Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Z opublikowanego właśnie dokumentu pt. "PC Energy Report 2009" dowiadujemy się, jak wiele zanieczyszczeń można uniknąć i ile pieniędzy zaoszczędzić, wyłączając nieużywane komputery.

Okazuje się, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych firmy tracą 2,8 miliarda dolarów rocznie, gdyż ich pracownicy nie wyłączają nieużywanych komputerów. Te maszyny zwiększają emisję dwutlenku węgla do atmosfery aż o 20 milionów ton rocznie. To tyle, ile w ciągu roku emituje 4 miliony samochodów.

W Wielkiej Brytanii straty sięgają 300 milionów funtów, a do atmosfery niepotrzebnie przedostaje się 1,3 miliona ton CO2.

Z wyliczeń wynika też, że firma, która ma 10 000 pecetów i są one wyłączane każdej nocy zaoszczędzi w ciągu roku około 1,5 miliona kilowatogodzin. W Niemczech roczne oszczędności z tego tytułu sięgną 285 000 euro, a w Wielkiej Brytanii - 168 000 funtów.

Eksperci oszacowali, że każda firma może zaoszczędzić rocznie średnio 36 dolarów na każdym komputerze, jeśli tylko jej pracownicy będą wyłączali swoje maszyny, gdy ich przez dłuższy czas nie używają.

Wiele osób pozostawia komputery włączone na noc, gdyż wierzą w mit, jakoby ich ponowne włączanie zużywało tak dużo energii, że nie opłaca się wyłączać maszyny. Nie ma jednak nic bardziej błędnego. Przeciętny pecet zużywa 89 watów. Jeśli korzystamy z niego przez 8 godzin dziennie, a później pozostaje włączony, to przez 16 pozostałych godzin zużyje 1424 waty. W żadnym wypadku włączanie komputera nie może równać się takiemu poborowi mocy. Maszyna, żeby zużyć podczas włączania tyle energii musiałaby pobierać 17 kilowatów. Tyle pobiera kilkadziesiąt serwerów pracujących pełną parą.

Innym nieprawdziwym mitem jest stwierdzenie, jakoby wygaszacz ekranu pozwalał zmniejszyć zużycie energii. Co więcej, niektóre wygaszacze wyświetlają tak bogatą grafikę, że monitor zużywa dwukrotnie więcej energii niż podczas normalnej pracy.

Nieprawdziwa jest też informacja, jakoby włączanie i wyłączanie komputera szkodziło sprzętowi. Pecety są bowiem przystosowane do bezproblemowego przejścia 40 000 cykli startu/wyłączania. Średni okres życia komputera to 5-7 lat. W tym czasie nawet nie zbliżymy się do takiej liczby włączeń i wyłączeń. Co więcej, sami producenci komputerów - HP czy IBM - zachęcają swoich pracowników do wyłączania sprzętu i informują, że aby zaszkodzić twardemu dyskowi, musielibyśmy włączać i wyłączać komputer co pięć minut.

Aby uświadomić sobie jak wiele energii zużywają komputery, wystarczy wiedzieć, że jeśli wyłączylibyśmy wszystkie pecety na świecie na jedną tylko noc, to zaoszczędzona energia posłużyłaby do oświetlenia całego Empire State Building przez ponad 30 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aż mi się chcę wyłączyć teraz komputer ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Przeciętny pecet zużywa 89 watów na godzinę.

Proponuję rewizję jednostek. Albo zużywa 89W albo 89Wh na godzinę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wychodzi 3 dolary oszczędności miesięcznie na komputerowe stanowisko pracy. Nie jest to warte zachodu, jeśli cenny pracownik firmy ma tracić chociaż minutę na uruchomienie systemu operacyjnego.

 

Zamiast wydawać pieniądze z budżetu na bezsensowne raporty (ach ta pseudo-naukowa klika!) coraz bardziej socjalistyczne rządy USA i państw UE wzięłyby się za minimalizację obciążeń podatkowych dla przedsiębiorców, a w ciągu roku prawdziwi naukowcy zatrudnieni przez te firmy wynajdą takie energooszczędne technologie, że te 3 dolary "oszczędności" to będzie taki mały pikuś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozostawiony na całą noc włączony monitor to oczywiście zużywa energię, ale komputer z wyłączonym monitorem jest w stanie bezczynności i zużycie jego energii jest znikome.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@mezise

Próbowałaś zostawić komputer na całą noc i z samego rana zacząć na nim pracować ? Przeważnie jest tak zamulony (zaspany), że przez pierwsze chwile zauważysz jego wielkie spowolnienie. I nie przesadzajmy, że ta jedna minuta poświęcona na włączenie peceta to taka wielka strata dla firmy. Wątpię aby znalazła się firma, w której czas pracownika jest wykorzystywany w 100% na pracę i nie ma tam czasu na włączenie i wyłączenie komputera.

@Lena

Znikome zużycie != zerowe. W domu też masz włączony (uśpiony) komputer 24/7 ? Polecam zakup miernika zużycia energii, podłączenie go przed Acarem (czy co tam używasz) i sprawdzenie ile zużywa energii ten Twój uśpiony pecet. Pomnóż to przez 30 nocy w miesiącu i sprawdź czy to jest znikome dla Ciebie.

