Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36964
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. NASA wybrała dwóch finalistów koncepcyjnych misji robotycznych, które miałyby odbyć się w połowie przyszłej dekady. Jedna z nich zakłada pobranie i przywiezienie na Ziemię próbki komety, a druga – stworzenie drona, który poszuka potencjalnych miejsc do lądowania na największym księżycu Saturna – Tytanie. Finalistów wyłoniono spośród 12 kandydatów w ramach projektu New Frontiers. Wybrane projekty zyskają dofinansowanie do końca 2018 roku. Ich twórcy mają zatem rok na rozwinięcie swoich propozycji. Wiosną 2019 roku jeden z nich zostanie wybrany jako projekt przyszłej misji badawczej, stając się czwartą misją realizowaną w ramach New Friontiers. Trzy już realizowane misje to podróż sondy New Horizons do Plutona i obiektu 2014 MU69 w Pasie Kuipera, misja Juno do Jowisza oraz OSIRIS-REx, której celem jest pobranie próbek z asteroidy Bennu. Dwaj wspomnieni finaliści to misja CAESAR (Comet Astrobilogy Exploration Sample Return) oraz Dragonfly. W ramach misji CAESAR pojazd kosmiczny miałby odwiedzić kometę 67P/Churyumov-Gerasimenko – tę samą, którą badała sonda Rosetta – pobrać z niej próbki i przywieźć na Ziemię. Koncepcję misji opracowuje zespół pod kierunkiem Steve'a Squyresa z Cornell University. Jeśli misja dojdzie do skutku, będzie za nią odpowiedzialny Goddard Space Flight Center. Z kolei w ramach misji Dragonfly miałby powstać dron, który zbada pod kątem istnienia życia liczne miejsca na Tytanie i określi potencjalne miejsca lądowania. Za projekt odpowiada Elizabeth Turtle z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. « powrót do artykułu
  2. Dzięki analizie zdjęć lotniczych i satelitarnych w północnej Syrii - na terenie odgraniczającym Żyzny Półksiężyc od stepów - odkryto rozległą sieć zwiadowczo-komunikacyjną ze środkowej epoki brązu. Region jest badany przez francusko-syryjską ekspedycję "Marges arides de Syrie du Nord". Multidyscyplinarny zespół odkrył świetnie zachowaną ufortyfikowaną sieć sprzed ok. 2-1,5 tys. lat (wiek stanowisk określono za pomocą datowania ceramiki). Miała ona chronić gęsto zamieszkane rejony, a także korytarze transportowe. Składały się na nią m.in. fortece, małe forty i wieże. Badania wskazują, że fortece zbudowano z dużych bloków nieobrobionego bazaltu. Ściany miały parę metrów wysokości. Każde ufortyfikowane miejsce zlokalizowano w taki sposób, by było z niego widać inne ważne punkty. Na tej podstawie naukowcy wnioskują, że strażnicy porozumiewali się za pomocą znaków świetlnych lub dymnych i w ten sposób przekazywali wieści do głównego centrum dowodzenia. Zdjęcia regionu są wykonywane od lat 60. XX w. Za ich pomocą zidentyfikowano przebieg sieci na odcinku circa 150 km. « powrót do artykułu
  3. Stany Zjednoczone zniosły wprowadzony w 2014 roku czasowy zakaz prowadzenia badań, podczas których naukowcy celowo czynią wirusa grypy i inne patogeny bardziej niebezpiecznymi niż są w naturze. Wspomniany zakaz dotyczył finansowana ze środków federalnych tych badań, podczas których patogeny otrzymywały nowe funkcje: stawały się bardziej śmiercionośne czy przenosiły się z większą łatwością. Na prowadzenie zakazu miały wydarzenia w latach go poprzedzających. Okazało się bowiem, że w jednym z laboratoriów CDC dezaktywowano wąglika niezgodnie z przepisami, w magazynie NIH znaleziono nieprawidłowo przechowywane niebezpieczne substancje oraz wirusa ospy. Po tych wpadkach pojawiły się pytania o bezpieczeństwo laboratoriów. Innym problemem są obawy o nadawanie patogenom właściwości, które czynią je bardziej niebezpiecznymi. Tego typu prace przynoszą bardzo wiele informacji na temat rozwoju i działania szkodliwych mikroorganizmów, budzą jednak obawy o wykorzystanie ich przez terrorystów. Przed kilku laty informowaliśmy, że rząd USA – po raz pierwszy w historii – poprosił pisma naukowe o ocenzurowanie artykułów, które miały się w nich ukazać. Ostatecznie artykuły ukazały się w formie nieocenzurowanej. Amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia oświadczyły, że tego typu badania są niezwykle cennym źródłem wiedzy, gdyż pomagają zrozumieć ewolucję patogenów i opracować środki zaradcze zanim jeszcze wspomnizne mikroorganizmy staną się niebezpieczne dla zdrowia publicznego. Wspomniany zakaz zniesiono po tym, jak Departament Zdrowia i Usług dla Ludności opracował nowe przepisy dotyczące prac z niebezpiecznymi patogenami zdolnymi do wywołania epidemii. Doktor Sam Stanley, przewodniczący National Science Advisory Board for Biosecurity, która opracowała nowe zasady postępowania, mówi, że najbardziej zabójcze patogeny ewoluują samodzielnie. A badania są potrzebne, by zrozumieć na przykład, jak to się stało, że hiszpanka zabiła dziesiątki milionów osób. Największym bioterrorystą jest sama natura, a my musimy być o krok przed nią, stwierdził Stanley. « powrót do artykułu
  4. Od lat wiadomo, że mitochondria z komórek mózgu odgrywają pewną rolę w depresji, lęku czy zaburzeniu afektywnym dwubiegunowym. Ostatnio naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Maryland zidentyfikowali z kolei istotne zmiany w mitochondriach, które towarzyszą uzależnieniu od kokainy. Co więcej, udało im się je zablokować. Autorzy publikacji z pisma Neuron zaobserwowali, że w ośrodku nagrody - jądrze półleżącym - myszy wielokrotnie wystawianych na oddziaływanie kokainy następował wzrost poziomu substancji związanej z podziałem mitochondriów (Drp1, od ang. dynamin-related protein-1). Proces ten można było zablokować za pomocą Mdivi-1. Podobny efekt uzyskiwano, manipulując genetycznie "cząsteczką podziałów". Opisaliśmy nową rolę mitochondriów w zachowaniu wywołanym przez kokainę. Ważne, by kontynuować jej badanie - podkreśla dr Mary Kay Lobo. Początkowo naukowcy obserwowali mitochondria u stykających się z kokainą myszy. Ponieważ okazało się, że podział centrów energetycznych w głównym ośrodku nagrody wzrastał, Amerykanie postanowili sprawdzić, czy analogiczne zjawisko zachodzi u ludzi. Okazało się, że tak, bo w tkankach pobranych post mortem od osób uzależnionych od kokainy stwierdzono podwyższone poziomy Drp1. W najbliższej przyszłości naukowcy chcą ocenić, czy u zwierząt przyjmujących opiaty także występują zmiany mitochondrialne. « powrót do artykułu
