Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Ofiary myśliwych założyły witrynę

Rekomendowane odpowiedzi

  Widzę, że mało wiecie o ekologi. Kto nie zgadza się na poszerzenie populacji wilka? Myśliwi? Otóż nie. Są to rolnicy i zwylki ludszie, którzy wilków się boją. A porównując liczne psów strzelonych przez myśliwych, a zabitych przez wilki czy innych ludzi?

  Plan odstrzału jest narzucany kołom łowieckim, więc nie  mają oni wpływu na to ile zwierzyny MUSZĄ odstrzelić. Jeśli nie wykonają planu płacą ogromne kary. Dodatkowo płacą odszkodowania dla rolników z własnych pieniędzy (sumy nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie). Ustrzeloną zwierzynę jeśli chcą wziąć do domu (sarna, dzik), muszą zważyć i zapłacić za nią jak na skupie. Dlatego proszę nie wypisywać głupot, jeśli nie macie o czymś wiedzy.

  A pomysł z oznakowaniem terenu polowań to najgłupsza rzecz jaką słyszałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poza tym co ma ekologia do myśliwych i rolników oraz bezprawnego strzelania do psów posiadających właścicieli. Taki pies jest de facto moją własnością, i można to traktować co najmniej jako zniszczenie mienia - dla równego rachunku ktoś mógłby iść i takiemu myśliwemu na przykład 'wymodelować' samochód bejsbolem.. A tak bardziej na poważnie, założyć sprawę sądową i domagać się odszkodowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A pomysł z oznakowaniem terenu polowań to najgłupsza rzecz jaką słyszałem.

Głupi póki Ci dupska nie odstrzelą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy głupi pomysł, ale pewnie niemożliwy do realizacji. Nie wyobrażam sobie oznakowania takiej połaci terenu w tak krótkim czasie. Nie znam się, ale pewnie myśliwi się za zwierzyną przesuwają. Znakując teren pewnie by tylko zwierzynę wypłoszyli. Poza tym, gdzie te znaki miałyby stać, na drogach w lesie ? Pewnie połowa leśnych spacerowiczów to grzybiarze śmigający takimi ścieżkami, że ledwie co drugi zając zna je wszystkie na pamięć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A pomysł z oznakowaniem terenu polowań to najgłupsza rzecz jaką słyszałem.

A może rzucisz jakiś rzeczowy argument na poparcie tej opinii? Pisanie zdań bez jakiegokolwiek uzasadnienia także nie należy do najmądrzejszych postaw... Akurat moim zdaniem sprawa jest prosta: w polowaniu to nie będzie przeszkadzało, bo zwierzę znaku nie odczyta, a wielu tragediom można by w ten sposób zapobiec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy głupi pomysł, ale pewnie niemożliwy do realizacji.

 

Myśliwy idąc na polowanie zostawia w księdze wpis, na którym łowisku będzie polował. To oznacza, że istnieją jakieś wyznaczone łowiska. A skoro tak, to można je oznaczyć na stałe tak, by każdy wiedział, gdzie się znajduje. Dla chcącego....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak to wygląda - ale na czuja takie łowisko to spory kawał terenu, a łowiska (jeśli by chcieć je oznaczyć na stałe) to jeszcze większy kawał terenu ;) Pytanie tylko czy takie oznaczenie coś da. Wchodząc na tak oznaczony teren i wiedząc, że raz do roku może tam się odbywać polowanie nei wchodzisz tam wcale, czy po prostu bierzesz psa na smycz ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
wiedząc, że raz do roku może tam się odbywać polowanie

Dlaczego raz do roku? Wystarczy prosty dopisek do tabliczki z informacją, w jakim okresie odbywają się polowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko zgadywałem - nie wiem ile razy średnio na danym terenie odbywają się polowania.

Swoją drogą - ciekawe jak długo takie tabliczki by stały w tym lesie - złom podobno w cenie ;) Od razu zaznaczę, że to że ktoś by je notorycznie kradł nie jest minusem tego rozwiązania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to po co nam PKP? Szyny są dosyć ciężkie...

 

Moim zdaniem to nawet jeżeliby rozciągnęli przy wjazdach do obszaru na którym się "bawią" linkę z napisem, tak jak to robią w marketach, jak ściągają produkty z wysokich półek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to po co nam PKP? Szyny są dosyć ciężkie...