 

Rozumiem, że dla niektórych oszczędność kilku złotych na miesiąc to żadna oszczędność, ale ziarnko do ziarnka... Zauważ że dla firmy z dwustoma pecetami, oszczędność trzech złotych na sztuce w miesiąc, jest już dość znaczącą kwotą. Za to można zatrudnić jakąś osobę na 1/4 etatu, która będzie w 2 godziny dziennie wyłączać te wszystkie pecety ;)

 

 

Poza tym jest możliwość skonfigurowania peceta tak, aby sam się wyłączał o danej godzinie. Przed wyłączeniem mógłby monitować użytkownika czy ten się na to zgadza. W przypadku braku odpowiedzi w jakimś czasie, zamykanie następowałoby automatycznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... Za to można zatrudnić jakąś osobę na 1/4 etatu, która będzie w 2 godziny dziennie wyłączać te wszystkie pecety ;)

 

To jedno zdanie mnie przekonuje do zajęcia się tego typu oszczędnościami. Dałeś piękny przykład myślenia biznesowego. Taka osoba niech znajdzie jeszcze 3 firmy, potrenuje szybkie bieganie i zrobi cały etat.

 

Po 6 miesiącach (gdyby nie nasze soc-Państwo byłoby po 3 miesiącach) zarobi i zainwestuje w/znajdzie/wymyśli urządzenie, które będzie robiło to zdalnie, zatrudni operatorów i rozkręci firmę. Ale w takiej kolejności się to powinno odbywać. To ta osoba (może Ty? :) ) powinna poszukać i zaproponować taką optymalizację różnym firmom. Powodzenia! :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wychodzi 3 dolary oszczędności miesięcznie na komputerowe stanowisko pracy. Nie jest to warte zachodu, jeśli cenny pracownik firmy ma tracić chociaż minutę na uruchomienie systemu operacyjnego.

 

Zamiast wydawać pieniądze z budżetu na bezsensowne raporty (ach ta pseudo-naukowa klika!) coraz bardziej socjalistyczne rządy USA i państw UE wzięłyby się za minimalizację obciążeń podatkowych dla przedsiębiorców, a w ciągu roku prawdziwi naukowcy zatrudnieni przez te firmy wynajdą takie energooszczędne technologie, że te 3 dolary "oszczędności" to będzie taki mały pikuś.

 

Trochę nie rozumiem takiej postawy. Sam od wielu lat uważam się za skrajnego liberała, ale nie widzę nic złego w raportach, które mogą uświadomić firmom, gdzie szukać oszczędności. Co więcej, jest to jak najbardziej liberalne i biznesowe podejście.

1. raport został stworzony przez prywatną firmę, która chce przy okazji sprzedać oprogramowanie do wyłączania nieużywanych komputerów,

2. twierdzenie, które pojawia się niżej, o wysokiej klasy specjalistach marnujących czas na wyłączanie komputera, jest całkowicie chybione, gdyż nikt nie wykorzystuje 100% czasu pracy, jeśli przeznaczą oni w sumie 6-7 minut na dobę na włączanie i wyłączanie sprzętu, to ani oni, ani ich pracodawca w niczym nie ucierpią

3. proponowane przez Ciebie rozwiązanie nazwałbym socjalistycznym, gdyż to, co proponujesz, to niepotrzebne zwiększanie zatrudnienia i generowanie kosztów tam, gdzie ich być nie musi. Zatrudnianie osoby do wyłączania komputerów czy też zlecanie tego zewnętrznej firmie jest bez sensu, gdyż równie dobrze mogą robić to pracownicy, którym już i tak firm za ten czas płaci

4. zaoszczędzone pieniądze (jak widzisz w skali dużych firm są to setki tysięcy dolarów), można przeznaczyć na inwestycje, prace badawczo-rozwojowe czy zatrudnienie wysokiej klasy specjalisty, który firmie jest rzeczywiście potrzebny, a nie na zatrudnianie pana Zenka, który potrafi tylko przyciskać guzik na obudowie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

raport został stworzony przez prywatną firmę, która chce przy okazji sprzedać oprogramowanie do wyłączania nieużywanych komputerów

 

czy też zlecanie tego zewnętrznej firmie jest bez sensu

 

Jak widać im się kalkuluje, żeby zatrudnić programistów do napisania tego softu i zapłacić za taki raport, więc jakiś sens to musi mieć.

 

Zauważ, że to oni nakręcają popyt, chcą przekonać, że ich oferta się opłaca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... wysokiej klasy specjalistach marnujących czas na wyłączanie komputera, jest całkowicie chybione, gdyż nikt nie wykorzystuje 100% czasu pracy, jeśli przeznaczą oni w sumie 6-7 minut na dobę na włączanie i wyłączanie sprzętu, to ani oni, ani ich pracodawca w niczym nie ucierpią

 

To leniwy przedsiębiorca jeśli nie wykorzystuje pracy pracowników na 100%, i do tego kiepski organizator. Pewnie, że i tak można prowadzić firmę, ale przez to po godzinach pracy tacy pracownicy będą kupować droższe produkty wytworzone przez pracowników, którzy również nie przykładali się "na maksa" do swoich obowiązków lub mieli mało obrotnego szefa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przykład Pana Zenka od wyłączania kompów był żartem ;) Piętek jest - więcej luzu.

