nadal używany na serwerach.

Parlamentarzyści, którzy pytali rząd o strategię IT, nie są usatysfakcjonowani. Ich zdaniem, nie otrzymali konkretnej odpowiedzi, a koszty powrotu na platformę Windows nie mogą być mniejsze od kosztów tworzenia oprogramowania dla Linuksa czy szkoleń pracowników.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monopol MS kosztuje mnóstwo pieniędzy jak widać. Gdyby 3-4 różne systemy operacyjne podzieliły się rynkiem to programiści musieliby nauczyć się pisania zgodnie ze standardami i w językach między systemowych. W szkołach uczy się tylko Windowsa (W większości) i później taki dev nie rozumie jak może nie być rejestru, liter dysków czy po co jest katalog /dev i /etc. Może tablety zmienią tą niekorzystną dla użytkowników sytuację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgodzę się z Tobą, jeśli chodzi o obecne czasy. I, co zresztą widać, sytuacja ulega zmianie, świat IT staje się bardziej pofragmentowany.

Jednak, paradoksalnie, "monopol" Windows wpłynął korzystnie na dotychczasowy rozwój IT i doprowadzil nas do momentu, w którym korzystna stała się fragmentacja. Myślę, że gdyby Winda nie zdobyła w przeszłości takiej pozycji, jaką miała, to zarówno pod względem sprzetu jak i oprogramowania świat byłby obecnie znacznie mniej rozwinięty.

Chociaż, prawdopodobnie, jeśli nie MS to jakaś inna firma zdominowałaby rynek, gdyż przed laty taka dominacja okazała się koniecznością, więc taki proces tak czy inaczej by zaszedł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do tej pory sprzęt był zbyt wolny na "między platformowe języki programowania" Narzut środowiska uruchamiającego takie programy powodował że były o wiele mniej wydajne niż normalne - odwołujące się bezpośrednio do sprzętu, lub ściśle wykorzystujące dedykowane API/GUI systemowy.

 

Teraz procki z wbudowaną wirtualizacją, oraz nadmiarową wydajnością dają radę z obsługą "ogólnych" programów. Jednak są dziedziny w których programowanie systemowe zawsze będzie na topie, i tu nigdy nie będzie multi platformowo. A koszty pisania jednego programu na kilka systemów zawsze będą zbyt duże żeby to wdrażać, szczególnie jeśli jest popularny ogólnodostępny i dopracowany Windows.

 

Po za tym jako programista, wole pisać w jednym języku na konkretny system niż uczyć się ciągle różnych systemów które ciągle się zmieniają. Dla programisty jeden konkretny system to zbawienie... Chociaż ostatnio zacząłem poważniej męczyć Javę i C#, może za parę lat się całkowicie przesiądę ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mniej różnych systemów = mniej pomysłów w informatyce.

 

Skłaniam się ku opinii, że monopolizacja rynku przez jedną firmę spowodowała kilka lat zastoju w informatyce. Gdyby systemów i różnego rodzaju oprogramowania z tej samej dziedziny było więcej, to a) konkurecja wymusiłaby rozwój, ;) programiści mieliby więcej pracy (choć za troszkę mniejsze stawki), c) producenci albo drobne firmy de fakto doprowadziłyby do standaryzacji dokumentów (przewaga MS na OOorg jest tak ogromna, że nikomu nie opłaca się pracować nad standardem).

 

Zauważyliście np. AmigaOS i OS/2 Warp w standardzie miały komunikowanie głosowe, a w ówczesnym Windows 3.x tylko odgrażano się że będzie. Amiga poszła dalej, człowiek który wymyślił cały system odpowiedniej intonacji różnic płci, językowych, modulacji, system wymowy w różnych językach (było w standardzie systemu!), etc. napisał program do rozpoznawania mowy i sterowania systemem za pomocą głosu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@cyberant

1. .NET nie jest między platformowy bo mono leży i nawet nie piszczy

2. Java, C/C++ (#ifdef), Python, Flash etc. są między platformowe (Podobnie jak Qt4, WxWidgets,...). No i C wydaje się być szybkie.

