Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Wielka Pacyficzna Plama Śmieci to jeden z najsmutniejszych przykładów niszczenia środowiska naturalnego przez człowieka. Specjaliści z Holenderskiego Funduszu Architektury wpadli na niezwykły pomysł zmienienia odpadów w pływające, ekologiczne miasto.

Wspomniana Plama to gigantyczna sztuczna wyspa odpadków, utworzona przez prądy oceaniczne. Została odkryta przed 13 laty pomiędzy Hawajami a Kalifornią. Do dzisiaj trwają spory o jej wielkość. Niektórzy szacują, że jest ona tak duża jak stan Teksas (niemal 700 000 km2) inni twierdzą, że przewyższa rozmiarami kontynentalne USA (ponad 7 milionów 600 tysięcy kilometrów kwadratowych). Wielkość trudno oszacować, gdyż Plama nie ma stałych granic. Nie widać jej też na zdjęciach satelitarnych. Większość materiału tworzącego Plamę to tworzywa sztuczne ulegające rozpadowi pod wpływem światła. Tworzą one gęstą zawiesinę, której nie widzą satelity.


Struktura ta mocno zanieczyszcza środowisko, trafiając do łańcucha pokarmowego. Przyczynia się ona do śmierci co najmniej miliona ptaków i 100 000 ssaków rocznie. Truje też ludzi, gdyż wraz z zanieczyszczonym mięsem ryb szkodliwe chemikalia trafiają do naszych organizmów.

Holenderscy architekci proponują, by wykorzystać tworzywa sztuczne, zarówno te z Plamy jak i celowo dowiezione na miejsce, to zbudowania "Wyspy Recyklingu", pływającego miasta na środku oceanu.

Specjaliści proponują, by zacząć przetwarzać odpadki tak, by powstała sztuczna wyspa, która będzie samowystarczalna pod względem produkcji żywności i energii. Miałaby ona powierzchnię około 10 000 kilometrów kwadratowych i powstałoby na niej nowe państwo. Wyspa miałaby własne grunty uprawne nawożone kompostem, a energia pochodziłaby ze słońca, wiatru i ruchu wody morskiej. Uprawiane wodorosty przerabiano by na nawozy, żywność, biopaliwo. Można by je wykorzystać też w hodowli ryb czy do produkcji lekarstw. Z wody mieszkańcy pozyskiwaliby azotany, fosforany czy amoniak.

Projekt "Wyspy Recyclingu" powoli startuje. Na razie znaleziono chętnych do współpracy chemików i inżynierów. Wkrótce zebrane zostaną próbki wody, które pomogą określić, w jaki sposób najłatwiej będzie pozyskać materiał do budowy wyspy.

Mało prawdopodobne, by wyspa powstała w najbliższych latach. Jednak jest interesującą, futurystyczną wizją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wygląda na to, że robimy pod siebie i nawet nie potrafimy tego posprzątać. Ale przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Śmieci wyrzucamy do lasu a policji w ogóle to nie interesuje. Szambo wylewane do rowów, brak umów na wywóz śmieci i nieczystości. CO2 to przy tym pikuś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość derobert

Śmieci wyrzucamy do lasu a policji w ogóle to nie interesuje. Szambo wylewane do rowów, brak umów na wywóz śmieci i nieczystości.

ile razy oglądaliśmy w tv obrazki typu podjeżdża pan najnowszym mercedesem pod skraj lasu i z bagażnika wyjmuje torby ze śmieciami... Niektórzy ludzie to po prostu mentalni idioci. Wywóz śmieci z typowego kontenera kosztuje 25zł. Ale po co wydawać taki majątek, lepiej podrzucać przy drodze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Człowiek jest taki na jakiego go wychowano. Jeśli nie nauczysz dziecka odpowiedzialności to później jako dorosła osoba będzie miała problemy z odnalezieniem się w tym świecie. Ludzie nie są świadomi, że zatruwają własne środowisko, nie szanują innych organizmów żywych i ich środowiska, bo tak zostali wychowani. Ludzie nie szanują samych siebie - mówię tu np o zimie w Polsce - większość domów jednorodzinnych ma ogrzewanie z piecem - ok rozumiem, nie ma kasy lub możliwości, żeby zrobić inny rodzaj ogrzewania - pali się węglem. Są jednak tacy, którzy palą stare kalosze lub inne rzeczy, od których można się udusić. Przykre jest to, że nie zawsze pomaga zwykły telefon na 112 bo policja też to ma w d...e. Dopiero groźba skierowania sprawy do prokuratury pomaga...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe jaki wpływ na takie miasto miałby zwykły sztorm, nie mówiąc nawet o cyklonie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Międzynarodowe konsorcjum przedstawiło wyniki największego w historii badania mikrobiomu miejskiego. Projekt, w ramach którego zsekwencjonowano i przeanalizowano próbki pobrane w 60 miastach na całym świecie, zawiera kompleksową analizę i oznaczenie gatunkowe wszystkich zidentyfikowanych w próbkach drobnoustrojów. W badaniach uczestniczył dr hab. inż. Paweł Łabaj z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ (MCB UJ).
