Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0

Woda z komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko jest podobna do wody na Ziemi
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Astronomia i fizyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Przez ostatnich 540 milionów lat zmiany w sile pola magnetycznego Ziemi były skorelowane z poziomem atmosferycznego tlenu, donosi amerykańsko-brytyjski zespół naukowy. Wyniki badań sugerują, że procesy zachodzące głęboko wewnątrz naszej planety mogły mieć wpływ na organizmy żywe na powierzchni Ziemi. O swoim odkryciu uczeni poinformowali na łamach Science Advances.
Historia ziemskiego magnetyzmu zapisana jest w skałach. Gdy rozgrzane minerały znajdujące się magmie stygną, mogą zapisać stan lokalnego pola magnetycznego. I zapis ten pozostanie w nich dopóty, dopóki nie zostaną ponownie silnie rozgrzane. Również ze skał i minerałów można odczytać poziom tlenu w atmosferze, gdyż ich skład chemiczny zależy od ilości tlenu w czasie, gdy się tworzyły. I jeden, i drugi zapis jest od dawna używany w nauce, informacje takie można znaleźć w olbrzymiej liczbę baz danych utworzonych na potrzeby badań geofizycznych i geochemicznych. Jednak, jak twierdzą autorzy nowych badań, dotychczas nikt nie wpadł na pomysł, by dokładnie porównać ze sobą oba zapisy.
Zadania takiego podjęli się Weijia Kuang i Ravi Kopparapu z NASA Goddard Space Flight Center, Joshua Krissansen-Totton z University of Washington oraz Benjamin J. W. Mills z University of Leeds. Te dwa zestawy danych są bardzo podobne. Ziemia to jedyna znana nam planeta, która podtrzymuje złożone formy życia. Korelacja, którą znaleźliśmy, pozwoli nam lepiej zrozumieć ewolucję oraz jak jest ona powiązana z procesami zachodzącymi wewnątrz planety, mówi Weijia Kiang.
Uczeni prześledzili zmiany siły pola magnetycznego i poziomu tlenu w atmosferze aż do czasów eksplozji kambryjskiej, w czasie której nagle pojawiło się wiele złożonych form życia. Istnienie korelacji pomiędzy siłą pola magnetycznego, a poziomem tlenu sugeruje, że oba te zjawiska mogą być reakcją na ten sam proces, na przykład na ruch kontynentów, uważa Benjamin Mills.
Naukowcy mają nadzieję, że uda im się prześledzić jeszcze dłuższy okres historii Ziemi. Chcą sprawdzić, czy znaleziona korelacja się utrzyma. Planują też poddać analizie inne pierwiastki niezbędne do istnienia życia, by przekonać się, czy i w ich przypadku widać taki sam schemat.
Źródło: Strong link between Earth’s oxygen level and geomagnetic dipole revealed since the last 540 million years, https://www.science.org/doi/10.1126/sciadv.adu8826
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Naukowcy z SETI Institute oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis są pierwszymi, którzy zarejestrowali wielkie pierścienie powietrza wypuszczane przez humbaki. Zwierzęta tworzyły je podczas przyjaznej interakcji z ludźmi. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pierścienie te przypominają kółka wypuszczane przez palaczy papierosów. Naukowcy przypuszczają, że pierścienie to albo próba zabawy, albo komunikacji z ludźmi.
Nie od dzisiaj wiemy, że humbaki wykorzystują bańki powietrza do otaczania ławic ryb, na które polują. Ponadto samce głośno wypuszczają powietrze, tworząc widoczne ślady na wodzie, gdy konkurują o samice. Tym razem mamy do czynienia z nieznanym wcześniej zjawiskiem - tworzeniem specyficznych baniek podczas przyjaznej interakcji z ludźmi.
Humbaki żyją w złożonych społecznościach, wydają różne dźwięki, posługują się bąblami powietrza jak narzędziami, pomagają innym gatunkom atakowanym przez drapieżniki. Teraz widzimy, że wydmuchują w kierunku ludzi pierścienie z powietrza. To może być sposób na interakcję, obserwowanie naszej reakcji i zaangażowanie nas w zabawę lub komunikację, mówi doktor Fred Sharpe.
Humbaki w przyjazny sposób interesują się łodziami i pływającymi ludźmi. Większość spośród obserwowanych przez nas na całym świecie dziesiątek populacji waleni, podpływała do łodzi i ludzi, wypuszczając bąble, dodaje Jodi Frediani.
