Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Globalne ocieplenie mniej groźne?

Rekomendowane odpowiedzi

Naukowcy z Cornell University przeprowadzili największe jak dotąd badania sadzy w gruncie i na ich podstawie stwierdzili, że większość modeli klimatycznych dotyczących globalnego ocieplenia daje fałszywy obraz. Ich zdaniem, groźba ocieplenia klimatu jest mniejsza, niż sądzimy.

Zespół pod kierunkiem biogeochemika profesora Johannesa Lehmanna zbadał poziom sadzy w gruncie w 452 obszarach dwóch australijskich sawann.

Obecnie uważa się, że wskutek ocieplania klimatu i związanego z tym ocieplania się gruntu, dochodzi do uwolnienia coraz większych ilości dwutlenku węgla z gruntu, co z kolei przyspiesza ocieplanie klimatu. W stosowanych modelach klimatycznych uwzględnia się węgiel uwalniany z gruntu, ale uzyskiwane wyniki znacznie się różnią, w zależności od tego, czy uwzględnimy w nich sadzę czy tez nie.

W gruncie znajduje się wiele różnych postaci węgla. Mamy węgiel organiczny, powstały wskutek rozkładu roślin oraz sadzę, która tworzy się przy spalaniu materii organicznej. O ile węgiel organiczny jest uwalniany do atmosfery w ciągu kilku lat, to sadza potrzebuje od 1000 do 2000 lat by zostać zamieniona w dwutlenek węgla.

Amerykanie zbadali rzeczywiste poziomy sadzy w australijskim gruncie, a następnie dane te wprowadzili do modeli klimatycznych. Okazało się wówczas, że rzeczywisty poziom emisji dwutlenku węgla z gruntu jest na przestrzeni 100 lat o około 20% niższy, niż dotychczas przypuszczano. Wyliczenia te są niezmiernie ważne, gdyż emisja dwutlenku z gruntu to największe źródło węgla w atmosferze. Jest ona 10-krotnie wyższa, niż cała emisja powodowana przez człowieka.

W przeprowadzonych badań wiemy, że zmiany klimatyczne są bardziej gwałtowne, niż wcześniej przypuszczano. Jednak ten jeden czynnik, stabilność sadzy w glebie, jeśli zostanie uwzględniony w modelach klimatycznych, nieco łagodzi dramatyczne przewidywania - mówi profesor Lehmann.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwne, może źle myślę, ale mnie wychodzi konkluzja wręcz przeciwna. Skoro emicja CO2 z gruntu jest mniejsza niż zakładano, to stanowi mniejszą procentowo przyczynę clobalnego ocieplenia. Czyli czynnik ludzki stanowi przyczynę istotniejszą niż zakładano. Ergo: Ocieplanie się jest zjawiskiem jeszcze mniej naturalnym, niż dotychczas sądzono, a przy tym składnik stały okazuje się mniejszy od dynamicznie rosnącego. Na zdrowy rozum zatem dynamika wzrostu jest większa niż wynikało z dotychczasowego modelu, co wróży źle.

Nie wiem, czy udało mi się to dostatecznie zrozumiale wyłożyć…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwne, może źle myślę, ale mnie wychodzi konkluzja wręcz przeciwna.

 

nie doczyta do końca i się wypowiada... imao jesteś typowym ignorantem

 

"Wyliczenia te są niezmiernie ważne, gdyż emisja dwutlenku z gruntu to największe źródło węgla w atmosferze. Jest ona 10-krotnie wyższa, niż cała emisja powodowana przez człowieka."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie podważa to mojego wywodu.

Emisja CO2 ma określony poziom i dynamikę, odkrycie, że jedno jej źródło jest słabsze jej nie zmniejsza! Zmienia natomiast proporcje. Jeśli emisja z gruntu jest mniejsza o 20%, to już nie jest 10 razy większa od „ludzkiej”, tylko mniej (albo wg wcześniejszego modelu była większa niż dziesięciokrotność). Wracamy do tego, że emisja powodowana przez człowieka ma większe znaczenie w całości, niż myślano do tej pory. Wzrost emisji „ludzkiej” o x procent w nowym modelu jest zatem liczbowo większym wzrostem emisji, niż w starym modelu.