      Każde miasto ma swój własny molekularny odcisk palca pochodzący od mikrobów, które je definiują. Na podstawie materiału zebranego z podeszwy buta, mógłbym stwierdzić z około 90-procentową dokładnością, z jakiego miasta pochodzi jego właściciel – mówi prof. Christopher Mason, główny autor publikacji, która wczoraj ukazała się w Cell, a towarzysząca mu praca w Microbiome.
      Badania oparte są na 4728 próbkach pobranych w ciągu 3 lat z miast na 6 kontynentach. Wyniki uwzględniają lokalne markery oporności na środki przeciwdrobnoustrojowe i stanowią pierwszy systematyczny, ogólnoświatowy katalog ekosystemu drobnoustrojów miejskich. Oprócz odrębnych „odcisków palca” mikrobiomów w różnych miastach, analiza ujawniła podstawowy zestaw 31 gatunków, które zostały znalezione w 97 proc. próbek z badanych obszarów miejskich. Badacze zidentyfikowali 4246 znanych gatunków mikroorganizmów miejskich, ale stwierdzili również, że dalsze pobieranie próbek będzie prowadzić do pojawienia się gatunków, które nigdy wcześniej nie zostały zaobserwowane. Odzwierciedla to niezwykły potencjał badań związanych z różnorodnością i funkcjami biologicznymi mikroorganizmów występujących w środowiskach miejskich.
      Projekt konsorcjum rozpoczął się w 2013 roku, kiedy prof. Christopher Mason zaczął zbierać i analizować próbki mikrobów w systemie nowojorskiego metra. Po publikacji pierwszych wyników skontaktowali się z nim badacze z całego świata, którzy chcieli wykonać podobne badania w swoich miastach. W 2015 roku światowe zainteresowanie zainspirowało prof. Masona do stworzenia międzynarodowego konsorcjum MetaSUB (Metagenomics and Metadesign of Subways and Urban Biomes). Jednym z pierwszych, którzy dołączyli, był dr hab. inż. Paweł Łabaj z MCB UJ, który wcześniej współpracował z amerykańskim uczonym w innych projektach. Jako wiodący członek Międzynarodowego Konsorcjum MetaSUB był najpierw głównym badaczem w Wiedniu, a obecnie w Krakowie. Kieruje również pracami europejskich partnerów konsorcjum w ramach założonego stowarzyszenia MetaSUB Europe Society.
      Głównym projektem konsorcjum jest global City Sampling Day (gCSD), który odbywa się co roku 21 czerwca. Kraków przystąpił do gCSD w 2020 roku, kiedy to wolontariusze pobrali wymazy na przystankach i w tramwajach z automatów biletowych, siedzeń, poręczy, uchwytów, zlokalizowanych na trasach linii tramwajowych 52, 50 i 14. Dodatkowe próbki zostały pobrane za pomocą próbnika powietrza w tunelach znajdujących się w okolicach dworca głównego. W tym roku akcja zostanie powtórzona, a na podstawie wyników z obu lat dr hab. inż. Paweł Łabaj i jego zespół zaprezentują mikrobiologiczny "odcisk palca" przestrzeni miejskiej Krakowa. Projekt nie byłby możliwy bez czynnej współpracy z Wydziałem ds. Przedsiębiorczości i Innowacji Urzędu Miasta Krakowa, Zarządem Transportu Publicznego w Krakowie i Miejskim Przedsiębiorstwem Komunikacyjnym w Krakowie.