3. Jako programista powinieneś wiedzieć że świat się zmienia i ciągle się rozwijać. Ciągle powstają nowe wersje Pythona, Javy, C. Gdy przestaniesz się uczyć nowości niestety odpadniesz.

Zatem jeden język, jeden system to pułapka a nie zbawienie.

 

@Mariusz Błoński Oczywiście MS i ich programy miały ogromny wpływ na rozwój IT, ale świat pozwolił MS-owi zgromadzić moim zdaniem zbyt duże wpływy i pieniądze. Stali się taką TePsą z dawnych lat - gdy pojawiła się konkurencja to musieli zacząć liczyć się z klientem.

Nawet jeśli monopolista był potrzebny to wg. mnie zbyt długo nim był i bardzo ciężko obecnie wprowadzić jakąkolwiek konkurencje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mariusz Błoński

Microsoft odpowiada za rozwój tylko czy ten rozwój był aż tak potrzebny?

Może się skończyć załamaniem branży która nie będzie w stanie otrzymać dynamiki bo nie będzie na nią (dynamikę) zapotrzebowania. Stanie się niepotrzebna (niekonieczna). Samo prawo Moora ma w sobie coś przerażającego. To tylko kwestia czasu aż złamie je fizyka. Bo tak naprawdę nie ma uzasadnienia jego istnienia. Ja nie widzę przynajmniej.

Być może rozwój powinien być wolniejszy. Na pewno podniosło by to jakość oprogramowania podnosząc poprzeczkę programistom. MS odpowiada tez za wieczna agonie rodziny x86 która już dano powinna być historią.

 

cyberant

Nie zgadzam się z tym ze sprzęt był zbyt wolny. Idąc tym tokiem zawsze będzie zbyt wolny. To nie sprzęt jest wolny a koncepcja do doopy. W dzisiejszym PC wszystko jest wirtualizowanie i to wielopoziomowo. Układanie na tym kolejnej warstwy w postaci maszyny wirtualnej to pewnego rodzaju szaleństwo.  Dobrym przykładem jest tu AMD który już na poziomie procesora wirtualizuje architekturę CISC w oparciu o jadro RISC. Nie tedy droga i pokazał to słusznie i naukowo w sposób empiryczny SUN 15 lat temu. Sun wyeliminował wszystkie warstwy po drodze. Co zrobili wzięli kawałek sprzętu posadzili na tym mikro-jądro a na tym maszynę wirtualna Javy. Nazywało się to Javastation  a system operacyjny tego to JavaOS. Przekładając to na PCta to tak jak by Bios uruchomił maszynę wirtualną. Jest to wręcz genialne bo kompatybilność ze sprzętem zapewnia mikro-jądro. Tak w zasadzie to był protoplasta cienkich klientów. A system można było nawet z serwera pobrać jak i resztę aplikacji właściwie już się nawet o chmurę ocieramy ;). NA takiej zasadzie można wypuścić dowolny sprzęt który ma procesor. Zapakować na to mikro-jadro i dalej jest pełna kompatybilność wszystkiego z wszystkim. Tylko ze dochodzimy do konkluzji ze to tak naprawdę jest poziom skomplikowania analogiczny do Bios+DOS a cała reszta wszystkiego o co systemy zostały rozbudowane była psu na budę.

 

Co do Neta i Ms to w sumie takie microsoftowe podejście. Zrobić to co zrobił ktos  tylko tak żeby nie było z niczym kompatybilne. I o ile do samego .NET nic specjalnie nie mam to to jest takie microsoftowe budowanie swojego świata na silę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W ubiegłym roku w MSZ wdrożono projekt powrotu do Windows. Pracownicy ponownie będą używali systemu Windows XP, który z czasem zostanie zaktualizowany do Windows 7, na ich komputery trafi MS Office 2010 oraz Outlook. Rząd twierdzi, że nie spowoduje to zwiększenia wydatków, a da korzyści w postaci większej produktywności.[/size] 

 

Wreszcie znaleźli dojście, ;)  a profesjonaliści dostęp do tych dokumentów (widać nie są istotne albo polityka otwartości).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zgadzam się z tym ze sprzęt był zbyt wolny. Idąc tym tokiem zawsze będzie zbyt wolny.

