Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Islandia' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 11 wyników

  1. Na Islandii trwa najdłuższa erupcja wulkaniczna od ponad pół wieku. Rozpoczęła się 19 marca, gdy ze szczeliny w pobliżu wulkanu Fagradalsfjall na półwyspie Reykjanes zaczęła wypływać lawa. Widowiskowe zjawisko przyciągnęło do tej pory około 300 000 turystów. Dotychczas na powierzchnię wydobyły się 142 miliony metrów sześciennych lawy, która pokryła 4,6 km2 i utworzyła pole lawowe Fagradalshaun. Nazwę, nawiązującą do góry Fagradalsfjall, można przetłumaczyć jako „piękna dolina lawy”. W ciągu ostatnich 20 lat na Islandii miało miejsce 6 erupcji wulkanicznych. Najdłuższa z nich, spowodowana przez wulkan Holuhraun, trwała od 31 sierpnia 2014 do 27 lutego 2015. Ten rekord został właśnie pobity. Jednak z Holuhraun wypłynęło 10-krotnie więcej – 1,4 km3 – lawy, najwięcej od 230 lat. Specjaliści zauważają, że obecnie trwająca erupcja jest nie tylko bardzo długa, ale też wyjątkowa pod tym względem, że wypływ jest stabilny. Wulkany na Islandii zwykle na początku są bardzo aktywne, a z czasem lawy płynie coraz mniej, aż erupcja się zatrzymuje, mówi Halldor Geirrson z Instytutu Nauk o Ziemi. Obecnie ze szczeliny wypływa około 8,5 m3 lawy na sekundę. Zdaniem specjalistów, nie można przewidzieć, jak długo erupcja jeszcze potrwa. Nic nie wskazuje, by się miała ona skończyć, dodaje geofizyk Pall Einarsson. Przypomina, że w pewnym momencie lawa przestała wypływać i sądzono, że to koniec. Jednak po 9 dniach erupcja powróciła z tą samą siłą co wcześniej. Einarsson mówi, że specjaliści wiele już się nauczyli z najnowszej erupcji. Jednocześnie przyznaje, że wydarzyła się ona w najmniej prawdopodobnym miejscu półwyspu Reykjanes. Jeszcze rok temu nikt by nie przypuszczał, że dojdzie tutaj do czegoś takiego. Geofizyk zauważa, że wokół znajdują się znacznie bardziej aktywne tereny wulkaniczne. To pokazuje, że od czasu do czasu mają miejsce najmniej prawdopodobne wydarzenia. « powrót do artykułu
  2. Przeprowadzone na wschodzie Islandii wykopaliska z epoki wikingów pokazują, że historia zasiedlenia wyspy była bardziej złożona niż uważamy. Na stanowisku Stöð w fjordzie Stöðvarfjörður znaleziono ślady sezonowego osadnictwa, bogatych długich domów i polowania na na morsy. A wszystko to na dziesięciolecia przed rokiem 874, który jest uznawany za datę założenia pierwszej stałej osady na wyspie. Wykopaliska w Stöð prowadzone są od 2015 roku. Obecnie odkrywamy struktury, które są pozostałościami po wikińskiej farmie. Wstępnie szacujemy, że pochodzi ona z lat 860–870, mówi kierownik wykopalisk Bjarni F. Einarsson. Znaleziony właśnie długi dom należy do największych tego typu struktur na Islandii. Jego długość wynosi 31,4 metra. To jednocześnie najbogatszy długi dom z Islandii. Znaleźliśmy tam 92 koraliki i 29 srebrnych obiektów, w tym rzymskie i bliskowschodnie srebrne monety, dodaje Einarsson. Zbiór koralików jest nie tylko dwukrotnie większy od dotychczas największego takiego zbioru w Islandii, ale jest jednym z największych w Skandynawii. Jednak co najbardziej interesujące, odkrywana właśnie farma powstała na ruinach jeszcze starszego i jeszcze większego długiego domu. Zbudowano ją wewnątrz zawalonej starszej struktury, która musiała być ogromna. Miała co najmniej 40 metrów długości. Wydaje się również, że jest ona równie stara co najstarsze dotychczas znalezione struktury na Islandii. Bazując na datowaniu radiowęglowym i innych dowodach, szacuję, że struktura ta powstała około 800 