Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36964
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Astronomowie znaleźli najdalszą supermasywną czarną dziurę. Obiekt o masie 800 milionów mas Słońca jest zadziwiająco olbrzymi, jak na okres, w którym powstał. Ta czarna dziura urosła bardziej niż moglibyśmy się spodziewać zaledwie w ciągu 690 milionów lat po Wielkim Wybuchu. To wyzwanie dla naszych teorii dotyczących formowania się czarnych dziur – mówi współautor badań Daniel Stern z NASA. Powstanie tak masywnej czarnej dziury w tak krótkim czasie oznacza, że zaistniały szczególne warunki, umożliwiające tak szybki wzrost. Dla współczesnej nauki pozostają one jednak tajemnicą. Nowo odkryta czarna dziura znajduje się w centrum kwazaru. Kwazary należą do najjaśniejszych i najbardziej odległych znanych nam obiektów. Ich zrozumienie jest kluczowe dla zrozumienia wczesnego wszechświata – powiedział Bram Venemans z Instytutu Astronomii im. Maxa Plancka. Odległość dzielącą nad od obiektów we wszechświecie szacuje się na podstawie przesunięcia światła ku czerwieni. W przypadku nowo odkrytego kwazara przesunięcie ku czerwieni wynosi 7,54, co oznacza, że znajduje się on w odległości ponad 13 miliardów lat świetlnych. Naukowcy przypuszczają, że w widzialnej części wszechświata może istnieć 20-100 równie jasnych i odległych kwazarów. Mają nadzieję, że dzięki misjom Euclid i WFIRST uda się odnaleźć kolejne tego typu obiekty. « powrót do artykułu
  2. Hakerzy przełamali zabezpieczenia jednego z najpopularniejszych narzędzi do wydobywania bitcoinów i ukradli jego użytkownikom dziesiątki milionów dolarów. Z dostępnych informacji wynika, że ofiarą ataku padło narzędzie Nicehash. Jego użytkownicy stracili ponad 4700 bitcoinów o łącznej wartości około 80 milionów dolarów. Obecnie Nicehash jest niedostępny, a jego twórcy usiłują naprawić szkody poczynione przez złodziei. W ostatnim czasie bitcoiny szybko zyskują na wartości. Wzrosło zatem zainteresowanie narzędziami do ich wydobywania, a zestaw Nicehash stał się jednym z najpopularniejszych narzędzi wśród tych, którzy marzą o wirtualnej walucie. Jedną z największych zalet witryny jest łatwość konfiguracji i użycia. Wystarczy pobrać aplikację i można rozpocząć wydobywanie bitcoinów. Eksperci mówią, że atak na Nicehash jest jednym z największych przeprowadzonych na tego typu usługę. Niecehash oficjalnie poinformowało o ataku. Przełamano zabezpieczenia naszego systemu płatności i ukradziono zawartość portfela. Próbujemy ustalić dokładną liczbę skradzionych bitcoinów. Prowadzimy własne śledztwo, a o incydencie poinformowaliśmy organa ścigania i będziemy z nimi współpracowali, czytamy w oświadczeniu. Atak pokazuje, że o ile blockchain wykorzystywany przez bitcoiny jest trudny do złamania, to strony trzecie wciąż są narażone na atak. « powrót do artykułu
  3. Zapraszamy do mikołajkowo-świątecznego konkursu, w którym wystarczy odpowiedzieć na trzy pytania, by zyskać szanse wygrania jednego z dwóch egzemplarzy książki „Mindhunter”. Konkurs znajduje się tutaj. « powrót do artykułu
  4. Za główne źródła zanieczyszczenia uznaje się zwykle transport i przemysł wydobywczy. Mało kto zwraca uwagę na szeroko pojętą ochronę zdrowia, tymczasem w USA i w Wielkiej Brytanii takie instytucje emitują, odpowiednio, blisko 10% i 3% gazów cieplarnianych oraz innych zanieczyszczeń. Nowe badanie NYU Langone Health pokazuje, że wzorem przyjazności dla środowiska są szpitale sieci Aravind Eye Care System w południowych Indiach. W porównaniu do Zjednoczonego Królestwa, emisja jest aż o 96% mniejsza, a efekty leczenia zaćmy przez tutejszych specjalistów takie same bądź lepsze. Zaćma to wiodąca przyczyna ślepoty na świecie, dlatego ograniczenie wpływu środowiskowego likwidujących ją zabiegów miałoby naprawdę duże znaczenie. W okresie od listopada 2014 r. do lutego 2015 r. naukowcy analizowali zużycie materiałów chirurgicznych, energii, a także ilość powstających odpadów. Na tej podstawie wyliczali m.in. emisję gazów cieplarnianych, emisję przyczyniającą się do dziury ozonowej czy eutrofizację wody. Okazało się, że w przypadku tej samej procedury - fakoemulsyfikacji - Aravind emitowało zaledwie 4% tego, co w Wielkiej Brytanii. W przeliczeniu na jedną operację emisja Aravind to 6 kg równoważnika dwutlenku węgla, podczas gdy w Wielkiej Brytanii emisja ta sięga 160 kg równoważnika CO2. Autorzy publikacji z Journal of Cataract and Refractive Surgery uważają, że statystyki dla USA będą podobne, jeśli nie wyższe. Największy wpływ na rozbieżność uzyskanych wyników miały takie czynniki, jak krótszy czas operacji, lepsze ponowne wykorzystanie m.in. koców czy fartuchów chirurgicznych, stosowanie wielofunkcyjnych leków i skuteczniejsze praktyki sterylizacji narzędzi, dzięki czemu mogą one zostać wykorzystane jeszcze tego samego dnia. Model operacji z Aravind - wykorzystanie instrumentów wielokrotnego użytku, a także energooszczędnych urządzeń i systemów wentylacyjnych oraz inwestowanie w źródła energii o niskim odcisku węglowym - to świetny przykład bardziej przyjaznej środowisku i skutecznej chirurgii zaćm - podsumowuje dr Joel S. Schuman. « powrót do artykułu
  5. Przechowywane w licznych kościołach relikwie świętego Mikołaja mogą być autentyczne. Tak wynika z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie w Oksfordzie. Święty Mikołaj to jeden z najważniejszych świętych Kościoła prawosławnego. Inaczej ma się sytuacja w Kościele katolickim. Podczas II Soboru watykańskiego zarządzono rewizję kultu świętych, a specjalna komisja miała zaproponować usunięcie świąt tych osób, których istnienia nie można było udowodnić. Komisja zakwestionowała historyczność Mikołaja. Papież Paweł VI znalazł salomonowe rozwiązanie. Co prawda zniósł święto 6 grudnia, ale stwierdził, że tego dnia będzie obchodzone wspomnienie dobrowolne. Święty Mikołaj znany był z wielu cudów. Już w VI wieku cesarz Justynian I wybudował w Konstantynopolu kościół pod jego wezwaniem. We Włoszech kult świętego rozprzestrzenił się prawdopodobnie po przewiezieniu jego relikwii do Bari. Na terenie Niemiec zaczął rozpowszechniać się za czasów cesarza Ottona II (980-983), najprawdopodobniej wprowadzony tam przez jego żonę, księżniczkę bizantyńską Teofano. Z czasem kult coraz bardziej się rozpowszechniał, a Mikołaj został patronem żeglarzy, kupców, dzieci, podróżników itp. itd. