Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36964
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Sztuczna inteligencja dogania ludzi w kolejnych zadaniach. Alibaba i Microsoft stworzyły, niezależnie od siebie, sztuczną inteligencję, która jest lepsza od człowieka w opracowanym na Uniwersytecie Stanforda teście czytania ze zrozumieniem. Test składa się z ponad 100 000 pytań i jest uznawany za jeden z najlepszych na świecie testów służących sprawdzaniu maszynowego czytania. Aby go zdać, komputer musi przyswoić dużą ilość danych i precyzyjnie odpowiadać na zadawane pytania. Wszystko, oczywiście, w języku naturalnym. Ludzie osiągają w tym teście średnio 82,304 punktu. Tymczasem algorytmy opracowane przez należący do Alibaby Institute of Data Sciences of Technologies uzyskały 82,44 punktu. Dzień później sztuczna inteligencja Microsoftu uzyskała w teście 82,650 punktu. Test Stanforda bazuje na ponad 500 artykułach z Wikipedii. Na ich podstawie opracowano pytania, na które zdający test muszą udzielić precyzyjnych odpowiedzi. Wyniki uzyskane w testach przez algorytmy Alibaby i Microsoftu oznaczają, że maszyny potrafią precyzyjnie odpowiedzieć np. na pytanie Co powoduje deszcz?. Technologia jest już zatem na tyle rozwinięta, że będzie można ją stopniowo wdrażać do takich zadań jak obsługa klienta, online'owe udzielanie prostych porad medycznych czy też oprowadzanie wycieczek po muzeach. « powrót do artykułu
  2. Zmniejszanie się populacji dzikich zwierząt prowadzi do... zwiększenia populacji kleszczy, stwierdzili naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara, którzy przeprowadzili badania finansowane przez Morris Animal Foundation. Wyniki badań opublikowano w Proceedings of the Royal Society B: Biological Sciences. Kleszcze żyją niemal na każdym kontynencie w każdym środowisku. Przenoszą wiele chorób, od boreliozy poprzez gorączkę plamistą Gór Skalistych i tularemię po gorączkę Q czy odkleszczowe zapalenia opon mózgowych. Wiele z tych chorób, jeśli pozostaną nieleczone, jest śmiertelnych. Na czele grupy naukowej, która prowadziła badania w Kenii, stała profesor Hillary Young. Uczeni wykazali, że gdy z badanych obszarów znikały duże zwierzęta, liczba kleszczy zwiększała się od 130 do 225 procent. Im bardziej suchy był klimat badanego obszaru, tym większy wzrost liczby kleszczy obserwowano. Naukowcy zbierali też kleszcze i badali je pod kątem nosicielstwa dwóch najczęściej występujących bakterii. Okazało się, że odsetek zarażonych kleszczy nie zmieniał się. Zmieniała się tylko ich liczba. To jednak oznacza, że na obszarach, z których zniknęła duża dzika fauna rośnie ryzyko zarażenia ludzi i zwierząt chorobami odkleszczowymi. Teraz profesor Young i jej zespół prowadzą badania w Kalifornii. Chcą sprawdzić, czy zaobserwowane przez nich zjawisko występuje też poza Afryką. Morris Animal Foundation to założona w 1948 roku organizacja, której celem jest ochrona i poprawa zdrowia zwierząt za pomocą innowacji naukowych oraz edukacji. Organizacja finansowała dotychczas badania nad szczepionkami, testami diagnostycznymi czy lekarstwami. Dotychczas finansowała ponad 2600 badań naukowych. « powrót do artykułu
  3. Fluorescencja biogenna występuje u zwierząt morskich, u kręgowców lądowych jest jednak rzadka. Tym większe było więc zdziwienie naukowców z Monachium, którzy po oświetleniu kameleonowatych światłem UV zobaczyli imponujące wzory na ich głowach, a czasem nawet na całym ciele. By lepiej zrozumieć nowo odkryty fenomen, zespół Davida Prötzla, doktoranta z Zoologische Staatssammlung München, posłużył się wieloma technikami. Skany z mikrotomografii pokazały np., że wzorce fluorescencji pokrywają się z rozmieszczeniem wyrostków na czaszce. Nasze histologiczne rekonstrukcje 3D zademonstrowały, że skóra pokrywająca wyrostki na głowie jest bardzo cienka i składa się tylko z przezroczystej warstwy naskórka - opowiada dr Martin Heß z BioCentrum Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium. Takie "placki" spełniają funkcję okna, przez które ultrafiolet dociera do kości, gdzie jest pochłaniany, a następnie reemitowany już jako niebieskie fluorescencyjne światło. Od dawna wiadomo, że pod wpływem UV kości fluoryzują, ale fakt, że zwierzęta wykorzystują to zjawisko, by wygenerować świecenie, nas zaskoczył [...] - podkreśla dr Frank Glaw z Zoologische Staatssammlung München. Wzorce są unikatowe dla poszczególnych gatunków lub grup gatunków. Oprócz tego zauważono, że u większości gatunków z rodzaju Calumma wyrostki samców fluoryzują silniej niż u samic. Naukowcy podejrzewają, że fluorescencja pomaga rozpoznawać pobratymców, zwłaszcza że niebieski jest rzadkim kolorem, który wyróżnia się w lesie. « powrót do artykułu
  4. Osunięcia gruntu na Marsie to dla naukowców okazja do zbadania tego, co znajduje się pod powierzchnią Czerwonej Planety. W piśmie Science ukazał się właśnie artykuł opisujący wyniki badań przeprowadzonych za pomocą Mars Reconnaissance Orbitera (MRO), który zbadał osiem miejsc osuwisk oraz erozji. W każdym z badanych miejsc okazało się, że już na głębokości 1 metra pod powierzchnią Marsa istnieje dość czysta zamarznięta woda. Niektóre z warstw lodu mają ponad 100 metrów grubości. To ważne odkrycie, gdyż dotychczas obserwowaliśmy zamarzniętą wodę głównie na powierzchni Marsa. W 2008 roku lądownik Phoenix znalazł lód pod powierzchnią planety. Zamarznięta woda była jednak obecna dość blisko bieguna północnego. Obecnie odkryte pokłady lody występują około 55 stopnia szerokości. Uczeni donoszą, że pokłady lodu wydają się powyginane i mają różne odcienie błękitu, co sugeruje, że składają się z wielu warstw, w których można będzie znaleźć dane o historii klimatu Marsa. Zdaniem naukowców lód ten uformował się w ciągu ostatniego miliona lat. Zauważono również, że na przestrzeni lat lód powoli się cofa, a tempo cofania się oceniono na kilka milimetrów rocznie. Przyczyną tego zjawiska jest prawdopodobnie sublimacja przy kontakcie z marsjańską atmosferą. Nowe odkrycie to kolejne wsparcie teorii mówiącej, że na Marsie woda występuje zadziwiająco powszechnie. To zaś powinno ułatwić przeprowadzenie załogowej misji na Czerwoną Planetę. « powrót do artykułu
