Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Internet bardziej niezależny od USA

Rekomendowane odpowiedzi

ICANN, organizacja odpowiedzialna za nadzorowanie nazw domen w Internecie, podpisał umowę, która znacząco osłabia pozycję amerykańskiego Departamentu Handlu w nadzorowaniu organizacji.

Do września 1998 roku nadzór nad techniczną stroną Internetu sprawował rząd USA. Później zarząd ten został przekazany prywatnej niedochodowej organizacji ICANN, która od tamtej pory administruje adresami IP czy zarządza domenami i serwerami DNS najwyższego rzędu.

Dotychczas kilkukrotnie przedłużana umowa pomiędzy ICANN a Departamentem Handlu (DoC) przewidywała, że jest on jedynym organem, przed którym ICANN jest odpowiedzialny. Takie rozwiązanie było od dawna krytykowane m.in. za to, że ICANN bardzo powoli podejmuje decyzje dotyczące nieanglojęzycznej części Internetu, przez co, np. dotychczas nie mogły rozpowszechnić się nazwy domen ze znakami nie występującymi w języku angielskim.

Wczoraj, 30 września, ICANN podpisał z DoC nową umowę, na podstawie której rola Departamentu Handlu znacznie osłabła. ICANN pozostaje prywatną niedochodową organizacją, jednak będzie odpowiedzialny nie tylko przed DoC. Co prawda rząd USA ma nadal prawo nadzoru, ale teraz w swej codziennej działalności ICANN ma odpowiadać przed własnym komitetem doradczym, w którym wzrosło znaczenie rządów różnych państw oraz firm prywatnych.

Ponadto coroczne raporty, które ICANN składał przed Departamentem Handlu zostaną zastąpione raportami, przygotowanymi co trzy lata i składanymi przed komitetem doradczym.

Nowa umowa powinna przyspieszyć prawdziwe "umiędzynarodowienie" Internetu, który wciąż w olbrzymiej mierze pozostaje "angielskocentryczny". Symbolem zmiany będzie wprowadzenie w 2010 roku chińskich i rosyjskich znaków w nazwach domen.

Zmiany w pozycji ICANN były zapowiadane od dawna. Przed kilkoma miesiącami grupa amerykańskich senatorów stwierdziła, że nie powinny one iść aż tak daleko, gdyż ICANN jest organizacją zarejestrowaną w Kalifornii, podlega lokalnemu prawu i ma siedzibę na terenie USA. Powinien zatem ponosić odpowiedzialność przed amerykańskim rządem. Departament Handlu doszedł najwyraźniej do wniosku, że obawy senatorów są nieuzasadnione.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Że niby jak? Że teraz jak będę chciał wejść na stronę rosyjską to mogę się spotkać z potrzebą wystukania cyrylicy na klawiaturze?! Albo chińskich znaczków?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie rozwiązanie było od dawna krytykowane m.in. za to, że ICANN bardzo powoli podejmuje decyzje dotyczące nieanglojęzycznej części Internetu, przez co, np. dotychczas nie mogły rozpowszechnić się nazwy domen ze znakami nie występującymi w języku angielskim.

 

To nie do końca prawda. Do tego służy IDN, który pozwala rejestrować dowolne znaki unikodu (polskie ogonki, grecki alfabet, cyrylica czy chińskie krzaczki). Co prawda to nie jest czysta rejestracja, tylko wymaga pewnego przekształcenia domeny w chwili rejestracji (ale korzystamy już z ogonkami) i o ten niuans może generalnie tylko chodzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obawiam się, że to nawoływanie do "niezależności" może tylko zaszkodzić. Dotychczas wszystko działało bardzo dobrze. Był jednak problem "moralny" - jak to tak, żeby jeden kraj (i to do tego USA) miał tak duży wpływ na Internet. To niedobrze.

Teraz problem "moralny" został rozwiązany. Wpłwy się zrównoważą. Pytanie tylko, jak to wszystko będzie działało. Moim zdaniem może się skończyć tak, jak "sprawne" działanie ONZ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak wiadomo największym orędownikiem była (niestety) UE. Dzięki temu, że było to w rękach USA, to wiadomo było czego można oczekiwać, kto ponosi odpowiedzialność. Zgadzam się, że może zrobić się niezły burdel przez to, ale to i tak lepsza opcja niż zgodzenie się na żądania UE na całkowite oddanie władzy nad domenami i powołanie nowej międzynarodowej fundacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie podoba mi się to bo jaka ta firma była taka była.

Działała mniej więcej dobrze i sprawnie.

Z tym UE to znowu wpycha  nos tam gdzie nie trzeba i rozszerza swoje biurokratyczne macki. Nic dobrego z tego nie będzie, puki było to w łapach USA nic specjalnie temu nie groziło. Teraz boje się europejskiej "kreatywności".

