Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Najprościej tak powiedzieć, tak wybrał lud, koniec kropka a mniejszość nie ma nic do gadania.

Prawo jest dla ludzi nie ludzie dla prawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Mikroos opanuj się "lud wybrał partię, więc nic ci do tego" <- czyli taki Mariusz czy taki ja nie jesteśmy ludem?

A masz jakiś lepszy pomysł niż rządy większości?

Rozumiem, że gdyby rydzyk doszedł do władzy i zlikwidował twoje miejsce pracy/twoją uczelnię, bo ichnie działania są niezgodne z wolą bożą, ba wolą LUDu to byś z tym tak samo ochoczo się pogodził?

Nie, ale miałbym przynajmniej odwagę uciec z kraju :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak! Mam lepszy pomysł - po wybijać wszystkich polityków, dla których polityka jest jedynym źródłem dochodu, bardziej szczegółowe rozliczanie polityków łącznie z dodatkową listą "kto nie ma wejść do rządu" zamiast tylko "kto ma wejść". Mam nadzieję, że w dobie internetu za 10-15 lat LUD faktycznie będzie miał wpływ na politykę dzięki możliwości prowadzenia internetowego referendum.

 

Ja w polsce jestem tylko ze względu na studia i ostatnio pracę - opcji wyjazdu nigdy nie wykluczałem, pytanie tylko gdzie wyjechać skoro za granicą przepisy są jeszcze durniejsze niż w polsce (ot włochy/francja)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko fajnie, tylko mam jednoczesnie pewną obawę, że organizowanie referendum w każdej sprawie może się skończyć tym, że ludzie bardzo szybko zadecydują, że państwo ma dawać o połowę więcej przy jednoczesnym drastycznym obniżeniu podatków. O ile pomysł częstszego organizowania referendów jest bardzo dobry (przynajmniej w dobie Internetu, bo dziś jest to jednak bardzo drogie przedsięwzięcie), o tyle czasem trochę się boję o jego realizację. Z kolei likwidacja takiego systemu byłaby praktycznie niemożliwa, bo na tak drastyczne odebranie obywatelom przywilejów nie zdecydowałby się chyba żaden polityk, bo zaraz by został oskarżony o zamach na demokrację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na dzień dzisiejszy wystarczyła by mi dodatkowa lista z opcją zaznaczenia 1-3 polityków, którzy pod żadnym pozorem nie powinni wejść do rządu. Dzięki temu uniknie się sytuacji, gdzie jakiś Lepper wejdzie do rządu dzięki 10% poparciu samejbrony. W sumie opcja głosowania NA OSOBY zamiast na partię też by mnie ukontentowała. Jedyny minus - politycy nagle przestaną zajmować się trudnymi tematami - w końcu nikt nie będzie chciał utracić poparcia LUDu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O, JOW-y to jest generalnie bardzo dobry pomysł. Sam jestem ciekaw, czy PO rzeczywiście by je wprowadziła, gdyby miała większość w Sejmie (aktualnie jest jedyną partią proponującą to rozwiązanie).

 

A o Leppera się nie martw - o ile dobrze mi wiadomo, w świetle nowych przepisów jako przestępca nie może kandydować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozostaje jeszcze Giertych junior i senior, Gosiewski, Kurski, Tusk i kilka innych takich przypadków, którzy i owszem dopchali się do koryta tyle że na styk, przy *bożej* pomocy (rydzyk). Generalnie opcja z 2 listami miała by wyglądać tak, że jeżeli głosów przeciw jest więcej niż za to "panu podziękujemy" - w końcu ja bym nawet wolał aby na ławach zasiadało tylko 200 posłów, którzy faktycznie mają poparcie niż 4 z hakiem, którzy i tak nie mają swojego zdania, bo głosują tak jak partia nakazuje (łącznie z głosowaniami wbrew sobie, oby tylko pozostać przy korycie).

