Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Hołd dla Papcia Chmiela. Wystawa krakowskich rysowników komiksu „Z tuszuś powstał, w tusz się obrócisz”

Rekomendowane odpowiedzi

Od 29 stycznia do 12 lutego na skwerze w Parku Kieszonkowym im. Papcia Chmiela w Krakowie można oglądać wystawę ilustracji "Z tuszuś powstał, w tusz się obrócisz". Krakowskie Stowarzyszenie Komiksowe zorganizowało ją, by oddać hołd zmarłemu niedawno rysownikowi.

Do wykonania ilustracji zaproszono krakowskich twórców komiksu. W ciągu niecałego tygodnia powstał zbiór osobistych prac. Ich autorami są: Łukasz Godlewski, Tomasz Grządziela, Aleksandra Herzyk, Joanna Karpowicz, Karolina Plewińska, Łukasz Ryłko, Szymon Szelc, Rafał Szłapa i Ewa Zaremba.

Otwarcie wystawy zbiega się w czasie z pośmiertną premierą ostatniej książeczki z przygodami Tytusa, Romka i A'Tomka. Choć Papcio nie narysuje już dla nas żadnej nowej przygody, to trzej harcerze i ich zabawne powiedzonka, z których wiele weszło do języka potocznego, pozostaną z nami na zawsze - podkreślono w opisie wydarzenia na Facebooku.

Jak pamiętają fani zmarłego w nocy z 21 na 22 stycznia Henryka Jerzego Chmielewskiego, słowami "z tuszuś powstał, w tusz się obrócisz" Papcio Chmiel powołał do życia Tytusa. Tymi samymi słowami Krakowskie Stowarzyszenie Komiksowe postanowiło pożegnać rysownika.

Stowarzyszenie dziękuje artystom za prace, Zarządowi Zieleni Miejskiej za przygotowanie skweru i opiekę nad wystawą, Urzędowi Miasta Krakowa za ekspresowe wydanie zgody, a Muzeum Fotografii za wypożyczenie systemu ekspozycyjnego. Pada też deklaracja: we współpracy z Zarządem Zieleni Miejskiej w Krakowie będziemy regularnie wracać na skwer z nowymi komiksami.

Początek wystawy "Z tuszuś powstał, w tusz się obrócisz" zbiegł się w czasie z datą premiery ostatniego komiksu Henryka Jerzego Chmielewskiego pt. "Tytus, Romek i A'Tomek pomagają księciu Mieszkowi ochrzcić Polskę, z wyobraźni Papcia Chmiela narysowani". Miała ona miejsce 28 stycznia.

Na pewno ten ostatni album historyczny najwięcej kłopotów sprawił Papciowi, który miał już mniej sił, słabo widział, miał kondycję słabszą, ale dzielnie mobilizował się i kontynuował tę pracę. Gdzieś koło grudnia zakończył ostatni rysunek, tzw. planszę. On sygnalizował, że ma ogromną chęć dożyć wydania tego albumu. Przykro mi jest, że minęliśmy się z Papciem o te parę dni - podkreślił Tomasz Woyda z wydawnictwa Prószyński w wypowiedzi dla audycji "Pierwsze słyszę" radiowej Czwórki.

 