 

Jak by się tak nad tym zastanowić to UE nie ma tam czego szukać, a szuka i co najgorsze znalazła.

 

Argument ze znakami innymi niż angielskie w domenie jest jak krzyczenie ze teraz i ty możesz sobie sam po łbie przywalić.

 

Powiedzmy ze mam jakieś miejsce i chce żeby ktoś tam trafił no ale mam współrzędne gps (w rzeczywistości adres IP) które mało użyteczne upierdliwe i niepraktyczne w codziennym użyciu. No ale mam narzędzie które pozwala mi na konwersje ich jako adres i kod pocztowy które są dla mnie nieco bardziej strawne (nazwa domenowa). No i wszystkim podaje mój adres bo jest praktyczniejszy. No to jaki sens ma Zacieranie jego czytelności i organicznie grupy docelowej do posługującej sie jakims krzaczkiem. Jezyk angielski tu był idealny moim zdniem.

 

Domeny z polskimi znakami nie sprzedają się jakoś wspaniale praktycznie wcale chyba kupują je tylko ci który chcą je sprzedać na allegro jako podobne o jakiegoś adresu. Przecież to jest niedorzeczne żeby kupić sobie domenę z polskimi znakami to się jeszcze długo nie przyjmie albo wcale. To ograniczanie się do ludzi mówiących po polsku jest sprzeczne z ideą internetu. Wyobraźcie sobie stronke chrząszcz.eu kto tam trafi ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nokia ujawniła w swoim raporcie finansowym, że w IV kwartale ubiegłego roku Microsoft zapłacił jej 250 milionów dolarów. To pierwszy z przelewów, który fińska firma otrzyma za wybranie Windows Phone jako swojej głównej platformy systemowej. Nie wiadomo, na jakie kwoty opiewa umowa pomiędzy Nokia a Microsoftem, ale za samo jej podpisanie producent telefonów otrzyma ponad miliard dolarów.
      Nasza umowa o partnerstwie strategicznym przewiduje, że otrzymamy od Microsoftu środki na wsparcie rozwoju platformy sprzętowej, a sami będziemy płacili tantiemy za wykorzystywanie oprogramowania Microsoftu - czytamy w oświadczeniu Nokii. Wspomniano w nim również, że warunki finansowe, na jakich firma korzysta z Windows Phone są konkurencyjne względem innych producentów, co sugeruje, iż Finowie będą płacili Amerykanom znacznie mniej niż płaci np. Samsung czy HTC. Niedawno pojawiły się informacje, jakoby ZTE płacił Microsoftowi 27 USD za każdą kopię Windows Phone.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Trwające pospolite ruszenie przeciwko umowie ACTA skłoniło polskich polityków do wyrażenia nagłego zatroskania o wolności obywatelskie oraz wezwań do skonsultowania jej ze społeczeństwem. Negocjowaną od lat umową nagle zainteresowały się też największe media. Protestujący osiągnęli więc swój cel - nagłośnili fakt, że lada dzień ACTA może zostać podpisana przez polski rząd.
      W tym całym zamieszaniu na temat ACTA krążą najbardziej fantastyczne informacje i trudno zorientować się, co umowa przewiduje i jakich zmian w polskim prawodawstwie należy się spodziewać.
      Na temat ACTA na swoim blogu wypowiedział się Robert Gwiazdowski. Zauważa on, że jeśli chodzi o przepisy prawa materialnego to [umowa nie przewiduje - red.] nic szczególnego. Same tak zwane „klauzule generalne” i to jeszcze deklaratoryjne. W zakresie ochrony „praw własności intelektualnej” nie ma w owych „actach” niczego takiego, czego nie ma już w prawie polskim. Z małymi tylko wyjątkami..
      O tym, jaki diabeł tkwi w szczegółach, przeczytamy we wpisie profesora Gwiazdowskiego
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Paul Ceglia, który twierdzi, że należy do niego 50% Facebooka, został ukarany grzywną w wysokości 5000 dolarów. To jednak nie największe jego zmartwienie, gdyż sąd nakazał mu również, by pokrył część wydatków prawnych poniesionych przez Facebooka. Tutaj kwoty mogą sięgać już dziesiątków tysięcy USD.
      Ceglia został ukarany za niewykonanie jednego z nakazów sądu. W sierpniu ubiegłego roku otrzymał on bowiem polecenie dostarczenia dowodów, które miałyby potwierdzać, iż jego roszczenia wobec Facebooka mają uzasadnienie. Mężczyzna miał przekazać urządzenia oraz dane e-mail. Za radą swoich prawników nie zrobił tego mówiąc, że nie może znaleźć części dowodów. Przed dwoma miesiącami sąd nakazał Ceglii powrót do USA (obecnie mieszka on w Irlandii) i wyjaśnienie, co się stało z dowodami.
      Prawnicy Facebooka twierdzą też, że mają dowód, iż Ceglia dokonał oszustwa. Ponadto poinformowali, że atrament użyty do podpisania kontraktu, który przedstawił Ceglia, liczy sobie dwa lata. Dokument nie mógł być zatem podpisany przed ośmiu laty.
      Już przed paroma miesiącami przedstawiciele Facebooka poinformowali sąd, że zarówno na komputerze Ceglii jak i na serwerze firmy prawniczej Sidley Austin znaleźli oryginalną umowę, jaką zawarł z Ceglią Zuckerberg. Umowa ta nie daje Ceglii najmniejszych praw do udziałów w Facebooku, a swój pozew Ceglia opiera na sfałszowanej przez siebie umowie.
      Prawnicy serwisu społecznościowego twierdzą również, że specjalistyczne badania wykazały, iż Ceglia używał co najmniej 6 urządzeń USB, które - jak twierdzą - były wykorzystywane do sfałszowania oryginalnej umowy. Ich zdaniem co najmniej jedno z tych urządzeń zawiera folder o nazwie „Facebook File“ oraz plik graficzny „Zuckerberg Contract Page1.tif“. To właśnie te urządzenia miał dostarczyć Ceglia.
      Mężczyzna spekuluje, że to sam Zuckerberg lub wynajęci przez niego ludzie fałszują dowody.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google i Mozilla odnowiły umowę, na podstawie której koncern płaci Mozilli za to, że Google jest domyślną wyszukiwarką w Firefoksie. Niektórzy analitycy ostrzegali, że Google może nie zechcieć dłużej płacić Mozilli, gdyż Chrome szybko zdobywa popularność.
      Finansowy byt Mozilli jest w dużej mierze uzależniony od Google’a. W 2010 roku od swoich partnerów takich jak Google czy Microsoft Mozilla otrzymała w sumie 121 milionów dolarów. Prawdopodobnie aż 85% z tej kwoty pochodziło od Google’a.
      Poprzednia umowa, którą podpisano zanim jeszcze Chrome stał się jedną z dominujących przeglądarek, wygasła w listopadzie.
      Nie wiadomo jakie są warunki nowej, wieloletniej umowy.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przez najbliższe 20 lat Facebook będzie podlegał niezależnemu audytowi, sprawdzającemu w jaki sposób serwis dba o prywatność użytkowników. To wynik ugody zawartej z amerykańską Federalną Komisją Handlu (FTC). Urząd oskarżył serwis społecznościowy o przekazywanie użytkownikom niezgodnych z prawdą informacji, na podstawie których mogli oni sądzić, iż Facebook nie przekazuje nikomu ich danych.
      Na swoim blogu Mark Zuckerberg bronił polityki Facebooka, ale przyznał, że popełniono liczne błędy.
       