Na mało uczęszczanych trasach są kradzione dość często, sieć trakcyjna jeszcze częściej. Las jest równie często odwiedzany - więc kradzieże będą. Nie mówię, że z tego powodu powinno się zaniechać znakowania terenów łowieckich, ja tylko zwracam uwagę na to że taka działalność będzie miała miejsce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lasy są podzielone na fragmenty drogami, coś jak przecznice w mieście. Część z tych dróg jest zawsze przejezdna bo są to drogi pożarowe. Oznaczenia powinny być na takich przecznicach rozstawionych właśnie.

 

Douger, czyli ochrona życia ludzi jest twoim zdaniem "głupia"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Hehehe. Dlatego, że na wsiach prawie całe tereny leśno polne są dzierżawione jako tereny łowiecke. Więc jak wyobrażacie sobie oznakowanie w sezonie np. 30 tys. hektarów? Kiedy polowania odbywają się np. 2 razy  w tygodniu? To jest po prostu fizycznie niewykonalne i bezsensowne.

Z drugiej strony nie ma przypadków trafień osób postronnych. Jeżeli ktoś zostaje ranny to myśliwy lub naganiacz (baardzo rzadko). Wtedy prowadzone jest dochodzenie i myśliwy staje przed sądem łowieckim i cywilnym.

    A ekologia tutaj ma dużo wspólnego. Bo zwierzyna osiąga nienaturalne stany liczebności ,dlatego że nie ma drapieżników. A owi drapieżnicy są niepożądani przez wiele grup społecznych.

  Tutaj chce zaznaczyć, że nie bronię mysliwych przed bezmyślnym strzelaniem do psów. Ale psy te często znalazły się tam przez nieodpowiedzialność właścicieli i w 99% przypadków to właściciele są winni. Ten 1 % to głupota myśliwych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
jak wyobrażacie sobie oznakowanie w sezonie np. 30 tys. hektarów?

W najmniejszym nawet stopniu mnie to nie interesuje - to nie mój biznes, tylko myśliwych. Jeżeli chcą strzelać, to ich obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa osobom postronnym. A już szczególnie wtedy, gdy odbywa się to na dzierżawionym przez nich terenie(!!!).

Ale psy te często znalazły się tam przez nieodpowiedzialność właścicieli i w 99% przypadków to właściciele są winni. Ten 1 % to głupota myśliwych.

1. Wiesz doskonale, że naciągasz.

2. Skąd właściciel psa ma wiedzieć, że jego zwierzak może zostać postrzelony, skoro nigdzie nie ma nawet znaku ostrzegawczego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Douger: zgadza się, że oznaczanie terenu jest kosztowne i pracochłonne. Pytanie tylko, co jest ważniejsze: wygoda myśliwych czy bezpieczeństwo ludzi? Równie dobrze mógłbyś nie zabezpieczać terenów budowy czy kopalń, bo to kosztuje duuużo większe pieniądze i jest znacznie trudniejsze do wykonania, niż postawienie w lesie kilkuset drewnianych tyczek z drewnianymi tabliczkami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Hehehe. Dlatego, że na wsiach prawie całe tereny leśno polne są dzierżawione jako tereny łowiecke. Więc jak wyobrażacie sobie oznakowanie w sezonie np. 30 tys. hektarów? Kiedy polowania odbywają się np. 2 razy  w tygodniu? To jest po prostu fizycznie niewykonalne i bezsensowne.

Z drugiej strony nie ma przypadków trafień osób postronnych. Jeżeli ktoś zostaje ranny to myśliwy lub naganiacz (baardzo rzadko). Wtedy prowadzone jest dochodzenie i myśliwy staje przed sądem łowieckim i cywilnym.

    A ekologia tutaj ma dużo wspólnego. Bo zwierzyna osiąga nienaturalne stany liczebności ,dlatego że nie ma drapieżników. A owi drapieżnicy są niepożądani przez wiele grup społecznych.

  Tutaj chce zaznaczyć, że nie bronię mysliwych przed bezmyślnym strzelaniem do psów. Ale psy te często znalazły się tam przez nieodpowiedzialność właścicieli i w 99% przypadków to właściciele są winni. Ten 1 % to głupota myśliwych.

Po pierwsze oznakowanie to powinien być problem myśliwych. Nie można mieć tylko przywilejów. Po drugie jednorazowo nie polują na całym terenie (polowanie na 30 tyś. hektarach to by już była ostra przesada) stąd oznakowania z pewnością można bo rozstawiać doraźnie. Wspominałem już o linie...

Co do psów. Szczerze mówiąc domowy piesek, wychowany na kanapie, umyty i wyczesany nie stanowi kompletnie ŻADNEGO zagrożenia dla zwierzyny leśnej! Objawami zdziczenia nie są energiczne ruchy psa, który sobie po prostu biega i jest podekscytowany zapachami leśnymi. Trzeba być idiotą żeby tego nie rozumieć i żeby strzelać do takich właśnie psów. A niestety jak widać, właśnie takie giną.

