Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36784
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    210

Odpowiedzi dodane przez KopalniaWiedzy.pl


  1. Sto dwadzieścia lat temu Maria Skłodowska-Curie i Piotr Curie zostali laureatami Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki. Nagrodę współdzielili z Henrim Becquerelem. Dodatkowo na 2023 r. przypadła 125. rocznica odkrycia polonu i radu. Chcąc uczcić obie okazje, Polska Akademia Nauk zaprezentowała krótkometrażowy film dokumentalny. Reżyserem 25-minutowego obrazu pt. „Maria Skłodowska-Curie we Włoszech w poszukiwaniu radu” jest Paweł Cichoński. Na kanale PAN-u na YouTube'ie można go obejrzeć w 3 wersjach językowych - po polsku, włosku lub angielsku.

    Skłodowska-Curie przyjechała do Pizy nad ranem 30 lipca 1918 r. Z włoskimi naukowcami badała promieniowanie naturalne wód termalnych, fumaroli i skał. Jak podkreślono w komunikacie Polskiej Akademii Nauk, choć trwała aż trzy tygodnie, ta wyprawa jest prawdopodobnie najmniej znaną podróżą naszej noblistki.

    Materiał jest efektem współpracy Stacji Naukowej PAN w Rzymie, Instytutu Chemii Organicznej PAN w Warszawie, Wydziału Chemii i Chemii Przemysłowej Uniwersytetu w Pizie oraz Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Można się z niego m.in. dowiedzieć, jak przebiegała podróż, w którą uczona wybrała się pod koniec I wojny światowej. Autorzy obrazu zadbali także o zarysowanie społecznego aspektu wyprawy: zainteresowano się stosunkiem lokalnej społeczności do Skłodowskiej-Curie i wpływem noblistki na politykę naukową Włoch. Warto dodać, że dokument stwarza niepowtarzalną okazję do odbycia krótkiego spaceru po Warszawie śladami Skłodowskiej-Curie [...] i opowiedzenia o zjawisku promieniotwórczości naturalnej, które dzięki jej pionierskim badaniom zrewolucjonizowało postrzeganie materii.


    « powrót do artykułu

  2. Profesor zoologii Hamish Spencer z University of Otago był na wakacjach w Kolumbii, gdy ornitolog-amator John Murillo pokazał mu zdjęcia niezwykle ubarwionego ptaka. Seledynek (Chlorophanes spiza) miał zielone pióra na jednej połowie ciała, a niebieskie na drugiej. Rzecz w tym, że u seledynków kolor niebieski mają samce, a zielony – samice. Wielu miłośników ptaków nigdy nie zobaczy dwustronnie gynandromorficznego osobnika. To niezwykle rzadki przypadek u ptaków. Ja sam nie znam żadnego podobnego przykładu z Nowej Zelandii, mówi uczony.

    Wagi odkryciu dodają zdjęcia i film. Zdaniem profesora Spencera to prawdopodobnie najlepiej udokumentowany przykład ptaka, który upierzenie po jednej stronie ma męskie, a po drugiej – żeńskie. To jednocześnie dopiero drugi udokumentowany przypadek gynandromorfizmu u seledynka w ciągu ponad 100 lat. I pierwszy u żywego przedstawiciela tego gatunku.

    Gynandromorf to organizm, który wykazuje cechy płciowe obu płci. Najłatwiej zauważyć to zjawisko u gatunków, u których różnice między płciami są wyraźnie zaznaczone. Najczęściej takie osobniki znajdowane są wśród motyli, znane są też przykłady gynandromorfów u skorupiaków, ptaków, pająków i wielu innych organizmów.

    Profesor Spencer mówi, że badania gynandromorfów są ważne dla zrozumienia kształtowania się płci i zachowań płciowych u ptaków. Ten szczególny przypadek dwustronnej gynandromorfii – samca po jednej stronie, samicy po drugiej – pokazuje, że obie połowy ciała ptaka mogą być różnej płci. Zjawisko to jest wynikiem błędów podczas podziału komórki jajowej po jej zapłodnieniu przez dwa plemniki, wyjaśnia uczony.

    Murillo, Spencer i inni naukowcy obserwowali niezwykłego ptaka przez niemal 2 lata. Stwierdzili, że zachowuje się on podobnie, jak inne seledynki, jednak zwykle czekał aż inne ptaki odlecą, zanim zaczynał się pożywiać na owocach. Ptak miał typowe męskie ubarwienie po prawej stronie ciała i typowe żeńskie po lewej, chociaż wzorzec ten był zaburzony przez nieliczne pióra znajdujące się po niewłaściwej stronie, szczególne na głowie. Dziób wydawał się odpowiadać kolorystyce dzioba samców, chociaż jego dolna lewa część miała prawdopodobnie nieco mniej jaskrawożółty kolor. Źrenice były jasne, czerwonobrązowe, czytamy na łamach Journal of Field Ornithology.

    W zachowaniu i wokalizacji ptaka nie zauważono niczego niezwykłego. Zwierzę nie było też częściej atakowane przez seledynki bądź inne gatunki. Naukowcy zauważyli jednak, że przez jakiś czas obserwowany przez nich ptak stał się terytorialny i nie pozwalał innym seledynkom podlatywać do pożywienia. Być może jednak było to związane z sezonem rozrodczym. Jednak ogólnie rzecz biorąc, ptak unikał innych przedstawicieli swojego gatunku i inni unikali jego. Jest zatem mało prawdopodobne, by osobnik ten miał okazję się rozmnażać, stwierdzają badacze. Naukowcy podkreślają, że chociaż wzór przemieszanych piór na głowie mógł nieco przypominać młodego samca, to kolor oczu wyraźnie wskazywał, że jest to ptak dorosły.

    Z dotychczasowych badań nad gynandromorficznymi ptakami wynika, że zwykle umiejscowienie ich organów rozrodczych odpowiada rozkładowi upierzenia. Organy męskie są po tej samej stronie, co upierzenie męskie, a żeńskie - po stronie upierzenia żeńskiego. Znane są jednak dwa przykłady ptaków, u których położenie organów rozrodczych nie odpowiadało umiejscowieniu upierzenia typowego dla danej płci.

    Obserwowany seledynek nigdy nie został złapany, nie wykonano więc pomiarów jego ciała, jednak u ptaków, u których udało się takie pomiary wykonać, skrzydła po stronie męskiej były o 2-3 procent większe, niż po stronie żeńskiej.


    « powrót do artykułu

  3. Wielki Mur Chiński, jeden z najbardziej znanych zabytków, niszczeje w wyniku erozji. Jednak nowe badania pokazują, że pewne jego fragmenty są bardziej odporne, niż inne. A to dzięki naturalnej warstwie ochronnej, zapewnianej przez mchy, porosty i cyjanobakterie, które mogły rozwijać się na odcinkach zbudowanych z ubijanej ziemi. Jak dowiadujemy się z artykułu opublikowanego na łamach Science Advances, to naturalne zabezpieczenie chroni mur przed zgubnym działaniem wiatru, wody oraz zmian temperatury.

    Dotychczas nie było wiadomo, jak ta naturalna pokrywa, którą można znaleźć na znaczniej części muru, wpływa na zachowanie całej struktury. Zbadania tego zagadnienia podjęli się naukowcy z Chin, USA i Hiszpanii. Profesor Bo Xiao z Chińskiej Akademii Nauk i jego koledzy stwierdzili, że warstwa stworzona przez mchy, porosty i cyjanobakterie osłania 67% zbadanego 480-kilometrowego odcinka muru. Ta warstwa biologiczna zwiększa stabilność mechaniczną i zmniejsza erozję Wielkiego Muru. W porównaniu z pozbawionymi tej warstwy fragmentami muru z ubijanej ziemi, części pokryte biowarstwą charakteryzuje mniejsza porowatość, mniejsza wilgotność, podatność na erozję i mniejsza zawartość soli. Jednocześnie fragmenty chronione przez biowarstwę odznaczają się większą wytrzymałością, odpornością na penetrację, rozdzieranie oraz większą stabilnością, czytamy w artykule.

    Wyniki badań są zgodne z tym, co wiemy o cyjanobakteriach i innych organizmach. Wydzielają one bowiem naturalne substancje spajające, działające jak cement. Lepiej zabezpieczają one całą kolonię, wiążąc przy okazji glebę, w której się znajduje.
    Dotychczas niektórzy eksperci uważali, że znajdujące się na murze mchy, porosty i bakterie mogą przyspieszać jego degradację. Teraz okazuje się, że jest wręcz przeciwnie. Natura zapewnia zabytkowi skuteczną, tanią, ekologiczną i długotrwałą ochronę.


    « powrót do artykułu

  4. Wybór adwokata nie powinien być przypadkowy. Co jednak w sytuacji, gdy chcesz zmienić prawnika w trakcie trwania sprawy, bo masz z nim utrudniony kontakt lub nie dostrzegasz postępu w procesie? Jak zmienić prawnika i jak wybrać nowego specjalistę? Wyjaśniamy!

    Jak zmienić prawnika w trakcie sprawy?

    Nie każdy z prawników świadczy skuteczne porady prawne. Jeśli masz wątpliwości co do specjalisty, który prowadzi Twoją sprawę, zawsze możesz wymówić z nim umowę. Jak to zrobić?

    Procedura zmiany prawnika i proces przeniesienia akt wcale nie jest skomplikowany. Na samym początku musisz zdecydować, kto będzie Cię reprezentować przed sądem po zmianie prawnika. Pomoc prawna - Legavi.pl – tam znajdziesz kancelarie prawne w Twoim regionie. Po dokonaniu wyboru nowego prawnika Twoja rola się kończy. Nowy prawnik wystosuje wniosek o akta swojemu poprzednikowi, a ten ma obowiązek je jak najszybciej przekazać.

    Przekazanie akt następuje zawsze po załatwieniu wszelkich opłat. Więc jeśli między Tobą a poprzednim prawnikiem są nieuregulowane koszty, to jak najprędzej musisz je opłacić.

    Czy można zmienić adwokata przydzielonego z urzędu?

    Otrzymałeś adwokata z urzędu, lecz obawiasz się, że nie jest on wystarczająco przygotowany do przeprowadzenia Twojej sprawy i chciałbyś go zmienić? Nie jest to proste.

    Zgodnie z art. 118 Kodeksu postępowania cywilnego ustanowienie radcy prawnego bądź adwokata przez sąd jest równoznaczne z udzieleniem pełnomocnictwa procesowego. Tylko z ważnych przyczyn adwokat lub radca prawny może wnosić o zwolnienie od obowiązku zastępowania strony w procesie. W przypadku zgody sądu Okręgowa Rada Adwokacka lub Rada Okręgowej Izby Radców Prawnych wyznaczy innego adwokata, lub radcę prawnego.

    Niestety, przepis ten nie przewiduje możliwości zmiany pełnomocnika na wniosek strony. Jeśli otrzymałeś adwokata z urzędu, nie możesz go zmienić. Możesz jedynie wypowiedzieć mu pełnomocnictwo procesowe i oświadczyć, że będziesz działał samodzielnie.

    Jak wybrać nowego prawnika?