      Konsorcjum MetaSUB prowadzi również inne szeroko zakrojone badania, w tym wykonało kompleksową analizę mikrobiologiczną powierzchni miejskich oraz populacji komarów przed, w trakcie i po Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku. Inny projekt, rozpoczęty w 2020 roku, koncentruje się na badaniu występowania SARS-CoV-2 i innych koronawirusów u kotów domowych. Planowany jest także projekt związany z olimpiadą w Tokio w 2021 roku. W związku z tym konsorcjum rozszerzyło swoją aktywność na pobieranie próbek z powietrza, wody i ścieków, a nie tylko z powierzchni twardych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W coraz większej liczbie polskich miast wykorzystuje się odnawialne źródła energii – zarówno w instalacjach miejskich, jak i na potrzeby domów wielorodzinnych. Najbardziej popularne są instalacje fotowoltaiczne, ale przyszłością jest też energia wiatrowa – mówi dr Aleksandra Lewandowska.
      Zespół naukowców z UMK w Toruniu przeanalizował 20 największych pod względem ludności polskich miast, m.in. Warszawę, Wrocław i Kraków pod kątem wykorzystania przez nie odnawialnych źródeł energii (OZE). Jej użycie wpisuje się w koncepcję tzw. smart city.
      Smart city jest pojęciem wieloaspektowym, łączy szereg różnego rodzaju zagadnień, jednym z nich jest inteligentna sieć energetyczna, w której skład wchodzi wykorzystanie OZE – opowiada dr Aleksandra Lewandowska z Katedry Studiów Miejskich i Rozwoju Regionalnego UMK w Toruniu.
      Wykorzystanie OZE w mieście ma poprawić stan środowiska metropolii i jednocześnie jakość życia jego mieszkańców.
      Naukowcy ustalili, że tylko pięć badanych miast posiada szerszą strategię tworzenia smart city. Jednak informacje o wykorzystaniu OZE i chęci wdrażania takich rozwiązań pojawiają się w planach gospodarki niskoemisyjnej w większości z nich. Tego typu dokumenty są obligatoryjne – zauważa badaczka.
      Dr Lewandowska mówi, że co prawda z analizy dokumentów wyłania się dość optymistyczny obraz dotyczący wykorzystania OZE w miastach, to praktyka jest nieco mniej kolorowa.
      Miasta stawiają przede wszystkim na rozwiązania, które cieszą się sporym poparciem społecznym. Dlatego teraz koncentrują się głównie na walce z kopciuchami – podkreśla. Jednocześnie zauważa, że w taki ekologiczny trend wpisuje się wykorzystanie OZE i organizacje społeczne również wywierają presje na włodarzach miast w kwestii ich jak najszerszego wykorzystania. W jej ocenie miasta powinny postawić na większą promocję OZE: zachęty wśród mieszkańców np. w postaci rekompensat. Ciągle brakuje funduszy na te cele – zauważa.
      Wśród analizowanych miast najbardziej widoczne są małoskalowe inwestycje OZE – wynika z obserwacji naukowców. Są to na przykład ławki, parkometry i latarnie uliczne z panelami fotowoltaicznymi. Tego typu rozwiązania są najprostsze do wdrożenia, bo nie wymagają wprowadzania zmian z istniejącej sieci energetycznej – podkreśla.
      Za nadal niedocenioną kategorię OZE w miastach Lewandowska uznaje energię wiatrową. W jej ocenie niewielkie instalacje tego typu z powodzeniem mogłyby działać na szczytach wysokich budynków.
      Ekspertka zapytana o ocenę dotychczasowych instalacji OZE w miastach podkreśla, że nadal ich skala nie jest duża. Każda inwestycja w tego typu źródła energii jest godna pochwały, bo wskazuje właściwy trend. Każda, nawet najmniejsza inwestycja w OZE przyczynia się do poprawy stanu środowiska. Miasto to żyjący organizm i w holistycznej perspektywie wszystkie tego typu działania mają znaczenie – zaznacza.
      Lewandowska mówi, że inwestowanie w OZE zwraca się coraz szybciej. Teraz należy mówić o kwestii 5–10 lat, bo technologie tego typu w ostatnim czasie staniały. Ich rzekoma kosztowność to utarty mit – uważa.
      Podczas gdy na wsi i na przedmieściach widoczny jest coraz szerszy trend wykorzystania paneli fotowoltaicznych na domach jednorodzinnych, inaczej jest w przypadku miast – głównie ze względu na inny typ architektury.
