Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36964
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Komary z gatunku Wyeomyia smithii występują w całej Ameryce Północnej. Większość z nich żeruje głównie na kwiatach. Na Florydzie jednak część populacji woli krew. Najnowsze badania amerykańskiego zespołu ujawniły genetyczne podstawy takiego podziału. Naukowcy, w tym prof. David Denlinger z Uniwersytetu Stanowego Ohio (OSU), podejrzewają, że kiedyś wszystkie komary polegały na krwi, ale z czasem niektóre zaczęły preferować kwiaty. Autorzy publikacji z pisma Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) zbadali geny krwiopijców i wegetarian. Okazało się, że u owadów, które nadal jedzą krew, występuje więcej genów odpowiedzialnych za wyczuwanie zapachów, a mniej genów związanych z wrażliwością na światło. To sensowne, że szukanie krwi zależy od wykrycia zapachu, a nektaru opera się bardziej na wzroku - uważa Denlinger. U komarów żywiących się krwią natrafiono także na większą liczbę genów związanych z trawieniem białek. Badania prowadzono tuż przed jedzeniem, a nie po, by uzyskać klarowny obraz aktywności genetycznej niezależnej od ostatniego posiłku. Denlinger podejrzewa, że większość W. smithii zrezygnowała z jedzenia krwi przez związane z tym ryzyko, także ze strony oganiających ludzi. Poza tym bogate w białko posiłki prowadzą do ociężałości, a krew może zawierać czynniki toksyczne dla owada. Jeśli możesz przeżyć, nie podejmując takiego ryzyka, z pewnością będzie to korzyść ewolucyjna. Choć żerujące na krwi W. smithii nie roznoszą żadnych chorób, naukowcy mają nadzieję, że pewnego dnia dzięki nim uda opracować strategie kontrolowania chorób związanych z innymi gatunkami komarów. Kolejnym krokiem będzie odkrycie wyzwalacza bądź wyzwalaczy zaobserwowanych przez nas genetycznych zmian. [...] Gdybyśmy umieli jakoś wyłączyć [komarzą] zdolność do pobierania krwi, dawałoby to ekscytujące możliwości. « powrót do artykułu
  2. Stany Zjednoczone oskarżają Koreę Północną o przeprowadzenie ataku za pomocą ransomware WannaCry. Szkodliwy kod zaatakował wiele przedsiębiorstw i szpitali na terenie USA. Jego ofiarami padło ponad 300 000 systemów komputerowych w ponad 150 krajach, a głównym celem ataku były przedsiębiorstwa i szpitale w Wielkiej Brytanii. WannaCry spowodował straty idące w miliardy dolarów i naraził na niebezpieczeństwo ludzkie życie. Oskarżenie takie pojawiło się w wywiadzie, jakiego Wall Street Journal udzielił Thomas Bossert, bliski współpracownik prezydenta Trumpa. Nie jesteśmy jedynymi, którzy wysuwają takie oskarżenia. Inne rządy i organizacje prywatne mają podobne zdanie, stwierdził Bossert. Już wcześniej o zaangażowaniu Korei Północnej w atak mówiła Wielka Brytania. Prezydencki urzędnik zapowiedział, że USA postarają się, by kraje i przedsiębiorstwa, które przeprowadziły atak, poniosły za to odpowiedzialność. Co interesujące, Bossert nie wspomniał ani o żadnej grupie przestępczej, ani o hakerach czy konkretnych osobach. Nie wiadomo też, czy po dzisiejszym wywiadzie administracja prezydencka wyda jakieś oficjalne oświadczenie. I obecnie i w przeszłości USA podejmowały działania – często kończące się wyrokami – przeciwko hakerom z Chin, Rosji czy Kanady. « powrót do artykułu
  3. Wydłużyła się lista funkcji najmniejszych krwinek - płytek. Okazuje się, że w miejscach infekcji aktywnie migrujące trombocyty zmiatają bakterie do agregatów, tak by mogły się nimi zająć komórki fagocytujące. Dotąd rola płytek krwi w obronie immunologicznej była niedoceniana. Trombocyty świetnie sobie radzą nie tylko z przerwaniem ciągłości warstwy komórek śródbłonka. Spełniają także ważną rolę w obronie organizmu przed patogenami bakteryjnymi. Potrafią aktywnie migrować, by wchodzić w interakcje z patogenami i je unieruchamiać - opowiada dr Florian Gärtner z Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium. W ciele dorosłego człowieka z krwią biernie przemieszcza się ok. 750 mln płytek. Tam, gdzie doszło do uszkodzenia komórek śródbłonka, przywierają one za pomocą receptorów powierzchniowych do białek komórek z warstwy podśródbłonkowej. Później rozprzestrzeniają się po macierzy pozakomórkowej, tworząc coś w rodzaju plastra. Są też odpowiedzialne za proces inicjacji krzepnięcia. Ostatnio zespół Gärtnera i prof. Steffena Massberga opracował metodę długotrwałego śledzenia pojedynczych płytek w miejscach stanu zapalnego. Dzięki temu okazało się, że nie tylko wiążą się one z komórkami bakteryjnymi, biernie przywierając do ścian naczyń, ale i potrafią się aktywnie przemieszczać. W miejscach objętych stanem zapalnym/zakażeniem trombocyty zaczynają eksplorować bezpośrednie otoczenie i gdy wejdą w kontakt z ciałami obcymi, np. inwazyjnymi bakteriami, wykorzystują przyczepność związaną z przemieszczaniem, by zebrać je w kupki. Można to porównać do zamiatania ulicy. Bakteryjno-płytkowe agregaty ułatwiają aktywację neutrofilów, które fagocytują drobnoustroje. Fakt, że wcześniej nikt nie dostrzegł wszechstronności płytek, można wg Niemców, przypisać temu, że powstają one na drodze fragmentacji z dużych komórek prekursorowych i przez to nie mają jądra. Gärtner i Massberg wykazali jednak, że trombocyty są zdolne do dynamicznych zmian kształtu i aktywnej migracji. Wyniki uzyskane przez autorów publikacji z pisma Cell pozwalają lepiej zrozumieć zachowanie komórek pozbawionych jądra. Jak widać, cytoszkieletowy aparat potrzebny do przemieszczania nie jest zależny od obecności jądra - opowiada Gärtner. Wydaje się też, że płytki mogą się stać nowym celem dla leków. Jednym ze sposobów modulowania obrony immunologicznej może być zahamowanie zdolności trombocytów do migracji. « powrót do artykułu