 

Niestety tak! Stara gwardia pisząca w Cobolu na Odra 1300 z 32 Kilosłowami pamięci już wymarła. Ludzie spędzali całe godziny na znajdowaniu najszybszego sposobu na wyzerowanie akumulatora ;)

Razem z 486dx ze szkół wyszła nowa generacja dla której wydajność to problem sprzętowy. Od tego czasu sprzęt jest zawsze za wolny i tak będzie bo godzina pracy programisty jest znacznie kosztowniejsza od kilograma procesora. Wydajnością się zajmujemy jeśli klient narzeka :P Wcześniej nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponadto użytkownicy skarżyli się na braki w funkcjonalności, trudności w użytkowaniu oraz słabą współpracę pomiędzy programami.

 

A jednak opór materii ludzkiej okazał się zbyt duży. To niecheć użytkowników zadecydowała o niepowodzeniu przedsięwzięcia.

Przy podejściu socjalistycznym zacząłbym zwalniać za nieumiejętność obsługi komputera z Linuksem.

Przy kapitalistycznym wprowadziłbym dodatek za pracę na Linuksie.

Zastosowanie obu bodźców zapewniłoby projektowi powodzenie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas wykopalisk w położonym nad Dunajem mieście Riedlingen w południowych Niemczech, archeolodzy trafili na unikatową komorę grobową z wczesnego okresu celtyckiego. Komora znajdowała się wewnątrz dużego kurhanu o średnicy 65 metrów. Obecnie kurhan ma niemal 2 metry wysokości, jednak w przeszłości sięgał prawdopodobnie 6 metrów. Jego rozmiary wskazują, że należał do niewielkiej grupy zwanej kurhanami książęcymi. W latach 620–450 p.n.e. w takich kurhanach na terenie południowo-zachodnich Niemiec Celtowie chowali osoby o najwyższym statusie społecznym.
      Nowo odkryta komora zachowała się w niemal idealnym stanie, mimo że minęło 2600 lat od jej zbudowania. Eksperci stwierdzili, że naukowe znaczenie odkrycia wykracza znacznie poza obszar, na którym komorę znaleziono. Tym bardziej, że współczesna technologia pozwoli na przeprowadzenie badań, jakie jeszcze niedawno były poza zasięgiem archeologii. Już zapowiedziano, że w ciągu najbliższych kilku lat komora zostanie wydobyta, zakonserwowana, a następnie zrekonstruowana i udostępniona zwiedzającym w muzeum.
      Kurhan znajduje się około 7 kilometrów na północny-wschód od Heuneburga, zwanego najstarszym miastem na północ od Alp, jedno z najważniejszych stanowisk archeologicznych w Europie Środkowej. W pobliżu znajduje się też Bussen, inne ważne stanowisko archeologiczne z epok brązu i żelaza, zwane świętą górą górnej Szwabii.
      Badania kurhanu rozpoczęły się w ubiegłym roku, gdy zdecydowano, że zagrożony przez działalność rolniczą zabytek należy poznać pod kątem chronologii i struktury. Archeolodzy byli niezwykle zaskoczeni, gdy 70 centymetrów pod powierzchnią gruntu trafili na zachowaną dębową komorę grobową. Ich zdumienie było tym większe, że zwykle zagrzebane w ziemi drewno może przetrwać zaledwie kilka dekad. Wcześniej w Niemczech znaleziono tylko jedną w pełni zachowaną celtycką komorę grobową. Została odkryta w 1890 roku w Villingen w Szwarcwaldzie. Znalezisko zostało wówczas jedynie częściowo udokumentowane i zachowane, nie wspominając już o różnicy z możliwościach badawczych wówczas i obecnie.
