Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Od terroryzmu kryminalnego, po polityczny, tylko ciekawe kto to wszystko zainicjował...A co sądzicie o zawaleniu się WTC 7? teoria naleśnikowa?, tam był pożar tylko na dwóch piętrach, chyba nikt nie konstruował budynku tak, aby zawalił się od niewielkiej ilości ognia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Łańcuch jest zawsze tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo. Jeżeli pożar na tych dwóch piętrach był dostatecznie silny, to masz przerwanie ciągłości "kręgosłupa" budynku i całość się wali. Poza tym popatrz na materiały z TV - dym nie leci z dwóch pięter, tylko z co najmniej kilkunastu równie intensywnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od terroryzmu kryminalnego, po polityczny, tylko ciekawe kto to wszystko zainicjował...A co sądzicie o zawaleniu się WTC 7? teoria naleśnikowa?, tam był pożar tylko na dwóch piętrach, chyba nikt nie konstruował budynku tak, aby zawalił się od niewielkiej ilości ognia.

 

Naprawdę Cię to interesuje? To proszę: http://wtc.nist.gov/

Tam masz olbrzymią liczbę dokumentów wyjaśniających, co się stało.

 

Tak swoją drogą... z badań nad teoriami spiskowymi wynika, że są one nie do obalenia, gdyż osoby w nie wierzące po prostu chcą w nie wierzyć, a wszelkie argumenty przeciw odbierają jako dalszą część spisku.

 

Wiecie, że Titanic zatonął, to w jego ładowni była egipska mumia i jej klątwa zatopiła statek? Oczywiście zatopiony został też celowo, bo miał wady czy też straty przynosił...

A czarną wołgę krążącą z komuny po Polsce pamiętacie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tak swoją drogą... z badań nad teoriami spiskowymi wynika, że są one nie do obalenia, gdyż osoby w nie wierzące po prostu chcą w nie wierzyć, a wszelkie argumenty przeciw odbierają jako dalszą część spisku.

Otóż to ;) Niejednokrotnie się o tym przekonałem. Na podobnej zasadzie bardzo często "dowodem" jest, że nie da się udowodnić, że coś nie istnieje. I tak np. "dowodem" na istnienie Boga jest to, że nie można udowodnić, że go nie ma (oczywiście nie nazywam religii teorią spiskową :) taki przykład przyszedł mi do głowy i błagam, nie ciągnijmy off-topika na ten temat).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jak myślałem... ;D Większość komentujących popiera teorie spiskową. Ktoś zobaczy jakiś film typu "Zeitgeist", ktoś przeczyta w interecie (mnóstwo jest stron próbujących udowodnić ludziom, że 11.09.2001 to kontrolowane wyburzenie)... Potem ktoś powie koledze, kolega powie o tym koledze itd. i szybkość roznoszenia plotki rośnie wykładniczo ;D Po jakimś czasie tyle ludzi w to wierzy, że wydaje się, że to ta teoria jest prawdziwa, a oficjalna wersja jest teorią spiskową :) A wszystko dlatego, że ludzie poszukują sensacji :;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To były kontrolowane wyburzenia. Obejrzyj proszę dokładnie jak walą się te budynki, żaden stalowy budynek od pożaru nie zawali się w 3 sekundy...

Nie trzy sekundy, a co najmniej dwa razy dłużej. Wystarczyło że zapadło się jedno piętro, resztę załatwiła górna część budynku, która na odcinku tego jednego piętra uzyskała dość energii by niszczyć kolejne (i przy okazji po części samą siebie) nie wytracając tej energii po drodze. Budynek zachował się całkiem normalnie.

Budynek nie zawalił się od pożaru, a od uderzenia samolotu i pożaru. Budynki owszem, projektuje się tak aby wytrzymały pożar, ale nie taki! W żadnym budynku nie przechowuje się paliwa lotniczego, a tym bardziej nie w takich ilościach, więc projektant spokojnie założyć może że w razie pożaru będzie się palić tylko normalne wyposażenie wnętrza. To samo dotyczy innych materiałów palnych.

 

Kontrolowane wyburzenia wyglądają zupełnie inaczej. Widziałeś kiedyś takie? Na jakiej podstawie twierdzisz że było to kontrolowane wyburzenie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kontrolowane - z pewnością, przecież nie przypadkowe :). Trudno to ocenić, ale skoro WTC zawaliły się w taki, a nie inny sposób, tzn. że nie wszystkie wyburzenia muszą wyglądać identycznie. Swoją drogą to takie odbijanie piłeczki, ale dobrze że ten temat został poruszony ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Czy ktokolwiek opublikował jakiekolwiek dowody podważające oficjalną wersję? Nie.

Dowodów można znaleźć w sieci mnóstwo. Dziś żaden racjonalnie myslący człowiek nie wierzy w oficjalną wersję wydarzeń. Sami konstruktorzy mówią, że WTC zbudowane jest w taki sposób, że nie ma szans, by się zawaliło po uderzeniu przez jeden samolot. Świadkowie podkreślają, że słyszeli serię wybuchów w momencie zawalania się wież (co dokładnie zresztą widać na filmach). Ale wy wiecie lepiej, nawet wobec tak oczywistych dowodów! A to, że niby boeing uderzył w pentagon, to rząd USA może sobie schować między bajki. Niech pokażą materiały wideo (kasety z nagrań z pobliskiego hotelu skonfiskowała CIA, poza tym na pewno kamer było sporo więcej).

rzydałoby się również, by powiedzieli, po co USA czy Izrael miałby organizować atak na WTC i Pentagon.

