Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Ociepleniowy konsensus

Rekomendowane odpowiedzi

W Internecie i tradycyjnych mediach wciąż trwają spory o globalne ocieplenie i ewentualny wpływ nań działalności człowieka. Nic dziwnego, gdyż sami naukowcy nie są w 100 procentach zgodni nawet co do samego występowania ocieplenia. Uczeni z University of Illinois w Chicago, profesor Peter Doran oraz Maggie Kendall Zimmerman, postanowili zbadać, jakie jest zdanie specjalistów na ten temat.

Podobne badania prowadzono już przed kilkoma laty. W 2004 roku Naomi Oreskes opublikowała w Science artykuł, w którym, opierając się na abstraktach 928 prac naukowych z lat 1993-2003 stwierdziła, że 75% z nich wyrażało opinię o wpływie człowieka na zmiany klimatu. Metodologia taka została skrytykowana za opieranie się na abstraktach, a nie na pełnym spektrum opinii naukowców.

Akademicy z Illinois postanowili zatem zapytać bezpośrednio specjalistów zajmujących się tematyką. Przygotowali online'owe badanie, do udziału w którym zaproszono 10 257 naukowców z uniwersytetów, federalnych ośrodków badawczych, agend rządowych (np. US Geological Survey, NASA, NOAA), laboratoriów Departamentu Energii itp. itd.

Aby zwiększyć szanse, że zaproszeni wezmą udział w badaniu, przygotowano je tak, by odpowiedź na ankietę nie zajęła więcej niż 2 minuty. Wśród dziewięciu pytań dwa dotyczyły poruszonej na początku kwestii:

1.Czy, w porównaniu z okresem przed rokiem 1800, średnia globalna temperatura spadła, wzrosła czy utrzymała się na tym samym poziomie?
2.Czy aktywność człowieka jest znaczącym czynnikiem wpływającym na wartość średniej globalnej temperatury?

Na ankietę odpowiedziało 3146 osób. Spośród nich 90% pochodziło z USA, 6% z Kanady, a 4% z 21 innych krajów. Ponad 90% miało tytuł doktorski, a około 7% było magistrami. Wśród respondentów największą grupę stanowili geochemicy (15,5%), geofizycy (12%) oraz oceanografowie (10,5%). Z kolei geologów, hydrologów, hydrogeologów i paleontologów było po 5-7%. Około 5% respondentów to klimatolodzy. Dla 8,5% biorących udział, badania nad zmianami klimatu stanowiły główne zajęcie, co można wnioskować z faktu, iż ponad 50% ich publikacji z ostatnich 5 lat dotyczyło właśnie tej tematyki.

Spośród wszystkich opisanych osób 90% stwierdziło, że po roku 1800 zauważalny jest wzrost średniej globalnej temperatury. Na pytanie 2. padło aż 82% odpowiedzi twierdzących, co oznacza, że tylu specjalistów uważa, iż człowiek znacząco przyczynił się do wzrostu temperatury.
Można również zauważyć, że im bardziej dana osoba specjalizowała się w badaniach nad klimatem, tym większą miała pewność zarówno co do wzrostu średniej temperatury, jak i do roli odgrywanej przez człowieka. Na przykład wśród klimatologów, którzy w ciągu ostatnich 5 lat opublikowali ponad 50% prac na temat zmian klimatycznych (takich osób było 79), aż 96,2% odpowiedziało "wzrosły" na pytanie pierwsze, a 97,4% uznało, że człowiek do zmian się przyczynił.

Z kolei najbardziej sceptyczni byli geolodzy specjalizujący się w badaniu złóż paliw kopalnych oraz meteorolodzy. W udział człowieka w zmiany klimatu wierzy, odpowiedznio, 47% i 64% z nich.

Opinia specjalistów rozmija się tutaj znacznie z opinią przeciętnego człowieka. Z badań Gallupa wynika bowiem, że tylko 58% ogółu obywateli uważa, że człowiek przyczynia się do zmian klimatycznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo interesująca jest rozbieżność pomiędzy klimatologami i meteorologami. Wydawać by się mogło, że to bardzo zbliżone specjalizacje, a wyniki są diametralnie różne. Ciekawe...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mi się to rzuciło w oczy.

