Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Za 10 lat Wielka Brytania zakaże sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi

Rekomendowane odpowiedzi

15 minut temu, cyjanobakteria napisał:

Samochód, który jeździ zużywa się bardziej, bo na wspomniane elementy działają dodatkowe siły, wibracje, wysoka temperatura, woda i tak dalej.

wiadomo że tak, chodziło mi o to że silnik niepracujący też zaskakująco mocno się degraduje.

18 minut temu, cyjanobakteria napisał:

Mam smar kupiony tak z 10 lat temu i nadal ma właściwości takie, jak w pierwszym dniu.

nawet nie pytam do czego jest ten lubrykant :) ale rozumiem że się ślizga. jedynie mam wątpliwości czym i jak dokładnie określiłeś wszystkie parametry tego smaru

21 minut temu, cyjanobakteria napisał:

Większość łożysk jest zamknięta, więc nic im nie grozi.

raczej mało szczelnie, jeśli popowodziowe idą na złom to tym bardziej rzadsze powietrze tam dociera(para i tlen swoje robią)

24 minuty temu, cyjanobakteria napisał:

A nawet jak wymagają wymiany, to nowe łożyska to niewielki procent kwoty, jaka idzie na utrzymanie silnika.

tutaj jest ból. łożysko parę zł, a rozebranie silnika czy skrzyni biegów i wprasowanie nowego 1k lub więcej...

26 minut temu, cyjanobakteria napisał:

Trzy lata to powiedzmy 30-45k km, czyli średnio pewnie 1/4 - 1/3 przewidywanego czasu życia pojazdu, ale nie wiem jaka jest teraz średnia w Polsce.

oj chyba aż takiej rozpusty nie ma nawet na zachodzie, chyba koło 15 lat jest średnia dla złomowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, tempik napisał:

jak przy kupnie dealer mówi

Jak przy kupnie dealer Cię oszukuje to nie jest istotne co kupujesz, zostałeś oszukany, a sam nie zweryfikowałeś tej informacji. Trochę beznadziejny przykład.

2 godziny temu, tempik napisał:

ale to tylko wynika z tego że rzadko nad Bałtyk jeździsz

Jak większość ludzi. Urlop, wakacje, etc. I o takim przypadku użycia mowa.

2 godziny temu, tempik napisał:

ale ty przecież też tą karę chcesz sobie wymierzać, tylko że częściej bo mniejsze baterie

Nic z tych rzeczy. Raz na tydzień ładuję przez noc z własnego gniazdka, dokładnie, mała pojemność aku pozwala w miarę szybko i efektywnie naładować nawet z jednej fazy.

43 minuty temu, tempik napisał:

raczej mało szczelnie, jeśli popowodziowe idą na złom to tym bardziej rzadsze powietrze tam dociera(para i tlen swoje robią)

Popowodziowe (łożyska) mogą (a nie muszą) iść na złom, bo razem z wodą idzie syf, piasek, który zaciera elementy ruchome/cierne. Najgorsza jest wilgoć (i wynikające z tego rdza) i dlatego jak wyżej, raz na 2 tyg (a może raz na tydzień w okresie jesienno zimowym) odpalić na 10 min silnik dla ogrzania i osuszenia.

Wynajem, jak ktoś używa samochodu często, jest bez sensu, ciężko się powtarzać. Jak ktoś ma kasę to nie wynajmuje, a często zmienia, jak było wspomniane, ciekawe dlaczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
58 minutes ago, tempik said:

tutaj jest ból. łożysko parę zł, a rozebranie silnika czy skrzyni biegów i wprasowanie nowego 1k lub więcej...