 

@mezise

Pokaż mi jedną - jakąkolwiek firmę gdzie wykorzystuje się czas pracy pracownika w 100%.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...równie dobrze mogą robić to pracownicy, którym już i tak firm za ten czas płaci

 

Ech... przedsiębiorca nie płaci pracownickowi za czas, w którym jest w robocie - płaci za wykonanie produktu lub usługi (i to płaci specjalistom, a jeśli firma ma jakiegoś Pana Zenka "od wszystkiego" to właśnie jak najbardziej to jest dla niego zadanie).

 

Czuję przymus "wydłubywania" takich dogmatów, ponieważ lewacka "elita intelektualna" lubuje się w modyfikacjach semantyki językowej. Chociażby "pracobiorca" i "pracodawca".

W nomenklaturze prawicowej (człowiek prawy, Prawo) pracownik to pracodawca, ponieważ oferuje/sprzedaje swoją pracę, natomiast przedsiębiorca do pracobiorca, gdyż tą pracę kupuje.

 

Nie mam oczywiście zamiaru nikogo obrażać czy szufladkować. Jesteśmy jednak bombardowani gazetami i telewizją zawładniętą przez po-PRLowskie układy. Ciężko, żeby ta "sieczka" medialna nie zatruwała umysłów w gruncie rzeczy prawych forumowiczów Kopalni ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech... przedsiębiorca nie płaci pracownickowi za czas, w którym jest w robocie - płaci za wykonanie produktu lub usługi

Do wykonania pracy potrzeba PC. Do pracy PC musi być włączony. Włączanie PC jest jedną z czynności niezbędnych do wykonywania należycie swojej pracy.

 

Pracodawca - osoba dająca pracę ludziom (zatrudnienie)

Pracobiorca - ktoś kto tą pracę "bierze" i wykonuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pokaż mi jedną - jakąkolwiek firmę gdzie wykorzystuje się czas pracy pracownika w 100%.

 

- more7.pl - pracowałem tam przez 3 lata.

- moja firma - na razie wykorzystuję tylko sam siebie, ale w godzinach pracy sie nie oszczędzam - "aż wióry lecą". Natomiast po godzinach... laba, oddawanie się przyjemnościom i pasjom ;):).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

- more7.pl - pracowałem tam przez 3 lata.

- moja firma - na razie wykorzystuję tylko sam siebie, ale w godzinach pracy sie nie oszczędzam - "aż wióry lecą". Natomiast po godzinach... laba, oddawanie się przyjemnościom i pasjom ;):).

Czyli co ? Ktoś Ci włączał peceta do pracy ? nie miałeś prawa się podrapać po głowie ? Zajmowanie swojego stanowiska pracy (siadanie na siedzisku) też trzeba było zrobić przed oficjalnym rozpoczęciem pracy ? Nie opowiadaj głupot - nie da się w 100% wykorzystywać czyjegoś czasu tylko do pracy.

We własnej firmie też na pewno dałoby się zrobić to co robisz szybciej - myszka mogłaby Ci się sama przesuwać czy inne bzdury...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak widać im się kalkuluje, żeby zatrudnić programistów do napisania tego softu i zapłacić za taki raport, więc jakiś sens to musi mieć.

 

Zauważ, że to oni nakręcają popyt, chcą przekonać, że ich oferta się opłaca.

 

Oni stworzyli jakiś produkt i próbują przedstawić jego zalety.

Natomiast Ty proponujesz, by pracodawca ponosił koszty tam, gdzie można zrobić coś bezkosztowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

- more7.pl - pracowałem tam przez 3 lata.

- moja firma - na razie wykorzystuję tylko sam siebie, ale w godzinach pracy sie nie oszczędzam - "aż wióry lecą". Natomiast po godzinach... laba, oddawanie się przyjemnościom i pasjom ;):).

 

Innymi słowy Twój dzień pracy w more7.pl wygladał tak, że zaczynałeś robić to, co należało do Twoich obowiązków, a jedyne przerwy jakie sobie robiłeś to wyskoczenie do ubikacji (do której oczywiście biegłeś, by nie tracić czasu), jedyne przerwy jakie miałeś, to te wymagane prawem i są one pilnowane co do sekundy. Skupiałeś się tylko i wyłącznie na pracy, żadnego (oczywiście z wyjątkiem przewidzianych prawem przerw) rozmawiania ze współpracowanikami, żadnego wstania by rozprostować kości, zero oderwania wzroku od wykonywanej czynności, żadnego słuchania radia (jego włączanie kosztuje czas), nigdy nie zajrzałeś na żadną stronę WWW, która nie była związana z wykonywanymi obowiązkami, nie odbierałeś SMS-ów ani połączeń przychodzących na Twój prywatny telefon, gdy było za gorąco, nie zdejmowałeś swetra, a gdy było za zimno to go nie zakładałeś. Tak to mniej więcej wyglądało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pracodawca - osoba dająca pracę ludziom (zatrudnienie)

Pracobiorca - ktoś kto tą pracę "bierze" i wykonuje

 

Wybacz, ale to ogólnie powszechna lewacka semantyka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natomiast Ty proponujesz, by pracodawca ponosił koszty tam, gdzie można zrobić coś bezkosztowo.

Niestety bezkosztowo nie znaczy jak najbardziej efektywnie. Urzędnicy mają mnóstwo "bezkosztowego" czasu w instytucjach Państwowych i mogliby komputery w sporej serwerowni włączać/wyłączać/włączać/wyłączać i tak cały czas w przerwach między przybijaniem pieczątek na płatnych homologacjach na kratki, zamieniając jak Copperfield samochody osobowe... w ciężarowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... a jedyne przerwy jakie sobie robiłeś ...

