Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Ofiary myśliwych założyły witrynę

Rekomendowane odpowiedzi

  Widzę, że mało wiecie o ekologi. Kto nie zgadza się na poszerzenie populacji wilka? Myśliwi? Otóż nie. Są to rolnicy i zwylki ludszie, którzy wilków się boją. A porównując liczne psów strzelonych przez myśliwych, a zabitych przez wilki czy innych ludzi?

  Plan odstrzału jest narzucany kołom łowieckim, więc nie  mają oni wpływu na to ile zwierzyny MUSZĄ odstrzelić. Jeśli nie wykonają planu płacą ogromne kary. Dodatkowo płacą odszkodowania dla rolników z własnych pieniędzy (sumy nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie). Ustrzeloną zwierzynę jeśli chcą wziąć do domu (sarna, dzik), muszą zważyć i zapłacić za nią jak na skupie. Dlatego proszę nie wypisywać głupot, jeśli nie macie o czymś wiedzy.

  A pomysł z oznakowaniem terenu polowań to najgłupsza rzecz jaką słyszałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poza tym co ma ekologia do myśliwych i rolników oraz bezprawnego strzelania do psów posiadających właścicieli. Taki pies jest de facto moją własnością, i można to traktować co najmniej jako zniszczenie mienia - dla równego rachunku ktoś mógłby iść i takiemu myśliwemu na przykład 'wymodelować' samochód bejsbolem.. A tak bardziej na poważnie, założyć sprawę sądową i domagać się odszkodowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A pomysł z oznakowaniem terenu polowań to najgłupsza rzecz jaką słyszałem.

Głupi póki Ci dupska nie odstrzelą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy głupi pomysł, ale pewnie niemożliwy do realizacji. Nie wyobrażam sobie oznakowania takiej połaci terenu w tak krótkim czasie. Nie znam się, ale pewnie myśliwi się za zwierzyną przesuwają. Znakując teren pewnie by tylko zwierzynę wypłoszyli. Poza tym, gdzie te znaki miałyby stać, na drogach w lesie ? Pewnie połowa leśnych spacerowiczów to grzybiarze śmigający takimi ścieżkami, że ledwie co drugi zając zna je wszystkie na pamięć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A pomysł z oznakowaniem terenu polowań to najgłupsza rzecz jaką słyszałem.

A może rzucisz jakiś rzeczowy argument na poparcie tej opinii? Pisanie zdań bez jakiegokolwiek uzasadnienia także nie należy do najmądrzejszych postaw... Akurat moim zdaniem sprawa jest prosta: w polowaniu to nie będzie przeszkadzało, bo zwierzę znaku nie odczyta, a wielu tragediom można by w ten sposób zapobiec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy głupi pomysł, ale pewnie niemożliwy do realizacji.

 

Myśliwy idąc na polowanie zostawia w księdze wpis, na którym łowisku będzie polował. To oznacza, że istnieją jakieś wyznaczone łowiska. A skoro tak, to można je oznaczyć na stałe tak, by każdy wiedział, gdzie się znajduje. Dla chcącego....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak to wygląda - ale na czuja takie łowisko to spory kawał terenu, a łowiska (jeśli by chcieć je oznaczyć na stałe) to jeszcze większy kawał terenu ;) Pytanie tylko czy takie oznaczenie coś da. Wchodząc na tak oznaczony teren i wiedząc, że raz do roku może tam się odbywać polowanie nei wchodzisz tam wcale, czy po prostu bierzesz psa na smycz ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
wiedząc, że raz do roku może tam się odbywać polowanie

Dlaczego raz do roku? Wystarczy prosty dopisek do tabliczki z informacją, w jakim okresie odbywają się polowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko zgadywałem - nie wiem ile razy średnio na danym terenie odbywają się polowania.

Swoją drogą - ciekawe jak długo takie tabliczki by stały w tym lesie - złom podobno w cenie ;) Od razu zaznaczę, że to że ktoś by je notorycznie kradł nie jest minusem tego rozwiązania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to po co nam PKP? Szyny są dosyć ciężkie...

