Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Matematyk Gustave Coriolis opisał efekt polegający na zakrzywieniu toru ciał poruszających się w obracającym się układzie odniesienia w 1835 r. Okazuje się jednak, że o podobnym zjawisku wzmiankowano już w 1651 r., czyli 184 lata wcześniej. Wspominał o nim (twierdząc notabene, że nie istnieje) jezuita Giovanni Battista Riccioli, dowodząc, że Ziemia wcale się nie obraca.

Duchowny wymieniał 77 argumentów, które miały świadczyć o tym, że zmiany w wyglądzie nieba tylko pozornie są wynikiem obrotów naszej planety. Powoływał się m.in. na to, że gdyby Ziemia się poruszała, piekło znajdowałoby się w złym miejscu, poza tym zostałyby naruszone estetyczne normy dotyczące proporcji i harmonii. Na szczęście Riccioli powoływał się też na bardziej naukowe argumenty.

Ostatnio kilkutomowy łaciński traktat astronomiczny Almagestum Novum, który należy uznać za dzieło w dużej mierze encyklopedyczne, został przetłumaczony przez Christophera Graneya z Jefferson Community and Technical College. Ku swojemu zdumieniu Amerykanin stwierdził, że zakonnik uważał, że jeśliby Ziemia się obracała, prędkość gruntu na różnych szerokościach geograficznych nie byłaby taka sama. Stąd też kula wystrzelona na północ lub południe z armaty umieszczonej w pobliżu równika ulegałaby lekkiemu odchyleniu na wschód lub zachód, w miarę gdy podłoże przesuwałoby się pod nimi w czasie lotu. Ponieważ niczego takiego nie zaobserwowano, nasuwał się jeden wniosek: Ziemia się nie porusza.

Obecnie wiadomo, że efekt Coriolisa objawia się albo w przypadku ciał poruszających się swobodnie na dużym obszarze, np. wiatrów czy oceanów, albo przy długotrwałych procesach. Riccioli nie mógł jednak o tym wiedzieć. Coriolisowi trzeba też przyznać jeszcze jedno – zauważył on, że odchylenie toru poruszania się obiektu wystąpi zawsze, nie tylko w przypadku kierunków północ-południe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  zauważył on, że odchylenie toru poruszania się obiektu wystąpi zawsze, nie tylko w przypadku kierunków północ-południe.

Dlaczego?? Ruch w polu magnetycznym??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powoływał się m.in. na to, że gdyby Ziemia się poruszała, piekło znajdowałoby się w złym miejscu

 

Pięęęęknie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie. Toć to żywy dowód na to, że religia zawsze napędzała naukę! ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłośnikom fantastyki przypomnę/zaproponuję powieść Janusza Zajdla „Paradyzja”, gdzie siła Coriolisa jest istotnym elementem intrygi. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I nawet wyrabiano z nią to samo co ów mnich ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość derobert

eh jak cudownie byłby teraz rozwinięty świat, gdyby nie było religii :'(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eh jak cudownie byłby teraz rozwinięty świat, gdyby nie było religii :'(

 

Moim zdaniem nie jest to prawdą. Jesteśmy wciąż na etapie, w którym religia jest potrzebna społeczeństwu (nie konkretnym jednostkom). Z jednej strony oczywiście wyraźnie spowalnia pewne dziedziny nauki, z drugiej jednak jest gwarancją stabilności globalnego społeczeństwa (pomijając ekstremizmy). Dopiero bardzo wyraźne modyfikacje jakośći i długości życia człowieka rozpoczną zapewne niezwykle długi proces odstępowania od religii, a do tego jeszcze daleko. W skrócie: jesteśmy jako cywilizacja za słabo rozwinięci aby porzucenie religii, w modelu czysto teoretycznym, miało pozytywny wpływ na nasz los.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eh jak cudownie byłby teraz rozwinięty świat, gdyby nie było religii :'(

 

IMO nieuprawniona generalizacja.