 

edit:

ach, jakąż piękną teorię spiskową zawarłem w ostatnim zdaniu :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko zauważ że lista wykluczająca prawdopodobnie zabiłaby całkowicie jakąkolwiek opozycję. W wyborach sprzed lat kilku dajmy na to ludzie głosujący na PIS wykluczaliby ludzi z PO. ewentualnie wykluczaliby jednego dobrego polityka (choćby dlatego że ojciec prowadzący tak przykazał). Co wtedy ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

System partyjny jest sam w sobie zły ponieważ partie walczą między sobą zamiast skupiać się na czym innym, możemy to zaobserwować w każdym "demokratycznym kraju". To jest podstawowa wada...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To też nie jest takie znowu proste. Nawet przy 100-osobowym parlamencie często bardzo trudne byłoby uzyskanie konsensusu nawet w sprawach czysto merytorycznych. Podjęcie decyzji personalnych byłoby najprawdopodobniej jeszcze cięższe. Nie twierdzę przez to, że partyjne kolesiostwo mi odpowiada, ale przy totalnym rozproszeniu i odpartyjnieniu stworzenie jakiegokolwiek ustroju mogłoby być bardzo trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak naprawdę, panowie, to wszystko sprowadza się do kwestii filozoficznej: po co jest państwo i jakie uprawnienia powinni mieć sprawujący władzę.

Moim zdaniem głównym (i niemal jedynym) zadaniem państwa jest zapewnienie obywatelowi bezpieczeństwa przed agresją współobywateli i obywateli innych państw. Państwo na pewno nie jest zaś od tego, by organizować obyawtelowi życie, chronić go przed samym sobą i decydować, co jest dla niego dobre.

A walka z hazardem czy pornografią właśnie do tego się sprowadza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No widzisz, a dla mnie jest nieco inaczej.

 

O ile moja prywatna opinia na temat roli państwa pokrywa się z Twoją, o tyle uważam, że jeszcze ważniejsza jest opinia większości. Jeżeli większość ma inną opinię na temat roli państwa, to nie można ignorować jej zdania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zgadzam się. Żadne głosowanie nie daje prawa do wtrącania się w życie innych ludzi. Przez ostatnie 2500 lat w Europie wykształciła się kultura indywidualistyczna, która stawia jednostkę dość wysoko. W Azji mamy kultury kolektywistyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym, czy rzeczywiście wykształciła się taka kultura i czy jest taka silna, mocno bym polemizował. Bądź co bądź, socjalizm ma się w Europie nienajgorzej, i najwidoczniej całkiem odpowiada ludziom. Sam fakt, że Ty myślisz inaczej, nie oznacza jeszcze, że masz prawo decydować za innych, bo to jest dopiero zaprzeczenie ludzkiej wolności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(...)Sam fakt, że Ty myślisz inaczej, nie oznacza jeszcze, że masz prawo decydować za innych, bo to jest dopiero zaprzeczenie ludzkiej wolności.

 

O ile moja prywatna opinia na temat roli państwa pokrywa się z Twoją, o tyle uważam, że jeszcze ważniejsza jest opinia większości. Jeżeli większość ma inną opinię na temat roli państwa, to nie można ignorować jej zdania.

 

Widzisz ja teraz powiem że pokazałem jak sam sobie zaprzeczyłeś - skoro ja jako jednostka nie mogę ci niczego narzucić, to dlaczego ty z kolegą możecie mi coś narzucić tylko dlatego że jestem w mniejszości? I nie wyjeżdżaj mi z tym że skoro twierdzicie z kolegą, że zabijanie jest legalne a ja nie to macie mnie prawo zabić - nie macie, macie prawo się sami pozabijać, tudzież na wzajem ale mnie w poronione poglądy nie wtrącajcie. <- to jest przykład dla osoby, która uważa że zabijanie jest fajne, a nie pokazujący jakobyś to ty uważał zabijanie za fajną rzecz.

 

Ten sam problem dotyczy katoli, jehowów, talibów, związków zawodowych itepe - grupy walczą nie o przywileje dla siebie, ale "dla wszystkich", w efekcie działając na niekorzyść 80% społeczeństwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sprawa jest prosta: skoro istnieje konflikt interesów, trzeba go jakoś rozwiązać. Moim zdaniem dyskusja zakończona demokratycznym wyborem jest najlepszym (choć z pewnością nie idealnym) sposobem. Jeśli znasz lepszy, słucham :D

 

Co do talibów itp. - cóż, sam przyznajesz, że to jest walka mniejszości o większość. W związku z tym nie czuję się adresatem tego argumentu ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jesteś tą mniejszością która uważa, że powinna się zawsze i wszędzie dostosować do głosu większości, bez względu na absurdalność uzasadnienia tej większości. Zresztą nawet ta większość ma G. do gadania - większość była potrzebna tylko przy wyborach, a teraz robią co im się żywnie podoba.