  5. Po spożyciu tej samej ilości kofeiny pacjenci z chorobą Parkinsona (ChP) mają we krwi znacząco niższe stężenia alkaloidu niż osoby zdrowe. Wg specjalistów z Uniwersytetu z Tokio, zjawisko to może ułatwić diagnostykę ChP. Wcześniejsze badania wykazały korelację między kofeiną i niższym ryzykiem parkinsona, ale niewiele wiadomo o samym metabolizmie kofeiny u chorych - podkreśla dr Shinji Saiki. W studium wzięło udział 108 pacjentów z parkinsonem (średni czas trwania choroby wynosił ok. 6 lat) i 31 zdrowych osób w zbliżonym wieku. Autorzy publikacji z pisma Neurology badali krew pod kątem poziomów kofeiny i 11 jej metabolitów. Naukowcy przyglądali się też mutacjom, które mogą wpływać na metabolizm alkaloidu. Okazało się, że choć obie grupy spożywały podobną ilość kofeiny - odpowiednik ok. 2 filiżanek dziennie - to w grupie z ChP stężenie kofeiny i 9 z 11 metabolitów było znacząco niższe. U zdrowych stężenie alkaloidu wynosiło średnio 79 pikomoli na 10 mikrolitrów, zaś u chorych 24 pikomole na 10 mikrolitrów. Trafność identyfikowania w ten sposób ludzi z ChP wynosiła aż 98%. Analiza genetyczna nie wykazała międzygrupowych różnic w zakresie genów powiązanych z metabolizmem kofeiny. Do minusów badania można zaliczyć fakt, że nie objęło ono ludzi z zaawansowanym parkinsonem. Wszyscy chorzy zażywali też leki, niewykluczone więc, że to one wpłynęły na metabolizm kofeiny. « powrót do artykułu
  6. Dieta bogata w błonnik wywiera korzystny wpływ na przewlekłe zapalne choroby stawów. W ten sposób można też wzmocnić kości. Naukowcy z Friedrich-Alexander-Universität Erlangen-Nürnberg (FAU) wykazali, że metabolity bakterii jelitowych wpływają na układ odpornościowy i że w ten sposób oddziałują one na choroby autoimmunologiczne, np. na reumatoidalne zapalenie stawów. Niemcy skupili się na krótkołańcuchowych kwasach tłuszczowych: propionianach i maślanach, które powstają podczas fermentacji wywołanej przez bakterie. Autorzy publikacji z pisma Nature Communications podkreślają, że kwasy tłuszczowe występują m.in. w płynie stawowym i wywierają istotny wpływ na działanie stawów. Zespół dr. Maria Zaissa wykazał, że dieta bogata we włókna zmienia mikrobiom w taki sposób, że powstaje więcej krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych, zwłaszcza propionianów. Niemcy zademonstrowali, że większe stężenia krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych występowały m.in. w szpiku kostnym, gdzie propioniany prowadziły do spadku liczebności osteoklastów. Zjawisko to skutkowało z kolei znaczącym spowolnieniem rozkładu (resorpcji) kości. Wykazaliśmy, że przyjazna bakteriom dieta ma działanie przeciwzapalne. Wpływa też korzystnie na gęstość kości. Nasze wyniki rodzą nadzieje na innowacyjne terapie chorób stawów czy osteoporozy [...]. Na razie nie potrafimy sformułować konkretnych zaleceń odnośnie do przyjaznej bakteriom diety, ale jedzenie rano muesli, a w ciągu dnia wystarczającej ilości warzyw i owoców [na pewno] pozwoli zachować dużą różnorodność gatunkową mikrobiomu. « powrót do artykułu
  7. W lutym japońska High Energy Accelerator Research Organization z siedzibą w Tsukubie uruchomi po raz pierwszy eksperyment Belle II. Bazuje on na dotychczasowych osiągnięciach eksperymentu Belle oraz Wielkiego Zderzacza Hadronów. Jest jednak znacznie dokładniejszy, a celem Belle II jest uzupełnienie dotychczasowych modeli fizycznych. Belle II został zaprojektowany do badania rozpadu mezonów b. Podczas badań w LHC zaobserwowano pewne sygnały, które nie zgadzają się z założeniami Modelu Standardowego. To zwiększyło zainteresowanie eksperymentem Belle II, który pozwoli na uzyskanie bardziej dokładnych wyników, niż te dostarczane przez eksperyment LHCb. W LHCb zderzane są bowiem protony, które składają się z trzech kwarków, przez co uzyskiwane wyniki są pełne szumu. W Belle II zderzane będą elektrony i pozytony. Podczas zderzeń będzie dochodziło do anihilacji cząstek, a przy odpowiednio dużych energiach powinny pojawiać się mezony b. Naukowcy chcą badać ich rozpad, w którym biorą tez udział neutrina oraz fotony. Zjawisko to jest trudne do zbadania w LHCb, a naukowcy są nim niezwykle zainteresowani, gdyż być może uda się znaleźć dzięki temu dowody na istnienie hipotetycznych cząstek, takich jak aksjon czy posiadająca ładunek elektryczny wersja bozonu Higgsa. Wiązka cząstek w eksperymencie Belle II będzie miała średnicę zaledwie 50 nanometrów, dzięki czemu do zderzeń będzie dochodziło 40-krotnie częściej niż w jego poprzedniku, Belle. To powinno pomóc w badaniu tak egzotycznych cząstek jak tetra- i pentakwarki. Od czasu uruchomienia LHC naukowcy zauważają coraz więcej niewielkich rozbieżności pomiędzy przewidywaniami Modelu Standardowego a wynikami rozpadów cząstek. Jako, że podobne wyniki uzyskiwane są w podobnych eksperymentach – BaBar Collaboration w SLAC National Accelerator Laboratory oraz Belle – specjaliści zaczęli podejrzewać, że mamy tu do czynienia nie ze statystycznymi fluktuacjami, ale czymś nowym, co warto zbadać. Udoskonalony Belle, czyli Belle II, zostanie uruchomiony na pół roku. Zaś od początku 2019 roku będzie realizował pełny program badań fizycznych. Moc akceleratora będzie stopniowo zwiększana, aż mniej więcej po roku zacznie on dostarczać równie dużo danych co LHCb. Sam LHCb ma pracować od maja do listopada, później zostanie zamknięty i rozbudowany. Pracujący przy nim naukowcy mają nadzieję, że po rozbudowie urządzenie będzie dostarczało na tyle jasnych danych, iż będzie można zdecydować, czy dotychczasowe sygnały były nieistotnymi zaburzeniami, czy też mamy do czynienia z odkryciem. Belle II i LHCb będą ze sobą konkurowały, ale i się uzupełniały. Jeśli nawet LHCb jako pierwszy dokona odkrycia, to jego potwierdzenie za pomocą Belle II będzie czymś absolutnie konicznym. Tym bardziej, że japoński eksperyment działa nieco inaczej, dzięki czemu można będzie wykluczyć wystąpienie ewentualnych błędów w pracy LHCb. « powrót do artykułu
  8. Podczas badań na szczurach elektryczna modulacja nerwu zatokowego, który łączy kłębek szyjny z mózgiem, odtwarzała insulinowrażliwość oraz homeostazę glukozy. W 2013 r. Sílvia Vilares Conde z CEDOC odkryła ze swoim zespołem, że parzysty kłębek szyjny, który leży w rozwidleniu tętnicy szyjnej wspólnej, reguluje peryferyjną wrażliwość na insulinę i że jego dysfunkcja ma związek z rozwojem chorób metabolicznych. Badania prowadzone na szczurach z cukrzycą wykazały, że obustronne usunięcie nerwu zatokowego, a więc i wyeliminowanie połączenia między kłębkiem szyjnym a mózgiem, przywraca insulinowrażliwość i tolerancję glukozy. Resekcja jest, oczywiście, nieodwracalna i choć w przypadku cukrzycy przynosi pożądane efekty, raczej nie wejdzie do kanonu zabiegów medycznych, bo kłębek szyjny spełnia szereg innych ważnych funkcji: bierze np. udział w reakcji na niedotlenienie (hipoksję) czy przystosowaniu do ćwiczeń. Conde wykazała jednak także, że w zwierzęcych modelach cukrzycy typu 2. kłębek szyjny jest nadmiernie aktywowany, co sugerowało jeszcze inne podejście terapeutyczne. Nawiązawszy współpracę z Galvani Bioelectronics, naukowcy zajęli się elektryczną modulacją nerwu zatokowego. Po wszczepieniu elektrod udało się przywrócić homeostazę glukozy bez znaczących skutków ubocznych. Co ważne, zademonstrowano również, że elektryczna modulacja jest odwracalna. Te badania torują drogę nowym terapiom na cukrzycę typu 2. Za ich pomocą można by długoterminowo zarządzać chorobą, [...] nie zaburzając codziennego życia. « powrót do artykułu
