Mylące opakowanie
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Psychologia
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Podczas 219. spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego poinformowano, jakiego koloru jest... Droga Mleczna. Jej barwa widziana z Ziemi nie odpowiada rzeczywistemu kolorowi.
Jak poinformowali astronomowie, Droga Mleczna jest... biała, ale ma inny odcień niż możemy zaobserwować. Jej barwa jest taka, jak kolor czystego śniegu godzinę po wschodzie lub godzinę przed zachodem Słońca. Taki właśnie kolor dominuje w naszej galaktyce.
Tego typu informacja nie jest tylko i wyłącznie ciekawostką. Dla astronomów jednym z najważniejszych parametrów jest rzeczywisty kolor galaktyk. Mówi on, ile lat liczą sobie gwiazdy, jak dawno powstały, czy nadal się formują czy też istnieją od miliardów lat - wyjaśnia Jeffrey Newman z University of Pittsburgh.
Określenie koloru Drogi Mlecznej nie było łatwe. Po pierwsze, sami stanowimy jej część, zatem nie możemy obserwować jej z zewnątrz. Po drugie, większość widoku blokuje pył.
Dlatego też Newman i jego student Tim Licquia posłużyli się metodą pośrednią. Znając masę Drogi Mlecznej i tempo formowania się gwiazd, skorzystali ze Sloan Digital Sky Survey, w którym znajdują się dane o milionie galaktyk. Wybrali z nich galaktyki o podobnych charakterystykach do Drogi Mlecznej i uśrednili wyniki. Najlepszy opis koloru, jaki mogę dać, to kolor, który zobaczymy, gdy godzinę po świcie lub godzinę przed zmierzchem będziemy patrzyli na świeży wiosenny śnieg o drobnych ziarnach. Właśnie takie spektrum światła mogą widzieć astronomowie obserwujący z zewnątrz Drogę Mleczną - dodał Newman. Temperatura koloru mieści się pomiędzy tradycyjną żarówką a słońcem w zenicie.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Zespół z Georgia Health Sciences University (GHSU) opracował metodę na ograniczenie zdolności komórek nowotworu do reperowania śmiertelnych uszkodzeń DNA wywołanych radioterapią. Można w ten sposób zwiększyć skuteczność napromienienia, ograniczając przy tym skutki uboczne.
Radioterapia to wspaniała metoda, problemem są efekty uboczne. Uważamy, że [nasz wynalazek] to metoda na wywołanie śmierci tej samej liczby komórek nowotworowych mniejszą dawką promieniowania lub użycie tej samej dawki i być może wyleczenie pacjenta, który wcześniej nie miał szans na wyzdrowienie - tłumaczy dr William S. Dynan.
Napromienianie powoduje rozpad podwójnej helisy DNA. Ponieważ jednak z różnym poziomem promieniowania stykamy się praktycznie wszędzie - od jedzenia po powietrze i glebę - wszystkie komórki, w tym nowotworowe, dysponują mechanizmami zapobiegającymi śmiertelnemu rozbiciu DNA.
Naukowcy z GHSU przezwyciężyli te naturalne mechanizmy, opakowując przeciwciała folanami, które z łatwością dostają się do większości komórek, zwłaszcza nowotworowych. Sporo komórek nowotworowych, w tym badanych przez Amerykanów komórek raka płuc, dysponuje dużą liczbą receptorów folanów, przez co to do nich trafia gros "ładunku".
Wcześniej badania nad ograniczeniem szkodliwości radioterapii koncentrowały się na receptorach na powierzchni. Dynanowi zależało jednak na stworzeniu konia trojańskiego o bardziej bezpośrednim działaniu. Akademicy połączyli fragment przeciwciała ScFv 18-2 z folanami. Po związaniu z receptorem folanowa główka opakowania nakierowuje się na jądro komórkowe. Zmiana warunków chemicznych we wnętrzu komórki prowadzi do rozerwania wiązania między ScFv 18-2 a folanem, dzięki czemu przeciwciało może zaatakować regulatorowy region kinazy białkowej zależnej od DNA - enzymu przeprowadzającego naprawę uszkodzeń DNA.
Łączymy docelową molekułę z transporterem - tłumaczy Dynan. Strategia ta obiera na cel jeden z kluczowych enzymów, dlatego naprawa staje się trudniejsza - uzupełnia Shuyi Li.
Naukowy duet podkreśla, że w ten sposób bezpośrednio do komórek nowotworowych można dostarczyć dowolną ilość i liczbę leków. W przyszłości panowie zamierzają poszukać innych punktów dostępu do komórek oraz najskuteczniejszych form opakowania. Ponieważ zakończył się etap badań na hodowlach komórkowych, teraz rozpoczną się eksperymenty na zwierzętach.
Podejście Dynana i Li naśladuje endocytozę. Pozwala ona na przetransportowanie do komórki np. białek, które ze względu na rozmiary nie dostałyby się tu inną drogą, muszą więc polegać na tworzeniu się wakuol.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Szympansy prawdopodobnie łączą dźwięki z kolorami. Wysokim dźwiękom przypisują jaśniejsze kolory, a niższym - ciemniejsze. To wskazuje, że nie tylko ludzie doświadczają zjawiska synestezji.