  4. Równoległe przetwarzanie informacji kwantowej zademonstrowane w ostatnich latach niesie wiele możliwości w dziedzinie precyzyjnych pomiarów, komunikacji i obrazowania. Szczególnie dużo tej subtelnej informacji można zakodować, dysponując wieloma fotonami o precyzyjnie kontrolowanych właściwościach. W Laboratorium Pamięci Kwantowych na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, wykorzystując chmurę schłodzonych laserowo atomów, zbudowano pamięć zdolną przechowywać jednocześnie 665 kwantowych stanów światła. Wyniki eksperymentu opublikowano w prestiżowym czasopiśmie naukowym Nature Communications. Pamięć jest elementem niezbędnym w każdym procesie przetwarzania informacji. Tak jak nie można skonstruować klasycznego komputera bez pamięci RAM, tak samo nie jest możliwe zbudowanie komputera kwantowego bez tzw. pamięci kwantowej. Jest to urządzenie zdolne przechować superpozycję stanów kwantowych, która może być odtworzona na żądanie użytkownika pamięci. Kluczowym parametrem takiej pamięci jest jej pojemność, oznaczająca liczbę qubitów (kwantowych bitów), którą pamięć może efektywnie przetwarzać. Jednoczesne operowanie na wielu qubitach stanowi klucz do wydajnych kwantowych obliczeń równoległych, zapewniających nowe możliwości w dziedzinach obrazowania czy komunikacji. Niezależnie od podejmowanych wysiłków, produkcja wielu fotonów na żądanie stanowi eksperymentalne wyzwanie dla wszystkich grup zajmujących się kwantowym przetwarzaniem informacji. Modne obecnie łączenie wielu emiterów pojedynczych fotonów w jedną sieć (popularny w telekomunikacji “multiplexing”) ma tę wadę, iż wraz ze wzrostem liczby potrzebnych fotonów gwałtownie rośnie komplikacja techniczna układu. Zastosowanie pamięci kwantowej w procesie generacji powoduje dramatyczne zmniejszenie czasu oczekiwania na wytworzenie kilkunastu fotonów (liczba wystarczająca, aby prowadzić elementarne obliczenia kwantowe) z kilku lat do pojedynczych sekund. Obecnie istnieje wiele sposobów przechowywania (atomy, cząsteczki, kryształy) jak również kodowania informacji o emitowanych fotonach. Obiecującym pomysłem jest zastosowanie informacji o kątach emisji fotonów, co w połączeniu z kamerą czułą na pojedyncze fotony pozwala na bezpośrednią rejestrację emitowanego z pamięci światła. W Laboratorium Pamięci Kwantowych (Wydział Fizyki UW) udało się skonstruować pamięć zdolną przechować kilkaset stanów światła jednocześnie. Obecnie jest to światowy rekord pod względem pojemności pamięci - rozwiązania innych grup badawczych umożliwiają przechowywanie fotonów w maksymalnie kilkudziesięciu stanach jednocześnie. Serce zbudowanego układu stanowi tzw. pułapka magnetooptyczna (MOT): grupa atomów rubidu, znajdująca się w szklanej komorze próżniowej, jest zamknięta w pułapce i schłodzona do temperatury 20 mikrokelwinów przy pomocy laserów i pola magnetycznego. Protokół pamięci opiera się na nierezonansowym rozpraszaniu światła na atomach: w procesie zapisu oświetlamy zimną chmurę atomów laserem, w wyniku czego emitowane są pod losowymi kątami fotony, rejestrowane następnie na czułej kamerze. Informacja o kierunkach rozproszeń jest przechowywana wewnątrz zespołu atomów w postaci kolektywnych wzbudzeń (tzw. fal spinowych), które mogą być na żądanie odtworzone w postaci kolejnej grupy fotonów. Pomiar korelacji pomiędzy kierunkiem fotonów emitowanych podczas zapisu i odczytu pamięci pozwala stwierdzić, że w eksperymencie wytwarzane jest światło, którego właściwości nie mogą być opisane przy użyciu klasycznej optyki. Prototypowa pamięć kwantowa z Wydziału Fizyki UW zajmuje dwa duże stoły optyczne i funkcjonuje dzięki dziewięciu laserom i trzem komputerom, kontrolującym jej działanie. Stworzona dzięki grantom “PRELUDIUM” i “OPUS” Narodowego Centrum Nauki oraz “Diamentowy Grant” MNiSW pamięć kwantowa jest wyjątkowa pod jeszcze jednym względem. Informacja o wszystkich wyemitowanych z pamięci fotonach jest przechowywana w tej samej objętości atomów, które współdzielą ze sobą zapamiętaną informację. Dzięki temu udało się zaobserwować interferencję dwóch fal spinowych, pochodzących od znajdujących się w zewnętrznym polu magnetycznym atomów, opisanych odmiennym zestawem liczb kwantowych. Umożliwi to w przyszłości dalsze, bardziej skomplikowane manipulacje stanem atomów, a w efekcie wytwarzanie pojedynczych fotonów o kontrolowanych przez eksperymentatorów parametrach – tłumaczy dr hab. Wojciech Wasilewski, kierownik Laboratorium Pamięci Kwantowych. « powrót do artykułu
  5. Łososie (Salmo salar), które umierają po tarle i złożeniu ikry, wyświadczają przysługę swojemu potomstwu. Ich rozkładające się ciała użyźniają bowiem wody i tworzą warunki sprzyjające wzrostowi rybek. Autorzy publikacji z pisma Ecology Letters wspominają też o podtrzymaniu różnorodności genetycznej. Łososie są rybami anadromicznymi, które na czas rozrodu wędrują z mórz do rzek. Kierują się przy tym zapachem wody w miejscu, w którym same przyszły na świat. Krótko po ikrzeniu umierają. Naukowcy z Uniwersytetu w Glasgow podkreślają, że w strumieniach, gdzie nie ma ciał martwych rodziców, występuje mniej owadów, przez co przeżywające rybki są mniejsze i przynależą do mniejszej liczby rodzin (ang. full-sibling salmon families). Utrata różnorodności genetycznej może zaś zwiększyć podatność łososi na wyginięcie w zmieniającym się świecie. Biolodzy doszli do takich wniosków, prowadząc szczegółowo zaplanowane eksperymenty w "łososiowych" strumieniach północnej Szkocji. Akademicy sprawdzali, co się stanie, gdy w porze rozrodu będą manipulować ilością składników odżywczych z rozkładających się ciał. W 5 strumieniach ich poziom był normalny, a w 5 innych obniżony. We wszystkich liczba jaj była identyczna. Poza tym pochodziły one z tej samej grupy rodzin. Ekipa wróciła po 5 miesiącach, by ocenić, co się stało. Nasze badania terenowe, połączone z fingerprintingiem DNA, pokazały, że w strumieniach pozbawionych ciał rodziców przeżyło mniej rodzin młodych łososi, a te ryby, którym się to udało, miały wyższe maksymalne tempo metabolizmu. To oznacza, że środowisko faworyzowało szczególnie rywalizujące i agresywne osobniki - wyjaśnia dr Sonya Auer. Podobnego zawężenia puli genowej nie obserwowaliśmy w ciekach z większą ilością składników odżywczych. Produktem ubocznym śmierci rodziców jest więc podtrzymanie różnorodności genetycznej następnego pokolenia. [...] Wyniki pokazują, że łososie kształtują środowisko w sposób zmieniający ich własne przeznaczenie. Gdy populacje się kurczą, przez co mniej dorosłych osobników zasila obszary tarła, może dojść do ograniczenia żywotności pozostałych ryb - podsumowuje prof. Neil Metcalfe. « powrót do artykułu