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od niedawna w Muzeum Porcelany w Wałbrzychu można oglądać wystawę prezentującą wyjątkowe zegary z fabryki zegarów Gustava Beckera w Świebodzicach (niem. Freiburg in Schlesien). Jak podkreślono w opisie wydarzenia na FB, wystawa prezentuje ponad 100 unikalnych okazów, każdy wyjątkowej urody i bardzo szczególnego przeznaczenia.
      I tak na wystawie „Bije zegar godziny... Gustav Becker” zobaczymy zegary ścienne, stojące, stołowe, gabinetowe, buduarowe, kartuszowe, kominkowe, a także budziki czy zegarki kieszonkowe.
      Eksponaty pochodzą z prywatnych kolekcji Bogdana Chachelskiego, Marka Mikołajczaka, Wojciecha Magierskiego i Marka Batyckiego. Co ważne, nigdy wcześniej nie pokazywano ich szerszej publiczności.
      Oprócz zegarów w obudowie drewnianej czy w żeliwnych odlewach, można również zobaczyć zabytki w obudowach porcelanowych i z kamionki. W wywiadzie dla RMF MAXX Tomasz Nochowicz opowiedział także o zegarach w ażurowych przeszklonych kloszach. Wyjaśnił, że to zegary roczne z 400-dniową rezerwą chodu. Nakręca się je tylko raz w roku. Szczególnie były nakręcane przy okazji rocznic, ślubów czy innych pięknych jubileuszy, bo były wtedy darowane i miały też przypominać o tych pięknych chwilach - wyjaśnił specjalista.
      Gustav Eduard Becker urodził się w 1819 r. w Oleśnicy (niem. Oels). Terminował jako czeladnik m.in. we Frankfurcie nad Menem czy w Wiedniu. W 1847 r. otworzył w Świebodzicach warsztat zegarmistrzowski; kolejny powstał w 1850 r. na świebodzickim Rynku. W 1852 r. Becker dostał brązowy medal za zegar zaprezentowany na Śląskiej Wystawie Przemysłowej we Wrocławiu (Breslau). To otworzyło mu drzwi do zawarcia wieloletnich kontraktów na produkcję zegarów urzędowych zarówno dla placówek Poczty Pruskiej, jak i kompanii kolejowych. Dzięki wsparciu finansowemu mógł też kupić grunt przy Alte Bahnofstraße w Świebodzicach i rozpocząć budowę swojej pierwszej fabryki. Półmilionowy zegar powstał w 1885 r. jako prezent na 70. urodziny Otto von Bismarcka. Po śmierci Gustava w 1885 r. kierownictwo nad znaną fabryką przejął jego syn Paul Albert.
      Wystawę „Bije zegar godziny...” można oglądać do 28 stycznia przyszłego roku. Towarzyszy jej ilustrowane wydawnictwo.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dr Willard Wigan jest brytyjskim rzeźbiarzem, który tworzy mikroskopijne dzieła sztuki. Przeważnie umieszcza je w uchu igielnym albo na główce szpilki. Od kwietnia do października w Wollaton Hall można podziwiać jego wystawę „Miniature Masterpieces”. Składa się na nią 20 rzeźb, w tym przedstawienie „Ostatniej wieczerzy”. Częścią czasowej ekspozycji są też postaci Wiliama Szekspira i Alberta Einsteina. Poza tym nie zabrakło bohaterów książek i legend - Pinokia czy Robin Hooda. Oprócz tego pokazywana jest interpretacja „Dziewczyny z perłą” Johannesa Vermeera.
      Cztery niepokazywane wcześniej rzeźby stanowią część kolekcji Wigana pt. „Znikający świat” (Disappearing World), która ma wskazywać na zagrożenia bioróżnorodności i promować działania ochronne.
      Menedżer Wigana - John Bowden - ma nadzieję, że ludzie, którzy odwiedzą wystawę, zrozumieją, że najmniejsze rzeczy mogą wywierać największy wpływ i że uda się dzięki temu utworzyć ruch realizujący ważne zadania.
      Jak podkreślił Wigan w wywiadzie dla Wired, podczas pracy pod mikroskopem musi mieć rękę pewniejszą niż chirurg, bo nawet drobny błąd może zniweczyć efekty wielotygodniowych działań. Opowiedział też o „wypadku”, jaki przydarzył mu się podczas tworzenia „Alicji w Krainie Czarów”. Kiedy umieszczał postać w wybranym miejscu, zadzwonił telefon. Rzeźbiarz odebrał i przypadkowo zaaspirował figurkę. Przepadła gdzieś w moich nozdrzach - stwierdził ze śmiechem.