      Komora z Riedlingen przetrwała w całości, z sufitem, podłogą i ścianami, dając specjalistom niepowtarzalną okazję do przeprowadzenia badań. Jest usytuowana na osi północ-południe, jej wymiary to 3,40x4,05 metra. Podłogę zbudowano z grubych świetnie zachowanych desek. Na środku dłuższych ścian znajdowała się belka podtrzymująca masywny sufit, który zawalił się pod ciężarem kurhanu. Udało się jednak określić, że wysokość ścian komory wynosiła około 1 metra. W rogach komory znajdowały się pale, które prawdopodobnie podtrzymywały całą konstrukcję. Sufit był potężny. Składał się z dwóch warstw bardzo grubych dębowych belek.
      Świetnie zachowane drewno pozwoli na przeprowadzenie badań dendrochronologicznych, które powinny wskazać na dokładny rok pochówku. Ekspertom udało się już datować drewniane obiekty pozostawione przez budowniczych komory. Stwierdzili, że obiekt, który mógł być nieukończoną drewnianą łopatą, został wykonany z drzewa ściętego w 585 roku przed naszą erą.
      Prawdopodobnie więc książęcy kurhan z Riedlingen został wybudowany w tym samym roku. Jest on więc o 2 lata starszy od grobu w Bettelbühl, w którym w 583 roku p.n.e. spoczęła celtycka księżniczka. Obie daty są zaś bardzo bliskie przebudowie Heuenburga, podczas której wykorzystano cegły suszone na słońcu.
      Naukowcy przypuszczają, że wyjątkowo masywny, ciężki sufit miał chronić komorę grobową przed rabusiami. To tym bardziej prawdopodobne, że niemal wszystkie książęce groby z tego okresu zostały okradzione już w starożytności. Niestety, tak też stało się w Riedlingen. Archeolodzy odkryli wykopane przez złodziei dwa tunele prowadzące do południowo-wschodniego narożnika komory. Rabusie przebili się przez sufit i weszli do komory otworem o wymiarach 40x45 cm. Rabunek, do którego musiało dojść gdy jeszcze możliwe było swobodne poruszanie się w komorze, został dokonany bardzo systematycznie. Na zbadanych dotychczas fragmentach podłogi archeolodzy nie znaleźli żadnych dóbr wykonanych z metalu czy jakiegokolwiek cennego materiału. Wciąż jednak nie zbadano całej podłogi, jest więc nadzieja, że złodzieje coś przeoczyli.
      W jednym z tuneli wykopanych przez rabusiów znaleziono ozdobne gwoździe z brązu. Prawdopodobnie pochodzą one z ozdobnego wozu, na którym złożona była zmarła osoba, a ich obecność potwierdza, że grób był bogato wyposażony.
      Dotychczas wydobyto też kilkanaście fragmentów szkieletu. Wstępne badania sugerują, że prawdopodobnie należą one do mężczyzny zmarłego w wieku 15–20 lat, którego wzrost określono na 160–168 cm.
      Ponadto zaraz pod powierzchnią gruntu, blisko krawędzi kurhanu, znaleziono częściowo zachowany szkielet mężczyzny zmarłego w wieku 25–35 lat. Odkryto przy nim dwie broszki z brązu i niewielki kawałek kwarcu. Być może stanowiły one część naszyjnika. Pochówek ten datowany jest na około 500 r. p.n.e. Mężczyznę pogrzebano więc w istniejącym wcześniej kurhanie. Kilka metrów dalej, wciąż w obrębie kurhanu, archeolodzy znaleźli niewielką jamę, a w niej dwa ceramiczne naczynia ze skremowanymi szczątkami. Pochodzą one z około 600 roku, pochówku dokonano albo na krótko przed wybudowaniem kurhanu, albo w czasie jego budowy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niemcy są pierwszym krajem, który zadeklarował, że zwróci Nigerii słynne brązy z Beninu. Decyzja już wywołała kontrowersje, a jej realizacja z pewnością będzie bacznie obserwowana przez społeczność międzynarodową. To jednak nie wszystkie zabytki, jakich zwrotu domagają się inne kraje. Z zakończonych właśnie badań dowiedzieliśmy się, że w Niemczech znajduje się 40 000 zabytków kultury z Kamerunu.