Źródło: Humpback Whales Blow Poloidal Vortex Bubble Rings, https://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1111/mms.70026
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Jeśli Twój pies uwielbia się kąpać i z chęcią wskakuje do wody na spacerze, nie powinien być zabezpieczany nakładanymi na skórę środkami przeciwko pchłom i kleszczom. Badania pokazały bowiem, że jeśli stosujemy takie środki, to natychmiast po tym, jak pies wejdzie do wody, jego skóra i futro mogą uwalniać duże ilości substancji szkodliwych dla zwierząt wodnych i zwierząt, które je jedzą, jak na przykład ptaki. Co więcej, te substancje mogą się uwalniać nawet przez 28 dni od ich nałożenia.
Początkowo środki nakładane na skórę psa były uważane za bezpieczne, jednak w 2011 roku Europejska Agencja Leków opublikowała sugestię, że mogą być szkodliwe dla zwierząt wodnych przez 48 godzin po nałożeniu. Jednak były to tylko przypuszczenia, które nie opierały się na eksperymentach.
Dopiero teraz grupa badaczy przeprowadziła badania na kilkudziesięciu psach, u których stosowano albo fipronil albo imidaklopryd. Okazało się, że nawet po 28 dniach ilość szkodliwych substancji trafiających do wody z ciała dużego psa może być na tyle duża, że ich stężenie przekroczy bezpieczny poziom w 100 metrach sześciennych wody. Jeśli więc w stawie często kąpią się psy, poziom zanieczyszczeń pochodzący ze środków, którymi są chronione przed pchłami i kleszczami, może być niebezpieczny dla środowiska wodnego.
Szczegóły badań zostały opublikowane na łamach pisma VetRecord.
Źródło: Swimming emissions from dogs treated with spot-on fipronil or imidacloprid: Assessing the environmental risk
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Flamingi wykorzystują jeden z najbardziej złożonych systemów odżywiania się wśród ptaków. Każdy z nas widział ich niezwykły sposób pobierania pokarmu, w czasie którego ich głowa zwrócona jest do góry nogami. Wiemy, że filtrują pokarm z wody. Jednak, jak się okazuje, nie jest to proces pasywny. Ptaki potrafią odpowiednio kierować strumień wody w stronę dzioba.
Biolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, Victor Ortega Jiménez, zainteresował się sposobem zdobywania pokarmu przez flamingi gdy odwiedził ogród zoologiczny. Zauważył, że jedzące ptaki drepczą w miejscu. Jednak nie widział, co dzieje się pod wodą. Rozpoczął więc badania, w czasie których najpierw przez kilka tygodni flamingi z zoo były uczone jedzenia z tac wypełnionych wodą. Następnie za pomocą szybkich kamer i laserów obrazowano cały proces. W końcu naukowcy stworzyli na drukarkach 3D modele głów flamingów, by lepiej przyjrzeć się ruchowi wody. W końcu zaś prawdziwy dziób flaminga umocowano na maszynie, które otwierała go i zamykała, a jednocześnie symulowano ruchy języka ptaka.
Z badań wynika, że ptaki potrafią kierować wodę wraz z pożywieniem do swoich dziobów. Dreptanie w miejscu służy wzbiciu do góry osadów z dna wraz ze znajdującymi się tam ofiarami flamingów. Następnie ptaki wykonują szybkie ruchy głową w górę i w dół, by utworzyć podobne do tornado wiry. A dodatkowe ruchy dziobem i językiem prowadzą do powstania mniejszych wirów, dzięki czemu niezwykle efektywnie łapią zdobycz. Są w stanie schwytać w ten sposób 7-krotnie więcej krewetek.
Naukowcy obliczyli też, jakie jest najbardziej efektywne tempo ruchów flaminga. Wytworzenie wirów wymaga poruszania głową z prędkością niemal 40 cm/s. Jednocześnie dolna część ich dzioba wykonuje około 12 ruchów na sekundę.
W najbliższej przyszłości naukowcy chcą zbadać, co dzieje się wewnątrz dziobów żerujących flamingów. Mają nadzieję, że opisanie tych zjawisk pomoże na przykład w stworzeniu technologii pozwalającej efektywnie wychwytywać z wody glony lub mikroplastik. Zachowanie żerujących flamingów wygląda niepoważnie, ale tworzy to użyteczny przepływ wody, chwali badania kolegów Elizabeth Brainerd z Brown University.
Niezwykły sposób odżywiania się flamingów służy nie tylko im. Od kilku lat wiadomo, że podążające za nimi płaskonogi trójbarwne chwytają nawet 2-krotnie więcej pożywienia, korzystając z wody wzburzanej przez flamingi.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Niewielka pokryta lawą planeta co 30,5 godziny traci tyle materiału, że wystarczyłoby go na wzniesienie Mount Everest. Astronomowie z Massachusetts Institute of Technology odkryli planetę, która szybko rozpada się na ich oczach. Położona jest w odległości około 140 lat świetlnych od Ziemi. Jest wielkości Merkurego, jednak znajduje się 20-krotnie bliżej swojej gwiazdy, niż Merkury, i obiega ją w ciągu 30,5 godziny. Przy tak niewielkiej odległości planeta prawdopodobnie pokryta jest gotującą się magmą, która ciągle odparowuje w przestrzeń kosmiczną.