Wydaje się, że to przychodzi w pakiecie z inteligencją. Aborygen, Eskimos, Neandertalczyk czy Kibic pierwsze co robi, to wytwarza system wierzeń i rytuały. Na szybko do głowy przychodzą mi dwa nazwiska: Kopernik i Newton.  Sir Newton sporo swojego życia poświęcił na rozważania o Świętej Trójcy. A na pewno można znaleźć takich nazwisk więcej.

Najczęściej powołujemy sie na "ciemne wieki średnie" jako przyczynę naszego opóźnienia w marszu do NFR. Jednak w tym samym czasie arabska nauka rozwijała się całkiem nieźle, nie wspominając o nauce chińskiej która wiedziała to wszystko tysiąc lat przed starożytnymi grekami ;) Po prostu potrzebne są przełomowe wynalazki czy odkrycia. Nieprzypadkowo wynalazek druku zakończył (umownie) Średniowiecze, potem była maszyna parowa, teraz komputer.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(...) Nieprzypadkowo wynalazek druku zakończył (umownie) Średniowiecze, potem była maszyna parowa, teraz komputer.

 

Ciekawe, jaki wynalazek będzie takim przełomem po komputerach. Według mnie może to być związane z LHC.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eh jak cudownie byłby teraz rozwinięty świat, gdyby nie było religii :'(

 

Też się nie zgodzę, choć nie ukrywam swojego areligijnego podejścia do życia.

Przytoczeni Arabowie i Chińczycy (i nie tylko) mieli bardzo rozwiniętą naukę, przynajmniej w niektórych dziedzinach, Chińczycy wpyrzedzali nas o tysiące lat nawet… i dali się ostatecznie wyprzedzić.

Część ludzi uważa, że to właśnie chrześcijaństwo (w dość pokrętny sposó;) sprzyjało ostatecznie (i może paradoksalnie) rozwojowi nauki, a przynajmniej spowodowało taki, a nie inny rozwój społeczny. Stabilne cywilizacje (Chiny?) na przykład nie rozwijały się zbyt szybko. Wiara w reinkarnację nie sprzyjała poprawianiu sobie doczesności (łatwiej zadbać o korzystne przyszłe wcielenie). Niewolnictwo (czyli tania siła robocza) nie sprzyjały mechanizacji, bo było to nieopłacalne. Itd.

Podwaliny naszej nauki to oczywiście głównie Grecja, ale czy nie skostniałyby bez dość drastycznych przemian na naszym kontynencie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Wiara w reinkarnację nie sprzyjała poprawianiu sobie doczesności (łatwiej zadbać o korzystne przyszłe wcielenie).[/size] 

Nie istnieje twoje przyszłe wcielenie, ja kończy w tym zyciu i po ptokach (z małymi wyjątkami - zmartwychwstanie).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak cudownie byłby teraz rozwinięty świat, gdyby nie było religii

Cudownie?

Co prawda pozytywny wpływ religii na naukę może być kontrowersyjny,ale tym stwierdzeniem zaprzeczasz jakiemukolwiek jej korzystnemu działaniu! 

A skąd się wzięły podwaliny współczesnej etyki,kanonów moralnych,cywilizowanych zasad współżycia? Przecież 10 przykazań (mających swój odpowiednik w każdej z wielkich religii) stało się kręgosłupem PRAWA.

--------------------------------------

mikroos i odalisques (dysponując współczesną wiedzą  ;) ) ironizują z argumentu o fatalnym wpływie obracającej się Ziemi na lokalizację piekła,

mnie natomiast podoba się argument:

gdyby Ziemia się poruszała (...) zostałyby naruszone estetyczne normy dotyczące proporcji i harmonii.

