Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' nasiona' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 13 wyników

  1. Sir David Attenborough przekazał Królewskim Ogrodom Botanicznym w Kew (RBG Kew) 31 nasion cennej rośliny - perełkowca Sophora toromiro z Wyspy Wielkanocnej. Wcześniej podarowała mu je dr Sonia Haoa Cardinalli, archeolożka z Rapa Nui. S. toromiro należy do rodziny bobowatych. Jest endemitem z Wyspy Wielkanocnej. Ma charakterystyczne różowo zabarwione drewno, które niegdyś wykorzystywano w rzeźbach. Obecnie roślinę uznaje się za gatunek wymarły na wolności (ang. extinct in the wild, EW). Roślina wyginęła w wyniku działalności człowieka: wskutek wycinki oraz wprowadzenia na wyspę zwierząt hodowlanych w XVIII i XIX wieku. W stanie dzikim istniała do lat 60. XX wieku. Słynny Thor Heyerdahl, który odwiedził Rapa Nui w latach 50. XX wieku, zauważył tam tylko jednego perełkowca. Zebrał jego nasiona, które z czasem trafiły do Ogrodu Botanicznego w Göteborgu. Później w ogrodzie botanicznym w Menton na południu Francji udało się dzięki nim wyhodować nowe okazy. Już pierwsi Europejczycy, którzy dotarli na Wyspę Wielkanocną, zwrócili uwagę, że niemal nie ma na niej większych drzew. Pierwsze naukowe próbki S. toromiro zostały zebrane w 1774 roku podczas podróży Cooka. Z ówczesnych zapisków dowiadujemy się, że na otwartej przestrzeni można spotkać z rzadka porozrzucane zgrupowania tej rośliny. W 1880 roku, już po wprowadzeniu zwierząt hodowlanych, odnotowano obecność martwych roślin z poobgryzaną przez owce korą, a XIX-wieczni turyści informowali, że S. toromiro uprawiana jest jeszcze w ogrodach. Pod koniec XIX wieku, w wyniku epidemii ospy oraz najazdów łowców niewolników, doszło do załamania struktury społecznej na wyspie i znacznego spadku jej populacji. Perełkowiec przestał być ozdobą ogrodów. Ostatnie drzewo w stanie dzikim rosło w kraterze Rano Kao, gdzie skały uniemożliwiały dostęp zwierzętom hodowlanym. Jak zanotował jeden z naukowców, drzewo było obserwowane przez krajowców, którzy z niecierpliwością czekali, aż będzie na tyle duże, by można je było ściąć na rzeźby. Padło ono pod ciosami siekier w 1960 roku. Na początku XX wieku w Europie rosły S. toromiro. Wiemy, że w latach 1919–1920 gatunek ten uprawiano w Ogrodzie Botanicznym w Göteborgu; wykorzystano nasiona zebrane przez Carla Skottsberga. Z kolei w latach 20. XX wieku RBG Kew posiadało w swojej kolekcji drzewa z roślin przekazanych przez Catherine Routledge. Z czasem jednak europejskie kolekcje S. toromiro zostały utracone. Te, które obecnie istnieją na Starym Kontynencie, pochodzą z nasion zebranych przez Thora Heyerdahla w kraterze Rano Kao. W 1959 roku udało się z nich wykiełkować cztery rośliny, które zapoczątkowały europejskie kolekcje. Z czasem okazało się, że S. toromiro znajdują się też w ogrodach botanicznych w Nowej Zelandii, Australii i Chile. Najwcześniejsze próby reintrodukcji podjęto w roku 1965. Wszystkie jednak spaliły na panewce. Obecnie zasoby S. toromiro charakteryzuje przede wszystkim brak informacji o pochodzeniu roślin. W większości światowych zbiorów znajdują się pojedyncze rośliny. Na świecie S. toromiro uprawia się obecnie w 13 miejscach, z czego jedynie w 4 – 1 w Niemczech, 2 w Chile i 1 w Australii – istnieje więcej niż 10 roślin. Prawdopodobnie jedynie uprawa z Australii pochodzi od więcej niż 1 rośliny założycielskiej. Mimo że roślina została wytępiona, wciąż istnieje nadzieja na odrodzenie gatunku. Jak wspominaliśmy, perełkowce występują w ogrodach botanicznych na całym świecie. W Kew Gardens można oglądać ich hybrydy. Przeprowadzono też częściowo udane próby reintrodukcji, dzięki czemu na Rapa Nui rośnie nieco perełkowców. Kilka z nich znajdziemy w ogrodzie doktor Haoa Cardinalli. Przekazanie nasion RBG Kew nie było prostym procesem. Najpierw musiały uzyskać odpowiedni certyfikat fitosanitarny, poświadczający, że są wolne od chorób i pasożytów. Pozwalał on na wwiezienie ich na teren Wielkiej Brytanii. Konieczna też była zgoda wyrażona przez szefową Wydziału Zdrowia Roślin i Kwarantanny Królewskich Ogrodów Botanicznych Joanny Bates. Przenoszenie materiału roślinnego z ogrodu i do niego jest bowiem ściśle monitorowane. Teraz ogrodnicy z Kew wykiełkują część nasion, a następnie zasadzą je w Temperate House (to największa na świecie zachowana wiktoriańska szklarnia). Niektóre z nasion prawdopodobnie trafią do Millenium Seed Bank w Wakehurst, gdzie zostaną poddane procesom konserwacji i będą przechowywane w podziemnych sejfach. « powrót do artykułu