Vera Ludwig z Charité - Universitätsmedizin Berlin, która prowadziła badania, mówi, że niemal wszyscy ludzie łączą wysokie tony z jasnymi kolorami, a niskie z ciemnymi. Zdaniem uczonej zdolność do takich wyobrażeń jest łagodną formą synestezji.
Ludwig chciała się dowiedzieć, czy ludzie uczą się takiego a nie innego przyporządkowania dźwięków barwom od innych ludzi czy też jest to zdolność wrodzona. Dlatego rozpoczęła badania na szympansach.
Wraz z kolegami z Kyoto University badała 6 szympansów w wieku 8-32 lat. Zwierzętom pokazano czarne oraz białe kwadraty na ekranie komputera i nauczono je, że jeśli wybiorą kwadrat takiego koloru, jak kwadrat wzorcowy, otrzymają nagrodę. Podczas eksperymentów małpy słyszały też wysokie i niskie dźwięki. Okazało się, że gdy odgrywano wysoki ton wtedy, gdy należało wybrać biały kwadrat, a niski gdy prawidłowym wyborem był czarny, odsetek prawidłowych wyborów wynosił 93%. Gdy natomiast białemu kwadratowi przyporządkowano niskie dźwięki, a czarnemu wysokie, odsetek ten spadł do około 90%. Wyniki uzyskane przez małpy porównano z wynikami grupy 33 ludzi. Homo sapiens zrobili jednak zbyt mało błędów, by można było wykazać wpływ dźwięku na wybór, jednak uczeni zauważyli, że gdy przy kolorach odgrywano właściwe dźwięki, ludzie szybciej dokonywali wyboru.
Na podstawie eksperymentu Ludwig wnioskuje, że język nie jest potrzebny do odczuwania synestezji i sądzi, że zdolność tę dziedziczymy po wspólnym przodku.
Inni naukowcy ostrożnie podchodzą do badań Ludwig. Edwart Hubbard z Vanderbilt University przypomina, że u ludzi synestezja dotyczy też słów, cyfr i innych zjawisk. Przyznaje jednak, że badania są interesujące i mogą wskazywać na istnienie pewnych rodzajów synestezji u innych gatunków.
Z kolei Danko Nikolic z Instytut Maksa Plancka wątpi, czy badania wykazały istnienie synestezji u małp, zwracając uwagę, że zbyt wiele zjawisk jest określanych mianem synestezji.
Sama Ludwig przyznaje, że udowodnienie istnienia synestezji u zwierząt jest bardzo trudną sprawą, gdyż u samych ludzi występuje ona bardzo rzadko i jest niezwykle subiektywnym zjawiskiem.
Tymczasem jej japońscy współpracownicy szukają innych jej przykładów u szympansów. Przypominają, że np. ludzie kojarzą duże przedmioty z niskimi dźwiękami.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Pierwsze badanie dotyczące tego, co przez 1,5 godz. przed zjedzeniem dzieje się z drugim śniadaniem (a właściwie w jego wnętrzu), objęło ponad 700 należących do przedszkolaków pudełek z wiktuałami. Wykazało ono, że tylko 2% mięs, warzyw i nabiału przechowywano w bezpiecznym zakresie temperatur.
Byliśmy w szoku, kiedy odkryliśmy, że ponad 90% psujących się produktów […] trzymano w niebezpiecznej temperaturze – opowiada doktorant Fawaz Almansour. Wyniki jego studium ukazały się właśnie w piśmie Pediatrics.
Według Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom, łatwo psujące się towary, które przez ponad 2 godziny znajdowały się w temperaturze 4-60 stopni Celsjusza, nie są już bezpieczne. Mimo że 45% opakowań z drugim śniadaniem zawierało lód, a ok. 12% kanapek schowano do lodówek i tak niemal wszystkie łatwo psujące się produkty "stały się podejrzane". Jak tłumaczy Almansour, nim nadeszła pora posiłku, bakterie powodujące zatrucia pokarmowe, np. pałeczki Salmonelli czy okrężnicy (E. coli), mogły się namnożyć. Doktorant przekonuje, że rodzice najlepiej zrobią, jeśli włożą do pudełka jak najwięcej lodu i poproszą dziecko, by po przyjściu do szkoły od razu schowało przekąskę do lodówki.
W ramach studium Almansour zajął się drugimi śniadaniami przedszkolaków z 9 miejsc w Teksasie. Badano je w ciągu 3 losowych dni między 9.30 a 11. Spośród 705 tylko 11,8% trzymano w lodówce. Dziewięćdziesiąt jeden procent umieszczono w termoizolacyjnej plastikowej torbie na lunch, jednak te nie utrzymywały właściwej temperatury. Większość psujących się produktów przechowywano w temperaturze bliskiej pokojowej; średnia wynosiła 17,6 st. Celsjusza. Z 1361 psujących się produktów tylko 22 były bezpieczne (trzymano je w temperaturze poniżej 4 st. Celsjusza).