Bo wtedy ważna w nauce była zasada,że wszystko co mądre,musiało być piękne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  Bo wtedy ważna w nauce była zasada,że wszystko co mądre,musiało być piękne.[/size] 

Ale przeciez się nic nie zmieniło. Prawdziwe piękno jest wyrazem mądrości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wszystkie duże planety Układu Słonecznego posiadają pierścienie, w kręgach naukowych pojawiaj się sugestie, że pierścienie mógł posiadać Mars. To rodzi pytanie o ewentualne pierścienie wokół Ziemi. Naukowcy z australijskiego Monash University znaleźli pierwsze dowody sugerujące, że nasza planeta również posiadała pierścień. Uczeni przyjrzeli się 21 kraterom uderzeniowym pochodzącym z trwającego ok. 40 milionów lat okresu intensywnych bombardowań Ziemi przez meteoryty, do których doszło w ordowiku.
      Początek tego okresu wyznacza znaczny wzrost materiału pochodzącego z chondrytów L (chondryty oliwinowo-hiperstenowe), które znajdują się w warstwie sprzed 465,76 ± 0,30 milionów lat. Od dawna przypuszcza się, że bombardowanie to było spowodowane przez rozpad z pasie asteroid dużego obiektu zbudowanego z chondrytów L.
      Uczeni z Monash zauważyli, że wszystkie badane przez nich kratery uderzeniowe znajdowały się w ordowiku w pasie wokół równika, ograniczonym do 30 stopni szerokości północnej lub południowej. Tymczasem aż 70% kraterów uderzeniowych na Ziemi powstało na wyższych szerokościach geograficznych. Zdaniem uczonych, prawdopodobieństwo, że asteroidy, po których pozostały wspomniane kratery, pochodziły z pasa asteroid, wynosi 1:25 000 000. Dlatego też zaproponowali inną hipotezę.
      Andrew G. Tomkins, Erin L. Martin i Peter A. Cawood uważają, że około 466 milionów lat temu od przelatującej w pobliżu Ziemi asteroidy, w wyniku oddziaływania sił pływowych planety, oderwał się duży fragment, który rozpadł się na kawałki. Materiał ten utworzył pierścień wokół Ziemi. Stopniowo fragmenty pierścienia zaczęły opadać na planetę.
      Ponadto proponujemy, że zacienienie Ziemi przez pierścień było powodem pojawienia się hirnantu, piszą autory badań. Hirnant to krótkotrwały ostatni wiek późnego ordowiku. Jego początki wiązały się z ochłodzeniem klimatu, zlodowaceniem i znacznym spadkiem poziomu oceanów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Tysiące kilometrów pod naszymi stopami, wewnątrz płynnego jądra Ziemi, znajduje się nieznana dotychczas struktura, donoszą naukowcy z Australian National University (ANU). Struktura ma kształt torusa (oponki), znajduje się na niskich szerokościach geograficznych i jest równoległa do równika. Nikt wcześniej jej nie zauważył.
      Jądro Ziemi składa się z dwóch warstw, sztywnej wewnętrznej oraz płynnej zewnętrznej. Nowo odkryta struktura znajduje się w górnych partiach jądra zewnętrznego, gdzie jądro spotyka się z płaszczem ziemskim.
      Współautor badań, geofizyk Hrvoje Tkalčić mówi, że fale sejsmiczne wędrują wolniej w nowo odkrytym regionie, niż w reszcie jądra zewnętrznego. Region ten znajduje się na płaszczyźnie równikowej, na niskich szerokościach geograficznych i ma kształt donuta. Nie znamy jego dokładnej grubości, ale uważamy, że rozciąga się on na kilkaset kilometrów poniżej granicy jądra i płaszcza, wyjaśnia uczony.
      Uczeni z ANU podczas badań wykorzystali inną technikę niż tradycyjne obserwacje fal sejsmicznych w ciągu godziny po trzęsieniu. Badacze przeanalizowali podobieństwa pomiędzy kształtami fal, które docierały do nich przez wiele godzin od wstrząsów. Zrozumienie geometrii rozprzestrzeniania się fal oraz sposobu, w jaki przemieszczają się przez jądro zewnętrzne, pozwoliło nam zrekonstruować czasy przejścia przez planetę i wykazać, że ten nowo odkryty region sejsmiczny cechuje wolniejsze przemieszczanie się fal, stwierdza Tkalčić.