  6. Na niewielkiej indonezyjskiej wyspie Kisar niespodziewanie znaleziono liczne przykłady sztuki naskalnej. Wyspa o powierzchni zaledwie 81 km2 położona jest na północ od Timoru Wschodniego i dotychczas nie cieszyła się zbytnim zainteresowaniem archeologów. Teraz zidentyfikowano na niej 28 miejsc występowania sztuki naskalnej, której wiek oceniono na co najmniej 2500 lat. Archeolodzy nie badali wcześniej tej niewielkiej wyspy. Indonezyjskie wyspy znajdowały się przez tysiące lat w samym centrum handlu przyprawami. Odnalezione przez nas malowidła przedstawiają łodzie, konie, psy i ludzi trzymających często coś, co wygląda jak tarcze. W innych scenach przedstawiono ludzi bijących w bębny, prawdopodobnie w ramach jakichś ceremonii, mówi profesor Sue O'Connor z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego. Zdaniem uczonej malunki z Kisar wskazują na silniejsze niż przypuszczano związki z Timorem. Niektóre malunki z Kisar są niezwykle podobne do tych ze wschodnich krańców Timoru Wschodniego. Cechą charakterystyczną malunków z wyspy są ich rozmiary. Są one wyjątkowo małe. Figury ludzi i zwierząt mają zwykle mniej niż 10 centymetrów, stwierdza uczona. Są jednak przy tym niezwykle dynamiczne, dodaje. Zdaniem O'Connor wspólna historia Kisar i Timoru liczy sobie co najmniej 3500 lat, kiedy to na wyspy przybyły ludy austronezyjskie i udomowione przez nie zwierzęta. Jednak fakt, że skałach uwieczniono ludzi bijących w metalowe bębny wskazuje, że zabytki są znacznie młodsze. Bębny takie pojawiły się bowiem w północnym Wietnamie i południowo-zachodnich Chinach przed około 2500 laty. Malunki te prawdopodobnie dokumentują wprowadzenie nowego symbolicznego systemu, który pojawił się tutaj przed 2000 laty dzięki wymianie prestiżowych dóbr o wysokiej wartości i rodzeniu się społeczeństw hierarchicznych, uważa O'Connor. « powrót do artykułu
  7. Podstawienie atomów wodoru fluorem w organicznych związkach siarki z czosnku zwiększa ich skuteczność. Zespół prof. Erica Blocka i Shakera A. Mousy z Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku w Albany zastanawiał się, czy dodatek fluoru do pozyskanych z czosnku naturalnych związków może zwiększyć ich korzystną aktywność biologiczną. Autorzy publikacji z pisma Molecules przypominają, że fluor jest jednym z najbardziej reaktywnych pierwiastków i że zawiera go kilka z 10 najlepiej sprzedających się leków, np. Lipitor (atorwastatyna) Pfizera. Pamiętając o tym, naukowcy wymyślili, że połączenie czosnku z fluorem również może być dobrym pomysłem. Od momentu odkrycia antybiotyczne właściwości związków z czosnku były intensywnie badane. Biorąc pod uwagę istotność fluoru dla chemii i biologii medycznej, chcieliśmy sprawdzić, jak podstawienie fluorem może wpłynąć na reaktywność chemiczną i aktywność biologiczną substancji z czosnku. Takie fluorowane analogi są [dziś] czymś kompletnie nieznanym - podkreśla Block. By przetestować swoją hipotezę, akademicy zmodyfikowali kilka związków z czosnku, zastępując atomy wodoru atomami fluoru. Podczas eksperymentów na 10-dniowych embrionach kur porównywano wpływ związków zmodyfikowanych i naturalnych. Miały one działać jako czynniki antyangiogenne i antytrombotyczne. Leki antyangiogenne znajdują zastosowanie w terapii onkologicznej, bo hamują wzrost naczyń, a więc i samego guza, natomiast leki antytrombotyczne ograniczają tworzenie agregatów płytek krwi (skrzepów). Wyniki pokazały, że zmodyfikowane związki były skuteczniejsze. Amerykanie podkreślają jednak, że ich badania miały pilotażowy charakter i że w ramach przyszłych studiów trzeba będzie zmienić procedury laboratoryjne, tak by móc szybciej i taniej uzyskiwać nowe substancje. Wtedy będzie je można dokładniej przebadać. « powrót do artykułu
  8. Twórcy Liberatusa, systemu sztucznej inteligencji, który jako pierwszy w historii rozgromił światową czołówkę pokerzystów, opublikowali artykuł, szczegółowo opisujący działanie swojego programu. Profesor Tuomas Sandholm i doktorant Noam Brown z Carnegie Mellon University opisali, jak Liberatus dzieli rozgrywkę na mniejsze części, łatwiej poddające się procesom obliczeniowym. Sukces Liberatusa był też dużym krokiem naprzód w historii sztucznej inteligencji. Przed wielu laty komputery pokonały człowieka w szachach, niedawno wykazały swoją wyższość w go. Poker to jednak zupełnie inny poziom trudności. Przeciwnicy nie znają w nim stanu rozgrywki, gdyż nie wiedzą, jakie karty mają inni gracze, dochodzi też element losowości oraz blef. Liberatus, któremu zaimplementowano wyłącznie zasady gry i kazano samemu się jej nauczyć, poradził sobie w styczniu bieżącego roku z czterema czołowymi graczami w pokera, wygrywając od nich niemal 1,8 miliona dolarów. Zastosowane w Liberatusie algorytmy nie są wyspecjalizowane w pokerze, a to oznacza, że można je zastosować w wielu innych grach i problemach przypominających gry, jak np. w negocjacjach biznesowych czy w sektorze wojskowy. Teraz wszyscy chętni mogą dowiedzieć się więcej o sposobie działania Liberatusa. « powrót do artykułu
  9. Od dawien dawna deszczową pogodę wiązano z bólem stawów. Najnowsze badanie zespołu z Harvardzkiej Szkoły Medycznej pokazuje jednak, że zupełnie niesłusznie. Teza, że pewne objawy wiążą się z pogodą, jest powtarzana od starożytności. W dziele Peri aeron, hydaton, topon (O powietrzu, wodach i okolicach) Hipokrates podkreśla, że jeśli ktoś chce zrozumieć medycynę, powinien przyglądać się zmianom pór roku i przeważającym wiatrom i sprawdzać, czy pogoda wpływa jakoś na zdrowie. Przekonanie to utrzymywało się na przestrzeni wieków, a wg autorów publikacji z British Medical Journal (BMJ), sprzyjały mu zarówno folklor, jak i małe badania, które dawały mieszane rezultaty. W ostatnim studium ekipa Anupama Jeny zestawiła jednak miliony wpisów z amerykańskiego programu ubezpieczeń społecznych Medicare z dziennymi danymi nt. opadów ze stacji pogodowych Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej (ang. National Oceanic and Atmospheric Administration, NOAA). Bez względu na podejście, nie widzieliśmy żadnej korelacji między opadami a wizytami u lekarza z powodu bólu stawów lub pleców. Konkluzja jest więc taka, że obolałe stawy i plecy nie są dobrymi prognostykami pogody. Naukowcy przeanalizowali wpisy dot. ponad 11 mln wizyt starszych osób u lekarzy pierwszego kontaktu w latach 2008-12. Zespół postawił sobie szereg pytań: 1) Czy podczas deszczu lub po opadach do lekarza zgłaszało się więcej osób z bólem pleców lub stawów?, 2) Czy osoby, które w deszczowe dni zgłaszały się do lekarza z innego powodu, uskarżały się przy okazji także na bolesność kolan lub pleców?, 3) A co w przypadku kilku deszczowych dni z rzędu? i wreszcie 4) Czy przy braku "efektu deszczowego" w populacji generalnej pacjenci z wcześniejszą diagnozą reumatoidalnego zapalenia stawów bardziej cierpieli podczas opadów? Okazało się, że w przypadku żadnego z pytań nie można było mówić o istotnej statystycznie korelacji. Generalnie podczas deszczowych dni o bólu wspominało 6,35% pacjentów, a podczas dni suchych - 6,39%. Jena podkreśla, że ludzki mózg jest świetny w odnajdowaniu wzorców, a pewne przekonania mogą działać jak samospełniające się proroctwo. Jeśli spodziewasz się bólu kolana w czasie deszczu, a tak się nie stanie, zapominasz o tym, ale jeśli rzeczywiście zacznie boleć i obwinisz o to deszcz, zapewne ci się to utrwali. « powrót do artykułu