 

Moim zdaniem to nawet jeżeliby rozciągnęli przy wjazdach do obszaru na którym się "bawią" linkę z napisem, tak jak to robią w marketach, jak ściągają produkty z wysokich półek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to po co nam PKP? Szyny są dosyć ciężkie...

Na mało uczęszczanych trasach są kradzione dość często, sieć trakcyjna jeszcze częściej. Las jest równie często odwiedzany - więc kradzieże będą. Nie mówię, że z tego powodu powinno się zaniechać znakowania terenów łowieckich, ja tylko zwracam uwagę na to że taka działalność będzie miała miejsce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lasy są podzielone na fragmenty drogami, coś jak przecznice w mieście. Część z tych dróg jest zawsze przejezdna bo są to drogi pożarowe. Oznaczenia powinny być na takich przecznicach rozstawionych właśnie.

 

Douger, czyli ochrona życia ludzi jest twoim zdaniem "głupia"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Hehehe. Dlatego, że na wsiach prawie całe tereny leśno polne są dzierżawione jako tereny łowiecke. Więc jak wyobrażacie sobie oznakowanie w sezonie np. 30 tys. hektarów? Kiedy polowania odbywają się np. 2 razy  w tygodniu? To jest po prostu fizycznie niewykonalne i bezsensowne.

Z drugiej strony nie ma przypadków trafień osób postronnych. Jeżeli ktoś zostaje ranny to myśliwy lub naganiacz (baardzo rzadko). Wtedy prowadzone jest dochodzenie i myśliwy staje przed sądem łowieckim i cywilnym.

    A ekologia tutaj ma dużo wspólnego. Bo zwierzyna osiąga nienaturalne stany liczebności ,dlatego że nie ma drapieżników. A owi drapieżnicy są niepożądani przez wiele grup społecznych.

  Tutaj chce zaznaczyć, że nie bronię mysliwych przed bezmyślnym strzelaniem do psów. Ale psy te często znalazły się tam przez nieodpowiedzialność właścicieli i w 99% przypadków to właściciele są winni. Ten 1 % to głupota myśliwych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
jak wyobrażacie sobie oznakowanie w sezonie np. 30 tys. hektarów?

W najmniejszym nawet stopniu mnie to nie interesuje - to nie mój biznes, tylko myśliwych. Jeżeli chcą strzelać, to ich obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa osobom postronnym. A już szczególnie wtedy, gdy odbywa się to na dzierżawionym przez nich terenie(!!!).

Ale psy te często znalazły się tam przez nieodpowiedzialność właścicieli i w 99% przypadków to właściciele są winni. Ten 1 % to głupota myśliwych.

1. Wiesz doskonale, że naciągasz.

2. Skąd właściciel psa ma wiedzieć, że jego zwierzak może zostać postrzelony, skoro nigdzie nie ma nawet znaku ostrzegawczego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Douger: zgadza się, że oznaczanie terenu jest kosztowne i pracochłonne. Pytanie tylko, co jest ważniejsze: wygoda myśliwych czy bezpieczeństwo ludzi? Równie dobrze mógłbyś nie zabezpieczać terenów budowy czy kopalń, bo to kosztuje duuużo większe pieniądze i jest znacznie trudniejsze do wykonania, niż postawienie w lesie kilkuset drewnianych tyczek z drewnianymi tabliczkami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Hehehe. Dlatego, że na wsiach prawie całe tereny leśno polne są dzierżawione jako tereny łowiecke. Więc jak wyobrażacie sobie oznakowanie w sezonie np. 30 tys. hektarów? Kiedy polowania odbywają się np. 2 razy  w tygodniu? To jest po prostu fizycznie niewykonalne i bezsensowne.

Z drugiej strony nie ma przypadków trafień osób postronnych. Jeżeli ktoś zostaje ranny to myśliwy lub naganiacz (baardzo rzadko). Wtedy prowadzone jest dochodzenie i myśliwy staje przed sądem łowieckim i cywilnym.

    A ekologia tutaj ma dużo wspólnego. Bo zwierzyna osiąga nienaturalne stany liczebności ,dlatego że nie ma drapieżników. A owi drapieżnicy są niepożądani przez wiele grup społecznych.