      Żaden kraj nie posiada tyle obiektów należących do kameruńskiego dziedzictwa historycznego, nawet w Kamerunie ich tylu nie ma, mówi jeden z autorów badń, Bénédicte Savoy z Uniwersytetu Technicznego w Berlinie.
      Wraz z profesorem Albertem Gouaffo z Uniwersytetu w Dschang w Kamerunie i we współpracy z kuratorami 45 niemieckich muzeów uczony z Berlina przez 2 lata tworzył Atlas der Abwesenheit. Dzięki niemu wiemy, że większość dziedzictwa historycznego Kamerunu została wywieziona do Niemiec. Te 40 000 przedmiotów to więcej niż cała afrykańska kolekcja British Museum. To niemal 7-krotnie więcej niż liczba zabytków w państwowej kolekcji w stolicy Kamerunu, Jaunde. A to nie wszystko, gdyż w do spisu nie trafiły, na przykład, przedmioty znajdujące się w muzeach historii naturalnej, zabytki archeolgiczne w muzeach prehistorii czy zabytki w prywatnych kolekcjach. Co więcej, zdecydowana większość z kameruńskich zabytków w Niemczech spoczywa w muzealnych magazynach, a nie na wystawach.
      Zdaniem Savoya, Niemcom łatwiej było zadeklarować zwrot brązów z Beninu, gdyż wywiozła je armia brytyjska. W przypadku zabytków z Kamerunu, Niemcy muszą mierzyć się z własną historią. Kamerun został ogłoszony niemiecką kolonią w 1884 roku. W ciągu kolejnych 30 lat wojska kolonialny zorganizowały co najmniej 180 ekspedycji karnych, podczas których – między innymi – kradziono i niszczono zabytki.
      Niemcy są pełne. Kamerun jest pusty. Musimy odzyskać te obiekty. Potrzebujemy ich, by budować naszą przyszłość. Ich odzyskanie to wisienka na torcie, cel, do którego dążymy, mówi Maryse Nsanogu Njikam, doradczyni ds. kultury przy ambasadzie Kamerunu w Niemczech.
      Najwięcej, ponad 8000, zabytków ze środkowoafrykańskiego kraju znajduje się w Linden Museum. W berlińskim Muzeum Etnologicznym oraz Grassi Museum w Lipsku jest po ponad 5000 zabytków z Kamerunu. Władze w Jaunde utworzyły komisję, która regularnie kontaktuje się z niemieckimi muzeami.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rząd Niemiec zapowiedział, że przeznaczy 3 miliardy euro na zbudowanie do roku 2026 uniwersalnego komputera kwantowego. To część nowej strategii, w ramach której Niemcy chcą na polu informatyki kwantowej dorównać światowej czołówce – USA i Chinom – oraz stać się na tym polu liderem wśród krajów Unii Europejskiej. To kluczowe dla niemieckiej suwerenności technologicznej, stwierdziła Bettina Sark-Watzinger, minister ds. edukacji i badań.
      Ze wspomnianej kwoty 2,2 miliarda trafi do różnych ministerstw, które będą zajmowały się promocją i znalezieniem zastosowań dla komputerów kwantowych. Największa pulę, bo 1,37 miliarda otrzyma ministerstwo ds. edukacji i badań. Pozostałe 800 milionów euro otrzymają duże państwowe instytuty badawcze.
      Rząd w Berlinie zakłada, że kwota ta pozwoli na zbudowanie do roku 2026 komputera kwantowego o pojemności co najmniej 100 kubitów, którego możliwości w niedługim czasie zostaną p powiększone do 500 kubitów. Tutaj warto przypomnieć, że w ubiegłym roku IBM zaprezentował 433-kubitowy komputer kwantowy.
      W Unii Europejskiej nie powstały tak gigantyczne firmy IT jak Google czy IBM, które same są w stanie wydatkować miliardy dolarów na prace nad komputerami kwantowymi. Dlatego też przeznaczone nań będą pieniądze rządowe. Frank Wilhelm-Mauch, koordynator europejskiego projektu komputera kwantowego OpenSuperQPlus mówi, że i w USA finansowanie prac nad maszynami kwantowymi nie jest transparentne, bo wiele się dzieje w instytucjach wojskowych, a z Chin w ogóle brak jakichkolwiek wiarygodnych danych.