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku wielu innych świętych, relikwie Mikołaja znalazły się w wielu różnych miejscach. Od 1087 roku szczątki świętego znajdują się w Basilica di San Nicola w Bari, gdzie zostały pochowane w krypcie pod marmurowym ołtarzem. Przez wieku fragmenty relikwii trafiały do różnych kościołów na całym świecie, co kazało wątpić w ich autentyczność. Teraz profesor Tom Higham i doktor Georges Kazan z Oxford Relics Cluster w Keble College's Advanced Studies Centre mieli okazję zbadać mikroskopijny fragment kości. Datowanie kości wykazało, że pochodzi ona z IV wieku naszej ery, mniej więcej z czasu, gdy święty Mikołaj miał umrzeć. To sugeruje, że kości rzeczywiście mogą być relikwiami świętego. Badania wielu relikwii wykazują, że pochodzą one z późniejszego okresu, niż ten, któremu są przypisywane. Jednak ten fragment kości rzeczywiście może być pozostałością po świętym Mikołaju, mówi profesor Higham. Badany fragment pochodził z St. Martha of Bethany Church, Shrine of All Saints w Morton Grove w USA. Trafił on tam z Lyonu. Relikwie świętego przez wiele lat zbierał ojciec Dennis O'Neill, który kupował je z prywatnych kolekcji i kościołów w Europie. W zbiorze znajduje się też fragment kości miednicy. Największa część szczątków Mikołaja znajduje się w Bari, niektóre są też w Chiesa di San Nicolo al Lido w Wenecji. Co interesujące, wiadomo, że w Bari znajduje się górna część kości miednicy, a w zbiorach ojca O'Neilla, dolna. Niewykluczone zatem, że to kości tej samej osoby. Jak mówi doktor Kazan wyniki badań zachęciły nas, byśmy postarali zbadać się kości z Bari i Wenecji, by sprawdzić, czy należały one do tej samej osoby. Myśl, że mogą być to autentyczne relikwie jest niezwykle ekscytująca". Zbiór relikwii z Wenecji obejmuje około 500 fragmentów kości. Dotychczasowe badania wykazały, że uzupełniają one kości z Bari, co uprawdopodabnia tezę o pochodzeniu od tej samej osoby. Na razie nie wiadomo, czy w Wenecji znajdują się jakieś brakujące fragmenty kości miednicy. Istnienie świętego Mikołaja nie jest pewne, gdyż brak jest jednoznacznych dokumentów to potwierdzających. Zgodnie z tradycją Mikołaj pochodził z Bari, był biskupem Miry i zmarł w 345 lub 352 roku. Najstarsze znane przekazy na jego temat pochodzą z VI wieku. W okresie prześladowań chrześcijan za cesarza Dioklecjana miał trafić do więzienia. Święty miał uczestniczyć w soborze Nicejskim w 325 roku, pierwszym soborze powszechnym, gdzie sprzeciwiał się arianizmowi i był jednym z biskupów, którzy podpisali nicejskie wyznanie wiary. Mikołaj był ponoć tak zły na heretyka Ariusa, że spoliczkował go podczas soboru. Uczestnictwo biskupa w soborze jest jednak podawane w wątpliwość, gdyż jego imię nie występuje na żadnej z najstarszych list biskupów uczestniczących w zgromadzeniu. Wiadomo, że w 1087 roku włoscy kupcy wykradli jego ciało z Miry i przewieźli do Bari. Przypisuje mu się liczne cuda, a najbardziej znany jest z tego, że miał rozdać swój majątek (pochodził bowiem ponoć z bogatej rodziny) ubogim dzieciom. « powrót do artykułu
  6. U będących modelem choroby Alzheimera (ChA) myszy olej rzepakowy w diecie wiązał się z pogorszeniem pamięci i zdolności uczenia, a także ze wzrostem wagi. Olej rzepakowy prezentuje się zachęcająco, bo kosztuje mniej od innych olejów roślinnych i jest reklamowany jako zdrowy. Dotąd jednak niewielu naukowców sprawdzało tę tezę, zwłaszcza w odniesieniu do mózgu - opowiada dr Domenico Praticò ze Szkoły Medycznej Lewisa Katza na Temple University. Chcąc się dowiedzieć, jak olej rzepakowy wpływa na działanie mózgu, Praticò i jego studentka Elisabetta Lauretti skupili się na upośledzeniu pamięci i tworzeniu blaszek amyloidowych oraz splątków neurofibrylarnych (zwyrodnienia włókienkowego neuronów) w mysim modelu ChA. Warto przypomnieć, że wcześniej w tym roku ukazały się badania Praticò i Lauretti, które wykazały, że oliwa extra virgin chroni mózg przed alzheimerem. Zespół dr. Praticò badał wpływ oleju rzepakowego na modelu mysim, w którym występują 3 kluczowe objawy choroby Alzheimera (ChA): zaburzenia pamięci, blaszki beta-amyloidu i splątki neurofibrylarne. Naukowcy podzielili gryzonie na 2 grupy. Jedna dostawała karmę wzbogaconą odpowiednikiem ok. 2 łyżek stołowych oleju rzepakowego, a druga (kontrolna) zwykłą paszę. Olej wprowadzono do diety, gdy zwierzęta miały 6 miesięcy, czyli przed wystąpieniem objawów ChA. Akademicy zbadali zwierzęta, gdy te miały rok. Od razu w oczy rzucała się różnica w wadze. Myszy z grupy eksperymentalnej były grubsze od gryzoni z grupy kontrolnej. Później przyszedł czas na testy w labiryncie, które miały zobrazować pamięć roboczą, krótkotrwałą i zdolność uczenia. Okazało się, że zwierzęta spożywające olej rzepakowy miały gorszą pamięć roboczą. Badanie tkanki mózgu ujawniło, że u myszy jedzących olej rzepakowy występował obniżony poziom peptydu Aβ1-40. Aβ1-40 jest lepiej rozpuszczalną postacią beta-amyloidu. Uważa się, że generalnie spełnia w mózgu pozytywną rolę i stanowi bufor dla szkodliwej, nierozpuszczalnej formy Aβ1-42. Wskutek spadku stężenia Aβ1-40 u myszy z grupy rzepakowej tworzyło się więcej blaszek. Uszkodzeniom neuronów towarzyszył spadek liczby synaps. Aβ1-40 neutralizuje 42-aminokwasową izoformę Aβ, co oznacza, że spadki Aβ1-40 [...] prowadzą do utraty kontroli nad Aβ1-42. W naszym modelu zmiana w stosunku tych izoform doprowadziła do uszkodzeń neuronów, spadku liczby synaps i upośledzenia pamięci - opowiada Praticò. Jak podkreślają autorzy publikacji z pisma Scientific Reports, długotrwałe spożycie oleju rzepakowego nie jest dla mózgu korzystne. Mimo że olej rzepakowy jest olejem roślinnym, trzeba zachować ostrożność, nim powie się, że jest zdrowy. Teraz naukowcy chcą przeprowadzić krótsze badanie, by określić minimalny czas, po jakim występują obserwowalne zmiany w stosunku Aβ1-40 do Aβ1-42 i spadki liczebności synaps. Dłuższe studium jest z kolei potrzebne, by stwierdzić, czy ostatecznie olej rzepakowy oddziałuje na fosforylację białka tau (fosforylowane białko tau tworzy splątki neurofibrylarne). W opisanym półrocznym badaniu nie zaobserwowano tego zjawiska. Oprócz tego chcemy sprawdzić, czy negatywny wpływ oleju rzepakowego ogranicza się do alzheimera. Istnieje bowiem ryzyko, że jego spożycie wpływa też na zapoczątkowanie oraz przebieg innych chorób neurodegeneracyjnych i postaci demencji. « powrót do artykułu