Tak samo zapytam, po co miałby to zrobić BinLaden? Ale najłatwiej oskarżyć al-kaidę! Wywołać nienawiść zachodu do "terroryzmu"! Nie żebym mówił, że to rząd amerykański zorganizował zamach (nawet RonPaul w to nie wierzy), ale nie wierzę też, żeby stała za tym al-kaida (bo niby dlaczego miałbym wierzyć, skoro rząd USA łże jak może, przedstawiając tą śmieszną "oficjalną wersję wydarzeń"?).

Potem ktoś powie koledze, kolega powie o tym koledze itd. i szybkość roznoszenia plotki rośnie wykładniczo Duży uśmiech Po jakimś czasie tyle ludzi w to wierzy, że wydaje się, że to ta teoria jest prawdziwa, a oficjalna wersja jest teorią spiskową Mrugnięcie A wszystko dlatego, że ludzie poszukują sensacji Z politowaniem

Media też szukają sensacji. A ileż to ludzi uwierzyło w głoszoną przez nią "oficjalną wersję wydarzeń"! I tyle ludzi w to wierzy, że wydaje się, że ta wersja oficjalna jest prawdziwa.

Czemu nie poruszacie tematu WTC7? Też się zawaliło od "uderzenia samolotu i pożaru"? ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Sami konstruktorzy mówią, że WTC zbudowane jest w taki sposób, że nie ma szans, by się zawaliło po uderzeniu przez jeden samolot.

Sami konstruktorzy Titanika zapewniali, że jest niezatapialny. A konstruktorzy WTC mogą równie dobrze mówić wszystko, byle tylko nie wyjść na nieudolnych pseudospecjalistów, którzy nie byli w stanie zabezpieczyć budynku przed jak najbardziej prawdopodobnym wydarzeniem. Nie tylko straciliby na całe życie reputację, ale też mogliby odpowiadać karnie za niedociągnięcia przy projektowaniu budynku.

 

Świadkowie podkreślają, że słyszeli serię wybuchów w momencie zawalania się wież (co dokładnie zresztą widać na filmach).

Zapewne zakładasz, że w budynku nie było absolutnie żadnych łatwopalnych materiałów poza paliwem lotniczym? I na pewno udało się bez kłopotu podłożyć "serię ładunków" tak, by nikt tego nie zauważył? A nawet jeśli (załóżmy) doszło do podłożenia ładunków, to jaki masz dowód na to, że zrobili to przedstawiciele rządu, a nie terroryści?

 

Ale wy wiecie lepiej, nawet wobec tak oczywistych dowodów!

Problem w tym, że to nie są dowody. Zgadzam się z tym, że niektóre fakty są co najmniej niejasne, ale to żaden dowód na to, że Amerykanie wywołali te wydarzenia.

 

po co miałby to zrobić BinLaden? Ale najłatwiej oskarżyć al-kaidę! Wywołać nienawiść zachodu do "terroryzmu"! Nie żebym mówił, że to rząd amerykański zorganizował zamach (nawet RonPaul w to nie wierzy)

Po pierwsze: islamscy ekstremiści pokazali dziesiątki razy na całym świecie, że zabijanie w imię wiary jest dla nich codziennością.

Po drugie: na pewno bin Laden miał lepsze powody do zabijania Amerykanów, niż rząd amerykański. Szkoda, że nie podałeś w zamian konkretnego powodu, dla którego administracja USA miałaby powodować tak gigantyczną katastrofę. Wojna w Afganistanie nie była Amerykanom za bardzo na rękę, a to ona była odpowiedzią na WTC. Tu subtelna uwaga: w Afganistanie nie ma ropy.

Po trzecie: powołanie się na pojedynczą osobę, nawet jesli jest to członek Izby Reprezentantów, to bardzo marny dowód. Zawsze, w każdej grupie znajdziesz oszołoma, który myśli inaczej od reszty.

 

Czemu nie poruszacie tematu WTC7? Też się zawaliło od "uderzenia samolotu i pożaru"? ;D

A jaki biznes miałby rząd w zawalaniu tak mało znaczącego budynku? Swoją drogą: zobacz sobie tutaj: http://wtc.nist.gov/media/WTC7_Technical_Briefing_082608.pdf , polecam stronę 26. Nadal twierdzisz, że zawalenie się głównych budynków nie spowodowało uszkodzenia WTC7?

 

I jeszcze jedno, najbardziej oczywiste pytanie: jeżeli w Pentagon nie uderzył samolot, to gdzie się podział ten Boeing, który przecież wystartował i rzekomo nie trafił w Pentagon? Co się stało z pasażerami? Przecież wystartowali tym samolotem i gdzieś musieli zginąć, skoro nie wrócili do domów.

 

Tak jak mówię: sytuacja nie jest jasna, ale przedstawiane przez Ciebie poszlaki są jeszcze mniej przekonujące, niż oficjalna wersja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
ale to żaden dowód na to, że Amerykanie wywołali te wydarzenia.