      Komputery kwantowe wciąż jeszcze nie są gotowe do większości praktycznych zastosowań, jednak związane z nimi nadzieje są olbrzymie. Mogą one zrewolucjonizować wiele dziedzin życia. Mają przeprowadzać w ciągu sekund obliczenia, które komputerom klasycznym zajmują lata. A to oznacza, że możliwe będzie przeprowadzanie obliczeń, których teraz się w ogóle nie wykonuje, gdyż nie można ich skończyć w rozsądnym czasie. Maszyny kwantowe mogą przynieść rewolucję na tak różnych polach jak opracowywanie nowych leków czy logistyka.
      Wiele niemieckich przedsiębiorstw działa już aktywnie na polu informatyki kwantowe. Na przykład firm Bosch, dostawca podzespołów dla przemysłu motoryzacyjnego, we współpracy z IBM-em wykorzystuje symulacje na komputerach kwantowych do zbadania czym można zastąpić metale ziem rzadkich w silnikach elektrycznych. Z kolei producent laserów Trumpf pracuje nad kwantowymi chipami i czujnikami, a działający na rynku półprzewodników Infineon rozwija układy scalone korzystające z szyfrowania kwantowego. Niemiecka Agencja Kosmiczna wystrzeliła zaś pierwsze satelity testujące systemy dystrybucji kwantowych kluczy szyfrujących.
      Bettina Stark-Watzinger chce, by do roku 2026 w Niemczech z komputerów kwantowych korzystało co najmniej 60 podmiotów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Tajwański TSMC, poinformował że jest jeszcze zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy w Niemczech powstaną fabryki tej firmy. Rozmowy w tej sprawie są na bardzo wczesnym etapie. Są one prowadzone pod egidą Komisji Europejskiej.
      Wiadomo, że KE rozmawia z takimi gigantami jak Intel i TSMC w sprawie wybudowania fabryk półprzewodników na terenie Europy. Fabryki takie miałyby zwiększyć produkcję układów scalonych i uchronić Unię Europejską przed ich niedoborami spowodowanymi problemami w światowym łańcuchu dostaw.
      Ulokowane w Europie fabryki TSMC, największego na świecie producenta półprzewodników na zlecenie, miałyby uchronić europejskich producentów samochodów, smartfonów i innej elektroniki przed kolejnymi problemami z dostawami, które zostały zakłócone z powodu pandemii.
      Na poważnie rozważamy propozycję ulokowania fabryk w Niemczech, jednak to bardzo wczesny etap, powiedział przewodniczący zarządu TSMC Mark Liu poadczas dorocznego spotkania z udziałowcami. Rozmawiamy z naszymi największymi niemieckimi klientami, by przekonać się, czy to na pewno najlepsze i najbardziej efektywne rozwiązanie dla nich.
      W lipcu TSMC podpisało umowy na budowę fabryk w USA i w Japonii. Rządy wielu państw martwi fakt, że tak olbrzymia część półprzewodników produkowanych jest na Tajwanie, skąd trzeba je przywozić. Dodatkowym problemem jest położenie Tajwanu. Znajduje się on bardzo blisko Chin, które traktują wyspę jako zbuntowaną prowincję i nie wykluczają użycia siły w celu przejęcia na niej władzy.
      Wiemy zatem, że TSMC zainwestuje 12 miliardów dolarów w rozszerzenie swojej działalności w Arizonie. Tajwański koncern, którego jednym z ważniejszych klientów jest Apple, będzie sprzedawał swoje produkty amerykańskim klientom działających na rynkach infrastruktury i bezpieczeństwa narodowego. Liu dodał, że klienci ci pomogą TSMC ponieść koszty zagranicznej ekspansji.