 

jesteś typowym ignorantem
A to faktycznie zbija moją argumentację, przekonałeś mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jurgi bardzo dobrze kombinuje - mi wychodzi coś podobnego. Skoro węgiel z sadzy jest uwalniany wolniej niż dotychczas, to może to oznaczać, że inne źródła węgla w atmosferze na tyle je tym węglem nasycają, że na ten z sadzy jest już mniej miejsca. Oczywiście oboje się możemy mylić, co nie znaczy dirtymesucker`ze że jest to powód by kogoś nazywać ignorantem. Cicho pominę sprawę stwierdzenia kto doczytał do końca, a kto nie.

 

PS. co to jest "imao" ? :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie no wykładka na plecy totalna...

wniosek z artykułu jest taki, że gdyby człowiek przestał emitować co2 lub nawet zwiększył jego emisję np. dwukrotnie to i tak nic by się nie zmieniło. czaisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie no wykładka na plecy totalna...

wniosek z artykułu jest taki, że gdyby człowiek przestał emitować co2 lub nawet zwiększył jego emisję np. dwukrotnie to i tak nic by się nie zmieniło. czaisz?

 

Nie, nie zaczaiłem - poleż jeszcze troszkę na plecach, pomantruj - samo przejdzie. To że Ty takie wnioski z artykuły wyniosłeś wcale nie oznacza, że masz absolutną rację. Swoją drogą Twe wnioski z ostatniego zdania IMHO sobie zaprzeczają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehhh ja tu tylko czytam o coraz to mniejszym znaczeniu człowieka w przyrodzie ;], czym się tu przejmować jak tak czy inaczej, człowiek produkuje 10 razy mniej CO2 niż sama przyroda. A co do tych 20% to działa na naszą korzyść bo jeśli przyroda nie produkuje tych 20% to my możemy bezkarnie zwiększyć emisję o 20%, żeby czasem naukowcy nie musieli tworzyć nowych modeli klimatycznych. (-20%+20%=0 czyli entropia zachowana)  ;D :):D 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie no wykładka na plecy totalna...

wniosek z artykułu jest taki, że gdyby człowiek przestał emitować co2 lub nawet zwiększył jego emisję np. dwukrotnie to i tak nic by się nie zmieniło. czaisz?

Nie. Wniosek artykułu jest taki, że

 

a) skoro poziom emisji jest znany, a jeden z czynników na niego się składający został przeszacowany, to musi istnieć inny czynnik którego niedoszacowano.

 

Jeden z autorów badań wyjaśniał

 

"It means that if we overestimated the soil response to warming then we must have underestimated something else dramatically because we have a net effect of faster global warming. That is really something to think about."

 

:D uwalnianie do atmosfery zawartego w glebie czarnego węgla to część dodatniego sprzężenia zwrotnego, zależnego od temperatury - jak najbardziej zależy więc od antropogenicznych emisji.

 

c) autorzy badali tylko australijskie sawanny, i przestrzegają przed ekstrapolowaniem wyników ich badań na skalę globalną.

 

Ehhh ja tu tylko czytam o coraz to mniejszym znaczeniu człowieka w przyrodzie ;], czym się tu przejmować jak tak czy inaczej, człowiek produkuje 10 razy mniej CO2 niż sama przyroda.

Po pierwsze, w skali czasowej krótszej niż geologiczna tylko człowiek _produkuje dodatkowy_ CO2 (spalając paliwa kopalne), natomiast przyroda cyklicznie _przetwarza stałą _ilość CO2.

 

A co do tych 20% to działa na naszą korzyść bo jeśli przyroda nie produkuje tych 20% to my możemy bezkarnie zwiększyć emisję o 20%

Jeśli nie produkuje w jednym miejscu, to musi produkować w innym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze, w skali czasowej krótszej niż geologiczna tylko człowiek _produkuje dodatkowy_ CO2 (spalając paliwa kopalne), natomiast przyroda cyklicznie _przetwarza stałą _ilość CO2.