  5. Naukowcy z IFW Dresden zaproponowali, by do dostarczania leków onkologicznych do raków szyjki macicy wykorzystać plemniki. Przeprowadzili już nawet pilotażowe testy laboratoryjne. Niemcy podkreślają, że opracowanie skutecznej metody docierania do komórek nowotworowych nie jest wcale proste. I to z wielu powodów. Po pierwsze, leki nie zawsze dostatecznie głęboko penetrują tkanki. Po drugie, mogą zostać rozcieńczone płynami ustrojowymi albo wychwycone przez zdrowe narządy. Specjaliści próbowali wykorzystywać w roli nośników bakterie, które same się poruszają i mogą być naprowadzane na cel za pomocą pola magnetycznego. Problem w tym, że mikroorganizmy są atakowane i niszczone przez układ odpornościowy. Szukając innych samonapędzających się komórek, zespół Mariany Mediny-Sánchez skupił się na plemnikach. Podczas eksperymentów cytostatyk doksorubicynę "pakowano" do byczych plemników, wyposażonych w niewielkie magnetyczne uprzęże. Za pomocą pola magnetycznego doprowadzono je do wyhodowanych raków szyjki macicy. Po dotknięciu guza ramiona uprzęży się otwierały, uwalniając plemnik. Plemnik wpływał do guza, zlewał swoją błonę z błoną komórki nowotworowej i uwalniał lek. Wykorzystując opisany mechanizm, udało się uśmiercić ponad 80% nowotworu. Po drodze praktycznie nie doszło do strat ładunku. Autorzy publikacji z pisma ACS Nano podkreślają, że teraz przyszła kolej na testy na zwierzętach, a w końcu na ludziach. « powrót do artykułu
  6. Nanocząstki z naftalocyjaniną krzemu (ang. silicon naphthalocyanine, SiNc) ułatwią chirurgom wycięcie zmian nowotworowych. Pomogą też w zabiciu komórek, których nie da się usunąć. SiNc można by podawać dożylnie lub dootrzewnowo. Platforma opracowana przez naukowców z Uniwersytetu Stanowego Oregonu składa się z naftalocyjaniny krzemu (barwnika), gęsto upakowanej w biodegradowalnych nanocząstkach z kopolimeru PEG-PCL - polikaprolaktonu i poli(tlenku etylenu). SiNc początkowo nie są fluorescencyjne. Zmniejszając upakowanie, świecenie aktywuje jednak sam guz. Sygnał fluorescencji w bliskiej podczerwieni wykrywa się w trakcie operacji. Świecące regiony, których nie da się usunąć chirurgicznie, można potraktować promieniowaniem laserowym z zakresu bliskiej podczerwieni. Prowadzi to do podgrzania nanocząstek i zabicia reszty zmienionych chorobowo komórek. Zespół Oleny i Oleha Taratulów oceniał skuteczność takiego rozwiązania w testach in vitro oraz in vivo na 2 modelach mysich (jeden z nich symulował przerzuty raka jajnika do otrzewnej). Ekipa operowała myszy, stosując obrazowanie fluorescencyjne w bliskiej podczerwieni w czasie rzeczywistym (nowe nanocząstki okazały się kompatybilne z dopuszczonym przez FDA systemem Fluobeam 800). Niewycięte zmiany poddano fototerapii. Przyszłe testy platformy obejmą szczury i psy. « powrót do artykułu
  7. Elon Musk opublikował na Twitterze pierwsze zdjęcia rakiety Falcon Heavy. Pojazd jest obecnie składany w hangarze na Przylądku Canaveral, a jego inauguracyjny start ma odbyć się w styczniu przyszłego roku. Jeśli start się powiedzie, Falcon Heavy będzie – przez jakiś czas – najpotężniejszą używaną rakietą. Ma ona na tyle dużą moc, że może zostać wykorzystana do załogowej podróży na Marsa. Falcon Heavy korzysta z 27 silników Merlin, zdolnych do osiągnięcia ciągu rzędu 22 819 kN. Rakieta ma wysokość 70 metrów, a jej masa całkowita wynosi niemal 1421 ton. Będzie ona w stanie wynieść na niską orbitę okołoziemską (LEO) ładunek o masie 63,8 ton, na orbitę geostacjonarną ładunek o masie 26,7 ton, a na Marsa ma zawieźć ładunek o masie 16,8 ton. Najpotężniejszą z obecnie używanych rakiet jest amerykańska Delta IV Heavy. Generuje ona ciąg 8670 kN, wynosi na LEO ładunek o masie 28,4 tony, na GEO 13,8 t. Z kolei najpotężniejszą rakietą w historii była również amerykańska Saturn V, która zawiozła ludzi na Księżyc. Jej ciąg wynosił 35 100 kN, a rakieta wynosiła na LEO ładunek o masie 140 ton. W ciągu najbliższego dziesięciolecia czeka nas prawdziwy wyścig w przemyśle rakietowym. Falcon Heavy ma już po roku stracić miano najpotężniejszej używanej rakiety, gdyż w 2019 roku ma zadebiutować budowany przez NASA i Boeinga Space Launch System (SLS) zdolny do wyniesienia na LEO masy 70 ton. W roku 2022 SLS ma zostać wzmocniony tak, by móc wynieść na LEO masę 105 ton. Na ten sam rok SpaceX zapowiada system BFR zdolny do wyniesienia na LEO masy rzędu 150 ton. Jeśli SpaceX zrealizuje i te zapowiedzi, to na godnego konkurenta firma będzie musiała poczekać wiele lat. Równie potężne systemy są planowane bowiem dopiero na lata 2028-2029. Zapowiadają je Chiny (Long March 9, 140 ton na LEO), Rosja (Energia-5V, do 150 ton na LEO) oraz USA (SLS Block 2, 130 ton na LEO). « powrót do artykułu
  8. Ludzie zamożni częściej doświadczają pozytywnych emocji skoncentrowanych na sobie samym, podczas gdy osoby mniej zamożne czerpią więcej szczęścia z relacji z innymi ludźmi i pomagania im - wynika z analizy opublikowanej w piśmie Emotion. W badaniach naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego wzięło udział 1519 Amerykanów o różnym poziomie dochodów. Uczestnicy wypełnili kwestionariusze zaprojektowane tak, by ocenić siedem emocji składających się na poczucie szczęścia. Były to: miłość, entuzjazm, zachwyt, duma, rozbawienie, współczucie i zadowolenie. W celu ustalenia poziomu odczuwanego współczucia badani mieli np. ocenić, w jakim stopniu identyfikują się ze zdaniem: Opieka nad innymi sprawia, że odczuwam wewnętrzne uczucie ciepła. Okazało się, że w grupie osób zarabiających najwięcej dominowały emocje skoncentrowane na samym sobie, tj. zadowolenie, duma i rozbawienie, podczas gdy osoby zarabiające mniej, częściej doświadczały emocji skoncentrowanych na innych ludziach, czyli miłości i współczucia, a także częściej zachwycały się tym, co je otacza. Nie zaobserwowano natomiast różnicy w odczuwaniu entuzjazmu. Wyniki te wskazują, że dobra materialne nie są jednoznacznie związane z poczuciem szczęścia. Bardziej prawdziwe jest stwierdzenie, że poziom dochodów predysponuje do odczuwania różnych rodzajów szczęścia - mówi dr Paul Piff, autor analizy. Bogatsi ludzie mogą czerpać większą radość z własnych dokonań i statusu, podczas gdy ci mniej zamożni z relacji z innymi ludźmi oraz możliwości troszczenia się o nich - dodaje badacz. « powrót do artykułu
