Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Opodatkowanie nic nie da, to czysta głupota przypominająca obecną sytuację w kraju i która skończy się na tym, że rząd wyssie całe pieniądze a dzieciaki jak jadły tak będą jeść.

Nie wiem, dlaczego cytujesz słowa Jajcentego jako moje, ale odniosę się ;) Nie napisałem nigdzie, że podatek nie ma sensu (bo osobiście jestem za - jeżeli już musimy mieć publiczną służbę zdrowia, to dążmy do tego, żeby każdy pokrywał koszty swojej głupoty i związane z nią koszty leczenia). W swojej wypowiedzi skupiłem się na tym, że nie można zakładać, że choroby serca rozwijają się wyłącznie z winy chorego. Tylko tyle.

Nikt nie wspomniał o samej technologii. Taki napęd daje ogromne możliwości Cywilne

Tyle tylko, że do zastosowań cywilnych trafi ona dopiero wtedy, kiedy wszystkie mocarstwa będą już ją miały (i odpadnie ryzyko wycieku). Czyli - realnie patrząc - najwcześniej za jakieś 5-10 lat.

 

Na dodatek nie licz na to, że nie będzie patentów - jeżeli zadanie jest wykonywane w ramach kontraktu z rządem, ale przez prywatną firmę, to możemy spodziewać się opatentowania rozwiązań stworzonych w czasie jego realizacji.

 

Wreszcie dobrze byłoby zauważyć, że gdyby te same pieniądze trafiły do projektu cywilnego, to we własnym interesie producenta byłoby jak najszybsze wprowadzenie tego rozwiązania na rynek, a nie celowe jego odwlekanie.

Badania o niebotycznych kosztach w cywilu są rzadko prowadzone, ponieważ są niepewne, tam chodzi tylko o mammonę, a tego nie wziąłeś pod uwagę.

Wolę, żeby były napędzane przez mamonę (czyli najskuteczniejszy znany motywator), niż przez urzędniczą potrzebę świętego spokoju i niczym nieutrudnianego pierdzenia w stołek :) Tam, gdzie jest motywacja finansowa, istnieje ogromne ciśnienie na wdrożenie technologii na rynek i jej dopracowanie - wszak tylko klient zadowolony z usługi będzie chciał za nią płacić, prawda? A jeśli twierdzisz o tym, że takie badania rzadko są prowadzone, to spójrz może na IBM-a, Genentech/Roche'a albo Intela - pewnie powiesz mi, że obracają marnymi groszami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@mikroos

Nie wiem, dlaczego cytujesz słowa Jajcentego jako moje, ale odniosę się Nie napisałem nigdzie, że podatek nie ma sensu (bo osobiście jestem za - jeżeli już musimy mieć publiczną służbę zdrowia, to dążmy do tego, żeby każdy pokrywał koszty swojej głupoty i związane z nią koszty leczenia).

Nie cytuję jako twoje, tylko zagnieździłem cytat na który odpowiadałeś.

Problem tkwi w tym, że dodatkowy podatek niczego ludzi nie nauczy a kształcenie tak, co przełoży się na zmniejszenie kosztów w przyszłości. Nie sztuka dorzucić kolejną dojną krowę.

 

Wreszcie dobrze byłoby zauważyć, że gdyby te same pieniądze trafiły do projektu cywilnego, to we własnym interesie producenta byłoby jak najszybsze wprowadzenie tego rozwiązania na rynek, a nie celowe jego odwlekanie.

Czyli robienie po łepkach, gdyż gonią terminy bo inwestorzy oczekują szybko wyników. Nie ma czasu na dopracowanie itd.

Oczywiście jest dużo racji w tym co piszesz, ale wszystko także zależy od kosztów, które w armii często idą na takie kwoty, na które korporacje nie mogłyby sobie pozwolić ze względu na zbyt duże ryzyko. Zresztą wspominałem o tym wcześniej.

Ja też wolę by całość odbywała się po cywilu, ale spójrz na rynek, dziadostwo napędza dziadostwo - cieszę się, że cywilizacja ewoluuje, tylko kierunek zły obrała. Kowalski idzie do sklepu, kupuje produkt a ten jeszcze zanim doniesie do domu rozlatuje mu się w rękach. Wojsko spłodziło masę produktów codziennego użytku, których nawet nie spodziewalibyśmy się, tzw. skutki uboczne jakichś tam badań.

Nie chcę się upierać ani przy jednym, ani przy drugim, po prostu takie są fakty, wszystko działa jak naczynia połączone i tego nie zmienimy, gdyż człowiek od zalania dziejów lubił się prać i dzielić piaskownicę na dziesiątki części.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Czyli robienie po łepkach, gdyż gonią terminy bo inwestorzy oczekują szybko wyników. Nie ma czasu na dopracowanie itd.

Ile znasz niedopracowanych produktów IBM-a albo Intela? I chyba raczysz żartować, że państwowe finansowanie projektu gwarantuje jakość? :D

Oczywiście jest dużo racji w tym co piszesz, ale wszystko także zależy od kosztów, które w armii często idą na takie kwoty

które są nikomu niepotrzebne, biorąc pod uwagę skalę kosztów i skalę korzyści.

korporacje nie mogłyby sobie pozwolić ze względu na zbyt duże ryzyko.

Potwierdzasz tym samym, że państwowe finansowanie projektów = pozwolenie na topienie pieniędzy w beznadziejnych inicjatywach.

 

Jeśli natomiast chodzi o firmy, wszystko zależy od tego, o jakiej firmie mówisz. Pan Józek pewnie faktycznie nie będzie inwestował milionów. Ale już firma prawdziwie innowacyjna, jak choćby wspomniany wcześniej IBM, rowerowy Cervelo albo biotechnologiczny Genentech, to marka sama w sobie - taka firma z jednej strony stanie na głowie, żeby zawsze prowadzić w rankingach (be the best or die trying), a z drugiej - nie pozwoli na to, by jej niedopracowany produkt zniszczył jej reputację. Jeszcze raz potwierdza to, że kasa jest najlepszym motywatorem, bo na rynku projekt będzie prowadziła osoba mająca osobisty interes w powodzeniu projektu, a w "inwestycjach" państwowych naczelną motywacją będzie ciepła posadka (co oznacza oczywiście konieczność osiągania pewnych wyników, żeby z niej nie wylecieć, ale też przy braku konkurencji rynkowej zwyczajnie brakuje motywacji do dania z siebie wszystkiego).

Ja też wolę by całość odbywała się po cywilu, ale spójrz na rynek, dziadostwo napędza dziadostwo - cieszę się, że cywilizacja ewoluuje, tylko kierunek zły obrała. Kowalski idzie do sklepu, kupuje produkt a ten jeszcze zanim doniesie do domu rozlatuje mu się w rękach.