      FTC oskarżyła Facebooka m.in. o to, że po zmianie witryny w grudniu 2009 roku część informacji, które użytkownicy mogli zastrzec jako prywatne, stało się informacjami publicznymi (np. lista ich znajomych). Facebook nie ostrzegł użytkowników, ani nie uzyskał ich zgody. Ponadto serwis twierdził, że aplikacje firm trzecich, które użytkownicy instalują na swoich profilach, zbierają tylko te dane, które są im niezbędne. W rzeczywistości aplikacje te zbierały niemal wszystkie dane o użytkowniku. Większości z nich nie potrzebowały do działania.
       
      Serwis informował użytkowników, że mogą określić, komu udostępniają swoje dane. Mogli rzekomo ograniczyć dostępność tylko do grona znajomych. Jednak okazało się, że nawet po takim ograniczeniu z danych tych mogły korzystać aplikacje używane przez znajomych.
       
      Facebook twierdził też, że weryfikuje wiek użytkowników oraz certyfikuje aplikacje dostępne dla różnych grup wiekowych, obiecywał, że nie będzie udostępniał danych użytkowników reklamodawcom, że po wyłączeniu lub dezaktywacji konta wszystkie dane staną się niedostępne oraz, że postępuje zgodnie z zasadami US-EU Safe Harbor Framework, które określają sposób wymiany danych pomiędzy Unią Europejską a USA. Wszystkie te twierdzenia okazały się nieprawdziwe.
       
      W ramach ugody Facebookowi zabroniono wygłaszania nieprawdziwych i mylących stwierdzeń dotyczących bezpieczeństwa i prywatności, nakazano uzyskiwanie zgody użytkowników przy każdej zmianie, która wpływa na ustawienia prywatności, zobowiązano serwis do zablokowania dostępu do wszelkich danych w ciągu 30 dni od usunięcia konta oraz nakazano stworzenie odpowiedniej polityki prywatności.
       
      Ponadto w ciągu najbliższych 180 dni, a później co dwa lat przez najbliższych 20 lat Facebook będzie podlegał niezależnemu audytowi, którego celem będzie sprawdzenie, czy serwis przestrzega zasad uzgodnionych z FTC.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...