Z tego, co się orientuję 1h roboty to około 75 euro, więc nie jest lekko. Może być taniej kupić używaną skrzynię, komplet kluczy i samemu przełożyć ;) Ja naprawiam sam, bo po pierwsze to lubię, po drugie większość czynności jest nieskomplikowana, po trzecie nie trzeba jechać do garażu i zostawiać sprzętu na kilka dni, po czwarte jest taniej, ale zabiera czas, a po piąte dobrze wiedzieć, jak to działa. Na szczęście naprawa skrzyni i silnika jeszcze przede mną :)

 

59 minutes ago, tempik said:

ale rozumiem że się ślizga. jedynie mam wątpliwości czym i jak dokładnie określiłeś wszystkie parametry tego smaru

Bez znaczenia chyba, że się ścigasz w F1 albo NASCAR. Lubrykant generalnego przeznaczenia do elementów nieorganicznych, moto/rower, ale mój ulubiony to smar miedziany, bo się ładnie błyszczy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, cyjanobakteria napisał:

Ja naprawiam sam

Ja też, i z tych samych powodów. Niewiele pozostało w moim wehikule śrub których nie odkręcałem, fabrycznie dokręcone pozostały tylko w części silnika, moście i wózku tylnego zawieszenia. Dlatego wiem że samochód starzeje się i umiera jak człowiek. Powoli,sukcesywnie i leżenie na kanapie czy stanie w garażu niewiele ten proces spowalnia. Koniec zawsze ten sam, złomowisko i recykling :)

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zrobiłem w tym roku mniej kilometrów, z wiadomych powodów, jak i w poprzednim. Trochę też zaniedbałem konserwację ze względu na niskie przebiegi. Jeżdżę średnio raz w tygodniu i robię około 10% tego, co wcześniej. Nie widzę tego rozpadu, wręcz przeciwnie, rozpad się zatrzymał w miejscu :) Wiadomo, że z czasem problemy się skumulują, bo mimo, że siedzimy w domach, to entropia tylko rośnie :)

Może akumulator trochę dostaje, bo wiadomo, że kwasowo-ołowiowe się szybko rozładowują i może dojść do zasiarczenia. Jedna runda na tydzień to tak na styk i po kilku miesiącach w zeszłym roku spadło napięcie do 12.45V, czyli około 80% pojemności. Lepiej nie schodzić poniżej tych wartości, więc doładowuje co kilka miesięcy.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 25.11.2020 o 20:52, cyjanobakteria napisał:

Nie widzę tego rozpadu, wręcz przeciwnie, rozpad się zatrzymał w miejscu :)

to mogą być subiektywne odczucia i iluzja spowodowana stopniowym postępowaniem procesu. ja też jakoś nie zanotowałem spadku mocy i formy ale konkurując sam ze sobą w wieku 20lat raczej bym poległ :)

W dniu 25.11.2020 o 20:52, cyjanobakteria napisał:

Jedna runda na tydzień to tak na styk i po kilku miesiącach w zeszłym roku spadło napięcie do 12.45V, czyli około 80% pojemności. Lepiej nie schodzić poniżej tych wartości, więc doładowuje co kilka miesięcy.

pierwsze widzę aż takiego pedanta w dbaniu o aku, no może poza sobą :D Ale nie łudź się, akumulatory oem są tak podłej jakości że i tak po 3latach same potrzebują defibrylacji. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 hours ago, tempik said:

to mogą być subiektywne odczucia i iluzja spowodowana stopniowym postępowaniem procesu

Nie ma takiej możliwości. Jak robię 10% przebiegów to auto się zużywa też na 10%, z wyjątkiem wybranych komponentów albo płynów, które mają datę. Chociaż jak silnik nie jest jeżdżony, to i płyny się wolniej starzeją choćby ze względu na niską temperaturę. Opony wyraźnie się zużywają na 10% i widać to po bieżniku. Oczywiście, jak opona będzie miała 5+ lat, to guma może zacząć się sypać. Jak jeździłem samochodem z napędem na przednią oś to wymieniałem opony z przodu co roku, a z tyłu co dwa lata. W moto przebiegi się zmieniły, bo rozłożenie obciążenia jest inne - napęd z tyłu, a hamowanie głównie z przodu, przy czym opona z tyłu jest znacznie większa. Obie opony wytrzymują tyle samo po około półtorej roku. Fizyki nie da się oszukać :)