Po drugie: na pewno bin Laden miał lepsze powody do zabijania Amerykanów, niż rząd amerykański. Szkoda, że nie podałeś w zamian konkretnego powodu, dla którego administracja USA miałaby powodować tak gigantyczną katastrofę.

Nie zarzucaj mi czegoś, czego nie powiedziałem. Napisałem:

Nie żebym mówił, że to rząd amerykański zorganizował zamach (nawet RonPaul w to nie wierzy)
Zapewne zakładasz, że w budynku nie było absolutnie żadnych łatwopalnych materiałów poza paliwem lotniczym? I na pewno udało się bez kłopotu podłożyć "serię ładunków" tak, by nikt tego nie zauważył?

I mam rozumieć, że te łatwopalne materiały miały spowodować serię wybuchów? A co z relacjami światków (m.in. strażaków)? Też kłamią?

Po pierwsze: islamscy ekstremiści pokazali dziesiątki razy na całym świecie, że zabijanie w imię wiary jest dla nich codziennością.

To jest odwracanie kota ogonem. Świat nie lubi islamu, bo ten atakuje Zachód. Tymczasem mam wrażenie, że jest całkiem odwrotnie - to Bush wpieprza się w Azję, szerząc w niej swoje pływy, narzucając demokrację, czego islam (słusznie) nie toleruje.

I jeszcze jedno, najbardziej oczywiste pytanie: jeżeli w Pentagon nie uderzył samolot, to gdzie się podział ten Boeing, który przecież wystartował i rzekomo nie trafił w Pentagon? Co się stało z pasażerami? Przecież wystartowali tym samolotem i gdzieś musieli zginąć, skoro nie wrócili do domów.

Samolot rzekomo wystartował i rzekomo trafił w Pentagon. Skąd mam wiedzieć, czy wystartował, czy i gdzie poleciał, co się stało z pasażerami? Sterowany był ponoć przez niezbyt doświadczonego pilota. Eksperci mówią, że takie manewry, jakie on niby wykonał, są praktycznie niemożliwe (a już nie w jego wypadku). Gdyby to Boeing uderzył w Pentagon, dziura byłaby znacznie większa! A ona jest po prostu mała. Nie słyszałem też nic o szczątkach, które by potwierdziły, że to był Boeing. Gdyby to była prawda, to by się tak z tym nie kryli i ujawniliby kasety z nagraniami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam za Rona Paula. Nie chciałem zrobić nic złego, zwykła pomyłka.

 

I mam rozumieć, że te łatwopalne materiały miały spowodować serię wybuchów?

Cóż za zaskoczenie: materiały łatwopalne mogą wybuchać ;) Pewnie nie spodziewałeś się tego? :)

 

A co z relacjami światków (m.in. strażaków)? Też kłamią?

Oni powiedzieli, że słyszeli wybuchy. Nie powiedzieli, że widzieli odpalanie ładunków wybuchowych.

 

Po pierwsze: islamscy ekstremiści pokazali dziesiątki razy na całym świecie, że zabijanie w imię wiary jest dla nich codziennością.

To jest odwracanie kota ogonem.

Nie. To jest prezentowanie faktu. Chyba nie zaprzeczysz, że muzułmanie przeprowadzali zamachy już wielokrotnie?

 

Tymczasem mam wrażenie, że jest całkiem odwrotnie - to Bush wpieprza się w Azję, szerząc w niej swoje pływy, narzucając demokrację, czego islam (słusznie) nie toleruje.

Teraz to Ty odwracasz kota ogonem, bo odwracasz chronologię zdarzeń.

 

Samolot rzekomo wystartował i rzekomo trafił w Pentagon. Skąd mam wiedzieć, czy wystartował, czy i gdzie poleciał, co się stało z pasażerami?

Czyli nie masz przekonującego dowodu na to, że samolot NIE uderzył w Pentagon. Moim skromnym zdaniem ukrycie kilkudziesięciu (a może nawet ponad setki czy jeszcze więcej, nie wiem) pasażerów byłoby lekko skomplikowaną operacją. Ta porażająco prosta myśl moim zdaniem jest jednym z najsilniejszych argumentów obalających teorię spiskową.

 

Sterowany był ponoć przez niezbyt doświadczonego pilota. Eksperci mówią, że takie manewry, jakie on niby wykonał, są praktycznie niemożliwe (a już nie w jego wypadku).

Wiesz, ja też niejednokrotnie na rowerze wykonywałem manewry, których "nie miałem prawa" wykonać. Jak sobie pomyślę, ile już miałem wypadków, z których nie powinienem wyjść cało, to mi ciarki idą po plecach - a tymczasem nawet nie musiałem nigdy wymieniać kasku. Setki razy się o tym przekonałem, że adrenalina potrafi zdziałać cuda, jeśli jest wspierana przez łut szczęścia.

 

Gdyby to Boeing uderzył w Pentagon, dziura byłaby znacznie większa!

Chyba nie spodziewasz się, że istnieje na świecie stożkowaty obiekt zdolny do przebicie wzmacnianej ściany o grubości 24 cali z prędkością ok. 200 m/s bez zapadnięcia się do środka, co?

 

Nie słyszałem też nic o szczątkach, które by potwierdziły, że to był Boeing.