  2. Spożywanie nasion niektórych roślin np. konopi czy ostropestu – zamiast pozyskanego z nich oleju – jest korzystniejsze w łagodzeniu zaburzeń związanych z otyłością – wynika z badań naukowców z Instytutu Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie. Po raz kolejny potwierdza się, że im bardziej przetworzona jest żywność, tym mniejsze korzyści dla organizmu płyną z jej spożywania. Wielonienasycone kwasy tłuszczowe (WNKT) są uważane za jedne z ważniejszych składników żywności, jeśli chodzi o jej wartość odżywczą i prozdrowotną. Obecność WNKT w codziennej diecie jest jednak zazwyczaj niewystarczająca i często łączy się także ze spożywaniem ich w nieprawidłowej proporcji – przypomniał w rozmowie z PAP dr hab. Adam Jurgoński, prof. Instytutu Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie. Jednymi z głównych źródeł tych kwasów tłuszczowych są oleje. Na skalę przemysłową pozyskuje się je z nasion roślin oleistych, takich jak rzepak czy słonecznik. Ostatnio wzrasta jednak zainteresowanie nasionami innych, mniej popularnych roślin. Ich oleje, bogate w te kwasy, pozyskuje się podczas tłoczenia na zimno. Właśnie nasiona takich roślin – konopi siewnych, maku lekarskiego, ostropestu plamistego, lnu zwyczajnego oraz lnicznika siewnego – przebadał zespół prof. Jurgońskiego. Naukowiec zwrócił uwagę, że nie do końca znany jest wpływ mniej popularnych olejów na zdrowie, a także samych nasion, z których się je wytłacza. Zaś stopień, w jakim frakcja olejowa bogata w WNKT odpowiada za ich korzystne właściwości, jest kwestią zasadniczo nierozstrzygniętą – zauważył. Jak podkreślił, wiedzę tę warto rozszerzać, gdyż nasiona bogate w WNKT zawierają także zazwyczaj znaczne ilości białka i błonnika czy inne związki chemiczne, biologicznie aktywne i specyficzne dla danej rośliny. To wszystko może różnie wpływać na zdrowie człowieka. Zespół prof. Jurgońskiego przeprowadził badania prozdrowotnych właściwości nasion wybranych roślin oleistych. Najważniejszym zadaniem naukowców było ustalenie roli frakcji olejowej nasion w ograniczaniu zaburzeń metabolicznych charakterystycznych dla otyłości i powiązanych z nią chorób dietozależnych, w tym zaburzeń w funkcjonowaniu jelita grubego, stresu oksydacyjnego oraz zaburzeń w gospodarce lipidowej organizmu. Wykazaliśmy stosunkowo wysoką wartość odżywczą białka nasion konopi i maku, zbliżoną do wartości odżywczej białka sojowego. Na zwierzęcych modelach badawczych zaobserwowaliśmy dodatkowo, że regularne spożywanie nasion niektórych roślin (konopi, lnu, ostropestu, lnicznika) może być korzystne dla zdrowia w stopniu zależnym od ich ilości, rodzaju stosowanej diety i/lub uwarunkowań genetycznych – wskazał. Badania przede wszystkim pokazały, że włączenie do diety nasion niektórych roślin – konopi, ostropestu, lnicznika – łagodzi zaburzenia metaboliczne związane z otyłością znacznie skuteczniej, niż włączenie do diety samego oleju z tych nasion – relacjonował badacz. Powiedział też, że WNKT i inne, towarzyszące im związki rozpuszczalne w tłuszczach, są jedynie częściowo odpowiedzialne za prozdrowotne właściwości nasion roślin oleistych. W swoich badaniach naukowcy wykazali również, że suplementacja diety nawet niewielką ilością nasion niektórych roślin (konopi i lnu) może łagodzić zaburzenia metaboliczne charakterystyczne dla otyłości. W przypadku człowieka o masie 75 kg wystarczy dzienna dawka ok. 5,5 łyżki stołowej. Taka suplementacja może usprawniać funkcjonowanie jelita grubego, w tym wzmagać procesy fermentacyjne niezbędne do jego prawidłowego funkcjonowania, oraz poprawiać status przeciwutleniający i metabolizm lipidów w organizmie, w tym profil lipidowy krwi – wskazał naukowiec. Powołując się na nowe wyniki zasugerował, że częściowo odtłuszczone nasiona konopi i lnu można by wykorzystać w zapobieganiu niektórym zaburzeniom metabolicznym związanym z otyłością, szczególnie – zaburzeniom w obrębie przewodu pokarmowego oraz statusu przeciwutleniającego organizmu. Nasze wyniki wskazują również, że nasiona niektórych roślin oleistych, poza dużą zawartością WNKT, charakteryzują się także obecnością innych składników biologicznie aktywnych, które mają decydujący wpływ na prozdrowotny charakter tych nasion, co może doprowadzić w przyszłości do izolacji i/lub identyfikacji nowych związków o charakterze terapeutycznym – ocenił. Nowe wyniki mogą zainteresować konsumentów i producentów żywności, którzy poszukują alternatywnych źródeł WNKT, zarazem będących źródłem wysokowartościowego białka roślinnego i błonnika. Mogą też stanowić podstawę do opracowania nowych suplementów diety, tworzonych na bazie form odtłuszczonych badanych nasion, dostępnych jako produkt uboczny przemysłu olejarskiego – podsumował prof. Jurgoński. Zasugerował potencjalne zastosowania: w profilaktyce i leczeniu zaburzeń związanych z otyłością i powiązanych z nią chorób dietozależnych. « powrót do artykułu