  Tutaj chce zaznaczyć, że nie bronię mysliwych przed bezmyślnym strzelaniem do psów. Ale psy te często znalazły się tam przez nieodpowiedzialność właścicieli i w 99% przypadków to właściciele są winni. Ten 1 % to głupota myśliwych.

Po pierwsze oznakowanie to powinien być problem myśliwych. Nie można mieć tylko przywilejów. Po drugie jednorazowo nie polują na całym terenie (polowanie na 30 tyś. hektarach to by już była ostra przesada) stąd oznakowania z pewnością można bo rozstawiać doraźnie. Wspominałem już o linie...

Co do psów. Szczerze mówiąc domowy piesek, wychowany na kanapie, umyty i wyczesany nie stanowi kompletnie ŻADNEGO zagrożenia dla zwierzyny leśnej! Objawami zdziczenia nie są energiczne ruchy psa, który sobie po prostu biega i jest podekscytowany zapachami leśnymi. Trzeba być idiotą żeby tego nie rozumieć i żeby strzelać do takich właśnie psów. A niestety jak widać, właśnie takie giną.

Dodatkowo na pewno myśliwy w większości przypadków ze strony słyszał nawoływania właścicieli. I to już jest kompletny popis bezmyślności, aby w takiej sytuacji oddawać strzały. Moim zdaniem powinien takiego psa złapać i zadzwonić na policję i zgłosić, że biega bez smyczy. Jeżeli nie - domagam się prawa odstrzału myśliwych na warunkach, które już wypisałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Dalej twierdzę, że znakowanie terenu polowań jest bezsensowne z dwóch podstawowych powodów:

-po co oznaczać całą Polske?

-nie zdarzają się wypadki z osobami postronnymi

 

Co do psów: założe się, że nie byłbyś w stanie odróżnić psa zdziczałego od domowego w terenie z conajmniej kilku powodów. I dalej nie macie argumentu na to, że pies powinien chodzić na smyczy


Post Merge: [time]1238518893[/time]

I tu jeszcze o tym co mówi prawo.Zaczerpnięty artykuł z pewnej strony. Jeżeli ktoś nie stosuje się do owych przepisów, jak najbardziej zasługuje na konsekwencje:

 

Po długiej batalii parlamentarnej przyjęto zmiany do ustawy o ochronie zwierząt, zezwalające na zwalczanie zdziczałych psów i kotów w obwodach łowieckich przez ich dzierżawców. Tekst obowiązującego po zmianach prawa zamieszczony jest poniżej. Ostrzegam jednak, że prawo to nie zezwala na strzelanie każdego psa i kota przez każdego myśliwego i słusznie, aby nie zdarzały się drażliwe sytuacje, na które powołują się obrońcy psów i kotów, odsądzający od czci i wiary myśliwych, strzelających jakoby psy na smyczy, przy dzieciach, we wsi, etc.

 

Zgodnie z zapisami ustawowymi, aby myśliwy mógł odstrzelić psa lub kota muszą wystąpić łącznie następujące przesłanki:

 

Myśliwy musi mieć upoważnienie wydane przez zarządcę danego obwodu łowieckiego

Pies czy kot muszą być bez opieki i wykazywać odznaki zdziczenia

Pies czy kot muszą być ponad 200 m od zabudowań mieszkalnych,

Pies czy kot musi stanowić zagrożenie dla zwierząt dziko żyjących w tym łownych, a więc muszą się one znajdować w terenie, gdzie zwierzyna taka przebywa.

W praktyce powyższe warunki oznaczają, że myśliwy musi mieć upoważnienie zarządu koła do odstrzelenia zdziczałych psów i kotów, np. poprzez wpis do odstrzału lub osobno wydany dokument. Formalnie mogłoby to być upoważnienie ustne, ale takowe byłoby ważne tylko jeżeli zarząd podjął odpowiednią uchwałę. Ponieważ uchwały zarządu nie zawsze są dostarczane myśliwym, a przy braku takiej uchwały odstrzał byłby nielegalny, lepiej żeby upoważnienie było wystawione pisemnie z podpisami osób reprezentujących formalnie koło.