roku. Warto tutaj zauważyć, że największy długi dom z terenu Skandynawii liczy sobie 50 metrów. Ten z Islandii może mu więc dorównywać rozmiarami. Einarsson sądzi, że ten olbrzymi budynek mógł służyć jako sezonowy obóz myśliwski. Jego zdaniem podobne struktury istniały w wielu innych miejscach. Znaleźliśmy inne miejsca, gdzie widać ślady ludzkiej obecności przed rokiem 874. Jednym z nich jest Aðalstræti na przedmieściach Reykjaviku. Inne to Vogur w Hafnir. Sezonowe obozy myśliwskie mogły odegrać ważną rolę w osadnictwie na Islandii. Pozwalały eksplorować zasoby i finansować dalszą eksplorację i osadnictwo. Najcenniejszym, czego poszukiwano na Islandii, były kły morsów. W Europie w IX wieku istniał na nie olbrzymi popyt. Jak się niedawno okazało, zamieszkujące Islandię morsy należały do odrębnego, nieznanego wcześniej podgatunku. Podgatunek ten zamieszkiwał na Islandii od co najmniej 8. tysiąclecia przed naszą erą. Wyginął wkrótce po osiedleniu się ludzi na wyspie. Sezonowe obozy myśliwskie były kluczowym elementem ekspansji wikingów na zachód. Osada wikingów w Nowej Funlandii, w L’Anse aux Meadows, była właśnie obozem tego typu, bardzo podobnym do obozu ze Stöð. Należała ona do wodzów z Islandii lub Grenlandii. Najnowsze badania wskazują, że była używana przez 150 lat. « powrót do artykułu
  3. W bieżącym roku islandzka flota nie zabije żadnego wieloryba. Dwie największe islandzkie firmy odwołały tegoroczny sezon polowań. Firma IP-Utgerd, która specjalizuje się w polowaniach na płetwale karłowate, oznajmiła, że w ogóle ma zamiar zaprzestać działalności na tym rynku. Z kolei największa islandzka firma, Hvalur hf, która wyspecjalizowała się w zabijaniu płetwali zwyczajnych, odwołała polowania już drugi rok z rzędu. Od 2003 roku, kiedy to po przerwie Islandczycy znowu zaczęli polować na wieloryby, zabili co najmniej 1500 tych zwierząt. Decyzja o niewypływaniu na polowania ma podłoże ekonomiczne, a nie wynika ze zmiany stosunku do zwierząt. Kristjan Loftsson, dyrektor wykonawczy Hvalur hf powiedział, że jego firmie trudno jest konkurować z japońskimi wielorybnikami, którzy są dotowani przez rząd. Dodatkowy problem stanowi epidemia COVID-19. Z kolei Gunnar Bergmann Jonsson, dyrektor IP-Utgerd mówi, że rozszerzenie przybrzeżnej strefy zakazu połowów spowodowało, że biznes stał się nieopłacalny. Nigdy więcej nie wypłynę na wieloryby. Kończę z tym na dobre, powiedział przed kilkoma dniami. Islandia jest – obok Norwegii i Japonii – jednym z niewielu krajów, które omijają moratorium na komercyjne połowy Międzynarodowej Komisji Wielorybnictwa twierdząc, że polują na wieloryby dla celów naukowych. Polowaniu na wieloryby sprzeciwia się wiele osób, państw i organizacji. Mimo tego, że płetwale karłowate nie są zagrożone, polowanie na nie jest zakazane i wywołuje liczne kontrowersje. Jeszcze bardziej kontrowersyjne jest zabijanie drugich największych zwierząt na ziemi, płetwali zwyczajnych, które osiągają długość do 27 metrów. W 2018 roku Hvalur hf byał oskarżana o zabicie 109 płetwali zwyczajnych, w tym 14 ciężarnych samic, oraz 2 rzadkich hybryd płetwala zwyczajnego i płetwala błękitnego. Organizacja Sea Shepherd sfilmowała, jak ciało jednego z rzadkich wielorybów zostało dostarczone do stacji wielorybniczej. Wydarzenie to dowiodło, że wielorybnicy nie zawsze potrafią rozpoznać gatunek, który zabijają. W reakcji na krytykę Loftsson oskarżył obrońców środowiska o manipulacje i stwierdził, że ma prawo zabić 161 wielorybów, a nie – jak zaplanował – 150. Obrońcy środowiska mają nadzieję, że flota Islandii w końcu przestanie zabijać wieloryby. Wierzę, że przyszedł kres działalności największego na świecie zabójcy wielorybów, Kristjana Loftssona i jego firmy Hvalur hf. Najwyższy czas, by Loftsson odwiesił swoje harpuny, a Islandia została krajem, który zajmuje się etycznym obserwowaniem wielorybów, a nie ich zabijaniem, mówi Rob Read z organizacji Sea Shepherd, która walczy o środowisko morskie. « powrót do artykułu