  9. Naukowcy z 3 brytyjskich uniwersytetów - w Bristolu, Cardiff i Southampton - posłużyli się modelem klimatycznym, by symulować i badać klimat "Gry o tron". Okazuje się, że okolicach Muru zimą klimat przypomina Laponię, natomiast klimat Casterly Rock, siedziby rodu Lannisterów, przywodzi na myśl Houston i miasto Changsha w Chinach. Prędkości i kierunki wiatru przewidziane przez model wyjaśniają różne fenomeny, w tym dominację Żelaznej Floty na morzach czy szlaki handlowe między Westeros i Wolnymi Miastami. Temperatury wskazane przez model pozwalają zaś zidentyfikować prawdopodobne strefy letniej hibernacji Białych Wędrowców. Autorem artykułu „The Climate of the world of Game of Thrones” ma być nie kto inny, jak Samwell Tarly. Tekst jest dostępny nie tylko po angielsku, ale i w dotrackim oraz wysokim walyriańskim. Zdaniem autora, przedłużające się pory roku występujące w świecie Gry o Tron można wyjaśnić zmianami nachylenia osi planety. Samwell Tarly zwraca też uwagę, że w związku z celowym wypalaniem lasów oraz emisją gazów cieplarnianych przez smoki, może dojść do globalnego ocieplenia. Uczony szacuje, że jeśli koncentracja dwutlenku węgla będzie dwukrotnie wyższa niż obecnie, to dojdzie do ocieplenia o 2,1 stopnia Celsjusza, co odpowiada przewidywaniom IPCC dla „prawdziwej” Ziemi. Z wnioskami Tarly'ego zgadza się profesor Dan Lunt z Uniwersytetu w Bristolu. Modele klimatyczne opierają się na podstawowych procesach fizycznych. Jako takie mogą być wykorzystywane nie tylko do modelowania klimatu Ziemi, ale także każdej innej planety. Wystarczy, że znamy rozkład kontynentów, wysokości nad poziomem morza oraz głębokości oceanów, stwierdza uczony. Z całością pracy Samwella Tarly'ego możemy zapoznać się na stronach Uniwersytetu w Bristolu. « powrót do artykułu
  10. Grono obywateli USA zasiliła dziewczynka, która urodziła się dzięki embrionowi zamrożonemu niemal 25 lat temu. Na świat wydała ją kobieta, która w momencie zamrożenia zarodka w 1992 r. sama miała zaledwie 1,5 roku. To najdłuższy okres między krioprezerwacją a urodzeniem dziecka w historii zapłodnienia pozaustrojowego. Transferu dokonano w marcu. Emma Wren Gibson urodziła się w listopadzie. National Embryo Donation Center (NEDC) to organizacja, która zachęca pary do przekazywania niewykorzystanych zarodków, tak by inni także mogli zostać rodzicami. Tina i Benjamin Gibsonowie zwrócili się do NEDC, gdy okazało się, że chora na mukowiscydozę Tina ma problemy z płodnością. Nie chodziło mi o pobicie rekordu. Po prostu chciałam mieć dziecko - podkreśla kobieta. « powrót do artykułu
  11. Dieta bogata w jabłka i pomidory wspomaga naprawę płuc u byłych palaczy. Naukowcy zauważyli, że naturalny spadek funkcji płuc na przestrzeni 10 lat był wolniejszy u eks-palaczy, których dieta obfitowała w pomidory i owoce, a zwłaszcza jabłka. Wyniki sugerują więc, że jakieś składniki tych pokarmów pomagają naprawić płuca uszkodzone przez palenie. Naukowcy stwierdzili, że dorośli, którzy średnio zjadali więcej niż 2 pomidory lub więcej niż 3 porcje świeżych owoców dziennie, wykazywali wolniejszy spadek funkcji płuc niż osoby, które spożywały mniej niż 1 pomidora lub mniej niż 1 porcję owoców dziennie. Zespół przyjrzał się też daniom i przetworzonym pokarmom z owoców i warzyw, np. sosowi pomidorowemu, ale okazało się, że ochronny efekt występowały tylko przy świeżych owocach i warzywach. Autorzy publikacji z European Respiratory Journal podkreślają, że wolniejszy spadek funkcji płuc występował u wszystkich dorosłych z najwyższym spożyciem pomidorów. To badanie pokazuje, że dieta może pomóc w naprawie uszkodzeń płuc u osób, które rzuciły palenie. Sugeruje także, że dieta bogata w owoce spowalnia naturalny proces starzenia płuc u ludzi, którzy nigdy nie palili. Nasze ustalenia pokazują, że warto wprowadzić zalecenia dietetyczne, zwłaszcza u osób z grupy ryzyka chorób oddechowych, np. przewlekłej obturacyjnej choroby płuc [POChP] - opowiada prof. Vanessa Garcia-Larsen Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. W ramach badania, które stanowiło część Ageing Lungs in European Cohorts (ALEC) Study, akademicy przeanalizowali w 2002 r. dietę i funkcję płuc ponad 650 dorosłych z 3 krajów: Niemiec, Norwegii i Wielkiej Brytanii. Spirometrię powtórzono po 10 latach. Za pomocą spirometrii akademicy ustalali zarówno natężoną pojemność życiową (ang. forced vital capacity, FVC), czyli pojemność mierzoną w czasie gwałtownego wydechu poprzedzonego maksymalnym wdechem, jak i natężoną objętość wydechowa pierwszosekundową, a więc objętość powietrza wydychanego w pierwszej sekundzie natężonego wydechu (ang. forced expiratory volume in one second, FEV1). Podczas analiz brano poprawkę na różne czynniki, w tym na wiek, wzrost, płeć, wskaźnik masy ciała, status socjoekonomiczny, aktywność fizyczną oraz liczbę przyjmowanych kalorii. Spadek funkcji płuc zaczyna się ok. 30 r.ż. Jego prędkość zależy m.in. od ogólnego stanu zdrowia [...]. Nasze badanie sugeruje, że regularne zjadanie większych ilości owoców pozwala spowolnić ten proces, a nawet pomaga w naprawie uszkodzeń związanych z paleniem [...]. « powrót do artykułu
  12. Producent autonomicznych samochodów, firma Cruise, która w ubiegłym roku została przejęta przez GM, poinformowała o kolizji pomiędzy jej pojazdem a motocyklistą. Do zderzenia doszło w San Francisco. Z raportu złożonego przed Kalifornijskim Wydziałem Ruchu Drogowego dowiadujemy się, że policja orzekła, iż winnym wypadku był motocyklista. Pojazd Cruise jechał środkowym pasem trójpasmowej jezdni po jednokierunkowej ulicy. Na lewym pasie zrobiło się miejsce, więc pojazd postanowił tam zjechać, jednak w trakcie manewru pojazd na lewym pasie zaczął hamować, wolne miejsce zzaczęło się zmniejszać, więc Cruise powrócił na swój pas. W tym samym czasie motocyklista, który postanowił zmienić pas pomiędzy dwoma samochodami z prawego na środkowy uderzył w bok autonomicznego pojazdu. W chwili wypadku samochód jechał z prędkością 19,3 km/h, a motocykl poruszał się z prędkością około 27 km/h. Po kolizji motocyklista był w stanie chodzić o własnych siłach, jednak uskarżał się na ból w barku i został zabrany do szpitala. Testujemy nasze samochody w nieprzewidywalnym, wymagającym środowisku, dzięki czemu możemy je udoskonalać. W tym przypadku motocyklista zmienił pas zanim było to bezpieczne, oświadczyli przedstawiciele firmy. Pomiędzy wrześniem a listopadem bieżącego roku na ulicach San Francisco doszło do 14 kolizji w udziałem pojazdów Cruise. W