Przerwy robiłem sobie takie, na jakie się umówiłem z szefem. Jak miałem taką pilną potrzebę, to i nawet w normalnych godzinach pracy mogłem np. przez godzinę wykonać nagłe zlecenie dla innej firmy, z którą w tym czasie współpracowałem. Takie godziny oczywiście odpracowywałem - efektywnie i na maksimum moich możliwości.

 

Odpisując na forum Koplni Wiedzy też mam przerwę, którą już teraz sam sobie przydzielam, ale jak skończe pisać, to wracam do wykorzystywania siebie samego w ramach założonych na dzisiaj zadań, a po pracy będę korzystał z efektów takiego wykorzystywania, czego również Wam wszystkim życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybacz, ale to ogólnie powszechna lewacka semantyka.

Taka ona lewacka jak odwrotna prawicowa. Zgłoś ten problem Miodkowi.

Odnośnie tego co piszesz powyżej... Czyli nie wykorzystujesz w 100% czasu który jesteś w pracy na to aby pracować dla dobra firmy. W takim więc razie, nie powinieneś tak strasznie narzekać, że te kilka minut poświęconych na włączenie komputera tak bardzo nadszarpuje kieszeń pracodawcy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... Czyli nie wykorzystujesz w 100% czasu który jesteś w pracy na to aby pracować dla dobra firmy.

... Takie godziny oczywiście odpracowywałem - efektywnie i na maksimum moich możliwości. ...

 

Czytaj proszę ze zrozumieniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bym się opowiedział jednak po stronie Thibrisa - po pierwsze, na wielu stanowiskach faktycznie jest płacone za czas pracy, a nie za rezultaty.

 

Prozaiczne przykłady: kasjerka w markecie dostaje płacę za godzinę obsługiwania klientów, a nie za ilość obsłużonych klientów - jak danego dnia nikt do marketu nie przyjdzie, to ona i tak swoją dniówkę musi dostać. Podobnie nauczyciel - dostaje pieniądze za określoną ilość godzin lekcyjnych - nie ważne czy uczniowe przyjdą na te lekcje, czy na nich się czegoś nauczą lub nie.

 

Płaca za wykonaną pracę jest w zawodach typu 'przedstawiciel handlowy' (choć wolałbym nazwać to naciągacz albo akwizytor), który nie dostaje pieniędzy od godziny wykonywania swojej pracy, ale od sztuki sprzedanego towaru. Ewentualnie właściciel firmy remontowej lub innej, który dostaje pieniądze za wykonaną usługę a nie za czas jej wykonywania - tu z reguły jest tak, że im dłuższy czas wykonywania pracy, tym mniejsze są za to pieniądze ;)

 

Popieram również tezę, że w większości miejsc czas pracy pracowników nie jest wykorzystywany w 100% - gdyby tak było (praca non-stop przez 8h), to taki pracodawca szybko straciłby pracowników. Czy to ze względu na zawały i przemęczenie z przepracowania, czy ze względu na to, że znaleźliby oni pracę lżejszą. Niemal zawsze jest przecież tak, że masz czas na chwilę przystanąć, wymienić dwa słowa z drugim pracownikiem, czy masz kilka minut przerwy lub po prostu robisz coś luźnym tempem.. Ludzie którzy pracują na 100% swoich możliwości, szybko tracą zdrowie, przyjaciół (których zaniedbują na rzecz pracy) i szereg innych cennych w życiu rzeczy.

 

Myślę, że przeciętnie czas pracy pracownika jest wykorzystywany w około 70-80% (czyli że pracę którą robi w 8h mógłby de facto na pełnych obrotach zrobić w niecałe 6 do nieco ponad 6 godzin). A te 20% to taki bufor, w razie jakichś awarii sprzętu, kiepskiej kondycji pracownika w danym dniu, innych czynników losowych. No i pozwala to wykonywać pracę spokojnie i codziennie, w przeciwieństwie do dawania z siebie codziennie 100% (owszem, tak się da.. przez kilka lat.. ale na pewno nie aż do emerytury).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytaj proszę ze zrozumieniem.

Przeczytałem:

"Wychodzi 3 dolary oszczędności miesięcznie na komputerowe stanowisko pracy. Nie jest to warte zachodu, jeśli cenny pracownik firmy ma tracić chociaż minutę na uruchomienie systemu operacyjnego."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Eksperci z Rocky Mountain Institute opublikowali raport, z którego dowiadujemy się, że koszty produkcji energii z węgla osiągnęły punkt zwrotny i obecnie energia ta na większości rynków przegrywa konkurencję cenową z energią ze źródeł odnawialnych. Z analiz wynika, że już w tej chwili koszty operacyjne około 39% wszystkich światowych elektrowni węglowych są wyższe niż koszty wybudowania od podstaw nowych źródeł energii odnawialnej.
      Sytuacja ekonomiczna węgla będzie błyskawicznie się pogarszała. Do roku 2025 już 73% elektrowni węglowych będzie droższych w utrzymaniu niż budowa zastępujących je odnawialnych źródeł energii. Autorzy raportu wyliczają, że gdyby nagle cały świat podjął decyzję o wyłączeniu wszystkich elektrowni węglowych i wybudowaniu w ich miejsce odnawialnych źródeł energii, to przeprowadzenie takiej operacji stanie się opłacalne już za dwa lata.
      Szybsze przejście od węgla do czystej energii jest w zasięgu ręki. W naszym raporcie pokazujemy, jak przeprowadzić taką zmianę, by z jednej strony odbiorcy energii zaoszczędzili pieniądze, a z drugiej strony, by pracownicy i społeczności żyjące obecnie z energii węglowej mogli czerpać korzyści z energetyki odnawialnej, mówi Paul Bodnar, dyrektor Rocky Mountain Institute.
      Autorzy raportu przeanalizowali sytuację ekonomiczną 2472 elektrowni węglowych na całym świecie. Wzięli też pod uwagę koszty wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych oraz jej przechowywania. Na podstawie tych danych byli w stanie ocenić opłacalność energetyki węglowej w 37 krajach na świecie, w których zainstalowane jest 95% całej światowej produkcji energii z węgla. Oszacowali też koszty zastąpienia zarówno nieopłacalnej obecnie, jak o opłacalnej, energetyki węglowej przez źródła odnawialne.
      Z raportu dowiadujmy się, że gdyby na skalę światową zastąpić nieopłacalne źródła energii z węgla źródłami odnawialnymi, to w bieżącym roku klienci na całym świecie zaoszczędziliby 39 miliardów USD, w 2022 roczne oszczędności sięgnęłyby 86 miliardów, a w roku 2025 wzrosłyby do 141 miliardów. Gdyby jednak do szacunków włączyć również opłacalne obecnie elektrownie węglowe, innymi słowy, gdybyśmy chcieli już teraz całkowicie zrezygnować z węgla, to tegoroczny koszt netto takiej operacji wyniósłby 116 miliardów USD. Tyle musiałby obecnie świat zapłacić, by już teraz zrezygnować z generowania energii elektrycznej z węgla. Jednak koszt ten błyskawicznie by się obniżał. W roku 2022 zmiana taka nic by nie kosztowała (to znaczy koszty i oszczędności by się zrównoważyły), a w roku 2025 odnieślibyśmy korzyści finansowe przekraczające 100 miliardów dolarów w skali globu.
      W Unii Europejskiej już w tej chwili nieopłacalnych jest 81% elektrowni węglowych. Innymi słowy, elektrownie te przeżywałyby kłopoty finansowe, gdyby nie otrzymywały dotacji z budżetu. Do roku 2025 wszystkie europejskie elektrownie węglowe będą przynosiły straty. W Chinach nieopłacalnych jest 43% elektrowni węglowych, a w ciągu najbliższych 5 lat nieopłacalnych będzie 94% elektrowni węglowych. W Indiach zaś trzeba dopłacać obecnie do 17% elektrowni, a w roku 2025 nieopłacalnych będzie 85% elektrowni.
      Co ważne, w swoich wyliczeniach dotyczących opłacalności elektrowni węglowych analitycy nie brali pod uwagę zdrowotnych i środowiskowych kosztów spalania węgla.
      Energia węglowa szybko staje się nieopłacalna i to nie uwzględniając kosztów związanych z prawem do emisji i regulacjami odnośnie zanieczyszczeń powietrza. Zamknięcie elektrowni węglowych i zastąpienie ich tańszymi alternatywami nie tylko pozwoli zaoszczędzić pieniądze konsumentów i podatników, ale może też odegrać znaczną rolę w wychodzeniu gospodarki z kryzysu po pandemii, mówi Matt Gray stojący na czele Carbon Tracker Initiative.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na Uniwersytecie w Glasgow po raz pierwszy eksperymentalnie potwierdzono teorię dotyczącą pozyskiwania energii z czarnych dziur. W 1969 roku wybitny fizyk Roger Penrose stwierdził, że można wygenerować energię opuszczając obiekt do ergosfery czarnej dziury. Ergosfera to zewnętrzna część horyzontu zdarzeń. Znajdujący się tam obiekt musiałby poruszać się szybciej od prędkości światła, by utrzymać się w miejscu.
      Penrose przewidywał, że w tym niezwykłym miejscu w przestrzeni obiekt nabyłby ujemną energię. Zrzucając tam obiekt i dzieląc go na dwie części tak, że jedna z nich wpadnie do czarnej dziury, a druga zostanie odzyskana, spowodujemy odrzut, który będzie mierzony wielkością utraconej energii negatywnej, a to oznacza, że odzyskana część przedmiotu zyska energię pobraną z obrotu czarnej dziury. Jak przewidywał Penrose, trudności inżynieryjne związane z przeprowadzeniem tego procesu są tak wielkie, że mogłaby tego dokonać jedynie bardzo zaawansowana obca cywilizacja.
      Dwa lata później znany radziecki fizyk Jakow Zeldowicz uznał, że teorię tę można przetestować w prostszy, dostępny na Ziemi sposób. Stwierdził, że „skręcone” fale światła uderzające o powierzchnię obracającego się z odpowiednią prędkością cylindra zostaną odbite i przejmą od cylindra dodatkową energię. Jednak przeprowadzenie takiego eksperymentu było, i ciągle jest, niemożliwe ze względów inżynieryjnych. Zeldowicz obliczał bowiem, że cylinder musiałby poruszać się z prędkością co najmniej miliarda obrotów na sekundę.
      Teraz naukowcy z Wydziału Fizyki i Astronomii University of Glasgow opracowali sposób na sprawdzenie teorii Penrose'a. Wykorzystali przy tym zmodyfikowany pomysł Zeldowicza i zamiast "skręconych" fal światła użyli dźwięku, źródła o znacznie niższej częstotliwości, i łatwiejszego do użycia w laboratorium.