    Zastanawiasz się, po czym poznać dobrego prawnika? Osoba ta powinna wykazywać się cierpliwością, dyplomacją i umiejętnością uważnego słuchania. Pewność dobrej reprezentacji przed sądem uzyskasz dopiero po wnikliwej rozmowie ze specjalistą. Ważne jest, aby prawnik przemawiał prostym i zrozumiałym językiem. W ten sposób wytłumaczy Ci wszelkie niejasności kodeksu prawnego, abyś był dobrze przygotowany do rozprawy.

    Kolejnym sposobem na znalezienie dobrego prawnika są rekomendację rodziny i znajomych. Być może Twoi najbliżsi w ostatnim czasie korzystali z usług kancelarii prawnej, którą z ręką na sercu mogą Ci polecić.

    Coraz więcej kancelarii prawnych ma utworzone strony internetowe. Możesz więc przeczytać opinie krążące o danym prawniku w sieci. To nie wszystko – na stronie kancelarii prawnej możesz przeczytać opis jej działalności, w czym się dokładnie specjalizuje i co ją wyróżnia na tle innych firm. Nie bez znaczenia jest również liczba wygranych spraw oraz staż pracy.


    « powrót do artykułu

  5. Zaburzenia widzenia barwnego (określane również mianem ślepoty barw czy też ślepoty barwnej) to dysfunkcja narządu wzroku, którą w większości przypadków powodują czynniki genetyczne. Zaburzenia te mogą mieć różną intensywność i powodować „ślepotę” na różne kolory. Daltonizm jest jedną z odmian schorzenia. Jakie są przyczyny zaburzeń widzenia barwnego i w jaki sposób przebiega ich diagnostyka? Czy daltonizm można wyleczyć?

    Zaburzenia widzenia barw u dzieci i dorosłych – przyczyny i rodzaje zaburzeń

    Tak, jak zostało to wspomniane we wstępie, w większości przypadków ślepota barw powodowana jest przez czynniki genetyczne. Znaczną część pacjentów z tą przypadłością stanowią mężczyźni, rzadziej chorują kobiety. U niewielu osób do wystąpienia nabytych zaburzeń widzenia barwnego przyczyniają się takie schorzenia i okoliczności, jak:

    choroby związane z narządem wzroku: niedokrwienie siatkówki, zapalenie nerwu wzrokowego, jaskra, zwyrodnienie barwnikowe siatkówki i inne; schorzenia przewlekłe (choroba Alzheimera, cukrzyca, choroba Parkinsona, alkoholizm) oraz wiek powyżej 70-75 roku życia; przyjmowanie niektórych leków, a w tym leków regulujących ciśnienie tętnicze krwi, leków stosowanych w chorobach autoimmunologicznych, w pobudzaniu erekcji, w chorobach układu nerwowego czy układu krążenia; ekspozycja na toksyczne substancje chemiczne (a zwłaszcza ich opary czy pyły) na przykład w środowisku pracowniczym.

    Co istotne, w przypadku chorobowych przyczyn, można niekiedy obserwować zaburzenia widzenia barw w jednym oku, natomiast jeśli wada ta determinowana jest genetycznie, jej natężenie jest raczej takie samo w obu oczach.
     
    Wśród różnych rodzajów zaburzeń widzenia barwnego wyróżnia się jego poszczególne odmiany – każda z nich spowodowana jest nieprawidłowym funkcjonowaniem konkretnej grupy czopków (receptorów wzroku odpowiedzialnych za widzenie barw). I tak, osoby nie mogące rozróżnić odcieni czerwieni i zieleni cierpią na daltonizm, a pacjenci „niewidzący” barw w ogóle – na monochromatyzm. Wyróżnia się również trichromatyzm (gdy nasycenie barw nie jest dla osoby z zaburzeniem tak mocne, jak dla osoby zdrowej), a także dichromatyzmy (w których „pomyłki” dotyczące kolorów są bardziej subtelne i złożone).

    Zaburzenia widzenia kolorów – diagnostyka
     
    W diagnostyce zaburzeń widzenia barwnego uwzględnia się różnego rodzaju testy, w których weryfikuje się rozpoznawanie przez pacjenta poszczególnych kolorów i ich odcieni. Najpopularniejszy z nich, wykorzystujący tak zwane tablice Ishihiary, sprawdza rozróżnianie barw zielonej i czerwonej (najczęściej to właśnie te kolory są bowiem „niewidoczne” dla pacjenta).
     
    Badania na zaburzenia widzenia kolorów są całkowicie bezbolesne i powinny być wykonywane przez okulistę. Więcej przykładów testów, którym poddaje się pacjenta w procesie rozpoznania ślepoty barwnej znajduje się tutaj: https://www.adamed.expert/pacjent/choroby-i-objawy/oczy/zaburzenia-widzenia-barwnego.
     
    Zaburzenia widzenia barw – leczenie
     
    W większości przypadków – czyli w przypadkach determinowanych genetycznie – leczenie zaburzeń widzenia barw nie jest możliwe. Istnieją jednak metody pozwalające podnieść komfort życia pacjenta. Osoba z daltonizmem lub innym rodzajem ślepoty barwnej może zaopatrzyć się w specjalne, dostosowane do spektrum jej wady okulary lub soczewki, barwione w taki sposób, by kompensowały one kolory „niewidzialne” dla pacjenta.
     
    U osób, u których zaburzenia widzenia kolorów spowodowane są innymi czynnikami – w tym chorobami lub przyjmowaniem konkretnych leków – terapia pierwotnego schorzenia lub modyfikacja farmakoterapii mogą przynieść pewną poprawę w widzeniu barw (efektu tego nie da się jednak przewidzieć, z uwagi na niemożność oceny stopnia zniszczenia czopków).
     
    Źródła:
    M. Wiercińska, Daltonizm i inne zaburzenia widzenia barw (ślepota barw) [w:] Medycyna Praktyczna, 19.04.2023
    A. Stodolska-Nowak, dr n. med. J. Siwiec-Prościńska, Daltonizm [w:] Okulistyka po Dyplomie 06/2018
    Dr n. med. K. Stasiak, Dziedziczenie zaburzeń widzenia barwnego [w:] Okulistyka po Dyplomie 02/2021
    Kazimierska, Powikłania oczne cukrzycy to nie tylko retinopatia [w:] termedia.pl, 21.07.2022


    « powrót do artykułu

  6. Około 6 milionów lat temu zaczęły rozchodzić się linie rozwojowe szympansa i człowieka. Proces ten trwał przez kilka milionów lat, w czasie których nasi wcześni przodkowie coraz bardziej różnili się od szympansów, zeszli z drzewa i przyjęli postawę wyprostowaną, co pozwoliło im na uwolnienie górnych kończyn i wykorzystanie ich do manipulowania otoczeniem, a z czasem do używania narzędzi. W końcu mniej więcej 2,1 miliona lat temu prawdopodobny bezpośredni przodek naszego gatunku, Homo erectus, wyemigrował z Afryki. Trasa jego wędrówki prowadziła przez północno-wschodnią Afrykę i Bliski Wschód do Azji i Europy. H. erectus przeszedł przez regiony, które obecnie w znaczniej mierze są pustyniami. Jak tego dokonał?

    Wiemy, że klimat Sahary co jakiś czas się zmienia. Nazywamy to zjawisko „zieloną Saharą” lub „afrykańskim okresem wilgotnym”. Podczas tego zielonego okresu pustynia znacząco się kurczyła, a krajobraz zmieniał się na podobny do dzisiejszych sawann, które znamy ze wschodu Afryki, mówi Rachel Lupien z Uniwersytetu w Aarchus. Naukowcy z tej uczelni przeprowadzili badania, które wykazały, że dokładnie w czasie, gdy migrowały pierwsze grupy H. erectus, Sahara była bardziej zielona niż w jakimkolwiek okresie w ciągu badanych przez nas 4,5 miliona lat. H. erectus mógł więc wyjść z Afryki przez zielony korytarz, dodaje Lupien.

    Obecnie Sahara znajduje się w okresie suchym. Pełny cykl przejścia pomiędzy okresem suchym a wilgotnym trwa około 20 000 lat. Jednak trendy nie są stałe. Poziom wilgotności w okresach „zielonych” się zmienia, gdyż wpływają na to dwa dodatkowe cykle, jeden trwa 100 000 lat, drugi 400 000 lat.

    Duńscy uczeni przebadali osady z dna Morza Śródziemnego, by określić, jak wyglądał klimat w przeszłości. Warstwy osadów tworzą się z czasem z materiału wywiewanego przez wiatr z Afryki Północnej. W warstwach tych można znaleźć biomarkery, stanowiące dowód klimatu z przeszłości. Jednym z biomarkerów są molekuły wosku epikutykularnego, substancji, która służy roślinom do ochrony liści. Ten wosk nadaje liściom i trawom warstwę, dzięki której one lśnią. Gdy roślina umiera, jej większość dość szybko się rozkłada, ale molekuły wosku mogą przetrwać długi czas. Dlatego znajdujemy je w osadach sprzed milionów lat, wyjaśnia Lupien. I to właśnie skład molekuł wosku może zdradzić cenne informacje o klimacie w czasie, gdy warstwa wosku się tworzyła. Na przykład z molekuł wodoru naukowcy mogą wyciągnąć informacje o poziomie opadów. Woda zawiera wodór, możemy więc wykorzystać wodór do śledzenia cyklu wodnego. Woda na Ziemi zawiera zarówno zwykły wodór, jak i jego izotop – deuter. Gdy mamy do czynienia z dużymi opadami rośliny absorbują stosunkowo mniej deuteru, a gdy jest sucho, absorbują go więcej, stwierdza uczona.

    Izotopy wodoru zdradzają poziom opadów, ale nie mówią, które z roślin dobrze rozwijały się w takim klimacie. Takie informacje można poznać badając izotopy węgla. Ogólnie rzecz biorąc, istnieją dwa rodzaje roślin. Nazywamy je roślinami C3 i C4. Około 90% wszystkich roślin stanowią rośliny C3. Rozwijają się one na większości obszarów Ziemi, z wyjątkiem regionów bardzo suchych i bardzo gorących. Z drugiej zaś strony rośliny C4 wyspecjalizowały się w przetrwaniu na obszarach, gdzie rzadko pada i jest gorąco, stwierdza uczona. Wosk epikutykularny roślin C3 i C4 zawiera różne ilości węgla, dzięki czemu można rośliny te od siebie odróżnić. W ten sposób z osadów można się dowiedzieć, który z dwóch rodzajów roślin dominował w danym okresie. Okazało się, że w czasie migracji H. erectus w Afryce Północnej było więcej roślin C3 niż jakimkolwiek innym wilgotnym okresie w czasie ostatnich 4,5 miliona lat.

    Z badań wynika zatem, że 2,1 miliona lat temu Sahara była najbardziej zielona w czasie ostatnich 4,5 miliona lat. Właśnie wtedy Homo erectus, pierwszy bezpośredni przodek Homo sapiens, migrował z Czarnego Lądu. Prawdopodobnie to właśnie klimat umożliwił tę migrację.