      Jądro zewnętrzne zbudowane jest głównie z żelaza i niklu. To w nim, dzięki ruchowi materiału, powstaje chroniące Ziemię pole magnetyczne, które umożliwiło powstanie złożonego życia. Naukowcy sądzą, że szczegółowe poznanie budowy zewnętrznego jądra, w tym jego składu chemicznego, jest kluczowe dla zrozumienia pola magnetycznego i przewidywania tego, kiedy może potencjalnie osłabnąć.
      Nasze odkrycie jest istotne, gdyż wolniejsze rozprzestrzenianie się fal sejsmicznych w tym regionie wskazuje, że znajduje się tam dużo lekkich pierwiastków. Te lżejsze pierwiastki, wraz z różnicami temperatur, pomagają w intensywnym mieszaniu się materii tworzącej jądro zewnętrzne. Pole magnetyczne to podstawowy element potrzebny do podtrzymania istnienia życia na powierzchni planety, zwraca uwagę profesor Tkalčić.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Reintrodukcja bobrów, niedźwiedzi czy żubrów znacząco poprawiłaby stan światowych ekosystemów. Zamówiony przez ONZ raport wykazał, że przywrócenie dużych ssaków może pomóc w walce z ociepleniem klimatu, poprawi stan zdrowia ekosystemów i przywróci bioróżnorodność. By osiągnąć ten cel w skali świata wystarczy reintrodukcja zaledwie 20 gatunków, których historyczne zasięgi zostały dramatycznie zredukowane przez człowieka.
      Jeśli pozwolimy powrócić tym zwierzętom, to dzięki ich obecności pojawią się warunki, które z czasem spowodują, że gatunki te pojawią się na 1/4 powierzchni planety, a to z kolei rozszerzy zasięgi innych gatunków i odbuduje ekosystemy, dzięki czemu zwiększy się ich zdolność do wychwytywania i uwięzienia węgla atmosferycznego.
      Przywracanie gatunków nie jest jednak proste. Pojawia się bowiem zarówno pytanie, który z historycznych zasięgów gatunku należy uznać za pożądany. Niektórzy obawiają się też reintrodukcji dużych drapieżników, jak np. wilki, twierdząc, że niesie to ze sobą zagrożenie dla ludzi i zwierząt hodowlanych. Badania pokazują jednak, że duże drapieżniki, wpływając na roślinożerców, doprowadzają do zwiększenia zarówno pokrywy roślinnej, jak i innych gatunków. Z kolei przywracanie historycznych zasięgów roślinożerców powoduje, że roznoszą oni nasiona, pomagają w obiegu składników odżywczych oraz zmniejszają zagrożenie pożarowe poprzez wyjadanie roślinności.
      Autorzy najnowszych badań postanowili sprawdzić, gdzie przywrócenie dużych ssaków przyniosłoby największe korzyści i w jaki sposób można to osiągnąć. Okazało się, że wystarczy reintrodukcja 20 gatunków – 13 roślinożerców i 7 drapieżników – by na całej planecie odrodziła się bioróżnorodność. Te 20 gatunków to niewiele jak na 298 gatunków dużych ssaków żyjących na Ziemi.
      Badania wykazały, że obecnie jedynie w 6% obszarów zasięg dużych ssaków jest taki, jak przed 500 laty. Okazuje się również, że tylko w odniesieniu do 16% planety można stwierdzić, że znajdują się tam gatunki ssaków, na których zasięg nie mieliśmy większego wpływu.
      Naukowcy przyjrzeli się następnie poszczególnym regionom, by określić, ile pracy trzeba włożyć, by przywrócić w nich bioróżnorodnośc. Okazało się, że w większości Azji północnej, północnej Kanady oraz w częściach Ameryki Południowej i Afryki wystarczyłoby wprowadzić jedynie po kilka gatunków dużych ssaków, by przywrócić bioróżnorodność z przeszłości.