  9. W kopalni diamentów w Lesoto znaleziono kamień o wadze 910 karatów. To piąty największy bezbarwny diament wysokiej jakości, jaki kiedykolwiek znaleziono. O odkryciu poinformowała firma Gem Diamonds, do której należy kopalnia Ghagoo w Bostwanie oraz 70% udziałów w kopalni Letseng w Lesoto. Poprzednim rekordowo dużym diamentem z kopalni Letseng był 603-karatowy Lesotho Promise odkryty w 2006 roku. Od czasu gdy w 2006 roku firma Gem Diamonds nabyła kopalnię Letseng, wydobyto tam jedne z najpiękniejszych kamieni na świeci, w tym 603-karatowy Lesotho Promise. Obecnie znaleziony diament o wyjątkowo wysokiej jakości jest największym kamieniem, znalezionym w tej kopalni, poinformował Clifford Elphick, dyrektor wykonawczy Gem Diamonds. To znaczące wydarzenie dla wszystkich udziałowców Gem Diamonds, w tym dla pracowników, posiadaczy akcji oraz rządu Lesoto, który jest naszym partnerem w kopalni Letseng, dodał. Kamieniowi nie nadano jeszcze nazwy. Specjaliści szacują, że surowy bezbarwny kamień, o ile nie ma w nim większych inkluzji, może zostać sprzedany za około 40 milionów dolarów. Przypominają, że znaleziony w 2015 roku Lesedi la Rona o wadze 1109 karatów został sprzedany za 53 miliony USD. Odkrycie to dobra wiadomość dla Gem Diamonds. W ostatnich latach w jej kopalniach nie znaleziono bowiem dużych diamentów, przez co pozycja finansowa firmy uległa zachwianiu. Po podaniu informacji o najnowszym odkryciu cena akcji firmy wzrosła o 15%, a jej rynkowa kapitalizacja zwiększyła się do około 180 milionów dolarów. « powrót do artykułu
  10. Zespół francuskich naukowców zbadał, co ludzie mówią przez sen. Okazało się, że większość kwestii ma negatywny charakter, pojawia się też sporo przekleństw. W ramach studium, którego wyniki ukazały się w piśmie Sleep, akademicy obserwowali i nagrywali 232 śpiących ochotników (wykonywali wideopolisomnografię). Większość próby (59%) stanowili mężczyźni. U 129 osób występowały zaburzenia zachowania w czasie snu REM (ang. rapid eye movement sleep behavior disorder, RBD), a u 87 zdiagnozowano somnambulizm/lęki nocne. Wśród badanych znalazło się też 15 zdrowych osób. Naukowcy podkreślają, że choć większości ludzi zdarzyło się mówić przez sen, mało badań dotyczyło treści tych wypowiedzi. By uzupełnić lukę w wiedzy, Francuzi poprosili ochotników o spędzenie 2 nocy w laboratorium. Biorąc poprawkę na to, że gros osób mówi przez sen tylko od czasu do czasu, zespół ograniczył się do pacjentów z zaburzeniami (parasomniami), które zwiększają częstość tego zjawiska. Uczeni doliczyli się 883 dźwiękowych epizodów, z których 59% stanowiły niewerbalne odgłosy, w tym mamrotanie, krzyki, szepty i śmiech. Wystąpiło też 3349 zrozumiałych wyrazów. Najczęstszym słowem było "nie"; padało ono aż 4-krotnie częściej niż w czasie czuwania. Przekleństwo k...a było jeszcze bardziej popularne, bo pojawiało się średnio aż 800 razy częściej niż na jawie. Przemoc słowna trwała dłużej w fazie snu REM i polegała w dużej mierze na znieważaniu czy potępianiu kogoś. W fazie snu NREM pojawiały się zaś przekleństwa. Mężczyźni mówili przez sen częściej niż kobiety i używali więcej przekleństw. Większość wypowiadanych przez sen kwestii nosiła znamiona poprawności gramatycznej (naukowcy wspominają o składni, słownictwie i naprzemienności wypowiedzi "rozmówców"), co sugeruje, że układ nerwowy działa wtedy podobnie jak podczas czuwania. Wygląda to tak, jakby śpiący wdawali się w napiętą wymianę zdań z niesłyszalnymi innymi. « powrót do artykułu
  11. W ciągu najbliższych 4 lat Ford Motor zainwestuje 11 miliardów dolarów i zaoferuje swoim klientom 40 modeli hybryd i samochodów elektrycznych. Jeszcze niedawno koncern zapowiadał inwestycje rzędu 4,5 miliarda USD w ciągu najbliższych dwóch lat. Teraz firma znacząco zwiększa zaangażowanie na rynku pojazdów o alternatywnym napędzie. Spośród zapowiadanych 40 modeli 16 będzie pojazdami w pełni elektrycznymi, a reszta to hybrydy z możliwością ładowania z gniazdka. Ford zapowiedział też, że już w 2020 roku w fabryce w Dearborn rozpocznie produkcję hybrydowej wersji popularnego modelu F-150. Niektóre z modeli będą produkowane specjalnie na chiński rynek. Wpływ na coraz większe zaangażowanie Forda w rynek pojazdów o alternatywnym napędzie mają niewątpliwie działania konkurencji. Toyota, GM czy Volkswagen już wcześniej ujawniły swoje plany dotyczące ekspansji na rynku pojazdów elektrycznych. GM zapowiada, że do roku 2023 w jego ofercie znajdzie się 20 nowych modeli elektrycznych oraz napędzanych ogniwami paliwowymi. Volkswagen chce do końca 2022 roku wydać 40 miliardów USD na rozwój samochodów elektrycznych, pojazdów autonomicznych i usług z tym związanych. Z kolei Toyota zapowiada, że do połowy przyszłej dekady skomercjalizuje przełomowe akumulatory, które pozwolą na zmniejszenie kosztów produkcji samochodów elektrycznych. Rozwój samochodów elektrycznych staje się powoli koniecznością. Chiny, Francja, Indie i Wielka Brytania zapowiedziały, że w ciągu najbliższych dziesięcioleci zabronią sprzedaży samochodów napędzanych silnikami spalinowymi. « powrót do artykułu
  12. Układ odpornościowy reaguje na wysokotłuszczową i wysokokaloryczną dietę jak na zakażenie bakteryjne. Zespół, którego pracami kierowali naukowcy z Uniwersytetu w Bonn, stwierdził, że w dłuższej perspektywie czasowej niezdrowe pokarmy sprawiają, że wrodzony układ odpornościowy jest bardziej agresywny. Co więcej, zmiany są widoczne nawet długo po przejściu na zdrowszą dietę. Autorzy publikacji z pisma Cell uważają, że mogą się one wiązać z rozwojem zapalenia stawów, chorób naczyniowych czy cukrzycy typu 2. Naukowcy przez miesiąc podawali myszom karmę bogatą w tłuszcz i cukry, a ubogą w błonnik. W organizmie gryzoni rozwinął się silny stan zapalny, taki jak po zakażeniu groźnymi patogenami. Niezdrowa dieta prowadziła do niespodziewanego wzrostu liczby pewnych komórek we krwi; chodzi głównie o granulocyty i monocyty. To wskazówka, że ma to związek z komórkami progenitorowymi ze szpiku - podkreśla Anette Christ. By lepiej zrozumieć zachodzące zjawiska, akademicy wyizolowali ze szpiku myszy karmionych niezdrową paszą i gryzoni kontrolnych progenitory głównych typów komórek odpornościowych. Analizowali też funkcję oraz stan aktywacji komórek odpornościowych. Badania genomiczne pokazały, że zachodnia dieta