Naukowcy zauważyli niezwykłą planetę za pomocą Transiting Exoplanet Survey Satellite (TESS). To teleskop kosmiczny, którego celem jest poszukiwanie pobliskich planet na podstawie ich przejścia na tle gwiazdy macierzystej. W danych z TESS uwagę uczonych zwrócił nietypowy tranzyt, którego siła sygnału zmieniała się wraz z kolejnymi przejściami planety na tle gwiazdy. Szczegółowe badania potwierdziły, że sygnał pochodzi z bliskiej gwieździe planety, która ciągnie za sobą ogon materiału na podobieństwo komety. Długość tego ogona jest gigantyczna. Rozciąga się on na 9 milionów kilometrów, niemal połowę długości orbity planety, mówi Marc Hon z Kavli Institute of Astrophysics and Space Research.
Planeta bardzo szybko traci materiał. Biorąc pod uwagę jej rozmiary i masę, astronomowie obliczają, że całkowicie rozpadnie się w ciągu 1–2 milionów lat. Mieliśmy szczęście, że ją w tym momencie zauważyliśmy. To jej ostatni oddech, dodaje Avi Shporer z TESS Science Office.
Planeta BD+05 4868 Ab została odkryta przypadkiem. Uczeni nie poszukiwali takiego szczególnego obiektu. Prowadzili typowe badania i zwrócili uwagę na niezwykły sygnał. Typowe sygnały z tranzytów to krótkie, regularne spadki jasności gwiazdy, które wskazują, że jakiś obiekt co jakiś czas przechodzi przed gwiazdą, blokując część jej światła. W przypadku BD+05 4868 Ab naukowcy spostrzegli, że o ile do spadków jasności dochodzi co 30,5 godziny, to jasność gwiazdy wraca do normy przez dłuższy czas. To wskazywało na rozciągniętą strukturę podążającą za obiektem, przesłaniającym gwiazdę. A jeszcze bardziej intrygujący był fakt, że za każdym razem kształt wykresu spadku jasności był inny, więc naukowcy stwierdzili, że ta rozciągnięta strukturą za każdym razem musi mieć inny kształt.
Taki tranzyt jest typowy dla komety z długim warkoczem. Jednak było mało prawdopodobne, by taki warkocz – który w przypadku komety składa się z gazu i lodu – przetrwał tak długo w tak niewielkiej odległości od gwiazdy. Co innego, gdyby były to ziarna minerałów odparowane z planety, wyjaśnia Marc Hon.
Naukowcy obliczają, że temperatura na powierzchni planety wynosi około 1600 stopni Celsjusza. Znajdujące się tam minerały gotują się i odparowują, tworząc długi pyłowy ogon ciągnący się za planetą. Do takiego stanu rzeczy przyczynia się niewielka, mniejsza od Merkurego, masa planety. Jest ona na tyle mała, że planeta nie jest w stanie utrzymać atmosfery, która w jakimś stopniu by ją chroniła. To bardzo mały obiekt o bardzo słabej grawitacji. Łatwo więc traci masę, co dodatkowo osłabia jego grawitację, więc traci masę jeszcze łatwiej.
BD+05 4868 Ab to zaledwie czwarta znana nam rozpadająca się planeta. Trzy poprzednie zostały odkryte ponad 10 lat temu przez Teleskop Kosmiczny Keplera. BD+05 4868 Ab ma z nich najdłuższy ogon i generuje najsilniejszy sygnał tranzytu. To zaś wskazuje, że proces rozpadu ma tam znacznie bardziej dramatyczny przebieg niż na trzech pozostałych planetach.
Dzięki temu, że nowo odkryta planeta znajduje się bardzo blisko gwiazdy macierzystej, jest idealnym celem dla Teleskopu Webba, za pomocą którego można będzie zbadać skład jej warkocza, a zatem dowiedzieć się, jaki minerały znajdują się na planecie.
Hon już tego lata rozpocznie obserwacje BD+05 4868 Ab za pomocą Webba. To unikatowa okazja, by bezpośrednio zbadać skład skalistej planety pozasłonecznej. To wiele nam powie o różnorodności takich planet i potencjalnych szansach na istnienia na nich życia, cieszy się uczony.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.