 

Tylko zauważ że lista wykluczająca prawdopodobnie zabiłaby całkowicie jakąkolwiek opozycję. W wyborach sprzed lat kilku dajmy na to ludzie głosujący na PIS wykluczaliby ludzi z PO. ewentualnie wykluczaliby jednego dobrego polityka (choćby dlatego że ojciec prowadzący tak przykazał). Co wtedy ?

Myślisz? a ja myślę inaczej - osoby dobre, o znacznym poparciu i tak się dostaną do sejmu, a osoby niewartościowe będą miały zablokowaną drogę.  Zauważ, że fakt głosowania na pana X nie oznacza, że automatycznie musisz minusować jego konkurentów. Ot przykład z tego forum - ja choć wypowiadam się "kontrowersyjnie" jestem "na plus" podczas gdy takie twory jak  "dwadzieściatrzy", czy "Waldi" są na minusie i zawsze będą - bez względu ile razy by nie startowali od nowa na forum. <- tyle że tutaj na forum masz faktyczną demokrację - ocenie jest poddawana każda wypowiedź, a nie tylko slogany wyborcze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, czesiu, nie zawsze. Wydaje mi się, że są sprawy czysto specjalistyczne, takie jak np. ustalenie stóp procentowych albo zdefiniowanie listy refundacji leków (skoro już musi ona istnieć przy obecnych realiach...), które warto pozostawić specjalistom. Swoją drogą, wydaje mi się jednak, że nie znalazłaby się w społeczeństwie większość uważająca, że takie sprawy należy rozpatrywać drogą referendum.

 

Poza tym zobacz, że już wcześniej napisałem, że mam pewne obawy co do słuszności referendów. Podtrzymuję je, ale mimo to wydaje mi się, że rządy większości są najlepszą z puli mocno niedoskonałych metod sprawowania (i mianowania) władzy.

 

A pomysł z głosami negatywnymi nie jest taki głupi. Nie jestem tylko pewny, czy głos negatywny powinien być liczony jako tak samo ważny, jak pozytywny. W przeciwnym wypadku teoretycznie groziłoby to absurdalną sytuacją, w której nie wybierze się nikogo, bo nikt nie wybił się ponad zero głosów :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1) Skoro ktoś miał ponad 50% poparcia to nie ma szans, żeby się nie dostał.

2) Czymże są 3 negatywy wobec kilkudziesięciu nazwisk i X partii?

3) aktualny system głosowania umożliwia ci wybieranie JEDYNIE mniejszego zła - jest 460 miejsc, więc dostanie się każdy, kto zdoła przekroczyć próg wyborczy.

Ideą jest aby, nawet jeżeli samabrona dostanie się do sejmu to np. pani z kurwikami w oczach się nie dostała (pomimo pierwszego miejsca na liście wyborczej)

Odnośnie referendów - masz rację Mikroos, zauważ że akurat stopy procentowe są małokontrowersyjnym tematem w porównaniu z ograniczaniem swobód obywatelskich (dla ich własnego "dobra"). Co do listy leków refundowanych - optymalnie by było, gdyby to właśnie tak jak mówisz specjaliści mieli głos/możliwość dodawania leków ze stosownym uzasadnieniem. Alternatywą jest likwidacja NFZ i wykup prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego - może nie koniecznie było by taniej, ale na pewno lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1) Skoro ktoś miał ponad 50% poparcia to nie ma szans, żeby się nie dostał.

Co oznacza, że każdy kandydat musiałby mieć ponad 50% poparcia. Ciężko by było w ten sposób zapełnić choćby 100 miejsc w Sejmie.

2) Czymże są 3 negatywy wobec kilkudziesięciu nazwisk i X partii?

Jeśli każdy będzie wart tyle samo, co pozytyw, to będzie znaczył bardzo wiele. Poza tym nie można stworzyć ordynacji w oparciu o czysto teoretyczne i optymistyczne założenia - trzeba przewidzieć wszystko, nawet te pozornie absurdalne opcje.

3) aktualny system głosowania umożliwia ci wybieranie JEDYNIE mniejszego zła - jest 460 miejsc, więc dostanie się każdy, kto zdoła przekroczyć próg wyborczy.