  4. Od kilku dziesięcioleci archeolodzy na Islandii badają ponad 350 grobów z epoki wikingów. W około 150 z nich znaleziono kości lub zęby koni. Specjaliści przebadali DNA 19 z nich i okazało się, że wszystkie konie, z wyjątkiem jednego, były samcami. Jeszcze do lat 70. IX wieku Islandia była niezamieszkana i gęsto zalesiona. Jak dowiadujemy się ze średniowiecznej „Księgi o Zasiedleniu” (Landnamabok), pierwszymi wikingami, którzy tam trafili, byli możni uciekający przed rządzącym twardą ręką królem Haraldem Pięknowłosym. Około roku 930 populacja Islandii wynosiła już około 9000 osób. Dlatego też archeologów dziwi fakt, że dotychczas znaleziono jedynie około 350 grobów z tego okresu. Tutaj powinny być tysiące grobów,  mówi doktorantka Albina Hulda Palsdottir z Uniwersytetu w Oslo. Dzięki interdyscyplinarnym badaniom prowadzonym przez uczonych z Islandii, Norwegii, Danii, Wielkiej Brytanii i Francji dowiedzieliśmy się więcej o rytuałach grzebalnych wikingów. Dość rozsądnie jest przypuszczać, że jeśli w grobie wikinga znajdujemy konia, to grób musiał należeć do osoby znaczącej. Chcieliśmy zatem dowiedzieć się więcej o samych koniach, na przykład poznać ich płeć, mówi Palsdottir. Dotychczasowe badania wykazały, że 18 na 19 pogrzebanych koni było samcami. Poza tym wszystkie w chwili śmierci cieszyły się dobrym zdrowiem. Nie wiadomo jedynie, czy pogrzebane konie to były ogiery czy wałachy. Zanim na Islandii osiedlili się wikingowie, jedynym występującym tu ssakiem był lis arktyczny. Ludzie wprowadzili tu psy, świnie, owce, kozy i konie. Z ludźmi grzebano samce koni będące okazami zdrowia. "Łatwo sobie wyobrazić, że zabicie zdrowego samca podczas rytuału pogrzebowego miało na celu podkreślenie statusu i znaczenia zmarłej osoby", mówi archeolog Runar Leifsson. "Poza 19 końmi znalezionymi w grobach, zbadaliśmy też szczątki 3 koni spoza grobów. Okazało się, że były to klacze", dodaje. Te zwierzęta nie stanowiły części rytuału pogrzebowego. Najprawdopodobniej zostały zjedzone. Wygląda więc na to, że w społeczności wikingów samce i samice koni miały różny status. Badanie grobów islandzkich wikingów stanowi poważne wyzwanie. Po pierwsze jest ich niewiele, po drugie, znaczną ich część znaleziono podczas prac budowlanych prowadzonych nawet 100 lat temu. W czasie odkrycia groby nie zostały odpowiednio zbadane przez naukowców i tylko niewielka część materiału trafiła do Muzeum Narodowego Islandii. Większość szkieletów jest niekompletnych. Uderzający jest fakt, że w grobach znajdujemy niemal wyłącznie szczątki mężczyzn w średnim wieku. Niemal nie ma tam niemowląt i dzieci, jest niewiele kobiet. Nie wiemy więc, w jaki sposób grzebano pozostałą część populacji. Może chowano ich w bagnach, jeziorach lub w morzu, zastanawia się Palsdottir. Uderzające jest też to, że wikingowie z Islandii rozwinęłi własne zwyczaje pogrzebowe. W Skandynawii, skąd pochodzili wikingowie, ciała były palone. Jednak na Islandii nie znaleźliśmy żadnych śladów kremacji. Inne zespoły badawcze analizowały obecność izotopów w kościach pochowanych i okazało się, że kobiety, które tutaj grzebano, trafiły na Islandię jako dorosłe osoby. To może wskazywać, że mężczyźni, którzy się tutaj osiedlili jako pierwsi, przywieźli swoje żony ze Skandynawii, dodaje Palsdottir. Uczeni wyjaśniają też, że nie powinniśmy nakładać współczesnego sposobu myślenia, na kulturę sprzed wieków. Zabicie zdrowego konia wyłącznie dla podkreślenia statusu, wydaje się obecnie bezsensownym marnotrawstwem zasobów. Jeśli jednak wikingowie wierzyli w życie po śmierci, to zabranie ze sobą konia do drugiego świata było jak najbardziej racjonalne. « powrót do artykułu