    « powrót do artykułu

  7. W branży IT niektórzy specjaliści są odpowiedzialni za cały proces tworzenia oprogramowania. Do tego grona należy zaliczyć Fullstack Developera, który zajmuje się nie tylko mechaniką działania danego produktu, ale także aspektem wizualnym. Z tego względu musi mieć szereg kompetencji, dzięki którym świetnie poradzi sobie zarówno z kodowaniem, jak i graficzną odsłoną aplikacji lub strony internetowej. Programiści Fullstack nie mogą narzekać na brak ofert pracy - zapotrzebowanie na specjalistów z tego zakresu wciąż jest bardzo duże. Warto sprawdzić, na jakie wynagrodzenie można liczyć w tym zawodzie.

    Pensja na stanowisku Junior Fullstack Developer

    Zarobki w zawodzie Fullstack Developer, jak i w innych, zależą w dużej mierze stopnia doświadczenia. Najniższe stawki otrzymuje zatem osoba pracująca na poziomie juniorskim. Wysokość wynagrodzenia rozpoczyna się od kwoty 6000 zł brutto na umowie o pracę. Natomiast maksymalna pensja w tym przypadku może wynieść 9000 zł brutto. Kiedy jednak wybiera się współpracę w ramach kontraktu B2B, wynagrodzenie nieco się zmienia – mieści się wtedy granicach od 6500 do 9500 zł netto. Jakie wymagania należy spełnić, aby pracować w tym zawodzie? Na stanowisku juniorskim ważna jest znajomość co najmniej jednego języka programowania, takiego jak Python, Java, JavaScript czy PHP. Należy jednak podkreślić, że największe szanse na szybkie zdobycie posady mają kandydaci, którzy biegle posługują się co najmniej dwoma językami. Wymagana jest również znajomość dedykowanych frameworków jak na przykład Entity czy .NET Core. Potencjalni kandydaci powinni także wiedzieć, na czym polega obsługa wybranych baz danych typu MSSQL. W wymaganiach może też być uwzględniona znajomość systemów kontroli wersji (np. Git).

    Na jakie zarobki może liczyć Mid Fullstack Developer?

    Jesteś zainteresowany pracą na stanowisku Mid Fullstack Developer? W takim przypadku możesz liczyć na wynagrodzenie nie mniejsze niż 9000 zł brutto, natomiast najczęściej nie będzie ono większe niż 15 000 zł brutto. Dotyczy to sytuacji, kiedy praca wykonywana jest na podstawie umowy o pracę. Jednak wiele firm oferuje zawarcie kontraktu B2B. Wówczas średnie zarobki będą mieścić się w granicach od 13 500 do 20 000 zł netto. Obecnie najwięcej ofert pracy udostępniają firmy działające w dużych miastach, w tym w Warszawie i we Wrocławiu. Warto podkreślić, że pracodawcy z większych aglomeracji zazwyczaj proponują wynagrodzenie wyższe niż średnie zarobki w IT. Jakie wymagania należy spełnić, aby otrzymać zatrudnienie jako Mid Fullstack Developer? Poza umiejętnością obsługi konkretnych technologii pracodawcy oczekują od kandydatów również dobrej znajomości języka angielskiego. Warto zatem dokładnie zapoznać się z obecnymi ogłoszeniami.

    Wynagrodzenie w zawodzie Senior Fullstack Developer

    Jak prezentują się zarobki na poziomie senior? Otóż doświadczony Fullstack Developer najczęściej zarabia od 14 000 do 19 000 zł brutto miesięcznie, jeśli podpisze umowę o pracę. Inną opcją może być współpraca w ramach kontraktu B2B. W tym przypadku zarobki zazwyczaj mieszczą się w granicach od 19 000 do 27 500 zł netto. W wymaganiach pracodawców często można trafić na znajomość bardziej zaawansowanych technologii, w takich jak Spring Boot, Hibernate, React czy Docker. Należy podkreślić, że na wysokość pensji wpływa przede wszystkim doświadczenie i wiedza kandydata. Na wysokie stawki mogą liczyć Senior Fullstack Developerzy, którzy sprawdzają się w roli mentorów dla osób stawiających pierwsze kroki w branży. Ważne u potencjalnych kandydatów są także umiejętności kierowania zespołem IT ze ścisłą współpracą z teamem biznesowym. Istotna jest też umiejętność komunikacji. Warto podkreślić, że poszczególne oferty pracy uwzględniają szereg dodatkowych benefitów – w tym możliwość pracy opartą o elastyczny grafik.

    Podsumowanie

    Praca w zawodzie Fullstack Developer to doskonała perspektywa rozwoju dla osób, które mają doświadczenie w obszarze back-endu i front-endu. Oferty publikowane przez pracodawców są skierowane zarówno początkujących kandydatów, jak i specjalistów. Jeśli czujesz, że to coś dla Ciebie, to znajdź odpowiednie ogłoszenie i aplikuj.


    « powrót do artykułu

  8. Jeśli w swojej pracy chciałbyś się zajmować funkcjonalnością strony internetowej, aplikacji lub gry, to warto zastanowić się nad stanowiskiem Backend Developer. W tej pracy dba się o poprawne działanie danego produktu, pracując głównie w obszarze serwera. Obecnie pojawia się spory popyt na specjalistów z tego zakresu IT, na co wskazują aktualne oferty zatrudnienia. Oczywiście poszczególne ogłoszenia różnią się nie tylko zakresem wymagań, ale także średnim wynagrodzeniem. Warto nieco bliżej przyjrzeć się orientacyjnym zarobkom.

    Zarobki na stanowisku Junior Backend Developer

    Na stanowisku Junior Backend Developer zarobki oscylują w granicach od 5000 do 12000 zł brutto przy standardowej formie zatrudnienia, jaką jest umowa o pracę. Jeśli jednak wolisz współpracę na kontrakt B2B, to nie będzie z tym żadnego problemu. Wielu pracodawców chętnie stawia na ten typ umowy. Wtedy może liczyć na nieco wyższą pensję wynoszącą od 5000 do 14 000 zł netto. Różnica w zarobkach najczęściej uwarunkowana jest zakresem obowiązków pracownika. Warto przy tym podkreślić, że pracodawcy cenią sobie kandydatów, którzy biegle posługują się co najmniej dwoma językami programowania. W wymaganiach często jest uwzględniona znajomość takich technologii jak Java czy Python. Nierzadko pojawiają się oferty dedykowane osobom, które specjalizują się nie tylko w obszarze back-endu, ale także obsługują technologie charakterystyczne dla front-endu.

    Ile wynosi pensja Mid Backend Developera?

    Kiedy uda się przepracować kilka lat w branży, to można aspirować do stanowiska Mid Backend Developer. Oczywiście wraz z awansem zmienia się także pensja, która nie będzie mniejsza niż 7000 zł brutto, a może dojść do nawet 18 000 zł brutto w przypadku umowy o pracę. Warto jednak dodać, że wiele firm oferuje też współpracę w ramach kontraktu B2B. W takim przypadku pensja wynosi najmniej 8000 zł netto, a najwięcej 24 000 zł netto. Najwyższe stawki oferują duże korporacje. Wielu potencjalnych pracodawców uwzględnia w wymaganiach umiejętność obsługi takich technologii jak Spring, SQL, PHP czy Ruby. Ważna jest także dobra znajomość języka angielskiego. Kluczowe są również kompetencje miękkie, takie jak zdolności analitycznego myślenia, czy wysoko rozwiniętych umiejętnościach komunikacyjnych.
    Więcej na temat aktualnych zarobków na poszczególnych stanowiskach w branży IT znajdziesz na https://theprotocol.it/zarobki.

    Na jakie wynagrodzenie może liczyć Senior Backend Developer?

    Doświadczony Backend Developer może aspirować do pracy na stanowisku seniorskim. Wtedy zarobki też się zwiększają i są adekwatne do obowiązków i odpowiedzialności jaką ponosi. Wynagrodzenie w przypadku umowy o pracę zwykle mieści się w granicach od 14 000 do 24 000 zł brutto. Można też zdecydować się na kontrakt B2B. Wówczas minimalne zarobki wyniosą 15 000 zł netto, a maksymalne 30 000 zł netto. Należy podkreślić, że oferty pracy są bardzo zróżnicowane i obejmują również propozycje zatrudnienia poza granicami kraju. Dominują przede wszystkim ogłoszenia z Warszawy, Krakowa i innych dużych aglomeracji. Na rynku pracy szczególnie cenieni są specjaliści z doświadczeniem mentorskim oraz wysoko rozwiniętymi umiejętnościami zarządzania projektami. Wiele osób zwraca też uwagę na dodatkowe benefity. Często jest to możliwość skorzystania z ubezpieczenia na życie oraz z prywatnej opieki medycznej. Niekiedy trafia się także na dofinansowanie do zajęć sportowych. W wielu ofertach pracy kluczową korzyścią pozapłacową jest także elastyczny tryb wykonywania obowiązków zawodowych.

    Podsumowanie

    Praca w zawodzie Backend Developera wiąże się z koniecznością posiadania sporej wiedzy. Szczegółowe wymagania idą w parze z atrakcyjnymi zarobkami, co jest szczególnie widoczne na poziomie seniorskim. Warto podkreślić, że pojawiające się oferty pracy zwykle są udostępniane przez firmy prowadzące działalność w dużych miastach, a zdalny tryb pracy często umożliwia wykonywanie obowiązków zawodowych z dowolnego miejsca. Poznaj zatem już teraz aktualne ogłoszenia i znajdź ofertę dla siebie.


    « powrót do artykułu

  9. Java Developer to zawód, który w ostatnich latach cieszy się popularnością wśród osób, które pragną rozwijać się w IT. Taki specjalista w swojej pracy zajmuje się przede wszystkim tworzeniem aplikacji, gier i innych produktów IT z wykorzystaniem języka Java. Jest on odpowiedzialny również za prowadzenie dokumentacji technicznej i testowanie. Ostatnie lata to także spory popyt na developerów Java, co wiąże się z szerokim zastosowaniem tego języka programowania. Potencjalni kandydaci na to stanowisko mogą zatem szybko znaleźć pracę, nawet jeśli stawiają pierwsze kroki w zawodzie. Jak natomiast wygląda kwestia zarobków w przypadku poszczególnych etapów kariery? Sprawdźmy to.

    Junior Java Developer - na jakie zarobki może liczyć?

    W przypadku osób zainteresowanych, które są zainteresowane pracą na stanowisku juniorskim na umowie o pracę zarobki będą się mieścić w przedziale od 6300 zł brutto do 10 000 zł brutto. A jak wyglądają zarobki Java Developera, gdy zdecyduje się na formę współpracy w ramach B2B? Wtedy może liczyć na wyższe stawki - w tym przypadku miesięczne zarobki wynoszą nie mniej niż 8000 zł netto, ale też nie więcej niż 12 000 zł netto. Podstawowym wymogiem do zdobycia posady jest oczywiście biegła znajomość języka programowania Java. Wielu pracodawców dodatkowo oczekuje umiejętności posługiwania się innymi technologiami, takimi jak na przykład Git. Największe szanse na znalezienie pracy mają osoby, które mogą się już pochwalić doświadczeniem w obszarze back-endu.