      Na łamach Nature Physics Brytyjczycy opisali, jak wykorzystali zestaw głośników do uzyskania fal dźwiękowych, skręconych na podobieństwo fal świetlnych w pomyśle Zeldowicza. Dźwięk został skierowany w stronę obracającego się piankowego dysku, który go absorbował. Za dyskiem umieszczono zestaw mikrofonów, które rejestrowały dźwięk przechodzący przez dysk, którego prędkość obrotowa była stopniowo zwiększana.
      Naukowcy stwierdzili, że jeśli teoria Penrose'a jest prawdziwa, to powinni odnotować znaczącą zmianę w częstotliwości i amplitudzie dźwięku przechodzącego przez dysk. Zmiana taka powinna zajść w wyniku efektu Dopplera.
      Z liniową wersją efektu Dopplera wszyscy się zetknęli słysząc syrenę karetki pogotowia, której ton wydaje się rosnąć w miarę zbliżania się pojazdu i obniżać, gdy się on oddala. Jest to spowodowane faktem, że gdy pojazd się zbliża, fale dźwiękowe docierają do nas coraz częściej, a gdy się oddala, słyszymy je coraz rzadziej. Obrotowy efekt Dopplera działa podobnie, jednak jest on ograniczony do okrągłej przestrzeni. Skręcone fale dźwiękowe zmieniają ton gdy są mierzone z punktu widzenia obracającej się powierzchni. Gdy powierzchnia ta obraca się odpowiednio szybko z częstotliwością dźwięku dzieje się coś dziwnego – przechodzi z częstotliwości dodatniej do ujemnej, a czyniąc to pobiera nieco energii z obrotu powierzchni, wyjaśnia doktorantka Marion Cromb, główna autorka artykułu.
      W miarę jak rosła prędkość obrotowa obracającego się dysku, ton dźwięku stawał się coraz niższy, aż w końcu nie było go słychać. Później znowu zaczął rosnąć, aż do momentu, gdy miał tę samą wysokość co wcześniej, ale był głośniejszy. Jego amplituda była o nawet 30% większa niż amplituda dźwięku wydobywającego się z głośników.
      To co usłyszeliśmy podczas naszych eksperymentów było niesamowite. Najpierw, w wyniku działania efektu Dopplera częstotliwość fal dźwiękowych zmniejszała się w miarę zwiększania prędkości obrotowej dysku i spadła do zera. Później znowu pojawił się dźwięk. Stało się tak, gdyż doszło do zmiany częstotliwości fal z dodatniej na ujemną. Te fale o ujemnej częstotliwości były w stanie pozyskać część energii z obracającego się dysku i stały się głośniejsze. Zaszło zjawisko, które Zeldowicz przewidział w 1971 roku, dodaje Cromb.
      Współautor badań, profesor Daniele Faccio, stwierdza: jesteśmy niesamowicie podekscytowani faktem, że mogliśmy eksperymentalnie potwierdzić jedną z najdziwniejszych hipotez fizycznych pół wieku po jej ogłoszeniu. I że mogliśmy potwierdzić teorię dotyczącą kosmosu w naszym laboratorium w zachodniej Szkocji. Sądzimy, że otwiera to drogę do kolejnych badań. W przyszłości chcielibyśmy badać ten efekt za pomocą różnych źródeł fal elektromagnetycznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Często i mało, czy rzadko, ale do syta? Gdyby chodziło o dietę, większość specjalistów postawiłaby na odpowiedź 1, ale w przypadku magazynowania energii jest odwrotnie. Okazuje się, że więcej można jej zmieścić ładując rzadko, ale do pełna.Taki przynajmniej wniosek płynie z badań przeprowadzonych przez zespół naukowców IChF PAN.
      Doświadczenia dotyczyły co prawda wyidealizowanych, dwuwymiarowych układów sieciowych, ale w końcu zasada to zasada. Dr Anna Maciołek, jedna z autorów pracy opublikowanej w Physical Review opisuje ją tak: Chcieliśmy zbadać, jak zmienia się sposób magazynowania energii w układzie,  gdy  pompujemy  do  niego  energię  w  postaci  ciepła,  innymi  słowy – lokalnie  go podgrzewamy.
      Wiadomo,  że ciepło  w  układach  się  rozprzestrzenia, dyfunduje.  Ale czy na gromadzenie energii ma wpływ sposób jej dostarczania; fachowo mówiąc „geometria podawania”? Czy ma znaczenie, że podajemy dużo energii w krótkim czasie i potem długo nic, i znowu dużo energii, czy też gdy podajemy malutkie porcje  tej energii, ale za to jedna po drugiej, niemal bez przerw?
      Cykliczne podawanie energii jest bardzo powszechne w naturze. Sami dostarczamy jej sobie w ten sposób, jedząc. Tę samą liczbę kalorii można dostarczyć w jednej lub dwóch dużych porcjach zjadanych w ciągu doby, albo rozbić ją na 5-7 mniejszych posiłków, między którymi są krótsze przerwy. Naukowcy wciąż się spierają, który  sposób jest dla organizmu lepszy. Jeśli jednak  chodzi o dwuwymiarowe układy sieciowe, to już wiadomo, że pod względem efektywności magazynowania wygrywa metoda „rzadko a dużo”.
      Zauważyliśmy, że w zależności od tego, w jakich porcjach i jak często podajemy energię, ilość, jaką układ potrafi zmagazynować, zmienia się. Największa jest wtedy, gdy porcje energii są duże, ale odstępy czasowe między ich podaniem też są długie, wyjaśnia Yirui Zhang, doktorantka w IChF PAN. Co ciekawe, okazuje się, że gdy taki układ magazynujący podzielimy wewnętrznie na swego rodzaju przedziały, czy też komory, to ilość energii możliwej do zmagazynowania w takim podzielonym ‘akumulatorze’ – o ile bylibyśmy go w stanie skonstruować – wzrośnie. Innymi słowy, trzy małe baterie zmagazynują więcej energii niż jedna duża, precyzuje badaczka. Wszystko to przy założeniu, że całkowita ilość wkładanej do układu energii jest taka sama, zmienia się tylko sposób jej dostarczania.
      Choć badania prowadzone przez zespół IChF PAN należą do podstawowych i ukazują po prostu fundamentalną  zasadę  rządzącą magazynowaniem energii w magnetykach, ich potencjalne zastosowania  są  nie do  przecenienia.  Wyobraźmy  sobie  np.  możliwość  ładowania  baterii elektrycznego samochodu nie w kilka godzin, lecz w kilkanaście minut albo znaczące zwiększenie pojemności  takich  akumulatorów  bez  zmiany  ich  objętości,  czyli  wydłużenie  zasięgu  auta  na jednym ładowaniu.  Nowe  odkrycie  może  też  w  przyszłości  zmienić  sposoby  ładowania  baterii różnego typu poprzez ustalenie optymalnej periodyczności dostarczania do nich energii