 

8 hours ago, tempik said:

pierwsze widzę aż takiego pedanta w dbaniu o aku, no może poza sobą

I tak sobie plułem w brodę, bo powinienem sprawdzić  i doładować wcześniej, powiedzmy co 3 miesiące. Ale staram się nie przesadzać, bo to tylko aku i nawet jak straci 10% pojemności z powodu "niewłaściwej obsługi" to niewielkie pieniądze. Podładowanie przy 85% pojemności to i tak dobry wynik, bo jak widzę sąsiadów, którzy nigdy nie doładowują, a samochody przez większość czasu stoją, bo oboje są na emeryturze, to się dziwę, że jeszcze im zapalają! :)

Jest wiele tego typu tabelek z napięciem w necie, ale ja się trzymam tej poniżej.

pic-1135060123859808935-1600x1200.jpeg

 

8 hours ago, tempik said:

Ale nie łudź się, akumulatory oem są tak podłej jakości że i tak po 3latach same potrzebują defibrylacji.

Lubię Cię tempik zwłaszcza, że majsterkujesz przy wozie :) Ale z tym aku to jakiś urban legend, może zależy od producenta. Moje aku OEM wytrzymało 12 lat. Nie wiem jak było wykorzystywane wcześniej, ale ja regularnie jeździłem 5x w tygodniu i prawie podwoiłem przebieg przez 3-4 lata. Po wymianie sprawdziłem datę produkcji na starym aku i była zgodna z datą rejestracji pojazdu (ten sam rok minus kilka miesięcy).

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
22 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

Moje aku OEM wytrzymało 12 lat. Nie wiem jak było wykorzystywane wcześniej, ale ja regularnie jeździłem 5x w tygodniu i prawie podwoiłem przebieg przez 3-4 lata. Po wymianie sprawdziłem datę produkcji na starym aku i była zgodna z datą rejestracji pojazdu (ten sam rok minus kilka miesięcy).

No to mówisz o aku na jakim wyjechał z fabryki a ja o aku kupionym na wymianę oryginalnego. Fabryczny też u mnie wytrzymał 10 lat, a jak byłby od początku właściwie eksploatowany to pewnie do 12 też by dociągnął. Kolejne to były Bosh,centra,no name. Z różnych źródeł, wszystkie g... warte. Teraz mam jakiegoś japońca. Ten zapowiada się bardzo dobrze bo trzyma swoje parametry i deklarowany prąd rozruchu nawet na rozładowanym. Miłe zaskoczenie, tym bardziej że to aku z niższej półki i nie liczyłem na wiele.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak się złożyło, że podczas wymiany wymieniłem na aku tego samego producenta - Japońca do Japońca, więc nie sądzę, że nowy aku mi padnie. Do tego jest zgodny z parametrami. Chociaż akurat krótko po wymianie przestałem regularnie jeździć, więc sposób użytkowania się diametralnie zmienił.

Jak padają Ci akumulatory, to być może masz źle dobrane parametry (za mały) albo zbyt dużo odbiorników prądu zainstalowanych w między czasie. Chociaż jest to mało prawdopodobne, bo jak majsterkujesz, to pewnie wiesz, co robisz. Małe zwarcie w instalacji także potrafi załatwić szybko załatwić nowe aku. Sprawdziłeś instalację?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 28.11.2020 o 19:21, cyjanobakteria napisał:

Sprawdziłeś instalację?