Dodatkowo na pewno myśliwy w większości przypadków ze strony słyszał nawoływania właścicieli. I to już jest kompletny popis bezmyślności, aby w takiej sytuacji oddawać strzały. Moim zdaniem powinien takiego psa złapać i zadzwonić na policję i zgłosić, że biega bez smyczy. Jeżeli nie - domagam się prawa odstrzału myśliwych na warunkach, które już wypisałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Dalej twierdzę, że znakowanie terenu polowań jest bezsensowne z dwóch podstawowych powodów:

-po co oznaczać całą Polske?

-nie zdarzają się wypadki z osobami postronnymi

 

Co do psów: założe się, że nie byłbyś w stanie odróżnić psa zdziczałego od domowego w terenie z conajmniej kilku powodów. I dalej nie macie argumentu na to, że pies powinien chodzić na smyczy


Post Merge: [time]1238518893[/time]

I tu jeszcze o tym co mówi prawo.Zaczerpnięty artykuł z pewnej strony. Jeżeli ktoś nie stosuje się do owych przepisów, jak najbardziej zasługuje na konsekwencje:

 

Po długiej batalii parlamentarnej przyjęto zmiany do ustawy o ochronie zwierząt, zezwalające na zwalczanie zdziczałych psów i kotów w obwodach łowieckich przez ich dzierżawców. Tekst obowiązującego po zmianach prawa zamieszczony jest poniżej. Ostrzegam jednak, że prawo to nie zezwala na strzelanie każdego psa i kota przez każdego myśliwego i słusznie, aby nie zdarzały się drażliwe sytuacje, na które powołują się obrońcy psów i kotów, odsądzający od czci i wiary myśliwych, strzelających jakoby psy na smyczy, przy dzieciach, we wsi, etc.

 

Zgodnie z zapisami ustawowymi, aby myśliwy mógł odstrzelić psa lub kota muszą wystąpić łącznie następujące przesłanki:

 

Myśliwy musi mieć upoważnienie wydane przez zarządcę danego obwodu łowieckiego

Pies czy kot muszą być bez opieki i wykazywać odznaki zdziczenia

Pies czy kot muszą być ponad 200 m od zabudowań mieszkalnych,

Pies czy kot musi stanowić zagrożenie dla zwierząt dziko żyjących w tym łownych, a więc muszą się one znajdować w terenie, gdzie zwierzyna taka przebywa.

W praktyce powyższe warunki oznaczają, że myśliwy musi mieć upoważnienie zarządu koła do odstrzelenia zdziczałych psów i kotów, np. poprzez wpis do odstrzału lub osobno wydany dokument. Formalnie mogłoby to być upoważnienie ustne, ale takowe byłoby ważne tylko jeżeli zarząd podjął odpowiednią uchwałę. Ponieważ uchwały zarządu nie zawsze są dostarczane myśliwym, a przy braku takiej uchwały odstrzał byłby nielegalny, lepiej żeby upoważnienie było wystawione pisemnie z podpisami osób reprezentujących formalnie koło.

 

Zwierzę, które zamierza odstrzelić musi okazywać swoje zdziczenie, a więc np. uciekać przed człowiekiem, a nie się do niego garnać, biegać w środku pól lub lasu, omijając drogi lub w inny sposób okazywać znamiona zdziczenia. Trudno byłoby uzasadnić objawy zdziczenia, gdyby np. pies posiadał obrożę i biegł spokojnie w kierunku myśliwego do domu widocznego w oddali tą samą drogą polna, którą idzie myśliwy, jakkowiek to sam myśliwy upoważniony jest do dokonania oceny i samo posiadanie obroży nie od razu musi wykluczać zdziczenie. Odstrzał jest dozwolony w odległości ponad 200 m od zabudowań, a mając inne rozwiązanie, np. jeżeli znany jest właściciel psa czy kota należy się powstrzymać ze strzałem i z nim poważnie porozmawiać. Ustawa o lasach zakazuje puszczania psów luzem w lesie i właściciela można ukarać za takie działanie. Na koniec warunek ostatni, teren na którym spotykamy zdziczałego psa lub kota musi być terenem, na którym występują zwierzęta łowne. Jeżeli spotykamy psa lub kota na terenie ogrodzonym, to nie zagrażają one tym zwierzętom.