Dlaczego patrzysz tylko w takiej skali? Przecież CO2 "wytwarzany" przez człowieka w rzeczywistości tylko wraca do obiegu, z którego został tymczasowo wyłączony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie. Wniosek artykułu jest taki, że

 

a) skoro poziom emisji jest znany, a jeden z czynników na niego się składający został przeszacowany, to musi istnieć inny czynnik którego niedoszacowano.

[...]

Może całkowity poziom emicji był liczony na podstawie sum poszczególnych czynników, więc to by zaprzeczało Twojemu wnioskowi. Nie wiemy jak był liczony całkowity poziom emisji, więc nie możemy stwierdzić czy wnioskiem jest, że ludzie mają większy wpływ na poziom emisji C02 niż uważano.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego patrzysz tylko w takiej skali? Przecież CO2 "wytwarzany" przez człowieka w rzeczywistości tylko wraca do obiegu, z którego został tymczasowo wyłączony.

 

Tak, szczególnie ten z ropy i węgla.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego patrzysz tylko w takiej skali?

Patrzę w skali, jaka ma znaczenie dla naszej cywilizacji. Geologiczna nie ma ("kilkaset milionów lat temu stężenie ditlenku węgla było wielokrotnie wyższe niż obecnie"), podobnie jak nie ma kosmologiczna ("przez większość czasu istnienia wszechświata cięższe pierwiastki nie istniały!").

 

Może całkowity poziom emicji był liczony na podstawie sum poszczególnych czynników, więc to by zaprzeczało Twojemu wnioskowi.

Nie był.

 

Nie wiemy jak był liczony całkowity poziom emisji, więc nie możemy stwierdzić czy wnioskiem jest, że ludzie mają większy wpływ na poziom emisji C02 niż uważano.

_Ty_ nie wiesz jak był "liczony całkowity poziom emisji." _Ja_ to wiem - i Lehmann z kolegami też to wiedzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Patrzę w skali, jaka ma znaczenie dla naszej cywilizacji. Geologiczna nie ma ("kilkaset milionów lat temu stężenie ditlenku węgla było wielokrotnie wyższe niż obecnie"), podobnie jak nie ma kosmologiczna ("przez większość czasu istnienia wszechświata cięższe pierwiastki nie istniały!").

Dobierasz fakty do własnych potrzeb, co jest mało naukowym podejściem. Tymczasem ludzie powinni patrzeć na cały ekosystem Ziemi, a nie tylko spoglądać maksymalnie na końcówkę własnego nosa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobierasz fakty do własnych potrzeb, co jest mało naukowym podejściem.

Dobieram fakty do opisu problemu, który to problem jest związany z potrzebami naszej cywilizacji.

 

Jeśli NASA odkryje asteroidę na kursie kolizyjnym z Ziemią, nie będziesz mówić, że nie ma się czym martwić, bo przecież w skali geologicznej takie kataklizmy są jak najbardziej "naturalne" i zdarzały się wielokrotnie.

 

Tymczasem ludzie powinni patrzeć na cały ekosystem Ziemi, a nie tylko spoglądać maksymalnie na końcówkę własnego nosa.

Do opisu całego ekosystemu Ziemi geologiczna skala czasu również się nie nadaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wprost przeciwnie. Skala geologiczna pokazuje, że nawet sami ludzie(!) przeżywali w bardzo różnym klimacie. O ekosystemie nie wspomnę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wprost przeciwnie. Skala geologiczna pokazuje, że nawet sami ludzie(!) przeżywali w bardzo różnym klimacie. O ekosystemie nie wspomnę.