no wiadomo. Alarm trochę bierze prądu, ale nawet po odpięciu całkowicie AKU z którymi miałem do czynienie traciły napięcie lub trzymały napięcie ale prądu już nie. Takie historie po 2-3 latach, więc już po gwarancji. AKU 100Ah więc nie najtańszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Paliwa, których używamy, nie są zbyt bezpieczne. Parują i mogą się zapalić, a taki pożar trudno jest ugasić, mówi Yujie Wang, doktorant chemii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Riverside. Wang i jego koledzy opracowali paliwo, które nie reaguje na płomień i nie może przypadkowo się zapalić. Pali się jedynie wtedy, gdy przepływa przez nie prąd elektryczny. Palność naszego paliwa jest znacznie łatwiej kontrolować, a pożar można ugasić odcinając zasilanie, dodaje Wang.
      Gdy obserwujemy pożar współcześnie używanych paliw płynnych, to w rzeczywistości widzimy nie palący się płyn, a jego opary. To molekuły paliwa w stanie gazowym zapalają się pod wpływem kontaktu z ogniem i przy dostępie tlenu. Gdy wrzucisz zapałkę do pojemnika z benzyną, to zapalą się jej opary. Jeśli możesz kontrolować opary, możesz kontrolować pożar, wyjaśnia doktorant inżynierii chemicznej Prithwish Biswas, główny autor artykułu opisującego wynalazek.
      Podstawę nowego paliwa stanowi ciesz jonowa w formie upłynnionej soli. Jest podobna do soli stołowej, chlorku sodu. Nasza sól ma jednak niższą temperaturę topnienia, niższe ciśnienie oparów oraz jest organiczna, wyjaśnia Wang. Naukowcy zmodyfikowali swoją ciecz jonową zastępując chlor nadchloranem. Następnie za pomocą zapalniczki spróbowali podpalić swoje paliwo.
      Temperatura płomienia zapalniczki jest wystarczająco wysoka. Jeśli więc paliwo miałoby płonąć, to by się zapaliło, stwierdzają wynalazcy. Gdy ich paliwo nie zapłonęło od ognia, naukowcy przyłożyli doń napięcie elektryczne. Wtedy doszło do zapłonu paliwa. Gdy odłączyliśmy napięcie, ogień gasł. Wielokrotnie powtarzaliśmy ten proces: przykładaliśmy napięcie, pojawiał się dym, podpalaliśmy dym, odłączaliśmy napięcie, ogień znikał. Jesteśmy niezwykle podekscytowani opracowaniem paliwa, które możemy podpalać i gasić bardzo szybko, mówi Wang. Co więcej, im większe napięcie, tym większy pożar, co wiąże się z większym dostarczaniem energii z paliwa. Zjawisko to można więc wykorzystać do regulowania pracy silnika spalinowego. W ten sposób można kontrolować spalanie. Gdy coś pójdzie nie tak, wystarczy odciąć zasilanie, mówi profesor Michael Zachariah.
      Teoretycznie ciecz jonowa nadaje się do każdego rodzaju pojazdu. Jednak zanim nowe paliwo zostanie skomercjalizowane, konieczne będzie przeprowadzenie jego testów w różnych rodzajach silników. Potrzebna jest też ocena jego wydajności.
      Bardzo interesującą cechą nowej cieczy jonowej jest fakt, że można ją wymieszać z już istniejącymi paliwami, dzięki czemu byłyby one niepalne. Tutaj jednak również trzeba przeprowadzić badania, które wykażą, jaki powinien być stosunek cieczy jonowej do tradycyjnego paliwa, by całość była niepalna.