  7. Ludzie postrzegają proporcję płci i decydują, czy grupa stanowi zagrożenie, w zaledwie pół sekundy. Zarówno psycholodzy społeczni, jak i badacze procesów postrzegania wykazali, że wystarczy nam rzut oka na czyjąś twarz, by określić przynależność do kategorii społecznej (np. rasę i płeć), a także odczytać stan emocjonalny czy cechy interpersonalne. Nicholas Alt z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles zastanawiał się, czy zjawisko odnoszące się do indywidualnych osób przekłada się również na grupy. W tym celu Amerykanie przeprowadzili serię 3 eksperymentów. Sprawdzali, jak szybko ochotnicy wykrywają różnice dotyczące grup i do jakiego stopnia ich spostrzeżenia są trafne. Okazało się, że badani błyskawicznie (w 500 milisekund) określali stosunek mężczyzn do kobiet i w miarę jego wzrostu postrzegali grupy jako bardziej zagrażające. Gdy już wiadomo, że na podstawie grup twarzy ludzie bardzo szybko i trafnie postrzegają informacje nt. kategorii społecznej, zespół Alta chce też sprawdzić, czy istnieją metody na manipulowanie percepcją grup i jak to wpływa na spójność grupy. « powrót do artykułu
  8. U pewnej 38-latki nowotwór piersi dał przerzuty do kości. To bardzo zły prognostyk. Kobieta zaczęła pić nałogowo alkohol, a lekarze przestali leczyć jej nowotwór. Podawano jej wyłącznie lek zwalczający alkoholizm. Gdy 10 lat później pacjentka zmarła po wypadnięciu z okna, wyniki autopsji zaskoczyły ekspertów. Okazało się, że w jej szpiku niemal nie ma komórek nowotworowych Wydarzenia z 1971 roku i następujące po nich badania sugerowały, że liczący sobie 60 lat lek disulfiram, stosowany w terapii awersyjnej, gdyż po spożyciu alkoholu osoba go zażywająca odczuwa bardzo nieprzyjemne objawy, może pomagać w terapii przeciwnowotworowej. Jednak przez ostanich 40 lat nie wiedziano, jak disulfiram działa, zatem naukowcy zbytnio się nim nie interesowali Ostatnio czesko-duńsko-amerykański zespół naukowy postanowił bliżej przyjrzeć się temu środkowi. Uczeni najpierw przeanalizowali wielką duńską bazę danych, w której znajdują się informacje o 240 000 osób, u których w latach 2000-2013 zdiagnozowano nowotwór. W bazie zanotowano też, jakie leki pacjenci przyjmują. Okazało się, że ponad 3000 z nich było alkoholikami leczonymi disulfiranem (nazwa handlowa Antabuse). Analiza wykazała, że u 1177 pacjentów, którzy przyjmowali disulfiran przez cały czas, odsetek zgonów z powodu nowotworu był o 34% niższy, niż u pozostałych pacjentów, którzy w pewnym momencie przestali przyjmować ten lek. Naukowcy przeprowadzili następnie badania laboratoryjne i potwierdzili, że u myszy z nowotworem piersi disulfiram spowalnia rozwój guza, szczególnie w połączeniu z suplementacją miedzią, o której już wcześniej wiedziano, że wzmaga działanie disulfiramu. W trakcie badań stwierdzono, że gdy disulfiram jest metabolizowany to jego główny metabolit, dikokarb tworzy z miedzią związek, który blokuje mechanizm, za pomocą którego komórki pozbywają się nieprawidłowych białek. Komórki nowotworowe giną częściowo właśnie wskutek stresu wywołanego nagromadzeniem się takich białek. Co prawda niektóre leki przeciwnowotworowe działają w podobny sposób, jednak disulfiram bierze na cel specyficzny mechanizm molekularny i prawdopodobnie dlatego jest tak efektywny. Jiri Bartek z Centrum Badań Duńskiego Towarzystwa Badań nad Nowotworami mówi, że kolejną zagadką jest to, dlaczego disulfiram nie szkodzi zdrowym komórkom, nawet gdy jest przyjmowany przez lata. Być może wskazówką jest tu fakt, iż z nieznanych powodów w komórkach nowotworowych stężenie metabolitów miedzi jest 10-krotnie wyższe niż w komórkach zdrowych. Naukowcy podkreślają jednak, że disulfiram nie jest lekiem na wszystkie rodzaje nowotworów. Na razie jedno z badań klinicznych wykazało, że w połączeniu z chemioterapią przedłuża życie osób cierpiących na nowotwory płuc, w których pojawiły się przerzuty. Teraz Bartek i jego zespół rozpoczynają badania wpływu disulfirmau i miedzi na dające przerzuty nowotwory piersi, odbytu oraz na glejaka. Disulfiram jest bardzo obiecującym kierunkiem badań, chociażby dlatego, że od wielu dziesięcioleci wiadomo, iż lek jest bezpieczny. Jednak z drugiej strony, jak zauważa Bartek, koncerny farmaceutyczne nie będą zainteresowane badaniami w tym kierunku i uzyskiwaniem pozwolenia na stosowanie disulfiramu w leczeniu nowotworów, gdyż wygasła już ochrona patentowa na ten lek. Jeśli jednak kolejne badania wykażą jego skuteczność, nic nie będzie stało na przeszkodzie, by onkolodzy zapisywali – niedrogi przecież – disulfiram swoim pacjentom. W Polsce disulfiram sprzedawany jest pod nazwą Esperal. « powrót do artykułu
  9. Przed trzema dniami prezydent Trump ogłosił, że zmniejszył obszar chroniony Bears Ears National Monument z Utah z 5470 do 820 kilometrów kwadratowych. Oznacza to, że ochronę utraciło tysiące miejsc związanych z kultura rdzennej ludności. Niektóre z nich liczą sobie 13 000 lat. Bears Ears National Monument został utworzony w ubiegłym roku w stanie Utah przez prezydenta Obamę. Teraz obszar znalazł się w prawnym zawieszeniu. O ile jasnym jest, że prezydenci mają uprawnienia do tworzenia pomników narodowych, o tyle wielu ekspertów twierdzi, że do zmiany ich granic uprawniony jest tylko Kongres. Ekolodzy i organizacje indiańskie już zapowiedzieli, że pozwą rząd za próby zmiany granic obszaru chronionego. Decyzja o utworzeniu Bears Ears National Monument miała związek z szybkim rozwojem turystyki na tym terenie. Znajduje się tam wiele zabytków, które były niszczone i kradzione przez odwiedzających. Archeolodzy mieli nadzieję, że dzięki ustanowieniu tam pomnika narodowego zostaną zwiększone nakłady na zarządzanie terenem, co pozwoli z jednej strony na zwiększenie liczby personelu chroniącego ten obszar, a z drugiej umożliwi szerszą działalność edukacyjną i naukową. Prezydent Obama utworzył obszar chroniony na wniosek pięciu plemion: Navajo, Hopi, Zuni oraz dwóch grup Ute. Wywołało to sprzeciw niektórych urzędników i mieszkańców pobliskich gmin, którzy już i tak byli niezadowoleni z utowrzenia w 1996 roku pobliskiego Grand Staircase-Escalante. Swoją drogą prezydent Trump zmniejszył o połowę teren tego pomnika narodowego. Wielką wartością Bears Ears jest fakt, że obszar ten nie został mocno zmieniony przez współczesne społeczeństwo, mówi William Lipe, archeolog z Washington State University. Dzięki suchemu klimatowi zachowały się tam nawet bardzo nietrwałe zabytki, jak kolby kukurydzy, kosze czy koce używane przed wiekami przez mieszkańców. Znaczna część tych zabytków liczy sobie ponad 1000 lat, a archeolodzy szacują, że na wspomnianym obszarze znajduje się około 100 000 wartych zbadania miejsc. Dotychczas opisano około 10% z nich. Tamtejszy klimat tak dobrze zachowuje zabytki, że możliwe stało się prowadzenie badań genetycznych nad historią rolnictwa. Zgodnie z planem prezydenta Trumpa cały obszar został podzielony na dwie chronione jednostki. Jednak ochronę ma utracić Cedar Mesa, duża wyżyna z największym zagęszczeniem zabytków, która od 500 roku przed Chrystusem do połowy XIII wieku była zasiedlona przez przodków dzisiejszych plemion. Lipe uważa, że dzielenie regionu i wyłączanie niektórych jego części spod ochrony niweczy cały sens chronienia tego obszaru, gdyż to na obecnym Bears Ears znajduje się cały wzorzec przeszłości, sposobu, w jaki ludzie żyli, jak z niego korzystali i jak przez tysiące lat wbudowywali w krajobraz swoje dziedzictwo kulturowe. « powrót do artykułu