 

Zwierzę, które zamierza odstrzelić musi okazywać swoje zdziczenie, a więc np. uciekać przed człowiekiem, a nie się do niego garnać, biegać w środku pól lub lasu, omijając drogi lub w inny sposób okazywać znamiona zdziczenia. Trudno byłoby uzasadnić objawy zdziczenia, gdyby np. pies posiadał obrożę i biegł spokojnie w kierunku myśliwego do domu widocznego w oddali tą samą drogą polna, którą idzie myśliwy, jakkowiek to sam myśliwy upoważniony jest do dokonania oceny i samo posiadanie obroży nie od razu musi wykluczać zdziczenie. Odstrzał jest dozwolony w odległości ponad 200 m od zabudowań, a mając inne rozwiązanie, np. jeżeli znany jest właściciel psa czy kota należy się powstrzymać ze strzałem i z nim poważnie porozmawiać. Ustawa o lasach zakazuje puszczania psów luzem w lesie i właściciela można ukarać za takie działanie. Na koniec warunek ostatni, teren na którym spotykamy zdziczałego psa lub kota musi być terenem, na którym występują zwierzęta łowne. Jeżeli spotykamy psa lub kota na terenie ogrodzonym, to nie zagrażają one tym zwierzętom.

 

Jeżeli myśliwi wykażą zdyscyplinowanie i nie będą się zdarzały odstępstwa od w/w zasad, przepis ustawy utrzyma się na dłużej. Wystarczy jednak jeden tylko przypadek nierozważnego użycia broni przez myśliwego przeciwko psom lub kotom, który prasa i inne media rozdmuchają, a parlamentarzyści z łatwością wrócą do poprzedniego stanu prawnego, w którym zwierzyna żyjąca wolno mogła być dowolnie niszczona przez bezpańskie psy i koty. Dlatego wykażmy się dojrzałością i nie dopuśćmy, aby jakikolwiek myśliwy w naszych kołach dopuścił się złamania zasad przy odstrzale zdziczałych psów i kotów.

 

Na zakończenie zwrócę uwagę na jeszcze jedną istotną zmianę dokonaną w ust.3 art.32 ustawy. Obecnie członek PZŁ może użyć broni myśliwskiej również wobec zwierząt, która nie są zwierzętami łownymi, w przypadku konieczności ich bezzwłocznego uśmiercenia, w celu zakończenia cierpień zwierzęcia.

 

Nowe zasady zapisane w Art. 33 ust.1a i ust. 3 w części dotyczącej członków Polskiego Związku Łowieckiego oraz art. 33a wchodzą w życie w dniu 28 września b.r.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie całą Polskę, tylko 30 tys. ha. Powierzchnia Polski to, o ile pamiętam, ponad 300 Kkm^2. Różnica, jak by nie patrzeć, spora.

 

Po drugie: jeżeli ktokolwiek planuje używać broń palną w sposób świadomy i przewidywalny poza strzelnicą, powinien  o tym informować osoby postronne. I błagam, przestań gadać bzdury, że niby się ludziom nie dostaje, bo bywały już nawet przypadki postrzelenia samych myśliwych ( http://www.bartoszyce.twoje-miasto.pl/wiadomosci,13z ). Jeśli nawet komunikacja w drużynie mysliwych jest tak fatalna, że jeden strzela do drugiego ( http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Mysliwy-postrzelil-kolege-podczas-polowania,wid,10718989,wiadomosc.html?ticaid=17c4b ), to co tu mówić o osobach postronnych?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację Thibris - zwłaszcza tekst o grzybiarzach i zającach mi się podoba :)

 

Ale jakby nie patrzeć taki grzybiarz do lasu jakoś musi dojść - i ja myślę że to o te ścieżki chodziło - nie zastawianie całego obszaru polowania znakami, tylko objechanie sporego kwadratu lasu i na drogach prowadzących w las umieszczenie ostrzeżeń o polowaniu. W kole łowieckim by mogły być wtedy dwie grupy - jedna by jechała znakować, a druga polowała.. A później zmiana przy następnej akcji ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, tak ;) A przy znakowaniu cała zwierzyna spierniczyła by w drugi koniec lasu :)

 

