Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

21 metrów wyżej

Rekomendowane odpowiedzi

Storrs Olson, zoolog z Smithsonian Institutes oraz geolog Paul Hearty z Bald Head Island Conservancy, znaleźli dowody na to, że w średnim plejstocenie poziom oceanów był aż o 21 metrów wyższy niż obecnie. Hearty już ponad 10 lat temu przedstawiał wstępne dowody na istnienie tak olbrzymiej różnicy w poziomie mórz obecnie i przed 400 000 lat. Wówczas jednak były one zbyt słabe, by kogokolwiek przekonać.

Teraz w skałach wapiennych na Bermudach znaleziono osady i skamieniałości, które dowodzą, iż poziom wód znacznie różnił się od obecnego. Natura osadów wskazuje, że doszło do znacznego i dość szybkiego podniesienia się poziomu wód. Miało to związek z roztopieniem się czap lodowych na biegunach.

Tak duże zmiany miały katastrofalne następstwa dla zwierząt żyjących na wybrzeżach. Wiadomo na przykład, że spowodowały one wyginięcie albatrosów na północnym Atlantyku, dlatego zwierzęta te obecnie pojawiają się w tym rejonie sporadycznie.

Olson i Hearty mówią, że zrozumienie zmian, jakie wówczas zaszły, jest bardzo istotne, gdyż ówczesny okres między zlodowaceniami przypomina ten, w którym obecnie żyjemy. Jeśli na przykład poziom oceanów podniósłby się teraz o 21 metrów, to pod wodą zniknęłaby niemal cała Floryda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
w średnim plejstocenie poziom oceanów był aż o 21 metrów wyższy niż obecnie. Hearty już ponad 10 lat temu przedstawiał wstępne dowody na istnienie tak olbrzymiej różnicy w poziomie mórz obecnie i przed 400 000 lat. Wówczas jednak były one zbyt słabe, by kogokolwiek przekonać.

 

Oznacza to że w ciągu 400 000 lat z planety ziemia ubyło miliardy ton wody a poziom wód gruntowych obniżył się o 21 metrów co by wyjaśniało ubogą szatę roślinną i skromny udział tlenu (20,5%) w atmosferze (kiedyś było 33%).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3,61 * 10^8 metrów kwadratowych powierzchni oceanu razy 20 metrów ubytku w poziomie daje miliardy. Nie wiem zaś czy bezpośrednio przekłada się to na obniżenie poziomu wód gruntowych, ale wydaje się to w miarę logiczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety - logiki Waldi nie widzisz. Woda jest magazynowana nie tylko w oceanach - a także zwłaszcza w lądolodach. Te zaś mogą sterczeć ponad poziom morza nawet więcej niż 3 km. Lądolody (nie tylko zwykłe lodowce) są głównym magazynem wody poza oceanami. Ogółem wody w przyrodzie mamy ok. 1386 mln km3. Z tego w oceanie światowym 1338 mln km3. W lodowcach i lądolodach 24 mln km3. Podobną ilość w wodach podziemnych. Cała reszta się nie liczy (poniżej 200 tys km3). Zasób w wodach podziemnych nie ulega większym zmianom. Natomiast wielkim zmianom ulega ilość wody w lodowcach i lądolodach. I to jest właśnie główną przyczyną wahań poziomu wody w oceanach. Całkowita ilość wody w przyrodzie ziemskiej jednak wcale się nie zmienia.

Co do tego artykułu, to zdumiony jestem tym, że traktuje się to jako jakieś odkrycie. Amplituda zmian poziomu oceanu wynosiła w czwartorzędzie wielokrotnie więcej niż się tu podaje. Trudną jest dokładna ocena tego, bowiem jednocześnie zachodziły pionowe ruchy tektoniczne. Dlatego jakaś rafa musi być także widziana jako zupełnie niewłaściwy poziom odniesienia. W ten sposób znajdujemy np. na Spitsbergenie dawne ślady wybrzeży morza na wysokości kilkuset m n.p.m. A z kolei w Szwecji są znane porty morskie z okresu historycznego, leżące dzisiaj kilkadziesiąt km w głębi lądu.

W ogólności dziwię się "odkrywczości" wyników przedstawionych w notce badań. Podkreślę bowiem, że już w szkole średniej uczy się dzieci o tym, że wahania poziomu oceanu osiągały setki metrów - a nie jakieś 21 m, jak tu się podaje.