O nie, to nie tak. To producenci decydują o tym, co i jak zrobią ze zdobywaną wiedzą. Na przykładzie rynku RTV: China Electronics zrobi totalny szmelc, Sony zrobi dość przeciętny odtwarzacz muzyczny, a Marantz albo Denon zrobią Tobie prawdziwe arcydzieło. Wystarczy, żebyś zapłacił, bo wiedzę na starcie każdy z producentów miał mniej więcej tę samą. W tej ytuacji to Kowalski decyduje o tym, że wybrał szmelc, a nie rynek nie zapewnił produktu o dostatecznej jakości.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Na przykładzie rynku RTV: China Electronics zrobi totalny szmelc, Sony zrobi dość przeciętny odtwarzacz muzyczny, a Marantz albo Denon zrobią Tobie prawdziwe arcydzieło. Wystarczy, żebyś zapłacił, bo wiedzę na starcie każdy z producentów miał mniej więcej tę samą. W tej ytuacji to Kowalski decyduje o tym, że wybrał szmelc, a nie rynek nie zapewnił produktu o dostatecznej jakości.

 

Każda większa firma produkuje szajs, coś lepszego, średnie i wysokiej klasy tylko sklepy zamawiają najtańsze badziebie bo marża jest największa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A dzieje się tak dlatego, że jesteśmy krajem w którym na razie dla klienta często jedynym kryterium zakupu jest cena. Oczywiście najniższa. Choć nie zgodzę się że nie ma wyboru, w wielu sklepach są towary budżetowe, średniej jakości i ceny oraz te eksluzywne. Tylko w naszym społeczeństwie sprzedaż ma się odpowiednio jak 100 -10- 1. Więc największy zysk będzie na artykułach badziewnych, i to nawet jak marża nie będzie dla tej grupy największa. Ale skoro nam -jako społoczeństwu- to odpowiada to trudno, że po doniesieniu do domu badziew się rozleci jak pisał Piotrek. I niestety mimo że są marki jak Marantz czy Denon (i sporo lepsze też) to w niektórych branżach jesteśmy skazania na nowoczesne jednorazówki, postęp idzie szybko i nie opłaca się produkować zbyt trwale lub mówiąc inaczej kupować zbyt trwałych rzeczy bo się zestarzeją moralnie, choć nie zepsują.

A mogą być też przypadki odrotne: zrobienie zbyt trwałych rzeczy narazi firmę na straty, bo klienci długo nie będą zmieniali na nowy model, jak się kiedyś mówiło o mercedesie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zrobienie zbyt trwałych rzeczy narazi firmę na straty

Ma to już swoją nazwę: " Sterowana trwałość produktu ", i staje się coraz większym problemem ekologicznym oraz psychicznym ( nerwy ludziom siadają, gdy sprzęt siada wkrótce po wygaśnięciu gwarancji).

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
staje się coraz większym problemem ekologicznym oraz psychicznym ( nerwy ludziom siadają, gdy sprzęt siada wkrótce po wygaśnięciu gwarancji).

 

Należy więcej tej marki nie nabywać oraz szczerze poinformować o tym znajomych w przypadku monopoli rozpocząć produkcję własną (krajową).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ile znasz niedopracowanych produktów IBM-a albo Intela? I chyba raczysz żartować, że państwowe finansowanie projektu gwarantuje jakość? :D

Od Intela - sporo :-) Dobrym wskaźnikiem tej sytuacji jest AMD, które produkując na licencji jednak wkłada więcej pomysłów w swoje produkty, będąc w swoich początkach tylko licencjobiorcą.

IBMowi zarzucam porzucanie rozwoju pewnych projektów, znakomitych ale skasowanych... ze względu na kasę. Właściwie stosunek zysków do kosztów przy olewaniu promocji, mimo niezwykle mocnej pozycji wśród inżynierów.

 

które są nikomu niepotrzebne, biorąc pod uwagę skalę kosztów i skalę korzyści.

 

Potwierdzasz tym samym, że państwowe finansowanie projektów = pozwolenie na topienie pieniędzy w beznadziejnych inicjatywach.

Odważne stwierdzenie ale się nie zgodzę. Elektrowni atomowej firma prywatna samodzielnie nie sfinansuje, powiem więcej - bardzo bym się bał takiej elektrowni (a jestem zdecydowanym zwolennikiem energii atomowej). Pogoń za maksymalizacją zysku jest przerażająca w świecie biznesu, gdyby państwa, a w domyśle również wojsko nie finansowało pewnych projektów to dziadostwo opanowałoby świat dwie-trzy dekady wcześniej. Jest to niezwykle solidna konkurencja na polu badań, a pewnych rzeczy nigdy byśmy nie mieli, np. sieci przesyłowych. Wyboru klasy sprzętu także by nie było.

 

Jeśli natomiast chodzi o firmy, wszystko zależy od tego, o jakiej firmie mówisz. Pan Józek pewnie faktycznie nie będzie inwestował milionów. Ale już firma prawdziwie innowacyjna, jak choćby wspomniany wcześniej IBM, rowerowy Cervelo albo biotechnologiczny Genentech, [..] (be the best or die trying), a z drugiej - nie pozwoli na to, by jej niedopracowany produkt zniszczył jej reputację. Jeszcze raz potwierdza to, że kasa jest najlepszym motywatorem, bo na rynku projekt będzie prowadziła osoba mająca osobisty interes w powodzeniu projektu, a w "inwestycjach" państwowych naczelną motywacją będzie ciepła posadka (co oznacza oczywiście konieczność osiągania pewnych wyników, żeby z niej nie wylecieć, ale też przy braku konkurencji rynkowej zwyczajnie brakuje motywacji do dania z siebie wszystkiego).

 

Zafiksowałeś się na tym, że kasa jest lekiem. Kasa = chciwość, kasa to negatywny motywator. Każdy inżynier Ci to powie. Duży projekt nie ma osoby prowadzącej w tym sensie, że jest to grono osób mających odmienne cele. Naukowiec - wynik badań, inżynier - obszary zastosowań, a następnie obniżenie kosztów produkcji, prezes firmy już tylko maksymalny zysk, co w praktyce oznacza maksymalne, dające się znieść bądź zamydlić reklamą, obniżenie jakości i kosztów produkcji.

 

O nie, to nie tak. To producenci decydują o tym, co i jak zrobią ze zdobywaną wiedzą. Na przykładzie rynku RTV: China Electronics zrobi totalny szmelc, Sony zrobi dość przeciętny odtwarzacz muzyczny, a Marantz albo Denon zrobią Tobie prawdziwe arcydzieło. Wystarczy, żebyś zapłacił, bo wiedzę na starcie każdy z producentów miał mniej więcej tę samą. W tej ytuacji to Kowalski decyduje o tym, że wybrał szmelc, a nie rynek nie zapewnił produktu o dostatecznej jakości.

 

Jeśli kojarzysz firmę Motorola w zakresie produktów audio - wzmacniacze lampowe produkowane chyba do dziś, to pewnie wiesz że wiekszość ich znakomitych wyrobów sfinansowało wojsko. Po prostu tyle zarabiali na zamówieniach z armii, że kosili konkurencję dumpingowymi cenami "cywilnych" wyrobów o niebotycznej jakości, której za te pieniądze nie mieliby szans wprowadzić do obrotu.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Od Intela - sporo :-)

Guess what? Ludzie i firmy wciąż kupują ich produkty i są zadowoleni. To najlepszy wyobrażalny wskaźnik akceptacji produktu - skoro ludzie go kupują, to widocznie jest dostatecznie dopracowany.