  10. Eksperci od dawna przewidują, że wraz z postępującą zmianą klimatu coraz częściej będzie dochodziło do ekstremalnych zjawisk pogodowych. W Bulletin of the American Meteorological Society opublikowano właśnie analizę ekstremów pogodowych w roku 2016. Autorzy publikowanego od sześciu lat raportu wybierają takie ekstremalne zjawiska i opisują, jaki wpływ na dane zjawisko miały zmiany klimatu, a na ile było ono spowodowane naturalną zmiennością pogodową. Po raz pierwszy w historii naukowcy stwierdzili, że do niektórych z opisanych zjawisk by nie doszło, gdyby nie zmiana klimatu. Zmiany klimatyczne były niezbędnym warunkiem zaistnienie niektórych ze zjawisk, jakie miały miejsce w 2016 roku. Ich pojawienie się stało się możliwe w obecnych warunkach klimatycznych. Przed zmianami klimatu nie były one możliwe, mówił podczas konferencji Amerykańskiej Unii Geofizycznej redaktor naczelny biuletynu Jeff Rosenfeld. Jak czytamy w rarpocie, bez antropogenicznej ocieplenia klimatu nie da się wyjaśnić trzech ubiegłorocznych zjawisk – ogólnego wzrostu temperatur, rekordowy fal upałów w Azji oraz pojawienia się w Zatoce Alaska, Morze Beringa oraz u północnych wybrzeży Australii obszarów niezwykle ciepłych wód oceanicznych. Zmiany klimatyczne miały swój udział w wielu innych zjawiskach, takich jak niezwykle wysokie temperatury w Arktyce w listopadzie i grudniu, napływ niezwykle suchego powietrza nad amerykańskie Zachodnie Wybrzeże, susze na południu Afryki czy rekordowe opady w chińskiej prowincji Wuhan. Jednak zjawiska takie mogły mieć miejsce również bez zmian klimatycznych. W raporcie wymieniono też trzy zjawiska, które prawdopodobnie nie mają związku z ociepleniem klimatu. Jednym z nich był „Winter Storm Jonas”, gwałtowna burza śnieżna, która w 2016 roku uderzyła na niektóre atlantyckie stany USA. Wśród trendów obserwowanych od kilku dziesięcioleci naukowcy wymieniają coraz częstsze i bardziej intensywne fale gorąca uderzające w USA przy jednoczesnym zmniejszaniu się liczby fal zimna. Ekstremalne opady, rosnące ryzyko powodzi na północnym i środkowym wschodzie USA, coraz większe i bardziej gwałtowne pożary lasów pojawiające się np. na zachodzie Alaski oraz bardziej intensywny sezon huraganów. Rośnie też liczba katastrofalnych zjawisk pogodowych, czyli takich, które powodują straty materialne przekraczające miliard dolarów. W latach 80. na terenie USA średnio miały miejsce 2 tego typu zjawiska rocznie. W ubiegłym roku było ich 10, a w roku bieżącym ich liczba może wynieść 17-18. Już w tej chwili naliczono ich 15. « powrót do artykułu
  11. Cyberprzestępcy wykorzystali oprogramowanie Triton do ataku na instalacje przemysłowe na Bliskim Wschodzie. Jak donosi należąca do FirstEye firma Mandiant, podczas ataku zmanipulowano systemami służącymi do awaryjnego wyłączania krytycznej infrastruktury. Triton to jedno z kilku znanych narzędzi, które powstało z myślą o zaburzaniu procesów przemysłowych. Pierwszym głośnym atakiem tego typu były działania robaka Stuxnet użytego przeciwko Iranowi w roku 2010. W 2014 atak przeprowadzono na elektrownię atomową w Korei Południowej, a w 2016 na system zasilania Kijowa. Triton atakuje specyficzny system kontroli przemysłowej o nazwie SIS (safety instrumental system), produkowany przez Triconex. Celem ataku padają kontrolery, które są zarządzane za pomocą Windows. Przestępcy wstrzykują do urządzeń SIS kod, który pozwala im na kontrolę ich zachowania. Podczas najnowszego ataku instalacje przemysłowe zostały wyłączone, jednak nie to było celem napastników. Zdaniem ekspertów włamywacze chcieli doprowadzić do fizycznego uszkodzenia infrastruktury przemysłowej, jednak zadziałały zabezpieczenia i instalacje zostały wyłączone. Śledztwo wykazało, że kontrolery SIS rozpoczęły procedurę wyłączania gdy kod aplikacji kontrolnej nie przeszedł testu sprawdzającego jego autentyczność, stwierdzili eksperci Mandianta. Uważają oni, że atak został przeprowadzony przez jakieś państwo, na co wskazują umiejętności, wytrwałość napastników, zasoby jakimi dysponowali oraz fakt ataku na krytyczną infrastrukturę. Ataki mające na celu zakłócenie czy zniszczenie krytycznej infrastruktury są typowe dla ataków i prób rozpoznania prowadzonych na skalę globalną przez Rosję, Iran, Koreę Północną, USA oraz Izrael i wspierane przez nie grupy. Tego typu włamanie nie muszą oznaczać natychmiastowej chęci doprowadzenia do zniszczeń czy zakłóceń, mogą być powodowane chęcią posiadania tego typu możliwości na przyszłość, gdyby zaszła taka potrzeba. Przed dwoma miesiącami FBI i amerykański Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego ostrzegły przed rosnącą liczbą ataku przeciwko przedsiębiorstwom z sektora energetycznego. Na podwyższone ryzyko narażone są też firmy z sektorów atomowego, lotnictwa, zasobów wodnych i lotniczego. « powrót do artykułu
  12. Wypijanie przynajmniej raz dziennie kubka gorącej herbaty koreluje z niższym ryzykiem jaskry. Autorzy publikacji z British Journal of Ophthalmology dodają, że picie kofeinowej i bezkofeinowej kawy, bezkofeinowej herbaty, mrożonej herbaty i napojów bezalkoholowych nie miało za to żadnego wpływu na ryzyko jaskry. Choć wcześniejsze badania sugerowały, że kofeina może wpływać na ciśnienie śródoczne, dotąd nikt nie sprawdzał, jak napoje kofeinowe i bezkofeinowe wpływają na ryzyko jaskry. W tym celu naukowcy przyjrzeli się danym z 2005-2006 National Health and Nutrition Examination Survey (NHANES). W tym okresie wśród badań znalazły się bowiem także testy na jaskrę. W grupie 1678 ochotników, dla których dysponowano pełnymi wynikami okulistycznymi, w tym zdjęciami, jaskra rozwinęła się u 84 osób (5,1%). Ludzi pytano o to, jak często i ile spożywali napojów kofeinowych i bezkofeinowych w ciągu minionego roku. Do tego celu wykorzystano kwestionariusz częstości spożycia (Food Frequency Questionnaire). W porównaniu do ludzi niepijących codziennie gorącej herbaty, osoby sięgające po nią regularnie miały niższe ryzyko jaskry. Po wzięciu poprawki na potencjalnie istotne czynniki, w tym na cukrzycę czy palenie, okazało się, że u pijących gorącą herbatę prawdopodobieństwo jaskry jest aż 74% niższe. Naukowcy z zespołu Connie M. Wu z Brown University podkreślają, że ze względu na obserwacyjny charakter badania nie można wyciągać wniosków co do zależności przyczynowo-skutkowych. Poza tym grupa osób z jaskrą była nieliczna. Nie wiadomo też, kiedy została postawiona diagnoza. Oprócz tego za problem należy uznać brak danych odnośnie do wielkości kubka, rodzaju spożywanej herbaty oraz czasu zaparzania. Ponieważ wiadomo, że herbata zawiera przeciwutleniacze i związki neuroprotekcyjne, a wcześniejsze badania sugerowały, że z rozwojem jaskry wiążą się utlenianie i neurouszkodzenia, można się jednak pokusić o wskazanie potencjalnego mechanizmu działania naparu. By rozstrzygnąć wszystkie sporne kwestie i niedopowiedzenia, trzeba będzie przeprowadzić kontrolowane badania z losowaniem do grup. « powrót do artykułu