Możesz jakoś rozwinąć ten temat? I wyjaśnić, co rozumiesz przez pojęcia "skala geologiczna", "człowiek" i "ekosystem"? Bo ostatnio mówiliśmy o okresie dzielącym nas od sekwestracji i uformowania się złóż paliw kopalnych dziesiątki czy nawet setki milionów lat temu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po kolei: badania sięgające daleko w historię Ziemi są potrzebne, bo dostarczają nam szerszej wiedzy. Tyle, bez wielkiego wydziwiania. Natomiast historia samej ludzkości pokazała, że człowiek był jednak w stanie dostosować się do wielu zmian klimatu. Chociaż masz rację, napisałem niejasno ze skalą geologiczną, więc powiem inaczej: skala geologiczna pokazuje, że ziemski ekosystem radził sobie z ekstremalnymi zmianami klimatu, a niektóre ze zmian w historii Ziemi przeżyli także ludzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No przeżyć, to przeżyjemy, w tej całej panice biega o to, żeby przeżyć możliwie bez wstrząsów, bez kryzysu, itd. :D

 

Wywołałem widzę dość burzliwą dyskusję, więć trochę oleju na te wzburzone wody… Szkopuł tkwi w tym, jak sądzę, że wszelkie doniesienia prasowe o badaniach naukowych są z konieczności skrótowe i mogą być – poprzez brak wielu założeń, faktów i dowodów – mylące, albo wręcz jak tu, gdzie zaprezentowane suche wyniki zdają się przeczyć postawionej tezie.

 

Nie sądzę wszakże, żeby cytowani naukowcy byli idiotami, skoro coś-tam wnioskują, to prawdopodobnie mają ku temu podstawy. Do kompetentnej oceny musielibyśmy dysponować pełną dokumentacją badań (bo nawet oryginalny artykuł pewnie nie zawiera wszystkiego), oraz odpowiednią wiedzą… Niewielu z nas zapewne jest w stanie kompetentnie ocenić takie badania. My tu sobie dyskutujemy troszkę na takiej zasadzie, jak pan Janusz Korwim Mikke, który przy pomocy szklanki, kilku kostek lodu i czajnika z ciepłą wodą udowodnił niezbicie, że ocieplenie klimatu nie wywoła podniesienia się poziomu wód. :)

 

Tym niemniej miło w dobrym towarzystwie poćwiczyć rozumowanie na tych skromnych faktach, którymi dysponujemy. Bo swój wniosek (tylko na podstawie przedstawionych tu faktów, zaznaczam) podtrzymuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ludzie chcą dojść do tego, czy oni sami powodują globalne ocieplenie, co nie ma większego znaczenia. wszystko wskazuje na to, że stosunkowo do planety w bardzo małym stopniu produkujemy co2, poza tym nie wiadomo nawet czy co2 jest główną przyczyną tego wszystkiego (tak naprawdę im więcej co2, tym lepiej).

globalne ocieplenie po prostu dzieje się. i nic ani nikt tego nie powstrzyma. ta planeta przeżyła już gorsze sytuacje, poradzi sobie i teraz. jaki z tego wniosek?

że grzejnikiem się nie ogolisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ludzie chcą dojść do tego, czy oni sami powodują globalne ocieplenie, co nie ma większego znaczenia. wszystko wskazuje na to, że stosunkowo do planety w bardzo małym stopniu produkujemy co2, poza tym nie wiadomo nawet czy co2 jest główną przyczyną tego wszystkiego (tak naprawdę im więcej co2, tym lepiej).

globalne ocieplenie po prostu dzieje się. i nic ani nikt tego nie powstrzyma. ta planeta przeżyła już gorsze sytuacje, poradzi sobie i teraz. jaki z tego wniosek?

że grzejnikiem się nie ogolisz.

 

Prosto zwięźle i z puentą  :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobno w calym Ukladzie Slonecznym sie ociepla...ciekawe czy to wynik CO2 wytwarzanego przez czlowieka :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
ludzie chcą dojść do tego, czy oni sami powodują globalne ocieplenie, co nie ma większego znaczenia.

Ludzie wierzą w jakąś-tam bzdurną konferencję klimatyczną w Poznaniu organizowaną za ich pieniądze.