Może przyczyna tkwi w tym, że klimatolodzy badają klimat, a meteorolody pogodę? Tych pierwszych interesuje on w dłuższych okresach, a tych drugich - w krótszych? Meteorolog musi wyjaśnić, dlaczego w tym roku było więcej huraganów niż w ubiegłym, a klimatolog zajmuje się np. tym, dlaczego całość klimatu jest inna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że meteorolodzy na bieżąco obserwują mnóstwo anomalii, które z dalszej perspektywy są tak naprawdę fluktuacjami, wyjątkami potwierdzającymi regułę. Klimatolog nie będzie zwracał szczególnej uwagi na pojedynczą wyjątkowo mroźną zimę, zaś dla meteorologa jest to nie lada wydarzenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nie wierzę aby dobrze wykształcony meteorolog robił szum z powodu jednej mroźnej zimy, tudzież jej braku. Takie anomalia są znane od dawna, to, że dziś dostęp do informacji jest o wiele łatwiejszy, może sprawiać pozorne wrażenie, że dzieje się coś złego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale ja nie mówię o szumie jako takim. Po prostu kariera meteorologa trwa, powiedzmy, 40 lat, i w rzeczywistości interesuje go pogoda praktycznie wyłącznie z tych czterdziestu lat - mając tak wąskie spojrzenie, siłą rzeczy nie jesteś w stanie dostrzec pewnych zmian. Co więcej, meteorolog nie musi mieć tak dogłębnego pojęcia o wpływie człowieka na klimat i/lub pogodę, jak zawodowy klimatolog, dlatego jego spojrzenie może być nieco węższe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Z badań Gallupa wynika bowiem, że tylko 58% ogółu obywateli uważa, że człowiek przyczynia się do zmian klimatycznych.

 

Oczywiście że się przyczynia, ale nie jest przyczyną ocieplenia klimatu . Jeśli jest przyczyną czegokolwiek to zatrucia środowiska naturalnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brakuje mi w tym artykule danych o opiniach innych specjalistów, którzy także mogliby mieć coś do powiedzenia w sprawie - przede wszystkim astronomów, a heliofizyków w szczególności. Jak się orientuje, ich zdanie nie całkiem pokrywa się z opinią badaczy Ziemi i wód. Mniej może co do samego faktu ocieplenia, bardziej za to w kwestii przyczyn sprawczych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo interesująca jest rozbieżność pomiędzy klimatologami i meteorologami.

 

Wiem :) Rozbieżność może być pozorna. Bo podane dane nie dotyczą wszystkich klimatologów, ale klimatologów specjalizujących się w zmianach klimatu. A w grupie meteorologów chodzi o wszystkich, a więc także tych, którzy zmianami klimatu w ogóle się nie interesują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale klimatologów specjalizujących się w zmianach klimatu

A właściwie to oni coś ponadto robią? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No, pewnie tak jak fizycy. Wszyscy zajmują się fizyką, ale mają jakieś specjalizacje i na jednych rzeczach znają się lepiej, na innych gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem :) Rozbieżność może być pozorna. Bo podane dane nie dotyczą wszystkich klimatologów, ale klimatologów specjalizujących się w zmianach klimatu. A w grupie meteorologów chodzi o wszystkich, a więc także tych, którzy zmianami klimatu w ogóle się nie interesują.

 