 

Jeżeli myśliwi wykażą zdyscyplinowanie i nie będą się zdarzały odstępstwa od w/w zasad, przepis ustawy utrzyma się na dłużej. Wystarczy jednak jeden tylko przypadek nierozważnego użycia broni przez myśliwego przeciwko psom lub kotom, który prasa i inne media rozdmuchają, a parlamentarzyści z łatwością wrócą do poprzedniego stanu prawnego, w którym zwierzyna żyjąca wolno mogła być dowolnie niszczona przez bezpańskie psy i koty. Dlatego wykażmy się dojrzałością i nie dopuśćmy, aby jakikolwiek myśliwy w naszych kołach dopuścił się złamania zasad przy odstrzale zdziczałych psów i kotów.

 

Na zakończenie zwrócę uwagę na jeszcze jedną istotną zmianę dokonaną w ust.3 art.32 ustawy. Obecnie członek PZŁ może użyć broni myśliwskiej również wobec zwierząt, która nie są zwierzętami łownymi, w przypadku konieczności ich bezzwłocznego uśmiercenia, w celu zakończenia cierpień zwierzęcia.

 

Nowe zasady zapisane w Art. 33 ust.1a i ust. 3 w części dotyczącej członków Polskiego Związku Łowieckiego oraz art. 33a wchodzą w życie w dniu 28 września b.r.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie całą Polskę, tylko 30 tys. ha. Powierzchnia Polski to, o ile pamiętam, ponad 300 Kkm^2. Różnica, jak by nie patrzeć, spora.

 

Po drugie: jeżeli ktokolwiek planuje używać broń palną w sposób świadomy i przewidywalny poza strzelnicą, powinien  o tym informować osoby postronne. I błagam, przestań gadać bzdury, że niby się ludziom nie dostaje, bo bywały już nawet przypadki postrzelenia samych myśliwych ( http://www.bartoszyce.twoje-miasto.pl/wiadomosci,13z ). Jeśli nawet komunikacja w drużynie mysliwych jest tak fatalna, że jeden strzela do drugiego ( http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Mysliwy-postrzelil-kolege-podczas-polowania,wid,10718989,wiadomosc.html?ticaid=17c4b ), to co tu mówić o osobach postronnych?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację Thibris - zwłaszcza tekst o grzybiarzach i zającach mi się podoba :)

 

Ale jakby nie patrzeć taki grzybiarz do lasu jakoś musi dojść - i ja myślę że to o te ścieżki chodziło - nie zastawianie całego obszaru polowania znakami, tylko objechanie sporego kwadratu lasu i na drogach prowadzących w las umieszczenie ostrzeżeń o polowaniu. W kole łowieckim by mogły być wtedy dwie grupy - jedna by jechała znakować, a druga polowała.. A później zmiana przy następnej akcji ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, tak ;) A przy znakowaniu cała zwierzyna spierniczyła by w drugi koniec lasu :)

 

A co do 30 tys. ha to chodziło mi o powierzchnię obwodu, a nie Polski. Ale spoko. A co do wypadków to już napisałem wcześniej, że jeżeli się zdażają to z udziałem osób biorących udział w polowaniu, a nie osób postronnych. Więc zacznij czytać, a później pleść głupoty mikrus. Zresztą opinie osób, które nie mają bladego pojęcia o temacie są conajmniej niedorzeczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A co do 30 tys. ha to chodziło mi o powierzchnię obwodu