IBMowi zarzucam porzucanie rozwoju pewnych projektów, znakomitych ale skasowanych... ze względu na kasę.

I to sprawia Twoim zdaniem, że poprawne byłoby ograbienie obywateli z ciężko zarobionych pieniędzy i finansowanie badań z podatków? Osobiście nie zgadzam się.

Elektrowni atomowej firma prywatna samodzielnie nie sfinansuje, powiem więcej - bardzo bym się bał takiej elektrowni (a jestem zdecydowanym zwolennikiem energii atomowej).

U nas pewnie nie, ale na świecie elektrownie atomowe jak najbardziej są stawiane za pieniądze "komercyjne" (czyli za kredyty bankowe), a mimo to elektrownie stoją i awarii zbyt wielu nie mamy. Poza tym przykład elektrowni atomowych jest nieco inny, bo używane w nich paliwo jest skrajnie niebezpieczne w nieodpowiednich rękach - w tej konkretnej sytuacji pewien poziom kontroli państwa (szczególnie nad samym paliwem, ale też chodzi np. o zabezpieczenia) jest istotny.

Pogoń za maksymalizacją zysku jest przerażająca w świecie biznesu

Ale też jest jego największą siłą napędową - siłą bez porównania większą od urzędniczego "czy się stoi, czy się leży...". Zresztą weź pod uwagę fakt, że świat biznesu stawia na efektywność kosztową, więc osiągnięcie tego samego efektu przeważnie będzie tańsze w świecie biznesu niż w badaniach finansowanych przez państwo. Z kolei samo wdrożenie produktu na rynek i tak zawsze będzie należało do firm (bo przecież nie do państwa :) ), więc przed dążeniem do maksymalizacji zysków i tak nie uciekniesz.

gdyby państwa, a w domyśle również wojsko nie finansowało pewnych projektów to dziadostwo opanowałoby świat dwie-trzy dekady wcześniej.

Nie widzę żadnego związku. Przecież te same badania, które dziś prowadzone są po cichu dla wojska, firmy mogłyby prowadzić równolegle. A mimo to prawo reguluje wyciek informacji mogących zagrażać ludności oraz strukturze państwa i nie można np. ot tak sobie prowadzić badań nad rozszczepieniem uranu w garażu.

Jest to niezwykle solidna konkurencja na polu badań, a pewnych rzeczy nigdy byśmy nie mieli, np. sieci przesyłowych. Wyboru klasy sprzętu także by nie było.

Wprost przeciwnie - gdyby te same pieniądze były wykorzystywane przez prywatne podmioty, badania byłyby prowadzone taniej, a sieci przesyłowe jak najbardziej by powstały, bo... byliby ludzie, którzy chcieliby płacić za dostęp do nich :) Wolny rynek jest cudownym narzędziem, które w ogromnej większośći przypadków samo się wyreguluje - wystarczy mu w tym nie przeszkadzać.

Zafiksowałeś się na tym, że kasa jest lekiem. Kasa = chciwość, kasa to negatywny motywator. Każdy inżynier Ci to powie.

Tak samo jak naukowiec - znam to doskonale z doświadczenia. A mimo to, z perspektywy moich doświadczeń naukowych, mogę Tobie zagwarantować: brak bezpośredniego rozliczania z kosztów prowadzi do skandalicznego marnotrawstwa. Z własnej przeszłości mogę podać przykład sytuacji, w której byłem zmuszany do powtarzania ok. 6 razy pewnej procedury tylko dlatego, że "wg literatury powinna wyjść, a jest tańsza, więc próbujemy". Po szóstym(?) powtórzeniu, w związku z brakiem finansowania jakichkolwiek innych działań, musiałem za własne pieniądze kupić odczynniki do innej - minimalnie droższej - metody i rozwiązałem problem w niecały miesiąc. Tak właśnie działa finansowanie państwowe - "to nie moje pieniądze". O tym, jak absurdalnie zawyżone są kosztorysy we wnioskach o granty, nawet nie wspomnę.

Duży projekt nie ma osoby prowadzącej w tym sensie, że jest to grono osób mających odmienne cele. Naukowiec - wynik badań, inżynier - obszary zastosowań (...)

Wszystko zależy od organizacji w danej firmie. Na tym właśnie polega rola menedżera projektu, żeby wszystkie te cele i interesy godzić i dobry menedżer sobie z tym radzi.

następnie obniżenie kosztów produkcji, prezes firmy już tylko maksymalny zysk, co w praktyce oznacza maksymalne, dające się znieść bądź zamydlić reklamą, obniżenie jakości i kosztów produkcji.

Gdyby wszyscy dążyli do maksymalizacji jakości za wszelką cenę, to gwarantuję Ci, że nie byłoby nas stać ani na komputery, ani na telewizory, ani tym bardziej na tak pospolite rzeczy jak buty czy kurtki. Porównaj sobie zresztą ceny typowej kurtki przeciwdeszczowej oraz solidnej, przemyślanej i naprawdę dobrej jakościowo kurtki Berghausa czy Gore'a, a potem pomyśl sobie, ilu ludzi byłoby stać na kupowanie wyłącznie ubrań takiej jakości. To przykre, ale tak właśnie jest.

Jeśli kojarzysz firmę Motorola w zakresie produktów audio - wzmacniacze lampowe produkowane chyba do dziś, to pewnie wiesz że wiekszość ich znakomitych wyrobów sfinansowało wojsko. Po prostu tyle zarabiali na zamówieniach z armii, że kosili konkurencję dumpingowymi cenami "cywilnych" wyrobów o niebotycznej jakości, której za te pieniądze nie mieliby szans wprowadzić do obrotu.

I to właśnie pokazuje, że finansowanie państwowe to jakaś pomyłka - "dostaliśmy od państwa, więc hulaj dusza, możemy teraz tę kasę rozwalić"... Poza tym powtarzające się regularnie problemy finansowe Motoroli pokazują, jak bardzo chory jest to system - kiedy tylko kranik z pieniędzmi został przykręcony, firma wpadła w tarapaty. Gratuluję strzału w stopę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ile znasz niedopracowanych produktów IBM-a albo Intela? I chyba raczysz żartować, że państwowe finansowanie projektu gwarantuje jakość? :D

Nie znam, gdyż się Intelem i IBM'em nie interesuję, ale to nie znaczy, że takowych nie ma.

Tak, państwowe finansowanie gwarantuje jakość (z pominięciem Polski i podobnych), choćby wspomniane wyżej elektrownie atomowe. Wszystko zależy od projektu. Myślisz, że korporacje nie drą w kieszenie kasy? Wcale nie są lepsze.

 

które są nikomu niepotrzebne, biorąc pod uwagę skalę kosztów i skalę korzyści.

(...)