  10. Dopiero co przeszkoleni naukowcy amatorzy odkryli w hotspocie bioróżnorodności na Borneo 6 nowych gatunków chrząszczy. Specjaliści szacują, że nadal nie znamy ok. 80% gatunków roślin i zwierząt. Niestety, fundusze przeznaczane na taksonomię stają się coraz mniejsze, co jest bardzo niepokojące, biorąc pod uwagę zagrożenia stojące przed wieloma obszarami bioróżnorodności. By pomóc w rozwiązaniu tego problemu, Taxon Expeditions jako pierwsza na świecie zaczęła organizować w hotspotach bioróżnorodności kursy-wycieczki dla osób zainteresowanych nauką obywatelską. Do udziału w nich zachęca hasło "I ty możesz zostać Darwinem". Celem jest, oczywiście, odkrycie, opisanie i nazwanie nowych gatunków. Pod okiem ekspertów klienci przez 10 dni biorą udział w warsztatach terenowych i wykładach. Oprócz tego zbierają okazy w terenie i pracują w laboratorium. Dzięki temu nie są zwykłymi turystami - stają się odkrywcami, poszukiwaczami przygód i naukowcami. Podczas ekspedycji do basenu Maliau w Malezji (Borneo) odkryto 6 gatunków chrząszczy. Trzy z rodzin grzybinkowatych (Leiodidae) i stonkowatych (Chrysomelidae) ze ściółki lasu deszczowego opisano w artykule zamieszczonym na łamach Biodiversity Data Journal. Są to: Clavicornaltica sabahensis sp. n., Colenisia chungi sp. n. oraz Dermatohomoeus maliauensis sp. n. Trzy pozostałe chrząszcze z rodziny Elmidae doczekają się publikacji dopiero w przyszłym roku. Na nowe chrząszcze natrafiono podczas ćwiczeń w terenie. Adepci zbierali ściółkę z dna lasu, a później ją przesiewali, ujawniając setki owadów glebowych (wykorzystywali do tego aparat Moczarskiego-Winklera, który pozwala na odseparowanie drobnych organizmów z różnego rodzaju próbek, np. ściółki czy gleby). Prof. Menno Schilthuizen prędko zorientował się, że materiał zawiera co najmniej 3 gatunki nieopisanych wcześniej niewielkich (ok. 1-mm) chrząszczy. Pod jego kierunkiem uczestnicy ekspedycji badali, fotografowali i rysowali okazy w laboratorium. Ekstrahowali też ich DNA i przygotowywali wersję roboczą publikacji. Co ważne, mogli nazwać odkryte przez siebie gatunki. Sean Otani, nauczyciel angielskiego z Japonii, wybrał nazwę Colenisia chungi, by upamiętnić malezyjskiego entomologa Arthura Chunga. Pozostałe 2 nazwy - Clavicornaltica sabahensis i Dermatohomoeus maliauensis - odnoszą się, jak sugerowali m.in. strażnicy z Obszaru Chronionego Maliau, do badanych stanowisk. Wszystkie zebrane próbki trafiły do kolekcji owadów Universiti Malaysia Sabah. Wyniki wpisano zaś do baz danych. Na marzec przyszłego roku Taxon Expeditions planuje kolejną wyprawę do basenu Maliau. « powrót do artykułu
  11. Niedawno informowaliśmy, że Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba pomyślnie przeszedł testy w komorze kriogenicznej. NASA postanowiła przybliżyć kwestię wytrzymałości teleskopu i warunków jakie musi wytrzymać oraz wyzwań jakie stoją przed inżynierami. Na pytania zespołu prasowego NASA odpowiadał Paul Geithner, zastępca kierownika projektu odpowiedzialnego za budowę Teleskopu. Menedżer wyjaśnił, że testy wibracji, jakie przechodził Teleskop, są prowadzone z dwóch powodów. Pierwszy z nich to sprawdzenie, czy urządzenie wytrzyma wibracje, jakich będzie doświadczał podczas podróży w przestrzeń kosmiczną. Drugi powód, to sprawdzenie, czy całość została dobrze złożona i przetrzyma zarówno lot jak i wieloletnią pracę w przestrzeni kosmicznej. NASA używa dwóch metod testowych. Dla niższych częstotliwości, od 5 do 100 herców (drgań na sekundę) wykorzystuje się wielką metalową płytę na której został umieszczony teleskop, a płyta porusza się w górę i w dół napędzana wielkim elektromagnesem. Uzyskanie w ten sam sposób częstotliwości powyżej 100 herców byłoby trudne bądź niemożliwe, dlatego też testowane urządzenia umieszczana zostają w komorze akustycznej. Znajdują sie w niej wielkie głośniki, które nadają niezwykle głośne dźwięki o odpowiednich częstotliwościach, wprawiając testowany przedmiot w drgania. Podczas testów Teleskop Webba został poddany dwukrotnie silniejszym wibracjom niż te, jakich doświadczy w czasie misji. Kolejną ważną próbą był test w komorze kriogenicznej. Po umieszczeniu Webba w Chamber A i zamknięciu drzwi, z komory wypompowano powietrze. Komora ma budowę matrioszki. Wewnątrz znajdują się dwa zestawy osłon. Do zewnętrznych pompowany jest ciekły azot i osiąga ona temperaturę -196 stopni Celsjusza. Pomiędzy wewnętrzne osłony, te z którymi bezpośrednio sąsiadował Webba, wtłoczono hel, a temperatura osłon spadła do -263 stopni Celsjusza. Testowane urządzenia zostały więc poddane działaniu niezwykle niskich temperatur. Do zbudowania luster teleskopu i niektórych innych struktur użyto berylu. Jest to materiał lekki, sztywny, wytrzymały i w temperaturze, w jakiej będzie pracował Webb, jest stabilny pod względem wymiarów, przestaje się kurczyć i rozszerzać. Wraz ze spadkiem temperatury beryl mocno się kurczy, jednak gdy zostaje schłodzony do około -173 stopni Celsjusza, jego wymiary pozostają stabilne. Poza berylem wykorzystano też stal nierdzewną, tytan, inwar (stop żelaza i niklu) oraz wiele innych metali. Ponadto użyto też takich materiałów jak kompozyty grafenowo-żywiczne czy ceramika z węgliku krzemu. Jako że Webb będzie pracował daleko poza ochronnym wpływem ziemskiego pola magnetycznego, jego urządzenia wymagały zastosowania dodatkowych osłon przeciwdziałających zabójczemu dla elektroniki promieniowaniu kosmicznemu i słonecznemu. Niemal cała elektronika została umieszczona wewnątrz wielowarstwowych metalowych pudełek. Ta część elektroniki, która będzie znajdowała się po „zimnej” stronie Teleskopu skorzysta z ochrony oferowanej przez osłonę termiczną, w skład której wchodzi m.in. aluminium. Elektronika po „gorącej” stronie, została zaś dodatkowo osłonięta, uziemiona i przygotowana tak, by była bardziej odporna na szkodliwe promieniowanie. Teleskop Webba nie był tworzony z myślą o jego serwisowaniu. Jednak, jak mówi Geithner, możliwe będzie prowadzenie na nim pewnych prac. W przyszłości robot mógłby uchwycić Webba w tym samym miejscu, w którym zostanie on przymocowany do rakiety nośnej i np. uzupełnić jego zbiorniki paliwa. JWST będzie korzystał z paliwa hipergolowego. W jego przypadku będzie to hydrazyna (N2H4) i tetratlenek diazotu (N2O4). Teleskop zostanie wyposażony w paliwo na co najmniej 10,5 roku pracy. Jednak ze względu na fakt, że JWST jest niezwykle czułym instrumentem pracującym w podczerwieni, a zatem większość jego elementów musi być utrzymywana w bardzo niskich temperaturach, możliwości serwisowe urządzenia są bardzo ograniczone. « powrót do artykułu