 

Były ostatnio doniesienia że ponoć mrówki wytwarzają dużo więcej CO2 niż człowiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sorka, ze nie czytalem co piszecie ale sadze iz najwiecej dwutlenkow i innych amoniakow produkuja fabryki nastawione na zysk!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Punktem wyjścia dla szacowania poziomu antropogenicznego ocieplenia jest zwykle rok 1850, kiedy na wystarczająco dużą skalę prowadzono wiarygodne pomiary temperatury. Jednak w roku 1850 rewolucja przemysłowa trwała od dawna, więc przyjmując ten rok jako podstawę dla pomiarów, trudno jest mówić o wpływie człowieka na temperatury na Ziemi od czasów preindustrialnych. Andrew Jarvis z Lancaster University i Piers Forster z University of Leeds, wykorzystali rdzenie lodowe z Antarktyki do opracowania nowej osi referencyjnej temperatur w czasach przedprzemysłowych.
      Uczeni przeanalizowali bąbelki powietrza zamknięte w rdzeniach lodowych i w ten sposób określili stężenie dwutlenku węgla w latach 13–1700. Następnie, zakładając liniową zależność pomiędzy koncentracją CO2 a temperaturami, obliczyli średnie temperatury panujące na Ziemi.
      Z pracy opublikowanej na łamach Nature Geoscience dowiadujemy się, że od okresu przed 1700 roku do roku 2023 ludzie podnieśli średnią temperaturę na planecie o 1,49 (±0,11) stopnia Celsjusza. Dodatkową zaletą wykorzystanej metody jest niezależna weryfikacja obecnych szacunków. Z badań Jarvisa i Forstera wynika, że od roku 1850 wzrost temperatury wyniósł 1,31 stopnia Celsjusza. Dokładnie zgadza się to z dotychczasowymi ustaleniami, ale badania z rdzeni lodowych są obarczone mniejszym marginesem błędu.
      Niektórzy eksperci uważają, że nowa metoda, chociaż sprawdza się teraz, może nie być przydatna w przyszłości. Nie wiemy bowiem, czy w nadchodzących dekadach liniowa zależność pomiędzy stężeniem dwutlenku węgla a temperaturą się utrzyma. Ich metoda bazuje na korelacji stężenia CO2 z antropogenicznym ociepleniem klimatu. Ta widoczna w przeszłości silna korelacja może być czystym przypadkiem i, w zależności od tego jak będą się układały proporcje CO2 i innych czynników w przyszłości, może się ona nie utrzymać, stwierdza Joeri Rogelj z Imperial College London.
      Richard Betts z Met Office chwali nową metodę, zauważa, że może dostarczać ona lepszych danych na temat przeszłości, ale nie widzi potrzeby zmiany punktu odniesienia dla badań nad ociepleniem klimatu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Leżące na północ od Ameryki Północnej przejście Północno-Zachodnie łączy Atlantyk z Oceanem Spokojnym. Poszukiwane było przez setki lat, aż w końcu udowodniono jego istnienie. Nie zdążyło jednak nabrać znaczenia, gdyż wkrótce potem otwarto Kanał Panamski. Od lat panuje przekonanie, że w związku z globalnym ociepleniem Przejście stanie się łatwiej dostępne. Jednak autorzy badań opublikowanych na łamach Nature twierdzą, że dzieje się coś przeciwnego. Żegluga tym szlakiem staje się coraz bardziej ryzykowna.
      Kanadyjscy naukowcy przez 15 lat przyglądali się temu, co dzieje się w Przejściu Północno-Zachodnim i zauważyli, że z powodu globalnego ocieplenia gromadzi się tam grubszy lód. Jednoroczny lód się wycofuje, a to pozwala wpłynąć na te obszary grubszemu lodowi z Grenlandii.
      Uczeni badali historyczne informacje o występowaniu lodu w Przejściu i przekładali to na długość trwania sezonu żeglugowego. Z analiz wynika, że z powodu globalnego ocieplenia w czterech regionach Przejścia Północno-Zachodniego doszło do znaczących zmian. W trzech z nich pomiędzy rokiem 2007 a 2021 doszło do skrócenia sezonu żeglugowego o 50 do 70 procent. W jednym z nich, na wschodzie Lancaster Sound, sezon żeglugowy wydłużył się w tym czasie o 15%.