  5. Z jednego z islandzkich lodowców przedostają się do atmosfery duże ilości metanu. Naukowcy odkryli, że z lodowca Sólheimajökull, który spływa z wulkanu Katla, w miesiącach letnich do atmosfery przedostaje się do 41 ton metanu dziennie. Badania, prowadzone pod kierunkiem uczonych z Lancaster to pierwsze badnia terenowe pokazujące taką skalę emisji metanu z lodowców. To olbrzymia ilość, która z wody z roztapiającego się lodowca trafia do atmosfery. Emisja te jest znacząco wyższa niż średnia emisja metanu z rzek niepochodzących z lodowców. Jest ona porównywalna z emisją z niektórych uwalniających najwięcej metanu terenów podmokłych. W sumie wulkan tem emituje ponad 20-krotnie więcej metanu niż wszystkie europejskie wulkany razem wzięte, mówi doktor Peter Wynn. Metan to 28-krotnie silniejszy gaz cieplarniany niż CO2. Jest zatem niezwykle ważne, byśmy wiedzieli jak najwięcej o źródłach emisji metanu i o tym, jak mogą się one zmienić w przyszłości, dodaje uczony. Środowisko naukowe sprzecza się, czy lodowce emitują metan czy też nie. U podnóża lodowców istnieją idealne warunki do produkcji metanu, są ta mikroorganizmy, materia organiczna, woda i mało tlenu oraz nieprzenikalna pokrywa lodowa, która pozwala na uwięzienie metanu. Nikt jednak dotychczas nie badał szczegółowo tego zagadnienia, więc dostarczyliśmy najsilniejszych dowodów, że lodowce emitują metan. Nowe badania bazują na wcześniejszych prowadzonych przez doktor Rebeccę Burns w czasach, gdy była jeszcze doktorantką. Uczona pobierała próbki wody z jeziora znajdującego się na krawędzi lodowca Sólheimajökull i badała w nich stężenie metanu. Chcąc zaś upewnić się, że metan nie został uwolniony ze środowiska, porównywała jego poziom z poziomem w okolicznych osadach i innych rzekach. Uzyskane wyniki wskazywały, że metan powstaje pod lodowcem. Największą koncentrację gazu odkryto w miejscu, gdzie wypływa woda spod lodowca, która następnie zasila jezioro. To wskazuje, że źródło metanu musi znajdować się pod lodowcem, wyjaśnia Wynn. Naukowcy wykorzystali spektrometrię gazową by uzyskać unikatowy odcisk palca metanu, co potwierdziło, że jest on produkowany przez mikroorganizmy znajdujące się pod lodowcem. Jednak tutaj dodatkowo mamy wulkan. Sądzimy, że mimo iż sam wulkan nie emituje metanu, to zapewnia on warunki, dzięki którym mikroorganizmy mogą się rozwijać i produkować metan. W normalnych warunkach gdy metan styka się z tlenem powstaje dwutlenek węgla, a metan znika. W przypadku lodowców źródłem tlenu jest woda i po kontakcie z nią metan również znika. Jednak w lodowcu Sólheimajökull zachodzą inne procesy. Gdy woda z topiącego się lodowca dociera do podłoża styka się tam z gazami wulkanicznymi, które obniżają w niej zawartość tlenu. Przez to nie cały metan, który się z nią zetknie jest zmieniany na CO2. Ciepło z Katli może znacząco wspomagać generowanie metanu przez mikroorganizmy, możemy postrzegać ten wulkan jako gigantyczny inkubator mikroorganizmów, stwierdza współautor badań doktor Hugh Tuffen. Niedawno odkryto, że Katla emituje