aktywowała w komórkach progenitorowych dużą liczbę genów, w tym te odpowiedzialne za namnażanie i dojrzewanie - podkreśla prof. Joachim Schultze. Na tej zasadzie fast food był w stanie szybko zrekrutować dużą i silną armię. Gdy naukowcy przez miesiąc podawali myszom typową karmę zbożową, ostry stan zapalny co prawda znikał, ale nie znikało genetyczne reprogramowanie prekursorów i komórek odpornościowych (wiele genów włączonych podczas fazy fastfoodowej było nadal aktywnych). Niedawno wykazano, że wrodzony układ odpornościowy dysponuje pewną formą pamięci. Po zakażeniu utrzymuje się bowiem coś na kształt stanu alarmowego, dzięki czemu można szybko zareagować na kolejny atak - dodaje dr Eicke Latz. Eksperci nazywają takie zjawiska treningiem wrodzonego układu odpornościowego. W opisywanych badaniach na myszach proces ten nie został jednak uruchomiony przez bakterie, lecz przez niezdrową dietę. Co ważne, międzynarodowej grupie uczonych udało się zidentyfikować "czujnik fast foodu" w komórkach odpornościowych. W tym celu zbadano krwinki 120 osób. U niektórych ochotników wrodzony układ odpornościowy wykazywał silny efekt treningu. W tej grupie odkryto dowody na udział inflamasomu. Inflamasom to kluczowe wewnątrzkomórkowe kompleksy, które rozpoznają czynniki zakaźne itp., a następnie wydzielają wysoce zapalne substancje sygnałowe. W jaki dokładnie sposób inflamasom NLRP3 rozpoznaje ekspozycję na zachodnią dietę, na razie nie wiadomo. Akademicy wspominają też o długoterminowych skutkach dla reakcji układu odpornościowego. Aktywacja przez zachodnią dietę zmienia bowiem sposób upakowania materiału genetycznego. Zwykle łańcuch DNA jest nawinięty na rdzeń zbudowany z białek histonowych, przez co do wielu genów nie ma dostępu. Niezdrowe jedzenie powoduje zaś, że ukryte dotąd fragmenty się odsłaniają. Inflamasom uruchamia zmiany epigenetyczne, przez co [później] układ odpornościowy silnie reaguje nawet na drobne bodźce - podsumowuje Latz. « powrót do artykułu
  13. Przed kilkoma miesiącami poinformowano, że naukowcy pracujący przy projekcie Scan Pyramids zauważyli nieznane dotychczas pomieszczenie znajdujące się w piramidzie Cheopsa. Urządzenia badawcze zarejestrowały pusty obszar o długości co najmniej 30 metrów. Giulio Magli, dyrektor Wydziału Matematyki i profesor na wydziale Archeoastronomii Politechniki w Mediolanie wysunął jedną z pierwszych hipotez dotyczących funkcji tajemniczej komnaty. Piramida Cheopsa została wybudowana około 2550 roku przed Chrystusem i jest jednym z największych i najbardziej złożonych pomników architektury. Do jej wewnętrznych komnat można dostać się wąskimi tunelami, z których jeden nagle się rozszerza i podnosi tworząc przed wejściem do komory grobowej Wielką Galerię. Nowo odkryte pomieszczenie znajduje się nad tą galerią,; ale jego zadaniem nie było zmniejszenie nacisku na nią, gdyż już jej sufit został zbudowany specjalną techniką przewidzianą do tego celu, stwierdza Magli. Zdaniem uczonego, funkcji nowo odkrytego pomieszczenia należy szukać w Tekstach Piramid. Istnieje interpretacja, która dobrze zgadza się z tym, co wiemy o egipskich zwyczajach grzebalnych zapisanych w Tekstach Piramid. Z tekstów tych wiemy, że faraon, przed dotarciem do gwiazd na północy, musi przejść przez 'wrota niebios' i zasiąść na swoim 'żelaznym tronie'. W piramidzie Cheopsa znajdują się skierowane na północ cztery wąskie szyby o rozmiarach chusteczki do nosa. Wedle Tekstów po śmierci faraon żył w niebie, w gwiazdozbiorach Smoka i Wielkiej Niedźwiedzicy. Dwa z tych szybów otwierają się na fasadę, a dwa prowadzą do niewielkich drzwi. Jedne z tych drzwi, południowe, były bez powodzenia kilkukrotnie badane. Drzwi północne wciąż pozostają zamknięte. Z dużym prawdopodobieństwem drzwi te reprezentują 'wrota niebios', a północne mogą prowadzić do nowo odkrytego pokoju. W pokoju tym, w jego górnej części, która położona jest dokładnie pod wierzchołkiem piramidy, może znajdować się obiekt niezbędny Cheopsowi po przejściu drzwi – 'żelazny tron' wspomniany w Tekstach Piramid. Obecnie wiemy, jak taki tron mógłby wyglądać, gdyż znaleziono fragmenty tronu matki Cheopsa Hetepheres I. Dzięki rekonstrukcji przeprowadzonej przez naukowców z Uniwersytetu Harvarda wiemy, że było to niskie siedzisko z cedru, pokryte złotem i fajansem. Tron Cheopsa może wyglądać podobnie, ale może być pokryty żelazem. Jednak nie zwykłym żelazem, ale materiałem pochodzącym z meteorytów, o których wspominają Teksty. Wiemy, że Egipcjanie znali ten materiał na setki lat przed Cheopsem i wykorzystywali go do produkcji szczególnych przedmiotów dla faraonów. Z takiego właśnie żelaza zrobiono sztylet Tutenchamona. « powrót do artykułu
  14. Eksperci z firmy F-Secure poinformowali o znalezieniu kolejnej dziury w sprzęcie Intela. Nie ma ona nic wspólnego z niedawno odkrytymi lukami Spectre i Meltdown. Nowa dziura dotyczy Intel Active Management Technology (AMT), która jest powszechnie używana w korporacyjnych laptopach. Luka pozwala napastnikom na całkowite przejęcie kontroli nad sprzętem. Narażone są miliony komputerów na świecie. Luka jest szokująco prosta, a jej destrukcyjna moc – niewyobrażalna, twierdzi odkrywca dziury Harry Sintonen. Nawet pomimo najlepszych zabezpieczeń haker może uzyskać dzięki tej dziurze całkowitą kontrolę nad laptopem, stwierdził ekspert. Pocieszający jest fakt, że do przeprowadzenia ataku konieczny jest na początku fizyczny dostęp do atakowanego komputera. Rola napastnika polega tutaj na odpowiednim skonfigurowaniu AMT. W ten sposób otwiera w maszynie tylne drzwi i może, korzystając z tej samej przewodowej bądź bezprzewodowej sieci, uzyskiwać do niej zdalny dostęp. W pewnych szczególnych przypadkach możliwe jest też skonfigurowanie AMT tak, by mechanizm łączył się z konkretnym serwerem, dzięki czemu napastnik nie musi być podłączony do tej samej sieci lokalnej by uzyskać dostęp do komputera. Żadne zabezpieczenia, ani pełne szyfrowanie dysku, ani lokalny firewall, ani oprogramowanie zabezpieczające, ani VPN nie chronią przed atakiem, stwierdzili przedstawiciele F-Secure. Atak daje zaś napastnikowi całkowitą kontrolę nad maszyną. Może on dowolnie odczytywać i modyfikować wszelkie dane i zyskuje dostęp do wszystkich programów. Może też zainstalować szkodliwe oprogramowanie, nawet na poziomie firmware'u. Przedstawiciele F-Secure zalecają, by albo całkowicie wyłączyć AMT, albo chronić je silnym hasłem. « powrót do artykułu