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jednym ze sposobów na pozyskiwanie odnawialnej energii jest wykorzystanie różnicy chemicznych pomiędzy słodką i słoną wodą. Jeśli naukowcom uda się opracować metodę skalowania stworzonej przez siebie technologii, będą mogli dostarczyć olbrzymią ilość energii milionom ludzi mieszkających w okolica ujścia rzek do mórz i oceanów.
      Każdego roku rzeki na całym świecie zrzucają do oceanów około 37 000 km3 wody. Teoretycznie można tutaj pozyskać 2,6 terawata, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi produkcja 2000 elektrowni atomowych.
      Istnieje kilka metod generowania energii z różnicy pomiędzy słodką a słoną wodą. Wszystkie one korzystają z faktu, że sole złożone są z jonów. W ciałach stałych ładunki dodatnie i ujemne przyciągają się i łączą. Na przykład sól stołowa złożona jest z dodatnio naładowanych jonów sodu połączonych z ujemnie naładowanymi jonami chloru. W wodzie jony takie mogą się od siebie odłączać i poruszać niezależnie.
      Jeśli po dwóch stronach półprzepuszczalnej membrany umieścimy wodę z dodatnio i ujemnie naładowanymi jonami, elektrony będą przemieszczały się od części ujemnie naładowanej do części ze znakiem dodatnim. Uzyskamy w ten sposób prąd.
      W 2013 roku francuscy naukowcy wykorzystali ceramiczną błonę z azotku krzemu, w którym nawiercili otwór, a w jego wnętrzu umieścili nanorurkę borowo-azotkową (BNNT). Nanorurki te mają silny ujemny ładunek, dlatego też Francuzi sądzili, że ujemnie naładowane jony nie przenikną przez otwór. Mieli rację. Gdy po obu stronach błony umieszczono słoną i słodką wodę, przez otwór przemieszczały się niemal wyłącznie jony dodatnie.
      Nierównowaga ładunków po obu stronach membrany była tak duża, że naukowcy obliczyli, iż jeden metr kwadratowy membrany, zawierający miliony otworów na cm2 wygeneruje 30 MWh/rok. To wystarczy, by zasilić nawet 12 polskich gospodarstw domowych.
      Problem jednak w tym, że wówczas stworzenie nawet niewielkiej membrany tego typu było niemożliwe. Nikt bowiem nie wiedział, w jaki sposób ułożyć długie nanorurki borowo-azotkowe prostopadle do membrany.
      Przed kilkoma dniami, podczas spotkania Materials Research Society wystąpił Semih Cetindag, doktorant w laboratorium Jerry'ego Wei-Jena na Rutgers University i poinformował, że jego zespołowi udało się opracować odpowiednią technologię. Nanorurki można kupić na rynku. Następnie naukowcy dodają je do polimerowego prekursora, który jest nanoszony na membranę o grubości 6,5 mikrometrów. Naukowcy chcieli wykorzystać pole magnetyczne do odpowiedniego ustawienia nanorurek, jednak BNNT nie mają właściwości magnetycznych.
      Cetindag i jego zespół pokryli więc ujemnie naładowane nanorurki powłoką o ładunku dodatnim. Wykorzystane w tym celu molekuły są zbyt duże, by zmieścić się wewnątrz nanorurek, zatem BNNT pozostają otwarte. Następnie do całości dodano ujemnie naładowane cząstki tlenku żelaza, które przyczepiły się do pokrycia nanorurek. Gdy w obecności tak przygotowanych BNNT włączono pole magnetyczne, można było manewrować nanorurkami znajdującymi się w polimerowym prekursorze nałożonym na membranę.  Później za pomocą światła UV polimer został utwardzony. Na koniec za pomocą strumienia plazmy zdjęto z obu stron membrany cienką warstwę, by upewnić się, że nanorurki są z obu końców otwarte. W ten sposób uzyskano membranę z 10 milionami BNNT na każdy centymetr kwadratowy.
      Gdy taką membranę umieszczono następnie pomiędzy słoną a słodką wodą, uzyskano 8000 razy więcej mocy na daną powierzchnię niż podczas eksperymentów prowadzonych przez Francuzów. Shan mówi, że tak wielki przyrost mocy może wynikać z faktu, że jego zespół wykorzystał węższe nanorurki, zatem mogły one lepiej segregować ujemnie naładowane jony.