      Twórcy nowego paliwa mówią, że z pewnością, przynajmniej na początku, będzie ono droższe niż obecnie stosowane paliwa. Cieczy jonowych nie produkuje się bowiem w masowych ilościach. Można się jednak spodziewać, że masowa produkcja obniżyłaby koszty produkcji. Główną zaletą ich paliwa jest zatem znacznie zwiększone bezpieczeństwo. Warto bowiem mieć na uwadze, że w ubiegłym roku w Polsce straż pożarna odnotowała 8333 pożary samochodów spalinowych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grecja to bardzo popularne miejsce wśród polskich turystów. Najchętniej wybieranymi miastami przez naszych rodaków są Santorini, Korfu oraz Kreta, acz warto pamiętać, że tam dolecieć można jedynie samolotem. Wiele ciekawych miejsc w Grecji znajduje się jednak także w części kontynentalnej, do której możesz dojechać samochodem. O czym warto pamiętać przed wybraniem się w podróż? Sprawdźmy!
      Dlaczego warto pojechać samochodem do Grecji?
      Podróż samochodem do Grecji będzie dobrym rozwiązaniem dla osób, które boją się latać lub chcą po drodze zwiedzić także inne państwa i ich atrakcje. Choć jazda autem do tego kraju sama w sobie trwa długo, to po drodze można zajechać do Słowacji, Serbii, Macedonii lub Węgier. Warto w tych miejscach zatrzymać się na nocleg i zwiedzić najatrakcyjniejsze miasta.
      Jak dojechać autem do Grecji?
      Ze stolicy Polski, Warszawy, do Grecji dojedziesz dwoma trasami. Wybierając krótszą trasę, na podróż poświęcisz około 21 godzin. Jadąc przez Czechy, potrwa ona do 2-3 godziny dłużej. Wszystko zależy jednak także od innych elementów – aktualnych remontów, korków, prędkości jazdy czy ilości postojów, na jakie się zdecydujesz. Trasy mogą wyglądać następująco:
      Czechy – Słowacja – Węgry – Serbia – Macedonia – Grecja, Słowacja – Węgry – Serbia – Macedonia – Grecja. Jeśli ciekawią Cię przykładowe trasy, którymi konkretnie warto się poruszać, przeczytaj w tym poradniku, na jak długą podróż będziesz musiał się przygotować, wyruszając z konkretnego miasta.
      Przejeżdżając przez wyżej wymienione kraje, trzeba będzie też kupić winietę. Możesz tego dokonać online, co ułatwia organizację podróży. Są w tym wypadku jednak wyjątki, czyli Serbia oraz Macedonia. Tam opłatę za przejazd autostradą opłacisz wyłącznie na bramkach.
      Ile kosztuje podróż samochodem do Grecji?
      Koszt podróży zależy głównie od samochodu (pojemności silnika), stylu jazdy, osiąganych prędkości oraz kosztów paliwa. Zakładając, że wybierasz się autem z silnikiem 1,6 litra i wyruszasz z Warszawy do Aten (2300 kilometrów), zapłacisz do 2000 zł w jedną stronę. Pamiętaj, że koszty paliwa mogą być inne każdego dnia, dlatego też dobrze zapoznać się z aktualnymi cenami na stacjach i obliczyć potrzebny budżet.
      Podróż do Grecji samochodem – co warto zobaczyć?
      Jadąc do Grecji autem, warto dobrze wszystko zaplanować, aby skorzystać z różnych atrakcji po drodze i zobaczyć ciekawe miejsca. Dzięki temu przed dotarciem do celu zapewnisz sobie interesujący urlop.
      Jakie przystanki warto zrobić?
      Bratysława (Słowacja) – urocze stare miasto z wąskimi uliczkami i kawiarniami jest zachwycające, a do tego warto też zajrzeć do katedry św. Marcina. Koszyce (Słowacja) – katedra św. Elżbiety, starówka i panorama Koszyc to miejsca, których nie warto pomijać. Budapeszt (Węgry) – w dzielnicy Peszt zajrzyj na Plac Bohaterów i obejrzyj Parlament, a w Budzie zachwyci Cię Góra Gellerta, Zamek Królewski oraz Punkt Widokowy. Skopje (Macedonia) – atrakcjami, które warto zobaczyć, są na pewno Kamienny Most, Twierdza oraz stary bazar. Ubezpieczenie do Grecji