Oczywiście sprawa wygląda inaczej, jeżeli przyjąć, że w tym doniesieniu poziom morza jest dokładnie datowany. Wtedy jest to ważna informacja o dawnej rzeczywistości. Ale zrozumiała wyłącznie dla specjalistów. W żadnym wypadku nie powinna skłaniać do przyjęcia tego jako jakieś ekstremum - po prostu stan z danej chwili i nic więcej. Takie stany możemy mnożyć w tysiące - i to się rzeczywiście robi (z datowaniami). Jak widać jednak z komentarzy - jest to zupełnie niezrozumiałe dla niezajmujących się tym problemem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Całkowita ilość wody w przyrodzie ziemskiej jednak wcale się nie zmienia.

Zmartwię cie ale mało wiesz, 800 ton wody na dobe wpada z kosmosu w atmosferę.

A termosfera  to płonący (tak płonący) wodór zdmuchiwany przez wiatr słoneczny.

 

Nie zaczynaj wypowiedzi od ,,Niestety - logiki Waldi nie widzisz'' tylko zapytaj dlaczego tak uważam.

 

Pomyśl również tak ze góry lodu wypychają wodę a poziom dalej się obniża tymczasem lód ma mniejsza gęstość niz woda tak więc po stopieniu lodu woda podniesie sie góra o 70cm a gdzie do 21m.

Wody głebinowe są uwięzione zgoda, ale rzeki to koryta drenujące wodę z lądu, obniżenie poziomu odpływu powoduje gwałtowniesze osuszenie lądu, zmniejszenie parowania (brak deszczu) i dalszą degradację dobrostanu roślinnego. 

 

Zmnieszone ilości śniegu , deszczu , wysychanie stawów które zawsze miały wodę oraz strumyków obserwowane za ostatnie 30 lat (gołym okiem) tylko potwierdzają że poziom wód gruntowych sie obniża (a systemy korzenne roślin coraz mniej do tej wody dostępu mają).

Brak wody w atmosferze to słabsza ochrona lądu przed promieniowaniem słonecznym a w konsekwencji  raki skóry, choroby wirusowe, obniżona ilość ozonu .

Jeśli nic się nie zmieni (ludzie nie zaczną logicznie współpracować nie szczedząc wysiłku i kasy) to pa kiciu za 50 lat trzeba będzie wszystko podlewać i hodować  w szklarniach a domy będą musiały być wyposarzone w systemy uzdatniania powietrza którym normalnie sie nie będzie dało oddychać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A termosfera  to płonący (tak płonący) wodór zdmuchiwany przez wiatr słoneczny.

 

Zmartwię cię, termosfera składa się głównie z tlenu, a nawet jeśli byłoby tam kilka atomów wodoru, to ze względu na bardzo małą gęstość tego ośrodka, nie dochodziłoby tam do spalania.

 

Widocznie chcesz może nawiązać do hipotezy solarnej ale nie rozumiem tego wywodu.

 

Pomyśl również tak ze góry lodu wypychają wodę(...)

 

j50 mówił także o lądolodzie.

 

(...)a poziom dalej się obniża(...)

 

Nie rozumiem tego kawałka. Dlaczego się obniża? Jaki proces spowodował obniżenie się poziomu wody kiedy są topione czapy lodowe?

 

tymczasem lód ma mniejsza gęstość niz woda tak więc po stopieniu lodu woda podniesie sie góra o 70cm a gdzie do 21m.

 

Dla takich mas lodu jak na przykład na Biegunie Północnym, to zdanie jest fałszywe. Poza tym, większość zamarzniętej wody znajduje się w lądolodach na Antarktyce, gdzie grubość lodu sięga 3 kilometrów.

 

 

(...)obniżenie poziomu odpływu powoduje gwałtowniesze osuszenie lądu, zmniejszenie parowania (brak deszczu) i dalszą degradację dobrostanu roślinnego. 

 

Po pierwsze założenie gwałtowniejszego osuszenia lądu jest błędne (przedłużenie rzeki wpływa na szybkość jej nurtu?) a po drugie sam sobie przeczysz. Skoro woda odpłynęła z lądu, musiała gdzieś się podziać a skoro mówiłeś o odpływie wody rzekami (w domyśle do morza) to parowanie wody powinno się zwiększyć, ponieważ morza charakteryzują się większą szybkością parowania niż lądy.