A co do 30 tys. ha to chodziło mi o powierzchnię obwodu, a nie Polski. Ale spoko. A co do wypadków to już napisałem wcześniej, że jeżeli się zdażają to z udziałem osób biorących udział w polowaniu, a nie osób postronnych. Więc zacznij czytać, a później pleść głupoty mikrus. Zresztą opinie osób, które nie mają bladego pojęcia o temacie są conajmniej niedorzeczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A co do 30 tys. ha to chodziło mi o powierzchnię obwodu

No i właśnie o to chodzi. Wczśniej napisałeś to tak, jakby praktycznie cała Polska była jednym wielkim terenem polowań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo to miałem na myśli. Teren obwodu łowieckiego jest dzierżawiony przez JEDNO koło łowieckie ( załóżmy, że składa się z 40 członków). A takich obwodów jest w Polsce kilka tysięcy. Zajmują one praktycznie całą powierzchnie Polski nie liczać terenów zabudowanych i strefy ochronnej wokól nich, jezior,rzek, dróg, terenów chronionych. I jak tych 40 członków ma oznakować te 30 tys. ha? Wykonując pracę, która finalnie nie przyniesie żadnej korzyści.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale to mnie nie interesuje. Jeżeli idą z bronią w teren, powinni go oznaczyć. Przecież nawet policja musi ostrzegać, gdy strzela!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, stawiać znaki ;) taka jest różnica, że mysliwi nie strzelają do ludzi. A jak strzela do zwierzyny to też ma ją najpierw ostrzegać :) Troche nietrafione porównanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dla zwierząt układanie się do snu na konkretnym boku jest związane nie z komfortem, ale przetrwaniem. Śpiące zwierzę jest bowiem szczególnie podatne na ataki drapieżników. Koty sypiają 12–16 godzin na dobę. Najchętniej wybierają miejsca wyniesione, gdzie drapieżnik może podejść do nich wyłącznie od dołu. Uczeni chcieli sprawdzić, czy zwierzęta te preferują jeden z boków podczas snu.
      Naukowcy z Uniwersytetu im. Aldo Moro w Bari, Uniwersytetu Ruhry w Bochum, Uniwersytetu Medycznego w Hamburgu oraz uczelni z Niemiec, Kanady, Szwajcarii i Turcji przeanalizowali ponad 400 materiałów wideo z YouTube'a, na których wyraźnie widać śpiącego kota. Do analizy klasyfikowano tylko materiały, które nie były poddawane obróbce, gdzie widoczny był pojedynczy kot, który spał przez co najmniej 10 sekund. Musiało być też widać całe jego ciało. W ten sposób uczeni chcieli dowiedzieć się, czy koty podczas snu preferują któryś z boków.
      Okazało się, że 3/4 kotów spało na lewym boku. Zdaniem badaczy, zwierzęta wybierają tę stronę, by zaraz po przebudzeniu lepiej postrzegać otoczenie lewym polem widzenia, przetwarzanym przez prawą półkulę mózgu. Półkula ta jest wyspecjalizowana w orientacji przestrzennej, przetwarzaniu zagrożeń i koordynacji w razie ucieczki. Śpiący na lewym boku kot lepiej wyłapuje zagrożenia z otoczenia i szybciej je przetwarza. Wybór tego boku podczas snu może więc być najlepszą strategią przetrwania.
      Źródło: Lateralized sleeping positions in domestic cats, https://www.cell.com/current-biology/fulltext/S0960-9822(25)00507-X

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeśli Twój pies uwielbia się kąpać i z chęcią wskakuje do wody na spacerze, nie powinien być zabezpieczany nakładanymi na skórę środkami przeciwko pchłom i kleszczom. Badania pokazały bowiem, że jeśli stosujemy takie środki, to natychmiast po tym, jak pies wejdzie do wody, jego skóra i futro mogą uwalniać duże ilości substancji szkodliwych dla zwierząt wodnych i zwierząt, które je jedzą, jak na przykład ptaki. Co więcej, te substancje mogą się uwalniać nawet przez 28 dni od ich nałożenia.
      Początkowo środki nakładane na skórę psa były uważane za bezpieczne, jednak w 2011 roku Europejska Agencja Leków opublikowała sugestię, że mogą być szkodliwe dla zwierząt wodnych przez 48 godzin po nałożeniu. Jednak były to tylko przypuszczenia, które nie opierały się na eksperymentach.
      Dopiero teraz grupa badaczy przeprowadziła badania na kilkudziesięciu psach, u których stosowano albo fipronil albo imidaklopryd. Okazało się, że nawet po 28 dniach ilość szkodliwych substancji trafiających do wody z ciała dużego psa może być na tyle duża, że ich stężenie przekroczy bezpieczny poziom w 100 metrach sześciennych wody. Jeśli więc w stawie często kąpią się psy, poziom zanieczyszczeń pochodzący ze środków, którymi są chronione przed pchłami i kleszczami, może być niebezpieczny dla środowiska wodnego.
      Szczegóły badań zostały opublikowane na łamach pisma VetRecord.
      Źródło: Swimming emissions from dogs treated with spot-on fipronil or imidacloprid: Assessing the environmental risk