      Wyjeżdżając do Grecji, pamiętaj o ważnym ubezpieczeniu OC. Warto też zaopatrzyć się w AC, które gwarantuje szerszy zakres ochrony. Dobrym pomysłem będzie też ubezpieczenie turystyczne lub karta EKUZ, dzięki której otrzymasz bezpłatną pomoc na takich samych zasadach, co mieszkańcom Grecji. Do tego warto zdecydować się na ubezpieczenie sprzętu sportowego - jakie wybrać? To zależy od zakresu ochrony, której potrzebujesz. Każde towarzystwo ubezpieczeniowe określa, jaki sprzęt może być nim objęty i kiedy wypłacone zostanie odszkodowanie.
      Przepisy drogowe w Grecji – co warto wiedzieć?
      Otrzymanie mandatu na wakacjach nie należy do najprzyjemniejszych i może skutecznie zepsuć wakacje. Dlatego też, zanim wyruszysz samochodem do Grecji, zapoznaj się z podstawowymi przepisami drogowymi, które tam obowiązują. Warto wiedzieć, że na terenie całego państwa obowiązuje ograniczenie prędkości:
      do 50 km/h w terenie zabudowanym, do 90 km/h na terenie niezabudowanym, do 110 km/h na drogach ekspresowych, do 130 km/h na autostradach. Każda osoba w samochodzie musi zapiąć pasy bezpieczeństwa. Do tego w Grecji nie ma obowiązku jazdy w ciągu dnia z włączonymi światłami mijania. Występuje on w nocy i w momencie, gdy warunki na drodze nie są wystarczająco dobre. Ponadto w Twoim bagażniku powinna znaleźć się apteczka, trójkąt ostrzegawczy oraz gaśnica. Polskie prawo jazdy jest oczywiście honorowane.
      Co warto zobaczyć w Grecji?
      Gdy już dojedziesz na miejsce, Twoim obowiązkowym punktem docelowym powinny być Ateny. Stolica Grecji oferuje mnóstwo ciekawych atrakcji, w tym Akropol Ateński, na którym znajdziesz dobrze zachowane świątynie Partenon, Erechtejon, Propyleje, a także Teatr Dionizosa i Odeon Heroda Atticusa. Warto zajrzeć także do Starożytnej Agory i na Plac Syntagma.
      Innym miastem wartym odwiedzenia są Saloniki, czyli druga największa metropolia Grecji. Promenada nadmorska, która się tam znajduje, ma niemal 5 kilometrów. Do tego dobrym pomysłem jest także przejażdżka do Meteorów, czyli 13 klasztorów znajdujących się nad Równiną Tesalską.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W lipcu ubiegłego roku na budowie brytyjskiej szybkiej kolei HS2 w miejscowości Twyford w Buckinghamshire archeolodzy trafili na – jak się wydawało – rozkładający się kawałek drewna Gdy go jednak wydobyli z ziemi, ich oczom ukazała się drewniana rzymska rzeźba antropomorficzna.
      Wykonany z jednego kawałka drewna zabytek ma 67 centymetrów wysokości i 18 cm szerokości. To niezwykle rzadkie znalezisko. Wcześniej podobny zabytek znaleziono na Wyspach Brytyjskich ponad 100 lat temu.
      Na podstawie stylu wykonania oraz podobnego do tuniki ubrania, które wyrzeźbił twórca, oceniono, że figura pochodzi z wczesnego okresu rzymskiego. Opinię tę wydają się potwierdzać znalezione obok fragmenty ceramiki z lat 43–70. Archeolodzy nie są pewni, czemu rzeźba służyła, ale przypuszczają, że mogła być złożona w ofierze bogom. Dlatego też złożono ją delikatnie w ziemi, a nie wyrzucono do dołu z odpadkami.