Czyli zgadzasz się ze mną, że jest to mniejsze zło?

Odnośnie referendów - masz rację Mikroos, zauważ że akurat stopy procentowe są małokontrowersyjnym tematem w porównaniu z ograniczaniem swobód obywatelskich (dla ich własnego "dobra").

No i własnie o tym mówię - właśnie dlatego ludzie nie powinni mieć prawa bezpośredniego decydowania o wszystkim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W przeciwnym wypadku teoretycznie groziłoby to absurdalną sytuacją' date=' w której nie wybierze się nikogo, bo nikt nie wybił się ponad zero głosów :D[/quote']

Fakt, przecież wybory są wybieraniem mniejszego zła, jeśli była by możliwość skreślenia wszystkich kandydatów zapewne większość z tego by skorzystała  ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlatego czas na system kanclerski Polsce. Nie jest on może idealny, ale lepszy niż obecny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co oznacza, że każdy kandydat musiałby mieć ponad 50% poparcia. Ciężko by było w ten sposób zapełnić choćby 100 miejsc w Sejmie.

Sorki - bredzisz!

usiądź sobie, wyciągnij kartkę, a lepiej 2 kartki. Napisz na obydwóch listach liczby od 1 do 20. Teraz z prawej strony zaznacz tą, która ci się podoba. Następnie z drugiej strony zaznacz 3 liczby, które ci się nie podobają. Teraz weź tysiąc mikroosów, czesiów, w46 itp - każdy z nich postąpi podobnie. A jednak zadam ci pytanie: jakie jest prawdopodobieństwo że my wszyscy zaznaczymy dokładnie te same liczby? ponad 50% poparcia to jest tak naprawdę przypadek WORST CASE, który automatycznie oznacza, że (skoro ten jeden dostał tyle negatywów, to cała reszta przechodzi dalej).

W rzeczywistości dany poseł będzie miał około 10-20% głosów na nie, co oznacza że pomimo przeskoczenia progu wyborczego (5%) i tak się nie dostanie, ponieważ większość jakże wielbionego przez ciebie LUDu opowiedziała się przeciwko tej osobie, a przecież się nie spierasz z wyborem większości?

 

Przyznaję te "3 negatywy" to liczba wyssana z palca (powinna być uzależniona od liczby kandydatów na liście, tak aby max 10% móc zaminusować). Zapomniałeś też, że są to maksymalnie 3 minusy, a nie obowiązkowo 3.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Sorki - bredzisz!

Po czym sam udowadniasz, że arytmetycznie jest to możliwe. A ordynacja musi przewidywać nawet rzeczy skrajnie nieprawdopodobne i nie może zakładać, że "jakoś to będzie".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest tylko propozycja - niech mądrzejsi ode mnie nad tym usiądą i się zastanowią. W końcu omje podatki też idą na tą rzeszę sejmowych darmozjadów