      Jednak instalacje tego typu pojawiają się coraz częściej w ramach nowo tworzonych osiedli wielorodzinnych. Zwykle panele zasilają oświetlenie części wspólnych. Modne jest bycie eko, więc deweloperzy grają tą kartą – opowiada ekspertka.
      Ekspertka konkluduje, że Polska nie odstaje pod względem wykorzystania OZE w miastach od naszych południowych sąsiadów – Czech czy Słowacji. Idziemy w dobrym kierunku, ale na przykład do Niemiec ciągle nam pod tym względem daleko – kończy.
      Wniosku z analizy toruńskich badaczy ukazały się w periodyku "Energies". Jego współautorami, oprócz dr Lewandowskiej są również dr hab. Justyna Chodkowska–Miszczuk, dr hab. inż. Krzysztof Rogatka i inż. Tomasz Starczewski.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zdjęcia satelitarne i fotografie lotnicze z południowo-zachodniej Libii ujawniły budowle pozostałe po Garamantach, północnoafrykańskim ludzie berberyjskim, który żył na obszarze dzisiejszej Sahary od ok. V w. p.n.e. do V w. n.e.
      Brytyjscy archeolodzy zaznaczają, że upadek reżimu Kaddafiego otworzył naukowcom drogę do badania przedislamskiego dziedzictwa Libii. Dzięki nowym zdjęciom zidentyfikowano pozostałości ponad 100 ufortyfikowanych gospodarstw i wiosek z budowlami przypominającymi zamki, a także kilka miast. Większość datuje się na 1-500 r. n.e.
      Archeolodzy z Uniwersytetu w Leicester zauważyli pozostałości suszonych cegieł z mułu, z których zbudowano kompleksy przypominające zamki. Zachowały się nawet ściany (ich wysokość sięgała 4 m), a także ślady osadnictwa, kopce nagrobne czy skomplikowane systemy irygacyjne. Badania naziemne, które przeprowadzono po zakończeniu analizy zdjęć, potwierdziły, że zabytki doskonale się zachowały i rzeczywiście są przedislamskie.
      To tak, jakby ktoś przyjechał do Anglii i nagle odkrył wszystkie średniowieczne zamki. Za czasów reżimu Kaddafiego pozostawały one niezauważone i nieodnotowane - opowiada szef projektu prof. David Mattingly.
      Zdjęcia satelitarne dały nam możliwość objęcia badaniami dużego regionu. Dowody sugerują, że przez lata klimat się nie zmienił, a mimo to widzimy, że ten nieprzyjazny krajobraz z zerowymi opadami deszczu był kiedyś gęsto zabudowany i uprawiany - dodaje dr Martin Sterry.
      Odkrycia Brytyjczyków podważają pogląd - datowany jeszcze na czasy rzymskie - że Garamantowie to nomadowie i wichrzyciele funkcjonujący na obrzeżach Cesarstwa. W rzeczywistości byli oni wysoce cywilizowani, żyli w dużych ufortyfikowanych osadach, głównie jako [...]  rolnicy. Tworzyli zorganizowane państwo z miastami i wioskami, językiem pisanym i supernowoczesnymi technologiami. Garamantowie byli pionierami w zakładaniu oaz i handlu transsaharyjskim - tłumaczy prof. Mattingly.
      Naukowcy, których przegoniła z Libii rewolucja, mają nadzieję, że już niedługo wrócą na stanowiska, by dokończyć badania. W pracach wspomagał ich libijski wydział starożytności.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie, którzy zamieszkują tradycyjnie miejskie obszary, są lepiej przystosowani genetycznie do zwalczania infekcji. Naukowcy doszli do takiego wniosku, sprawdzając, ile osób ma wariant genu zabezpieczający przed gruźlicą i trądem. Okazało się, że występował on częściej u mieszkańców rejonów z dłuższą historią urbanizacji, gdzie w pewnym okresie choroby były bardziej rozpowszechnione.