  15. Odkryto kolejny powód, poza produkcją witaminy D, by korzystać ze słońca. Naukowcy z Uniwersytetu Alberty zauważyli, że pod wpływem świata niebieskiego kurczą się zlokalizowane pod skórą komórki tłuszczowe. Kiedy światło niebieskie ze słońca [...] penetruje naszą skórę i dociera do adipocytów, krople lipidów kurczą się i są uwalniane z komórek. Innymi słowy, nasze komórki nie przechowują [w takich warunkach] zbyt dużych ilości tłuszczu - opowiada prof. Peter Light. Jeśli spojrzy się na nasze ustalenia od drugiej strony, można powiedzieć, że niewystarczająca ekspozycja słoneczna, która w przypadku osób z północy trwa czasem aż 8 miesięcy, sprzyja magazynowaniu tłuszczu i przyczynia się do typowego dla wielu z nas zimowego tycia - dodaje dr Charles A. Allard. Prof. Light przestrzega, że na razie są to wstępne obserwacje i wg naukowców, opalania nie można uznać za bezpieczną czy zalecaną metodą odchudzania. Nie wiemy np., jak intensywne powinno być światło [niebieskie] i jak długo powinno trwać naświetlanie, by aktywować wspomniany szlak. Kanadyjczycy dokonali odkrycia przypadkowo, pracując nad komórkami tłuszczowymi, które w odpowiedzi na światło wytwarzałyby insulinę (miało to pomóc pacjentom z cukrzycą typu 1.). Zauważyliśmy reakcję podczas badań na negatywnej próbie kontrolnej. Ponieważ w literaturze nic o tym nie napisano, wiedzieliśmy, że to coś ważnego, co należałoby przestudiować. Light podkreśla, że adipocyty zlokalizowane blisko skóry mogą być peryferyjnymi zegarami biologicznymi. Choć badania są na razie w powijakach, można zaryzykować twierdzenie, że światło reguluje nasze rytmy okołodobowe, nie tylko za pośrednictwem oczu, ale i komórek z podskórnej tkanki tłuszczowej. Dotąd wiedziano, że szlak, o którym mówią autorzy publikacji ze Scientific Reports, jest aktywowany via oczy. To z tego powodu nie powinno się przed snem korzystać z urządzeń cyfrowych. Ich ekrany emitują bowiem takie samo niebieskie światło, jak słońce, a to sygnał, który nas budzi. Naukowcy dywagują, że może się okazać, że szlak regulujący wzorce snu i czuwania oddziałuje też na ilość tłuszczu spalaną w zależności od pory roku. Zimą tyjemy, a później spalamy to latem. « powrót do artykułu
  16. Zakaz palenia w barach i restauracjach przynosi pozytywne skutki, jednak są one zależne od... dochodów i wykształcenia. W American Journal of Epidemiology ukazały się wyniki badań przeprowadzonych przez naukowców z Northwestern University. Naukowcy posłużyli się danymi z okresu 25 lat, pochodzącymi z bazy danych organizacji American Non-Smokers Rights Foundation. W bazie tej zawarto informacje o zakazach palenia oraz dane z badań ludności w wieku od nastoletniego do średniego. Analizy ujawniły, że wpływ zakazu nie był taki sam u wszystkich ludzi. Wśród osób, które ukończyły co najmniej 4-letnie studia, a które mieszkały w okolicy, gdzie wprowadzono zakaz palenia w barach i restauracjach, dochodziło do 20-procentowego spadku liczby osób palących. Zmniejszyło się też ryzko, że osoby palące papierosy zaczną palić co najmniej pół paczki dziennie. Jednak wśród osób, które nie ukończyły studiów, nie zauważono spadku liczby palaczy. Jednocześnie jednak okazało się, że osoby o niższych dochodach, mieszkające tam, gdzie wprowadzono zakaz, o 15% częściej próbowały rzucić palenie. Uzyskane przez nas wyniki sugerują, że zakaz palenia może zapoczątkować proces, w którym osoby o niższym statusie socjoekonomicznym z większym prawdopodobieństwem spróbują rzucić papierosy. Jednak trzeba zrobić więcej, by im się to udało, mówi jedna z autorek badań, Stephanie Mayne. Zwiększenie liczby prób rzucenia palenia to dobry prognostyk. Jak wyjaśnia profesor Amy Auchincloss z Drexler University, rzucenie palenia wymaga średnio od 8 do 14 prób. « powrót do artykułu
  17. Wiceprezes Microsoftu Terry Myerson powiedział, że urządzenia z Windows 7 oraz Windows 8 oraz wiele serwerów z tymi systemami, na których zostaną zainstalowane poprawki dla dziur Meltdown i Spectre, będą działały zauważalnie wolniej. Natomiast większość użytkowników Windows 10 nie powinna zauważyć spowolnienia pracy systemu po zastosowaniu łatek. Posiadacze pecetów wyprodukowanych po 2015 roku nie zauważą, zdaniem Myersona, żadnej zmiany wydajności. Natomiast niektórzy użytkownicy Windows 10 z procesorami Intela wcześniejszymi od modelu Haswell najprawdopodobniej doświadczą spowolnienia pracy maszyny. W najgorszej sytuacji będą właściciele serwerów z Windows. Tam niezależnie od używanego procesora Myerson zapowiada poważny spadek wydajności. Dlatego też koncern ostrzega administratorów serwerów, by dobrze zastanowili się, czy bardziej zależy im na bardziej bezpiecznych, ale wolniej działających maszynach, czy też potrzebują szybciej działających serwerów, nawet kosztem bezpieczeństwa. Dziury Spectre i Meltdown to luki sprzętowe w procesorach. Występują praktycznie w każdym urządzeniu z procesorami Intela, AMD i ARM. Jedynym pewnym i skutecznym sposobem, by się ich pozbyć, byłaby zmiana procesora. Nie wiadomo jednak, czy na rynku w ogóle są obecnie dostępne modele niezawierające tych luk. Dlatego też użytkownicy powinni zastosować łaty dostarczone przez producentów systemów operacyjnych. Specjaliści ostrzegają jednak, że po zastosowaniu poprawek wydajność procesorów spada od 5 do 30 procent. Intel zaprzecza tym doniesieniem. Także Amazon, Apple i Google twierdzą, że łaty nie wpływają na wydajność maszyn. « powrót do artykułu
  18. Budowa farm wiatrowych na szelfie kontynentalnym nie jest prostym zadaniem. Potrzebne są wielkie, wyspecjalizowane statki, które transportują olbrzymie konstrukcje na wiele kilometrów w głąb morza. Na dnie trzeba wybudować fundamenty, które utrzymają wiatrak w niesprzyjających warunkach pogodowych. Jest jednak pewien przemysł, który ma dziesiątki lat doświadczenia w budowie dużych złożonych struktur na morzu. To przemysł wydobywczy, od lat tworzący i utrzymujący platformy wiertnicze. Zwiększające się zainteresowanie alternatywnymi źródłami energii spowodowało, że tacy giganci ropy i gazu jak Shell i Statoil postanowili zdywersyfikować swoje portfolio i wejść na rynek energetyki wiatrowej, a firmy, które dotychczas obsługiwały budowę i utrzymanie platform wiertniczych liczą na zyskanie nowych rynków dla swoich usług. Morskie farmy wiatrowe to naturalny kierunek rozwoju dla przemysłu naftowego i gazowego. Od Zatoki Meksykańskiej po Brazylię i jeszcze dalej widać, że mamy tu do czynienia z podobnym łańcuchem dostaw, zapotrzebowaniem na podobne know-how oraz rosnący rynek, mówi Stephen Bull, wyższy rangą wiceprezes Statoila. Statoil już teraz buduje pierwszą na świecie pływającą farmę wiatrową w pobliżu wybrzeży Szkocji, planuje też wybudowanie u wybrzeży USA farmy o mocy ponad 1 GW. Kolejną morską farmę wiatrową, tym razem o mocy 1,3 GW, buduje firma Ørsted (do niedawna DONG Energy – Danish Oil and Natural Gas). Przedsiębiorstwo chce też