      I tak Europie przywrócenie bobra, wilka, rysia, renifera i żubra pozwoliłoby na powrót bioróżnorodności w 35 regionach, w których gatunki te zostały wytępione. Podobnie jest w Afryce, gdzie reintrodukcja hipopotama, lwa, sasebiego właściwego, likaona i geparda doprowadziłaby do dwukrotnego zwiększenia obszarów o zdrowej populacji ssaków w 50 ekoregionach. W Azji, po reintrodukcji tarpana dzikiego oraz wilka w Himalajach doszłoby do zwiększenia zasięgów zdrowych populacji o 89% w 10 ekoregionach. Z kolei w Ameryce Północnej do znacznego poprawienia stanu ekosystemów wystarczyłaby reintrodukcja niedźwiedzia brunatnego, bizona, rosomaka oraz niedźwiedzia czarnego.
      Reintrodukcja gatunków miałaby olbrzymie znaczenie nie tylko dla ekosystemu, ale i dla uratowania ich samych. Na przykład jednym ze zidentyfikowanych 20 kluczowych gatunków jest gazelka płocha, występująca na Saharze. Obecnie to gatunek krytycznie zagrożony, na świecie pozostało zaledwie około 200–300 osobników. Największym zagrożeniem dla niej są zaś działania człowieka – polowania i utrata habitatów.
      Przywrócenie wielu ze wspomnianych gatunków nie będzie jednak proste. Trzeba by np. zabronić polowań na nie i zapobiegać dalszej utracie habitatu. Ponadto wiele z ekoregionów poprzedzielanych jest granicami państwowymi, więc przywracanie gatunków i bioróżnorodności wymagałoby współpracy międzynarodowej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Historia naszej planety, to historia 4,5 miliarda lat schładzania się. Dzięki temu, że Ziemia stygnie, uformowała się jej sztywna skorupa i mogło powstać życie. Jednocześnie dzięki temu, że nie wystygła, istnieją takie procesy jak tektonika płyt i wulkanizm. Gdy wnętrze planety wystygnie, te kluczowe procesy zatrzymają się. Nie wiemy jednak, jak szybko nasza planeta się wychładza i kiedy procesy przebiegające w jej wnętrzu zatrzymają się.
      Odpowiedzią na te pytania może dać zbadanie przewodnictwa cieplnego minerałów znajdujących się na granicy między jądrem a płaszczem Ziemi. To bardzo ważne miejsce, w którym lepkie skały mają bezpośredni kontakt z płynnym zbudowanym głównie z niklu i żelaza zewnętrznym jądrem. Gradient temperatury pomiędzy jądrem zewnętrznym a płaszczem jest bardzo duży, zatem potencjalnie może tam przepływać sporo ciepła. Warstwa graniczna zbudowana jest głownie z bridgmanitu.
      Profesor Motohiko Murakami ze Szwajcarskiego Instytutu Technologicznego w Zurichuy (ETH Zurich) wraz z naukowcami z Carnegie Institute for Science opracowali złożony system pomiarowy, który pozwolił im na wykonanie w laboratorium oceny przewodnictwa cieplnego bridgmanitu w warunkach ciśnienia i temperatury, jakie panują we wnętrzu Ziemi. Wykorzystali przy tym niedawno opracowaną technikę optycznego pomiaru absorpcji diamentu podgrzewanego impulsami laserowymi.
      Dzięki tej nowej technice wykazaliśmy, że przewodnictwo cieplne bridgmanitu jest około 1,5-razy większe niż się przyjmuje, mówi profesor Murakami. To zaś wskazuje, że przepływ ciepła pomiędzy jądrem a płaszczem jest większy. A większy przepływ ciepła oznacza, że konwekcja w płaszczu zachodzi szybciej i Ziemia szybciej się ochładza. Tektonika płyt może więc w rzeczywistości spowalniać szybciej, niż się obecnie przyjmuje.
      Grupa Murakami wykazała jednocześnie, że szybsze wychładzanie się płaszcza zmieni fazy minerałów na granicy jądra i płaszcza. Schładzający się bridgmanit zmieni się w minerał, który będzie jeszcze efektywniej przewodził ciepło, zatem stygnięcie Ziemi jeszcze bardziej przyspieszy.