 

Dobrostan roślinny? :)

 

Zmnieszone ilości śniegu , deszczu , wysychanie stawów które zawsze miały wodę oraz strumyków obserwowane za ostatnie 30 lat (gołym okiem) tylko potwierdzają że poziom wód gruntowych sie obniża (a systemy korzenne roślin coraz mniej do tej wody dostępu mają).

 

Gdzie obserwujesz takie wysychanie? U mnie za oknem plucha a woda zbiera się aż na trawniku.

 

Jeśli nic się nie zmieni (ludzie nie zaczną logicznie współpracować nie szczedząc wysiłku i kasy) to pa kiciu za 50 lat trzeba będzie wszystko podlewać i hodować  w szklarniach a domy będą musiały być wyposarzone w systemy uzdatniania powietrza którym normalnie sie nie będzie dało oddychać.

 

No jasne towarzyszu, trzeba wprowadzić równomierne rozprowadzenie dóbr, przestać się opierać na gospodarce zależnej od pieniądza i skończyć z wyzyskiem człowieka przez człowieka!

 

Poza tym, jakież to dane pozwoliły ci twierdzić, że za 50 lat nie będzie można oddychać? Z tego co wiem zawartość pyłów, szkodliwych związków i innych świństw zmniejsza się systematycznie od 20 lat.

 

Poza tym, hodowanie w szklarniach to nie taki głupi pomysł, można by wreszcie zostawić przyrodę w spokoju.

 

 

 

Ech, ciężko się rozmawia z takim człowiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Zmartwię cię, termosfera składa się głównie z tlenu, a nawet jeśli byłoby tam kilka atomów wodoru, to ze względu na bardzo małą gęstość tego ośrodka, nie dochodziłoby tam do spalania

 

Ciebie też zmartwię bo ze słońca lecą go tony wodoru w każdej sekundzie (stąd sie pali).

 

j50 mówił także o lądolodzie.

 

 

Okręty atomowe przepływają pod biegunem więc lądolodu jest skromnie.

 

Nie rozumiem tego kawałka. Dlaczego się obniża? Jaki proces spowodował obniżenie się poziomu wody kiedy są topione czapy lodowe?

 

 

Poziom promieniowania jonizującego jest kilkukrotnie większy po zakończeniu testów jądrowych niż był na początku wieku, rozpylony uran ale i produkty rozpadu  ciągle rozkładają wodę na lądzie (radioliza) stąd nie mamy parowania i skraplania wody tylko grupy OH i wodór który idzie do atmosfery dochodzi do warstwy ozonowej i tam się utlenia, pozatym radon po rozpadzie dodatkowo jonizuje otoczenie. Wody ubywa bo stawy w których jak miałem 10 lat się kąpałem od 20 lat są suche, łącznie z strumieniami doprowadzającymi wodę. W studniach zbierających wodę powierzchniową jest pusto (zbyt płytkie) .

 

Dla takich mas lodu jak na przykład na Biegunie Północnym, to zdanie jest fałszywe. Poza tym, większość zamarzniętej wody znajduje się w lądolodach na Antarktyce, gdzie grubość lodu sięga 3 kilometrów.

 

 

To już inni policzyli że stopienie lodowców to podniesienie poziomu wód o 70 cm.

 

Po pierwsze założenie gwałtowniejszego osuszenia lądu jest błędne (przedłużenie rzeki wpływa na szybkość jej nurtu?) a po drugie sam sobie przeczysz. Skoro woda odpłynęła z lądu, musiała gdzieś się podziać a skoro mówiłeś o odpływie wody rzekami (w domyśle do morza) to parowanie wody powinno się zwiększyć, ponieważ morza charakteryzują się większą szybkością parowania niż lądy.

 

 

Znów się mylisz słona woda paruje znacznie słabiej niż słodka, a najszybciej wodę wysyłają w powietrze rośliny (dorosła brzoza 400l/dobę= trzy wanny wody).

Słona woda paruje przy 180st.c a słodka 100st.c.

 

 

Dobrostan roślinny?  :)

 

Bez roślin wszystko leży.

 

Gdzie obserwujesz takie wysychanie? U mnie za oknem plucha a woda zbiera się aż na trawniku.

 

Tak mówisz jakby wystarczyło zjeść wigilię i kolejny posiłek to znów wigilia.