Służę uprzejmie:

http://www.pentagonresearch.com/757debris.html

http://www.rense.com/general32/phot.htm

 

Gdyby to była prawda, to by się tak z tym nie kryli i ujawniliby kasety z nagraniami.

Czy Ty naprawdę nie zauważyłeś nigdy, że dowody są ZAWSZE utajniane przez wymiar sprawiedliwości? Przecież to jest normalna i oczywista praktyka. No i chyba ktoś musiałby solidnie oszaleć, by pokazywać na cały świat szczegóły konstrukcji jednego z najważniejszych budynków świata! Z tego samego powodu Norwegowie nie podnieśli z dna morza całego "Kurska", za to musieli się babrać z bardzo skomplikowaną operacją odcinania dzioba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Cóż za zaskoczenie: materiały łatwopalne mogą wybuchać

Chodzi o to, że wybuchały tak, jak w kontrolowanym wyburzeniu.

Teraz to Ty odwracasz kota ogonem, bo odwracasz chronologię zdarzeń.

To jaka jest ta chronologia zdarzeń? ;)

Czyli nie masz przekonującego dowodu na to, że samolot NIE uderzył w Pentagon.

Ale to mnie powinni przekonać, że to samolot uderzył w pentagon :)

No i chyba ktoś musiałby solidnie oszaleć, by pokazywać na cały świat szczegóły konstrukcji jednego z najważniejszych budynków świata!

Ale po co mi szczegóły konstrukcji? Wystarczy mi film, na którym wyraźnie widać, jak leci boeing i wbija się w pentagon.

OK, może to i prawda. Ale zastanawia mnie jeszcze jedno. Czy przy tej sile uderzenia, wybuchu, zewnętrzny pierścień Pentagonu miał jeszcze prawo stać (oczywiście mówię o miejscu uderzenia). Na początku była tylko dziura. Dopiero jakiś czas po uderzeniu ten fragment pierścienia się zawalił (w wyniku czego?).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Chodzi o to, że wybuchały tak, jak w kontrolowanym wyburzeniu.

Słuchaj, czy naprawdę spodziewasz się, że w płonącym od paru godzin budynku nic nie będzie wybuchało? Polecam analizę wydarzeń np. z typowego trzęsienia ziemi - proces nachodzenia na siebie płyt tektonicznych nie powoduje zapalenia ognia na powierzchni, a mimo to do wybuchów i pożarów w miastach bardzo często dochodzi. A tutaj masz jeszcze do tego wszystkiego rozlanie kilkudziesięciu ton paliwa lotniczego.

 

To jaka jest ta chronologia zdarzeń? ;)

A nie taka przypadkiem, że na Afganistan najechano PO zamachu, a nie PRZED?

 

Ale to mnie powinni przekonać, że to samolot uderzył w pentagon :)

No więc przed chwilą przedstawiłem Tobie dowody na rozjaśnienie Twoich wątpliwości. Czego jeszcze oczekujesz? Może będę w stanie pomóc. Jeżeli Ty mi przedstawiasz wątpliwości, ja Tobie przedstawiam dowody, a Ty nadal wątpisz, to może cierpisz na oporność na informacje? Nie próbuję Ciebie obrazić, ale mam wrażenie, że zaczyna tu działać mechanizm wspomniany przez Mariusza: próby racjonalnego wyjaśnienia sytuacji są postrzegane jako element spisku :)

 

Ale po co mi szczegóły konstrukcji? Wystarczy mi film, na którym wyraźnie widać, jak leci boeing i wbija się w pentagon.

A widziałeś kiedyś obraz z kamery CCTV? ŻADNA z nich nie kręci filmów z prędkością 24 klatek/s, bo przechowywany obraz zajmowałby zbyt wiele miejsca na nośniku. A samolot leciał z prędkością 200 m/s, przypominam. Poza tym: czy nie wystarczą Tobie dowody materialne, czyli części porozrzucane w środku i na zewnątrz (bzdurą jest jedna z teorii spiskowych, że pod Pentagonem nie znaleziono części samolotu), ciała, które trafiły do kostnic itp.?

 

OK, może to i prawda. Ale zastanawia mnie jeszcze jedno. Czy przy tej sile uderzenia, wybuchu, zewnętrzny pierścień Pentagonu miał jeszcze prawo stać (oczywiście mówię o miejscu uderzenia).

Empire State Building przetrwał już w latach trzydziestych uderzenie bombowca. Pamiętaj, że Pentagon jest jednym z najbardziej wzmocnionych budynków na świecie.

 

Na początku była tylko dziura. Dopiero jakiś czas po uderzeniu ten fragment pierścienia się zawalił (w wyniku czego?).

Po pierwsze: strażacy dość często celowo zawalają fragmenty budynków, np. żeby dostać się do wnętrza (to widac nawet podczas małych pożarów w domach jednorodzinnych). Po drugie: TAKA temperatura przez TAKI czas może znacznie osłabić beton. Żeby nie być gołosłownym: http://solidnydom.pl/cv_203_8793,szkody_pozarowe_w_betonie.htm z akcentem na cytat:

Upraszczając zagadnienie, można przy sprawdzaniu bezpieczeństwa pożarowego przyjąć, że beton do temp. 500 !C zachowuje swoją pełną wytrzymałość, zaś powyżej tej temperatury wytrzymałość jest równa zero.