      O tym, jak trudna jest praca mikrorzeźbiarza, świadczy fakt, że Wigan pracuje między uderzeniami serca (puls w opuszkach wystarczy, by wywołać drobne ruchy palców). Brytyjczyk posługuje się zaostrzonymi igłami do akupunktury i odłamkami diamentów. Artysta ujawnił CNN-owi, że gotowe dzieła maluje czasem pojedynczymi rzęsami.
      Bywa, że artysta zajmuje się jednocześnie 4-5 rzeźbami. Pracuje do 5 tygodni przez 16 godzin dziennie. Wigan przyznaje, że nie lubi samego procesu tworzenia, bo jest dla niego stresujący. Nagradzające są dopiero reakcje ludzi na gotowe dzieła.
      W 2017 r. Willard Wigan ustanowił nowy rekord Guinnessa w kategorii najmniejszej ręcznie wykonanej rzeźby (pobił zresztą swój wcześniejszy rekord z 2013 r.). Rzeźba ludzkiego embrionu z kevlaru została umieszczona w wydrążonym włosie z brody Willarda. Figurka ma długość 78 (78,22) i szerokość niemal 54 (53,88) mikrometrów.
      Wigan ma zaburzenie ze spektrum autyzmu i dysleksję. W szkole był niedoceniany. Miniaturowe dzieła sztuki stały się jego sposobem na odreagowanie i udowodnienie światu swojej wartości. Do coraz większej miniaturyzacji figurek zachęcała go wspierająca mama. W 2007 r. w wieku 50 lat Willard Wigan został uhonorowany przez Elżbietę II Orderem Imperium Brytyjskiego.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W holu Wydziału Biologii Uniwersytetu w Białymstoku (UwB) można oglądać ekspozycję „Ptasie pisanki”. Na wystawie prezentowane są jaja 19 gatunków ptaków, w tym przedstawicieli polskiej awifauny (np. czajki zwyczajnej, myszołowa zwyczajnego i bataliona), 3 gatunków pingwinów czy emu. Wiele innych jaj zaprezentowano na barwnych planszach.
      Różnorodne kolory, plamki i desenie na jajkach to swoisty kamuflaż, który ma zmylić drapieżnika. Białe jajka składają między innymi dziuplaki, czyli ptaki gniazdujące w dziuplach, np. sowy lub dzięcioły – opowiada dr Anna Matwiejuk, kierowniczka Uniwersyteckiego Centrum Przyrodniczego im. Profesora Andrzeja Myrchy. Kolor skorupki jajka zależy od obecności swoistych barwników: protoporfiryny (odpowiada za kolor brązowy i jego odcienie, wraz z czerwonym, żółtym i czarnym), biliwerdyny (nadaje odcienie niebieskie i zielone) oraz jej chelatu z cynkiem. W skorupkach białych nie ma żadnego barwnika - dodaje specjalistka.
      U drozda śpiewaka występują jaja turkusowe w czarne kropki, u kosa niebieskozielone, a u pleszki zwyczajnej błękitne. U bliskiej zagrożenia czajki zwyczajnej, która w ciągu roku wyprowadza jeden lęg, jaja są brązowożółte w ciemniejsze plamy. U pustułki znajdziemy zaś jaja białożółte, szaroróżowe lub ceglastoróżowe z gęstymi rdzawobrązowymi plamami. A jaja emu zmieniają barwę. Niedługo po zniesieniu są ciemnozielone, a później czarne.
      Dr Matwiejuk wspomina także o ciekawych i bardzo różnorodnych kształtach jaj. Np. sowy „dziuplaki” składają jaja okrągłe jak piłeczki, ptaki gniazdujące na klifach, takie jak nurzyki - stożkowate, a np. czajki, które budują gniazda na ziemi - gruszkowate. Jaja nurzyków mają niezwykłe kolory i wielu uważa je za najpiękniejsze na świecie.
      Jaja znacznie się różnią rozmiarami. Największe są strusie, których waga przekracza 1,5 kilograma, najmniejsze zaś – ważące zaledwie 0,4 grama – składa koliber hawajski. W Polsce największe jaja to dzieło łabędzi, bielików, żurawi i bocianów, a najmniejsze wysiadują czyżyki oraz mysikróliki.