      Pomimo skrócenia sezonu żeglugowego z danych Kanadyjskiej Straży Wybrzeża wynika, że ruch w badanym regionie zwiększył się. Ma to związek ze zwiększonym ruchem turystycznym, komercyjnym oraz ruchem określonym jako „adventuring opportunities”. Tę pozorną sprzeczność łatwo wyjaśnić. Z jednej strony firmy komercyjne szukają alternatywy wobec wąskiego i przepełnionego Kanału Panamskiego, z drugie zaś ruch turystyczny rozlewa się po całym globie i coraz więcej osób szuka przygód.
      Trzy regiony Przejścia, w których pojawił się grubszy lód, leżą na jego północnej odnodze. Jest ona krótsza, a więc bardziej atrakcyjna dla żeglugi. Odnoga południowa niemal nie odczuwa napływu grubszego lodu i to właśnie tam doszło do zwiększenia ruchu.
      Grubszy lód z dalekiej północy może jeszcze przez około 2 dekady napływał do Przejścia Północno-Zachodniego. Jeśli zaś ludzkość radykalnie nie zmniejszy emisji gazów cieplarnianych, to po roku 2050 Przejście Północno-Zachodnie powinno być w większości wolne od lodu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zdaniem naukowców z University of Cambridge, wpływ wulkanów na klimat jest mocno niedoszacowany. Na przykład w najnowszym raporcie IPCC założono, że aktywność wulkaniczna w latach 2015–2100 będzie taka sama, jak w latach 1850–2014. Przewidywania dotyczące wpływu wulkanów na klimat opierają się głównie na badaniach rdzeni lodowych, ale niewielkie erupcje są zbyt małe, by pozostawiły ślad w rdzeniach lodowych, mówi doktorantka May Chim. Duże erupcje, których wpływ na klimat możemy śledzić właśnie w rdzeniach, mają miejsce najwyżej kilka razy w ciągu stulecia. Tymczasem do małych erupcji dochodzi bez przerwy, więc przewidywanie ich wpływu na podstawie rdzeni lodowych prowadzi do mocnego niedoszacowania.
      Z badań przeprowadzonych przez Chim i jej zespół wynika, że modele klimatyczne nawet 4-krotnie niedoszacowują chłodzącego wpływu małych erupcji wulkanicznych. Podczas erupcji wulkany wyrzucają do atmosfery związki siarki, które gdy dostaną się do górnych jej partii, tworzą aerozole odbijające światło słoneczne z powrotem w przestrzeń kosmiczną. Gdy mamy do czynienia z tak dużą erupcją jak wybuch Mount Pinatubo w 1991 roku, emisja związków siarki jest tak duża, że spadają średnie temperatury na całym świecie. Takie erupcje zdarzają się rzadko. W porównaniu z gazami cieplarnianymi emitowanymi przez ludzi, wpływ wulkanów na klimat jest niewielki, jednak ważne jest, byśmy dokładnie uwzględnili je w modelach klimatycznych, by móc przewidzieć zmiany temperatur w przyszłości, mówi Chim.
      Chim wraz z naukowcami z University of Exeter, Niemieckiej Agencji Kosmicznej, UK Met Office i innych instytucji opracowali 1000 różnych scenariuszy przyszłej aktywności wulkanicznej, a następnie sprawdzali, co przy każdym z nich będzie działo się z klimatem. Z analiz wynika, że wpływ wulkanów na temperatury, poziom oceanów i zasięg lodu pływającego jest prawdopodobnie niedoszacowany, gdyż nie bierze pod uwagę najbardziej prawdopodobnych poziomów aktywności wulkanicznej.
      Analiza średniego scenariusza wykazała, że wpływ wulkanów na wymuszenie radiacyjne, czyli zmianę bilansu promieniowania w atmosferze związana z zaburzeniem w systemie klimatycznym, jest niedoszacowana nawet o 50%. Zauważyliśmy, że małe erupcje są odpowiedzialny za połowę wymuszenia radiacyjnego generowanego przez wulkany. Indywidualne erupcje tego typu mogą mieć niemal niezauważalny wpływ, ale ich wpływ łączny jest duży, dodaje Chim.