  3. Przed około 12 300 lat na bagnistym terenie dzisiejszego stanu Utah zjawiła się grupa ludzi zwabionych tam zapewne przez obecność megafauny – mamutów czy wielbłądów – oraz kaczek, dzięki którym nie musieli głodować pomiędzy upolowaniem większego zwierzęcia. O ich obecności świadczą pozostałości po palenisku, kamienne narzędzia i kości kaczek. Jednak tym, co najbardziej zainteresowało archeologów są nasiona tytoniu znalezione w palenisku. Na stanowisku Wishbone na Wielkiej Pustyni Słonej archeolodzy odkryli cztery spalone ziarna dzikiego tytoniu, informuje Daron Duke z Far Western Anthropological Research Group. Nasiona pochodziły najprawdopodobniej z podnóża wzgórz znajdujących się ponad 13 kilometrów dalej. Zdaniem uczonych, nasiona te są dowodem na używanie tytoniu na 9000 lat przed najwcześniejszymi znanymi dowodami na palenie fajki. Obecnie nie wiemy, jak północnoamerykańscy łowcy-zbieracze używali tygodniu. Mogli na przykład zwijać jego liście oraz łodygi w kulki i je żuć lub ssać, a nasiona wypluwali do ogniska. Uczony przypomina, że przodkowie współczesnych Pueblosów żuli dziki tytoń 2000 lat temu. Nie można jednak wykluczyć, że tytoń był palony przez prehistorycznych mieszkańców Ameryki Północnej. Najstarsze znany dowody na udomowienie tytoniu pochodzą z Ameryki Południowej sprzed 8000 lat. Duke uważa, że różne populacje mogły niezależnie od siebie w różnych czasach uprawiać tę roślinę. Tytoń to jeden z wielu produktów – obok np. kawy, herbaty, alkoholu, opium czy grzybów – które ludzkość od tysięcy lat używa i produkuje, by celowo w jakiś sposób zmienić stan świadomości. Możemy przypuszczać, że gdy ludzie przybyli z Azji do Ameryki, stracili dostęp do roślin, których wcześniej używali by wpływać na swój nastrój, zachowanie czy świadomość. Prawdopodobnie szybko zaczęli więc eksperymentować z lokalnymi roślinami. Gdy trafili na tytoń, szybko stał się on częścią ich życia. Duke i jego zespół od 20 lat prowadzą badania archeologiczne na niegościnnej Wielkiej Pustyni Słonej. W 2015 roku dokonali niezwykłego odkrycia. Znaleźli prehistoryczne palenisko, a w nim kacze kości i narzędzia. Wszystko wskazywało na to, że to pozostałości po obozowisku niewielkiej grupy ludzi, która pozostała na miejscu przez kilka dni. Naukowcy wydobyli palenisko i przewieźli je do laboratorium, gdzie szczegółowo analizują jego zawartość. Datowanie radiowęglowe wykazało, że pochodzi ono sprzed 12 300 lat, jest zatem najstarszym znanym miejscem obozowania ludzi na otwartej przestrzeni na zachodnich pustyniach USA. Teraz zespół Duke'a poinformował o znalezieniu w palenisku nasion tytoniu. Tytoń nie został użyty do rozpalenia ognia, gdyż nie rósł on w tej okolicy. Naukowcy wykluczyli też, by nasiona były pozostałością po posiłku kaczek zjedzonych przez ludzi. Udało się bowiem znaleźć zawartość kaczych żołądków i stwierdzono, że żywiły się one głównie rosnącą na bagnach rdestnicą. Ponadto w palenisku znaleziono też inne nasiona, które powiązano z dietą ludzi. A to prawdopodobnie wskazuje, że grupa, która tu obozowała, przyniosła ze sobą ważne dla siebie rośliny. Leilani Lucas, antropolog z College of Southern Nevada, która nie brała udziału w badaniach, mówi, że nie jest zaskoczona faktem, iż ludzie używali tytoń na tysiące lat przed jego udomowieniem. Udomowienie konkretnych roślin mogło być w znacznej mierze spowodowane kulturowymi preferencjami w kierunku tych roślin, które dobrze smakowały lub wywierały interesujący wpływ na człowieka, mówi uczona. « powrót do artykułu
  4. Dzięki wytrwałości dwóch badaczek w kibucu Ketura w Izraelu udało się uzyskać daktyle z palmy daktylowej, która wyrosła z nasiona sprzed ok. 2 tys. lat (znaleziono je na stanowisku archeologicznym na Pustyni Judzkiej). Złotobrązowe owoce o lekko pomarszczonej skórce są podobno bardzo smaczne - ciągnące się i subtelnie słodkie. Zebranie daktyli było kulminacją 15 lat pracy. Przywrócenie czegoś do życia ze stanu uśpienia jest bardzo symboliczne w trudnych czasach zmiany klimatu, zanieczyszczenia [środowiska] i wymierania gatunków w alarmującym tempie - podkreśla dr Sarah Sallon, szefowa Centrum Badawczego Medycyny Naturalnej im. Louisa L. Boricka w Hadassah Hospital w Jerozolimie. W artykule, który w lutym tego roku ukazał się w piśmie Science Advances, naukowcy podkreślali, że Królestwo Judy było szczególne znane z jakości daktyli. Tzw. daktyle judzkie, rosnące na plantacjach wokół Jerycha i Morza Martwego, zostały dostrzeżone przez starożytnych historyków, którzy