      Wyniki naszych badań rzucają nowe światło na ewolucję dynamiki Ziemi. Wskazują, że Ziemia, podobnie jak Merkury czy Mars, schładza się szybciej i stanie się szybciej nieaktywna, wyjaśnia Murakami.
      Trudno jednak powiedzieć, ile czasu minie zanim ruchy konwekcyjne w płaszczu ustaną. Wciąż wiemy zbyt mało, by określić, kiedy do tego dojdzie, przyznają naukowcy. Żeby się tego dowiedzieć, uczeni muszą najpierw lepiej rozpoznać w czasie i przestrzeni procesy konwekcyjne w płaszczu. Ponadto muszą wiedzieć, jak rozpad pierwiastków radioaktywnych we wnętrzu Ziemi, który jest jednym z głównych źródeł ciepła, wpływa na dynamikę procesów płaszcza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Big Bear Solar Observatory, Instituto de Astrofísica de Canarias oraz New York University poinformowali, że Ziemia pociemniała w wyniku zmian klimatycznych. Główną zaś przyczyną zmniejszonego współczynnika odbicia naszej planety są ogrzewające się oceany. Na potrzeby swoich badań uczeni wykorzystali dane z 20 lat (1998–2017) pomiarów światła popielatego oraz pomiary satelitarne. Okazało się, że w tym czasie doszło do znacznego spadku albedo – stosunku światła padającego do odbitego – Ziemi.
      Światło popielate to światło odbite od Ziemi, które pada na nieoświetloną przez Słońce powierzchnię Srebrnego Globu. Możemy z łatwością zaobserwować je w czasie, gdy Księżyc widoczny jest jako cienki sierp o zmierzchu lub świcie. Widzimy wtedy słabą poświatę na pozostałej części jego tarczy. To właśnie światło popielate, odbite od naszej planety światło słoneczne, które dotarł do Księżyca.
      Obecnie, jak czytamy na łamach pisma Geophysical Research Letters wydawanego przez American Geophysical Union, Ziemia odbija o około 0,5 W na m2 mniej światła niż przed 20 laty, a do największego spadku doszło na przestrzeni 3 ostatnich lat badanego okresu. Taka wartość oznacza, że współczynnik odbicia naszej planety zmniejszył się o około 0,5%. Ziemia odbija około 30% padającego na nią światła słonecznego.
      Taki spadek albedo był dla nas zaskoczeniem, gdyż przez wcześniejszych 17 lat utrzymywało się ono na niemal stałym poziomie, mówi Philip Goode z Big Bear Solar Observatory.
      Na albedo planety wpływają dwa czynniki, jasność jej gwiazdy oraz współczynnik odbicia samej planety. Badania wykazały zaś, że obserwowane zmiany albedo Ziemi nie są skorelowane ze zmianami jasności Słońca, a to oznacza, że przyczyna zmian albedo znajduje się na samej Ziemi.
      Jak wykazały dalsze analizy, satelity pracujące w ramach projektu Clouds and the Earth’s Radiant Energy System (CERES) zarejestrowały spadek pokrywy nisko położonych jasnych chmur tworzących się nad wschodnią częścią Pacyfiku. Do spadku tego doszło u zachodnich wybrzeży obu Ameryk. Z innych zaś badań wiemy, że w tamtym regionie szybko rośnie temperatura wód powierzchniowych oceanu, a zjawisko to spowodowane jest zmianami w dekadowej oscylacji pacyficznej (PDO). Zaś zmiany te są najprawdopodobniej wywołane globalnym ociepleniem.
      Zmniejszenie współczynnika odbicia oznacza również, że w całym ziemskim systemie zostaje uwięzione więcej energii słonecznej niż wcześniej. To może dodatkowo napędzać globalne ocieplenie.
      Specjaliści zauważają, że to niepokojące zjawisko. Jakiś czas temu naukowcy meli nadzieję, że globalne ocieplenie doprowadzi do pojawienia się większej ilości chmur i zwiększenia albedo Ziemi, co złagodzi wpływ człowieka na klimat i go ustabilizuje. Tymczasem okazało się, że chmur tworzy się mniej, przez co albedo spada.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...