      Oczywiście erupcje wulkaniczne nie uchronią nas przed ociepleniem. Aerozole wulkaniczne pozostają w górnych warstwach atomsfery przez rok czy dwa, natomiast dwutlenek węgla krąży w atmosferze znacznie dłużej. Nawet jeśli miałby miejsce okres wyjątkowo dużej aktywności wulkanicznej, nie powstrzyma to globalnego ocieplenia. To jak przepływająca chmura w gorący słoneczny dzień, jej wpływ chłodzący jest przejściowy, wyjaśnia uczona.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Illinois Natural History Survey postanowili sprawdzić, jak w latach 1970–2019 globalne ocieplenie wpłynęło na 201 populacji 104 gatunków ptaków. Przekonali się, że w badanym okresie liczba przychodzących na świat piskląt generalnie spadła, jednak widoczne są duże różnice pomiędzy gatunkami. Globalne ocieplenie wydaje się zagrażać przede wszystkim ptakom migrującym oraz większym ptakom. Wśród gatunków o największym spadku liczby piskląt znajduje się bocian biały.
      Uczeni przyjrzeli się ptakom ze wszystkich kontynentów i stwierdzili, że rosnące temperatury w sezonie lęgowym najbardziej zagroziły bocianowi białemu i błotniakowi łąkowemu, ptakom dużym i migrującym. Wyraźny spadek widać też u orłosępów, które nie migrują, ale są dużymi ptakami. Znacznie mniej piskląt mają też średniej wielkości migrujące rybitwy różowe, małe migrujące oknówki zwyczajne oraz australijski endemit chwoska jasnowąsa, która jest mała i nie migruje.
      Są też gatunki, którym zmiana klimatu najwyraźniej nie przeszkadza i mają więcej piskląt niż wcześniej. To na przykład średniej wielkości migrujący tajfunnik cienkodzioby, krogulec zwyczajny, krętogłów zwyczajny, muchołówka białoszyja czy bursztynka. U innych gatunków, jak u dymówki, liczba młodych rośnie w jednych lokalizacjach, a spada w innych. To pokazuje, że lokalne różnice temperaturowe mogą odgrywać olbrzymią rolę i mieć znaczenie dla przetrwania gatunku.
      Wydaje się jednak, że najbardziej narażone na ryzyko związane z globalnym ociepleniem są duże ptaki migrujące. To wśród nich widać w ciągu ostatnich 5 dekad największe spadki liczby potomstwa. Ponadto rosnące temperatury wywierają niekorzystny wpływ na gatunki osiadłe ważące powyżej 1 kilograma oraz gatunki migrujące o masie ponad 50 gramów. Fakt, że problem dotyka głównie gatunków migrujących sugeruje pojawianie się rozdźwięku pomiędzy terminami migracji a dostępnością pożywienia w krytycznym momencie, gdy ptaki karmią młode. Niekorzystnie mogą też wpływać na nie zmieniające się warunki w miejscach zimowania.
      Przykładem gatunku, który radzi sobie w obliczu zmian klimatu jest zaś bursztynka. Naukowcy przyglądali się populacji z południa Illinois. Bursztynki to małe migrujące ptaki, które gniazdują na bagnach i terenach podmokłych. W badanej przez nas populacji liczba młodych na samicę rośnie gdy rosną lokalne temperatury. Liczba potomstwa w latach cieplejszych zwiększa się, gdyż samice wcześniej składają jaja, co zwiększa szanse na dwa lęgi w sezonie. Bursztynki żywią się owadami, zamieszkują środowiska pełne owadów. Wydaje się, że – przynajmniej dotychczas – zwiększenie lokalnych temperatur nie spowodowało rozdźwięku pomiędzy szczytem dostępności owadów, a szczytem zapotrzebowania na nie wśród bursztynek, mówi współautor badań, Jeff Hoover. Uczony dodaje, że o ile niektóre gatunki mogą bezpośrednio doświadczać skutków zmian klimatu, to zwykle znacznie ma cały szereg czynników i interakcji pomiędzy nimi.