wielu wypadkach polegały one na najechaniu przez inny samochód na tył autonomicznego pojazdu. Dyrektor wykonawczy Cruise'a, Kyle Vogt, mówi, że San Francisco zostało wybrane do testów ze względu na wymagające warunki drogowe. Nasze pojazdy mają tutaj do czynienia z wymagającymi – czasem absurdalnymi – sytuacjami nawet 46-krotnie częściej niż w innych miejscach, gdzie testuje się samochody autonomiczne, stwierdził Vogt. Jak wynika z dostarczonych przez niego statystyk kierowcy w San Francisco od 20 do 40 razy częściej niż kierowcy w Phoenix wyprzedzają przekraczając podwójną ciągłą czy wykorzystując w tym celu fragmenty dróg wyłączone z użytkowania. W Phoenix testują swoje samochody Waymo i Uber. O ile jednak władze Kalifornii zbierają informacje na temat każdej kolizji z udziałem autonomicznych samochodów i udostępniają te informacje online, to w Arizonie trudniej jest uzyskać dostęp do tego typu danych. Trudno zatem porównać, jak przebiegają testy w obu miejscach. « powrót do artykułu
  13. Zastąpienie części białek zwierzęcych białkiem roślinnym korzystnie wpływa na cholesterolowe markery ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. Jak podkreśla dr John Sievenpiper ze Szpitala św. Michała w Toronto, korzyści mogą być jeszcze większe, jeśli białka roślinne połączy się z innymi produktami obniżającymi poziom cholesterolu, np. rozpuszczalnymi w wodzie włóknami z owsa czy sterolami roślinnymi. Kanadyjczyk przeanalizował 112 badań z losowaniem do grup. Ich uczestnicy przez co najmniej 3 tygodnie zastępowali część białek zwierzęcych białkami roślinnymi. Wg Sievenpipera, zastąpienie 1-2 porcji białka zwierzęcego białkiem roślinnym, głównie soją, orzechami i roślinami strączkowymi, np. soczewicą czy ciecierzycą, może obniżyć główne markery cholesterolowe o ok. 5%. Może się wydawać, że to niewiele, ale ponieważ ludzie z Ameryki Północnej [generalnie] jedzą bardzo mało białka roślinnego, pojawia się dobra okazja, by za pomocą drobnej modyfikacji diety uzyskać [wymierne] korzyści zdrowotne. Kanadyjczyk wyjaśnia, że wcześniejsze badania wskazywały na potencjał konkretnych pokarmów i grup pokarmów w zakresie obniżania cholesterolu, natomiast jego studium dotyczyło korzyści wynikających z zastąpienia białek zwierzęcych białkiem roślinnym jako takim. Warto jednak zauważyć, że w przypadku większości badań uwzględnionych w metaanalizie zastępowanym białkiem zwierzęcym był nabiał, a wprowadzanym białkiem roślinnym soja. Od supermarketów po kliniki widać olbrzymie zainteresowanie dietami obfitującymi w produkty roślinne, np. śródziemnomorską czy wegetariańską. Porównawcza analiza [...] dowodów z randomizowanych badań daje nam większą pewność, że te diety są naprawdę dobre dla serca. W artykule opublikowanym na łamach Journal of the American Heart Association przyglądano się 3 cholesterolowym markerom: 1) poziomowi złego cholesterolu LDL, 2) cholesterolowi frakcji nie-HDL (ang. non high density lipoprotein cholesterol, non-HDL-C; by wyliczyć tę wartość, od cholesterolu całkowitego należy odjąć dobry cholesterol HDL) oraz 3) poziomowi apolipoproteiny B (apoB jest głównym białkowym składnikiem lipoprotein o niskiej gęstości LDL; podwyższony jej poziom jest uznawany za czynnik ryzyka chorób układu krążenia, bo apoB odpowiada za odkładanie cholesterolu w tkankach). « powrót do artykułu
  14. Dyrektor wykonawczy Intela, Brian Krzanich, rozesłał do swoich pracowników list, w którym stwierdza, że firma będzie musiała podjąć większe ryzyko niż obecnie. Intel przechodzi bowiem okres poważnych zmian i ma szansę na zajęcie silnej pozycji na rynkach, na których obecnie jest małym graczem. Krzanich stwierdził, że do wielkich innowacji dochodzi na rynku obliczeniowym dla biznesu, który stanowi największy segment działalności firmy, ale największych szans dla koncernu upatruje na takich obszarach jest IoT, sztuczna inteligencja i autonomiczne samochody. Dokładne przewidzenie przyszłości nie jest możliwe, ale jeśli jest coś, czego jestem w 100 procentach pewien, to tym czymś jest rosnąca rola coraz większej ilości danych w przyszłości. Musimy działać na wszystkich rynkach, na których wytwarzane są dane, które wymagają dużych mocy obliczeniowych, napisał Krzanich. Kierowany przez niego Intel dokonuje wielu akwizycji. W ciągu ostatnich 4 lat koncern przejął m.in. Alterę, Mobileye, Movidiusa i Nervanę. Dyrektor wspomina też o dramatycznych zmianach, jakie zaszły w Intelu, który w lipcu przyszłego roku będzie obchodził 50. rocznicę istnienia. Niewiele brakuje nam do stania się firmą 50/50, co oznacza, że połowę przychodów czerpiemy z rynku PC, a połowę z nowych rynków, stwierdził Krzanich. Dodał, że wśród wielu kluczowych partnerów przedsiębiorstwa znajdują się tacy dostawcy chmur obliczeniowych jak Amazon, Google i Microsoft. « powrót do artykułu
  15. Ocet z borówek amerykańskich (Vaccinium corymbosum) poprawia funkcjonowanie poznawcze myszy z amnezją wywołaną skopolaminą. Ostatnie badania pokazały, że w mózgach pacjentów z chorobą Alzheimera występuje mniej neuroprzekaźnika acetylocholiny (ACh) oraz jej receptorów. Eksperymenty zademonstrowały również, że zablokowanie receptorów acetylocholiny zaburza pamięć i uczenie. Powstały co prawda leki zahamowujące rozkład ACh, ale nie utrzymują się one zbyt długo w organizmie i mogą być toksyczne dla wątroby (hepatotoksyczne). Naturalne ekstrakty wydają się więc bezpieczniejszą opcją. Co ważne, fermentacja może zwiększyć bioaktywność niektórych wyciągów. Zespół Beonga-Ou Lima postanowił więc sprawdzić, czy ocet z borówki wysokiej (amerykańskiej) zapobiegnie problemom poznawczym. Ocet podawano myszom z amnezją wywołaną skopolaminą (skopolamina należy do substancji antycholinergicznych i blokuje działanie acetylocholiny w receptorze M). Okazało się, że ograniczał on rozkład acetylocholiny oraz zwiększał poziom neurotroficznego czynnika pochodzenia mózgowego (ang. brain-derived neurotrophic factor, BDNF). By ocenić, jak terapia wpłynęła na funkcjonowanie poznawcze gryzoni, Koreańczycy sprawdzali, jak zwierzęta radzą sobie z labiryntami i testem unikania (w jednej z komór były one lekko rażone prądem). Gryzonie z grupy octowej wypadały lepiej w obu zadaniach, co wskazuje, że ocet poprawiał ich pamięć krótkotrwałą. Szczegółowe wyniki badania ukazały się w Journal of Agricultural and Food Chemistry. « powrót do artykułu