  12. Lit w wodzie pitnej korzystnie wpływa na długość życia chorych z alzheiemerem (ChA). Z badań przeprowadzonych w Teksasie wynika także, że jeśli w wodzie znajduje się konkretna ilość tego pierwiastka, spadają wskaźniki cukrzycy i otyłości - ważnych czynników ryzyka ChA. Jak podkreślają autorzy publikacji z Journal of Alzheimer's Disease, lit jest metalem alkalicznym, który występuje m.in. w wodach mineralnych. Stosuje się go w leczeniu zaburzeń nastroju (w tym przypadku dawki są jednak o wiele wyższe od stężeń Li z wody pitnej). Dr Val Fajardo i prof. Rebecca MacPherson z Brock University analizowali stężenia litu w wodzie pitnej z 234 hrabstw w Teksasie. Porównywali je do wskaźnika umieralności na ChA oraz zapadalności na cukrzycę i otyłość. Kanadyjczycy wybrali do badań Teksas, bo jak mówią, statystyki dla tego stanu były łatwo dostępne. Odkryliśmy, że w hrabstwach z poziomem litu wykraczającym poza medianę (40 µg/l) na przestrzeni lat występowały mniejsze wzrosty umieralności na ChA [...] - opowiada Fajardo. Przy podobnych stężeniach Li w wodzie pitnej spadała także częstość cukrzycy typu 2. i otyłości. Warto przypomnieć, że duńskie badania opublikowane w sierpniu 2017 r. pokazały, że wysoki poziom litu w wodzie z kranu wiąże się z niższym wskaźnikiem demencji. « powrót do artykułu
  13. Domowe gadżety posługujące się sztuczną inteligencją wciąż pozostają tylko i wyłącznie ciekawostką. O ile profesjonalne systemu SI potrafią zadziwiać swoimi umiejętnościami, to algorytmy wykorzystywane w urządzeniach dla przeciętnego Kowalskiego potrafią zadziwiać... wpadkami. Taką wpadkę zaliczyła właśnie cyfrowa asystentka Apple'a, Siri, która... uśmierciła Johna Travoltę. Jak donosi Business Insider, gdy zapytamy Siri ile lat ma John Travolta, dowiemy się, że znany aktor zmarł w 2009 roku. Podaje nawet datę rzekomej śmierci aktora, 3 stycznia. W rzeczywistości aktor ma się dobrze i kręci kolejne filmy, a odpowiedź udzielana przez Siri to oczywista wpadka. Tym bardziej niesmaczna, że 2 stycznia 2009 roku zmarł Jett Travolta, syn Johna. Apple zostało poinformowane o problemie i obiecało go naprawić. Jednak to nie rozwiązuje problemu z domowymi gadżetami SI. W październiku Siri informowała, że hymnem Bułgarii jest piosenka „Despacito”, a jeszcze niedawno Google Home, „inteligentny” głośnik Google'a, z całą powagą zapewniał, że pod koniec swojej drugiej kadencji prezydent Obama planuje przeprowadzenie komunistycznego zamachu stanu. « powrót do artykułu
  14. W porównaniu do kobiet, który nigdy nie targnęły się na własne życie, we krwi pań z historią prób samobójczych występuje niższy poziom neurotroficznego czynnika pochodzenia mózgowego (ang. brain-derived neurotrophic factor, BDNF). BDNF to białko występujące w mózgu i obwodowym układzie nerwowym. Ma krytyczne znaczenie dla tworzenia i działania neuronów oraz dla zachowania zdolności do wybiórczego wzmacniania i osłabiania synaps. W ramach większego badania, które koncentrowało się na rodzinnym ryzyku depresji i zaburzeń lękowych, Anastacia Kudinova i prof. Brandon E. Gibb z Binghamton University zebrali grupę 73 kobiet. Panie podzielono na 2 grupy: 34 z nich podejmowały bowiem w przeszłości próby samobójcze, a 39 nie. Naukowcy badali poziom BDNF w osoczu obu grup. Okazało się, że u kobiet z historią prób samobójczych poziom krążącego BDNF był niższy. To sugeruje, że poziom BDNF może być biomarkerem zachowań samobójczych. Ważne, by zrozumieć, że kobiety z historią prób samobójczych, które w danym momencie nie przechodzą już kryzysu samobójczego, nadal mają obniżony poziom BDNF. To sugeruje, że BDNF nie jest po prostu wskaźnikiem obecnych skłonności czy nastroju, ale stabilnym markerem, który pozwala przewidzieć ryzyko przyszłych zachowań samobójczych - opowiada Gibb. Koniecznie należy odnotować fakt, że zaobserwowane zjawisko było niezależne od czynników, które mogą potencjalnie wpływać na poziom BDNF - obecnego nastroju, historii innych problemów psychicznych, np. zaburzeń lękowych czy związanych z używaniem substancji psychoaktywnych, palenia, BMI, [...] wieku i pochodzenia etnicznego - dodaje Kudinova. Gibb sugeruje, by prowadząc skryning stanu psychicznego, lekarze rodzinni zlecali zbadanie poziomu BDNF. Profesor porównuje to do badania stężenia cholesterolu przy określaniu ryzyka choroby serca. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona zapobiegli otyłości u myszy na wysokotłuszczowej diecie. Udało im się to dzięki aktywowaniu pewnego szlaku w komórkach tłuszczowych (adipocytach). To może nas doprowadzić do nowego celu terapeutycznego w leczeniu otyłości - podkreśla dr Fanxin Long. Zespół Longa wyhodował myszy z genami, które podczas karmienia tłustą paszą aktywowały w adipocytach szlak Hedgehog. Po 8 tygodniach takiej diety zwierzęta bez uaktywnionego szlaku stawały się otyłe. Gryzonie zmodyfikowane genetycznie nie tyły zaś i ważyły tyle, co myszy kontrolne żywione standardową karmą. Jak wyjaśnia Long, szlak Hedgehog zapobiegał otyłości, wpływając na wielkość komórek tłuszczowych. Zwykle podczas przybierania na wadze wszystkie adipocyty stają się większe, przez co mogą zmagazynować większe krople tłuszczu. Tyjemy głównie na drodze powiększania komórek tłuszczowych [...]. Stymulując w adipocytach Hedgehog i powiązane z nim białka, Amerykanie zapobiegali zbieraniu i przechowywaniu kropli tłuszczu. Gdy wykonaliśmy badania metaboliczne, odkryliśmy, że myszy z aktywnym szlakiem Hedgehog nie tylko były szczuplejsze; miały też niższy poziom glukozy i pozostawały wrażliwsze na insulinę. Long wyjaśnia, że przełożenie wyników na ludzi może być trudne, a wszystkie leki aktywujące szlak Hedgehog muszą działać naprawdę precyzyjnie, by uniknąć groźnych skutków ubocznych (nadmierną aktywność szlaku powiązano bowiem z różnymi nowotworami). Ponieważ szlak Hedgehog działa u ludzi podobnie jak u myszy, jeśli wszystko zostanie zrobione dobrze, może się on sprawdzić w walce z otyłością. « powrót do artykułu