 

No jasne towarzyszu, trzeba wprowadzić równomierne rozprowadzenie dóbr, przestać się opierać na gospodarce zależnej od pieniądza i skończyć z wyzyskiem człowieka przez człowieka

 

A to skąd przyszło ci do głowy?? Jak nie zadbamy o środowisko naturane to padnie każdy i towarzysze i biznesmeni i kapłani i zwierzeta i tylko beztlenowe bakterie bedą miały pole do popisu.

A tak nawiasem mówiąc to najbardziej odpowiednim słowem jest przyjacielu w niedoli.

 

Ech, ciężko się rozmawia z takim człowiekiem.

 

I na koniec postanowiłeś błysnąć i co ci z tego przyszło ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciebie też zmartwię bo ze słońca lecą go tony wodoru w każdej sekundzie (stąd sie pali).

 

Co się pali? Te kilka ton w rozłożeniu na całą dzienną stronę Ziemi to bardzo nikła ilość. Poza tym, gdyby się paliło to chyba widzielibyśmy to, prawda?

 

Okręty atomowe przepływają pod biegunem więc lądolodu jest skromnie.

 

Lądolodu jest skąpe? Co to za zdanie w ogóle? Poza tym, czy ty w ogóle wiesz co to jest lądolód? Podpowiem ci, że pod biegunem go nie znajdziesz.

 

Poziom promieniowania jonizującego jest kilkukrotnie większy po zakończeniu testów jądrowych niż był na początku wieku, rozpylony uran ale i produkty rozpadu  ciągle rozkładają wodę na lądzie (radioliza) stąd nie mamy parowania i skraplania wody tylko grupy OH i wodór który idzie do atmosfery dochodzi do warstwy ozonowej i tam się utlenia, pozatym radon po rozpadzie dodatkowo jonizuje otoczenie. Wody ubywa bo stawy w których jak miałem 10 lat się kąpałem od 20 lat są suche, łącznie z strumieniami doprowadzającymi wodę. W studniach zbierających wodę powierzchniową jest pusto (zbyt płytkie) .

 

Blah, blah, bełkot. Radioliza wody? Czy ty wiesz jakiego wymaga to natężenia promieniowania jonizującego? Podpowiem ci, że zabójczego dla większości organizmów na Ziemi.

 

To już inni policzyli że stopienie lodowców to podniesienie poziomu wód o 70 cm.

 

Kto policzył? Podaj źródła to pogadamy

 

Znów się mylisz słona woda paruje znacznie słabiej niż słodka, a najszybciej wodę wysyłają w powietrze rośliny (dorosła brzoza 400l/dobę= trzy wanny wody).

Słona woda paruje przy 180st.c a słodka 100st.c.

 

Jeezu. Po raz pierwszy od bardzo dawna użyłem tego zwrotu chociaż jestem ateistą. Człowieku, czy tu chociaż podstawówkę zdałeś? Wiesz co to jest parowanie? Nie wrzenie a parowanie!!!  Woda paruje nawet w ujemnych temperaturach. Ba, nawet żelazo może parować!

 

 

Poza tym chodziło mi o ekspozycję na światło, zwiększającą szybkość parowania.

 

Tak mówisz jakby wystarczyło zjeść wigilię i kolejny posiłek to znów wigilia.

 

Co?

 

A to skąd przyszło ci do głowy?? Jak nie zadbamy o środowisko naturane to padnie każdy i towarzysze i biznesmeni i kapłani i zwierzeta i tylko beztlenowe bakterie bedą miały pole do popisu.

A tak nawiasem mówiąc to najbardziej odpowiednim słowem jest przyjacielu w niedoli.

 

To była ironia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Co się pali? Te kilka ton w rozłożeniu na całą dzienną stronę Ziemi to bardzo nikła ilość. Poza tym, gdyby się paliło to chyba widzielibyśmy to, prawda?

 

:);) prosze nie żartuj sobie, zasięg ludzkiego wzroku i widmo nie to i nie parę ton bo to nie ta skala.

 

Blah, blah, bełkot. Radioliza wody? Czy ty wiesz jakiego wymaga to natężenia promieniowania jonizującego? Podpowiem ci, że zabójczego dla większości organizmów na Ziemi.

 

Miałem ci coś jeszcz powiedzieć ale tym zdaniem zamknąłeś rozmowę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmartwię cie ale mało wiesz, 800 ton wody na dobe wpada z kosmosu w atmosferę.