docenili ich wielkość, słodycz, możność długiego przechowywania oraz właściwości medyczne (na przykład Pliniusz Starszy pisał, że ich sok jest wyjątkowo słodki, przypomina wino i miód). Dowody wskazują, że uprawa judzkich daktyli była kontynuowana także pod panowaniem Bizancjum i Arabów (IV-XI w.), dalsze fale podboju okazały się jednak tak destrukcyjne, że do XIX w. po historycznych plantacjach nie zachował się już żaden ślad. Dr Sallon, która specjalizuje się w gastroenterologii pediatrycznej, postanowiła wskrzesić i wykorzystać dawną wiedzę we współczesnej medycynie. W archiwum w Jerozolimie dotarła do informacji, że daktyle są dobre na trawienie i że kiedyś uzdrowiciele stosowali je na poprawę pamięci. Daktyle uznawano też za afrodyzjak. Lekarka współpracowała z dr Elaine Solowey, która prowadzi Centrum Zrównoważonego Rolnictwa w Arava Institute for Environmental Studies. Sallon pozyskała nasiona daktyli, które znaleziono w latach 60. XX w. podczas wykopalisk w Masadzie. W styczniu 2005 r. dr Solowey wsadziła nasiona do doniczek. Nie miała zbyt wielkich oczekiwań, ale nie przeszkodziło jej to w zastosowaniu kilku ogrodniczych trików. Ku swojemu zaskoczeniu parę tygodni później zobaczyła, że ziemia pękła i pojawił się malutki pęd. Po latach Matuzalema, bo tak nazwano roślinę, można podziwiać w pobliżu biura Elaine. Ponieważ Matuzalem okazał się osobnikiem męskim (palma daktylowa należy do roślin dwupiennych, w przypadku których kwiaty męskie i żeńskie występują na różnych osobnikach), dr Sallon musiała się znowu udać na poszukiwania. Ponownie zdobyła nasiona ze stanowisk archeologicznych z Pustyni Judzkiej; z 32 dobrze zachowanych nasion z Masady, Kumran, Wadi Makukh i Wadi Kelt wykiełkowało 6. Roślinom nadano biblijne imiona. I tak z nasiona z Masady wyrósł Adam, z nasion z Kumran - Jonasz, Uriel, Boaz i Judyta, a z nasiona z Wadi Makukh - Hanna. Dzięki datowaniu radiowęglowemu wiadomo było, że nasiono, które dało początek Hannie, pochodzi z I-IV w. Choć już samo wykiełkowanie tak starych nasion było wielkim sukcesem, naukowców czekała kolejna miła niespodzianka. Po 6 latach wzrostu Hanna zakwitła. Wtedy zaczęła się walka z czasem. Solowey zebrała pyłek Matuzalema i przeniosła go na kwiaty Hanny. Chcieliśmy, żeby Matuzalem został "ojcem". Na szczęście wszystko poszło dobrze i udało się uzyskać daktyle. Koneserom owoce Hanny najbardziej przypominały daktyle zahidi - iracką odmianę, znaną z łagodnej słodyczy i orzechowego smaku. Po zbiorach nie było zbyt wiele czasu na delektowanie się smakiem. Owoce zostały bowiem szybko zabrane do mierzenia i ważenia. Daktyle zapakowano pojedynczo w folię aluminiową, ułożono na lodzie i wysłano do instytutu badawczego Ministerstwa Rolnictwa. « powrót do artykułu
  5. Globalny Bank Nasion (norw. Svalbard globale frøhvelv), znajdujący się w norweskim archipelagu Svalbard na wyspie Spitsbergen, rozpoczyna właśnie eksperyment, który potrwa 100 lat. Kwestia długości życia nasion jest kluczowa dla banków genów oraz instytutów badawczych pracujących z roślinami i nasionami. Z tego powodu w Globalnym Banku Nasion rozpoczyna się eksperyment dot. długowieczności czy inaczej mówiąc, długości życia nasion. Eksperyment, który potrwa 100 lat, obejmuje nasiona 13 ważnych roślin uprawnych/rolniczych. Produkują je partnerzy projektu z całego świata, m.in. Leibniz-Institut für Pflanzengenetik und Kulturpflanzenforschung (IPK). Pierwsze eksperymentalne próbki trafią do Svalbard globale frøhvelv 27 sierpnia. Będą się one składać z nasion wyprodukowanych w IPK Gatersleben. Zapewniamy nasiona 5 roślin: pszenicy, jęczmienia, groszku, sałaty i kapusty. Materiał wyhodowano na naszych polach eksperymentalnych w zeszłym roku. IPK jest pierwszą instytucją dostarczającą nasiona [...] - opowiada prof. Andreas Börner. W kolejnych 2-3 latach wyprodukowane zostaną nasiona kolejnych 8 roślin. Wszystkie trafią do magazynów nasion (panuje tam temperatura -18°C). Będą one pochodzić z banków genów/instytutów badawczych, które skorzystają na możliwości utworzenia duplikatów bezpieczeństwa swoich cennych kolekcji nasion. Indyjski ICRISAT (International Crops Research Institute for the Semi-Arid Tropics) dostarczy nasiona orzecha ziemnego, in. orzachy podziemnej, ciecierzycy, rozplenicy perłowej, a także nikli indyjskiej. Empresa Brasileira de Pesquisa Agropecuária (Embrapa) dostarczy soję, szwedzki Nordic Genetic Resource Center (NordGen) nasiona tymotki, portugalski Instituto Nacional de Investigação Agrária e Veterinária (INIAV) nasiona kukurydzy, a tajlandzki NRSSL ryż. Równolegle nasiona 5 instytucji będą przechowywane w kriopojemnikach w IPK. Istotne jest to, że