Potwierdzasz tym samym, że państwowe finansowanie projektów = pozwolenie na topienie pieniędzy w beznadziejnych inicjatywach.

Wyścig zbrojeń między USA a ZSRR był nikomu nie potrzebny, ponieważ korzyści były marne ;)

 

O nie, to nie tak. To producenci decydują o tym, co i jak zrobią ze zdobywaną wiedzą. Na przykładzie rynku RTV: China Electronics zrobi totalny szmelc, Sony zrobi dość przeciętny odtwarzacz muzyczny, a Marantz albo Denon zrobią Tobie prawdziwe arcydzieło. Wystarczy, żebyś zapłacił, bo wiedzę na starcie każdy z producentów miał mniej więcej tę samą. W tej sytuacji to Kowalski decyduje o tym, że wybrał szmelc, a nie rynek nie zapewnił produktu o dostatecznej jakości.

Tak, tak Kowalskiego będzie stać. Każdy z tych producentów ma inny rejon. Jakość jest jak wisienka na torcie reszta to chciwcy. Drogie czy tanie, markowe czy nie, dziś to nie ma większego znaczenia, dlatego, że i tak zawitasz do serwisu.

 

Guess what? Ludzie i firmy wciąż kupują ich produkty i są zadowoleni. To najlepszy wyobrażalny wskaźnik akceptacji produktu - skoro ludzie go kupują, to widocznie jest dostatecznie dopracowany.

Bardzo ciekawe stwierdzenie. Przymierzam się do zmiany smartfonu na nowy model, gdyż stary kilkuletni nie wyrabia i nie zaspokaja moich potrzeb. Główne kryteria to:

system Android (ogromna możliwość konfiguracji), podstawowe fizyczne przyciski, pojemna bateria, nie pogniewam się jak będzie klawiatura qwerty. Tym samym możliwość wyboru pozostaje praktycznie zerowa. Nie śpieszy mi się, ale jak się nie zmieni nic w ciągu lat kilku to będę zmuszony.

Wg. ciebie będę zadowolony, bo mam "wybór". Statystyki to tylko liczby.

 

Ale też jest jego największą siłą napędową - siłą bez porównania większą od urzędniczego "czy się stoi, czy się leży...". Zresztą weź pod uwagę fakt, że świat biznesu stawia na efektywność kosztową, więc osiągnięcie tego samego efektu przeważnie będzie tańsze w świecie biznesu niż w badaniach finansowanych przez państwo. Z kolei samo wdrożenie produktu na rynek i tak zawsze będzie należało do firm (bo przecież nie do państwa :) ), więc przed dążeniem do maksymalizacji zysków i tak nie uciekniesz.

Araby są tego najlepszym przykładem, taki Szejk krzyknie: Chcę wyspę tu i tu, wyspa stoi...zrób tak po cywilu.

 

Nie widzę żadnego związku. Przecież te same badania, które dziś prowadzone są po cichu dla wojska, firmy mogłyby prowadzić równolegle. A mimo to prawo reguluje wyciek informacji mogących zagrażać ludności oraz strukturze państwa i nie można np. ot tak sobie prowadzić badań nad rozszczepieniem uranu w garażu.

Faktycznie, szkoda bo taki stuknięty szaleniec Brevick miałby co robić. Wojsko ma ten plus, że aż tak nie musi gonić z badaniami co się na jakość przekłada.

 

Wprost przeciwnie - gdyby te same pieniądze były wykorzystywane przez prywatne podmioty, badania byłyby prowadzone taniej, a sieci przesyłowe jak najbardziej by powstały, bo... byliby ludzie, którzy chcieliby płacić za dostęp do nich :) Wolny rynek jest cudownym narzędziem, które w ogromnej większośći przypadków samo się wyreguluje - wystarczy mu w tym nie przeszkadzać.

Ludzie to banda zwierząt i jak nie będzie podstawowej regulacji to sami się swoją głupotą wyzarzynają.

 

Tak samo jak naukowiec - znam to doskonale z doświadczenia. A mimo to, z perspektywy moich doświadczeń naukowych, mogę Tobie zagwarantować: brak bezpośredniego rozliczania z kosztów prowadzi do skandalicznego marnotrawstwa. Z własnej przeszłości mogę podać przykład sytuacji, w której byłem zmuszany do powtarzania ok. 6 razy pewnej procedury tylko dlatego, że "wg literatury powinna wyjść, a jest tańsza, więc próbujemy". Po szóstym(?) powtórzeniu, w związku z brakiem finansowania jakichkolwiek innych działań, musiałem za własne pieniądze kupić odczynniki do innej - minimalnie droższej - metody i rozwiązałem problem w niecały miesiąc. Tak właśnie działa finansowanie państwowe - "to nie moje pieniądze". O tym, jak absurdalnie zawyżone są kosztorysy we wnioskach o granty, nawet nie wspomnę.

Przepisy to faktycznie ogromny minus.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nie znam, gdyż się Intelem i IBM'em nie interesuję, ale to nie znaczy, że takowych nie ma.

A ja nie znam żadnego kosmity, ale na pewno jacyś są... Błagam.

Tak, państwowe finansowanie gwarantuje jakość (z pominięciem Polski i podobnych), choćby wspomniane wyżej elektrownie atomowe.

Niestety urzędnicze gnioty to rzeczywistość na całym świecie - nie łudźmy się, że tylko u nas pieniądze publiczne nie są szanowane. A zawyżanie kosztorysów finansowanych z publicznej kasy to norma na całym świecie, a na ogromną skalę zachodzi ono nawet w USA - tak przynajmniej wnioskuję po zaznajomieniu się z kilkoma projektami grantowymi w mojej branży i kwotami dofinansowań na opisywane w nich badania :)

Wszystko zależy od projektu. Myślisz, że korporacje nie drą w kieszenie kasy? Wcale nie są lepsze.

Ale robią to za prywatne pieniądze i jest to wyłącznie ich wybór, czy gospodarują tymi pieniędzmi dobrze. Za to przy projekcie państwowym wykorzystuje się publiczne pieniądze - nie możemy o tym zapominać.

Tak, tak Kowalskiego będzie stać. Każdy z tych producentów ma inny rejon.

No i właśnie o to chodzi. Chcesz mieć dobry produkt - zapłać więcej. Nie stać Ciebie - licz się z tym, że produkt będzie używalny, ale wyraźnie gorszy.

Drogie czy tanie, markowe czy nie, dziś to nie ma większego znaczenia, dlatego, że i tak zawitasz do serwisu.

Z tym nie mogę się zgodzić. W ogromnej większości przypadków na rynku dostępne są marki, których produkty albo nie nawalą, albo prawdopodobieństwo awarii będzie naprawdę niskie. Pytanie brzmi jedynie, czy będziesz w stanie za tę jakość zapłacić.

Bardzo ciekawe stwierdzenie. Przymierzam się do zmiany smartfonu (...)Wg. ciebie będę zadowolony, bo mam "wybór". Statystyki to tylko liczby.