  13. U pacjentów z depresją ketamina skuteczniej ogranicza myśli samobójcze niż stosowany dotąd przeciwlękowy midazolam. Co ważne, efekty jej działania pojawiają się już w ciągu kilku godzin. Istnieje krytyczne okienko czasowe, w którym należy zadziałać, by uniknąć samouszkodzeń u pacjentów z depresją i myślami samobójczymi. Obecnie dostępne antydepresanty mogą [co prawda] skutecznie redukować myśli samobójcze, ale nim zaczną działać, mijają tygodnie - wyjaśnia dr Michael Grunebaum z Centrum Medycznego Uniwersytetu Columbia. Autorzy publikacji z American Journal of Psychiatry podkreślają, że z większości badań antydepresantów eliminowano chorych z myślami i zachowaniami samobójczymi, przez co dane nt. skuteczności leków w tej populacji są ograniczone. Niektóre studia sugerowały jednak, że niskie dawki ketaminy powodują szybkie ograniczenie objawów depresyjnych i że mogą temu towarzyszyć spadki w zakresie myśli samobójczych. By to doprecyzować, Amerykanie zebrali grupę 80 dorosłych z depresją. Wylosowano ich do grup, którym podawano kroplówkę z niską dawką ketaminy lub z midazolamem. W ciągu doby w grupie ketaminowej nastąpił znaczący (większy niż w grupie midazolamowej) spadek myśli samobójczych. Poketaminowa poprawa w zakresie myśli samobójczych i objawów depresji utrzymywała się do 6 tygodni. Naukowcy podkreślają, że u osób po kroplówce z ketaminą występowała też większa poprawa w zakresie ogólnego nastroju czy uczucia zmęczenia. Efekty uboczne, głównie dysocjacja i podwyższone ciśnienie w czasie infuzji, były łagodne-umiarkowane i zazwyczaj ustępowały w ciągu minut-godzin od podania ketaminy. « powrót do artykułu
  14. Sztuczna inteligencja znalazła w danych z Teleskopu Kosmicznego Keplera informację o ósmej planecie okrążającą gwiazdę Kepler-90. Tym samym poznaliśmy pierwszy układ planetarny, w którym znajduje się co najmniej tyle samo planet, co w Układzie Słonecznym. Gwiazda Kepler-90 znajduje się w odległości 2545 lat świetlnych od Ziemi. Nowo odkryta planeta, Kepler-90i, to gorący, skalisty obiekt obiegający swoją gwiazdę w ciągu 14,4 dnia. Została ona znaleziona przez algorytm sztucznej inteligencji Google'a, który nauczył się identyfikowania planet w danych z Keplera. Na podstawie archiwalnych danych z Keplera można, tak jak przypuszczaliśmy, dokonać ekscytujących odkryć. Potrzebne jest tylko odpowiednie narzędzie bądź technologia. To odkrycie pokazuje, że już dostępne dane mogą być skarbnicą informacji, dzięki którym przez wiele lat będzie mogli prowadzić innowacyjne badania, powiedział Paul Hertz, dyrektor Wydziału Astrofizyki NASA. Planeta Kepler-90i jest o około 30% większa od Ziemi i znajduje się na tyle blisko swojej gwiazdy, że panują na niej temperatury podobne jak na Merkurym, przekraczające 420 stopni Celsjusza. Z kolei najbardziej zewnętrzna planeta tego układu, Kepler-90h, jest oddalona do gwiazdy mniej więcej tak, jak Ziemia od Słońca. Sama gwiazda jest podobna do Słońca. System Kepler-90 to jakby pomniejszony Układ Słoneczny. Mamy tu małe wewnętrzne planety i duże zewnętrzne, ale wszystko na znacznie mniejszej przestrzeni, mówi Andrew Vanderburg z University of Texas, który uczył system sztucznej inteligencji przeszukiwania danych Keplera. W ciągu czterech lat pracy Teleskop Keplera zebrał sygnały o 35 000 potencjalnych planet. Najbardziej obiecujące z nich są badane zarówno automatycznie, jak i przez ludzi. Jednak najsłabsze z sygnałów mogą umykać uwadze i ludzi, i obecnie wykorzystywanych technik. Stąd też pomysł na zaangażowanie sztucznej inteligencji. Vanderburg i Christopher Shallue z Google'a najpierw uczyli system na przykładzie 15 000 już zweryfikowanych sygnałów. Następnie poddali go testowi, podczas którego system był w stanie prawidłowo rozpoznać 96% prawdziwych oraz fałszywie prawdziwych sygnałów. Kolejnym zadaniem postawionym przed sztuczną inteligencją było przyjrzenie się sygnałom pochodzącym z 670 znanych układów z wieloma planetami. Naukowcy stwierdzili bowiem, że takie systemy są najlepszym miejscem do poszukiwania nieznanych jeszcze planet. Mamy tutaj wiele fałszywych pozytywnych sygnałów, ale również wiele potencjalnie prawdziwych. To jak przeglądanie skał w poszukiwaniu diamentów. Gdy ma się drobniejsze sito wyłapie się więcej odłamków skalnych, ale też można złapać więcej diamentów, stwierdza Vanderburg. Kepler-90i nie była jedyną planetą zauważoną przez sztuczną inteligencję. Znalazła ona też szóstą planetę w układzie Kepler-80. Kepler-80g to planeta wielkości Ziemi, która znajduje się w rezonansie orbitalnym z czterema innymi planetami swojego układu. Teraz Shallue i Vanderburg chcą, by ich sztuczna inteligencja przyjrzała się pełnemu zestawowi danych z Keplera, który obejmuje ponad 150 000 gwiazd. « powrót do artykułu
  15. Odchody z wyspy Kea pozwoliły archeologom na zdobycie pierwszych dowodów dotyczących pasożytów opisanych przed 2500 lat przez Hipokratesa. Evilena Anastasiou i Piers Mitchell z Uniwersytetu w Cambridge przebadali rozłożone odchody z kości miednicy ludzi pochowanych w neolicie (IV tysiąclecie przed Chrystusem), epoce brązu (II tysiąclecie p.Ch.) oraz w okresie rzymskim (146-330 n.e.). W odchodach znaleźli jaja dwóch gatunków pasożytów: włosogłówki (Trichuris trichiura) oraz glisty ludzkiej (Ascaris lumbricoides). Jaja włosogłówki były obecne w odchodach od czasów neolitu, a glisty – od czasów epoki brązu. Hipokrates z Kos był jednym z najbardziej wpływowych lekarzy w dziejach. Żył w V i IV wieku przed Chrystusem, a jego teoria humoralna, zgodnie z którą za stan zdrowia odpowiada równowaga pomiędzy czterema płynami ciała – krwią, żółcią, śluzem i czarną żółcią – była uznawana przez europejską medycynę jeszcze w XVII wieku. Hipokrates i jego uczniowie opisali wiele różnych chorób, a