  16. Google Brain, wydział Google'a specjalizujący się w pracach nad sztuczną inteligencją, zaprezentował w maju AutoML, bota SI zdolnego do tworzenia innych algorytmów sztucznej inteligencji. Teraz AutoML stworzył algorytm rozpoznający obiekty na klipie wideo, który sprawuje się lepiej, niż jakiekolwiek algorytmy tego typu zbudowane przez ludzi. NASNet, bo tak nazwano nowy algorytm, w czasie testów rozpoznawał obiekty z 82,7-procentową dokładnością. Uzyskał tym samym wynik o 1,2 pp. lepszy niż podobne programy stworzone przez ludzi. NASNet potrafi rozpoznawać ludzi, samochody, sygnalizację świetlną, torebki i wiele innych obiektów. Pomimo osiągniętych przezeń świetnych wyników specjaliści z Google Brain mówią, że to dopiero początek badań. Mamy nadzieję, że bazując na naszych osiągnięciach inne zespoły będą w stanie rozwinąć system, który poradzi sobie z takimi wyzwaniami w dziedziny automatycznego rozpoznawania obiektów, jakich nawet sobie obecnie nie wyobrażamy, stwierdzili eksperci. Oczywiście tworzenie przez sztuczną inteligencję potężnych algorytmów sztucznej inteligencji rodzi poważne pytania etyczne. Co jeśli AutoML stworzy system doskonalszy od człowieka czy też taki, za którego tempem rozwoju nie będzie nadążało prawo? Łatwo wyobrazić sobie przecież, że NASNet zostanie wykorzystany do inwigilacji. Musimy pamiętać, że żyjemy w świecie, w którym jesteśmy obserwowani przez coraz więcej kamer umieszczonych w miejscach publicznych. Powstają już inicjatywy takie jak Partnership on AI to Benefit People and Society – do których przystąpiły m.in. Facebook i Apple – których celem jest rozwijanie wyłącznie takich systemów SI, które przysłużą się ludzkości. Warto jednak pamiętać, że wiele takich systemów może być odpowiednikiem technologii podwójnego przeznaczenie. W jednych rękach będą służyły ludzkości, jednak mogą wpaść i w takie ręce, które wykorzystają je do szkodzenia ludziom. Ray Kurzweil, znany futurysta pracujący w Google'u na stanowiska dyrektora ds. inżynieryjnych, stwierdził niedawno, że w ostatecznym rozrachunku sztuczna inteligencja przysłuży się ludzkości, jednak musimy być przygotowani na „trudne chwile”, jakie czekają nas przed stworzeniem dobrze rozwiniętej SI. Technologia zawsze była obosiecznym mieczem. Ogień zapewnia nam ciepło, pozwala przygotować posiłek i może spalić nam dom, powiedział Kurzweil. « powrót do artykułu
  17. Choć dla niektórych brzmi to jak truizm, dopiero ostatnio badania potwierdziły, że jednorazowe kubeczki negatywnie wpływają na smak szampana. Okazuje się bowiem, że tworzące się w nich bąbelki dłużej przywierają do ścian naczynia i osiągają większe rozmiary. Tymczasem wielkość bąbelków stanowi ważną miarę jakości win musujących, w tym szampana. [...] Bąbelki tworzące się w styropianowym kubku przylegają do ścianek dłużej niż w kieliszku typu flute, przez co gdy ostatecznie odrywają się od nich i ulatują, są o wiele większe - wyjaśnia dr Kyle Spratt z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Zespół Spratta dokonał tej obserwacji, analizując dźwięk wydawany przez bąbelki pękające na powierzchni wina musującego. Naukowcy pracują nad unikatowymi akustycznymi "odciskami palca" do określania jakości szampana. Wstępne wyniki ich badań miały zostać zaprezentowane na konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Akustycznego w Nowym Orleanie. Wsłuchując się, możemy wnioskować o średniej wielkości bąbelków, zakresie ich wielkości, a także ogólnej aktywności. Bąbelki silnie rezonują. Zasadniczo dzwonią jak dzwonki, a częstotliwość wydawanego dźwięku zależy po części od rozmiarów. Podczas eksperymentów ekipa Spratta postanowiła wlać musujące wino do styropianowych kubków (w ten sposób naukowcy chcieli uniknąć dźwięczenia wydawanego przez kieliszki flecikowe). Szybko się jednak okazało, że w takich pojemnikach ciecz zachowuje się całkiem inaczej. Warto przypomnieć prace prof. Gérarda Liger‑Belaira z Uniwersytetu w Reims, który wykazał między innymi, że przez sposób uwalniania bąbelków z powierzchni szampan z kieliszków typu flute jest odbierany jako smaczniejszy niż z kieliszków coupé. Wg Francuza, smak poprawia także trawione szkło, które wspomaga stałe uwalnianie bąbelków. « powrót do artykułu
  18. Apple potwierdziło, że spełni żądania Komisji Europejskiej i zapłaci Irlandii kilkanaście miliardów euro zaległych podatków. Przed laty Apple i rząd Irlandii zawarły porozumienie, na podstawie którego koncern płacił na Zielonej Wyspie podatek korporacyjny w wysokości 1 proc. W ubiegłym roku Komisja Europejska uznała umowę za nielegalną pomoc publiczną i nakazała Apple'owi zapłacenia Irlandii 13 miliardów dolarów. Pieniądze są obecnie przelewane na zablokowane konto typu escrow, a Irlandia złożyło odwołanie od decyzji KE. Kwota ta pozostanie na koncie escrow, a fundusze zostaną z niego uwolnione tylko wtedy, gdy zapadną ostateczne rozstrzygnięcia i sądy stwierdzą, że decyzja KE jest ważna, oświadczył irlandzki minister finansów. Odwołanie od decyzji złożyło też Apple. Tim Cook, dyrektor wykonawczy koncernu, nazwał decyzję Komisji „szaleństwem”. Orzeczenie Komisji przeciwko Irlandii nie jest orzeczeniem dotyczącym tego, w jaki sposób Apple płaci podatki, a tego, który rząd je pobierze. Rząd Stanów Zjednoczonych i rząd Irlandii zgadzają się, że płacimy w tych krajach podatki zgodnie z prawem, oświadczył rzecznik prasowy Apple'a. Standardowa stawka podatku korporacyjnego wynosi w Irlandii 12,5 proc. i jest jedną z najniższych w Europie. KE stwierdziła jednak, że w 2003 roku efektywna stawka podatkowa, jaką Apple zapłaciło w Irlandii wyniosła 1% i uległa dalszemu zmniejszaniu, by w roku 2014 wynieść 0,005%. Irlandia nie zgadza się na pobranie wspomnianych pieniędzy, gdyż po pierwsze obawia się, że to uderzy w jej reputację, po drugie obawia się, że nie wszystkie pieniądze trafią do niej. Komisja stwierdziła bowiem, że inne kraje mogą domagać się części z tych pieniędzy, jeśli sądzą, że podatki te pochodzą ze sprzedaży dokonanych na ich terytorium. Komisja uznała też, że Apple może zapłacić Irlandii mniej, jeśli rząd USA wymusi na koncernie wniesienie większych podatków na swoim terytorium. « powrót do artykułu
  19. Na Uniwersytecie Cornella powstał tani i szybki test paskowy do diagnozowania niedoborów witaminy A i żelaza. Przenośne urządzenie opisano na łamach PNAS. Niedobory witaminy A i żelaza dotyczą ponad 1/3 światowej populacji. Powikłania wynikające z tych niedoborów - ślepota, anemia i zgony, zwłaszcza wśród dzieci i kobiet - stanowią poważny problem z zakresu zdrowia publicznego - podkreśla dr Saurabh Mehta. Większość krajów rozwijających się nie ma dostępu do złożonych narzędzi pozwalających na wczesną diagnozę. Ten test mógłby temu zaradzić. Wg Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), w dowolnym wybranym momencie niedobór witaminy A występuje u ok. 250 mln dzieci w wieku przedszkolnym. W regionach, gdzie niedobory dziecięce są powszechne, kobiety w ciąży także częściej cierpią na anemię i niedobory witaminy A. Rocznie wzrok traci do 500 tys. dzieci z niedoborami witaminy A. Około 50% tych dzieci umrze w ciągu roku (ma to związek z większą podatnością na różne choroby). Przenośne urządzenie Amerykanów ma wielkość pudełka na drugie śniadanie. W pasku testowym znajdują się 3 rodzaje przeciwciał. Wiążą się one ze specyficznymi biomarkerami z surowicy. Dzięki temu można zmierzyć stężenia: 1) ważnego dla wzroku białka wiążącego retinol, 2) wskazującego na stan zapalny białka C-reaktywnego (CRP) oraz 3) ferrytyny (odzwierciedla ona zapasy żelaza w organizmie). Wykonanie testu zajmuje kwadrans. « powrót do artykułu