Amerykanie zauważyli, że nawet włożenie lunchu do lodówki nie gwarantuje sukcesu. Ustalono bowiem, że choć 458 produktów umieszczono w chłodziarce w pojemniku, tylko 4 znalazły się w bezpiecznym zakresie temperatur. Naukowcy uważają, że działo się tak, gdyż przed włożeniem do lodówki jedzenie poleżało trochę na zewnątrz, a później w lodówce torba termoizolacyjna próbowała utrzymać wyższą temperaturę, jaka panowała na zewnątrz.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Steven Piantadosi, Harry Tily i Edward Gisbon z Wydziału Mózgu i Nauk Poznawczych MIT-u badają, w jaki sposób ludzie myślą i komunikują się ze sobą. Postanowili przetestować liczące sobie 75 lat językowe prawo Zipfa i zauważyli, że wymaga ona udoskonalenia. W roku 1935 lingwista George Kingsley Zipf stwierdził, że „wielkość słów ma tendencję, jako całość, do bycia odwrotnością, niekoniecznie proporcjonalną, częstości ich pojawiania się". Innymi słowy, częściej pojawiające się słowa są zwykle krótsze od tych rzadziej pojawiających się.
Jedną z najszerzej znanych i prawdopodobnie uniwersalnych właściwości ludzkiego jest ta, że często używane słowa są zwykle krótkie - napisali badacze z MIT-u. Jak wyjaśniał Zipf, ma to związek z ekonomią wypowiedzi. Angielski wyraz „of" jest tak krótki, gdyż używa się go wyjątkowo często. To czwarte pod względem popularności słowo. Najpopularniejszym słowem pisanym jest „the". Na liście 100 najczęściej używanych angielskich słów znajdziemy „be", „on", „have", „who" czy „some". To już było wiadomo za czasów Zipfa. Teraz naukowcy udoskonalili jego prawo stwierdzając, że wśród 10 badanych języków to, co człowiek mówi jest ważniejszym czynnikiem wpływającym na długość słowa od tego, jak często dane słowo wypowiada.
W czasie swoich badań uczeni chcieli porównać teorię Zipfa z własnym pomysłem, zgodnie z którym na długość słowa wpływa średnia ilość informacji, którą wnosi ona do wypowiedzi. Aby to sprawdzić użyli internetu i sprawdzili wszelkie możliwe kombinacje dwóch, trzech i czterech wyrazów występujących obok siebie. Dzięki temu mogli dowiedzieć się, na ile przewidywalne jest pojawienie się danego wyrazu.
Na przykład w kontekście „Monday night...." wystąpienie słowa „football" jest bardzo prawdopodobne, a co za tym idzie, niesie ono ze sobą niewiele informacji. Ale na przykład w kontekście „I ate...", słowo, którego brakuje, jest całkowicie nieprzewidywalne, dlatego też niesie ze sobą dużo informacji - mówi Piantadosi. Naukowcy przypuszczali, że średnia ilość informacji zawarta w sekwencji dwu-, trzy- lub czterowyrazowej powinna częściowo wpływać na długość wyrazów, albo pod względem liczby liter albo sylab. Sekwencja wyrazów jest zakodowana w języku tak, by komunikacja była jak najbardziej efektywna. A to oznacza, że sekwencja ta, to efektywny kod związany ze znaczeniem, który można wykazać w badaniach statystycznych. Takie właśnie przypuszczenie wysunęliśmy - dodaje Piantadosi.
Jeśli przyjrzymy się słowu miłość, to w różnych językach oznacza ono to samo i ma podobną długość (love, amour, liebe, amor, karlek). Jednak, jak uważają uczeni z MIT-u, na to, jak często konkretne słowo jest używane, decyduje nie jego długość, a słowa występujące po i przed nim.
Uczeni zbadali swoją teorię na przykładzie czeskiego, holenderskiego, francuskiego, angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego, włoskiego, portugalskiego, rumuńskiego i szwedzkiego. Okazało się, że odstępstwa od ich teorii można zauważyć tylko w niemieckim. Byłem zdumiony, że efekt ten występuje w tak wielu językach. Sądziłem, że różnice w morfologii czy strukturze wyrazów, zaburzy ten efekt w różnych językach, ale tak się nie stało - dodaje Piantadosi.
Badania z MIT-u mogą też dostarczać dodatkowych wyjaśnień, dlaczego najczęściej używane słowa są krótkie. Są bowiem przewidywalne, niosą zatem niewiele informacji. Ponadto liczne z nich to wyrazy funkcjonalne - takie jak „with", „from" czy „over" - których zadaniem jest łączenie innych słów. Krótkie wyrazy zwykle łączą się w często występujące związki frazeologiczne, a zatem takie, które wnoszą niewiele danych.
Naukowcy z MIT-u odkryli też, że ludzie komunikują się w niemal optymalny sposób. Zasób słownictwa nie jest dowolny, w tym sensie, że nie używamy go w całkowicie swobodny sposób. Jest on dobrze ustrkturyzowany pod kątem komunikacji, niosąc ze sobą pewne ciągi wyrazów, których ludzie zwykle używają - dodaje Piantadosi.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.