Cóż... Najwidoczniej prezentujesz na tyle małą niszę, że nie opłaca się dla Ciebie produkować. Dziwisz się producentowi, że nie chce wejść na rynek, na którym najwidoczniej nie ma zbytu? I czy chcesz przez to zasugerować, że państwo powinno sponsorować badania nad telefonami z Androidem? Bo chyba zjechałeś nieco z tematu :D

Araby są tego najlepszym przykładem, taki Szejk krzyknie: Chcę wyspę tu i tu, wyspa stoi...zrób tak po cywilu.

Myślisz, że Gates by tak nie mógł? Błagam :D

Faktycznie, szkoda bo taki stuknięty szaleniec Brevick miałby co robić.

Co tylko dowodzi, że prowadzenie badań nad metodami zabijania jest chore. Właśnie dlatego rozwój powinien być napędzany przez badania cywilne.

Wojsko ma ten plus, że aż tak nie musi gonić z badaniami co się na jakość przekłada.

Jasne... Zapomniałeś już, ile rakiet w ostatnim czasie zawalało testy (ot choćby na przykładzie tarczy antyrakietowej) ?

Ludzie to banda zwierząt i jak nie będzie podstawowej regulacji to sami się swoją głupotą wyzarzynają.

Zgadzam się, ale to nie oznacza, że do podstawowej regulacji potrzebne są miliardy pakowane w badania nad coraz nowszymi rakietami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A ja nie znam żadnego kosmity, ale na pewno jacyś są... Błagam.

Ehhh, szkoda - a już myślałem, że zagadka będzie rozwiązana :D

 

Cóż... Najwidoczniej prezentujesz na tyle małą niszę, że nie opłaca się dla Ciebie produkować. Dziwisz się producentowi, że nie chce wejść na rynek, na którym najwidoczniej nie ma zbytu?

Najwidoczniej, a może po prostu mam zbyt duże wymagania, w każdym razie to niczego nie zmienia.

 

I czy chcesz przez to zasugerować, że państwo powinno sponsorować badania nad telefonami z Androidem? Bo chyba zjechałeś nieco z tematu :D

Nic z tych rzeczy, nawet przez głowę mi to nie przeszło.

Hmmm, ale wiesz ciekawa koncepcja :P Chyba napiszę podanie :D

 

No i właśnie o to chodzi. Chcesz mieć dobry produkt - zapłać więcej. Nie stać Ciebie - licz się z tym, że produkt będzie używalny, ale wyraźnie gorszy.

Przerabiałem to i guzik z tego, chyba że za lepszy produkt uznamy kilkuset większą kwotę do zapłaty.

 

Myślisz, że Gates by tak nie mógł? Błagam :D

Mógł, ale nie zrobił.

 

Co tylko dowodzi, że prowadzenie badań nad metodami zabijania jest chore. Właśnie dlatego rozwój powinien być napędzany przez badania cywilne.

Były, są i będą, jak nie przez wojskowych to przez cywilów i to jest tak pewne jak śmierć. Świat jest brutalny i nic tego nie zmieni.

 

Zgadzam się, ale to nie oznacza, że do podstawowej regulacji potrzebne są miliardy pakowane w badania nad coraz nowszymi rakietami.

Przyznaję ci częściowo rację bo są dziedziny, gdzie po Państwo sobie lepiej radzi, choć w większości do cholewki sobie radzi.

 

PS.

Przykład to banki. Kryzys został wywołany w dużej mierze przez nie. Aż prosi się o regulację, tylko nie taką uduś i spółka tylko z jajami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Przerabiałem to i guzik z tego, chyba że za lepszy produkt uznamy kilkuset większą kwotę do zapłaty.

Pytanie, czy dopłacałeś za jakość, czy tak naprawdę za większą liczbę funkcji. W moim przypadku dopłacanie do jakości praktycznie zawsze się sprawdza.

Mógł, ale nie zrobił.

Ale nie dlatego, że nie jest władcą państwa. Po prostu nie chciał tego zrobić.

Były, są i będą, jak nie przez wojskowych to przez cywilów i to jest tak pewne jak śmierć. Świat jest brutalny i nic tego nie zmieni.

Zgadza się, ale tak jak pisałem wcześniej, nie oznacza to automatycznie prawa do trwonienia publicznych pieniędzy i zasłaniania się, że przecież 20% kasy poszło na badania, z których szary człowiek może coś mieć dla siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie Intela..

Guess what? Ludzie i firmy wciąż kupują ich produkty i są zadowoleni. To najlepszy wyobrażalny wskaźnik akceptacji produktu - skoro ludzie go kupują, to widocznie jest dostatecznie dopracowany.

 

Intel jest monopolistą, którym stał się nie z powodu rewelacyjnych produktów a w wyniku dość brudnych zagrywek biznesowych. Oczywiście nałożyła się na to pewna indolencja kilku firm z branży choć miało to niewielki wpływ.

Akceptacja ich produktu to po prostu kombinacja: umów z rządami (tak, to te "źle wydawane" państwowe pieniądze), bardzo złych zagrywek wobec konkurencji, umów z innymi monopolistami na rynku tj. Microsoftem i IBM, oczywiście pracy twórczej (nie neguję ich działań w całości), marketingu i zwykłego szczęścia.

Jeśli nie interesowałeś się rozwojem procesorów to powiem w skrócie: Intel miał chyba najgorsze rozwiązanie jakie zadebiutowało w czasie przełomu lat 70 i 80. To studiowałem, tym się interesuję również prywatnie, i nie mogę wyjść z szoku w jaki sposób ta firma wogóle przetrwała okres lat 80-tych na rynku z tak złym produktem jak architektura x86. IBM miał kilka linii z czołowym PowerPC, Motorola rewelacyjną linię MC680x0, a następnie jeszcze bardziej nowatorską wersję PPC wspólnie z IBM, swoje znakomite procesory produkował MOS Tech, NEC, Toshiba, Texas Instruments i inni mniej znani. Każda z tych architektur miała swoje rynki i klientów. Apple przecież startował na Motoroli, następnie przeszedł na PPC od Motoroli i dopiero po latach złamał go Intel. Można wymienić jeszcze Amigę, Atari, Amstrad-Schneider, NextSTep, wiele produktów Sinclaira i Commodore, i wiele innych "bezintelowych" rozwiązań.

 

Przyjęta przez inżynierów tego wczesnego Intela architektura CPU do dziś odbija się czkawką w całym przemyśle zwanym IT. Zaryzykuję twierdzenie, że Intel spowodował opóźnienia w rozwoju sprzętu i oprogramowania sięgające obecnie dwóch dekad. Wydatnie pomaga mu w tym Microsoft, w końcu umowy tych dwóch graczy spowodowały, że inni producenci mówią o monopolu Wintela.

 

Teraz odpowiedz sobie na pytania:

Umiesz wymienić tak na poczekaniu inną firmę, która dostarczy Ci komputer o innej architekturze i/lub systemie operacyjnym niż pracujący na x86?

Czy zgodzisz się że negatywna odpowiedź na pytanie powyżej to dowód na monopol, a więc brak wyboru, a więc wskaźnik akceptacji po prostu nie ma zastosowania?