    Jak prezentuje się wynagrodzenie na stanowisku Mid Java Developer?

    Kolejnym etapem rozwoju w karierze Java Developer jest stanowisko mid, wtedy zarobki ulegają zmianie i miesięcznie mogą one wynosić od 9000 zł brutto do 14 000 zł brutto, jeśli wybierze się klasyczną umowę o pracę. Wiele osób preferuje jednak kontrakt B2B - w typ przypadku wynagrodzenie zazwyczaj mieści się w granicach od 11 000 do 16 000 zł netto. Duże zapotrzebowanie na programistów Java dotyczy głównie większych aglomeracji. W ogłoszeniach dominują oferty z Warszawy, które zazwyczaj wiążą się z najwyższym wynagrodzeniem. Pracodawcy często szukają kandydatów z wykształceniem informatycznym. Istotne jest również kilkuletnie doświadczenie w kodowaniu w języku Java. Nierzadko w ogłoszeniach są także uwzględnione wymagania dotyczące znajomości konkretnych frameworków, takich jak chociażby Spring.

    Wysokość zarobków w zawodzie Senior Java Developer

    Na najwyższe zarobki w IT mogą liczyć programiści w języku Java, którzy osiągnęli poziom seniorski. Jeśli postawią na umowę o pracę, ich pensja może wynieść minimalnie 14 000 zł brutto i maksymalnie 21 500 zł brutto. Z kolei w przypadku kontraktu B2B miesięczne zarobki zazwyczaj oscylują w granicach od 16 000 do 24 000 zł netto. Oferty pracy najczęściej są udostępniane przez większe firmy, w tym podmioty prowadzące działalność w całej Polsce. A możliwość pracy zdalnej sprawia, że poszukiwanie pracy staje się jeszcze łatwiejsze. Warto też wiedzieć, że różnica w zarobkach wynika najczęściej z zakresu obowiązków oraz posiadanych przez kandydata umiejętności. Wielu pracodawców oczekuje znajomości nie tylko podstawowych technologii i frameworków, ale również takich narzędzi, jak PostgreSQL, Hibernate czy Spring Boot. Dodatkowo niektóre firmy finansują branżowe szkolenia, aby przygotować pracowników do nowych wyzwań. Warto też wspomnieć o najczęściej pojawiających się benefitach. Wśród popularnych korzyści pozapłacowych dominuje dostęp do prywatnej opieki medycznej, dofinansowanie zajęć sportowych, a także możliwość skorzystania z ubezpieczenia na życie.

    Podsumowanie

    Decydując się na pracę jako programista w języku Java, można liczyć na zróżnicowany wybór ofert zatrudnienia – zwłaszcza gdy masz już wieloletnie doświadczenie w tym zawodzie. Dominują ogłoszenia wstawiane przez większe korporacje, które mają swoje filie w dużych aglomeracjach. Właśnie tacy pracodawcy najczęściej proponują najwyższe stawki, nierzadko połączone z wieloma benefitami pozapłacowymi.


    « powrót do artykułu

  10. W zbiorach skamieniałości Muzeum Historii Naturalnej w Londynie odkryto najstarszego grzyba wywołującego choroby. Patogen nazwany został Potteromyces astroxylicola, na cześć pisarki Beatrix Potter, autorki m.in. Piotrusia Królika. Potter interesowała się grzybami. Jej niezwykle szczegółowe rysunki grzybów i studia nad ich rozwojem w niektórych przypadkach o całe dekady wyprzedzały wiedzę akademicką. Obecnie coraz więcej mykologów postrzega Potter jako ważną osobę na polu rozwoju tej specjalności.

    Grzyby odgrywają w środowisku niezwykle ważną rolę. Pozwalają na przykład pozyskiwać roślinom minerały z gleby, rozkładają martwą materię, umożliwiając powrót składników odżywczych do obiegu. Wiele z nich powoduje choroby roślin i zwierząt. A nowe badania wskazują, że początków takiego szkodliwego działania grzybów należy szukać u P. astroxylicola.

    Gatunek został odkryty przez doktor Christine Strullu-Derrien i jej współpracowników w muzealnych eksponatach ze stanowiska Rhynie Chert w Szkocji, które już w przeszłości przysłużyła się naszej wiedzy odnośnie ewolucji roślin i powiązanych z nimi grzybów. Żeby znaleźć grzyby, które tworzą bardzo delikatne struktury, musisz mieć środowisko, w którym wszystko się bardzo dobrze przechowuje. W Rhynie Chert mamy jedne z najlepiej na świecie zachowanych skamieniałości wczesnych grzybów, roślin i stawonogów. To szczególnie ważne miejsce do uchwycenia momentu, w którym wiele gatunków zaczęło kolonizować lądy, dodaje uczona.

    Naukowcy za pomocą mikroskopii konfokalnej zbadali próbkę ze stanowiska Rhynie Chert, które zawiera osady ze wczesnego dewonu sprzed 407 milionów lat. Na jednym ze slajdów zobaczyli coś, co wyglądał jak nieznany gatunek grzyba. Jego konidiofory – szczytowe strzępki grzybni, na której wytwarzane są zarodniki – wyglądał inaczej, niż u wszystkich znanych im grzybów. Jednak wiadomo, że poszczególne grzyby tego samego gatunku mogą się od siebie różnić w znaczący sposób. Naukowcy musieli więc znaleźć innego osobnika, by potwierdzić odkrycie. Praca ze skamieniałymi grzybami to coś innego, niż praca ze skamieniałościami dinozaurów. W przypadku dinozaurów pojedynczy osobnik może zostać opisany jako nowy gatunek. Jednak w przypadku grzybów trzeba mieć więcej niż jeden przykład, stwierdza Strullu-Derrien.

    Christine pierwszego P. astroxylicola zauważyła w 2015 roku. Poszukiwania kolejnego osobnika trwały latami. Znalazła go niedawno w próbkach z Rhynie Chert znajdujących się w National Museums Scotland. Dopiero to odkrycie dało jej podstawy do bliższego przyjrzenia się nowemu gatunkowi.

    Jednak najbardziej ekscytujące było nie odkrycie nowego gatunku, ale miejsce, w którym grzyb się znajdował. Uczona zidentyfikowała go w wymarłej roślinie o nazwie Asteroxylon mackiei. Grzyb przebił się przez wewnętrzne jej warstwy, by zniszczyć komórki rośliny i pobrać z nich składniki odżywcze. W odpowiedzi roślina wytworzyła kopulaste narośla. To wskazuje, że żyła, gdy została zaatakowana przez grzyba. Jednak jej reakcja jest unikatowa dla Rhynie Chert. W Rhynie Chert opisano już inne grzyby pasożytujące, tutaj mamy pierwszy przykład grzyba, który wywołał chorobę u rośliny. Nie można wykluczyć, że są tam starsze grzyby powodujące choroby, ale nie rozumiemy dobrze grzybów z tamtego okresu, by to udowodnić, mówi odkrywczyni.

    Tym samym Potteromyces astroxylicola jest najstarszym znanym nam grzybem wywołującym choroby.


    « powrót do artykułu

  11. Badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Stanforda na 5678 osobach wykazały, że organy w naszym ciele starzeją się w różnym tempie. A gdy wiek któregoś z nich jest szczególnie zaawansowany w porównaniu z innymi, osoba posiadająca taki narząd jest narażona zarówno na zwiększone ryzyko chorób spowodowanych przez ten organ, jak i zgonu. Okazuje się, że niemal 20% przeciętnie zdrowych w wieku 50 lat i więcej posiada co najmniej 1 organ starzejący się w znacznie przyspieszonym tempie. Co jednak najważniejsze – niewykluczone, że prosty test z krwi pozwoli określić, który z organów starzeje się szybciej, co pozwoli na podjęcie wcześniejszej interwencji.

    Możemy ocenić biologiczny wiek organu zdrowej osoby i w ten sposób przewidzieć ryzyko wystąpienia choroby tego organu, mówi profesor neurologii Tony Wyss-Coray. Uczony przypomina, że wiele dotychczasowych badań skupiało się na wieku biologicznym człowieka – wyznaczanym za pomocą złożonego zestawu biomarkerów – który niekoniecznie odpowiada liczbie lat, jakie przeżył dany człowiek.

    Wyss-Coray i jego zespół poszli o krok dalej. Postanowili spróbować określić wiek biologiczny poszczególnych organów. Skupili się na sercu, tkance tłuszczowej, płucach, układzie odpornościowym, nerkach, wątrobie, mięśniach, trzustce, mózgu, układzie żylnym oraz jelitach. Gdy porównaliśmy wiek biologiczny tych organów u osób bez oczywistych poważnych chorób, okazało się, że 18,4% osób w wieku 50 lat i więcej posiada co najmniej jeden organ, który starzeje się znacznie szybciej od pozostałych. I odkryliśmy, że osoby takie są narażone na rozwinięcie się w ciągu kolejnych 15 lat choroby tego organu, wyjaśnia uczony.

    U 1 na 60 osób biorących udział w badaniu zauważono, że w zdecydowanie szybszym tempie od pozostałych starzeją się dwa organu. U osób takich ryzyko zgonu było 6,5-krotnie większe niż u ludzi, których żaden organ nie starzeje się w nadmiernym tempie, dodaje Wyss-Coray. Badacze wykorzystali komercyjnie dostępne technologie oraz opracowany przez siebie algorytm do oszacowania poziomu tysięcy protein występujących we krwi. Dzięki temu zidentyfikowali 858 protein pochodzących z konkretnych organów i połączyli zmiany poziomu tych protein z przyspieszonym starzeniem się organów oraz podatnością na choroby i zgon.

    Badania rozpoczęli od sprawdzenia poziomu niemal 5000 protein we krwi niemal 1400 zdrowych ludzi w wieku 20-90 lat. Większość z badanych stanowiły osoby w średnim i starszym wieku. Za pomocą stworzonego przez siebie algorytmu oznaczyli proteiny, u których poziom aktywacji genów był co najmniej 4-krotnie większy w danym organie w porównaniu z innymi, zidentyfikowali 858 protein powiązanych z konkretnymi organami i próbowali oszacować wiek biologiczny organów i osób. Działanie algorytmu zweryfikowano następnie polecając mu ocenić wiek około 4000 innych osób.

    Dla każdego z badanych 11 organów oszacowano „rozbieżność wieku”, czyli różnice pomiędzy wiekiem chronologicznym organu, a wiekiem biologicznym, który wyliczono dla każdego z organów na podstawie wspomnianych protein. Okazało się, że dla 10 z 11 organów (wyjątkiem są jelita) rozbieżność pomiędzy wiekiem biologicznym a chronologicznym jest powiązana ze zwiększonym ryzykiem zgonu w ciągu 15 lat. Naukowcy stwierdzili, że posiadanie szybciej starzejącego się organu jest powiązane z ryzykiem zgonu większym od 15 do 50 procent w ciągu 15 lat, w zależności od tego, który organ szybciej się starzeje.