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Szerokie rozpowszechnienie się internetu i technologii komunikacyjnych przyciąga ludzi do centrów miast. Zachodzi więc zjawisko odwrotne, niż przewidywano u zarania internetu i ery informacyjnej, informują naukowcy z Uniwersytetu w Bristolu.
      Pomimo tego, że internet pozwala nam na niezwykle łatwy dostęp do wszelkich informacji i umożliwia łatwe i szybkie nawiązanie kontaktu z osobami z drugiego końca świata, jego rozwój nie doprowadził do odpływu ludności z miast. Wręcz przeciwnie, specjaliści zauważyli odwrotne zjawisko. Coraz większe rozpowszechnienie się technologii informacyjnych prowadzi zwiększenia koncentracji ludzi w miastach.
      Nie od dzisiaj wiemy, że np. przedsiębiorstwa działające na uzupełniających się polach, mają tendencje do grupowania się na tym samym obszarze, gdyż zmniejsza to koszty działalności. Technologie informacyjne miały to zmienić.
      Doktor Emmanouil Tranos z Univeristy of Bristol i Yannis M. Ioannides z Tufts Univeristy przeanalizowali skutki zachodzących w czasie zmian dostępności i prędkości łączy internetowych oraz użytkowania internetu na obszary miejskie w USA i Wielkiej Brytanii. Geografowie, planiści i ekonomiści miejscy, którzy na początku epoki internetu rozważali jego wpływ na miasta, dochodzili czasem do dziwacznych wniosków. Niektórzy wróżyli rozwój „tele-wiosek”, krajów bez granic, a nawet mówiono o końcu miasta.
      Dzisiaj, 25 lat po komercjalizacji internetu, wiemy, że przewidywania te wyolbrzymiały wpływ internetu i technologii informacyjnych w zakresie kontaktów i zmniejszenia kosztów związanych z odległością. Wciąż rosnąca urbanizacja pokazuje coś wręcz przeciwnego. Widzimy, że istnieje komplementarność pomiędzy internetem a aglomeracjami. Nowoczesne technologie informacyjne nie wypchnęły ludzi z miast, a ich do nich przyciągają.
      Artykuł Ubiquitous digital technologies and spatial structure; an update został opublikowany na łamach PLOS One.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Iskra
      Dokładnie 50 lat temu, późnym wieczorem 29 października 1969 roku na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA) dwóch naukowców prowadziło pozornie nieznaczący eksperyment. Jego konsekwencje ujawniły się dopiero wiele lat później, a skutki pracy profesora Leonarda Kleinrocka i jego studenta Charleya Kline'a odczuwamy do dzisiaj.
      Kleinrock i Kline mieli do rozwiązania poważny problem. Chcieli zmusić dwa oddalone od siebie komputery, by wymieniły informacje. To, co dzisiaj wydaje się oczywistością, przed 50 laty było praktycznie nierozwiązanym problemem technicznym. Nierozwiązanym aż do późnego wieczora 29 października 1969 roku.
      Jeden ze wspomnianych komputerów znajdował się w UCLA, a drugi w oddalonym o 600 kilometrów Stanford Research Institute (SRI) w Menlo Park. Próby nawiązania łączności trwały wiele godzin. Kline próbował zalogować się do komputera w SRI, zdążył w linii poleceń wpisać jedynie  „lo”, gdy jego maszyna uległa awarii. Wymagała ponownego zrestartowania i ustanowienia połączenia. W końcu około godziny 22:30 po wielu nieudanych próbach udało się nawiązać łączność i oba komputery mogły ze sobą „porozmawiać”. Wydaje się jednak, że pierwszą wiadomością wysłaną za pomocą sieci ARPANETu było „lo”.
       