 

 

U nas pewnie nie, ale na świecie elektrownie atomowe jak najbardziej są stawiane za pieniądze "komercyjne" (czyli za kredyty bankowe), a mimo to elektrownie stoją i awarii zbyt wielu nie mamy. Poza tym przykład elektrowni atomowych jest nieco inny, bo używane w nich paliwo jest skrajnie niebezpieczne w nieodpowiednich rękach - w tej konkretnej sytuacji pewien poziom kontroli państwa (szczególnie nad samym paliwem, ale też chodzi np. o zabezpieczenia) jest istotny.

 

Kredyty biorą także państwa, i nimi zarządzają. Elektrownia atomowa produkuje i zużywa bardzo mało paliwa, w praktyce to zużyte paliwo z elektrowni mógłym składować na działce za domem, w starym kopcu na ziemniaki :-).

Sprawą kluczową jest zarządzanie stanem technicznym i systemem zabezpieczeń. Wyciek tysięcy m3 skażonej wody z systemu chłodzenia jest o kilka rzędów wielkości groźniejszy niż 2 cm3 silnie radioaktywnego uranu.

Po Fukushimie zrobiono w USA raport, po którym prywatnym spółkom zarządzającym elektrowniami zabrano je lub ukarano "za brak należytego stanu technicznego elektrowni".

 

Wprost przeciwnie - gdyby te same pieniądze były wykorzystywane przez prywatne podmioty, badania byłyby prowadzone taniej, a sieci przesyłowe jak najbardziej by powstały, bo... byliby ludzie, którzy chcieliby płacić za dostęp do nich :)

Niestety, sieci przesyłowe wszędzie na świecie powstały za państwowe pieniądze. Koszt zbudowania i utrzymania jest tak wysoki, że nie byłoby klientów oprócz sąsiadów elektrowni. Biznes zdolny zapłacić za przesył rozwijałby się także tylko w ich pobliżu, a każdy kto zbudowałby sobie linię energetyczną trochę dalej padałby z powodu wyższych kosztów produkcji, taki system nie działa w praktyce. Prywatne firmy tylko nimi zarządzają. Niestety źle, blackouty w USA, Kanadie, Niemczech, Holandii i u nas (z powodu śniegu, który rzadki w Polsce jest ;) ) dobitnie to wykazały. Na świecie się upaństwawia sieci elektroenergetyczne (jeśli to już nie nastąpiło).

 

Dlaczego w takim razie powstały mimo braku klientów? Ponieważ dla państwa jako całości są niezwykle ważne. Rozwój sieci to rozwój wszystkiego, żadnej prywatnej osobie lub firmie nie opłaca się inwestować w coś co nigdy nie przyniesie dochodów a prąd tak właśnie działa. Jego cena to wynik działań całej gospodarki, w której kosztem jest utrzymanie i rozwój sieci elektroenergetycznej (podzielony mniej lub bardziej sprawiedliwie na wszystkich). Za to nam wszystkim jako całości opłaca się inwestować w sieć i prąd tak aby był jak najbardziej rozpowszechniony i dostępny bo to obniża ceny poszczególnych towarów (wytwarzamy bliżej surowców, wytwarzamy bliżej odbiorców, wprowadzamy jednakowe zasady - tutaj koszty produkcji - dla wszystkich czyli ułatwiamy konkurencję).

 

Idąc dalej - państwu opłaca się wtedy inwetsować w nowe rozwiązania, właściwie nie ma żadnego prywatnego podmiotu, który udźwignie modernizację i rozwój sieci i elektrowni jako całości.

 

Wolny rynek jest cudownym narzędziem, które w ogromnej większośći przypadków samo się wyreguluje - wystarczy mu w tym nie przeszkadzać.

 

Nie zgadzam się z tym. Nie wyreguluje - ponieważ jak w naturze, najsilniejsi zjedzą słabszych czym zabiją konkurencję. Brak konkurencji spowoduje spadek jakości i bez interwencji marazm może trwać latami. Rynek IT to przykład, a obecnie także rynek kapitałowy.

 

Nie lubię państw w obecnym wydaniu, ale je mogę choć trochę zmienić w wyborach. Na globalizację i monopol korporacji nie mam żadnego realnego wpływu, co usuwa mnie z równania i przy sprzyjających dla korporacji warunkach zanurza w stagnacji na wiele lat.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Odnośnie Intela..

OK, może nie do końca jasno się wyraziłem. Pod hasłem "niedopracowany" miałem na myśli "psujący się zbyt często" czy też "niskiej jakości" (czytaj: wyprodukowany bez zachowania dbałości o minimalizację awaryjności). Podawany przez Ciebie przykład podaje z kolei, jak chorym rozwiązaniem jest fundowanie z państwowej kasy czegokolwiek - urzędnik sięga do nieswojego budżetu, wydaje z niego praktycznie nieograinczoną kwotę, a potem powoduje problemy, które odbijają się czkawką przez wiele lat. Na koniec urzędnik ten nie ponosi oczywiście żadnych konsekwencji, bo przecież chciał dobrze!

Kredyty biorą także państwa, i nimi zarządzają.

Różnica polega na tym, że dla banku pożyczanie kasy państwu to złoty interes (nie licząc naprawdę rzadkich przypadków, takich jak Grecja, ale nie oszukujmy się: banki mogły przewidzieć nadchodzące problemy) - bank wie doskonale, że w razie potrzeby państwo podniesie podatki, ale spłaci kredyt, bo wymusi na obywatelach napływ gotówki. Firma tego luksusu nie ma, bo ona te pieniądze musi zarobić.

Po Fukushimie zrobiono w USA raport, po którym prywatnym spółkom zarządzającym elektrowniami zabrano je lub ukarano "za brak należytego stanu technicznego elektrowni".

I oczywiście - jak to "na państwowym" - winna jest firma, ale nigdy winny nie jest urzędnik odpowiedzialny za kontrolę na bieżąco. A moje pytanie brzmi: gdzie on był przez te wszystkie lata? Przecież skoro było TYLE zaniedbań, to w miesiąc nie powstały... Ale oczywiście urzędnikowi się upiecze.

Niestety, sieci przesyłowe wszędzie na świecie powstały za państwowe pieniądze.

Sekunda. Nie mówimy teraz o kosztach budowy, a o kosztach badań. A to ogromna różnica.

Nie zgadzam się z tym. Nie wyreguluje - ponieważ jak w naturze, najsilniejsi zjedzą słabszych czym zabiją konkurencję. Brak konkurencji spowoduje spadek jakości i bez interwencji marazm może trwać latami. Rynek IT to przykład, a obecnie także rynek kapitałowy.