No i właśnie o to chodzi. Wczśniej napisałeś to tak, jakby praktycznie cała Polska była jednym wielkim terenem polowań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo to miałem na myśli. Teren obwodu łowieckiego jest dzierżawiony przez JEDNO koło łowieckie ( załóżmy, że składa się z 40 członków). A takich obwodów jest w Polsce kilka tysięcy. Zajmują one praktycznie całą powierzchnie Polski nie liczać terenów zabudowanych i strefy ochronnej wokól nich, jezior,rzek, dróg, terenów chronionych. I jak tych 40 członków ma oznakować te 30 tys. ha? Wykonując pracę, która finalnie nie przyniesie żadnej korzyści.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale to mnie nie interesuje. Jeżeli idą z bronią w teren, powinni go oznaczyć. Przecież nawet policja musi ostrzegać, gdy strzela!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, stawiać znaki ;) taka jest różnica, że mysliwi nie strzelają do ludzi. A jak strzela do zwierzyny to też ma ją najpierw ostrzegać :) Troche nietrafione porównanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Koty to jedne z najpopularniejszych zwierząt domowych, towarzyszą ludziom od tysięcy lat, wydawałoby się więc, że powinniśmy wiedzieć o nich wszystko. Jednak dopiero teraz naukowcy dowiedzieli się, jak koty... mruczą. Dotychczas sposób wydawania tego dźwięku stanowił zagadkę, gdyż zwierzęta o krótkich strunach głosowych rzadko wydają niskie dźwięki. Tymczasem u kotów niskie mruczenie (w zakresie 20-30 Hz) jest czymś powszechnym. Okazało się, że posiadają one w krtani inne struktury, umożliwiające mruczenie.
      Rodzaj dźwięku, do wydawania którego zdolne jest zwierzę, zwykle zależy od rozmiarów strun głosowych. Zwykle im większe zwierzę, tym dłuższe struny głosowe, a co za tym idzie – możliwość wydawania niższych dźwięków. Kot domowy należy do niewielkich zwierząt, ma więc krótkie struny głosowe. Za ich pomocą wydaje wysokie dźwięki, miauczenie czy skrzeczenie. Jednak potrafi też nisko mruczeć.
      Obowiązująca obecnie hipoteza – zwana hipotezą AMC – mówiła, że zdolność kotów do mruczenia jest całkowicie uzależniona od „aktywnego kurczenia mięśni”. Christian T. Herbst z Uniwersytetu Wiedeńskiego i jego koledzy z Austrii, Szwajcarii i Czech postanowili przetestować tę hipotezę. Przeprowadzili więc sekcję tchawic ośmiu kotów domowych, które zostały uśpione z powodu różnych chorób. Odkryli, że z tchawicy można uzyskać niski dźwięk, gdy przechodzi przez nią powietrze, zatem skurcze mięśni nie są tutaj potrzebne. Naukowcy zauważyli, że powstanie niskich dźwięków (25-30 Hz) jest możliwe dzięki obecności tkanki łącznej w kocich strunach głosowych. Tkanka ta była znana już wcześniej, ale dotychczas nikt nie łączył jej z mruczeniem. Herbst nie wyklucza jednak, że skurcze mięśni są potrzebne do wzmocnienia pomruku.
      Teraz, skoro już dowiedzieliśmy się, jak koty mruczą, do rozwiązania zostaje zagadka, po co to robią.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Psy są stworzeniami społecznymi. Potrzebują towarzystwa, najlepiej przedstawicieli własnego gatunku. Badania przeprowadzone przez naukowców z Arizona State University (ASU) dowodzą, że najważniejszym czynnikiem wpływającym na zdrowie i długie życie naszych pupili jest towarzystwo. Miłość i troska, którą otaczamy psy, w połączeniu z ich krótszym od ludzkiego czasem życia, czynią psy domowe świetnym modelem do badań nad tymi aspektami środowiska społecznego i fizycznego, które wpływają na sposób starzenia się, zdrowie i długość życia, mówi główny autor badań profesor Noah Snyder-Mackler.
      Uczeni z Arizony przeprowadzili badania ankietowe wśród ponad 21 000 właścicieli psów, by sprawdzić i ocenić czynniki, które mogą mieć wpływ na zdrowie zwierząt. Okazało się, że sieć społeczna zwierzęcia jest tutaj czynnikiem najważniejszym. Ma ona 5-krotnie większy wpływ niż kwestie finansowe, stabilność gospodarstwa domowego czy wiek właściciela.
      Osoby, które wypełniały ankiety, posiadały w sumie 21 140 psów. Badania prowadzone były w ramach Dog Aging Project, nad którego czele stoją naukowcy z Wydziałów Medycyny University of Washington i Texas A&M University, z który skupia kilkanaście instytucji badawczych. Celem projektu jest zbadanie, jak geny, styl życia oraz środowisko wpływają na starzenie się i choroby najlepszych przyjaciół człowieka.