wybudować dwie farmy u wybrzeży USA. O dwóch farmach u wybrzeży Holandii mówi też Shell. Dotychczas łączna moc wszystkich światowych wiatrowych farm morskich wynosi 17,6 GW,a analitycy przewidują, że do roku 2030 moc ta wzrośnie do 115 gigawatów. Większość morskich farm wiatrowych znajduje się u wybrzeży Europy. Stany Zjednoczone pozostają wyraźnie w tyle. To się jednak szybko może zmienić. Specjaliści przewidują bowiem, że do roku 2035 przychody z energetyki wiatrowej i słonecznej mogą być równe ok. 8% przychodów z ropy i gazu. Wejście na ten rynek koncernów naftowych będzie oznaczało więcej miejsc pracy, obniżenie kosztów i zwiększenie udziału energetyki wiatrowej w światowej produkcji energii. Na razie u wybrzeży USA pracuje jedna niewielka morska farma wiatrowa. Jednak warto przypomnieć, że podobnie zaczynano w Europie. Teraz Stary Kontynent jest liderem w produkcji energii z morskich farm wiatrowych. A wejście na ten rynek firm wydobywczych oznacza, że pojawiają się na nim pieniądze, wiedza i umiejętności niezbędne do szybkiego tworzenia dużych ambitnych projektów infrastrukturalnych. Wraz z firmami wydobywczymi na rynek energetyki wiatrowej wchodzą też ich kontrahenci, jak na przykład firma Zentech, specjalizująca się w budowie platform wiertniczych i wyspecjalizowanych statków. Już teraz, wraz z Renewable Energy Resources International z Wirginii Zentech buduje pierwszą w USA wyspecjalizowaną jednostkę morską do stawiania turbin wiatrowych. Stworzenie własnej jednostki jest konieczne, gdyż ustawa Merchant Marine Act z 1920 roku przewiduje, że handlowa żegluga kabotażowa pomiędzy amerykańskimi portami może odbywać się wyłącznie na jednostkach pływających pod amerykańską banderą, należących do obywateli USA, zbudowanych w USA i obsadzonych amerykańską załogą. W czasie budowy pierwszej amerykańskiej morskiej farmy wiatrowej użyto europejskiego statku, jednak nie mógł on wpłynąć do żadnego z amerykańskich portów przed dostarczeniem ładunku na miejsce. Zentech obiecuje, że statek powstanie do połowy 2019 roku. Dobrym prognostykiem dla rozwoju amerykańskiego rynku morskich farm wiatrowych jest polityka władz stanowych. Wzdłuż samego tylko północno-wschodniego wybrzeża USA wytyczono działki, na których mają stanąć farmy o łącznej mocy 14 GW. Obietnice dotyczące uruchomienia farm złożyli już gubernatorzy New Jersey, Nowego Jorku i Massachusetts. Zainteresowana morskimi farmami wiatrowymi jest też Kalifornia. U jej wybrzeży oraz u wybrzeży Hawajów istnieją bardzo dobre warunki do budowy farm pływających, gdyż szybko opadające dno morskie utrudnia budowanie farm stacjonarnych. « powrót do artykułu
  19. Po raz pierwszy udało się zarejestrować emisję światła z pojedynczych nanowstążek grafenu. Naukowcy z włoskiego Istituto Nanoscienze Consiglio Nazionale delle Ricerche w Modenie oraz francuskiego Uniwersytetu w Strasburgu wykazali, że emisja światła z grafenowej wstążki o szerokości 7 atomów jest równie intensywna co emisja z węglowych nanorurek, a kolor światła można dobierać za pomocą napięcia prądu. Ogólnie rzecz biorąc, urządzenia w skali molekularnej są bardzo interesujące z naukowego punktu widzenia, są jednak zwykle niestabilne i emitują sygnał o ograniczonej mocy. W naszym artykule udowodniliśmy, że pojedyncze nanowstążki grafenu mogą być źródłem stabilnego, intensywnego i kontrolowanego światła. To duży krok w kierunku stworzenia praktycznych urządzeń optoelektronicznych wykorzystujących organiczne systemy w skali nano, mówi Guillame Schull ze Strasburga. Grafen, jak pamiętamy, ma bardzo obiecujące właściwości elektroniczne, jednak znacznie mniej wiadomo o jego właściwościach optycznych. Grafenowi brak optycznego pasma wzbronionego, jednak niedawno wykazano, że pasmo takie pojawia się w grafenowych wstążkach o odpowiedniej szerokości. To zaś dało nadzieję, że grafen może emitować światło. Dotychczas przeprowadzono kilka udanych eksperymentów w tym kierunku, jednak badano grupy wstążek i uzyskiwano słaby sygnał. Teraz udowodniono, że pojedyncze wstążki charakteryzują się znacznie jaśniejszą emisją niż całe grupy. Podczas eksperymentów naukowcy wykorzystali nową konfigurację, w której pojedyncze grafenowe wstążki posłużyły do łączenia dwóch metalowych elektrod. Naukowcy nieco unieśli wstążki, przez co częściowo spoczywały one na podłożu, a częściowo były zawieszone w powietrzu. Dzięki temu osłabiono sprzężenie pomiędzy wstążką a elektrodami, które mogło wpłynąć na emisję światła. Badania wykazały, że indywidualna nanowstążka grafenowa jest w stanie emitować do 10 milionów fotonów na sekundę, zatem emisja ta jest 100-krotnie bardziej intensywna niż emisja zmierzona dla urządzeń optoelektronicznych składających się z pojedynczej molekuły i jest porównywalna z emisją z węglowych nanorurek. Dodatkowo zauważono, że bardzo łatwo, za pomocą zmian napięcia, można zmieniać kolor emitowanego światła. Najprawdopodobniej będziemy nadal badali wpływ szerokości grafenowych nanowstążek na kolo remitowanego światła, gdyż uważamy, że szerokość wstążki wpływa na wielkość pasma wzbronionego. Chcemy też zbadać wpływ niedoskonałości grafenu na emisję. Być może komuś uda się zaproponować metodę zintegrowania naszych nanowstążek z większym obwodem elektrycznym, mówi Schull. « powrót do artykułu
  20. Mieszanina zmodyfikowanych genetycznie Escherichia coli Nissle i ekstraktu z brokułów pomaga namierzać i likwidować komórki raka jelita grubego. Zespół dr. Chun-Loong Ho z Narodowego Uniwersytetu Singapurskiego zmodyfikował zamieszkujące nasz przewód pokarmowy nieszkodliwe bakterie, tak by wiązały się one z siarczanem heparanu z powierzchni komórek raka jelita grubego i wydzielały mirozynazę, czyli enzym przekształcający występujące w roślinach z rodziny kapustowatych glukozynolany w silny czynnik przeciwnowotworowy sulforafan. Miałby on być wychwytywany wyłącznie przez zmienione chorobowo komórki. Podczas eksperymentów podanie do hodowli mieszaniny probiotyku z wyciągiem z brokułów (glukozynolanami) wywoływało ponad 95% zahamowanie namnażania komórek raka jelita grubego. W modelu mysim spożycie probiotyku i ekstraktu skutkowało zaś 75% spadkiem liczby guzów. Wykrywane guzy były przy tym 3-krotnie mniejsze niż w grupie kontrolnej. Dr Yong Wei Peng uważa, że probiotyk i wyciąg znajdą zastosowanie w profilaktyce, a także po operacji, by wyeliminować niewycięte komórki. « powrót do artykułu