       
      Trudne początki
      Początków ARPANETU możemy szukać w... Związku Radzieckim, a konkretnie w wielkim osiągnięciu, jakim było wystrzelenie Sputnika, pierwszego sztucznego satelity Ziemi. To był dla Amerykanów policzek. Rosjanie pokazali, że pod względem technologicznym nie odstają od Amerykanów. Cztery lata zajęło im nadgonienie nas w technologii bomby atomowej, dziewięć miesięcy gonili nas w dziedzinie bomby wodorowej. Teraz my próbujemy dogonić ich w technice satelitarnej, stwierdził w 1957 roku George Reedy, współpracownik senatora, późniejszego prezydenta, Lyndona Johnsona.
      Po wystrzeleniu Sputnika prezydent Eisenhower powołał do życia Advanced Research Project Agency (ARPA), której zadaniem była koordynacja wojskowych projektów badawczo-rozwojowych. ARPA zajmowała się m.in. badaniami związanymi z przestrzenią kosmiczną. Jednak niedługo później powstała NASA, która miała skupiać się na cywilnych badaniach kosmosu, a programy wojskowe rozdysponowano pomiędzy różne wydziały Pentagonu. ARPA zaś, ku zadowoleniu środowisk naukowych, została przekształcona w agencję zajmującą się wysoce ryzykownymi, bardzo przyszłościowymi badaniami o dużym teoretycznym potencjale. Jednym z takich pól badawczych był czysto teoretyczny sektor nauk komputerowych.
      Kilka lat później, w 1962 roku, dyrektorem Biura Technik Przetwarzania Informacji (IPTO) w ARPA został błyskotliwy naukowiec Joseph Licklider. Już w 1960 roku w artykule „Man-Computer Symbiosis” uczony stwierdzał, że w przyszłości ludzkie mózgi i maszyny obliczeniowe będą bardzo ściśle ze sobą powiązane. Już wtedy zdawał on sobie sprawę, że komputery staną się ważną częścią ludzkiego życia.
      W tych czasach komputery były olbrzymimi, niezwykle drogimi urządzeniami, na które mogły pozwolić sobie jedynie najbogatsze instytucje. Gdy Licklider zaczął pracować dla ARPA szybko zauważył, że aby poradzić sobie z olbrzymimi kosztami związanymi z działaniem centrów zajmujących się badaniami nad komputerami, ARPA musi kupić wyspecjalizowane systemy do podziału czasu. Tego typu systemy pozwalały mniejszym komputerom na jednoczesne łączenie się z wielkim mainframe'em i lepsze wykorzystanie czasu jego procesora. Dzięki nim wielki komputer wykonywać różne zadania zlecane przez wielu operatorów. Zanim takie systemy powstały komputery były siłą rzeczy przypisane do jednego operatora i w czasie, gdy np. wpisywał on ciąg poleceń, moc obliczeniowa maszyny nie była wykorzystywana, co było oczywistym marnowaniem jej zasobów i pieniędzy wydanych na zbudowanie i utrzymanie mainframe’a.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dokładnie przed 50 laty, 29 października 1969 roku, dwaj naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, wykorzystali nowo powstałą, rewolucyjną sieć ARPANET, do przesłania pierwszej wiadomości. Po wielu nieudanych próbach około godziny 22:30 udało się zalogować do komputera w oddalonym o 600 kilometrów Stanford Research Institute.
      Wieloletnia podróż, która rozpoczęła się od... wysłania Sputnika przez Związek Radziecki i trwa do dzisiaj w postaci współczesnego internetu, to fascynująca historia genialnych pomysłów, uporu, porażek i ciężkiej pracy wielu utalentowanych ludzi. Ludzi, wśród których niepoślednią rolę odegrał nasz rodak Paul Baran.
      To, co rozpoczęło się od zimnowojennej rywalizacji atomowych mocarstw, jest obecnie narzędziem, z którego na co dzień korzysta ponad połowa ludzkości. W ciągu pół wieku przeszliśmy od olbrzymich mainframe'ów obsługiwanych z dedykowanych konsol przez niewielką grupę specjalistów, po łączące się z globalną siecią zegarki, lodówki i telewizory, które potrafi obsłużyć dziecko.
      Zapraszamy do zapoznania się z fascynującą historią internetu, jednego z największych wynalazków ludzkości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie udostępni całe archiwum Alberta Einsteina. Dzięki internetowi będziemy mogli zapoznać się zarówno z listami miłosnymi uczonego, jak i z jego notatkami, które tworzył pracując nad swoimi teoriami.
      Od 2003 roku w sieci dostępnych jest około 900 zdjęć manuskryptów oraz niekompletny spis obejmujący około połowy archiwum. Teraz, dzięki pieniądzom z Polonsky Foundation, która wcześniej pomogła zdigitalizować prace Izaaka Newtona, zapoznamy się z 80 000 dokumentów i innych przedmiotów, które zostawił Einstein.
      Projekt digitalizacji całości archiwów rozpoczęto 19 marca 2012 roku. Uruchomiono witrynę alberteinstein.info, na której można będzie zapoznawać się ze spuścizną fizyka. Obecnie można na niej oglądać 2000 dokumentów, na które składa się 7000 stron.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      BEREC, agenda Unii Europejskiej odpowiedzialna za regulacje na rynku telekomunikacyjnym poinformowała, że w UE powszechnie blokuje się dostęp do internetu. Według BEREC w ramach praktyk zarządzania ruchem najczęściej ogranicza się przepustowość lub blokuje w ogóle protokół P2P oraz telefonię internetową (VoIP). Ta ostatnia jest blokowana przede wszystkim w sieciach telefonii komórkowej i wynika to z zapisów w umowach zwieranych z klientami.
      Badania przeprowadzone przez BEREC pokazują, że około 25% dostawców internetu usprawiedliwia blokowanie czy ograniczanie ruchu względami „bezpieczeństwa i integralności“ sieci. Około 33% stosuje różne techniki zarządzania ruchem, gdyż obok standardowych usług świadczą też usługi wyspecjalizowane, np. oferują obok internetu telewizję czy telefonię.
      Obecnie BEREC prowadzi analizę uzyskanych danych. Zostaną one sprawdzone, skonsolidowane i na ich podstawie powstanie szczegółowy raport, który zostanie przedstawiony w drugim kwartale bieżącego roku.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...