Bo nie muszą się interesować. Kryteria NOAA, na podstawie których amerykańskie uczelnie ustalają programy studiów meteorologicznych, nie zawierają obligatoryjnych zajęć z klimatologii. Zamiast tego można sobie wybrać np. hydrologię, chemię, oceanografię, optykę albo informatykę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Punktem wyjścia dla szacowania poziomu antropogenicznego ocieplenia jest zwykle rok 1850, kiedy na wystarczająco dużą skalę prowadzono wiarygodne pomiary temperatury. Jednak w roku 1850 rewolucja przemysłowa trwała od dawna, więc przyjmując ten rok jako podstawę dla pomiarów, trudno jest mówić o wpływie człowieka na temperatury na Ziemi od czasów preindustrialnych. Andrew Jarvis z Lancaster University i Piers Forster z University of Leeds, wykorzystali rdzenie lodowe z Antarktyki do opracowania nowej osi referencyjnej temperatur w czasach przedprzemysłowych.
      Uczeni przeanalizowali bąbelki powietrza zamknięte w rdzeniach lodowych i w ten sposób określili stężenie dwutlenku węgla w latach 13–1700. Następnie, zakładając liniową zależność pomiędzy koncentracją CO2 a temperaturami, obliczyli średnie temperatury panujące na Ziemi.
      Z pracy opublikowanej na łamach Nature Geoscience dowiadujemy się, że od okresu przed 1700 roku do roku 2023 ludzie podnieśli średnią temperaturę na planecie o 1,49 (±0,11) stopnia Celsjusza. Dodatkową zaletą wykorzystanej metody jest niezależna weryfikacja obecnych szacunków. Z badań Jarvisa i Forstera wynika, że od roku 1850 wzrost temperatury wyniósł 1,31 stopnia Celsjusza. Dokładnie zgadza się to z dotychczasowymi ustaleniami, ale badania z rdzeni lodowych są obarczone mniejszym marginesem błędu.
      Niektórzy eksperci uważają, że nowa metoda, chociaż sprawdza się teraz, może nie być przydatna w przyszłości. Nie wiemy bowiem, czy w nadchodzących dekadach liniowa zależność pomiędzy stężeniem dwutlenku węgla a temperaturą się utrzyma. Ich metoda bazuje na korelacji stężenia CO2 z antropogenicznym ociepleniem klimatu. Ta widoczna w przeszłości silna korelacja może być czystym przypadkiem i, w zależności od tego jak będą się układały proporcje CO2 i innych czynników w przyszłości, może się ona nie utrzymać, stwierdza Joeri Rogelj z Imperial College London.
      Richard Betts z Met Office chwali nową metodę, zauważa, że może dostarczać ona lepszych danych na temat przeszłości, ale nie widzi potrzeby zmiany punktu odniesienia dla badań nad ociepleniem klimatu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Leżące na północ od Ameryki Północnej przejście Północno-Zachodnie łączy Atlantyk z Oceanem Spokojnym. Poszukiwane było przez setki lat, aż w końcu udowodniono jego istnienie. Nie zdążyło jednak nabrać znaczenia, gdyż wkrótce potem otwarto Kanał Panamski. Od lat panuje przekonanie, że w związku z globalnym ociepleniem Przejście stanie się łatwiej dostępne. Jednak autorzy badań opublikowanych na łamach Nature twierdzą, że dzieje się coś przeciwnego. Żegluga tym szlakiem staje się coraz bardziej ryzykowna.
      Kanadyjscy naukowcy przez 15 lat przyglądali się temu, co dzieje się w Przejściu Północno-Zachodnim i zauważyli, że z powodu globalnego ocieplenia gromadzi się tam grubszy lód. Jednoroczny lód się wycofuje, a to pozwala wpłynąć na te obszary grubszemu lodowi z Grenlandii.
      Uczeni badali historyczne informacje o występowaniu lodu w Przejściu i przekładali to na długość trwania sezonu żeglugowego. Z analiz wynika, że z powodu globalnego ocieplenia w czterech regionach Przejścia Północno-Zachodniego doszło do znaczących zmian. W trzech z nich pomiędzy rokiem 2007 a 2021 doszło do skrócenia sezonu żeglugowego o 50 do 70 procent. W jednym z nich, na wschodzie Lancaster Sound, sezon żeglugowy wydłużył się w tym czasie o 15%.