  21. By ograniczyć ryzyko infekcji po wszczepieniu endoprotezy stawu, chirurg ortopeda z Houston Methodist Hospital zastosował mikrosfery antybiotyku. Są one implantowane razem ze sztucznym stawem i uwalniają stopniowo lek. Stężenia substancji czynnej są na tyle duże, by zapobiegać zakażeniom przez co najmniej 3-6 tygodni (w takim przedziale czasowym najczęściej się one rozwijają). Ryzyko zakażenia istnieje po każdej operacji, jednak infekcje po wszczepieniu endoprotezy trudniej leczyć. Metalowe implanty nie są bowiem połączone z układem krążenia, przez co leukocyty tu nie docierają [...] - wyjaśnia dr Terry Clyburn. Niekiedy w takiej sytuacji konieczna staje się ponowna operacja, podczas której oczyszcza się bądź wymienia endoprotezę. Obecnie większości pacjentów przed i po operacji podaje się dożylnie antybiotyki. Przy powlekaniu implantu mikrosferami antybiotyku lek jest dostarczany bezpośrednio do pola operacyjnego. Bakterie nie mają więc szans rozwinąć zakażenia. Wg Clyburna, większość leków o wydłużonym uwalnianiu wydala całą zawartość po rozpuszczeniu powłoki. W mikrosferach zastosowano jednak kilka warstw antybiotyku, który stopniowo rozpuszcza się i penetruje implant oraz tkanki przyległe. W ciągu 6 tygodni mikrosfery całkowicie się rozpuszczają. Nic po nich nie zostaje, nie ma więc ryzyka powikłań. W ramach eksperymentów Amerykanie skazili 2 metalowe implanty gronkowcem złocistym (Staphylococcus aureus). Przed wszczepieniem zwierzętom jeden pokryto mikrosferami antybiotyku. W tej grupie nie rozwinęła się ani jedna infekcja. « powrót do artykułu
  22. Przed 10 laty zespół Duncana Lorimera przypadkowo odkrył pierwszy znany ludzkości szybki błysk radiowy (FRB – fast radio burst). Z czasem zauważano kolejne tego typu wydarzenia, a w roku 2012 odkryto FRB 121102, jedyny znany nam błysk, który się powtarza. Szybkie błyski radiowe trwają ułamki sekund, ale niosą ze sobą olbrzymie ilości energii. Naukowcy wciąż nie mogą znaleźć ich źródła. Teraz jesteśmy bliżej rozwiązania tej zagadki. Zespół naukowy badający wspomniany FRB 121102 zauważył, że sygnał jest otoczony niezwykle silnym polem magnetycznym. Tak silne pola obserwowano dotychczas w pobliżu gwiazd neutronowych znajdujących się w pobliżu czarnych dziur. Naukowcy wysunęli więc hipotezę, że, źródłem błysku jest bardzo młoda, szybko obracająca się i wysoce namagnetyzowana gwiazda, magnetar, która może krążyć wokół masywnej czarnej dziury. Po raz pierwszy mamy pewne pojęcie o środowisku występującym w pobliżu źródła FRB i to takiego, znajdującego się w odległości 3 miliardów lat świetlnych, mówi współautor badań Shami Chatterjee, astronom z Cornell University. To bardzo egzotyczna konfiguracja, jednak, jak dodaje uczony, mamy taką i we własnej galaktyce. Znamy bowiem magnetary znajdujące się w pobliżu centrum Drogi Mlecznej. Dotychczas jednak nie zaobserwowano żadnego pochodzącego z nich FRB. Zwykle sygnały takie pochodzą ze znacznie bardziej odległych źródeł. FRB mają bardzo interesującą właściwość. Otóż emitowane przezeń fale radiowe są rozpraszane podczas przechodzenia przez chmury elektronów wypełniających przestrzeń kosmiczną. Badając te fale można określać nie tylko odległość do źródła FRB, ale również ilość materii znajdującej się w przestrzeni kosmicznej. Jednak by móc w pełni wykorzystać te dane, najpierw musimy lepiej rozumieć, co jest źródłem FRB oraz czy jedyny znany nam powtarzający się FRB jest zjawiskiem typowym, czy ewenementem w swojej klasie. Podczas badań naukowcy wykorzystali dane z radioteleskopu w Arecibo oraz radioteleskopu Green Bank, największego na świecie w pełni sterowalnego radioteleskopu. FRB 121102 nie jest regularny i dotychczas nie udało się przewidzieć, kiedy nastąpi kolejny błysk. Mimo to naukowcom udało się zarejestrować 16 takich wydarzeń, które trwały od 9 do 30 milisekund. To sugeruje, że średnica źródła błysku wynosi 10 kilometrów, a to rozmiar typowy dla gwiazdy neutronowej. Naukowcy mierzyli też polaryzację sygnału, czyli jego odchylenie od kierunku ruchu. Do odchyleń dochodzi podczas przechodzenia przez pola magnetyczne i naładowane cząstki. Okazało się, że sygnał z badanego błysku jest jednym z najsilniej spolaryzowanych sygnałów dochodzących do nas z przestrzeni kosmicznej. Zmiany te są ponadto niezwykle gwałtowne, co sugeruje, że źródłem sygnału musi być szybko poruszający się bardzo zwarty obiekt otoczony gęstą wysoce namangnetyzowaną chmurą plazmy. Naukowcy nie wykluczają, że w okolicy źródła powstają tzw. 'soczewki plazmowe', które wzmacniają sygnał. Bez istnienia takich soczewek trudno zrozumieć, dlaczego wspomniany FRB się powtarza. Wiele modeli komputerowych wskazuje bowiem, że szybki błysk radiowy jest wydarzeniem tak potężnym, iż jego istnienie wymaga zniszczenia źródła. FRB mógłby np. powstać w wyniku zderzenia dwóch gwiazd neutronowych. Źródło FRB 121102 znajduje się w galaktyce karłowatej w regionie intensywnego formowania się gwiazd. Najnowsze badania dowiodły, że jest ono ściśle powiązane ze spokojniejszym i bardziej stabilnym źródłem sygnału pochodzącego z chmury plazmy, która może być albo pozostałością supernowej, w wyniku której uformował się magnetar, albo materiałem pochłanianym przez czarną dziurę. Ubiegłoroczne odkrycie było decydujące. Podczas naszych najnowszych badań skupiliśmy się bardziej szczegółowo na źródle FRB i jego otoczeniu, mówi Jim Cordes, współautor badań z Cornell University. Zdaniem naukowców źródłem FRB 121102 może być magnetar, który liczy sobie mniej niż 100 lat. Tak młody magnetar może wirować wyjątkowo szybko, wykonując jeden obrót w ciągu zaledwie milisekundy. Powinien jednak szybko wytracać swoją prędkość. Gdy magnetar się obraca, porusza się też jego pole magnetyczne. Jest ono tak silne, że tworzy jakby żelazną powłokę wokół gwiazdy. W powłoce tej pojawiają się pęknięcia, przez które do otaczającej magnetar plazmy wydostają się olbrzymie ilości energii w postaci błysków. To jedna z możliwości. Druga jest taka, że magnetar krąży wokół masywnej czarnej dziury, która pochłania duże ilości pyłu i gazu. Magnetar co jakiś czas przechodzić przez ten materiał, a intensywne pole magnetyczne gwiazdy nadaje materiałowi olbrzymie przyspieszenie. W obu tych przypadkach obserwowalibyśmy powtarzające się FRB, wyjaśnia Cordes. Niewykluczone zatem, że naukowcy poznali przyczynę FRB 121102, ale ich badania nie dają odpowiedzi na pytanie, czy wszystkie szybkie błyski radiowe pochodzą z takiego samego źródła i czy wszystkie się powtarzają. « powrót do artykułu