  20. Antybiotyki ocaliły życie milionom osób. Od dawna jednak mówi się o narastającym problemie antybiotykooporności. Najnowsze badania wykazały też nowy, niezwykle zaskakujący sposób, w jaki antybiotyki... ułatwiają mikroorganizmom zasiedlenie organizmu. Okazało się, że antybiotyki tak zmieniają skład chemiczny miejsc infekcji, że znajdujące się tam chorobotwórcze bakterie zyskują dodatkową ochornę. Utrudniają też układowi odpornościowemu zwalczanie samej infekcji. Wyniki badań prowadzonych przez naukowców z MIT, Uniwersytetu Harvarda oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, zostały opublikowane w piśmie Cell Host & Microbe. Naukowcy infekowali myszy Escherichia coli i podawali im antybiotyki. Następnie pobierali próbki tkanek i analizowali metabolity bakterii. Okazało się, że w miejscach infekcji u myszy karmionych antybiotykami poziom bakteryjnych metabolitów był wyższy niż u tych, które nie przyjmowały antybiotyków. Poziomy te były też wyższe niż u zdrowych myszy. Naukowcy postanowili sprawdzić, czy metabolity te zmieniły efektywność działania antybiotyków, Collins i jego zespół dodali metabolity do hodowanych w laboratorium kultur E. coli. Okazało się, że w obecności niektórych z tych metabolitów bakterie były bardziej odporne na działanie antybiotyków i trzeba było podać ich więcej, by zabić bakterie. Innymi słowy, podawanie antybiotyków zwalczających infekcje powodowało, że bakterie były bardziej odporne na to, co miało je zabić. Zmiany w składzie chemicznym są zapoczątkowywane nie przez komórki bakterii, ale przez komórki gospodarza. Okazało się bowiem, że podanie antybiotyków zdrowym myszom prowadziło do pojawienia się takich samych zmian chemicznych. To zaskakujące. Antybiotyki miały być bronią skierowaną przeciwko bakteriom, ale nie przeciwko zainfekowanej osobie. Ta praca wskazuje, że dzieje się coś więcej, o czym powinniśmy pomyśleć, powiedział Eric Brown z kanadyjskiego McMaster University. Nie wiadomo, w jaki sposób zmiany te mogą wpływać na efektywność antybiotyków u zarażonych osób. Najprawdopodobniej zależy to od rodzaju infekcji i rodzaju użytych antybiotyków. Wiadomo, że niektóre leki, jak streptomycyna, są niezwykle wrażliwe na lokalne zmiany środowiska chemicznego. Jason Yang, bioinżynier z MIT-u mówi: nie sądzę, że to zaprogramowany mechanizm biochemiczny, reakcja na infekcję i obecność antybiotyku. To raczej niespecyficzny efekt uboczny antybiotyków związany z obecnością patogenów, który prowadzi do zmian fizjologicznych, o których nie mieliśmy pojęcia. Uczony podkreśla, że antybiotyki działają naprawdę bardzo dobrze. W przypadku znaczącej większości infekcji podawane lokalnie antybiotyki zwalczały patogeny. Jednak nowe badania wskazują, że infekcje to bardzo złożony proces oraz że wpływ antybiotyków wykracza poza ich wpływ na komórki patogenów. « powrót do artykułu
  21. Stomatolodzy wykorzystują materiały kompozytowe np. do wypełniania ubytków. Niestety, tak jak naturalne szkliwo, są one podatne na wzrost płytki, a biofilm może prowadzić do próchnicy. Ostatnio naukowcy z Uniwersytetu Pensylwanii testowali jednak nowy materiał ze związkiem antybakteryjnym, który nie tylko zabija patogeny, ale i nie dopuszcza do wzrostu biofilmu. W odróżnieniu od innych wysyconych lekiem materiałów, spełnia on swoje funkcje przy minimalnej toksyczności dla otaczającej tkanki. Zawiera bowiem niską dawkę substancji czynnej i uśmierca wyłącznie bakterie, które wejdą z nią w kontakt. Stomatologiczne biomateriały takie jak ten muszą spełniać 2 funkcje: po pierwsze, skutecznie zabijać patogeny, po drugie, wytrzymywać naprężenia mechaniczne powstające w czasie gryzienia i żucia. By zmaksymalizować skuteczność bakteriobójczą, w wielu produktach wykorzystuje się duże ilości czynnika antydrobnoustrojowego. [Niestety] może to osłabiać właściwości mechaniczne i oznaczać toksyczność dla tkanek. My wykazaliśmy, że nasz materiał ma wyjątkowe właściwości mechaniczne, a przy tym długotrwale zapobiega tworzeniu biofilmu, nie wykazując przy tym cytotoksyczności - opowiada Geelsu Hwang. Materiał opisany na łamach ACS Applied Materials and Interfaces składa się z żywicy wysyconej imidazolem. W odróżnieniu od tradycyjnych biomateriałów, które wolno uwalniają lek, uśmierca wyłącznie bakterie, które wchodzą z nim w kontakt. "To może zmniejszyć ryzyko rozwoju lekooporności". Testy wykazały, że materiał uśmierca bakterie i zaburza ich zdolność do tworzenia biofilmu. O ile na eksperymentalnym materiale akumulowały się minimalne ilości macierzy biofilmu, o tyle na kontrolnym materiale kompozytowym z czasem zbierało się go coraz więcej. Później Amerykanie sprawdzali, jak dużej siły ścinającej trzeba, by usunąć biofilm z obu materiałów. Okazało się, że by usunąć biofilm z materiału eksperymentalnego, należało użyć minimalnej siły, zaś w przypadku materiału kontrolnego do jego wyeliminowania nie starczyła nawet 4-krotnie większa siła. Nowy materiał można z łatwością oczyścić z biofilmu dzięki sile porównywalnej do picia wody - podkreśla Hwang. « powrót do artykułu
  22. Preferencje ręki są widoczne już w 18. tygodniu ciąży. Obserwując parę typów ruchów płodów, włoscy naukowcy potrafili trafnie przewidzieć ręczność dziecka w wieku 9 lat. Valentina Parma z Międzynarodowej Szkoły Zaawansowanych Badań (Scuola Internazionale Superiore di Studi Avanzati, SISSA) i prof. Umberto Castiello z Uniwersytetu w Padwie analizowali ruchy 29 płodów. Po 9 latach porównywali swoje prognozy z preferencjami wykazywanymi przez te same dzieci. W zależności od wykorzystanych parametrów, osiągali trafność rzędu 89 i 100%. Za pomocą usg. 4D naukowcy obserwowali w czasie rzeczywistym ruchy dłoni płodów w 14., 18. i 22. tygodniu ciąży. Sesja trwała 20 min. Włosi skupili się na 3 rodzajach ruchów: precyzyjnych w kierunku oczu i ust oraz kontrolnych w stronę ściany macicy. Okazało się, że począwszy od 18. tygodnia, płody zaczynają znacznie szybciej wykonywać precyzyjne ruchy dłonią, która stanie się ich dłonią preferowaną. Badania, których wyniki ukazały się w piśmie Scientific Reports, wskazują na nasilone dojrzewanie i specjalizację układu ruchowego in utero. « powrót do artykułu