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kim jest dla człowieka pies? Wiele osób określa go mianem przyjaciela, dla innych jest jak dziecko czy członek rodziny. Naukowcy z Wydziału Biologii budapesztańskiego ELTE Eötvös Loránd University postanowili sprawdzić, jaką dokładnie rolę odgrywa pies w sieci ludzkich więzi społecznych. Naukowcy wykorzystali 13 różnych skali badawczych do porównania związków człowiek-pies ze związkami człowiek-człowiek.
      Okazało się, że relacja właściciel-pies to połączenie związków człowieka z dzieckiem i człowieka z najlepszym przyjacielem, a na wszystko nałożony jest wysoki stopień kontroli nad zwierzęciem. To niezwykła relacja, w której mieszczą się pozytywne aspekty związków człowiek-dziecko, ale brak jest negatywnych aspektów związku człowiek-przyjaciel. Co interesujące, wielu właścicieli psów stwierdza, że więź łącząca ich ze zwierzęciem jest ważniejsza i silniejsza niż więź łącząca ich z człowiekiem. Jednak badania pokazały, że im więcej wsparcia występuje w relacji człowiek-człowiek, tym więcej jest go w relacji człowiek-pies, a to sugeruje, że związek z psem uzupełnia i wzbogaca związki z ludźmi, a nie jest związkiem zastępczym, kompensującym niedobory.
      W skład ludzkich sieci społecznych wchodzą różni partnerzy, z którymi łączą nas różne relacje i metody wsparcia. Inna relacja łączy nas z przyjacielem, inna z dzieckiem, jeszcze inna z żoną czy mężem, a odmienna z sąsiadem. Węgierscy uczeni zbadali, jaki jest miejsce relacji z psem w tych sieciach.
      W tym celu poprosili o pomoc ponad 700 właścicieli psów, którzy opisali swoje relacje z nimi na 13 skalach dotyczących psów oraz porównali je z 4 skalami dotyczącymi ludzi: ich własne dziecko, najbliższy krewny, najlepszy przyjaciel, partner połączony więzami miłości.
      Z badań wynika, że właściciele psów oceniają łączące ich relacje jako najbardziej satysfakcjonujące, a pies jest najlepszym towarzyszem. Uważają też, że pies kocha ich najbardziej ze wszystkich innych partnerów. Co więcej – podobnie jak ma to miejsce w przypadku relacji z dzieckiem – pies był oceniany bardzo wysoko w kontekście troski i bezpieczeństwa relacji oraz – jak ma to miejsce w przypadku najlepszego przyjaciela – relację z psem charakteryzował niski poziom antagonizmów i konfliktów.
      Jednocześnie jednak badania wykazały wielką nierównowagę sił w relacji człowiek-pies. Większą niż w jakiejkolwiek relacji człowiek-człowiek. W przeciwieństwie do relacji międzyludzkich, właściciel sprawuje całkowitą kontrolę nad psem, podejmuje większość decyzji, co ma wpływ na wysoki poziom satysfakcji właściciela. W porównaniu z ludźmi relację z psem charakteryzuje niewielka liczba konfliktów i interakcji negatywnych, stwierdzają autorzy badań, dodając, że ta asymetria wpływu i znaczenia jest dla wielu ludzki zasadniczym elementem relacji.
      To pokazuje, że psy zajmują wyjątkowe miejsce w sieci naszych powiązań społecznych. Oferują emocjonalną bliskość jak dzieci, łatwą relację jak z najlepszym przyjacielem oraz przewidywalność tej relacji, gdyż jest ona kształtowana i kontrolowana przez człowieka. To wyjaśnia, dlaczego z psami łączą nas tak głębokie związki, stwierdza Enikő Kubinyi.