olbrzymie ilości CO2. Znajduje się w pierwszej piątce światowych wulkanów emitujących ten gaz. Katla to bardzo, bardzo interesujący wulkan, dodaje Tuffen. Doktor Burns dodaje, że na Islandii i Antarktyce znajduje się wiele pokrytych lodem wulkanów i systemów geotermalnych. Jeśli, z powodu globalnego ocieplenia, zgromadzony pod lodem metan znajdzie drogę ucieczki, to w najbliższej przyszłości możemy obserwować znaczący wzrost emisji metanu z mas lodowych. Naukowcy dodają jednak, że wciąż dobrze nie rozumiemy pochodzenia i wpływu na atmosferę metanu pochodzącego z takich właśnie źródeł. Sądzą, że o ile może dojść do znacznych wzrostów emisji metanu spod lodów, to może być to krótkotrwałe zjawisko, gdyż w miarę jak lód będzie zanikał, zanikały będą też warunki, w jakich metan ten powstaje. « powrót do artykułu
  6. W ciągu ostatniego tysiąca lat Islandczycy przeszli radykalne zmiany genetyczne. Najnowsze badania dały naukowcom okazję do prześledzenia dziejów genetycznych założycieli dzisiejszej islandzkiej populacji. Nie sądzę, by takie badania były wcześniej wykonane na jakiejkolwiek populacji, mówi Jonathan Pritchard, genetyk z Uniwersytetu Stanforda, który nie brał udziału we wspomnianych badaniach. Z historycznych zapisków dowiadujemy się, że Islandia została zasiedlona pomiędzy rokiem 870 a 930 przez Wikingów oraz ich niewolników. Osadnicy reprezentowali mieszaninę genów z krajów nordyckich oraz wysp brytyjskich. Przez 1000 kolejnych lat populacja wyspy była izolowana i niewielka. Liczyła 10-50 tysięcy osób. Obecnie Islandczyków jest 330 000, a jako, że prowadzono wśród nich szeroko zakrojone badania genetyczne, Islandia jest ulubionym miejscem pracy dla genetyków populacji. Zespół genetyków z Uniwersytetu Islandzkiego oraz firmy deCODE Genetics, pracujący pod kierunkiem S. Sunny Ebenesersdottir przeanalizował całe genomy 27 starych szkieletów z całej wyspy. Szczątki liczyły sobie około 1000 lat, należały więc do wczesnych generacji osadników. Analizy wykazały, że genomy osadników były niemal równo podzielone pomiędzy genami nordyckimi (dzisiejsze Norwegia i Szwecja) a gaelickimi (dzisiejsze Irlandia i Szkocja). Jednak gdy te genomy porównano z genomami tysięcy współczesnych Islandczyków oraz mieszkańców innych krajów Europy, okazało się, że w genomie dzisiejszego Islandczyka znajdziemy niemal 70% genów nordyckich. To zaś pokazuje, że w ciągu ostatniego 1000 lat na Islandii doszło do zadziwiająco szybkiej zmiany genetycznej. Naukowcy zaprzęgli więc do pracy model komputerowy, by zobaczyć, jak szybko mogą rozprzestrzeniać się geny w danej populacji. Okazało się, że wyjaśnienie fenomenu jest na wyciągnięcie ręki. Szybka zmiana została spowodowana dryfem genetycznym, czyli przypadkowymi fluktuacjami allelów (wersji) genów, które nie wynikają z mutacji, migracji czy doboru naturalnego. Zjawisko to zostało dobrze poznane w przypadku izolowanych populacji zwierząt. Rzadko opisywano je u ludzi. A im mniejsza populacja, tym szybciej dany allel zanika lub zdominuje populację. Na skład puli genowej Islandczyków mogła też wpłynąć stosunkowo niedawna migracja ludzi ze Skandynawii, szczególnie z Danii. Ponadto w rozprzestrzenianiu się genów nordyckich mógł też pomóc fakt, że nordyccy osadnicy mieli pewną przewagę reprodukcyjną nad osadnikami gaelickimi. Z tych drugich bowiem wielu było niewolnikami, gdy przybyli na wyspę. Badacze ostrzegają też, że wykorzystana przez nich próbka starych szczątków mogła być niereprezentatywna i znajdować się w niej mogło mniej materiału od niewolników. Ci bowiem z mniejszym prawdopodobieństwem byli chowani w dobrze oznaczonych grobach. « powrót do artykułu