    U osóby, u których dochodzi do przyspieszonego starzenia się serca, a które początkowo nie wykazują żadnych oznak choroby ani nieprawidłowych biomarkerów, ryzyko ataku serca jest 2,5-krotnie wyższe niż u osób, których serca starzeją się w standardowym tempie.

    I tak, osoby ze „starszymi” mózgami miały o 80% większe ryzyko spadku zdolności poznawczych w ciągu najbliższych 5 lat niż osoby o „młodszych” mózgach. Przyspieszone starzenie się mózgu lub naczyń krwionośnych było też dobrym wskaźnikiem ryzyka rozwoju choroby Alzheimera. Równie dobrym, jak najlepsze obecnie używane biomarkery.

    Uczeni zauważyli też bardzo silny związek pomiędzy ekstremalnie szybkim (powyżej 2 odchyleń standardowych od normy) starzeniem się nerek a występowaniem nadciśnienia i cukrzycy. Z kolei ekstremalnie szybkie starzenie się serca powiązane jest z migotaniem przedsionków i atakiem serca.


    « powrót do artykułu

  12. U nastolatków, którzy używają smartfona ponad 4 godziny dziennie, występuje większy odsetek problemów psychicznych oraz używania substancji odurzających. Takie wyniki dały badania przeprowadzone na ponad 50 000 koreańskich nastolatków przez naukowców z Centrum Medycznego Uniwersytetu Hanyang. Już wcześniejsze badania pokazywały, że coraz bardziej intensywne używanie smartfonów w wieku nastoletnim może być powiązane z licznymi problemami - od zaburzeń psychicznych poprzez zaburzenia snu po problemy z oczami, układem kostnym i mięśniowym. Pojawiały się też badania, z których wynikało, że przynajmniej do pewnego stopnia smartfony mogą poprawiać zdrowie psychiczne i fizyczne młodzieży. Jin-Hwa Moon, Jong Ho Cha i ich koledzy postanowili bliżej przyjrzeć się temu problemowi.

    Naukowcy przeanalizowali dane ponad 50 000 młodych ludzi zebrane w latach 2017–2020. Zawierały one zarówno informacje o częstotliwości i długości używania smartfonów, jak i szczegółowe dane o zdrowiu respondentów. Uczeni przeprowadzili analizy statystyczne, podczas których wzięli pod uwagę różne czynniki wpływające na stan zdrowia, jak wiek, płeć czy status społeczny i ekonomiczny.

    Zauważyli przede wszystkim, że w badanym okresie odsetek nastolatków, którzy używali smartfona przez ponad 2 godziny dziennie zwiększył się z 64,3% w roku 2017 do 85,7% w roku 2020. Okazało się również, że osoby, które używały smartfona ponad 4 godziny dziennie wykazywały większy poziom stresu, częściej miały myśli samobójcze oraz częściej zażywały środki odurzające, niż ich rówieśnicy korzystający ze smartfonów krócej niż 4 godziny na dobę. Jednocześnie jednak okazało się, że nastolatkowie używający smartfonów 1-2 godzin na dobę mieli mniej problemów, niż ci, którzy w ogóle ze smartfonów nie korzystali.

    Autorzy badań podkreślają, że nie wykazali związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy używaniem smartfonów, a wpływem na zdrowie, jednak ich badania pokazują, że istnieje niekorzystna korelacja pomiędzy długotrwałym używaniem przez młodzież smartfonów, a stanem zdrowia psychicznego. Szczególnie szkodliwe skutki dla zdrowia ujawniają się przy używaniu smartfonów ponad 4 godziny na dobę.

    Szczegóły badań zostały opublikowane na łamach PLOS One.


    « powrót do artykułu

  13. Składka ubezpieczeniowa jest jednym z kluczowych czynników, które wpływają na wybór konkretnej polisy. Jej wysokość determinuje koszt ochrony ubezpieczeniowej i może mieć znaczący wpływ na nasze decyzje. Ale od czego dokładnie zależy wysokość składki i jakie czynniki są brane pod uwagę przez ubezpieczycieli? W tym artykule przyjrzymy się czynnikom, które mogą mieć na nią wpływ.

    Czym jest składka ubezpieczeniowa?

    Najprościej mówiąc, jest to kwota pieniędzy, którą płacimy ubezpieczycielowi w zamian za udzielenie nam ochrony. Stanowi zatem rodzaj opłaty, która umożliwia nam skorzystanie z korzyści wynikających z polisy. Wysokość składki zależy od wielu czynników i może się różnić w zależności od rodzaju ubezpieczenia, naszego wieku, stanu zdrowia, historii ubezpieczeniowej i innych czynników. Przy dużej liczbie ofert wybór samego ubezpieczenia może być problematyczny i zawsze powinien zostać poprzedzony dogłębną analizą – szczególnie w przypadku polisy na życie. Część firm wprowadziła własne kalkulatory, które pozwalają już wcześniej oszacować wysokość składki (https://www.nn.pl/dla-ciebie/zycie-i-zdrowie/kalkulator).

    Jakie czynniki wpływają na wysokość składki?

    Przy ustalaniu kosztu polisy ubezpieczyciele biorą pod uwagę różne czynniki. Oto kilka kluczowych danych, które mogą wpływać na wysokość składki:

    Rodzaj ubezpieczenia – każdy rodzaj ubezpieczenia ma swoje unikalne ryzyka i koszty, dlatego wysokość składki będzie się różnić w zależności od samego rodzaju polisy. Wartość ubezpieczenia – wysokość sumy ubezpieczenia, czyli kwoty, na którą jesteśmy ubezpieczeni, również pozostaje nie bez znaczenia. Im wyższa suma ubezpieczenia, tym z reguły wyższa składka. Wiek – młodsi ludzie mogą płacić mniej, ponieważ z reguły są uważani za mniej ryzykownych ubezpieczonych. Starsze osoby zazwyczaj będą ponosić wyższe wydatki – jako bardziej podatne na różnego rodzaju ryzyka. Stan zdrowia – osoby z historią chorób lub istniejącymi schorzeniami muszą liczyć się z ponoszeniem wyższych kosztów, gdyż w ich przypadku częściej może wystąpić konieczność leczenia. Historia ubezpieczeniowa – jeśli posiadaliśmy jakieś polisy już wcześniej i byliśmy odpowiedzialnymi ubezpieczonymi, ten fakt również może zostać wzięty pod uwagę.


    Jak obniżyć składkę ubezpieczeniową?

    Chociaż wysokość składki jest ustalana przez ubezpieczyciela, istnieje kilka sposobów, aby obniżyć jej koszt bez utraty jakości ochrony. Oto kilka praktycznych wskazówek, które mogą Ci pomóc:

    podziel składkę na raty – jeśli nie jesteś w stanie opłacić składki za ubezpieczenie jednorazowo, zapytaj ubezpieczyciela o możliwość jej podziału na raty, porównaj oferty – zrób dokładne porównanie różnych ofert ubezpieczeniowych, sprawdź, jakie ochrony oferują, jakie są ich ceny i warunki umowy. zwiększ sumę ubezpieczenia – jeśli jesteś w stanie sobie na to pozwolić, zwiększenie całej sumy ubezpieczenia może pozwolić Ci obniżyć składkę, zadbaj o swoje zdrowie – może to przynieść korzyści nie tylko dla Twojego samopoczucia, ale znacząco zmniejszyć ryzyko wystąpienia poważnych chorób i wpłynąć na obniżenie kosztów polisy.
    « powrót do artykułu

  14. Dźwięki są przekazywane są za pomocą pomocą powietrza. Zatem właściwości powietrza wpływają na to, jak wydajemy i słyszymy dźwięk. Z jednej strony niska wilgotność zimnego powietrza stanowi wyzwanie dla artykulacji mowy, która wymaga drgań strun głosowych. Z drugiej zaś strony gorące powietrze tłumi głoski bezdźwięczne, przy artykulacji których struny głosowe nie drżą. Doktor Søren Wichmann i jego koledzy z Chin postanowili sprawdzić, czy fizyczne właściwości powietrza wpłynęły na ewolucję języków.

    Naukowcy wykorzystali bazę danych Automated Similarity Judgment Program (ASJP). Zawiera ona obecnie podstawowe słownictwo 5293 języków i jest ciągle rozbudowywana. Analizujący ją uczeni stwierdzili, że języki używane w strefie równikowej mają wyższą średnią dźwięczność, niż języki z wyższych szerokości geograficznych. Najwyższa zaś dźwięcznością charakteryzują się języki Oceanii i Afryki. Bardzo wysoką dźwięczność ma język joruba, używany w Nigerii, Beninie i Togo. Natomiast rekordowo bezdźwięczne są języki salisz, używane przez Indian z zachodniego wybrzeża przy granicy amerykańsko-kanadyjskiej.

    Od tych zasad istnieją jednak wyjątki. Badacze zauważyli, że niektóre języki Ameryki Środkowej oraz kontynentalnej Azji Południowo-Wschodniej charakteryzuje dość niska średnia dźwięczność, mimo że występują w gorących regionach. Wyjątki te wskazują, że wpływ temperatury na dźwięczność jest powolny, a temperatura zmienia języki w ciągu setek lub tysięcy lat. Mimo istnienia wyjątków wykazaliśmy, że istnieje bezsprzeczny związek pomiędzy średnią dźwięcznością rodzin językowych, a średnią roczną temperaturą powietrza, podkreśla Wichmann.

    W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej badań wskazujących, że środowisko ma wpływ na kształtowanie się języka. Przez długi czas uważano, że podstawowe struktury lingwistyczne są niezależne i nie ma na nie wpływu ani otoczenie społeczne, ani naturalne. Jednak ostatnie badania, w tym i nasze, podważają to przekonanie, dodaje Wichmann.

    Z badań niemiecko-chińskiego zespołu płynie jeszcze jeden bardzo ważny wniosek. Jeśli bowiem średnie temperatury powietrza wpływają na dźwięczność języków na przestrzeni setek czy tysięcy lat, to badanie zjawiska dźwięczności może zdradzić informacje o tym, w jakim środowisku język się rozwijał, a zatem gdzie żyli jego poprzedni użytkownicy. To pozwoli na lepsze śledzenie migracji różnych społeczności na przestrzeni dziejów.

    Z pracą Wichmanna, Wanga, Xia i Rana można zapoznać się na łamach PNAS Nexus.


    « powrót do artykułu

  15. Po raz pierwszy od ponad 150 lat w pobliżu stolicy Nowej Zelandii, Wellington, wykluły się pisklęta kiwi. Olbrzymi sukces to efekt wielu lat przygotowań, które poskutkowały rozpoczęciem w ubiegłym roku projektu reintrodukcji kiwi na wzgórzach w pobliżu stolicy. Paul Ward, pomysłodawca projektu reintrodukcji stwierdził, że pojawienie się piskląt to niezwykle ważny krok w kierunku odbudowaniu populacji kiwi w okolicach Wellington.