      Pomimo skrócenia sezonu żeglugowego z danych Kanadyjskiej Straży Wybrzeża wynika, że ruch w badanym regionie zwiększył się. Ma to związek ze zwiększonym ruchem turystycznym, komercyjnym oraz ruchem określonym jako „adventuring opportunities”. Tę pozorną sprzeczność łatwo wyjaśnić. Z jednej strony firmy komercyjne szukają alternatywy wobec wąskiego i przepełnionego Kanału Panamskiego, z drugie zaś ruch turystyczny rozlewa się po całym globie i coraz więcej osób szuka przygód.
      Trzy regiony Przejścia, w których pojawił się grubszy lód, leżą na jego północnej odnodze. Jest ona krótsza, a więc bardziej atrakcyjna dla żeglugi. Odnoga południowa niemal nie odczuwa napływu grubszego lodu i to właśnie tam doszło do zwiększenia ruchu.
      Grubszy lód z dalekiej północy może jeszcze przez około 2 dekady napływał do Przejścia Północno-Zachodniego. Jeśli zaś ludzkość radykalnie nie zmniejszy emisji gazów cieplarnianych, to po roku 2050 Przejście Północno-Zachodnie powinno być w większości wolne od lodu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Illinois Natural History Survey postanowili sprawdzić, jak w latach 1970–2019 globalne ocieplenie wpłynęło na 201 populacji 104 gatunków ptaków. Przekonali się, że w badanym okresie liczba przychodzących na świat piskląt generalnie spadła, jednak widoczne są duże różnice pomiędzy gatunkami. Globalne ocieplenie wydaje się zagrażać przede wszystkim ptakom migrującym oraz większym ptakom. Wśród gatunków o największym spadku liczby piskląt znajduje się bocian biały.
      Uczeni przyjrzeli się ptakom ze wszystkich kontynentów i stwierdzili, że rosnące temperatury w sezonie lęgowym najbardziej zagroziły bocianowi białemu i błotniakowi łąkowemu, ptakom dużym i migrującym. Wyraźny spadek widać też u orłosępów, które nie migrują, ale są dużymi ptakami. Znacznie mniej piskląt mają też średniej wielkości migrujące rybitwy różowe, małe migrujące oknówki zwyczajne oraz australijski endemit chwoska jasnowąsa, która jest mała i nie migruje.
      Są też gatunki, którym zmiana klimatu najwyraźniej nie przeszkadza i mają więcej piskląt niż wcześniej. To na przykład średniej wielkości migrujący tajfunnik cienkodzioby, krogulec zwyczajny, krętogłów zwyczajny, muchołówka białoszyja czy bursztynka. U innych gatunków, jak u dymówki, liczba młodych rośnie w jednych lokalizacjach, a spada w innych. To pokazuje, że lokalne różnice temperaturowe mogą odgrywać olbrzymią rolę i mieć znaczenie dla przetrwania gatunku.
      Wydaje się jednak, że najbardziej narażone na ryzyko związane z globalnym ociepleniem są duże ptaki migrujące. To wśród nich widać w ciągu ostatnich 5 dekad największe spadki liczby potomstwa. Ponadto rosnące temperatury wywierają niekorzystny wpływ na gatunki osiadłe ważące powyżej 1 kilograma oraz gatunki migrujące o masie ponad 50 gramów. Fakt, że problem dotyka głównie gatunków migrujących sugeruje pojawianie się rozdźwięku pomiędzy terminami migracji a dostępnością pożywienia w krytycznym momencie, gdy ptaki karmią młode. Niekorzystnie mogą też wpływać na nie zmieniające się warunki w miejscach zimowania.
      Przykładem gatunku, który radzi sobie w obliczu zmian klimatu jest zaś bursztynka. Naukowcy przyglądali się populacji z południa Illinois. Bursztynki to małe migrujące ptaki, które gniazdują na bagnach i terenach podmokłych. W badanej przez nas populacji liczba młodych na samicę rośnie gdy rosną lokalne temperatury. Liczba potomstwa w latach cieplejszych zwiększa się, gdyż samice wcześniej składają jaja, co zwiększa szanse na dwa lęgi w sezonie. Bursztynki żywią się owadami, zamieszkują środowiska pełne owadów. Wydaje się, że – przynajmniej dotychczas – zwiększenie lokalnych temperatur nie spowodowało rozdźwięku pomiędzy szczytem dostępności owadów, a szczytem zapotrzebowania na nie wśród bursztynek, mówi współautor badań, Jeff Hoover. Uczony dodaje, że o ile niektóre gatunki mogą bezpośrednio doświadczać skutków zmian klimatu, to zwykle znacznie ma cały szereg czynników i interakcji pomiędzy nimi.