  7. Największa islandzka firma energetyczna Landsvirkjun rozważa możliwość położenia najdłuższego na świecie podmorskiego kabla do dostarczania do Europy energii pochodzenia geotermalnego i wulkanicznego. Jak poinformowała agencję AFP rzeczniczka firmy Ragna Sara Jonsdottir, badanie wykonalności i opłacalności takiego rozwiązania rozpoczęło się w zeszłym roku, a zakończy w bieżącym. Ostateczna decyzja ma zapaść w ciągu 4-5 lat. Wg Jonsdottir, pod uwagę brane są 4 kraje docelowe: Wielka Brytania, Norwegia, Holandia i Niemcy. W zależności od przebiegu, kabel będzie miał między 1200 a 1900 km długości. Projekt zakłada eksport ok. 5 terawatogodzin rocznie. Idea jest taka, by zrealizować zapotrzebowanie w szczytowych godzinach, a także część podstawowego obciążenia. Wykorzystanie trudnej budowy geologicznej ma być sposobem na wyciągnięcie z kryzysu gospodarki Islandii, która obecnie – po problemach sektora finansowego – bazuje właściwie na rybołówstwie.
  8. Bostońska firma Choi + Shine Architects wygrała interesujący konkurs rozpisany przez islandzką firmę energetyczną. W jego ramach Amerykanie zaprojektowali słupy wysokiego napięcia, które wyglądają jak dzieła sztuki i znacznie mniej szpecą krajobraz niż tradycyjne konstrukcje tego typu. W ramach projektu Land of Giants powstały słupy, które przypominają ludzi przyjmujących różne pozycje. W zależności od ukształtowania terenu i otoczenia, "ludzie" są wyprostowani, mają ugięte kolana, zostali uchwyceni w ruchu, z uniesionymi lub opuszczonymi ramionami. Architekci zaproponowali na przykład, by tam, gdzie linia energetyczna będzie wspinała się na wzgórze, słupy przypominały człowieka maszerującego pod górę. Koszty budowy takich słupów zminimalizowano dzięki wykorzystaniu standardowych części i technik produkcyjnych. Ponadto każdy z nich składa się z takich samych elementów, a ich odpowiednim ułożeniem - czyli nadaniem "ludziom" konkretnej pozycji - można manipulować za pomocą łączeń poszczególnych elementów. Konstrukcje wykonano ze stali, szkła i betonu.
  9. Islandzki wulkan o pięknej nazwie Eyjafjallajökull spłatał brzydkiego figla całej północnej Europie. Na co dzień pokryty lodowcem, obudził się 20 marca tego roku, a w środę rozruszał się na dobre. Woda ze stopionego lodowca spowodowała lokalne powodzie i zniszczenia, zmuszając mieszkańców do ewakuacji. Bijący na jedenaście kilometrów w górę słup pyłu i dymu zwiewany jest przez wiatry nad północną Europę. Na wyspach Brytyjskich i w Skandynawii odwołano w ciągu dnia większość połączeń lotniczych. Wieczorem pył dotarł nad północną Polskę, gdzie też wstrzymano do odwołania ruch lotniczy. Wulkaniczny pył jest niebezpieczny dla samolotów z dwóch powodów. Po pierwsze, nie tylko ogranicza widoczność niemal do zera, ale oblepiając szyby powoduje, że nawet po wyjściu z chmury piloci niemal nic nie widzą. Drugim zagrożeniem jest uszkodzenie silników spowodowane przez grubsze cząstki pyłu. Obok można zobaczyć zdjęcie Wysp Brytyjskich, wykonane przez europejskiego satelitę Envisat w czwartek przed południem: nie widać nawet zarysów wysp. Wulkaniczne wyziewy zasłoniły całe niebo. W takich warunkach ruch lotniczy nie jest możliwy. Szczegółowe zdjęcie w wysokiej rozdzielczości można zobaczyć tutaj. Poniżej film nakręcony amatorsko, pokazujący erupcję wulkanu Eyjafjallajökull, widać bijący w górę ogień i spływające języki lawy. Na niewielkiej Islandii znajduje się wiele wulkanów, gejzerów i źródeł geotermalnych.