    Kiwi to nielotne ptaki wielkości kurczaka, występujące tylko w Nowej Zelandii. Są najmniejszymi z bezgrzebieniowców, do których zaliczają się też m.in. strusie, nandu czy kazuarowe. Na Nowej Zelandii żyje obecnie 5 gatunków kiwi. W przeszłości populacja tych ptaków wynosiła około 12 milionów osobników. Obecnie jest ich zaledwie 68 000, a liczba ta kurczy się w tempie 3% rocznie. Winnym tak gwałtownego spadku liczebności jest, oczywiście, człowiek. Kiwi giną z powodu wprowadzenia na wyspę inwazyjnych drapieżników oraz utraty habitatu. Bez interwencji gatunek może zniknąć w ciągu życia dwóch ludzkich pokoleń.

    W ubiegłym roku w regionie Makara, położonym około 10 kilometrów na zachód od Wellington, wypuszczono 11 ptaków, a w pierwszej połowie bieżącego roku – 52 kolejne. W ciągu kolejnych pięciu lat wypuszczonych zostanie kolejnych 200 zwierząt. W Makara żyją więc obecnie 63 dorosłe kiwi, z czego monitorowanych jest 25%. Naukowcy mają więc nadzieję, że na świat przyszło więcej piskląt niż te dwa, o których wiedzą.

    Jednocześnie w Nowej Zelandii prowadzony jest szeroko zakrojony program eliminacji inwazyjnych drapieżników. To one są bowiem najpoważniejszym zagrożeniem dla rodzinnej fauny. Kiwi zagraża przede wszystkim gronostaj europejski. Zwierzę to sprowadzono w XIX wieku, by wyeliminowało sprowadzone wcześniej króliki, demolujące przyrodę wyspy. Populacja gronostajów rozrosła się i obecnie drapieżniki te zagrażają wielu rodzimym gatunkom, w tym kiwi. Tam, gdzie populacja gronostajów nie jest w żaden sposób kontrolowana, przeżywa jedynie 5% piskląt kiwi. Tam, gdzie gronostaje są regularnie tępione, dorosłości dożywa 50–60 procent młodych kiwi. Dlatego też osoby zaangażowane w projekt reintrodukcji kiwi w Makara zainstalowały, w porozumieniu z miejscowymi rolnikami, 4600 pułapek na gronostaje.

    Teraz nowo narodzone kiwi czeka trudny i niebezpieczny czas. Naukowcy będą je monitorować, ale młode ptaki zostaną na wolności. Specjaliści mają nadzieję, że uda im się dożyć wieku dorosłego.


    « powrót do artykułu

  16. Seria „Geniusze i marzyciele” wyciągnęła z zapomnienia nieznanych polskich wynalazców, jak pionier kinematografii Prószyński, awiacji Tański, elektroniki Czochralski, czy serologii Hirszfeld. W czasie realizacji projektu jej twórcy dotarli do wielu niezwykłych obiektów związanych z zapomnianymi geniuszami. I postanowili udostępnić je zainteresowanym. Tak narodził się projekt Timeless – Wirutalnego Muzeum Zapomnianych Wynalazców. A jego twórcy, Stowarzyszenie Rzecznicy Nauki i autorka pomysłu doktor Monika A. Koperska, proszą nas byśmy zdecydowali, jak powinno wyglądać muzeum.

    Większość pamiętek po wynalazcach znajduje się w kolekcjach rodzinnych, nie może więc powstać z nich muzeum fizyczne. Timeless będzie więc muzeum wirtualnym. Autorzy projektu zaczęli od analizy ryzyka, digitalizacji i odkwaszenia około 500 obiektów po wynalazcach. Drugi etap, „Vertigo Odkrycia – razem z ekspertami” to szczegółowe analizy fizykochemiczne 20–50 wybranych przedmiotów. Grupa ekspertów z Uniwersytetu Jagiellońskiego, pod przewodnictwem profesora Paczkowskiej i Krakowskiego Uniwersytetu Ekonomii, pod czujnym okiem prof. Tomasza Sawoszczuka, przeniesie nas w głąb obiektów, odkrywając tajemnice przeszłości przy użyciu najnowszych technik laboratoryjnych – mówią twórcy Timeless

    Teraz natomiast proszą nas oni o pomoc w podjęciu decyzji o tym, jak powinno wyglądać wirtualne muzeum. Dlatego proszą o wypełnienie ankiety. Zebrane w niej informacje pozwolą zdecydować o kształcie muzeum.

    Dlaczego warto wziąć udział w ankiecie? Twoja opinia jest kluczowa w kształtowaniu prezentacji odkryć naukowych. Wypełnij ankietę do 15 grudnia i dołącz do grona architektów tej niepowtarzalnej wirtualnej przestrzeni. Projekt trwa dwa lata do września 2024 roku, a sukces zależy także od współuczestnictwa społeczeństwa, stwierdzają autorzy projektu. A osoby, które chciałyby dowiedzieć się o nim więcej, powinny zajrzeć na stronę https://koperska.info/timeless/.


    « powrót do artykułu

  17. Dwie lekarki z Kliniki Onkologii i Hematologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego (USDK) w Białymstoku opracowały pandusię Danusię - zabawkę edukacyjną, która pomaga oswoić chore onkologicznie dzieci z wkłuciem centralnym wykorzystywanym m.in. w chemioterapii. Dzięki zmniejszeniu lęku, który towarzyszy chorobie i zabiegom medycznym, można znacząco poprawić jakość życia małych pacjentów.

    Jak podkreślono we wpisie Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku na Facebooku, projekt dr n. med. Małgorzaty Sawickiej-Żukowskiej i lek. Anny Krętowskiej-Grunwald pt. „Pandusia Danusia pomaga oswoić wkłucie centralne – zabawka edukacyjna przeznaczona dla dzieci leczonych z powodu choroby nowotworowej z wykorzystaniem cewników oraz portów naczyniowych” otrzymał finansowanie w VI edycji konkursu ONKOGRANTY Polskiej Ligi Walki z Rakiem.

    Panda ma 33 cm wysokości, jest więc dość duża. Na głowie nosi kolorową chustkę. Na jej lewej łapce umieszczono bransoletkę z wkłuciem obwodowym (wenflonem), a na prawej - złotą wstążeczkę będącą symbolem chorób nowotworowych u dzieci.

    Jak tłumaczy Anna Krętowska-Grunwald, pandusia ma także kieszonkę dla dzieci, które mają porty zamiast cewnika. W tej kieszonce znajduje się sam port. Cewnik można zapiąć w dwóch miejscach: albo na klatce piersiowej, albo na brzuszku pluszaka, w zależności od tego gdzie cewnik ma założony mały pacjent. W przypadku konieczności wymiany cewnika, na przykład z powodu jego uszkodzenia, dziecko może także zmienić miejsce cewnika na pandzie. W zabawce wykorzystywane są przeterminowane urządzenia.

    Całości dopełnia książeczka instruktażowa. Teksty przygotowano z myślą o dzieciach w różnym wieku. Jak ujawniła we wpisie na Facebooku dr Sawicka-Żukowska, za oprawę graficzną odpowiada Maria Jackowska.

    Dotąd wyprodukowano 165 zabawek. Ze względu na obecność drobnych elementów przytulanka jest przeznaczona dla dzieci powyżej 3. roku życia. Produkt będzie chroniony znakiem towarowym. Jego pierwszymi testerami zostali widoczni na zdjęciach Anielka i Kacper. Lekarki chciałyby, aby pandusię dostał każdy nowo rozpoznany pacjent w Polsce. Produkcję kolejnych egzemplarzy można wesprzeć za pośrednictwem zbiórki internetowej.

    Małgorzata Sawicka-Żukowska zdobyła stopień doktora nauk medycznych w 2007 r. Cztery lata później uzyskała specjalizację z pediatrii, w 2016 r. z onkologii i hematologii dziecięcej, a w 2021 r. z transfuzjologii klinicznej.. Jest adiunktem w Klinice Onkologii i Hematologii Dziecięcej UDSK. Anna Krętowska-Grunwald to rezydentka III roku pediatrii w tej samej klinice, a także doktorantka w Zakładzie Medycyny Regeneracyjnej i Immunoregulacji UMB.


    « powrót do artykułu

  18. Polonez to radosny polski taniec grupowy, który może być tańczony przez od kilku do nawet setek par, tworzących korowód i podążających śladami pierwszej pary. Podstawowy krok polega na ugięciu jednej nogi, podczas gdy drugą wykonuje się krok naprzód. W czasie tańca pary wykonują różne figury, takie jak podnoszenie złączonych rąk i tworzenie mostu, pod którym przechodzą inne pary. Tempo poloneza jest umiarkowane, więc w tańcu mogą brać udział osoby bez wcześniejszego doświadczenia, które obserwują zachowanie innych. Obecnie tradycja poloneza jest nierozerwalnie związana ze studniówką – balem licealistów. W niektórych miejscach polonez jest również tańczony podczas wesel, zabaw noworocznych i karnawałowych oraz przy innych okazjach, czytamy na stronie UNESCO.

    Podczas odbywającej się właśnie w Kasane w Botswanie 18. sesji Komitetu Międzyrządowego ds. Ochrony Niematerialnego Dziedzictwa oficjalnie ogłoszono wpisanie poloneza na listę UNESCO. Jeszcze zanim Polska ratyfikowała Konwencję UNESCO w sprawie ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego prowadzono rozmowy na temat wpisania poloneza na listę. Jednak warunkiem uzyskania takiego wpisu jest umieszczenie takiego elementu na krajowej liście. Polonez wraz z innymi tańcami trafił na taką listę w roku 2015, a od roku 2019 jest na niej wymieniony jako osoby element. Przed kolejne dwa lata trwały prace nad złożeniem odpowiedniego wniosku do UNESCO. Trafił on tam w 2022 roku.

    Jan Łosakiewicz, dyrektor Teatru Tańca UW „Warszawianka” i przewodniczący Polskiej Sekcji Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Folklorystycznych, Festiwali i Sztuki Ludowej przypomniał w rozmowie z PAP, że polonez to jeden z najstarszych polskich tańców. Specjaliści dopatrują się jego początków w dwóch źródłach. Z jednej strony wywodzi się on z regionalnych tańców chodzonych, z drugiej zaś strony nawiązuje do tradycji tańców dworskich. Salonową formułę oraz europejski sznyt otrzymał dzięki baletmistrzom i choreografom, zwłaszcza francuskim, wyjaśnia Łosakiewicz. Choreograf dodaje, że tylko pozornie polonez jest tańcem prostym. W rzeczywistości to jeden z trudniejszych tańców ze względu na oddanie jego charakteru. Krok polonezowy wydaje się być łatwy, ale to tylko pozorne odczucie.

    Nasz taniec narodowy jest szóstym elementem polskiego dziedzictwa umieszczonym na liście UNESCO. Pierwszym było krakowskie szopkarstwo (2018), następnie trafiły na nią bartnictwo (2020), w 2021 roku wpisano sokolnictwo oraz tradycję dywanów kwietnych na procesjach Bożego Ciała, a w ubiegłym roku pojawiło się na niej flisactwo.