  16. Na stepie Dongoin shiree we wschodniej Mongolii odkryto ruiny kamiennego sarkofagu, a także 14 kolumn z inskrypcjami z runami tureckimi (pismem ochrońskim). Wykopaliska zespołu z Uniwersytetu w Osace oraz Instytutu Historii i Archeologii Mongolskiej Akademii Nauk rozpoczęły się w maju 2015 r. Kamienny sarkofag znajduje się w centrum. Wokół niego rozmieszczono duże kolumny. Naukowcy podkreślają, że inskrypcje należą do największych odkrytych w Mongolii. Datowanie kalcynowanego węgla, owczych skór i końskich kości wydobytych z sarkofagu wskazało, że kompleks zbudowano w VIII w., a więc za późnego drugiego kagnatu tureckiego. Prof. Takashi Osawa odczytał inskrypcje i odkrył, że osoba, którą tu pochowano i upamiętniono, sprawowała za panowania Bilge Khagana funkcję yabgu (to odpowiednik wicekróla). Gdy rządził Tengri Qaghan, mężczyzna został zaś mianowany tölis-shad i był najwyższym rangą urzędnikiem administracyjnym we wschodniej Mongolii. Wiele wskazuje na to, że Dongoin shiree stanowiło centrum wschodniej części kagnatu tureckiego. « powrót do artykułu
  17. W 1992 roku w Australii znaleziono skały, a w nich ślady mikroorganizmów, których wiek oszacowano na 3,5 miliarda lat. Od tamtej pory w świecie nauki toczyła się dyskusja, czy rzeczywiście mamy do czynienia z mikroorganizmami, a jeśli nawet, to czy są one tak stare. Najnowsza analiza skamieniałości wykazała, że to rzeczywiście mikroorganizmy, a niektóre z nich są tak złożone, iż życie na Ziemi musiało pojawić się około 500 milionów lat wcześniej. Birger Rasmussen, profesor z Curtin University w Perth, który nie brał udziału w najnowszych badaniach, stwierdził, że te wczesne organizmy były zadziwiająco złożone, zdolne do fotosyntezy i innych procesów chemicznych, z których czerpały energię. Nowe badania zostały przeprowadzone przez Williama Schopfa, paleobiologa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA), który przed laty odkrył wspomniane skamieniałości, oraz Johna Valleya z Univesity of Wisconsin-Madison. Valley to ekspert w dziedzinie spektrometrii mas jonów wtórnych (SIMS). Najpierw Schopf przez 4 miesiące szukał wśród mikroskamieniałości takiej próbki, która byłaby dostępna dla techniki SIMS. W końcu ją znalazł, a zawierała ona 11 mikroskamieniałości, których formy sugerowały, że należą one do 5 różnych gatunków mikroorganizmów. W najnowszym numerze PNAS Schopf, Valley i ich zespół informują, że w badanym materiale znaleziono różne stosunki izotopów węgla. W dwóch typach mikroskamieniałości izotopy te pozostawały w takich samych stosunkach jak u współczesnych bakterii wykorzystujących prymitywny rodzaj fotosyntezy, podczas której nie jest używany tlen. Dwa kolejne typy mikroskamieniałości miały stosunek izotopów węgla typowy dla archeonów, które wykorzystują metan jako źródło energii. Z kolei izotopy węgla w ostatnim typie mikroskamieniałości wskazują, że organizmy te wytwarzały metan w procesie metabolicznym. Schopf twierdzi, że tak wiele różnych stosunków izotopów węgla wskazuje, iż rzeczywiście mamy do czynienia z organizmami żywymi. Podczas procesów nieorganicznych nie powstaje bowiem takie zróżnicowanie sygnatur izotopów. Naukowiec dodaje, że skoro już przed 3,5 miliardami lat mikroorganizmy były tak zróżnicowane, to można stwierdzić, że życie na Ziemi rozpoczęło się nawet przed 4 miliardami lat. Co prawda pojawiały się już twierdzenia, że życie jest nawet starsze, jednak były one poparte jeszcze bardziej kontrowersyjnymi dowodami niż te przedstawione przez Schopfa. Część naukowców zgadza się z wnioskami zespołu Schopfa, jednak inni uważają, że badane ślady to jedynie pozostałości procesów geologicznych, a nie dowody na obecność życia. Pozostaje nam czekać, aż rozwój technologii pozwoli na lepsze ich przebadanie i jednoznaczne stwierdzenie, z czym mamy do czynienia. « powrót do artykułu
  18. Hibernujące zimą świstaki i chomiczki syryjskie nie odczuwają zimna w ten sam sposób, co niehibernujące gryzonie, np. szczury. Naukowcy z Uniwersytetu Yale odkryli, że wyewoluowały one neurony czuciowe ze zmniejszoną zdolnością do wykrywania temperatur poniżej 20°C. Dzięki temu temperatura ich ciała może spadać na długi czas, nie powodując stresu. Gdyby zwierzęta te czuły zimo, nie mogłyby hibernować, bo układ sensoryczny mówiłby reszcie organizmu, że w pierwszej kolejności trzeba się rozgrzać. To zaś uniemożliwiałoby przetrwanie gatunku - opowiada Elena Gracheva. Amerykanie wykazali, że świstaki i chomiczki syryjskie niezależnie wyewoluowały podobne mechanizmy przystosowawcze. Choć wszystkie gryzonie mają neurony czuciowe z receptorami wyczuwającymi chłód, to u zwierząt hibernujących trudniej je aktywować. W ramach eksperymentów świstaki, chomiczki i myszy umieszczano na płytach z kontrolowaną temperaturą: jedna była gorąca (30°C), a druga miała temperaturę zmieniającą się od 20 do 0°C. Gryzonie mogły się między nimi przemieszczać. Okazało się, że myszy zawsze wolały gorącą płytkę. Dla odmiany świstaki i chomiczki zaczynały ją preferować dopiero wtedy, gdy temperatura chłodnej płytki zbliżała się do 5°C. Gracheva i Sviatoslav Bagriantsev połączyli to zachowanie z kanałami jonowymi TRPM8, których aktywacja prowadzi do odczuwania zimna. Gdy temperatura spadała z 30 do 10°C, u myszy TRPM8 zwiększały swoją aktywność, natomiast u świstaków i chomiczków zmian nie było nawet wtedy, gdy temperatura nie przekraczała 20°C. Obniżone odczuwanie chłodu występuje u świstaków i chomiczków nie tylko podczas hibernacji; paskosusły lamparcie mogą np. przeżyć ekspozycję na temperaturę 2°C przez 6-9 miesięcy. W przyszłości Gracheva chce sprawdzić, jak hibernujące gryzonie zachowują się w temperaturach poniżej 10°C. Zamierza też rozszerzyć swoje badania na postawy molekularne. Proces jest bardzo złożony, a TRPM8 to tylko część mechanizmu. « powrót do artykułu