  10. Brytyjska artystka Katie Paterson wpadła na niecodzienny pomysł pracy dyplomowej. Ma nadzieję, że jej sztuka pomoże uratować, a przynajmniej upamiętnić największy lodowiec Europy. Vatnajökull znajduje się na Islandii i w szybkim tempie topnieje. Paterson wymyśliła, że dzwoniąc pod numer 07758 225698, będzie można posłuchać odgłosów powstających podczas wpadania lodu do wody. Angielka rozbiła namiot w pobliżu morza. Wcześniej zamontowano pod wodą mikrofony, które przekazują telefonującym dziwne, nieznane bulgoty i skrzypienia. Jest w tym coś okropnie przejmującego, kiedy ma się świadomość, że to dowody zniszczenia, ale także pięknego, ponieważ to swego rodzaju celebracja natury. Numer telefonu umieszczono m.in. na neonie zamontowanym w londyńskiej galerii Slade. Artystka-ekolog została prawdziwą lodowcomaniaczką podczas swojego wcześniejszego pobytu na Islandii. Zachorowała wtedy i wskutek gorączki zaczęła majaczyć. Paterson wydawało się, że pijąc wodę, która wytapia się z lodowca, nieuchronnie staje się jego częścią. Realizację dość skomplikowanego projektu finansuje operator telefonii komórkowej Virgin Mobile. Ktoś musiał Paterson pomóc chociażby w zamontowaniu w wodach laguny wodoodpornych mikrofonów. Są one podłączone do znajdującego się już na suchym lądzie aparatu telefonicznego. Każdorazowo może się nim połączyć tylko jedna osoba. Artystka poleca wczesne godziny ranne, gdyż wtedy nie ma prawie "tłoku"...
  11. Erupcje wulkaniczne mogą wypalać dziury w warstwie ozonowej, uważają uczeni. Do takich wniosków doszli, obserwując niewielkie dziury ozonowe spowodowane erupcjami wulkanu na Islandii. Obecnie chcą zbadać, czy większe wybuchy wulkanów prowadzą do powstawania większych dziur w warstwie ozonu. W 2000 roku, wkrótce po wybuchu wulkanu Hekla, uczeni wysłali w powietrze samolot z aparaturą badawczą na pokładzie. Przypadkowo odkryto, że po wybuchu została poważnie naruszona warstwa ozonowa. Naukowcy wcześniej nie badali wulkanów pod tym kątem. Zwykle skupiali się na wpływie cząstek siarki na atmosferę. Niespodziewanie więc dowiedzieli się, że kwas azotowy oraz cząstki lodu wyrzucone przez wulkan naruszyły warstwę ozonową. W normalnych warunkach zarówno kwas, jak i cząstki lodu, formują się w znacznie niższych temperaturach niż te, z którymi uczeni mieli do czynienia. Genevieve Millard, która przewodziła zespołowi badawczemu, uważa, że wyjątkowo duża koncentracja kwasu azotowego i wody w gazach wulkanicznych spowodowała, że szkodliwe dla ozonu związki uformowały się w wyższych niż zazwyczaj temperaturach. Ich obecność jest konieczna, by mogły powstać uszkodzenia ozonu. To właśnie woda i kwas azotowy powodują, że związki chloru reagują z ozonem i go uszkadzają. Dziura, powstała w wyniku erupcji Hekli, zniknęła w ciągu kilku dni. Millard uważa, że stało się tak, ponieważ wybuch był niewielkich rozmiarów a gazy wulkaniczne nie przedostały się do wyższych warstw atmosfery. Uczeni będą badali teraz skutki znacznie większej erupcji. W 1999 roku doszło do dużej eksplozji wulkanu Pinatubo na Filipinach. Naukowcy chcą sprawdzić, czy wkrótce po niej nie mieliśmy do czynienia ze znacznymi ubytkami ozonu i zwiększeniu się poziomu promieniowania ultrafioletowego na niższych wysokościach.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...