historycy próbują je zidentyfikować. Jeśli zaś chodzi o pasożyty, to Hipokrates opisał stworzenia nazywane Helmins strongyle, Ascaris oraz Helmins plateia. Opisywany przez starożytnych Greków Helmins strongyle to najprawdopodobniej glista ludzka, którą znaleźliśmy na Kea. Ascaris może odnosić się albo do owsika ludzkiego albo do włosogłówki. Tego drugiego pasożyta również zidentyfikowaliśmy na Kea, mówi Piers Mitchell. Dotychczas dysponowaliśmy jedynie przypuszczeniami historyków, którzy próbowali domyślać się, jakie pasożyty zostały opisane w starożytnych tekstach medycznych. Nasze badania potwierdzają niektóre z tych przypuszczeń oraz dodają nowe informacje jak np. tę, że już wtedy ludzi atakowały włosogłówki. Hipokrates opisywał chorych wymiotujących pasożytami, cierpiących na biegunki, gorączkę, dreszcze czy bóle brzucha. Leczono ich ziołami zmieszanymi z wodą i miodem. Odkrycie jaj pasożytów pochodzących już z neolitu pozwala nam lepiej zrozumieć starożytną medycynę i naukę, dodaje Mitchell. « powrót do artykułu
  16. Wykonawszy tomografię komputerową (TK) 2 mumii ze zlokalizowanej na zachodnim brzegu Nilu naprzeciw miasta Asuan nekropolii Qubbet el-Hawa, międzynarodowy zespół wykrył najstarsze jak dotąd przypadki szpiczaka mnogiego i raka piersi. Naukowcy ustalili, że kobieta z rakiem piersi zmarła ok. 2000 r. p.n.e., zaś mężczyzna ze szpiczakiem ok. 1800 r. p.n.e. Oboje należeli do klasy rządzącej (rodów z Elefantyny). W odróżnieniu od tradycyjnych metod, stosując tomografię, nie niszczy się zawojów mumii ani jej ubioru. Dzięki TK uzyskuje się też cenne informacje nt. metod balsamowania. Skanowaniu poddano nie tylko mumie kobiety i mężczyzny, ale i ok. 9-letniego chłopca oraz nastoletniej dziewczyny z epoki późnej. Były one doskonale zachowane. Widać było nawet rysy twarzy zmarłych. W przypadku znacznie starszych mumii chorych zachowały się tylko kości zawinięte w bandaże. Uzyskane wyniki sugerują, że techniki balsamowania zmieniały się w czasie, a te opisane przez Herodota zaczęto stosować, przynajmniej w południowej części starożytnego Egiptu, dopiero w epoce późnej. Ponieważ w mumiach z epoki późnej nie zidentyfikowano śladów choroby, wydaje się, że chłopiec i dziewczyna zmarli w wyniku ostrego zakażenia. Badania obrazowe przeprowadzono w Szpitalu Uniwersyteckim w Asuanie. « powrót do artykułu
  17. Na Uniwersytecie w Huddersfield opracowano metodę wykrywania stwardnienia rozsianego (SR) na podstawie próbki krwi. Obecnie proces diagnostyczny wymaga inwazyjnego, a często również bolesnego, pobierania płynu mózgowo-rdzeniowego. Podczas badań z wykorzystaniem spektrometrii mas zidentyfikowano 2 biomarkery powiązane ze stwardnieniem rozsianym. Okazało się bowiem, że w próbkach krwi pacjentów z SR występowały o wiele niższe stężenia sfingozyny i dihydrosfingozyny. Wcześniej odkryto, że mniejsze stężenia sfingozyny i dihydrosfingozyny występują w tkance mózgowej chorych. Zidentyfikowanie tych sfingolipidów w osoczu pozwala nieinwazyjnie monitorować stężenie zarówno tych związków, jak i substancji pokrewnych - wyjaśnia doktorant Sean Ward. Dane ze spektrometrii mas są bardzo złożone, a w jednej próbce mogą występować tysiące związków. [Na szczęście specjalne oprogramowanie chemometryczne] MPP [od ang. Mass Profiler Professional] pozwala na dokonywanie porównań między próbkami i wykrywanie subtelnych różnic. W ramach pracy doktorskiej Ward analizował próbki osocza osób z bólem neuropatycznym, z których część cierpi także na SR. Badał też osocze pacjentów ze stwardnieniem rozsianym bez bólu neuropatycznego. Po zidentyfikowaniu profili metabolomicznych okazało się, że wszystkie 3 grupy chorych (z bólem neuropatycznym, z bólem neuropatycznym i SR oraz samym SR) dzielą podobne mechanizmy biomechaniczne. « powrót do artykułu
  18. Na pojedynczych ziarenkach piasku żyje od 10.000 do 100.000 mikroorganizmów. O tym, że piasek jest gęsto zasiedlonym i aktywnym habitatem, wiadomo już od dawana. Teraz jednak David Probandt z Instytutu Mikrobiologii Morskiej Maxa Plancka w Bremen opisał mikrospołeczność pojedynczego ziarenka, stosując współczesne metody molekularne. Jego zespół pobrał próbki z Morza Północnego w okolicy wyspy Helgoland. Jak wyjaśniają Niemcy, bakterie nie kolonizują ziaren piasku jednolicie. O ile na odsłoniętych obszarach prawie nic nie ma, o tyle wszelkie szczeliny i zagłębienia tętnią bakteryjnym życiem. Bakterie są tam dobrze chronione. Kiedy woda przepływa wokół ziaren piasku, wprawiając je w ruch, mikroorganizmy siedzą sobie spokojnie w zagłębieniach. Szczeliny stanowią też świetne schronienie przed drapieżnikami, które przeczesują powierzchnię w poszukiwaniu pokarmu - opowiada Probandt. Autorzy publikacji z The ISME Journal zaznaczają, że imponująca jest nie tylko liczebność, ale i różnorodność bakterii. Na każdym z indywidualnych ziaren odkrywaliśmy tysiące gatunków bakterii. Niektóre gatunki i grupy bakterii występowały na wszystkich badanych ziarnach, inne wykrywano tylko od czasu do czasu. Ponad połowa bakterii była taka sama. Zakładamy, że ta wspólna społeczność spełnia podobną funkcję. Probandt i inni dodają, że bakterie z piasku odgrywają ważną rolę w morskim ekosystemie i globalnych cyklach materii. Ponieważ bakterie przetwarzają np. związki węgla i azotu z wody morskiej i wpływającej do morza wody rzecznej, piasek działa jak ogromny filtr oczyszczający. Większość tego, co dociera do dna, już z niego nie wypływa. « powrót do artykułu
  19. W okolicach Asuanu dokonano 3 odkryć archeologicznych. Jak poinformowało egipskie Ministerstwo Starożytności, natrafiono na 4 nietknięte pochówki dzieci, fragment cmentarza i niekompletną figurę. Pochówki dzieci ze stanowiska Gebel el-Silsila datują się na XVIII dynastę (mają ok. 3500 lat). Wśród artefaktów znajdują się m.in. drewniane trumny i meble pogrzebowe. Wg szwedzko-egipskiej ekipy, w momencie śmierci dzieci miały ok. 2-3, 6-9, 5-8 oraz 5-8 lat. Na cmentarzu z Kom Ombo z Pierwszego Okresu Przejściowego odkryto zaś grobowce z cegły. Szefowa misji dr Irene Foster zaznacza, że w wielu z nich zachowała się ceramika. Choć bezgłowej 35-cm wapiennej figurze z okresu grecko-rzymskiego, o której wspomina komunikat ministerstwa, brakuje stóp i prawej dłoni, na podstawie stroju archeolodzy sądzą, że przestawia ona Artemidę. « powrót do artykułu