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach PNAS. Environmental Sciences.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania przeprowadzone za pomocą algorytmów sztucznej inteligencji sugerują, że nie uda się dotrzymać wyznaczonego przez ludzkość celu ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej czasów preindustrialnych. Wątpliwe jest też ograniczenie ocieplenia do poziomu poniżej 2 stopni Celsjusza.
      Noah Diffenbaugh z Uniwersytetu Stanforda i Elizabeth Barnes z Colorado State University wytrenowali sieć neuronową na modelach klimatycznych oraz historycznych danych na temat klimatu. Ich model był w stanie precyzyjnie przewidzieć, jak zwiększała się temperatura w przeszłości, dlatego też naukowcy wykorzystali go do przewidzenia przyszłości. Z modelu wynika, że próg 1,5 stopnia Celsjusza ocieplenia powyżej poziomu preindustrialnego przekroczymy pomiędzy rokiem 2033 a 2035. Zgadza się to z przewidywaniami dokonanymi bardziej tradycyjnymi metodami. Przyjdzie czas, gdy oficjalnie będziemy musieli przyznać, że nie powstrzymamy globalnego ocieplenia na zakładanym poziomie 1,5 stopnia. Ta praca może być pierwszym krokiem w tym kierunku, mówi Kim Cobb z Brown University, który nie był zaangażowany w badania Diffenbaugha i Barnes.
      Przekroczenie poziomu 1,5 stopnia jest przewidywane przez każdy realistyczny scenariusz redukcji emisji. Mówi się jednak o jeszcze jednym celu: powstrzymaniu ocieplenia na poziomie nie wyższym niż 2 stopnie Celsjusza w porównaniu z epoką przedindustrialną. Tutaj przewidywania naukowców znacząco różnią się od przewidywań SI.
      Zdaniem naukowców, możemy zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 2 stopni Celsjusza pod warunkiem, że do połowy wieków państwa wywiążą się ze zobowiązania ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do zera. Sztuczna inteligencja nie jest jednak tak optymistycznie nastawiona. Zdaniem algorytmu, przy obecnej emisji poziom ocieplenia o ponad 2 stopnie osiągniemy około roku 2050, a przy znacznym zredukowaniu emisji – około roku 2054. Obliczenia te znacznie odbiegają od szacunków IPCC z 2021 roku, z których wynika, że przy redukcji emisji do poziomu, jaki jest wspomniany przez algorytm sztucznej inteligencji, poziom 2 stopni przekroczymy dopiero w latach 90. obecnego wieku.
      Diffenbaugh i Barnes mówią, że do przewidywania przyszłych zmian klimatu naukowcy wykorzystują różne modele klimatyczne, które rozważają wiele różnych scenariuszy, a eksperci – między innymi na podstawie tego, jak dany model sprawował się w przeszłości czy jak umiał przewidzieć dawne zmiany klimatu, decydują, który scenariusz jest najbardziej prawdopodobny. SI, jak stwierdzają uczeni, bardziej skupia się zaś na obecnym stanie klimatu. Stąd też mogą wynikać różnice pomiędzy stanowiskiem naukowców a sztucznej inteligencji.
      W środowisku naukowym od pewnego czasu coraz częściej słychać głosy, byśmy przestali udawać, że jesteśmy w stanie powstrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza. Wielu naukowców twierdzi jednak, że jest to możliwe, pod warunkiem, że do 2030 roku zmniejszymy emisję gazów cieplarnianych o połowę.
      Sztuczna inteligencja jest więc znacznie bardziej pesymistycznie nastawiona od większości naukowców zarówno odnośnie możliwości powstrzymania globalnego ocieplenia na poziomie 1,5, jak i 2 stopni Celsjusza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sześciu [w ubiegłym roku było ich czterech – red.] reprezentantów Polski znalazło się w tym roku na prestiżowej liście najczęściej cytowanych naukowców Highly Cited Researchers 2021(HCR). Widoczna jest rosnąca pozycja Chin i spadek notowań pozostających liderem Stanów Zjednoczonych. Australia zajmując czwartą pozycję wyprzedziła Niemcy.