  19. Mikrobiolodzy z Korei Południowej odkryli, że gdy drapieżne Bdellovibrio bacteriovorus HD100 atakują Gram-ujemne bakterie Chromobacterium piscinae, te ostatnie wytwarzają cyjanek. Stężenia cyjanku nie są na tyle duże, by zabić atakujących, ale wystarczą, by pokrzyżować im plany. Eksperymenty pokazały, że Ch. piscinae wytwarzały cyjanek, gdy w pożywce było dużo składników odżywczych. W uboższym medium proces ten nie zachodził, dlatego naukowcy podejrzewają, że do produkcji bakterie wykorzystują występujące tu związki. Robert Mitchell z Instytutu Nauki i Technologii w Ulsanie podkreśla, że badanie mechanizmów zachowania bakterii powinno pomóc w walce z lekoopornością. Jego laboratorium skupia się np. na zrozumieniu, jak bakterie chronią się przed drapieżnikami i w jaki sposób można zoptymalizować bakterie-drapieżniki, tak by skutecznie spełniały funkcję "żywych antybiotyków". Badanie, którego wyniki ukazały się w piśmie mBio, sugeruje, że bakterie dysponują metodami zapobiegania upolowaniu, ale ujawniają się one tylko w pewnych środowiskach. Nasze studium jest pewnego rodzaju ostrzeżeniem. By zrozumieć, jak mikroorganizmy opierają się leczeniu, musimy się przyjrzeć rzeczywistym warunkom panującym w gospodarzu. Wcześniej w tym roku zespół Mitchella zidentyfikował związki z ludzkiej krwi (wyniki także ukazały się na łamach mBio), które niweczą polowanie B. bacteriovorus HD100 na patogeny: pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) czy Salmonella enterica. Szukając metod, za pośrednictwem których Ch. piscinae chronią się przed drapieżnikami, nikt nie spodziewał się natrafić na cyjanek. Badania rozpoczęły się, gdy podczas wcześniejszego studium okazało się, że bakterie przeżywają ataki w bogatej pożywce, a w ubogiej zostają zjedzone. Początkowo akademicy podejrzewali, że w grę będzie raczej wchodzić wiolaceina, wytwarzany przez Ch. piscinae metabolit, który strukturalnie przypomina substancję powiązaną wcześniej z zahamowaniem upolowania. Gdy ta teza upadła, musieliśmy przejrzeć literaturę przedmiotu, by znaleźć coś innego. Ostatecznie jeden ze studentów Mitchella wpadł na ślad cyjanku. Później zweryfikowano, że w pożywce obfitującej w składniki odżywcze Ch. piscinae produkują duże ilości cyjanku, a w HEPES, ubogim środku buforującym, nie. W dalszej kolejności potwierdzono, że cyjanek hamuje B. bacteriovorus HD100, ale ich nie truje. Obecnie grupa chce m.in. sprawdzić, jak na cyjanek reagują inne drapieżne bakterie. « powrót do artykułu
  20. NASA rozpoczęła planowanie misji międzygwiezdnej w celu poszukiwania życia poza Układem Słonecznym. Na razie plany te znajdują się w bardzo wczesnej fazie. Informację na ich temat przekazał Anthony Freeman z Jet Propulsion Laboratory, który brał udział w konferencji Amerykańskiej Unii Geofizycznej (AGU). Misja do Proxima Centauri miałaby odbyć się przed rokiem 2069, czyli przed 100. rocznicą lądowania człowieka na Księżycu. Pierwsze informacje, że NASA może zorganizować taką wyprawę, pojawiły się w ubiegłym roku. Wtedy to informowaliśmy, że do projektu budżetu NASA na rok 2017 dołączono raport, w którym Izba Reprezentantów wezwała NASA do badań i rozwoju systemu napędowego umożliwiającego podróż międzygwiezdną sondy poruszającej się z prędkością 0,1c (10% prędkości światła). Agencja najwyraźniej postanowiła spełnić życzenie posłów i rozpoczęła prace koncepcyjne, których wynikiem może być wysłanie sondy w kierunku Proxima Centauri. W ubiegłym roku odkryto tam planetę Proxima Centauri b, a niedawno pojawiły się dane sugerujące, że wokół gwiazdy znajduje się więcej planet. Podczas jesiennej konferencji AGU Anthony Freeman wygłosił odczyt „The First Interstellar Explorer: What should it do when it Arrives at its Destination?”. Podczas dyskusji po odczycie naukowiec stwierdził, że jest to najbardziej ambitne przedsięwzięcie ludzkości: trwająca 40 lat misja do planety znajdującej się w ekosferze jednej z najbliższych nam gwiazd. Planowanie misji znajduje się na tak wczesnym etapie, że nie nadano jej nawet nazwy roboczej. NASA zdaje sobie też sprawę, że obecnie nie istnieją technologie, które pozwoliłyby na jej rozpoczęcie. Jednak mamy kilkadziesiąt lat, w czasie których odpowiednie technologie powinny się pojawić. Misja miałaby składać się z sześciu etapów. Pierwszym z nich, najłatwiejszym, będzie wydostanie się poza Układ Słoneczny. To już udało się ludzkości osiągnąć. W przestrzeni międzygwiezdnej znajduje się obecnie sonda Voyager 1. Pozostałych pięć etapów – przetrwanie podróży do Proximy Centauri, zwolnienie do odpowiedniej prędkości, poprawa trajektorii lotu tak, by zbliżyć się do planety, zebranie danych, przesłanie danych na Ziemię – wykraczają poza nasze obecne możliwości techniczne. Podczas swojego odczytu Freeman odniósł się do dwóch z sześciu faz, odpowiadając na liczne pytania dotyczące np. natury zbliżenia do planety – czy będzie to przelot czy umieszczenie pojazdu na jej orbicie – oraz rodzaju zbieranych danych, które mogą np. dotyczyć składu atmosfery planety, wykonania zdjęć jej powierzchni, sprawdzeniu liczby księżyców. Trzeba liczyć się z tym, że plan misji może ulegać zmianom. Pojazd, w ciągu swojej 40-letniej podróży, będzie wysyłał na Ziemię informacje, a te mogą wpłynąć na zmodyfikowanie zamierzeń naukowców. Obecnie najdalej wysłanym przez człowieka obiektem jest Voyager 1. Obecnie sonda znajduje się w odległości 141,5 jednostek astronomicznych czyli 21 165 000 000 kilometrów od Ziemi. To mniej niż 20 godzin świetlnych. Przebycie tej drogi zajęło Voyagerowi 40 lat. Do Proximy Centauri dzieli nas odległość około 37 200 godzin świetlnych. « powrót do artykułu
  21. Zażywanie przeciwutleniaczy, by zmniejszyć bolesność mięśni po ćwiczeniach, nie daje prawie żadnego efektu. Przed i po treningu ludzie często zażywają związki przeciwutleniające, np. witaminę E i/lub C, a także jedzą obfitujące w nie pokarmy. Chcą w ten sposób zapobiec bólom mięśni. W ramach metabadania naukowcy z Uniwersytetu w Portsmouth i Sheffield Hallam University analizowali dowody z 50 studiów. Autorzy wszystkich porównywali wysokie dawki przeciwutleniaczy z placebo, a uwzględnieni w nich ochotnicy angażowali się w intensywne ćwiczenia, które wystarczyły, by wywołać bolesność mięśni (zakwasy). Większość badanych (blisko 9 osób na 10) stanowili mężczyźni, którzy ruszali się rekreacyjnie lub byli umiarkowanie wytrenowani. Wg autorów publikacji z pisma Chochrane Library, wysokie dawki suplementów przeciwutleniających (przewyższające dzienną zalecaną ilość) nie wydawały się zapobiegać bolesności mięśni krótko po ćwiczeniach, a także po upływie 1, 2, 3 lub 4 dni. Różnica średniej oceny bólu w przypadku zażywających suplementy i członków grup placebo była bardzo nieznaczna. Zespół opóźnionego bólu mięśniowego [ang. delayed onset muscle soreness, DOMS] jest udziałem wielu ćwiczących osób i może negatywnie wpływać na przyszłe osiągnięcia sportowe. Zwykle