  20. Osoby, które przed 40 laty przeżyły pierwszą znaną epidemię Eboli, wciąż są odporne na działanie wirusa. To interesujące, że pod tak długim czasie ludzie wciąż w ten sposób reagują na wirusa, stwierdził wirusolog Stephan Becker z Uniwersytetu w Magdeburgu. Wyniki badań nad tym fenomenem opisano w najnowszym numerze Journal of Infectious Diseases. Odkrycie nie było całkowitym zaskoczeniem, gdyż już wcześniej wiedziano, że odporne na działanie Eboli są osoby, które przeżyły epidemię sprzed 11 lat. Nikt jednak dotychczas nie badał ofiar epidemii z 1976 roku, która wybuchła w pobliżu miasta Yambuku w Demokratycznej Republice Kongo. Nikt nawet nie wiedział, że ci ludzie wciąż żyją, mówi Anne Rimoin, epidemiolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) i główna autorka najnowszych badań. Po epidemii z lat 2014-2016, kiedy to Ebola zabiła ponad 11 tys. osób, Rimoin podjęła próbę odszukania osób, które przeżyły epidemię w Yambuku. Uczona uznała bowiem, że jeśli takie osoby się znajdzie, to ich badania umożliwią udzielnie lepszej pomocy tym, którzy przeżyli najnowszą epidemię, a którzy mogą mieć liczne problemy np. ze zdrowiem oczu czy stawów. Zespół Rimoin współpracował z Sukato Mandzombą, jednym z tych, którzy przeżyli epidemię z 1976 roku. Dzięki mapom, ręcznie rysowanym przed 40 laty przez lekarzy, udało się dotrzeć do ognisk epidemii i wyszukać tam, tych, którzy ocalenli. W ten sposób udało się znaleźć 14 osób, które zgodziły się wziąć udział w badaniach. Naukowcy założyli w Yambuku mobilne laboratorium, a pobrane próbki krwi wysyłali do Kinszasy lub USA. Tam były poddawane szczegółowym badaniom. Okazało się, że komórki krwi wszystkich 14 osób są w stanie wytwarzać przeciwciała przeciwko Eboli. Ich organizmy potrafią więc rozpoznać wirusa, prawdopodobnie dlatego, że już się z nim zetknęły. W przypadku czterech osób stwierdzono, że wytworzone przeciwciała są w stanie ochronić inne komórki przed infekcją wirusem. To właśnie tego typu odporności naukowcy szukali. Teraz Rimoin prwoadzi badania, by lepiej zrozumieć, w jaki sposób epidemia sprzed 40 lat wpłynęła na życie i zdrowie tych, którzy ocaleli. Epidemia zabiła przed laty 280 osób. Całe wioski zostały opuszczone, dzieci trafiły do sierocińców. Jeden z mężczyzn biorących teraz udział w badaniach przewędrował z synem 30 kilometrów, by dotrzeć do laboratorium w Yambuku. Opowiadał, że gdy oboje z żoną zarazili się Ebolą, odebrano im syna i umieszczono go w sierocińcu odległym o 100 kilometrów. Żona mężczyzny zmarła, on przeżył, a syn uciekł z sierocińca i wrócił do domu, by pomóc ojcu. « powrót do artykułu
  21. Probiotyki - bakterie mlekowe - chronią przed pewnymi podtypami wirusa grypy A. Wg naukowców z Uniwersytetu Stanowego Georgii, zmniejszają utratę wagi po infekcji, a także replikację wirusa w płucach. Wirus grypy typu A zakaża ludzi, ptaki i świnie. W oparciu o rodzaj białek tworzących otoczkę białkową (hemaglutynina HA lub H) i neuraminidazy (NA lub N) wyróżnia się szereg jego podtypów. Wcześniejsze badania wykazały, że niektóre szczepy bakterii kwasu mlekowego zapewniają ochronę przed zakażeniami bakteryjnymi, np. dwoinką zapalenia płuc (Streptococcus pneumoniae), a także wirusami grypy. W ramach najnowszego studium Amerykanie analizowali wpływ uśmierconego gorącem szczepu, Lactobacillus casei DK128 (DK128), na wirusy grypy. DK128 to obiecujący probiotyk, wyizolowany z fermentowanych warzyw. Okazało się, że u myszy, którym najpierw podano donosowo DK128, występowały różne reakcje immunologiczne korelujące z ochroną przed wirusami. Chodzi m.in. o zwiększenie liczebności makrofagów pęcherzykowych w płucach i drogach oddechowych, wczesną indukcję przeciwciał wobec wirusa, a także zmniejszone poziomy cytokin prozapalnych i wrodzonych komórek odpornościowych. U gryzoni rozwinęła się także odporność na wtórne zakażenie wirusem grypy A innego podtypu. Odkryliśmy, że wcześniejsze przeleczenie zwierząt zabitymi gorącem Lactobacillus casei DK128 sprawia, że są one oporne na śmiertelne pierwotne i wtórne infekcje wirusami grypy typu A. Taki zabieg chroni też przed spadkiem wagi [...] - opowiada dr Sang-Moo Kang. Nasze wyniki są bardzo ważne, bo pokazują, że myszy przeleczone DK128 cechuje 100-procentowa przeżywalność [...]. [Co więcej], szczep bakterii kwasu mlekowego dawał gryzoniom odporność krzyżową na wtórne zakażenie wirusem grypy. [To oznacza], że zapewniona ochrona nie ograniczała się do konkretnego szczepu wirusa. Donosowe aplikowanie zabitych gorącem bakterii kwasu mlekowego można by więc stosować w ramach profilaktyki. Podczas eksperymentów autorzy publikacji z pisma Scientific Reports najpierw podawali myszom DK128, a później infekowali je jednym z dwóch podtypów wirusa grypy typu A: H3N2 lub H1N1. Myszy po terapii niewielką dawką DK128 przeżywały zakażenie, ale chudły o 10-12%. Zwierzęta, którym podano większą dawkę DK128, nie wykazywały natomiast żadnego spadku wagi. Dla odmiany do 8.-9. dnia od zakażenia gryzonie z grupy kontrolnej bardzo chudły. Ostatecznie wszystkie osobniki umierały. Naukowcy zaobserwowali, że zwierzęta wstępnie przeleczone DK128 miały w płucach ok. 18-krotnie mniej wirusa (w porównaniu do zwierząt kontrolnych). W dalszej kolejności ekipa zakażała myszy po DK128 innymi podtypami wirusa grypy A niż przy pierwotnej infekcji: H1N1 lub rgH5N1. « powrót do artykułu
  22. Nasz nastrój zależy od tego, co jemy. To, co służy dobremu humorowi młodszych, niekoniecznie pomaga jednak starszym. Prof. Lina Begdache z Binghamton University przeprowadziła anonimowe badanie internetowe. Jego uczestnicy wypełniali Food-Mood Questionnaire (FMQ), w którym znajdują się m.in. pytania o grupy produktów powiązane z neurochemią i neurobiologią. Podczas analizy danych Amerykanie zauważyli, że u młodych dorosłych (18-29-latków) nastrój wydaje się zależeć od pokarmów zwiększających dostępność prekursorów neuroprzekaźników oraz od stężeń transmiterów w mózgu (mięso). Dla odmiany u starszych dorosłych (po trzydziestce) nastrój zależy bardziej od zwiększania dostępności przeciwutleniaczy (owoce) i unikania pokarmów/zachowań niewłaściwie aktywujących sympatyczny układ nerwowy (kawa, produkty z wysokim indeksem glikemicznym i pomijanie śniadań). Jednym z najważniejszych ustaleń jest to, że dieta i praktyki dietetyczne inaczej wpływają na zdrowie psychiczne młodych i dojrzałych dorosłych. [...] Nastrój młodych dorosłych wydaje się wrażliwy na odkładanie w mózgu pewnych substancji. Regularne spożycie mięsa prowadzi do gromadzenia 2 neuroprzekaźników przyjemności (serotoniny i dopaminy). Regularna aktywność fizyczna także skutkuje odkładaniem tych i innych neuroprzekaźników. Innymi