      Najbardziej zaś rzuca się oczy świetny stan zachowania figury. Przetrwała ona 2000 lat dzięki temu, że trafiła do gliniastego dołu wypełnionego wodą. Brak tlenu utrudnił rozkład drewna. Zabytek zachował się tak dobrze, że widać wyrzeźbione włosy czy tunikę. A odkrycie figury każe się zastanowić, kogo ona przedstawia, do czego była używana i dlaczego była ważna dla ludzi żyjących w tym miejscu w I wieku naszej ery.
      Ramiona figury uległy całkowitemu rozkładowi, także nogi nie zachowały się w całości. Widoczne są za to zadziwiające szczegóły. Widać włosy, głowa zwrócona jest lekko w lewo, wydaje się, że sięgająca nad kolana tunika jest przewiązana w pasie, wyraźnie widać też kształt łydki.
      Figura od kilku miesięcy znajduje się w specjalistycznym laboratorium, gdzie jest konserwowana i badana. W wykopie znaleziono też niewielki odłamany z niej fragment, który przesłano do badań metodą radiowęglową, co powinno pozwolić na określenie jej wieku. Zbadany zostanie też skład izotopowy drewna, co powinno pomóc w określeniu miejsca jego pochodzenia.
      Tak stare drewniane figury rzadko znajduje się na Wyspach Brytyjskich. W 1922 roku na brzegu Tamizy odkryto neolitycznego „Idola z Dagenham”, a w 1866 roku na brzegach rzeki Teign znaleziono drewnianą figurę z wczesnej epoki żelaza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Brytyjscy naukowcy ze Science and Technology Facilities Council twierdzą, że dokonali przełomu na polu przechowywania wodoru. Przełom taki pozwoliłby na pojawienie się samochodów napędzanych wodorem.
      Wodór jest przez wielu uznawany za najlepsze paliwo dla pojazdów. Problem w tym, że jego transport i przechowywanie są niezwykle ryzykowne i kosztowne. Prace Brytyjczyków mają zaś zapewniać bezpieczeństwo i znacząco obniżyć koszty infrastruktury związanej z wykorzystaniem wodoru w roli paliwa.
      Substancją, która ma pozwolić na bezpieczne przechowywanie wodoru jest amoniak. Cząsteczka amoniaku składa się z jednego atomu azotu i trzech atomów wodoru. Istnieją bardzo efektywne katalizatory rozbijające amoniak na wspomniane atomy. Jednak najlepsze z nich składają się z bardzo drogich metali szlachetnych. Brytyjczycy zrezygnowali katalizatora i w jego miejsce wykorzystali dwa proste procesy chemiczne, dzięki którym uzyskali takie same wyniki co przy użyciu katalizatora, jednak cały proces pozyskania wodoru kosztował ułamek tego, ile kosztuje wykorzystanie katalizatora.
      Zdaniem naukowców infrastruktura do tankowania amoniaku może być równie prosta jak infrastruktura do tankowania LPG. W samym samochodzie amoniak może być przechowywany pod niskim ciśnieniem w zbiorniku z tworzywa sztucznego.
      Nasza metoda jest równie skuteczna jak najlepsze dostępnie obecnie metody z wykorzystaniem katalizatora. Jednak wykorzystywany przez nas materiał aktywny, amidek sodu, kosztuje grosze. Możemy efektywnie i tanio w czasie rzeczywistym wytwarzać wodór z amoniaku - cieszy się profesor Bill David. Niewielka ilość wodoru wymieszana z amoniakiem wystarczy do zapłonu konwencjonalnego silnika spalinowego. Jeszcze nie zoptymalizowaliśmy naszego procesu, ale sądzimy, że reaktor o pojemności 2 litrów będzie w stanie wyprodukować wystarczającą ilość wodoru, by napędzać średniej wielkości samochód rodzinny. Zastanawiamy się też, jak uczynić wykorzystanie amoniaku maksymalnie bezpiecznym i zredukować do zera emisję tlenków azotu - dodaje uczony.