 

Pozdrawiam :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja myślałem, że taki budynek, jak Pentagon, jest na prawde mocno monitorowany, i nikt nie szczędzi nośników danych na takie nagrania.

Co do szczątków znalezionych przy Pentagonie, mikroosie skomentuj to:

http://video.google.pl/videoplay?docid=1364247616051038290

 

W okolicach 15 minuty jest część na to poświęcona. Ogólnie polecam cały film.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odpowiem najkrócej: głupoty ten człowiek wygaduje. Linki:

 

http://www.pentagonresearch.com/757debris.html

http://www.pentagonresearch.com/lamps.html (pięć ściętych lamp ;) rakieta je ścięła? :) ) warto też obejrzeć symulację, która świetnie wyjaśnia teorie spiskowe na temat kamery.

http://www.pentagonresearch.com/scenemap.html

 

Nawet nie chce mi się polemizować z tymi idiotyzmami.

 

I jeszcze jedno: to, że jest monitorowany, nie oznacza jeszcze, że taśmy zostały opublikowane. Właśnie na tym polega problem: teorię spiskową opiera się na obrazie z jednej jedynej kamery, która robiła zdjęcia z bardzo małą częstotliwością i nie była w stanie zauważyć samolotu, bo ten był akurat zasłonięty przez inny obiekt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę nie zauważyłeś, że najwiekszą część obwodu stanowią łopatki, które zostały oberwane?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę nie zauważyłeś, że najwiekszą część obwodu stanowią łopatki, które zostały oberwane?

Jakiś dowód? Projekt? Rysunek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam pokazałeś zdjęcia tego silnika. Teraz spróbuj sobie wyobrazić, jak wąski by był po oderwaniu łopatek. No, ale skoro jesteś aż tak oporny na informacje, to proszę bardzo, obrazek ze strony producenta tego silnika:

http://www.pratt-whitney.com/StaticFiles/Pratt%20&%20Whitney/News/Image%20Library/Assets/Images/pw2000_cutaway_high.jpg - po urwaniu łopatek zostaje max 1/3 średnicy.

 

Ile jeszcze będziesz mnie męczył takimi pseudodowodami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli sam rdzeń powinien być średnio wielkości człowieka, a na zdjęciach, które pokazałeś, części nie sięgają kolan. Przeanalizowałbym też masę - łopatki zapewne zbyt wiele nie ważyły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie sięgają kolan? Chyba dość różnie postrzegamy te zdjęcia. Pamiętaj o perspektywie. A tak w ogóle, to co ma masa łopatek do rzeczy? Zresztą, naprawdę nie chce mi się tego ciągnąć. Wystarczy, że przez cztery strony dyskutujemy na ten temat i niczym przekonującym do tej pory się nie popisaliście. Zwyczajnie nie mam już ochoty szukać kolejnych informacji. Polecam http://www.pentagonresearch.com i na tym kończę mój udział w dyskusji.

 

EDIT: albo nie. Ostatni raz wklejam jakiekolwiek informacje.

http://911research.wtc7.net/essays/pentagon/index.html przeczytaj to ze szczególnym naciskiem na przeczytanie informacji na temat katastrofy C130 w Iranie i szczątków, jakie wówczas powstały.

 