magazynowanie w ciekłym azocie spowalnia proces starzenia. Pomysł jest taki, by porównać jakość początkowych nasion z materiałem składowanym w Svalbard globale frøhvelv [...] - wyjaśnia dr Manuela Nagel z IPK. Z tego powodu przechowujemy nasiona i mąkę z nasion i analizujemy główne związki, by wychwycić proces deterioracji nasion podczas 100-letniego przechowywania. To eksperyment jedyny w swoim rodzaju. Zapewni przyszłym pokoleniom cenne informacje na temat żywotności nasion i bardziej precyzyjną wiedzę, jak często należy przeprowadzać regenerację nasion [wytwarzać ich nową partię] - dodaje Åsmund Asdal z NordGen. Pierwsze eksperymentalne nasiona, które trafiają właśnie do banku, będą testowane w 2030 r. Następnie analogiczne badania kiełkowania będą prowadzone co 10 lat aż do roku 2120. « powrót do artykułu
  6. Tapiry amerykańskie (Tapirus terrestris), a właściwie ich odchody, mogą być kluczem do odtworzenia lasów deszczowych w południowo-wschodniej Amazonii, którym zagrażają fragmentacja, pożary podszytu czy ekstremalne zdarzenia klimatyczne. By przedsięwzięcie się udało, tapiry muszą jednak wesprzeć koprofagi. Prof. Lucas Paolucci z Instituto de Pesquisa Ambiental da Amazônia Paolucci, współautor artykułu z pisma Biotropica z marca zeszłego roku, podkreśla, że odchody tapirów są pełne nasion. Tapiry są znane jako ogrodnicy lasów. Żerują na owocach ponad 300 gatunków roślin, a później przemieszczają się po dżungli z żołądkiem pełnym nasion, w tym należących do dużych, magazynujących dwutlenek węgla drzew. W 2016 r. Paolucci dołączył do badaczy analizujących rolę tapirów w regeneracji siedlisk leśnych zmienionych/zniekształconych (dotkniętych zjawiskami klęskowymi). Ekipa przeprowadziła eksperyment we wschodnim Mato Grosso, gdzie w latach 2004-10 dwie powierzchnie leśne wypalano według różnych schematów: jedną palono każdego roku, a drugą co trzy lata. Trzecie poletko (kontrolne) zostawiano nietknięte. Naukowcy odnotowali położenie 163 kupek nawozu i porównywali je z nagraniami tapirów z kamer pułapkowych. Następnie oddzielili z odchodów nasiona, łącznie 129.204 (należały one do 24 gatunków roślin). Nagrania pokazały, że tapiry spędzały na spalonych obszarach o wiele więcej czasu niż w nietkniętym lesie. Paolucci sądzi, że prawdopodobnie korzystają ze słońca. Co więcej, T. terrestris znacznie częściej wypróżniały się na spalonym obszarze, zostawiając tam ponad 3-krotnie więcej nasion w przeliczeniu na hektar (9.822/ha vs. 2950/ha). Kilka miesięcy po publikacji wyników, w sierpniu zeszłego roku, w Amazonii wybuchła seria pożarów o niespotykanym nasileniu. To w jeszcze większym stopniu zmotywowało Paolucciego do zrozumienia roli tapirów w regeneracji lasów. Paolucci wiedział jednak, że tapiry nie zrobią wszystkiego same. Muszą im pomóc koprofagi, które roznoszą odchody, a przy okazji nasiona. Jak napisał Paolucci w przesłanym nam mailu, pomóc może właściwie każdy gatunek usuwający nawóz, a w konsekwencji nasiona. Owady zakopują małe grudki odchodów jako zapasy na później, a to jak można się domyślić, wspomaga kiełkowanie nasion. Na początku 2019 r. Paolucci wrócił do Amazonii, by zebrać 20 kg odchodów tapirów. Podzielił je później na 700-g kupki. Do każdej włożył koraliki z tworzywa sztucznego, które miały przypominać nasiona. Na końcu przetransportował wszystko z powrotem w teren. Po upływie doby naukowiec zebrał resztki i policzył, ile koralików zostało. Brakujące zostały zapewne rozniesione przez chrząszcze. Paolucci liczy, że wyniki jego badań zostaną opublikowane w przyszłym roku. Amazońscy ranczerzy są zazwyczaj zobowiązani do zachowania na swoim terenie 80% naturalnej pokrywy leśnej, jednak wiele drzew jest wycinanych nielegalnie, a nowe nasadzenia nie mają już miejsca. Tapiry mogą, wg profesora, być tanim sposobem na wspomaganie reforestacji. Naukowcy przypominają jednak, że liczebność populacji tapira amerykańskiego, jedynego szeroko rozpowszechnionego tapira w Amazonii, spada i obecnie gatunek jest uznawany za narażony na wyginięcie. Dzieje się tak przez utratę habitatu i polowania.     « powrót do artykułu