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach PNAS. Environmental Sciences.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania przeprowadzone za pomocą algorytmów sztucznej inteligencji sugerują, że nie uda się dotrzymać wyznaczonego przez ludzkość celu ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej czasów preindustrialnych. Wątpliwe jest też ograniczenie ocieplenia do poziomu poniżej 2 stopni Celsjusza.
      Noah Diffenbaugh z Uniwersytetu Stanforda i Elizabeth Barnes z Colorado State University wytrenowali sieć neuronową na modelach klimatycznych oraz historycznych danych na temat klimatu. Ich model był w stanie precyzyjnie przewidzieć, jak zwiększała się temperatura w przeszłości, dlatego też naukowcy wykorzystali go do przewidzenia przyszłości. Z modelu wynika, że próg 1,5 stopnia Celsjusza ocieplenia powyżej poziomu preindustrialnego przekroczymy pomiędzy rokiem 2033 a 2035. Zgadza się to z przewidywaniami dokonanymi bardziej tradycyjnymi metodami. Przyjdzie czas, gdy oficjalnie będziemy musieli przyznać, że nie powstrzymamy globalnego ocieplenia na zakładanym poziomie 1,5 stopnia. Ta praca może być pierwszym krokiem w tym kierunku, mówi Kim Cobb z Brown University, który nie był zaangażowany w badania Diffenbaugha i Barnes.
      Przekroczenie poziomu 1,5 stopnia jest przewidywane przez każdy realistyczny scenariusz redukcji emisji. Mówi się jednak o jeszcze jednym celu: powstrzymaniu ocieplenia na poziomie nie wyższym niż 2 stopnie Celsjusza w porównaniu z epoką przedindustrialną. Tutaj przewidywania naukowców znacząco różnią się od przewidywań SI.
      Zdaniem naukowców, możemy zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 2 stopni Celsjusza pod warunkiem, że do połowy wieków państwa wywiążą się ze zobowiązania ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do zera. Sztuczna inteligencja nie jest jednak tak optymistycznie nastawiona. Zdaniem algorytmu, przy obecnej emisji poziom ocieplenia o ponad 2 stopnie osiągniemy około roku 2050, a przy znacznym zredukowaniu emisji – około roku 2054. Obliczenia te znacznie odbiegają od szacunków IPCC z 2021 roku, z których wynika, że przy redukcji emisji do poziomu, jaki jest wspomniany przez algorytm sztucznej inteligencji, poziom 2 stopni przekroczymy dopiero w latach 90. obecnego wieku.
      Diffenbaugh i Barnes mówią, że do przewidywania przyszłych zmian klimatu naukowcy wykorzystują różne modele klimatyczne, które rozważają wiele różnych scenariuszy, a eksperci – między innymi na podstawie tego, jak dany model sprawował się w przeszłości czy jak umiał przewidzieć dawne zmiany klimatu, decydują, który scenariusz jest najbardziej prawdopodobny. SI, jak stwierdzają uczeni, bardziej skupia się zaś na obecnym stanie klimatu. Stąd też mogą wynikać różnice pomiędzy stanowiskiem naukowców a sztucznej inteligencji.
      W środowisku naukowym od pewnego czasu coraz częściej słychać głosy, byśmy przestali udawać, że jesteśmy w stanie powstrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza. Wielu naukowców twierdzi jednak, że jest to możliwe, pod warunkiem, że do 2030 roku zmniejszymy emisję gazów cieplarnianych o połowę.
      Sztuczna inteligencja jest więc znacznie bardziej pesymistycznie nastawiona od większości naukowców zarówno odnośnie możliwości powstrzymania globalnego ocieplenia na poziomie 1,5, jak i 2 stopni Celsjusza.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...