Od tego momentu kończę dyskusję na ten temat. Na koniec chciałbym jeszcze raz zwrócić uwagę na totalny idiotyzm poglądu, że lot 77 nie wbił się w Pentagon, z uwagi na fakt, że nigdzie nie znaleziono alternatywnego miejsca jego katastrofy, samolot przepadł, a pasażerowie zginęli. EOT.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Żelazo jest niezbędne do życia. Bierze udział w fotosyntezie, oddychaniu czy syntezie DNA. Autorzy niedawnych badań stwierdzili, że mogło być tym metalem, który umożliwił powstanie złożonych form życia. Dostępność żelaza jest czynnikiem decydującym, jak bujne życie jest w oceanach. Pył z Sahary nawozi Atlantyk żelazem. Badacze z USA i Wielkiej Brytanii zauważyli właśnie, że im dalej od Afryki, tym nawożenie jest skuteczniejsze.
      Żelazo trafia do ekosystemów wodnych i lądowych z różnych źródeł. Jednym z najważniejszych jest jego transport z wiatrem. Jednak nie zawsze żelazo jest w formie bioaktywnej, czyli takiej, w której może być wykorzystane przez organizmy żywe.
      Autorzy omawianych tutaj badań wykazali, że właściwości żelaza, które wraz z saharyjskim pyłem jest niesione z wiatrami na zachód, zmieniają się w czasie transportu. Im większa odległość, na jaką został zaniesiony pył, tym więcej w nim bioaktywnego żelaza. To wskazuje, że procesy chemiczne zachodzące w atmosferze zmieniają żelazo z forma mniej na bardziej przystępne dla organizmów żywych.
      Doktor Jeremy Owens z Florida State University i jego koledzy zbadali pod kątem dostępności żelaza cztery rdzenie pobrane z dna Atlantyku. Wybrali je ze względu na odległość od tzw. Korytarza Pyłowego Sahara-Sahel. Rozciąga się on pomiędzy Czadem a Mauretanią i jest ważnym źródłem żelaza niesionego przez wiatry na zachód. Pierwszy rdzeń pochodził z odległości 200 km od północno-zachodnich wybrzeży Mauretanii, drugi został pobrany 500 km od wybrzeży, trzeci ze środka Atlantyku, a czwarty to materiał pochodzący z odległości około 500 km na wschód od Florydy. Naukowcy zbadali górne 60–200 metrów rdzeni, gdzie zgromadzone są osady z ostatnich 120 tysięcy lat, czyli z okresu od poprzedniego interglacjału.
      Analizy wykazały, że im dalej od Afryki, tym niższy odsetek żelaza w osadach. To wskazuje, że większa jego część została pobrana przez organizmy żywe w kolumnie wody i żelazo nie trafiło do osadów. Sądzimy, że pył, który dociera do Amazonii czy na Bahamy zawiera żelazo szczególnie przydatne dla organizmów żywych.[...] Nasze badania potwierdzają, że pył zawierający żelazo może mieć duży wpływ na rozwój życia na obszarach znacznie odległych od jego źródła, mówi doktor Timothy Lyons z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wszystkie organizmy żywe wykorzystują metale w czasie podstawowych funkcji życiowych, od oddychania po transkrypcję DNA. Już najwcześniejsze organizmy jednokomórkowe korzystały z metali, a metale znajdziemy w niemal połowie enzymów. Często są to metale przejściowe. Naukowcy z University of Michigan, California Institute of Technology oraz University of California, Los Angeles, twierdzą, że żelazo było tym metalem przejściowym, który umożliwił powstanie życia.
      Wysunęliśmy radykalną hipotezę – żelazo było pierwszym i jedynym metalem przejściowym wykorzystywanym przez organizmy żywe. Naszym zdaniem życie oparło się na tych metalach, z którymi mogło wchodzić w interakcje. Obfitość żelaza w pierwotnych oceanach sprawiła, że inne metale przejściowe były praktycznie niewidoczne dla życia, mówi Jena Johnson z University of Michigan.
      Johnson połączyła siły z profesor Joan valentine z UCLA i Tedem Presentem z Caltechu. Profesor Valentine od dawna bada, jakie metale wchodziły w skład enzymów u wczesnych form życia, umożliwiając im przeprowadzanie niezbędnych procesów życiowych. Od innych badaczy wielokrotnie słyszała, że przez połowę historii Ziemi oceany były pełne żelaza. W mojej specjalizacji, biochemii i biochemii nieorganicznej, w medycynie i w procesach życiowych, żelazo jest pierwiastkiem śladowym. Gdy oni mi powiedzieli, że kiedyś nie było pierwiastkiem śladowym, dało mi to do myślenia, mówi uczona.
      Naukowcy postanowili więc sprawdzić, jak ta obfitość żelaza w przeszłości mogła wpłynąć na rozwój życia. Ted Present stworzył model, który pozwolił na sprecyzowanie szacunków dotyczących koncentracji różnych metali w ziemskich oceanach w czasach, gdy rozpoczynało się życie. Najbardziej dramatyczną zmianą, jaka zaszła podczas katastrofy tlenowej, nie była zmiana koncentracji innych metali, a gwałtowny spadek koncentracji żelaza rozpuszczonego w wodzie. Nikt dotychczas nie badał dokładnie, jaki miało to wpływ na życie, stwierdza uczona.
      Badacze postanowili więc sprawdzić, jak przed katastrofą tlenową biomolekuły mogły korzystać z metali. Okazało się, że żelazo spełniało właściwie każdą niezbędną rolę. Ich zdaniem zdaniem, ewolucja może korzystać na interakcjach pomiędzy jonami metali a związkami organicznymi tylko wówczas, gdy do interakcji takich dochodzi odpowiednio często. Obliczyli maksymalną koncentrację jonów metali w dawnym oceanie i stwierdzili, że ilość jonów innych biologiczne istotnych metali była o całe rzędy wielkości mniejsza nią ilość jonów żelaza. I o ile interakcje z innymi metalami w pewnych okolicznościach mogły zapewniać ewolucyjne korzyści, to - ich zdaniem - prymitywne organizmy mogły korzystać wyłącznie z Fe(II) w celu zapewnienia sobie niezbędnych funkcji spełnianych przez metale przejściowe.