      Uczeni odkryli też, że im silniejsze więzi z ludźmi, tym silniejsze z psem. Spodziewaliśmy się, że ludzie, którzy mają słabsze relacje z innymi ludźmi, będą bardziej polegali na związkach z psami, ale uzyskane przez nas wyniki temu przeczą. Ludzie nie wykorzystują psów jako rekompensaty niewystarczającego wsparcia ze strony innych ludzi, stwierdza współautorka badań Dorottya Ujfalussy.
      Naukowcy zauważają jednak, że ich próbka składała się z ochotników, można więc przypuszczać, że ludzie, którzy zgłosili się do badań, mogli być bardziej usatysfakcjonowani ze swojej relacji z psami niż przeciętny właściciel czworonoga. Niewykluczone zatem, że badania nie wyłapały osób, które bardziej polegają na związkach z psami. Psy oferują różne poziomy wsparcia społecznego i emocjonalnego, w zależności od potrzeb właściciela. Jedni ludzie poszukują towarzystwa i zabawy, inni zaufania i stabilności, jeszcze inni lubią się kimś opiekować, wyjaśnia główna autorka badań Borbála Turcsán.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Każdy z nas potrafi przywołać z pamięci charakterystyczny widok psa otrzepującego się po wyjściu z wody. Podobnie otrzepują się wszystkie zwierzęta posiadające futro. Jednak do niedawna nauka nie wiedziała, jaki mechanizm uruchamia takie zachowanie. O wiedzę tę wzbogacił nas właśnie profesor neurobiologii David Ginty i jego zespół z Wydziału Neurobiologii Harvard Medical School.
      Naukowcy wykorzystali nowoczesne narzędzia, które w znacznej mierze sami opracowali, do wyizolowania i śledzenia pojedynczych neuronów oraz stymulowania ich lub blokowania za pomocą światła. Dzięki nim dowiedzieli się, że za aktywowanie takiego zachowania odpowiadają łatwo pobudliwe mechanoreceptory typu C (C-LTMRs). Receptory te stanowią wczesny system ostrzegania, że coś – insekt, woda czy brud – za chwilę wejdzie w kontakt ze skórą. To wrodzony mechanizm odruchowy, który jednak zwierzę może kontrolować. Profesor Ginty porównuje jego działanie do sytuacji, gdy na naszym ramieniu wyląduje komar. Możemy odruchowo potrząsnąć ramieniem czy uderzyć owada dłonią, ale możemy też się powstrzymać.
      Naukowcy z laboratorium Ginty'ego wykorzystali olej słonecznikowy, którego krople nakładali na grzbiet myszy, które genetycznie zmodyfikowano tak, by za pomocą światła stymulować lub blokować specyficzne neurony. Tak zaawansowane eksperymenty stały się możliwe dzięki temu, że w ciągu ostatnich dwóch dekad opracowano potężne narzędzia genetyczne.
      Na skórze znajduje się około 20 różnego typu receptorów czuciowych. Około 12 z nich jest odpowiedzialnych za rejestrowanie różnego typu dotyku, od szybkiego ukłucia, przez wibracje po delikatne masowanie. Receptory C-LTMR są owinięte wokół podstawy mieszków włosowych i należą do najbardziej czułych receptorów skóry. Rejestrują najlżejsze ruchy włosa czy ugięcie skóry wokół jego podstawy. Z receptora sygnały wędrują do mózgu za pośrednictwem rdzenia kręgowego.
      Wielką zaletą technik wykorzystanych przez laboratorium Ginty'ego jest możliwość przyjrzenia się temu, co dzieje się w rdzeniu. Rozumiemy sposób organizacji neuronów przetwarzających informacje wizualne i dźwiękowe. Jeśli jednak chodzi o dotyk, o przetwarzanie sygnałów somatosensorycznych, dopiero próbujemy to zrozumieć, gdyż bardzo trudno jest uzyskać dostęp i rejestrować to, co dzieje się w rdzeniu kręgowym, stwierdza uczony.