      Co więcej, uczeni sądzą, że membrana może działać jeszcze lepiej. Nie wykorzystaliśmy jej pełnego potencjału. W rzeczywistości tylko 2% BNNT jest otwartych z obu stron, mówi Cetindag. Naukowcy pracują teraz nad zwiększeniem odsetka nanorurek otwartych z obu stron membrany.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Młodzież, która zbyt dużo czasu spędza przed komputerem, ma więcej ubytków i częstsze problemy z chorobami przyzębia, np. z krwawieniem dziąseł – wynika z analiz naukowców WUM i UKSW, którzy przebadali ponad 1,6 tys. polskich 18-latków. To pierwsze takie badania w Europie.
      W ramach projektu, którego kierownikiem była prof. Dorota Olczak-Kowalczyk z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM), przebadano ponad 1,6 tysiąca 18-latków z Polski. Badania polegały zarówno na wypełnieniu kwestionariusza, który zawierał pytania dotyczące statusu społeczno-ekonomicznego i informacji o zachowaniach związanych ze zdrowiem, jak i na ocenie klinicznej stanu zębów i dziąseł. Do badań wybrano szkoły z każdego województwa z powiatów o charakterze wiejskim i miejskim.
      Okazało się, że nadmierne, czyli trwające ponad 3 godziny dziennie, korzystanie z komputera zadeklarowało 31 proc. respondentów. Równocześnie młodzież ta miała zdecydowanie częściej niewypełnione ubytki – opowiada PAP współprowadzący badania prof. Jacek Tomczyk z Instytutu Ekologii i Bioetyki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW) w Warszawie. U nadużywających komputera nastolatków zdiagnozowano średnio 2,27 ubytków, podczas gdy u tych mniej przesiadujących przed ekranem – 1,97.
      Z ankiety wynika, że osoby z grupy spędzającej przed komputerem najwięcej czasu gorzej dbają o higienę jamy ustnej – np. tylko 34 proc. spośród nich posługuje się nicią dentystyczną, natomiast wśród osób nieprzesiadujących przy komputerze – 41 proc.
      Również osobom, które zadeklarowały nadmierne korzystanie z komputera, towarzyszyło większe ryzyko chorób przyzębia w postaci krwawienia z dziąseł. Taki symptom w tej grupie odnotowało 35 proc. badanych. Tymczasem wśród respondentów nienadużywających komputera krwawienie występowało u 29 proc. badanych.
      Tomczyk dodaje, że nadmierne korzystanie z komputera wiąże się również ze złymi nawykami żywieniowymi. Młodzież ta częściej opuszcza śniadania, rzadziej spożywa warzywa i owoce, a częściej spożywa produkty bogate w cukry.
      Do tej pory wiele badań wskazywało, że nadmierne używanie komputerów może wiązać się z niezdrowym trybem życia – brakiem ruchu, nieregularnymi posiłkami, niezdrowym jedzeniem typu fast-food czy brakiem snu. Takie zachowania skutkują wieloma problemami zdrowotnymi m.in. otyłością czy cukrzycą a nawet zaburzeniami psychicznymi.
      Otwartym pozostało pytanie o związek między nadmiernym używaniem komputerów, a zdrowiem jamy ustnej. Jedyne takie badania przeprowadzono w Korei Południowej z uwagi na to, że kraj ten ma najwyższy odsetek internautów na świecie. Postanowiliśmy przeprowadzić podobne analizy wśród polskiej młodzieży – opowiada Tomczyk.
      Czy skala problemu nieodpowiedniej higieny jamy ustnej w Polsce wśród młodzieży nadużywającej komputera jest zbliżona do skali w Korei Płd.? W ocenie naukowca odpowiedź na to pytanie nie jest jasna, bo badania przeprowadzono w nieco inny sposób. Jednak tendencja wyłaniająca się z obu badań jest zbliżona – podkreśla Tomczyk.
      Naukowiec zapytany przez PAP, w jaki sposób należy walczyć z problemem odpowiada krótko: większa edukacja. Wiadomo, że przesiadywanie przed komputerem sprzyja wielu chorobom, w tym otyłości. Natomiast trzeba pokazywać młodzieży i rodzicom, że do tej plejady chorób należy również zaliczyć – o czym nie wiedziano – niekorzystne zmiany w jamie ustnej – kończy.
      Wyniki badań przeprowadzonych w 2017 r. w ramach projektu „Monitoring zdrowia jamy ustnej populacji polskiej” ukażą się w czasopiśmie Clinical and Experimental Dental Research.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...