Rynek IT i rynek kapitałowy rozregulowały się w głównej mierze właśnie dlatego, że państwo zaczęło wtrącać się do działania rynku i wspierać pojedyncze podmioty, a innym szkodzić. To samo widzimy np. na rynku samolotów pasażerskich. Z kolei jeśli weźmiesz pod uwagę choćby polski rynek bankowy, tutaj po prywatyzacji praktycznie wszystkich banków mamy utrzymującą się konkurencję i generalnie dość dobrze zachowaną równowagę (a PKO BP - do niedawna państwowy i bezsprzecznie największy - traci pozycję i wkomponowuje się w krajobraz wolnego rynku).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ramach prowadzonego przez Pentagon projektu Non-Lethal Weapons Program powstały... gadające kule plazmy. Naukowcy pracujący przy projekcie Laser Induced Plasma Effect wykorzystują lasery do zadawania bólu bez wywoływania oparzeń, generowania silnych dźwięków i rozbłysków oraz wydawania poleceń głosowych na odległość.
      Wykorzystywane promienie lasera mogą przejść przez szyby budynku, jednak nie penetrują jeszcze innych ciał stałych. Technologia znajduje się w początkowej fazie rozwoju. W przyszłości ma ona posłużyć ochronie baz wojskowych, różnego typu instalacji czy innych stałych elementów. Nie można jednak wykluczyć, że po opracowaniu odpowiedniego źródła zasilania urządzenia będzie można montować na samochodach i np. wykorzystywać je do kontroli tłumów czy ochrony konwojów.
      Podczas ostatniej rundy testów specjaliści skupili się na generowaniu ludzkiej mowy za pomocą lasera. Pomysł polega na wytworzeniu plazmy za pomocą jednej wiązki lasera, a następnie na potraktowaniu plazmy kolejnymi wiązkami tak, by wprawić ją w drgania o odpowiedniej częstotliwości i wygenerować ludzką mowę. Właśnie udało się to osiągnąć w warunkach laboratoryjnych.
      Dave Law, główny naukowiec w Non-Lethal Wapons Directorate mówi, że kolejnym celem jest wygenerowanie gadającej plazmy w laboratorium w odległości 100 metrów od laserów, później naukowcy będą chcieli przeprowadzić podobny eksperyment, ale na odległości liczonej w kilometrach. Law optymistycznie patrzy w przyszłość nowej technologii. Głównym problemem było bowiem opracowanie i dostrojenie algorytmu generującego mowę. Gdy już go rozwiązano, odległość przestaje być przeszkodą. Można to zastosować wszędzie. Odległość nie robi różnicy. Wystarczy wygenerować plazmę w pobliżu celu, modulować ją i wytworzyć mowę, mówi uczony. Jego zdaniem w ciągu 5 lat technologia będzie już na tyle dojrzała, że będzie można wyposażyć w nią oddziały wojskowe.
      Co więcej, ta sama technologia może zostać użyta jeszcze na dwa inne sposoby. Można za jej pomocą uzyskać efekt granatu hukowego. Pozwala bowiem na niemal nieprzerwane generowanie impulsów dźwiękowych o głośności 155 decybeli w pobliżu wyznaczonego celu. To znaczny postęp w porównaniu z granatem hukowym, który generuje maksymalnie dwa impulsy.
      Po drugie pozwala ona, za mocą bardzo krótkich impulsów laserowych, wytworzyć niewielką kulkę plazmy i skierować ją, przez ubranie, na skórę człowieka. Plazma wyżłobi w skórze miniaturowy otwór, zbyt mały by mówić o uszkodzeniu skóry, ale wystarczający, by wywołać odczucia bólowe. Można więc w ten sposób powstrzymywać napastnika czy rozpraszać tłum, nie robiąc ludziom krzywdy.
      Na załączonym poniżej filmie można posłuchać gadającej plazmy.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badacze z organizacji Public Intelligence opublikowali informację dotyczącą broni, która nie zabija, a którą chce budować lub udoskonalać Pentagon. Taka broń ma posłużyć przede wszystkim do rozwiązywania konfliktów bez eskalowania przemocy i wywoływania niechęci czy nienawiści do żołnierzy.
      Analitycy twierdzą, że obecnie używana broń tego typu nie tylko pozwala na zażegnanie kryzysu, ale wywołuje też pozytywny oddźwięk u miejscowej ludności.
      Jednym z takich urządzeń jest Raytheon Active Denial System. To urządzenie mikrofalowe, które na krótki czas podgrzewa skórę. Temperatura jest na tyle wysoka, że „ostrzelany“ jest zmuszony do wycofania się, jednocześnie zaś broń ma nie powodować ran. Pentagon chce zwiększyć zasięg systemu tak, by niemożliwe było zbliżenie się do niego na odległość pozwalającą na ostrzelanie z małej broni ręcznej.
      Innym urządzeniem jest Distributed Sound and Light Array (DSLA). To połączenie laserów, świateł i systemu dźwiękowego, które ma zdezorientować tłum. Ma jednak tę wadę, że użyte z bliskiej odległości może uszkodzić uszy i oczy.
      W przyszłym roku Pentagon rozpocznie testy udoskonalonego granatu hukowego. Ma on oślepiać człowieka na 10 sekund i wystawiać go na działanie dźwięku o natężeniu 143 decybeli.
      Udoskonalona zostanie też gumowa amunicja. Wojskowi domagają się, by miała ona większy zasięg i została wyposażona w barwnik pozostawiający ślady na ubraniu i ciele ostrzelanego, by można było go później zidentyfikować.
      Jeśli zaś chodzi o broń, która jeszcze nie istnieje, to na „liście życzeń“ Pentagonu znalazły się dwa interesujące systemy. jeden z nich to Subsurface Non-Lethal Engagement-Impulse Swimmer Gun. Ma być to broń generująca pod wodą impuls dźwiękowy, który z odległości nawet 150 metrów będzie wywoływał zaburzenia orientacji oraz nudności u wrogich płetwonurków. Odmiana tego systemu będzie generowała nanosekundowy impuls elektryczny, powodujący utratę kontroli nad mięśniami. Pentagon nie wyklucza takiej modyfikacji tej broni, że możliwe będzie zatrzymywanie za jej pomocą samochodów lub statków, poprzez przeciążenie ich systemów elektronicznych.
      Najciekawszym pomysłem ma być jednak Laser Based Flow Modification. W zamierzeniach pomysłodawców tego systemu, pozwoli on na „ostrzelanie“ krawędzi natarcia skrzydła samolotu, dzięki czemu zmieni się siła nośna i maszyna zostanie zmuszona do lądowania.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pentagon przygotowuje swoją pierwszą strategię obrony cyberprzestrzeni. Z treścią jej jawnej części będzie można zapoznać się prawdopodobnie już w przyszłym miesiącu, jednak już teraz wiadomo, że nie wykluczono zbrojnej odpowiedzi na cyberatak.
      Pentagon chce w ten sposób zniechęcić inne kraje do podejmowania prób zaatakowania amerykańskiej infrastruktury poprzez sieć komputerową. Jeśli wyłączysz nasze elektrownie, może wyślemy rakietę do jednej z twoich elektrowni - stwierdził urzędnik Pentagonu.
      Stany Zjednoczone stały się szczególnie czułe na punkcie cyberprzestrzeni w 2008 roku, gdy doszło do udanego ataku na co najmniej jeden wojskowy system komputerowy. Ostatnie ataki na Pentagon czy pojawienie się robaka Stuxnet, który z cel obrał sobie irańskie instalacje nuklearne, tylko dolały oliwy do ognia, a ostatnio ofiarą ataku stał się Lockheed Martin, jeden z największych dostawców sprzętu wojskowego.
      Nieoficjalnie wiadomo, że wśród urzędników Pentagonu ciągle trwają spory na temat tak istotnych kwestii jak możliwość jednoznacznego wskazania źródła ataku oraz określenie, jak potężny musi być cyberatak, by uznać go za wypowiedzenie wojny. Wydaje się, że w tym drugim punkcie specjaliści są bliscy osiągnięcia porozumienia - jeśli cyberatak powoduje śmierć, zniszczenia lub poważne zakłócenia, a więc ma skutki podobne do tego, jakie przyniósłby tradycyjny atak, wówczas można zacząć rozważać użycie siły zbrojnej w celu jego odparcia.
      Wiadomo, że opracowywany dokument liczy około 30 tajnych i 12 jawnych stron. Zawiera m.in. stwierdzenie, że obecnie obowiązujące przepisy prawne dotyczące prowadzenia wojny mają zastosowanie również podczas konfliktu w cyberprzestrzeni. Położono w nim nacisk na zsynchronizowanie amerykańskiej doktryny cyberwojny z doktrynami sprzymierzeńców. NATO przyjęło w ubiegłym roku zasadę, że podczas cyberataku na jeden z krajów zbierze się specjalna grupa konsultacyjna, jednak poszczególne kraje nie będą miały obowiązku przychodzić innym z pomocą.
      Zdaniem Pentagonu najbardziej zaawansowane cybearaki wymagają zastosowania zasobów, którymi dysponują tylko rządy. Stąd też wniosek, że za takimi atakami stoją państwa, a więc można się przed nimi bronić za pomocą tradycyjnych sił zbrojnych. Emerytowany generał Charles Dunlap, obecnie profesor prawa na Duke University mówi: Cyberatak rządzi się tymi samymi prawami, co inne rodzaje ataku, jeśli jego skutki są zasadniczo takie same. Dlatego też w razie cyberataku, aby konwencjonalny kontratak był zgodny z prawem, należy wykazać, że jego skutki są podobne do ataku konwencjonalnego.
      James Lewis, specjalista ds. bezpieczeństwa w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych, który był doradcą prezydenta Obamy, stwierdził, że jeśli np. cyberatak przyniósł takie straty w handlu, jakie przynosi blokada morska, to usprawiedliwia to zbrojną odpowiedź.
      Najtrudniejszą kwestią będzie prawdopodobnie jednoznaczne stwierdzenie, że za atakiem stoi rząd konkretnego państwa. Dość wspomnieć, że wciąż nie wiadomo, kto stał za atakiem Stuxneta. Niektórzy eksperci podejrzewają Izrael i nie wykluczają, że pomagały mu Stany Zjednoczone. Pewności jednak nie ma, gdyż tylko 60% infekcji zanotowano na terenie Iranu. Inne kraje, w których znaleziono Stuxneta to Indonezja, Indie, Pakistan i USA.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Inżynierowie z firmy AeroVironment przeprowadzili udaną demonstrację działania prototypowego latającego robota zwiadowczego. Nano-Hummingbird, urządzenie do złudzenia przypominające kolibra, jest niewiele większe i cięższe od przeciętnego przedstawiciela tej rodziny. Robot zachowuje się identycznie jak zwierzę, przez co jeszcze trudniej odróżnić go od ptaka. Oczywiście, jako że kolibry występują tylko na kontynencie amerykańskim, w innych miejscach świata robot przyciągnie uwagę.
      Urządzenie sterowane jest zdalnie przez operatora, któremu pomaga zamontowana w Nano-Hummingbird kamera. Robot waży zaledwie 19 gramów i jest w stanie poruszać się z prędkością do 18 kilometrów na godzinę.
      Główny inżynier projektu, Matt Keennon, mówi, że stworzenie sztucznego ptaka nie było proste zarówno ze względu na problemy areodynamiczne jak i wymagania Pentagonu. Departament Obrony żądał bowiem, by szpieg potrafił poruszać się przy wietrze, którego prędkość sięga 8 km/h, miał być też zdolny do wlatywania do budynków przez drzwi.
      Sztuczny koliber powstał na zamówienie DARPA. Dyrektor programu nanopojazdów powietrznych (Nano Air Vehicles), doktor Todd Hylton, jest zadowolony z osiągnięć AeroVironment. Mówi, że prace firmowych inżynierów pozwolą na skonstruowanie latających robotów szpiegowskich przypominających ptaki. Dotychczas wszystkie były podobne do śmigłowców lub samolotów.
      Minie jeszcze sporo czasu, zanim Nano-Hummingbird będzie powszechnie używany. Keennon mówi, że chciałby przede wszystkim wydłużyć czas pobytu urządzenia w powietrzu. Jego zdaniem roboty przypominające ptaki trafią do armii w ciągu dekady. Jest mało prawdopodobne by wyglądały one jak kolibry. Najpewniej będą wzorowane na wróblach.
       