      Jego zespołowi udało się zidentyfikować konkretny obszar w mózgu, do którego trafia sygnał skłaniający psa do otrzepania się, ale wiele jeszcze pozostaje do zbadania. Naukowcy wciąż nie wiedzą, czy zidentyfikowany przez nich szlak nerwowy jest jedynym mechanizmem biorącym udział w reakcji na kontakt z wodą czy też istnieją jeszcze inne, niezidentyfikowane. Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie, gdyż narzędzia, jakich zwykle używamy, rzadko w 100 procentach blokują to, co byśmy chcieli. Dlatego nie wiemy, czy obserwowane zachowanie wynika z 10% niezablokowanych sygnałów, czy też istnieje inna droga ich przekazywania, czy inny typ komórki, który przeoczyliśmy. W tym przypadku chodzi raczej o to drugie, ale nie jesteśmy pewni, wyjaśnia uczony.
      Drugie pytanie, na które trzeba odpowiedzieć brzmi: dlaczego, skoro C-LTMR znajdują się na całym ciele, otrzepywanie się jest uruchamiane tylko w przypadku zmoczenia środkowej części grzbietu? Można to w pewnej mierze wyjaśnić faktem, że ta część ciała znajduje się poza zasięgiem łap i zębów. Nie tłumaczy to jednak, jak to się dzieje, że sygnały pochodzące z takich samych neuronów i trafiające do tych samych części mózgu, raz wywołują otrzepywanie się, a innym razem nie. Być może, zastanawiają się badacze, sygnały ze środkowej części grzbietu trafiają do innych regionów jądra okołoramieniowego w mózgu, niż sygnały z pozostałej części ciała. A może te z grzbietu są wzmacniane w rdzeniu kręgowym, dlatego wywołują taką reakcję.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Koty to jedne z najpopularniejszych zwierząt domowych, towarzyszą ludziom od tysięcy lat, wydawałoby się więc, że powinniśmy wiedzieć o nich wszystko. Jednak dopiero teraz naukowcy dowiedzieli się, jak koty... mruczą. Dotychczas sposób wydawania tego dźwięku stanowił zagadkę, gdyż zwierzęta o krótkich strunach głosowych rzadko wydają niskie dźwięki. Tymczasem u kotów niskie mruczenie (w zakresie 20-30 Hz) jest czymś powszechnym. Okazało się, że posiadają one w krtani inne struktury, umożliwiające mruczenie.
      Rodzaj dźwięku, do wydawania którego zdolne jest zwierzę, zwykle zależy od rozmiarów strun głosowych. Zwykle im większe zwierzę, tym dłuższe struny głosowe, a co za tym idzie – możliwość wydawania niższych dźwięków. Kot domowy należy do niewielkich zwierząt, ma więc krótkie struny głosowe. Za ich pomocą wydaje wysokie dźwięki, miauczenie czy skrzeczenie. Jednak potrafi też nisko mruczeć.
      Obowiązująca obecnie hipoteza – zwana hipotezą AMC – mówiła, że zdolność kotów do mruczenia jest całkowicie uzależniona od „aktywnego kurczenia mięśni”. Christian T. Herbst z Uniwersytetu Wiedeńskiego i jego koledzy z Austrii, Szwajcarii i Czech postanowili przetestować tę hipotezę. Przeprowadzili więc sekcję tchawic ośmiu kotów domowych, które zostały uśpione z powodu różnych chorób. Odkryli, że z tchawicy można uzyskać niski dźwięk, gdy przechodzi przez nią powietrze, zatem skurcze mięśni nie są tutaj potrzebne. Naukowcy zauważyli, że powstanie niskich dźwięków (25-30 Hz) jest możliwe dzięki obecności tkanki łącznej w kocich strunach głosowych. Tkanka ta była znana już wcześniej, ale dotychczas nikt nie łączył jej z mruczeniem. Herbst nie wyklucza jednak, że skurcze mięśni są potrzebne do wzmocnienia pomruku.
      Teraz, skoro już dowiedzieliśmy się, jak koty mruczą, do rozwiązania zostaje zagadka, po co to robią.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...