      W artykule opublikowanym na łamach pisma Evolution akademicy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL), Uniwersytetu Oksfordzkiego i Royal Holloway, University of London dowodzą, że to przykład presji selekcyjnej w odniesieniu do oporności na choroby (presja selekcyjna to siła, z jaką czynnik selekcjonujący ukierunkowanie wpływa na daną populację, prowadząc do zmian w populacji genowej). W tym konkretnym przypadku w miastach dziesiątkowanych epidemiami tylko osoby z genami pozwalającymi pokonać chorobę mogły przeżyć i przekazać swoje cechy potomstwu. Duża gęstość zaludnienia i kiepskie warunki sanitarne w miastach stanowiły idealne warunki do rozwoju patogenów, co teoretycznie powinno sprzyjać szerzeniu się chorób. Badanie wykazało jednak, że w tego typu populacjach doszło do rozpowszechnienia genów oporności na różne choroby.
      Testując swoją teorię, dr Ian Barnes ze Szkoły Nauk Biologicznych Royal Holloway i prof. Mark Thomas z Wydziału Genetyki, Ewolucji i Środowiska UCL przeanalizowali próbki DNA z 17 populacji na terenie Europy, Azji i Afryki. Przejrzeli także literaturę z zakresu archeologii i historii, by odnaleźć najstarsze dane na temat pierwszych miast w danym regionie. Porównując wskaźnik genetycznej oporności na choroby z początkiem osadnictwa miejskiego, naukowcy wykazali, że w okolicy z długą tradycją miejską dzisiejsi obywatele z większym prawdopodobieństwem mają wersję genu zabezpieczającą w jakimś stopniu przed chorobą.
      Brytyjczycy zademonstrowali, że ochronny wariant występuje u niemal każdego człowieka z rejonów od Bliskiego Wschodu po Indie i w częściach Europy, gdzie miasta występują od tysięcy lat. To elegancki przykład ewolucji w działaniu. Wskazuje na rolę bardzo świeżego aspektu ewolucji człowieka jako gatunku, a mianowicie na rozwój spełniających rolę czynnika selekcyjnego miast – podsumowuje Barnes. Akademicy cieszą się, że w ten sposób udało im się wyjaśnić różnice w oporności na choroby w różnych rejonach globu.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnicy Maurizio Raugei i Luigi Andronio przygotowują na zlecenie włoskiego ministra kultury i sztuki Sandra Bondiego pozew, z którego wynika, że rzeźba Dawida dłuta Michała Anioła należy do państwa, a nie Florencji, gdzie przechowuje się ją w Accademia di Belle Arti.
      Gra jest warta świeczki, ponieważ rokrocznie do dzieła sztuki przybywa ok. 1,5 mln osób, które za przywilej oglądania biblijnego Dawida płacą ponad 12,5 mln dolarów. By rzeźba zmieniła swojego właściciela (a może powróciła do prawowitego?), mecenasi muszą się przekopać przez stosy nagromadzonych przez stulecia dokumentów. Już teraz wskazują jednak, że utworzonej w ramach Wielkiego Księstwa Toskanii rady miejskiej nie można uznać za spadkobierczynię Republiki Florenckiej, za czasów której powstało dzieło sztuki (przypomnijmy, że prace nad Dawidem trwały do 1504 r., a Księstwo Toskanii powstało dopiero w 1531).
      Początkowo w 1501 r. Michał Anioł podpisał umowę na wykonanie rzeźby z zarządem katedry, lecz ostatecznie posąg stanął obok wejścia do Pałacu Starego na placu della Signoria, gdzie mieściła się siedziba lokalnego rządu. Dawid symbolizował odwagę Republiki Florenckiej w kontaktach z potężniejszymi sąsiadami i spoglądał butnie w stronę Rzymu.
      Raugei i Andronio twierdzą, że od zjednoczenia Włoch 17 marca 1861 r. rzeźba należy do państwa. Podkreślają, że kiedy w latach 70. XIX w. oryginalny posąg przenoszono z placu do galerii, miasto nie zgłaszało żadnych zastrzeżeń, a prawnicy działający wtedy w imieniu rady miasta stwierdzili w nocie: Nie ma żadnych wątpliwości, że skoro nie istnieją już żadne pierwotne państwa ani republiki, to rzeźba Dawida stanowi dziedzictwo państwa włoskiego. Dzisiejszy burmistrz Florencji Matteo Renzi podkreśla jednak, że dysponuje dokumentami, z których wynika, że posąg jest własnością miasta. Ogłasza publicznie chęć spotkania z Bondim, by podyskutować o sprawie i uniknąć dziecinnych sprzeczek.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...