  7. W Izraelu wyrosło siedem palm daktylowych, którym początek dały nasiona sprzed 2000 lat. Nigdy wcześniej nie udało się doprowadzić do wykiełkowania drzewa z tak starych nasion. Nasiona te są jednymi z setek znalezionych w jaskiniach i w pałacu wybudowanym w I wieku przed Chrystusem przez Heroda Wielkiego. Sarah Sallon z Louis L Borick Natural Medicine Research Center w Jerozolimie i jej koledzy już wcześniej doprowadzili do wykiełkowania palmy z jednego z tych nasion. Teraz zrobili to samo z sześcioma kolejnymi. Najpierw nasiona zanurzono w wodzie, do której dodano hormony promujące kiełkowanie. Następnie zasiano je na ogrodzonym terenie. Datowanie radiowęglowe ujawniło, że nasiona mają około 2000 lat, a analizy genetyczne wykazały, że część z nich pochodzi od osobników żeńskich zapylonych przez osobniki męskie z różnych obszarów. To sugeruje, iż mieszkańcy starożytnej Judei wykorzystywali zaawansowane techniki uprawy. W historycznych zapiskach miejscowe plamy są chwalone za ich duże rozmiary, słodycz owoców oraz ich właściwości medyczne. Na przykład Pliniusz starszy pisał, że ich sok jest wyjątkowo słodki, przypomina wino i miód. W przeciwieństwie do daktyli uprawianych w Egipcie, te z Judei można było przechowywać przez długi czas, dzięki czemu mogły być wysyłane do wszystkich zakątków Cesarstwa. Sallon i jej koledzy zauważyli, że starożytne nasiona są większe od odmian współczesnych, co często wskazuje, że i owoce będą większe. Naukowcy mają nadzieję, że obecnie hodowane drzewka uda się wykorzystać do zapylenia kolejnych roślin. Plantacje daktyli w Judei zaczęły wymierać po wojnach z Rzymem z I i II wieku naszej ery. Na szczęście, dzięki suchemu i gorącemu klimatowi do dzisiaj zachowały się nasiona. « powrót do artykułu
  8. Prof. Gabriele Berg z Uniwersytetu Technologicznego w Grazu zbadała mikrobiom jabłek. Okazało się, że zwykłe sklepowe jabłka i owoce bio zawierają podobną liczbę bakterii. Biorąc pod uwagę średnie dla poszczególnych elementów owocu, szacujemy, że typowe 240-g jabłko zawiera ok. 100 mln bakterii. Bakterie, grzyby i wirusy z naszych pokarmów czasowo kolonizują przewód pokarmowy. Gotowanie zabija większość z nich, dlatego surowe warzywa i owoce są szczególnie istotnymi źródłami mikroflory jelitowej. By pomóc w mądrym wyborze "kolonizatorów", zespół Berg postanowił zbadać mikrobiom jednych z najpopularniejszych owoców - jabłek. I tak już duża produkcja jabłek nadal rośnie. O ile jednak ostatnie badania zmapowały zawartość grzybów, o tyle mniej wiadomo o bakteriach z tych owoców. Austriacy porównywali bakterie z jabłek kupionych w sklepie i dopasowanych organicznych. Oddzielnie analizowano szypułkę, skórkę, miąższ, nasiona i kielich. Okazało się, że oba rodzaje jabłek zawierały zbliżoną liczbę bakterii. Większość znajdowała się w nasionach. Za resztę odpowiadał miąższ. Jeśli więc ktoś wyrzuca ogryzek, spożycie bakterii spada ze 100 mln do wartości bliżej 10 mln. Jeśli chodzi o rodzaj bakterii, jabłka organiczne biją sklepowe na głowę. Świeżo zerwane, ekologicznie uprawiane jabłka zawierają o wiele bardziej zróżnicowaną [...] i unikatową społeczność bakteryjną. [...] Poprzednie badania wskazywały [zaś] na ujemną zależność między rozpowszechnieniem ludzkich patogenów i różnorodnością mikrobiomu świeżych produktów. Naukowcy stwierdzili też, że w większości próbek konwencjonalnych jabłek występowały bakterie Escherichia-Shigella (a więc z grupy obejmującej m.in. patogeny); dla porównania, w jabłkach organicznych nie stwierdzono ich w ogóle. W przypadku probiotycznych pałeczek kwasu mlekowego Lactobacilli statystyki były odwrotne. Austriacy dodają, że uzyskane wyniki wyjaśniają, czemu niektórzy ludzie twierdzą, że organiczne jabłka mają inny smak. W jabłkach organicznych o wiele liczniejsze były bakterie Methylobacterium, o których wiadomo, że nasilają biosyntezę związków smakowych truskawek. Dotyczyło to zwłaszcza próbek skórki i miąższu, które generalnie mają bardziej zróżnicowaną mikroflorę niż nasiona, szypułka czy kielich. Ogólnie wyniki uzyskane dla bakterii odzwierciedlają rezultaty wcześniejszych badań nad społecznościami grzybów z jabłek (poszczególne tkanki i praktyki rolne wiążą się ze specyficznymi organizmami). Ponieważ społeczność grzybów jest charakterystyczna dla odmiany jabłek, w przyszłości naukowcy chcą przeprowadzić analizy bakterii z różnych kultywarów. « powrót do artykułu
  9. Grecki projektant George Bosnas zaprezentował wytłoczki na jajka Biopack, które produkuje się oczyszczonej pulpy papierowej, mąki, skrobi i nasion. Po zjedzeniu jajek pojemnika się nie wyrzuca, ale wsadza do ziemi i czeka na wykiełkowanie roślin. Bosnas twierdzi, że inspiracją dla Biopacka były problemy związane z recyklingiem. Grek wyjaśnia, że choć kierując się dobrymi chęciami, społeczności na całym świecie próbują zbierać i przetwarzać materiały, które nadają się do ponownego wykorzystania, proces ten jest dość skomplikowany, drogi i często nie tak ekologiczny, jak można by się spodziewać. Stąd pomysł na jednorazowy produkt, który naturalnie przekształca się w coś korzystnego dla środowiska. Po zużyciu 4 jaj zwilżony Biopack umieszcza się w ziemi i lekko podlewa. Po średnio 30 dniach można się cieszyć pełnowymiarowymi roślinami strączkowymi. Dodatkowo składniki opakowania, a później same rośliny jako kompost, użyźniają glebę. « powrót do artykułu