      Amoniak już teraz jest jednym z najczęściej transportowanych związków chemicznych na świecie. Dzięki niemu powstaje niemal połowa żywności na świecie. Nie powinno być większych problemów ze zwiększeniem produkcji amoniaku na potrzeby motoryzacji. Jeśli brytyjska technologia się sprawdzi, może dojść do przełomu na rynku motoryzacyjnym. Producenci planują co prawda sprzedaż samochodów z ogniwami wodorowymi, jednak wiążą się z tym poważne obawy o bezpieczeństwo pojazdów ze zbiornikami na gaz pod wysokim ciśnieniem. Ponadto rozpowszechnienie się takich rozwiązań wymagałoby budowy niezwykle kosztownej infrastruktury. Amoniak wydaje się rozwiązywać oba te problemy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dziesięciolecia rządowych regulacji dotyczących jakości powietrza dają wymierne wyniki, dowodzą naukowcy z Uniwersytetu Harvarda. Informują oni na łamach PNAS (Proceedings of the National Academy of Sciences), że dzięki obniżeniu emisji z silników samochodowych w latach 2008–2017 i związanej z tym poprawie jakości powietrza, zaoszczędzono setki miliardów dolarów oraz uratowano życie tysięcy ludzi.
      Naukowcy ocenili korzyści, jakie społeczeństwo odniosło ze zmniejszonej emisji pyłu PM2.5 zarówno jeśli chodzi o ludzkie zdrowie, jak i koszty dla środowiska naturalnego. A korzyści te, jak się okazuje, są ogromne. Z szacunków wynika bowiem, że na wszelkich kosztach związanych z zanieczyszczeniem środowiska, w tym z chorobami i zgonami, zaoszczędzono w samym tylko 2017 roku aż 270 miliardów dolarów (rozpiętość szacunków wahała się od 190 do 480 mld). Jednocześnie spadła liczba zgonów, które można przypisać PM2.5 emitowanym przez silniki samochodowe. Jeszcze w roku 2008 w całych Stanach Zjednoczonych z powodu tej emisji zmarło 27 700 osób. W roku 2017 było to 19 800 osób. To jednak nie wszystko. Naukowcy wyliczyli, że gdyby emisja nie uległa zmniejszeniu i w przeliczeniu na każdą przejechaną milę pozostała taka sama, jak w roku 2008, to w roku 2017 z jej powodu zmarłoby 48 200 osób.
      Wpływ transportu na zdrowie publiczne to jeden z najpoważniejszych problemów w USA. Różne grupy naukowe, stosując różne metody do oceny tego wpływu, szacują, że w ostatnich latach z powodu zanieczyszczenia powietrza spalinami umiera od 17 do 20 tysięcy Amerykanów rocznie. Główną przyczyną zgonów jest zaś właśnie PM2.5.
      Rządowe regulacje mają znaczący wpływ na poprawę jakości powietrza. Od roku 1970 dzięki odgórnie narzucanym coraz ostrzejszym normom emisja najbardziej powszechnych zanieczyszczeń z z przeciętnego silnika samochodowego zmniejszyła się aż o... 99%. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) szacuje, że Clean Air Act Amandements z 1990 roku spowodowała, że w roku 2020 wszystkie sektory gospodarki łącznie zaoszczędziły 2 biliony dolarów, czyli zyski z wprowadzenia tej ustawy były 30-krotnie wyższe niż koszty.
      Widoczne w badaniach duże rozbieżności dotyczące odniesionych korzyści finansowych, wahające się od 190 do 480 miliardów dolarów, wynikają z niepewności co do wpływu konkretnych wartości koncentracji PM2.5 na zgony, niepewności dotyczącej społecznych kosztów emisji węgla do atmosfery oraz trudności z określeniem współczynnika ekonomicznej wartości uniknięcia zgonu czyli materialnego kosztu uniknięcia śmierci w zależności od okoliczności.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...