    « powrót do artykułu

  19. Pierwsze na świecie testy kliniczne wykazały, że baricytynib, lek stosowany w przypadkach reumatoidalnego zapalenia stawów, może pomagać nowo zdiagnozowanym chorym na cukrzycę typu 1. Profesorowie Tom Kay i Helen Thomas z australijskiego St Vincent's Institute wykazali, że środek ten pomaga w uratowaniu pozostałych komórek komórek β wysp trzustkowych i zachowaniu tym samym zdolności organizmu do produkcji insuliny.

    Cukrzyca typu 1. była do czasu odkrycia insuliny chorobą śmiertelną. Obecnie chorzy muszą kilkukrotnie w ciągu doby wstrzykiwać sobie insulinę i regularnie kontrolować poziom glukozy. Najczęściej choroba rozpoczyna się w wieku nastoletnim. Pacjent musi wielokrotnie w ciągu doby przyjmować lek i monitorować stężenie glukozy, a mimo to jest narażony na długoterminowe komplikacje, jak zwiększone ryzyko udaru, ataku serca, chorób oczu, nerek czy uszkodzenia nerwów.

    Przeprowadzone w Australii badania przynoszą dobre wiadomości dla osób, u których od zdiagnozowania choroby minęło nie więcej niż 100 dni. Gdy diagnozuje się tę chorobę, w trzustce jest jeszcze sporo komórek wytwarzających insulinę. Chcieliśmy sprawdzić, czy możemy uchronić te komórki przed zniszczeniem ich przez układ odpornościowy pacjenta. Wykazaliśmy, że baricytynib jest bezpieczną i efektywną metodą spowolnienia postępów choroby u niedawno zdiagnozowanych pacjentów, mówi profesor Kay. Terapia jest o tyle obiecująca, że baricytynib przyjmuje się w formie tabletki. Nasze badania pokazały, że jeśli lek ten podaje się szybko po diagnozie, pozwala on utrzymać produkcję insuliny w organizmie. Osoby z cukrzycą typu 1., które przyjmowały baricytynib, potrzebowały znacznie mniej zastrzyków z insuliny, dodaje profesor Kay.

    Profesor Thomas dodała, że oboje bardzo optymistycznie zapatrują się na przyszłość tej metody. Mają nadzieję, że baricytynib zostanie szybko dopuszczony do leczenia cukrzycy typu 1. To byłaby olbrzymia zmiana w sposobie zarządzania cukrzycą typu 1. Sądzimy, że będzie się to wiązało ze znacznie lepszą kontrolą choroby, stwierdziła uczona.

    Szczegółowy opis badań opublikowano w The New England Journal of Medicine.


    « powrót do artykułu

  20. Czworo członków Izby Reprezentantów USA chce, by amerykańska Komisja Giełd i Papierów Wartościowych (SEC) sprawdziła, czy Elon Musk nie okłamał inwestorów odnośnie wyników testów na zwierzętach chipu opracowywanego przez firmę Neuralink. To należące do Muska przedsiębiorstwo pracuje nad wszczepianym układem scalonym, który ma pozwalać na łączenie mózgu z komputerem. Amerykańscy prawodawcy domagają się, by SEC sprawdził, czy Musk nie kłamał zapewniając o bezpieczeństwie chipa oraz zbadał, jaką rolę odegrał implant w śmierci co najmniej 12 małp.

    Neuralink przygotowuje się obecnie do testów na ludziach. Zgodę na ich rozpoczęcie firma otrzymała maju bieżącego roku. Tymczasem zaczęło się pojawiać coraz więcej głosów o nieprawidłowościach. Kilkunastu pracowników Neuralinku już na początku roku informowało media, że firma – chcąc jak najszybciej rozpocząć testy na ludziach – dopuszcza się nieprawidłowości podczas testów na zwierzętach. W ubiegłym roku członkowie Kongresu domagali się od agencji federalnych, by przyjrzały się, w jaki sposób Neuralink traktuje zwierzęta, a organizacja Physicians Committee for Responsible Medicine apeluje o to od 2 lat.

    Elon Musk, odnosząc się do tych zarzutów, informował na Twitterze, że żadna małpa nie zmarła w wyniku wszczepienia jej chipu Neuralink, a do testów wybierane są zwierzęta w stanie terminalnym, bliskie śmierci. Kilka dni później Physicians Committee for Responsible Medicine napisała do SEC z informacją, że Musk okłamuje inwestorów, gdyż organizacja dysponuje dokumentacją weterynaryjną, z której wynika, że co najmniej 12 młodych zdrowych małp uśpiono z powodu problemów z chipem. Teraz zarzuty te powtórzyli członkowie Izby Reprezentantów. Z ich listu dowiadujemy się, że małpy doświadczyły m.in. paraliżu, drgawek i opuchlizny mózgu.

    Specjaliści, zajmujący się podobnymi badaniami, mówią, że byliby bardzo zaskoczeni, gdyby oskarżenia okazały się prawdziwe. Śmierć 12 małp to coś niezwykłego. Testy na naczelnych prowadzi się bowiem, gdy bezpieczeństwo implantu zostanie sprawdzone na innych zwierzętach, na przykład na owcach. Jeśli jednak zarzuty okazałyby się prawdziwe, oznaczałoby to, że Neuralink bardzo idzie na skróty.

    Tymczasem do testów na ludziach zapisało się podobno tysiące ochotników. Początkowo chip Neuralinku ma pomagać osobom z poważnymi problemami neurologicznymi. Z czasem, jak mówił niegdyś Musk, ma pozwolić zdrowym ludziom na zsynchronizowanie własnego mózgu ze sztuczną inteligencją.


    « powrót do artykułu

  21. Stanowisko archeologiczne Tainiaro przez kilka dziesięcioleci umykało uwadze większości specjalistów i opinii publicznej. Tymczasem może kryć fascynujące tajemnice na temat naszej przeszłości. Któż by bowiem przypuszczał, że na dalekiej europejskiej północy, w odległości zaledwie 80 kilometrów na południe od kręgu polarnego, może znajdować się duże cmentarzysko łowców-zbieraczy z V tysiąclecia przed naszą erą? Stanowisko jest bowiem interpretowane jako cmentarz, mimo że w grobach nie znaleziono szkieletów.

    W 1959 roku lokalni robotnicy z miejscowości Simo w Finlandii, wydobywali w lesie piasek, gdy natknęli się na kamienne narzędzia i poinformowali o nich władze. Trzy dekady później Tuija Laurén rozpoczęła tam wykopaliska, których wyniki wprowadziły zamieszanie do fińskiej archeologii. Wynikało z nich bowiem, że robotnicy znaleźli duży cmentarz z V tysiąclecia przed Chrystusem. Nie tylko byłby to największy cmentarz epoki kamienia na terenie Finlandii, ale również byłby położony bardzo daleko na północy, gdzie trudno wyobrazić sobie długotrwałą obecność w jednej okolicy dużych grup łowców-zbieraczy. Tymczasem w ramach wykopalisk prowadzonych w latach 1984–1991 znaleziono tam ponad 32 000 artefaktów.

    Od V tysiąclecia na dalekiej północy Europy sezonowo wędrują grupy łowców-zbieraczy-rybaków. Już w IV tysiącleciu pojawiają się osadnictwo oraz ceramika, ale aż do II tysiąclecia naszej ery brak dowodów na szeroko zakrojoną działalność rolniczą czy pasterską. Znamy co prawda kilka dużych mezo- i neolitycznych cmentarzysk z północy Europy, szczególnie wielkie są te z Południowej Wyspy Jeleniej na Jeziorze Onega, Skateholm w Szwecji czy Zvejnieki na Łotwie, jednak to setki kilometrów na południe od Tainiaro. Na temat fińskiego stanowiska ukazywały się monografie, pisano o nim w artykułach czy pracach doktorskich, jednak umykało ono dotychczas uwadze, nie opublikowano żadnego ogólnego podsumowania znalezisk, a interpretacja stanowiska jako cmentarza była niepewna.

    Zadania przeglądu dowodów i interpretacji podjął się zespół archeologów z Uniwersytetu w Oulu, pracujący pod kierunkiem Aki Hakonena. Naukowcy przypominają, że z powodu naturalnej kwasowości ziem w północnej Fennoskandii, materiał organiczny zagrzebany w ziemi rzadko może tam przetrwać więcej niż kilka tysiącleci. Z terenu tego dysponujemy nielicznymi przykładami zachowanych śladów ułożenia ciał, a nawet fragmentami kości czy zębów, jednak zachowywały się one tam, gdzie podczas pochówku użyto ochry. W Tainiaro używano jej sporadycznie, więc opisując znalezisko nie można polegać na śladach po ciałach czy ich fragmentach. Dlatego zespół Hakonena skupił się na morfologii odkrytych dołów.

    Naukowcy porównali je z dołami z innych cmentarzysk epoki kamienia z terenu Finlandii, w których zachowały się ślady ciał. Z wcześniejszych badań wiadomo, że średnia długość grobu z fińskiej epoki kamienia wynosi 2,07 m, jego szerokość to 0,97, a głębokość – 0,69 m. I rozmiary te odpowiadają rozmiarom dołów z Tainiaro. Uczeni porównali też analizowane przez siebie miejsce z mezo- i neolitycznymi europejskimi cmentarzami z innych krajów, gdzie ciała zachowały się znacznie lepiej. Większość grobów jest tam węższych, a ich krawędzie mają inny kształt, niż w Tainiaro. Jeśli jednak pod uwagę weźmiemy tylko te groby, w których pochowano więcej niż jedną osobę, zobaczymy, że są one niezwykle podobne do grobów z Tainiaro. Co prawda rzadko spotyka się tego typu pochówki, ale na przykład na wspomnianym stanowisku Zvejnieki stanowią one aż 10% (26 z 277) wszystkich grobów.

    Opierając się na dowodach morfologicznych, fińscy naukowcy stwierdzili, że Tainiaro to cmentarz. Niezwykły, gdyż znajdujący się bardzo daleko na północy, stary, bo pochodzący z lat 4700–4350 p.n.e. i duży. Hakonen i jego zespół uważają, że 44 doły znalezione w Tainiaro to groby. Biorąc zaś pod uwagę fakt, że dotychczas zbadano około 1/5 stanowiska, można przypuszczać, że pochówków może być tam ponad 200. Co więcej, stanowisko jest dodatkowo wyjątkowe, gdyż prawdopodobnie w Tainiaro służyło nie tylko jako cmentarz, ale również miejsce wytwarzania kamiennych narzędzi oraz zamieszkania.

    Ze szczegółami fascynującej analizy można zapoznać się na łamach pisma Antiquity. Ponadto Fińska Agencja Dziedzictwa Narodowego zdigitalizowała i udostępniła zdjęcia z wykopalisk z lat 1984–1991.


    « powrót do artykułu

  22. Sita fotonowe, nad którymi pracują naukowcy z należącego do NASA Goddard Space Flight Center, umożliwią obserwacje niezwykle małych struktur na Słońcu, które – jak uważają eksperci – podgrzewają i przyspieszają wiatr słoneczny. Nowe sita fotonowe działające w ekstremalnie dalekim ultrafiolecie (EUV) powinny pozwolić na zobrazowanie struktur od 10 do 50 razy mniejszych, niż te, które obecnie możemy oglądać za pomocą urządzenia EUV znajdującego się na pokładzie Solar Dynamics Observatory.