  10. Ekstrakt z nasion awokado (ang. colored avocado seed extract, CASE) ma obiecujące właściwości przeciwzapalne. Wyciąg opracowano w ostatnim dziesięcioleciu. Miał on pełnić funkcję pomarańczowego barwnika. W ramach najnowszych badań mysie makrofagi hodowano w szalkach Petriego i aktywowano za pomocą prozapalnego bodźca (lipopolisacharydu, LPS) w obecności lub pod nieobecność wyciągu z nasienia awokado. Naukowcy z zespołu prof. Joshuy Lamberta z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii mierzyli produkcję mediatorów prozapalnych i przyglądali się różnym szlakom sygnalizacyjnym; określano wytwarzanie interleukiny 6 (IL-6), czynnika martwicy nowotworu (TNF-α), interleukiny 1β (IL-1β) oraz tlenku azotu(II), NO. Oprócz tego obserwowano wpływ ekstraktu na cyklooksygenazę 2 (COX-2) i prostaglandynę E2 (PGE2); COX-2 jest aktywowana pod wpływem czynników związanych ze stanem zapalnym, PGE2 również działa prozapalnie. Dodatkowo autorzy artykułu z pisma Advances In Food Technology and Nutritional Sciences oceniali, czy wyciąg może hamować aktywność wydzielniczej fosfolipazy A2 (sPLA2). To ważne, gdyż nietrzustkowe fosfolipazy sPLA2 katalizują powstawanie lipidowych mediatorów różnych procesów patologicznych, przede wszystkim o podłożu zapalnym. Okazało się, że gdy stymulowane LPS makrofagi przez dobę poddawano działaniu ekstraktu, spadała produkcja cytokin prozapalnych. Spadek produkcji NO zależał od zastosowanej dawki CASE i wiązał się ze zmniejszeniem ekspresji biomarkera prozapalnego - indukowanej syntazy tlenku azotu (ang. inducible nitric oxide synthase, iNOS). O ile wyciąg znacząco zmniejszał produkcję prostaglandyny, o tyle nie zaobserwowano zmian w ekspresji COX-2. Poziom aktywności ekstraktu jest bardzo dobry. Działanie hamujące obserwowaliśmy przy stężeniach rzędu mikrogramów na mililitr, co wystarczy, by myśleć o kolejnych badaniach. Odkrycia mogą mieć spore znaczenie, ponieważ m.in. nowotwory czy choroby sercowo-naczyniowe wiążą się z przewlekłym stanem zapalnym. Ponieważ obecnie nasiona awokado są wyrzucane, znajdując nowe zastosowania dla nich, można obniżyć obciążenie wysypisk. Nie wspominając o wymiernych korzyściach dla hodowców... Kolejnym krokiem Amerykanów mają być badania na modelu zwierzęcym. Będzie można zbadać wpływ uwzględnionego w diecie wyciągu z nasion awokado na stan myszy z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego [...] - opowiada Lambert, który ma nadzieję, że udało mu się zapoczątkować nurt pogłębionych studiów nad bioaktywnymi składnikami ekstraktu. « powrót do artykułu
  11. W Brantford w prowincji Ontario znaleziono znaczną liczbę nadpalonych nasion komosy z udomowionego gatunku Chenopodium berlandieri spp. jonesianum. Nasiona pochodzą z roku 900 przed Chrystusem. Jak mówi profesor Gary Crawford z University of Toronto Mississauga, to pierwsze dowody na obecność tej rośliny tak wcześnie i tak daleko na północ od Kentucky. Uczony przyznaje, że odkrycie go bardzo zaskoczyło. Znalezienie tak starych udomowionych roślin w Ontario to coś niezwykłego. Dotychczas najstarszą udomowioną rośliną znaną z tego terenu była kukurydza pochodząca z około 500 roku naszej ery. Ten wymarły obecnie gatunek komosy znaliśmy dotychczas wyłącznie z centralnych stanów USA, z Arkansas, Illinois i Kentucky. Niezwykłe znalezisko składa się ze 140 000 nadpalonych ziaren. Okryto je w 2010 roku gdy archeolodzy badali teren, na którym miało stanąć osiedle mieszkaniowe. Znaleziono tam też nieco kamiennych narzędzi i innych artefaktów. Badania nasion zajęły całe lata, gdyż jest ich bardzo dużo, a uczeni chcieli sprawdzić, czy wszystkie pochodziły z tych samych zbiorów. Odkrycie to rodzi więcej pytań niż daje odpowiedzi. Musimy się dowiedzieć, czy nasiona trafiły tutaj w ramach wymiany handlowej, czy też uprawiano tutaj komosę. Musimy też rozważyć, czy mamy tu dowód na początki rolnictwa w tym regionie. Nie wydaje się, by tak było, gdyż dotychczas nie znaleźliśmy żadnych dowodów na istnienie lokalnych upraw. Gdyby komosa była tu uprawiana, to powinniśmy znaleźć porozrzucane ziarna wszędzie wokół, tymczasem odkryliśmy je wyłącznie w jednym miejscu. Nie znaleźliśmy też żadnych narzędzi związanych z działalnością rolniczą, mówi współautor badań, Ron Williamson. Wiadomo, że w okresie, z którego pochodzą nasiona, lokalni mieszkańcy prowadzili długodystansowy handel, w ramach którego wymieniali minerały i kamienne narzędzia. Nie natrafiono jednak dotychczas na ślady wymiany roślin uprawnych. Uczeni nie wiedzą też, jakie znaczenie miała komosa dla mieszkańców Ontario. Zawsze zastanawialiśmy się, czy wymianie podlegały też dobra nietrwałe. Na razie przyjmujemy konserwatywne założenie, że nasiona były przedmiotem handlu. W Kentucky, Illinois i Arkansas ten gatunek komosy był bardzo ważnym składnikiem diety. Jego wartość odżywcza była prawdopodobnie taka jak współczesnych odmian komosy, pochodzących z Ameryki Południowej, dodaje Crawford. Naukowcy zastanawiają się też, dlaczego nasiona były nadpalone. Niewykluczone, że doszło do tego przypadkiem, gdy ludzie próbowali je uprażyć, by nie kiełkowały. Wtedy łatwiej było je przechowywać. « powrót do artykułu