      Naukowcy z ASU przygotowali rozległą ankietę, w której pytali zarówno o kwestie związane z aktywnością fizyczną psa, środowiskiem, jego zachowaniem, dietą, przyjmowanymi lekami i suplementami, zdrowiem czy o demografię domu, w którym pies się znajduje. Na podstawie ankiet zidentyfikowali pięć kluczowych elementów, które wspólnie tworzyły środowisko życia psa oraz wpływały na jego dobrostan. Elementy te to stabilność otoczenia, przychody gospodarstwa domowego, czas spędzany z dziećmi, czas spędzany ze zwierzętami oraz wiek właściciela. Czynniki te miały wpływ na zdrowie i długość życia psa nawet po uwzględnieniu takich czynników jak jego wiek czy waga.
      Okazało się na przykład, że problemy finansowe i domowe właścicieli były powiązane z gorszym stanem zdrowia i mniejszą aktywnością fizyczną psa, podczas gdy więcej interakcji społecznych, takich jaki mieszkanie z innymi psami, powiązane było z jego lepszym stanem zdrowia. Wpływ tych czynników nie był jednak równy. Kwestie społeczne wywierały 5-krotnie silniejszy wpływ niż np. czynniki finansowe. To pokazuje, że jak i u innych zwierząt społecznych, w tym ludzi, więcej towarzystwa jest naprawdę ważne dla zdrowia, mówi doktorantka Bri McCoy.
      Najbardziej zaskakującymi odkryciami były spostrzeżenia, że im większa liczba dzieci w domu, tym gorszy stan zdrowia psa oraz, że psów z domów o wyższych dochodach diagnozuje się więcej chorób. Naukowcy przypuszczają, że w pierwszym z przypadków nie chodzi tutaj o to, że same dzieci wpływają źle na psa, ale o to, że im więcej dzieci, tym mniej uwagi właściciel poświęca psu, co źle wpływa na jego zdrowie. Co do drugiego spostrzeżenia, wyjaśnienie jest jeszcze prostsze. Bogatsi właściciele psów mogą finansować im lepsza opiekę zdrowotną, częściej pojawiać się u weterynarza i częściej wykonywać różne badania, co skutkuje lepszą diagnostyką i większą liczbą zidentyfikowanych chorób.
      Autorzy badań zdają sobie sprawę z faktu, że badania opierające się na ankietach wśród właścicieli mogą zawierać błędy. Dlatego też w przyszłości przyjrzą się zarówno danym z klinik weterynaryjnych, jak i przeprowadzą badania w domach właścicieli.
      Jednak już w tej chwili wniosek z badań jest jasny. Dobra i rozbudowana sieć powiązań społecznych jest niezwykle ważna dla naszych psów. Ich właściciele powinni zadbać, by domowi pupile mieli zarówno dobre i rozbudowane kontakty z nimi, jak i z innymi psami.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Posiadanie psa lub kota może prowadzić do większej liczby bezsennych nocy, czytamy na lamach Human-Animal Interactions. Doktor Lauren Wisnieski i Kayla Medlin z Lincoln Memorial University przeanalizowały dane zgromadzone w latach 2005–2006 w ramach National Health and Nutrition Examination Survey i zauważyły, że właściciele domowych pupili częściej cierpią na bezsenność. Mimo, że wciąż nie ustalono związku przyczynowo-skutkowego tego zjawiska, wyniki badań są zgodne z wcześniejszymi spostrzeżeniami wskazującymi, że jakość snu posiadaczy psów i kotów jest gorsza od jakości snu osób nie posiadających zwierząt domowych.
      Z jednej strony domowe zwierzę uspokaja, zapewnia poczucie bezpieczeństwa i towarzystwo, co może mieć pozytywny wpływ na jakość snu, z drugiej jednak strony zwierzę może zaburzać sen. Doktor Wisniewski zauważyła bowiem, ze właściciele psów częściej cierpią na zaburzenia snu i mają problemy z zaśnięciem, u właścicieli kotów częściej zaś pojawia się zespół niespokojnych nóg. Podczas badań starałyśmy się sprawdzić, czy istnieje związek pomiędzy posiadaniem psa lub kota, a takimi jakością snu i jego zaburzeniami, w tym chrapaniem, budzeniem się w nocy, koniecznością przyjmowania środków nasennych czy zespołem niespokojnych nóg, stwierdzają badaczki.
      Na potrzeby badań stworzono model regresji logistycznej, za pomocą przeprowadzono analizę z uwzględnieniem licznych elementów świadczących o złej jakości snu, jak poczucie zmęczenia po śnie, poczucie senności, problemy z zaśnięciem trwające dłużej niż 15 minut czy sen krótszy średnio niż 6 godzin.