słowy, młodzi dorośli, którzy jedli mięso (białe lub czerwone) mniej niż 3 razy w tygodniu i ćwiczyli mniej niż 3 razy w tygodniu, wykazywali większe problemy psychiczne. Jak dodają autorzy publikacji z pisma Nutritional Neuroscience, samopoczucie starszych dorosłych zależy za to od regularnego spożycia źródeł przeciwutleniaczy i unikania pokarmów niewłaściwie aktywujących wrodzoną reakcję walcz lub uciekaj (reakcję stresową). W miarę starzenia nasila się powstawanie wolnych rodników, dlatego wzrasta nasze zapotrzebowanie na przeciwutleniacze. [Co istotne], wolne rodniki powodują zaburzenia w mózgu, które zwiększają ryzyko problemów psychicznych. Przez to wszystko spada zdolność regulowania stresu, więc jeśli [dodatkowo] spożywamy produkty aktywujące odpowiedź stresową (np. kawę lub węglowodany), w pewnym sensie działamy przeciw sobie. W przyszłości zespół Begdache chce przeprowadzić analogiczne badania z podziałem na płeć. Amerykanie wskazują na różnice w morfologii mózgu, które także mogą być wrażliwe na składniki diety. « powrót do artykułu
  23. Grafen i inne alternatywy dla miedzi będą musiały jeszcze długo poczekać zanim będą powszechnie wykorzystywane w przemyśle półprzewodnikowym. W ubiegłym miesiącu przedstawiciele IBM-a wydali zaskakujące oświadczenie, w którym stwierdzili, że miedź może być wykorzystywane do tworzenia ścieżek w układach wykonywanych w technologii 5 nanometrów i mniejszych. Przed dwoma dniami francuska firma Aveni wyjaśniła, w jaki sposób zastąpienie kwasów zasadami podczas produkcji układów scalonych może spowodować, że miedź będzie można wykorzystać nie tylko w 3-nanometrowym procesie technologicznym, ale – niewykluczone – do granic fizycznych możliwości technologii CMOS. Obecnie w połączeniach miedzianych ścieżek stosuje się barierę dyfuzyjną z azotku tantalu i kobaltową wyściółkę. Podczas procesu produkcyjnego stosuje się kwasy, które mogą uszkodzić wyściółkę przez co czemu miedź może wchodzić w interakcje z azotkiem tantalu. Tworzą się wówczas tlenki tantalu, może dochodzić do błędów w układzie i do zmniejszenia wydajności linii produkcyjnej. Koncerny półprzewodnikowe poszukują więc alternatywnych materiałów i zastanawiają się nad użyciem rutenu, grafenu czy węglowych nanorurek. Frederic Raynal, prezes ds. technologicznych firmy Aveni przekonuje, że z powodzeniem można zastąpić kwasy zasadami, wyściółka pozostaje nietknięta i problem wad w układach znika. Raynal zauważa, że molekuły kwasów są duże, przez co trudno jest pracować z kwasami gdy stosujemy procesy technologiczne poniżej 40 nm. Problemu tego nie ma w przypadku zasadowych związków chemicznych, których molekuły są znacznie mniejsze. Firma Aveni jest obecnie jedynym dostawcą zasadowych związków dla przemysłu półprzewodnikowego. Przedsiębiorstwo współpracuje ze wszystkimi firmami eksperymentującymi z technologią 5 nm z wyjątkiem Intela. Ma jednak nadzieję, że wkrótce Intel też stanie się jego klientem. Aveni obiecuje, że w przyszłym roku opublikuje szczegółowe informacje na temat swojej technologii. « powrót do artykułu
  24. Naukowcy pracujący przy Otter Project, prowadzonym na Cardiff University, odkryli, że genetycznie różne populacje dzikich wydr zamieszkujących Zjednoczone Królestwo, wydzielają różne, zależne od regionu, zapachy, służące do komunikowania się. Odkrycie może mieć duże znaczenie dla ochrony dzikich ssaków. Oznacza ono bowiem, że różne populacje dzikich ssaków mogą komunikować się za pomocą różnych zapachów. Okazało się też, że te populacje wydr, których zapach najbardziej różni się od innych, są też najbardziej zróżnicowane genetycznie. Wiele ssaków używa gruczołów zapachowych, które służą pozostawianiu informacji o wieku i płci. Nasze badania wykazały, że zapachy te mogą również przekazywać informacje o różnicach genetycznych, stwierdza doktor Elizabeth Chadwick. Komunikacja zapachowa pozwala ssakom na oznaczanie terytorium, wzajemną identyfikację, przyciągnięcie partnera, dostarczenie podstawowych informacji. W przypadku wydr informacje te do dane na temat płci, wieku, statusu reprodukcyjnego oraz identyfikacja konkretnego osobnika. To rodzi interesujące pytania. Tak samo jak ludzie z Londynu mogą nie rozumieć niektórych wyrazów z dialektu używanego w Cardiff, różne grupy wydr mogą nie być w stanie zrozumieć pewnych informacji pozostawianych przez przedstawicieli innych grup, stwierdza Chadwick. Potrzebne są kolejne badania, która pozwolą nam zrozumieć, jak wydry interpretują różnice w zapachach między grupami. Jeśli nie rozumieją nieznanych zapachów lub im się one nie podobają, to fakt ten może powstrzymywać rózne grupy przed mieszaniem się. Podobnie, jak ludzie czasem unikają osób z innych grup kulturowych. Z drugiej strony, większe zróżnicowanie genetyczne powoduje, że populacja jest zdrowsza, więc pociąg do nieznanego zapachu może być ewolucyjnym mechanizmem zapobiegania chowowi wsobnemu i promować mieszanie się genów, zastanawia się uczona. « powrót do artykułu
  25. W kolejnym etapie prac na prototypem sztucznego jajnika zespół Marie-Madeleine Dolmans z Uniwersytetu Katolickiego w Louvain zajął się odtwarzaniem fizycznych właściwości naturalnej tkanki w fibrynowej macierzy. Prototyp powstaje głównie z myślą o pacjentkach z nowotworami. Do tej pory po krioprezerwacji kobietom wszczepiano tkankę jajników pobraną przed rozpoczęciem terapii (130 z nich zaszło w ciążę i urodziło). Takich rozwiązań nie poleca się jednak pacjentkom, w przypadku których istnieje ryzyko, że zmienione chorobowo komórki znajdują się w zamrożonej tkance. Wytwarzając sztuczny jajnik, od kobiet pobierano by tkankę jajnika. W razie potrzeby izolowano by z niej pęcherzyki, które poddawano by enkapsulacji by w rusztowaniu z fibryny. Całość należałoby przeszczepić pacjentce. Ideałem jest macierz naśladująca budowę i fizyczne właściwości ludzkiego jajnika. Wtedy mogłaby ona wspierać rozwój pęcherzyka, w którym znajduje się oocyt. Do tej pory Belgowie prowadzili eksperymenty na mysiej tkance i pęcherzykach. W ramach najnowszego studium skupili się jednak na szczególikach ludzkiej tkanki. Od 3 kobiet w wieku rozrodczym pobrano biopsje i zbadano materiał pod skaningowym mikroskopem elektronowym. Grubość warstw i różne cechy, np. sztywność tkanki, porównywano z 4 stężeniami fibryny. Stężenie oznaczone jako F50/T50 wypadło najlepiej pod względem ultrastruktury i sztywności, a także podobieństwa do zewnętrznej warstwy jajnika. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...