  12. Zdolność nasion mniszka do pokonywania sporych odległości - nawet powyżej 1 km - tylko dzięki sile wiatru ma związek z unikatowymi "bańkami" powietrza, które utrzymują się nad wiązkami włosków (puchem kielichowym). Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu przeprowadzili eksperyment, który miał pokazać, czemu nasiona mniszka tak dobrze latają, mimo że w ich spadochronowej czaszy większą część stanowią puste przestrzenie. Okazało się, że gdy powietrze przelatuje przez włoski, tworzą się wiry w postaci kręgów. Są one fizycznie odseparowane od puchu kielichowego, stąd nazwa: separowane kręgi wirowe (ang. separated vortex ring). Ilość powietrza przelatującego przez kręgi, która ma krytyczne znaczenie zarówno dla zachowania stabilności, jak i utrzymania kręgu bezpośrednio nad lecącymi nasionami, jest precyzyjnie kontrolowana dzięki odpowiedniemu rozmieszczeniu włosków. Autorzy publikacji z pisma Nature podkreślają, że wydajność lotu nasion mniszka jest 4-krotnie większa niż w przypadku konwencjonalnej czaszy. Szkoci dodają, że porowatość puchu kielichowego (włosków) jest precyzyjnie dostosowana, by stabilizować wir. Naukowcy sugerują, że porowaty spadochron tych roślin mógłby zainspirować projektantów drobnych dronów z niewielkim zużyciem mocy. Służyłyby one np. do monitorowania skażenia powietrza. « powrót do artykułu
  13. Kręgowce, np. jaszczurki czy nietoperze, także są ważnymi zapylaczami. Naukowcy odkryli, że gdy większym zwierzętom, ale nie pszczołom, zablokuje się dostęp do roślin znanych z wizyt kręgowców, produkcja nasion spada średnio aż o 63%. Zespół Fabrizii Ratto z Uniwersytetu w Southampton przeanalizował 126 eksperymentów z wykluczaniem pewnych zwierząt. Autorzy publikacji z pisma Frontiers in Ecology and the Environment skupili się na publikacjach, w których zapylanie oceniano za pośrednictwem późniejszego wzrostu owoców lub nasion. Okazało się, że wykluczenie zapylających nietoperzy miało szczególnie silny wpływ na rośliny, ograniczając produkcję owoców średnio aż o 83%. Biolodzy podkreślają, że nietoperze zapylają ok. 528 roślin z całego świata, w tym gatunki wytwarzające owoce pitai, duriana właściwego czy rośliny z rodzaju Parkia. Akademicy spekulują, że rośliny chiropterofilne są zwykle zależne od kilku blisko spokrewnionych gatunków. Agawa niebieska (Agave tequilana) zależy np. całkowicie od smukłonosków dużych i małych. Wąskie i długie kwiaty agawy otwierają się wyłącznie nocą, wabiąc nietoperze wonią gnijących owoców. Niestety, oba gatunki smukłonosków są zagrożone wyginięciem lub bliskie zagrożenia. Zablokowanie zapylania przez kręgowce miało silniejszy wpływ w tropikach, gdzie badanie wskazało na 71% spadek wytwarzania owoców lub nasion. Silniejszy wpływ może odzwierciedlać większą zależność/dostosowanie do konkretnych zapylaczy. Ratto i inni podkreślają, że nielatające ssaki także są zapylaczami i odwiedzają co najmniej 85 gatunków roślin z całego świata. Wari czarno-biały (Varecia variegata) wydaje się największym z zapylaczy. Wiadomo, że lemury podważają twarde kwiaty pielgrzanów madagaskarskich (Ravenala madagascariensis). Ważne jest to, że pozyskując kaloryczny nektar, nie niszczą kwiatów, a przy okazji przenoszą na swoim futrze pyłek. Oposy i wiewiórki też zapylają rośliny. Największą grupę zapylaczy-kręgowców tworzą ptaki (jest ich ponad 920). W większości regionów zapylają one ok. 5% gatunków roślin. Rośliny w większym stopniu polegają na ptakach na wyspach; tam ptaki zapylają ok. 10% lokalnej flory. Naukowcy dodają, że niektóre jaszczurki również są zapylaczami (dzieje się tak zwłaszcza na wyspach). Brytyjczycy podkreślają, że gdy zapylające ptaki i ssaki są poddawane coraz większej presji związanej z przekształcaniem habitatu pod uprawy, wypalaniem, polowaniem oraz inwazją obcych gatunków, cierpią na tym zarówno rośliny, jak i inne zwierzęta, które żywią się owocami i nasionami. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...