      Doktor Wisnieski przypuszcza, że zauważone różnice w związkach pomiędzy posiadaniem psa, posiadaniem kota a jakością snu mogą wynikać np. z faktu, że koty są bardziej aktywne nocą niż psy.
      Uczona dodaje, że jeśli uda się w przyszłości opisać związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy posiadaniem zwierzęcia domowego, a jakością snu, będzie można to wykorzystać w codziennej praktyce lekarskiej. Obecnie znamy bowiem pozytywny wpływ zwierząt domowych na ludzi i widzimy korelację, pomiędzy ich posiadaniem, a gorszą jakością snu. Niestety, dostępne dane pozwoliły na odróżnienie osób, które pozwalają domowym pupilom spać w łóżku, od tych, które tego nie dopuszczają. Z innych badań wiadomo bowiem, że osoby cierpiące na chroniczny ból lepiej spały, gdy w ich łóżku był domowy pupil.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podawanie szczeniętom i młodym psom suchej karmy znacząco zwiększa ryzyko rozwinięcia się u nich w późniejszym życiu chronicznych enteropatii, czyli przewlekłych chorób jelit, ostrzegają naukowcy z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu w Helsinkach. Równie zgubny wpływ na jelita mają przekąski czy gryzaki z wysuszonych skór zwierzęcych.
      Dieta odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu równowagi mikrośrodowiska przewodu pokarmowego, co z kolei wpływa na mikrobiom jelit, ich fizjologię czy odporność organizmu. Grupa uczonych z Helsinek postanowiła sprawdzić, jaki związek ma dieta szczeniąt w wieku 2–6 miesięcy i młodych psów (6–18 miesięcy) z rozwinięciem się u nich w przyszłości chronicznych enteropatii.
      Odkryliśmy, że podawanie szczeniakom i młodym psom diety opartej o nieprzetworzone składniki – w tym resztek ludzkiego pożywienia – chroniło je przed rozwinięciem się chronicznych enteropatii. Szczególnie dobry wpływ miał kości i chrząstki podawane w wieku szczenięcym i młodzieńczym oraz owoców jagodowych w wieku szczenięcym.  Z kolei karmienie zwierząt wysokoprzetworzoną dietą węglowodanową, innymi słowy suchą karmą, w wieku szczenięcym i młodzieńczym oraz skórami zwierzęcymi w wieku szczenięcym znacząco zwiększało ryzyko chronicznych enteropatii w późniejszym życiu, czytamy w artykule opublikowanym na łamach Scientific Reports.
      Współautorka badań, Anna Hielm-Björkman, przypomina, że komercyjne karmy dla psów są przedstawiane jako pożywienie dostarczające kompletnej zbilansowanej diety. Tworzy się wrażenie, że właściciel miałby kłopoty z przygotowaniem psu pożywienia, które byłoby dla niego równie odpowiednie. Ale nasze badania pokazały, jak bardzo ważna jest różnorodność. Nikt nie daje 12-latkowi takiego samego pożywienia jak małemu dziecku. Dlaczego z psami miałoby być inaczej?.
      Chroniczne enteropatie u psów zdarzają się często. Czasami okazuje się, że pomóc może zmiana diety. Dlatego też naukowcy zaczęli się zastanawiać, czy dieta z okresu szczenięcego czy młodzieńczego może mieć jakiś związek z chorobą występującą w starszym wieku. Przeanalizowali więc pod tym kątem wyniki ankiety dotyczącej diety i zdrowia psów. Dane od ponad 7000 właścicieli czworonogów zebrano w latach 2009–2019.
      Z analizy wynika, że psy, które w wieku szczenięcym jadły nieprzetworzoną dietę opartą na mięsie – w tym surowe czerwone mięso, organy wewnętrzne, ryby, jajka, warzywa, owoce jagodowe, kości czy chrząstki – były narażone na o 22% mniejsze ryzyko chronicznej enteropatii niż psy, które jako szczenięta jadły głównie suchą karmę. Z kolei szczenięta, którym dawano również resztki z ludzkiego stołu, były o 23% mniej narażone na rozwój enteropatii.
      Naukowcy przyjrzeli się też konkretnym pokarmom. Podawanie szczeniętom do żucia skór zwiększało ryzyko wystąpienia problemów jelitowych w późniejszym życiu aż o 117%. Z kolei szczenięta, które dostawały owoce jagodowe, były narażone na o 29% niższe ryzyko problemów jelitowych. U tych, które dostawały kości i chrząstki ryzyko było o 33% mniejsze.
      Autorzy badań podkreślają, że zaobserwowali jedynie korelację. Nie wiedzą, dlaczego sucha karma może powodować problemy jelitowe w późniejszym życiu. Być może problemem jest tutaj wysoka zawartość węglowodanów. To może być podobny efekt, w przypadku spożywania białego cukru przez ludzi - dochodzi do stanu zapalnego o małej intensywności, mówi Hielm-Björkman.