szczyt DOMS występuje 1-4 dni po ćwiczeniach. Zażywanie antyoksydantów to jedna z najpopularniejszych strategii zmniejszania ryzyka zakwasów po intensywnym treningu. Wyniki naszej metaanalizy wskazują, że suplementacja nie wydaje się zmniejszać bolesności mięśni 1, 2, 3 lub 4 dni po wysiłku [...] - podkreśla dr Joe Castello z Uniwersytetu w Porthsmouth. Wielu sportowców strategicznie przyjmuje przeciwutleniacze, by przyspieszyć regenerację po okresach intensywnego współzawodnictwa - opowiada dr Mayur Ranchordas z Sheffield Hallam. Dotyczy to zarówno piłkarzy, jak i kolarzy. Uczestnicy Tour de France zażywają np. antyoksydanty, by przyspieszyć regenerację po każdym z etapów wyścigu. By osiągnąć cel, ludzie sięgają [też] po sok wiśniowy, nektar z czarnej porzeczki czy sok z granatu. Choć nasz przegląd badań pokazał, że suplementacja przeciwutleniaczami nieznacznie zmniejsza bolesność mięśni w pierwszych 3 dniach po ćwiczeniach, to spadki te są tak drobne, że jest mało prawdopodobne, by to cokolwiek zmieniało. « powrót do artykułu
  22. Nie istnieje żadna inna dziedzina ludzkiej aktywności, w której budowalibyśmy coś za pół miliarda czy miliard dolarów i nigdy dokonywali przeglądów, nigdy tego nie naprawiali i nie ulepszali, mówi Gordon Roesler, menedżer z DARPA (Agencja Badawcza Zaawansowanych Projektów Obronnych). Dziedziną, o której mówił Roesler, jest przemysł satelitarny. Gdy satelita ulegnie na orbicie awarii lub gdy skończy mu się paliwo, jest albo kierowany w stronę Ziemi i płonie w atmosferze, albo też trafia na tzw. orbitę cmentarną, na której nie zagraża innym obiektom pracującym w kosmosie. Problem w tym, że urządzenia na pokładzie mogą być w świetnej kondycji, a mogło dojść do niewielkiej awarii lub też wyczerpało się paliwo. W ten sposób warte kolosalne pieniądze urządzenia przestają być używane, gdyż nie istnieje obecnie technologia, która pozwalałaby na serwisowanie satelitów. Wkrótce jednak ma się to zmienić. DARPA współpracuje z firmą Space Systems Loral (SSL) nad dwoma projektami dotyczącymi serwisowania satelitów. Pierwszy z nich t o Robotic Servicing of Geosynchronous Satellites (RSGS), na którego czele stoi Roesler. Jego celem jest opracowanie technologii, które pozwolą na dokonywanie inspekcji i serwisowanie satelitów znajdujących się na orbicie geosynchronicznej (GEO), położonej w odległości około 36 000 kilometrów od Ziemi. W ostatnim dniu sierpnia bieżącego roku na orbicie tej znajdowało się 531 spośród wszystkich 1738 działających satelitów. Drugi z projektów to prowadzony we współpracy z NASA Restore-L Mission. Jego celem jest serwisowanie satelitów na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO), czyli w odległości 160-1900 kilometrów od powierzchni planety. To tam znajduje się Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, Teleskop Hubble'a oraz 1071 satelitów. NASA chce serwisować satelity, gdyż to przedłuży czas ich pracy i pozwoli na szybszy postęp technologiczny w kosmosie. Nowe technologie będą mogły bowiem trafić na już istniejące satelity. Agencja przewiduje też, że może rozwinąć się silny prywatny sektor serwisowania satelitów. Ponadto, jeśli będziemy dysponowali technologiami serwisowania satelitów, to technologie takie mogą posłużyć do budowy w przestrzeni kosmicznej czy to satelitów czy to olbrzymich obserwatoriów, jakich nie możemy zbudować na Ziemi, gdyż nie jesteśmy z stanie wynieść ich w całości w przestrzeń kosmiczną. Infrastruktura kosmiczna to jeden z rodzajów krytycznej infrastruktury. Często jednak o niej zapominamy, gdyż jej nie widzimy. Na co dzień widzimy drogi, linie elektryczne czy infrastrukturę wodną. Tej kosmicznej nie widzimy, mówi Steve Oldham z SSL.Jednak infrastruktura ta odgrywa obecnie kluczową rolę w nawigacji satelitarnej, przewidywaniu pogody, przesyłaniu informacji czy sygnału telewizyjnego. I jest to jedyna infrastruktura, która nie jest serwisowana. Po prostu się ją wyrzuca, dodaje Oldham. Zauważa on, że jeśli chcemy wysłać ludzi na Marsa, to najpierw musimy zbudować odpowiednią infrastrukturę w przestrzeni kosmicznej. "Z Ziemi nie możemy wystrzelić tak dużych elementów. Jeśli jednak będziemy mieli usługi i roboty serwisujące, to będzie mogli wysyłać misje w częściach i składać je w całość w przestrzeni kosmicznej", stwierdza Oldham. Taka technologia przyda się też, gdyby podczas wielomiesięcznej podróży na Marsa doszło do jakiejś awarii. Technologia serwisowania satelitów byłaby w dużej mierze technologią zautomatyzowaną. Prace wykonywałoby automatyczne ramię sterowane przez operatora na Ziemi. Załoga misji serwisowej mogłaby w tym czasie zająć się rzeczami, których nie da się zrobić zdalnie z powierzchni planety. Pierwsza misja serwisowa do satelity ma odbyć się już w 2019 robku. Będzie to wspomniana już Restore-L. W jej ramach NASA sprawdzi już posiadane technologie i za ich pomocą chce zatankować satelitę Landsat 7. Zadanie będzie tym trudniejsze, że satelita nie został zaprojektowany z myślą o prowadzeniu prac serwisowych, jednak zdaniem inżynierów, dysponujemy już technologiami, które i z tym sobie poradzą. Jeśli misja się powiedzie, Amerykanie będą mogli pomyśleć o przeprowadzeniu podobnych prac na innych swoich satelitach. W ostatnim dniu sierpnia bieżącego roku nad naszymi głowami latały 803 amerykańskie satelity, wśród których znajdowało się 150 pojazdów rządowych i 159 wojskowych. Z pewnością jednak technologią serwisowania byłyby zainteresowane też amerykańskie przedsiębiorstwa prywatne, które mają na orbicie 476 satelitów. Pozostałych 18 amerykańskich satelitów to urządzenia cywilne. Drugim po USA krajem z największą liczbą satelitów na orbicie są Chiny (204), a następnie Rosja (142). Inspiracją do stworzenia technologii serwisowania satelitów stał się Teleskop Hubble'a. To jak dotychczas jedyny teleskop w przestrzeni kosmicznej, który był budowany z myślą o serwisowaniu. Dotychczas był on pięciokrotnie serwisowany, pojawiły się też pogłoski o możliwej szóstej misji serwisowej. NASA jest bardzo zainteresowana misją Restore-L, gdyż pozwoli ona na rozwinięcie technologii pozwalających na załogową podróż na Marsa. NASA będzie potrzebowała technologii pozwalających na dokowanie, transportowanie ładunku pomiędzy pojazdami. Może dochodzić do awarii, a do ich usuwania chcemy wykorzystywać roboty, a nie ludzi. Wiele technologii, które rozwijamy na potrzeby