      Wystawę zorganizowaną przez Uniwersyteckie Centrum Przyrodnicze można podziwiać do końca czerwca.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      We wrocławskim Muzeum Architektury (MA) można oglądać wystawę „Greenhouse Silent Disco”. Zainspirowały ją badania wybitnego fizjologa roślin prof. Hazema M. Kalajiego z SGGW w Warszawie, które koncentrują się na analizie fotosyntezy.
      Instalacja będzie prezentowana od końca marca do połowy października br. Zaprojektowały ją Dominika Wilczyńska i Barbara Nawrocka z krakowskiej Miastopracowni. Znalazło się w niej 176 roślin, z czego 136 to okazy przyniesione przez mieszkańców Wrocławia.
      Wystawa, której kuratorami są Małgorzata Devosges-Cuber i Michał Duda, ma pomóc w poznaniu prawdziwej natury roślin, a właściwie istot roślinnych, i w nawiązaniu relacji z nimi. Kreując sytuację spotkania z kilkuset roślinami, które towarzyszą nam na co dzień we wnętrzach naszych mieszkań, przyglądamy się ich naturze i monitorujemy ich potrzeby. Za sprawą nowoczesnej technologii staramy się przywrócić umiejętność komunikacji i współodczuwania z innymi gatunkami, którą możemy wyobrazić sobie jako dawno utraconą więź z naturą - wyjaśniono na stronie MA.
      Wszystkie elementy konstrukcji i doniczki wykonano ręcznie z naturalnych materiałów, tak by w jak najmniejszym stopniu ingerować w egzystencję roślin. Tytułową szklarnię wyposażono w połączone z systemami komputerowymi cyfrowe czujniki. Na bieżąco śledzą [one] i rejestrują wszystko, co „mówią” rośliny, czyli jak reagują na określone potrzeby i zmienne, np. dotyk człowieka czy określone warunki atmosferyczne na zewnątrz - podkreślono na stronie wydarzenia na Facebooku.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od 16 marca do końca kwietnia w Muzeum UMCS można oglądać wystawę XIX-wiecznych polskich kalendarzy. Zwiedzającym udostępniono egzemplarze ok. 40 tytułów wydanych na ziemiach polskich w granicach trzech rozbiorów oraz kilka polskojęzycznych z innych terenów - wyjaśniono w komunikacie prasowym.
      Wyodrębniono kalendarze przeznaczone dla różnych grup odbiorców, np. dla rolników, kobiet czy rzemieślników. Na wystawie prezentowane są zarówno najbardziej znaczące tytuły kategorii, jak i egzemplarze, które wyróżniają się szatą graficzną, cechami szczególnymi (można w nich np. zobaczyć zapiski dawnych właścicieli) lub interesującą treścią.
      Na wystawie znalazły się nie tylko wydania z terenu ziem polskich czy Europy. Prezentowane są również przykłady wydawnictw niemieckich, z Ameryki Południowej, Bliskiego Wschodu i Azji Południowo-Wschodniej.
      Wiek XIX był okresem szczególnie intensywnego rozwoju kalendarzy. Pojawiło się wówczas wiele nowych wydawnictw, często tytułowanych od nazwiska wydawcy. Mieliśmy więc „Kalendarz Gałęzowskiego” czy „Jana Jaworskiego Kalendarz Astronomiczno-Gospodarski na Rok Zwyczajny…”. Pojawiły się kalendarze ogólne, dla rodzin, religijne, satyryczne, kalendarze dla różnych grup zawodowych. Zaczęto drukować kalendarze mające format kilkusetstronicowej książki, czasem pięknie ilustrowane i ozdabiane.
      W wydawnictwach takich umieszczano wiele praktycznych informacji, jak adresy stacji pocztowych, tablice miar, spisy jarmarków i targów. Zaś w drugiej połowie XIX wieku w kalendarzach umieszczano coraz więcej informacji o współczesnym świecie, zaczęły pojawiać się w nich treści ekonomiczne, techniczne, kulinarne, poezje czy porady domowe. Zachowane kalendarze niejednokrotnie zawierają notatki ich użytkowników, dając nam fascynujący wgląd w życie ówczesnych ludzi.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...