      Podkreślają też, by ewentualną decyzję o radykalnej zmianie diety skonsultować z weterynarzem i przypominają, że współczesne rasy psów są bardziej podatne na choroby bakteryjne, zatem podawanie im surowego mięsa – szczególnie szczeniętom – może narazić je na ryzyko. Na podstawie tych i wcześniejszych badań Hielm-Björkman mówi, że dobrym rozwiązaniem może być karmienie psów dietą składającą się w 20% z pożywienia nieprzetworzonego i w 80% z suchej karmy. Wszelkie zmiany diety należy wprowadzać stopniowo.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawne badania wykazały, że koty udomowiono na terenie Żyznego Półksiężyca przed około 10 000 lat, a ich przodkiem jest Felis sylvestris lybica. Jak jednak rozprzestrzeniły się po świecie i trafiły do Europy Centralnej i Polski? Wstępne odpowiedzi na te pytania uzyskał zespół naukowy z Polski, Słowacji, Serbii, Węgier, Czech, Mołdowy i Belgii.
      W 2016 roku zespół Magdaleny Krajcarz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu potwierdził, że w okresie rzymskim koty były zadomowione na terenie współczesnej Polski. Następnie uczeni wykazali, że koty z Bliskiego Wschodu pojawiły się w Europie Centralnej już we wczesnym neolicie. Cztery lata później stwierdzono, że istnieje silny związek pomiędzy pojawieniem się myszy domowej i kotów w Europie Wschodniej późnego neolitu. To sugeruje, że rozprzestrzeniania się myszy doprowadziło do wzrostu popularności kotów i ich rozprzestrzeniania przez ludzi po świecie. Historię podboju świata przez koty trudno jest jednak badać, gdyż ich szczątki stosunkowo rzadko znajduje się w materiale archeologicznym z okresów sprzed późnego średniowiecza. W Europie wyraźny wzrost popularności kotów widoczny w danych zooarcheologicznych nastąpił dopiero w drugiej połowie XIII wieku.
      Dlatego też międzynarodowy zespół specjalistów, w skład którego weszła m.in. Magdalena Krajcarz, Péter Csippán z Eötvös Loránd University w Budapeszcie czy Danijela Popović z Uniwersytetu Warszawskiego, rozpoczął projekt badań genetycznych, który ma wyjaśnić drogi rozprzestrzeniania się kotów w Europie Wschodniej.
      Podczas najnowszych badań pod uwagę wzięto materiał pozyskany od ponad 200 kotów ze 102 stanowisk archeologicznych datowanych od późnego plejstocenu po okres współczesny. Wstępne analizy mitochondrialnego DNA pokazały, że koty z haplogrupą A1 dzikich kotów bliskowschodnich były obecne w Europie Centralnej przed neolitem. Dotychczas najstarsze odkryte w Europie ślady tej haplogrupy pochodziły z Rumunii z ok. 7700 r. p.n.e. Nowe badania sugerują, że była one znacznie szerzej rozpowszechniona. Ich autorzy mają nadzieję, że kolejne przeprowadzone przez nich analizy pozwolą odpowiedzieć na pytanie, czy zasięg A1 to skutek naturalnego przepływu genów pomiędzy populacjami bliskowschodnią a europejską, czy też skutek powiększania zasięgu przez populację bliskowschodnią.
      Skoncentrowane na Polsce pomiary morfometryczne wskazują również, że pomiędzy neolitem a średniowieczem widoczny jest trend zmniejszania rozmiarów ciała kotów. Jeszcze w neolicie koty udomowione miały rozmiary podobne do europejskich dzikich kotów, których wielkość jest stabilna w czasie. Podobny trend widoczny jest wśród kotów z epok brązu i żelaza w Danii. Autorzy nowych badań wciąż zbierają dane z Bałkanów i Karpatów, regionów północnych zasięgów występowania bliskowschodnich dzikich kotów. Liczą się z tym, że zauważą tutaj bardziej złożone trendy.
      Na podstawie najstarszych kocich kości z Polski i Serbii oraz wcześniejszych badań, Krajcarz i jej zespół doszli do wniosku, że w Polsce występują trzy linie genetyczne kotów. Część z nich przybyła wraz z neolitycznymi rolnikami z Anatolii przez Bałkany. Najstarsze takie szczątki pochodzą z jaskini Jasna Strzegowska sprzed niemal 8000 lat, znacznie więcej materiału pochodzi natomiast z okresu od 5300 do 6300 lat temu. Druga z linii genetycznych zaczęła rozprzestrzeniać się w V wieku p.n.e z Italii, wędrując wraz z handlarzami bursztynem. Ostatnia zaś dotarła na przełomie er, przebywając długą drogę na statkach przez Morze Śródziemne po Kanał La Manche i przywędrowała do nas z zachodu i północy z Germanami.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...