Restore-L przyda się podczas misji na Marsa – mówi Ben Reed, zastępca dyrektora Satellite Servicing Projects Division w NASA. Trzeba pamiętać, że zanim ludzie wylądują na Marsie, konieczne będzie zbudowanie tam stacji, w której zamieszkają. Jej tworzeniem zajmą się roboty, które będą musiały przetransportować wiele ton ładunku. Dla każdej grupy ludzi, która wyląduje na Marsie, będziemy potrzebowali olbrzymiej liczby towarów, która pozwoli im tam przeżyć. Na każdy start załogowej rakiety oznacza to start około 10 misji zaopatrzeniowych, wyjaśnia Reed. Inne problemy stwarza naprawa satelitów na orbicie geostacjonarnej. Pojazdy takie znajdują się na tyle daleko od Ziemi, że ich sprowadzanie na naszą planetę w celach serwisowych jest po prostu nieopłacalne. Nawet te nieużywane bardziej opłaca się skierować na orbitę cmentarną, niż kierować w stronę Ziemi, by spłonęły w atmosferze. W ramach misji RSGS DARPA przygotowała modularny zestaw składający się ze sprzętu i oprogramowania. SSL pracuje nad pojazdem, wynoszącym taki zestaw w przestrzeń kosmiczną. Firma powołała nawet spółkę-córkę Space Infrastructure Services, która zajmie się serwisowaniem i zarządzaniem tego typu misjami. DARPA i SSL wspólnie opracują komercyjny pojazd serwisowy. « powrót do artykułu
  23. Wiele kwiatów kusi zapylaczy nie tylko swoim wyglądem i zapachem, ale i sygnałami cieplnymi. Naukowcy z Uniwersytetu w Bristolu podkreślają, że ciepło ma nie tylko podtrzymywać życie, ale i stanowić źródło danych czy reklamę dla zapylaczy. Brytyjczycy odkryli, że złożone wzorce ciepła na płatkach występują u większości badanych kwiatów, w tym u maków czy stokrotek. Są one odzwierciedleniem widocznych także dla nas wzorców barwnych. Autorzy publikacji z pisma eLife podkreślają, że średnio wykryte wzorce były o 4–5°C cieplejsze od reszty kwiatu, choć zdarzało się, że różnica sięgała nawet 11°C. Akademicy przeprowadzili termografię 118 gatunków roślin. Większe niż 2°C różnice w obrębie kwiatów, które owady są w stanie wykryć, występowały u 55% z nich. Zaburzając ukryte wzorce cieplne, zmiana klimatu może mieć dodatkowy, nieprzewidziany wcześniej wpływ na interakcje pszczół z kwiatami - podsumowuje dr Heather Whitney. « powrót do artykułu
  24. Kapsułki wypełnione bilirubiną zwiększają przeżywalność komórek beta wysp trzustkowych w warunkach niskiej zawartości tlenu. Wyniki uzyskane przez naukowców z Uniwersytetu Stanowego Karoliny Północnej mają ogromne znaczenie dla chorych na cukrzycę typu 1. Amerykanie podkreślają, że po przeszczepie wysp trzustkowych dochodzi do obumierania wielu komórek. Podczas przeszczepu narządów nowy organ jest podłączany do naczyń biorcy, co gwarantuje natychmiastowe dostawy tlenu. W przypadku wysp trzustkowych zawiesina komórek jest jednak wstrzykiwana do krwiobiegu (żyły wrotnej), a komórki zagnieżdżają się w drobnych naczyniach wątroby. To niskotlenowe środowisko, w którym w ciągu 72 godzin od zabiegu obumiera do 70% przeszczepionych komórek. Prof. Chris Adin wpadł więc na pomysł, że rozwiązaniem może być naturalnie występujący przeciwutleniacz - bilirubina. Bilirubina to cząsteczka występująca we wszystkich komórkach organizmu. Choć zbyt duże jej ilości są szkodliwe, przy właściwych dawkach suplementacja może działać korzystnie. Mając to na uwadze, Adin postanowił sprawdzić, czy dodatek bilirubiny do komórek wysp trzustkowych zwiększy przeżywalność przeszczepów. Największym problemem było dostarczenie przeciwutleniacza do właściwego celu. Ponieważ nie rozpuszcza się on dobrze w wodzie, dodanie go do roztworu z komórkami niczego by nie rozwiązało. W wyniku współpracy Adina z prof. Xiaomingiem He z Uniwersytetu Stanowego Ohio powstały jednak nanokapsułki z kopolimeru pluroniku 127 i chitozanu. Są one wychwytywane przez komórki wysp i tam uwalniają bilirubinę. Podczas testów in vitro nanokapsułki dodawano do hodowli wysp wystawianych na oddziaływanie niskich stężeń tlenu. Okazało się, że dawka 5 mikromoli bilirubiny zapewniała maksymalną ochronę (wskaźnik obumierania spadał do 18%). Nie zaburzała przy tym funkcji komórek. W dalszej kolejności Adin chce opracować program leczenia dla psów, które mogłyby być modelem ludzkiej cukrzycy typu 1. « powrót do artykułu
  25. Ekstrakt z miłorzębu dwuklapowego (Ginkgo biloba) może wspomagać regenerację mózgu po udarze. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Nankińskiego zebrali grupę 348 pacjentów z 5 szpitali prowincji Jiangsu. Wszyscy maksymalnie do tygodnia wcześniej przeszli udar niedokrwienny. Średnia wieku wynosiła 64 lata. Chorych wylosowano do grup. Jednej (179) przez pół roku podawano 450 mg wyciągu z miłorzębu i 100 mg aspiryny, a drugiej (169) tylko 100 mg aspiryny. W sumie ze studium odpadło 18 osób. Wcześniejsze eksperymenty na zwierzętach pokazały, że miłorząb chroni przed obumieraniem neuronów w sytuacji, gdy w mózgu pojawiają się skrzepy. Wg naukowców, zwiększa on przepływ krwi przez tętnice mózgowe. Autorzy najnowszej publikacji z pisma Stroke & Vascular Neurology wyjaśniają, że formę ochotników określano m.in. za pomocą Montrealskiej Skali Oceny Funkcji Poznawczych (ang. Montreal Cognitive Assessment, MoCA). Badania prowadzono na początku studium, a następnie po upływie 12, 30, 90 i 180 dni. Okazało się, że w grupie przyjmującej ekstrakt z miłorzębu i aspirynę pacjenci uzyskiwali lepsze rezultaty, m.in. w przypadku pamięci i rozumowania. Odnotowano także szybszą poprawę mowy i siły mięśniowej. Ponieważ i pacjenci, i naukowcy wiedzieli, kogo wylosowano do jakiej grupy, świadomość ta mogła wpłynąć na uzyskane wyniki. Specjaliści dodają też, że okres monitoringu nie był zbyt długi. Chińczycy twierdzą, że w porównaniu do wcześniejszych testów, w badaniu wykorzystano wyciąg zawierający więcej ochronnych i mniej szkodliwych związków. Z tego powodu w trakcie studium odnotowano niewiele skutków ubocznych. Losy pacjentów śledzono później przez blisko 2 lata. Nie stwierdzono większych różnic w zakresie zdrowia naczyniowego. Dalsze problemy, w tym tętniaki i kolejne udary, wystąpiły u 16 osób z grupy przyjmującej ekstrakt oraz aspirynę i u 20 przedstawicieli grupy kontrolnej. Naukowcy komentujący wyniki uzyskane przez Chińczyków podkreślają, że konieczne są większe i dłuższe badania, podczas których brano by poprawkę m.in. na rozległość udaru. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...