      http://www.youtube.com/watch?v=96WePgcg37I
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pentagon ponownie otworzył śledztwo w sprawie ponad 250 pracowników Departamentu Obrony (DoD), którzy zapisali się na witryny z dziecięcą pornografią używając do tego celu wojskowych adresów fizycznych oraz e-maili. Śledztwo takie podjęto w 2007 roku po otrzymaniu informacji z Biura Ceł i Imigracji. Jenak w 2008 zamknięto je, gdyż Defense Criminal Investigative Service (DCIS) nie miało wystarczających zasobów, by je prowadzić. Teraz James Burch, zastępca Głównego Inspektora Śledczego w DoD poinformował, iż poprosił DCIS o ponowne wszczęcie śledztwa, przyjrzenie się każdej sprawie z osobna i podjęcie odpowiednich działań.
      Na trop pedofili w DoD trafiono w ramach rozpoczętej w 2006 roku operacji o nazwie Project Flicker, w jej ramach dokładnie badano zagraniczne organizacje przestępcze, które zarządzały 18 witrynami z dziecięcą pornografią. W ten sposób trafiono na trop ponad 5000 mieszkańców USA, którzy subskrybowali wspomniane witryny. Część z nich użyła e-maili w domenie .mil oraz adresów poczty wojskowej podczas rejestracji. W czasie śledztwa ustalono tożsamość 264 osób związanych z Departamentem Obrony. Okazało się też, że 9 z nich miało prawo dostępu do najważniejszych tajemnic wojskowych USA. Kolejnych 13 dysponowało prawem dostępu do dokumentów oznaczonych jako "ściśle tajne", 8 uzyskało certyfikaty bezpieczeństwa NATO, a 42 osoby miały certyfikaty wydane przez Secret Service. Wśród podejrzanych znajduje się m.in. pracownik biura Sekretarza Obrony Roberta Gatesa i menedżer z DARPA.
      Część podejrzanych przyznała się już do winy.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...