      W bieżącym roku TSMC ogłosiło, że w ciągu najbliższych 3 lat ma zamiar zainwestować 100 miliardów dolarów w powiększenie swoich możliwości produkcyjnych. Pandemia COVID-19 stworzyła bowiem świetne możliwości dla wieloletniego wzrostu, gdyż znacząco zwiększyła zapotrzebowanie na zaawansowane półprzewodniki.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niemcy są jednym z krajów, w których wykryto najwięcej przypadków zarażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Jednocześnie liczba zgonów jest tam niezwykle niska. Fenomen ten próbują wyjaśnić zarówno eksperci w Niemczech, jak i w innych krajach na świecie.
      Do chwili obecnej w Niemczech wykryto 26 220 przypadków zachorowań, jednocześnie zaś poinformowano o zaledwie 111 zgonach (0,42%). Dla porównania w USA mamy 35 070 zachorowań i 458 zgonów (1,30%), we Francji jest 16 481 zachorowań i 674 zgony (4,08%), a w Holandii zanotowano 4204 zachorowań i 179 zgonów (4,25%).
      Specjaliści mówią jednak, że liczby nie powinny uspokajać Niemców. Tak niski odsetek zmarłych jest prawdopodobnie spowodowany faktem, że epidemia a Niemczech znajduje się dopiero na początkowym etapie rozwoju, a średni wiek chorych jest niższy niż w innych krajach. Inną przyczyną może być fakt, że Niemcy wykonują olbrzymią liczbę testów, co pozwala na wyłapanie zachorowania na wcześniejszym etapie.
      Jak poinformował Lothar Wieler, prezes Instytutu Roberta Kocha, każdego tygodnia w Niemczech wykonuje się... 160 000 testów. To więcej, niż niektóre kraje europejskie wykonały od początku epidemii. Nawet podawana za przykład Korea Południowa wykonuje około 135 000 testów tygodniowo. To kwestia możliwości. My mamy je bardzo, bardzo duże. Możemy wykonywać 160 000 testów tygodniowo i w razie potrzeby możemy tę liczbę zwiększyć, mówi Wieler. Niemcy zdecydowali, że testy na koronawirusa będą wykonywane też w laboratoriach weterynaryjnych. Dysponują też dużą liczbą zestawów do testowania.
      Jedną z cech charakterystycznych epidemii w Niemczech jest fakt, że ponad 80% osób, u których wykryto koronawirusa, ma mniej niż 60 lat. Szczególnie na początku epidemii widzieliśmy wiele przypadków zachorowań wśród osób, które wróciły z nart czy podobnych wakacji. To głównie młodzi ludzie, którzy są na tyle sprawni, że mogą oddawać się jeździe na nartach i podobnym aktywnościom. W ich przypadku ryzyko zgonu jest niższe, mówi Matthias Stoll, profesor medycyny z Uniwersytetu w Hamburgu.
      Jednocześnie profesor Hans-Georg Kräusslich, szef wydziału wirologii w Szpitalu Uniwersyteckim w Heidelbergu ostrzega, że sytuacja prawdopodobnie pogorszy się w najbliższych tygodniach i miesiącach. Wciąż znajdujemy się na dość wczesnym etapie wybuchu epidemii w Niemczech. Zdecydowana większość wykrytych przypadków to osoby, które zaraziły się tydzień lub dwa tygodnie temu. Najprawdopodobniej w przyszłości będziemy mieli większą liczbę poważnych zachorowań i większą liczbę zgonów.
      Jednak nawet jeśli tak się stanie, to Niemcy są jak żaden inny kraj dobrze przygotowani do epidemii. Już przed epidemią na niemieckich OIOM-ach było 28 000 łóżek, w tym 25 000 wyposażonych w respiratory. W ubiegłym tygodniu niemiecki rząd zamówił 10 000 dodatkowych respiratorów. Władze wielu miast tworzą też tymczasowe szpitale. Chcemy upewnić się, że dla wszystkich poważnie chorych znajdzie się miejsce w szpitalu, mówi profesor Wieler.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...