    Inżynier Kevin Denis z Laboratorium Rozwoju Czujników (Detector Development Laboratory) w Goddard, opracował nowe metody tworzenia szerszych i cieńszych niż dotychczas membran z krzemu i niobu. Sita, by były jak najbardziej efektywne, muszą być jak najszersze, jak najcieńsze i muszą posiadać niezwykle precyzyjnie uzyskane otwory rozpraszające światło.

    Sito zawiera rozchodzące się od środka i zmniejszające się ku brzegom wytrawione otwory ułożone na kształt pierścienia. Wszystko musi być niezwykle precyzyjne. Najmniejsze elementy sita mają 2 mikrometry szerokości, a otwory znajdują się w odległości 2 mikrometrów od siebie. To rozmiary bakterii.

    Sita załamują światło – w tym przypadku w zakresie ekstremalnie dalekiego ultrafioletu – podobnie do soczewki Fresnela stosowanej w latarniach morskich czy reflektorach samochodowych, kierując je do odległej kamery. Bardzo ważne jest, by membrana była jak najcieńsza, gdyż wówczas sito przepuszcza więcej światła. Denis i współpracujący z nim Kelly Johnson stworzyli niedawno krzemowe sito o średnicy 8 cm, którego membrana ma zaledwie 100 nanometrów grubości. Jednak na tym nie poprzestali. Właśnie pracują nad membraną z niobu, gdyż efektywność zbierania światła takiego sita jest 7-krotnie większa niż sita krzemowego. Dotychczas udało im się się zbudować z niobu sito o średnicy 13 cm, którego membrana ma grubość 200 nanometrów.

    Ich prace mają duże znaczenie dla dalszych badań Słońca. Obecnie najdoskonalsze sito posiada 250-nanometrową membranę, a jego efektywność zostanie przetestowana w przyszłym roku w ramach misji demonstracyjnej VISORS (Virtual Super Optics Reconfigurable Swarm). VISORS składa się z satelity wielkości walizki, na którym znajdują się sita, kierujące światło do drugiego satelity, znajdującego się w odległości 40 metrów. Obecnie naukowcy z Goddarda pracują, w ramach projektu IRAD, nad rozwiązaniem problemów związanych z utrzymaniem niezwykle precyzyjnej orbity obu satelitów oraz zbudowaniem dla nich odpowiednich osłon przeciwsłonecznych. Jeśli misja VISORS się powiedzie, utoruje ona drogę kolejnym misjom, z satelitami oddalonymi od siebie o wiele kilometrów, na których znajdą się sita opracowywane właśnie przez Denisa i Johnsona.


    « powrót do artykułu

  23. W pobliżu czarnej dziury znajdującej się w centrum Drogi Mlecznej znaleźliśmy pierwszą gwiazdę pochodzącą spoza naszej galaktyki, donoszą naukowcy z Narodowego Obserwatorium Astronomicznego Japonii. W sąsiedztwie Sagittarius A* (Sgr A*) znajduje się wiele gwiazd. Jednak warunki tam panujące uniemożliwiają ich formowanie się. Wiadomo zatem, że gwiazdy musiały powstać gdzie indziej i migrować w kierunku centrum galaktyki. Teraz naukowcy informują, że niektóre z nich migrowały z większych odległości niż sądzono, a konkretnie spoza galaktyki. A stwierdzenie takie wysunęli na podstawie badań gwiazdy S0-6.

    S0-6 znajduje się w odległości zaledwie 0,3 sekundy łuku – to nieco ponad 1 roku świetlnego – od Sgr A* i  liczy sobie ponad 10 miliardów lat. Tym, co wskazuje na pozagalaktyczne pochodzenie jest jej skład chemiczny. Jest on podobny do składu gwiazd z niewielkich galaktyk satelitarnych Drogi Mlecznej, jak Mały Obłok Magellana czy SagDEG. A najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem tego fenomenu jest uznanie, że S0-6 narodziła się w niewielkiej, nieistniejącej już galaktyce, która została wchłonięta przez Drogę Mleczną. Wszystko wskazuje na to, że w ciągu ponad 10 miliardów lat swojego istnienia gwiazda ta musiała przebyć odległość ponad 50 000 lat świetlnych, najprawdopodobniej spiralnie opadając w okolice czarnej dziury.

    Shogo Nishiyama, który kierował pracami międzynarodowego zespołu, mówi, zastrzega, że jest jeszcze wiele wątpliwości, na które należy odpowiedzieć. Przede wszystkim trzeba zdobyć silniejsze dowody na pochodzenie S0-6 spoza naszej galaktyki. Ponadto uczeni chcieliby się dowiedzieć, czy gwiazda przybyła tu sama, czy też miała jakichś towarzyszy. Mamy nadzieję, że podczas kolejnych badań odkryjemy kolejne tajemnica gwiazd znajdujących się w pobliżu supermasywnej czarnej dziury, stwierdził uczony.


    « powrót do artykułu

  24. Dzięki Wielkiemu Zderzaczowi Hadronów fizykom po raz pierwszy udało się zarejestrować jednoczesne pojawienie się fotonu i kwarka t (kwarka wysokiego, kwarka prawdziwego). Naukowcy mają nadzieję, że dzięki temu lepiej zrozumieją oddziaływania elektrosłabe oraz ich związek z polem Higgsa.

    Zgodnie z Modelem Standardowym cząstki elementarne nabywają masy w wyniku oddziaływania z polem Higgsa, a całym tym procesem steruje mechanizm zwany złamaniem symetrii oddziaływań elektrosłabych. Zaproponowana w latach 60. ubiegłego wieku hipoteza została potwierdzona w 2012 roku, gdy odkryto bozon Higgsa. Jednak minęły lata, a naukowcy wciąż nie rozumieją mechanizmu łamania symetrii i nabywania masy przez cząstki.

    Naukowcy pracujący przy eksperymencie ATLAS postanowili przyjrzeć się mechanizmowi łamania symetrii i oddziaływaniom elektrosłabym, analizując dane dotyczące kwarka górnego pojawiającego się w wyniku zderzeń protonów. Wzięli na cel kwarki t, gdyż oddziałuje tak silnie z polem Higgsa, że jest najbardziej masywną z cząstek elementarnych.

    Uczeni chcieliby obserwować rozpad pojedynczych kwarków t oraz, biorąc pod uwagę odchylenia od przewidywań Modelu Standardowego, badać łamanie symetrii w oddziaływaniach elektrosłabych. Problem w tym, że pojedyncze kwarki t bardzo trudno jest zaobserwować. Znacznie łatwiej można obserwować pary kwarków t, ale te są kontrolowane przez oddziaływania silne. Dlatego też postanowili poszukać innych par – pojedynczego kwarka t z fotonem wchodzącym z nim w interakcje.

    Kwark t rozpada się bardzo szybko. Produktami jego rozpadu są kwark b oraz bozon W. Kwark b łączy się z innymi kwarkami, tworząc nowe hadrony, a te następnie rozpadają się w strumień cząstek zwany dżetem b („b jet”). Jednocześnie bozon W rozpada się do elektronu lub mionu oraz neutrina. Naukowcy stworzyli wirtualne symulacje par kwark t - foton i na ich podstawie nauczyli swój algorytm, by w danych uzyskanych z eksperymentu ATLAS wyszukiwał informacji o jednoczesnym pojawieniu się fotonu promieniowania gamma, dżetu b, elektronu lub mionu oraz brakującej energii łączonej z obecnością neutrina, którego ATLAS nie potrafi wykryć. Gdy już wyszkolili swój algorytm, dali mu do analizy prawdziwe dane. Wyniki przeszły ich najśmielsze oczekiwania. Algorytm wykrył poszukiwane dane z poziomem ufności wynoszącym 9,3 sigma. Tymczasem od 5 sigma mówi się o odkryciu. Te wspomniane 9,3 sigma oznacza, że jest niezwykle mało prawdopodobne, by odnalezione dane pojawiły się przypadkowo.

    Teraz naukowcy będą chcieli dokładniej przyjrzeć się parom kwark t - foton i mają nadzieję, że rozszyfrują dzięki temu łamanie symetrii w oddziaływaniach elektrosłabych. Byłby to ważny krok na drodze ku zrozumieniu natury bozonu Higgsa i mechanizmu uzyskiwania masy przez cząstki.


    « powrót do artykułu

  25. Nieznany wcześniej szlak molekularny może pomóc w powstrzymaniu rozwoju nowotworów płuc. To jedne z najbardziej rozpowszechnionych chorób nowotworowych i jedna z najczęstszych przyczyn zgonu z powodu nowotworów. Odkrycie naukowców z Tulane University, które zostało opisane na łamach PNAS, może doprowadzić do pojawienia się nowych leków oraz bardziej spersonalizowanych terapii, mówi jeden z autorów badań, doktor Hua Lu.

    Uczeni zauważyli, że białko supresorowe RBM10 może powstrzymywać rozwój nowotworu płuc poprzez wpływ na proteinę c-Myc, która – gdy dojdzie do jej nadmiernej ekspresji – napędza wzrost komórek nowotworowych i ich proliferację. RBM10 we współpracy z dwoma białkami rybosomalnymi, RPL5 i RPL11, destabilizuje c-Myc i zaburza rozwój nowotworu płuc. To pierwsze badania, w których zauważono taką przeciwnowotworową „współpracę” pomiędzy proteinami. Odkryliśmy, że RBM10 bezpośrednio wpływa na degradację c-Myc i zmniejsza jej wpływ na rozwój nowotworu, łącząc się z RPL5 i RPL11. Wiele wiemy o nowotworach, ale molekuły w nie zaangażowane to wciąż dla nas zagadka. Krok po kroku zdobywamy coraz większą wiedzę, mówi Lu.

    c-Myc odgrywa ważną rolę w produkcji protein, człowiek nie może bez niej żyć. Jednak czasem dochodzi do błędów, na których mogą korzystać nowotwory. RBM10, przy pomocy RPL5 i RPL11, może zdestabilizować c-Myc i powstrzymać rozwój guza.
    Równie ważnym odkryciem jest stwierdzenie, że zmutowana forma RBM10, którą często znajduje się w guzach nowotworu płuc, traci możliwość wpływania na c-Myc i łączenia się z RPL5 oraz RPL11. W takiej zmutowanej formie może wspomagać rozwój nowotworu. RBM10 to ważna proteina, która może powstrzymać rozwój nowotworu, jednak nowotwór stara się ją zmutować i zablokować jej działanie, mówi Lu.

    Teraz uczony wraz z zespołem chcą skupić się na badaniach zmutowanej RBM10. Mają nadzieję, że dzięki temu opracują leki przeciwnowotworowe, biorące ją na cel. Mamy nadzieję, że opracujemy molekułę, która będzie brała na cel zmutowaną RBM10, gdyż jest to struktura, która nie istnieje w zdrowej tkance. Jeśli uda się nam ją zmienić, mamy nadzieję, że będzie w stanie powstrzymywać c-Myc, stwierdza.


    « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...