      Valentine i Johnson chciały sprawdzić, czy żelazo może spełniać w organizmach żywych te funkcje, które obecnie spełniają inne metale. W tym celu przejrzały literaturę specjalistyczną i stwierdziły, że o ile obecnie życie korzysta z innych metali przejściowych, jak cynk, to nie jest to jedyny metal, który może zostać do tych funkcji wykorzystany. Przykład cynku i żelaza jest naprawdę znaczący, gdyż obecnie cynk jest niezbędny do istnienia życia. Pomysł życia bez cynku był dla mnie trudny do przyjęcia do czasu, aż przekopałyśmy się przez literaturę i zdałyśmy sobie sprawę, że gdy nie ma tlenu, który utleniłby Fe(II) do Fe(III) żelazo często lepiej spełnia swoją rolę w enzymach niż cynk, mówi Valentine. Dopiero po katastrofie tlenowej, gdy żelazo zostało utlenione i nie było tak łatwo biologicznie dostępne, życie musiało znaleźć inne metale, które wykorzystało w enzymach.
      Zdaniem badaczy, życie w sytuacji powszechnej dostępności żelaza korzystało wyłącznie z niego, nie pojawiła się potrzeba ewolucji w kierunku korzystania w innych metali. Dopiero katastrofa tlenowa, która dramatycznie ograniczyła ilość dostępnego żelaza, wymusiła ewolucję. Organizmy żywe, by przetrwać, musiały zacząć korzystać z innych metali. Dzięki temu pojawiły się nowe funkcje, które doprowadziły do znanej nam dzisiaj różnorodności organizmów żywych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po dziesięcioleciach udało się odkryć ambipolarne (dwukierunkowe) pole elektryczne Ziemi. To słabe pole elektryczne naszej planety, które jest tak podstawową jej cechą jak grawitacja czy pola magnetyczne. Hipoteza o istnieniu takiego pola pojawiła się ponad 60 lat temu i od tamtego czasu poszukiwano tego pola. Jest ono kluczowym mechanizmem napędzającym „wiatr polarny”, czyli ucieczkę naładowanych cząstek z ziemskiej atmosfery w przestrzeń kosmiczną. Ma ona miejsce nad ziemskimi biegunami.
      „Wiatr polarny” został odkryty w latach 60. XX wieku. Od samego początku naukowcy uważali, że jego siłą napędową jest nieznane pole elektryczne. Uważano, że jest ono generowane w skali subatomowej i jest niezwykle słabe. Przez kolejnych kilkadziesiąt lat ludzkość nie dysponowała narzędziami, które mogły zarejestrować takie pole.
      W 2016 roku Glyn Collinson i jego zespół z Goddars Space Flight Center zaczęli pracować nad instrumentami zdolnymi do zmierzenia ambipolarnego pola elektrycznego. Stworzone przez nich urządzenia oraz metoda pomiaru zakładały przeprowadzenie badań za pomocą rakiety suborbitalnej wystrzelonej z Arktyki. Badacze nazwali swoją misję Endurance, na cześć statku, którym Ernest Shackleton popłynął w 1914 roku na swoją słynną wyprawę na Antarktykę. Rakietę postanowiono wystrzelić ze Svalbardu, gdzie znajduje się najbardziej na północ wysunięty kosmodrom. Svalbard to jedyny kosmodrom na świecie, z którego można wystartować, by przelecieć przez wiatr polarny i dokonać koniecznych pomiarów, mówi współautorka badań, Suzie Imber z University of Leicester.
      Misja Endurance została wystrzelona 11 maja 2022 roku. Rakieta osiągnęła wysokość 768,03 km i 19 minut później spadła do Morza Grenlandzkiego. Urządzenia pokładowe zbierały dane przez 518 kilometrów nabierania wysokości i zanotowały w tej przestrzeni zmianę potencjału elektrycznego o 0,55 wolta. Pół wolta to tyle co nic, to napięcie baterii w zegarku. Ale to dokładnie tyle, ile trzeba do napędzenia wiatru polarnego, wyjaśnia Collinson.
      Generowane pole elektryczne oddziałuje na jony wodoru, które dominują w wietrze polarnym, z siłą 10,6-krotnie większą niż grawitacja. To więcej niż trzeba, by pokonać grawitację. To wystarczająco dużo, by wystrzelić jony z prędkością naddźwiękową prosto w przestrzeń kosmiczną, dodaje Alex Glocer z NASA. Pole napędza też cięższe pierwiastki, jak jony tlenu. Z badań wynika, że dzięki obecności tego pola elektrycznego jonosfera jest na dużej wysokości o 271% bardziej gęsta, niż byłaby bez niego. Mamy tutaj rodzaj taśmociągu, podnoszącego atmosferę do góry, dodaje Collinson.
      Pole to nazwano ambipolarnym (dwukierunkowym), gdyż działa w obie strony. Opadające pod wpływem grawitacji jony ciągną elektrony w dół, a w tym samym czasie elektrony – próbując uciec w przestrzeń kosmiczną – ciągną jony w górę. Wskutek tego wysokość atmosfery zwiększa się, a część jonów trafia na wystarczającą wysokość, by uciec w przestrzen kosmiczną w postaci wiatru polarnego.