      Listę HCR ogłasza co roku międzynarodowa firma analityczna Clarivate Analytics na podstawie bazy Web of Science. Trafiają na nią naukowcy, których publikacje znalazły się wśród 1 proc. najczęściej cytowanych w 21 dziedzinach nauki (brano pod uwagę lata 2010-2020).
      Na liście HCR 2021 są 6602 osoby, w tym 6 z Polski: kardiolog prof. Piotr Ponikowski, rektor Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu (już po raz 7, co nie udało się jeszcze żadnemu polskiemu naukowcowi); nieżyjący od roku 2019 chemik, prof. Jacek Namieśnik, b. rektor Politechniki Gdańskiej (po raz trzeci); fizjolog roślin prof. Mohamed Hazem Kalaji ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie (po raz trzeci); matematyk prof. Vicentiu D. Radulescu z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie (po raz czwarty); chirurg onkolog prof. Piotr Rutkowski (Narodowy Instytut Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie – Państwowy Instytut Badawczy); i farmakolog Atanas G. Atanasov, afiliowany przy Polskiej Akademii Nauk (PAN).
      Przedstawiciele uczelni, które reprezentują wyróżnieni naukowcy mają nadzieję na awans ich placówek w globalnym rankingu - na Liście Szanghajskiej.
      W tym roku wyróżnieni zostali badacze z ponad 70 krajów i regionów – 3774 w określonych dziedzinach i 2828 za badania interdyscyplinarne. Jest wśród nich 24 laureatów Nagrody Nobla, w tym pięciu ogłoszonych w tym roku: David Julius, University of California San Francisco (fizjologia lub medycyna), Ardem Patapoutian, Scripps Research, La Jolla, (fizjologia lub medycyna), David W. C. MacMillan, Uniwersytet Princeton (chemia), David Card, University of California Berkeley, Berkeley (ekonomia), oraz Guido Imbens, Stanford University (ekonomia) .
      Aż 77 „laureatów cytowań“ firma Clarivate Analytics uznała za potencjalnych laureatów Nagrody Nobla. 23 badaczy wykazało się wyjątkową wszechstronnością - byli cytowani w trzech lub więcej dziedzinach. Profesor Rob Knight z University of San Diego California jako jedyny zakwalifikował się aż w czterech dziedzinach (biologia i biochemia; środowisko/ekologia; mikrobiologia; biologia molekularna i genetyka).
      Na liście najwięcej jest naukowców ze Stanów Zjednoczonych (2622, co stanowi 39,7 proc.), ale przed rokiem było to 41,5 proc. Przybyło natomiast reprezentantów kontynentalnych Chin (934, czyli 14,2 proc. obecnie; 12,1 proc. przed rokiem). W ciągu zaledwie czterech lat Chiny kontynentalne podwoiły swój udział w populacji wysoko cytowanych naukowców.
      Na trzecim miejscu znajduje się Wielka Brytania z 492 badaczami (7,5 proc. ogółu). Chociaż jej udział w całkowitej liście spadł, jest nadal bardzo wysoki, biorąc pod uwagę, że Wielka Brytania ma populację stanowiącą jedną piątą populacji Stanów Zjednoczonych i jedną dwudziestą Chin kontynentalnych.
      Australia nieznacznie wyprzedziła Niemcy na czwartym miejscu z 332 badaczami, a Holandia jest na szóstym miejscu z 207 badaczami (5 proc.) – co jest niezwykłe dla krajów liczących odpowiednio 25 i 17 milionów mieszkańców w porównaniu z 83 milionami w Niemczech, które znajdują się również powyżej Kanady, Francji, Hiszpanii i Szwajcarii w pierwszej dziesiątce.
      Po raz pierwszy w tym roku na liście znaleźli się naukowcy z Bangladeszu, Kuwejtu, Mauritiusa, Maroka i Gruzji.
      Uczelnie amerykańskie stanowią sześć z dziesięciu najlepszych pod względem liczby najczęściej cytowanych naukowców, a Uniwersytet Harvarda po raz kolejny ma najwyższą koncentrację wysoko cytowanych naukowców na świecie

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...