  23. Wszczepialne, programowalne roboty medyczne mogą stopniowo wydłużać narządy tubularne, przykładając do nich siły uciągu. W ten sposób dałoby się stymulować wzrost tkanki w niedorozwinętych organach, nie zaburzając ich funkcji. U świń system opisany na łamach Science Robotics wywoływał namnażanie komórek i wydłużenie części przełyku o ok. 75%. Zwierzęta pozostawały przy tym przytomne i mobilne. Wg naukowców ze Szpitala Dziecięcego w Bostonie, metodę można by wykorzystać w leczeniu pacjentów z długoodcinkową postacią zarośnięcia przełyku (ang. long-gap esophageal atresia, LGEA) czy do wydłużenia jelita cienkiego w zespole krótkiego jelita. Dotąd najskuteczniejszą techniką leczenia LGEA była zaproponowana w 1997 r. metoda Johna Fokera. Opiera się ona na poddaniu końców przełyku osiowej trakcji. Zakłada się na nie szwy trakcyjne, które mocuje się wewnątrz klatki piersiowej albo wyprowadza na zewnątrz. Pacjenta trzeba jednak na ok. 4 tygodnie wprowadzić w śpiączkę farmakologiczną i zastosować wentylację mechaniczną. Specjaliści podkreślają, że długi czas unieruchomienia powoduje czasem powikłania, np. skrzepy. Nasz projekt pokazuje, że miniaturowe roboty mogą wywołać wzrost narządu we wnętrzu żywego pacjenta [...]. Nie trzeba przy tym znieczulenia [...]. Potencjał takich robotów trzeba jeszcze dokładniej zbadać, ale w niedalekiej przyszłości będą one z pewnością stosowane do wielu organów - podkreśla Russell Jennings. Pokryty gładką, biokompatybilną "skórą" robot jest mocowany tylko do przełyku, dlatego pacjent bez problemu się porusza. Dwa pierścienie umieszcza się wokół przełyku i stabilizuje za pomocą szwów. Pierścienie kontroluje umieszczony poza organizmem programowalny panel. Amerykanie prowadzili eksperymenty na świniach. Pięciu wszczepiono implant, trzy utworzyły grupę kontrolną. Codziennie przez 8-9 dni odstęp między pierścieniami zwiększano o 2,5 mm. Podczas zabiegu zwierzęta były w stanie jeść i nie wykazywały dyskomfortu. Dziesiątego dnia fragment przełyku był średnio o 77% dłuższy. Badanie histopatologiczne wykazało namnażanie komórek, przy czym średnica narządu pozostała normalna. To pokazuje, że nie nastąpiło zwyczajne rozciągnięcie narządu [...] - wyjaśnia doktorant Pierre Dupont. Obecnie rozpoczynają się testy systemu na zwierzęcym modelu zespołu krótkiego jelita (zespół ten występuje częściej niż LGEA; u noworodków bywa skutkiem martwiczego zapalenia jelit, a u dorosłych choroby Leśniowskiego-Crohna). Jeśli testy na zwierzętach wypadną pomyślnie, może to doprowadzić do testów klinicznych na ludziach. Na razie nikt nie wie, jaką siłę przyłożyć do organu, by wywołać wzrost. [...] Opieramy się po prostu na doświadczeniu chirurga. Urządzenie robotyczne może ją zaś precyzyjnie określić i zastosować. « powrót do artykułu
  24. Delfiny butlonose szybciej niż ludzie i szympansy nabywają samoświadomości. Tradycyjnym testem, wskazującym na istnienie samoświadomości, jest test rozpoznawania się w lustrze. Dotychczas wiadomo, że samych siebie rozpoznać w lustrze potrafią ludzie, delfiny, wielkie małpy, słonie oraz sroki. Teraz okazało się, że delfiny stają się świadome samych siebie szybciej niż ludzie. Naukowcy przeprowadzili badania na dwóch delfinach przebywających w National Aquarium w Baltimore. Chcieli sprawdzić, w jaki sposób zwierzęta będą wchodziły w interakcje z lustrem. Jak poinformowała Diana Reiss z City University of New York, jeden z delfinów rozpoznawał siebie w lustrze już w wieku 7 miesięcy. U ludzi pierwsze oznaki samoświadomości pojawiają się w wieku 12-15 miesięcy i zostają wzmocnione pomiędzy 18. a 24. miesiącem życia. U szympansów odpowiednie zachowania obserwuje się jeszcze później. Odkrycie to pozwala nam lepiej zrozumieć czynniki, które mogą przyczyniać się do rozwoju zdolności pozwalających na rozpoznawanie się w lustrze i do rozwoju inteligencji, dodaje Reiss. Wiemy bowiem, że u dzieci zdolność do rozpoznawania się w lustrze jest powiązana z rozwojem sensorycznym, motorycznym, rozwojem zdolności społecznych i samoświadomości. Tak wczesny rozwój samoświadomości u delfinów jest powiązany z ich rozwojem zdolności społecznych oraz zaawansowanych zdolności sensoryczny i motorycznych, dodaje Rachel Morrison z University of North California. « powrót do artykułu
  25. Po ostatnim maksimum zlodowacenia Skandynawia została zasiedlona przez dwie fale migrantów. Pierwsza fala przybyła z południa, z terenów dzisiejszych Niemiec i Danii, a druga z północnego-wschodu, przemieszczając się wzdłuż wolnego od lodu wybrzeża Atlantyku.. Po ostatnim maksimum zlodowacenia, przed ponad 10 000 lat, Skandynawia była jednym z ostatnich miejsc w Europie, które zostało uwolnione od lodu i bardzo późno stała się zdatna do zasiedlenia. Międzynarodowy zespół naukowy połączył dane archeologiczne i genetyczne z najnowszymi modelami klimatycznymi. Na potrzeby badań zebrano i zbadano szczątki siedmiu osób, które znaleziono na atlantyckim wybrzeżu Norwegii oraz na bałtyckich wyspach Gotlandia i Stora Karslö. Wiek pozostałości datowano na ponad 8000 lat. Udało się też przeprowadzić badania genetyczne, a w przypadku jednej z badanych osób uzyskano jeden z najdoskonalszej jakości prehistorycznych genomów. Tak uzyskane dane porównano z informacjami genetycznymi społeczności zbieracko-łowieckich, zamieszkujących w przeszłości Europę. Zdziwiło nas, że mezolityczni łowcy-zbieracze z zachodniego wybrzeża Norwegii byli bliżej spokrewnieni ze ówczesnymi mieszkańcami wschodnich wybrzeży Bałtyku, podczas gdy ówcześni mieszkańcy terenów dzisiejszej Szwecji byli w większym stopniu spokrewnieni z innymi łowcami-zbieraczmi z centralnej i zachodniej Europy, mówi genetyk Torsten Günther z Uniwersytetu w Uppsali. Tę rozbieżność pomiędzy geografią a genetyką można wyjaśnić za pomocą hipotezy o dwóch migracjach na teren Skandynawii. Hipotezę tę potwierdzają też dowody archeologiczne, w których widać, że rozkład różnic genetycznych jest zgodny z rozkładem różnic w technikach wytwarzania kamiennych narzędzi oraz izotopów świadczących o różnej diecie. Jednym ze skutków mieszania się wspomnianych dwóch fal migracji była niezwykle zadziwiająco duża różnorodność genetyczna wśród skandynawskich łowców-zbieraczy. Grupy te były bardziej zróżnicowane, niże grupy zamieszkujące w tym samym czasie centralną, zachodnią i południową Europę. To kontrastuje z dzisiejszym zróżnicowaniem genetycznym, które jest większe na południu, a mniejsze na północy, stwierdza inny z autorów badań, Mattias Jakobsson. Migrujące do Skandynawii grupy znacznie się od siebie różniły. Ludzie z południa mieli prawdopodobnie niebieskie oczy i ciemną skórę, a ludzie z północnego-wschodu mieli bledszą skórę i bardziej zróżnicowane kolory oczu. Jako, że Skandynawia jest w dużej mierze pokryta górami, u łowców-zbieraczy, którzy ją zasiedlili, pojawiła się adaptacja do tamtejszych warunków. Z badań DNA wynika bowiem, że geny odpowiedzialne za jaśniejszą skórę i odpowiednią pigmentację oczu występowały u nich częściej niż u ich przodków z innych części Europy. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...