      Odkrycie ambipolarnego pola elektrycznego otwiera przed nauką nowe pola badawcze. Jest ono bowiem, obok grawitacji i pola magnetycznego, podstawowym polem energetycznym otaczającym naszą planetę, wciąż wpływa na ewolucję naszej atmosfery w sposób, który dopiero teraz możemy badać. Co więcej, każda planeta posiadająca atmosferę powinna mieć też ambipolarne pole elektryczne. Można więc będzie go szukać i badać na Marsie czy Wenus.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przemysł produkcji stali jest odpowiedzialny za około 10% antropogenicznej emisji węgla do atmosfery. Gdyby przemysł ten stanowił oddzielne państwo byłby 3. – po Chinach i USA – największym emitentem CO2. Przedstawiciele firmy Electra z Boulder twierdzą, że opracowali praktycznie bezemisyjny proces elektrochemicznej produkcji stali, a pozyskany w ten sposób materiał nie będzie droższy od wytworzonego metodami tradycyjnymi.
      Aż 90% CO2 emitowanego w procesie produkcji stali powstaje podczas wytopu żelaza z rudy. Dlatego też, jeśli chcemy mówić o dekarbonizacji procesu produkcji stali, mówimy o dekarbonizacji wytopu, stwierdza prezes i współzałożyciel Elektry, Sandeep Nijhawan.
      Electra opracowała „elektrochemiczny proces hydrometalurgiczny”, dzięki któremu zawarty w rudzie tlenek żelaza jest redukowany do żelaza w temperaturze 60 stopni Celsjusza. Nie trzeba przy tym spalać węgla. Najpierw ruda jest rozpuszczana w specjalnym roztworze kwasów. To znany proces hydrometalurgiczny, który stosowany jest np. podczas produkcji miedzi czy cynku. Jednak dotychczas nie udawało się go stosować w odniesieniu do żelaza. Nijhawan wraz z zespołem opracowali unikatowy proces, który to umożliwia. Dzięki niemu oddzielają zanieczyszczenia od rudy, a następnie pozyskują samo żelazo przepuszczając przez roztwór prąd elektryczny. Cały proces może być napędzany energią słoneczną i wiatrową. Ma on jeszcze jedną olbrzymią zaletę, do produkcji można używać tanich rud o niskiej zawartości żelaza. Możemy korzystać z rud, które obecnie są traktowane jak odpady. W kopalniach jest olbrzymia ilość takich rud, których nikt nie wydobywa, stwierdza Nijhawan.
      Electra podpisała już umowę z firmą Nucor Corporation, największym producentem stali w USA. Firma zebrała też 85 milionów dolarów od inwestorów za które rozwija swoją technologię i buduje eksperymentalną fabrykę w Boulder w USA. Ma ona ruszyć jeszcze w bieżącym roku, a przed końcem dekady ma rozpocząć się komercyjna produkcja stali z wykorzystaniem nowej technologii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Chińscy naukowcy dali nam kolejny powód, by pozostawiać niezgrabione liście w spokoju. Rośliny do przeprowadzania fotosyntezy potrzebują jonów tlenku żelaza na drugim stopniu utlenienia (Fe2+). Jednak większość żelaza w glebie stanowią jony na trzecim stopniu utlenienia (Fe3+). Uczeni ze Wschodniochińskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii w Szanghalu odkryli, że żelazo zawarte w opadłych liściach pomaga uzupełnić te niedobory, zamieniając Fe3+ w Fe2+ za pomocą transferu elektronów.
      Rośliny w sposób naturalny zamieniają Fe3+ w Fe2+ za pomocą reakcji redukcji, w której biorą udział molekuły znajdujące się w korzeniach. Mimo to, nadal mogą cierpieć na niedobory Fe2+. Ma to poważne konsekwencje dla rolnictwa. Przez brak Fe2+ rośliny gorzej przeprowadzają fotosyntezę, dochodzi do zaburzeń w wytwarzaniu chlorofilu (chlorozy) w młodych liściach oraz słabego wzrostu korzeni, co prowadzi do zmniejszenia plonów, mówi Shanshang Liang, jeden z członków zespołu badawczego.
      Stosowane standardowo w rolnictwie nawozy nieorganiczne, jak FeSO4 nie są zbyt wydajne, gdyż dostarczane wraz z nimi jony Fe2+ szybko zmieniają się w Fe3+. Z kolei lepiej spełniające swoją rolę nawozy organiczne, jak chelaty żelaza, są drogie. Można, oczywiście, zmodyfikować rośliny genetycznie tak, by bardziej efektywnie czerpały Fe2+, jednak to wyzwanie zarówno naukowe, ponadto rośliny GMO wciąż budzą kontrowersje. Tymczasem wystarczy pozostawić szczątki roślin, by zapewnić dostarczenie do gleby składników zapewniających rozwój kolejnych pokoleń roślin.
      Chiński zespół już podczas poprzednich badań zauważył, że żelazo zmienia swoją wartościowość podczas biochemicznych reakcji polegających na transferze elektronów. Proces taki zachodzi pomiędzy Fe3+ a pewnymi enzymami w korzeniach roślin. Teraz naukowcy wykorzystali rentgenowską spektrometrię fotoelektronów, spektroskopię fourierowską w podczerwieni oraz spektroskopię UV-VIS do obserwacji zamiany Fe3+ w Fe2+ w liściach herbaty, zimokwiatu wczesnego i innych roślin.
      Nasza praca pozwala zrozumieć, skąd się bierze Fe2+ w glebie oraz w jaki sposób – za pomocą opadłych liści – dochodzi do zamiany Fe3+ w Fe2+. To bardzo wydajny proces, dodaje Shanshang Liang.
      Naukowcy zauważyli też, że wydajność całego procesu oraz równowaga pomiędzy jonami Fe2+ a Fe3+ mogą silnie zależeć od temperatury otoczenia. Dlatego też planują przeprowadzić badania w tym kierunku. Stwierdzili też, że kwasowość gleby ma istotny wpływ na wchłanianie Fe2+ przez rośliny. Jesteśmy też zainteresowani tym, w jaki sposób opadłe liście poprawiają jakość gleby. To może doprowadzić do opracowania nowych strategii produkcji rolnej, stwierdzają naukowcy.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...