  23. Dziewięć krajów oraz Unia Europejska zgodziły się na wprowadzenie na co najmniej 16 lat zakazu rybołówstwa w centralnej części Oceanu Arktycznego (CAO). Dzięki tej umowie naukowcy zyskają czas na lepsze zrozumienie ekosystemu oceanu i wpływu nań globalnego ocieplenia. To jedyne otwarte wody oceaniczne na Ziemi, co do których zdecydowano, że nauka ma pierwszeństwo przed rybołówstwem. To świetny przykład działania zapobiegawczego – cieszy się Scott Highleyman, wiceprezes Ocean Conservancy, który był członkiem amerykańskiej delegacji negocjującej porozumienia. Umowa, w ramach której zdecydowano się na ochronę obszaru o powierzchni 2,8 miliona kilometrów kwadratowych, była negocjowana przez ponad 2 lata. odbyło się w tym czasie 6 spotkań. Podpisały ją nie tylko państwa, które graniczą z Oceanem Arktycznym, ale również Chiny, Japonia i Korea Południowa, których rybacy są zainteresowani połowami w tym regionie. Dotychczas pokrywa lodowa praktycznie uniemożliwiała połowy w tamtym regionie, jednak w związku z globalnym ociepleniem letni lód szybko tam zanika. W ostatnich latach otworzyło się aż 40% tamtejszych wód, głównie na północ od Alaski oraz na Płaskowyżu Czukczów. Gdy latem lód staje się cieńszy i wycofuje się na północ, więcej promieni słonecznych penetruje wodę, przyczyniają się do zwiększenia produkcji planktonu. Planktonem tym żywi się dorsz, na którego polują m.in. foki, niedźwiedzie polarne i ludzie. Na przylegającym do Oceanu Arktycznego Morzu Barentsa obserwuje się zwiększoną produkcję biomasy. W roku 2016 była ona aż o 35% większa niż średnia z lat 2003-2015. Prawo międzynarodowe przewiduje, że każdy ma dostęp do otwartych wód oceanicznych. Bez zawartej właśnie umowy rybołówstwo na Oceanie Arktycznym byłoby legalne, ale nieuregulowane, co groziłoby zdestabilizowaniem tamtego ekosystemu. Ludzie co nieco nauczyli się na podstawie dawnych doświadczeń. Pod koniec lat 80. ubiegłego wieku rybacy z Japonii, Chin i innych krajów zaczęli masowo odławiać rdzawce w Cieśninie Beringa. Na początku lat 90. doszło do załamania populacji tej ryby, która do dzisiaj się nie odrodziła. W 2012 roku około 2000 naukowców wezwało do wprowadzenia moratorium na połowy ryb w centralnej części Oceanu Arktycznego. Do roku 2015 Kanada, Dania (w imieniu Grenlandii), Norwegia, Rosja i Stany Zjednoczone, czyli kraje, które graniczą z Oceanem Arktycznym, zakazały swoim flotom rybackim połowów w tamtym regionie. Jednak nadal floty innych państw mogły sięgnąć po tamtejsze zasoby. Japonia, Chiny, Korea Południowa, Islandia i Unia Europejska dołączyły do rozmów w tej sprawie. Pod koniec 2016 roku prezydent Obama i premier Kanady Trudeau potwierdzili, że chcą zawrzeć porozumienie zakazujące nieuregulowanych połowów na Oceanie Arktycznym. W końcu udało się zawrzeć porozumienie. Na jego podstawie połowy na CAO zostają zakazane na najbliższych 16 lat. Zakaz jest automatycznie odnawiany co 5 lat, chyba, że któryś kraj zgłosi zastrzeżenia lub też naukowcy określa, jak wiele ryb można odławiać bez ryzyka dla ekosystemu i kwoty takie zostaną wprowadzone odpowiednimi umowami. Strony umowy zgodziły się tez na wspólne prowadzenia badań naukowych nad tamtejszym ekosystemem. « powrót do artykułu
  24. U starszych ludzi ciśnienie krwi zaczyna stopniowo spadać ok. 14 lat przed śmiercią. Naukowcy z Uniwersytetu Connecticut i Uniwersytetu w Exeter analizowali dane 46.634 Brytyjczyków, którzy zmarli w wieku 60 lat bądź później. Duża próba obejmowała zarówno ludzi zdrowych, jak i chorujących, m.in. na serce bądź demencję. Okazało się, że spadki ciśnienia były najostrzejsze u pacjentów z demencją, niewydolnością serca, utratą wagi na późnych etapach życia i wysokim początkowym ciśnieniem. Długoterminowe spadki ciśnienia występowały jednak również u osób, którym nie postawiono żadnej z tych diagnoz. Nie chciałbym, by ktokolwiek interpretował nasz artykuł jako sugestię, że w starszym wieku nie trzeba leczyć nadciśnienia lub że spokojnie można przestać zażywać leki na nadciśnienie - podkreśla George Kuchel, dodając, że lekarze i badacze powinni ustalić, co spadek ciśnienia oznacza dla starszych pacjentów. Specjaliści od dawna wiedzą, że u przeciętnej osoby ciśnienie rośnie od dzieciństwa do wieku średniego. Nie było jednak pewności, jakie jest normalne ciśnienie w wieku senioralnym. Niektóre badania wskazywały na spadek ciśnienia u starszych osób, ale wyjaśniano to raczej zastosowanym leczeniem. Studium, którego wyniki ukazały się w Journal of the American Medical Association Internal Medicine, pokazuje natomiast, że spadki występują także u ludzi bez diagnozy nadciśnienia lub przepisanych leków na nadciśnienie. Co więcej, dowody wskazują, że zaobserwowane spadki nie są wynikiem wczesnych zgonów osób z nadciśnieniem. Po badaniach obserwacyjnych takich jak nasze powinny nastąpić rygorystyczne testy kliniczne. Tylko w ten sposób można sformułować odpowiednie zalecenia kliniczne. « powrót do artykułu
  25. Codzienne jedzenie migdałów - samych bądź w zestawie z gorzką czekoladą i kakao - może obniżyć poziom złego cholesterolu LDL. Wcześniejsze badania pokazały, że jedzenie umiarkowanych ilości migdałów, gorzkiej czekolady i niesłodzonego kakao zapewnia korzyści zdrowotne. Autorzy nowego studium, m.in. Penny Kris-Etherton z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii, postanowili więc sprawdzić, czy połączenie tych 3 składników wywrze korzystny wpływ na serce ludzi z nadwagą i otyłością. W badaniu wzięło udział 30 osób w wieku od 30 do 70 lat. Przez jeden miesiąc ochotnicy nie jedli żadnego z badanych produktów. W kolejnym miesięcznym okresie spożywali 42,5 g migdałów dziennie. W 3. miesiącu mieli łączyć 43 g gorzkiej czekolady z 18 g kakao. W 4. jedli wszystkie wymienione wcześniej pokarmy. Okazało się, że jedzone same migdały zmniejszały poziom cholesterolu LDL o 7% (w porównaniu z okresem, gdy ochotnicy nie jedli migdałów, czekolady i kakao). Połączenie migdałów z gorzką czekoladą i kakao także obniżało LDL. Komentując doniesienia kolegów po fachu, prof. Alice H. Lichtenstein z Tufts University podkreśla, że ochotnicy jedli migdały zamiast tłuszczów z nabiału (w ramach zdrowej diety). To było świetnie kontrolowane badanie, które wykazało, że zastąpienie nasyconych tłuszczów z nabiału (masła i sera) nienasyconymi kwasami tłuszczowymi z migdałów wywiera korzystny wpływ na poziom LDL w osoczu. Kakao to produkt roślinny z wieloma bioaktywnymi składnikami. Może mieć korzystne właściwości, o których nie mamy najmniejszego pojęcia. Co więcej, jest pyszne nawet bez cukru - dodaje Kris-Etherton. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...