A termosfera  to płonący (tak płonący) wodór zdmuchiwany przez wiatr słoneczny.

 

Nie zaczynaj wypowiedzi od ,,Niestety - logiki Waldi nie widzisz'' tylko zapytaj dlaczego tak uważam.

 

Pomyśl również tak ze góry lodu wypychają wodę a poziom dalej się obniża tymczasem lód ma mniejsza gęstość niz woda tak więc po stopieniu lodu woda podniesie sie góra o 70cm a gdzie do 21m.

Wody głebinowe są uwięzione zgoda, ale rzeki to koryta drenujące wodę z lądu, obniżenie poziomu odpływu powoduje gwałtowniesze osuszenie lądu, zmniejszenie parowania (brak deszczu) i dalszą degradację dobrostanu roślinnego. 

 

Zmnieszone ilości śniegu , deszczu , wysychanie stawów które zawsze miały wodę oraz strumyków obserwowane za ostatnie 30 lat (gołym okiem) tylko potwierdzają że poziom wód gruntowych sie obniża (a systemy korzenne roślin coraz mniej do tej wody dostępu mają).

Brak wody w atmosferze to słabsza ochrona lądu przed promieniowaniem słonecznym a w konsekwencji  raki skóry, choroby wirusowe, obniżona ilość ozonu .

Jeśli nic się nie zmieni (ludzie nie zaczną logicznie współpracować nie szczedząc wysiłku i kasy) to pa kiciu za 50 lat trzeba będzie wszystko podlewać i hodować  w szklarniach a domy będą musiały być wyposarzone w systemy uzdatniania powietrza którym normalnie sie nie będzie dało oddychać.

Znaj proporcjum Waldi! Jak w takim razie odnosisz te 800 ton wody do milionów km3 wody na Ziemi? Była juz taka koncepcja, że woda na Ziemi pochodzi z kosmosu - tylko całej historii kosmosu by na to nie wystarczyło. Przypomnieć zatem wypada, że 1 km3 to miliard m3 (czyli ton wody). Zatem ten 1 km3 przybywa z kosmosu w ciągu 1,25 mln lat. Zaś 1000 km3 w ciągu 1,25 mld lat. A to przecież nadal pryszcz! A może byś w takim razie policzył ile ton wody przechodzi radiolizę i się rozkłada - skoro chcesz być tak skrupulatny? O termosferze nawet nie ma co gadać. Wymiana wody odbywa się niemal w 100% w obrębie troposfery.

Co do tych rzek i ich roli w odwadnianiu. Ok. 80% wody rzecznej to woda podziemna. Ale z kolei w strefach podziemnych wyróżnia się tzw. strefę intensywnej wymiany. Na terenach równinnych sięga ona szacunkowo w 90% do głębokości kilkunastu metrów. W górach więcej - ale dotyczy to grzbietów pomiędzy dolinami rzecznymi. Zaś strefa intensywnej wymiany dominuje w zasilaniu rzek. Wniosek: tylko woda podziemna płytkich stref ma znaczenie w zasilaniu rzek. Przy okazji wskazuję, że woda podziemna, której zwierciadło jest położone poniżej dna doliny nie może zasilać rzeki.

W ogólnej ilości lodu na Ziemi zdecydowanie przeważa lód lądowy, a nie morski. Nie ma zatem wtedy wyporu topiącego się lodu. Wyjaśniam przy tym następujące. Jeżeli wrzucic kostkę lodu do szklanki, to poziom wody podniesie się natychmiast. Ale już jego topnienie nie spowoduje podniesienia poziomu wody nawet o kawałek milimetra. Tak powiadał dziadek Archimedes. Jednak tymczasem zdecydowana większość lodu to jednak lód lądowy, gdzie prawo wyporu nie daje skutków. Zaznaczam przy tym, że w bilansach lodu nie operuje się miarami objętościowymi lodu. Dlatego nie ma znaczenia efekt zmian objętościowych wody po jej zamarznięciu.

Tym wysychaniem stawów nie masz się co przejmować w sensie ilości wody. Stawy są tworem sztucznym i zwiększają straty wody podziemnej na parowanie. Bo większość stawów jest zasilana wodą podziemną - nawet przy zasilaniu ze strumienia należy brać pod uwagę, że ok. 80% wody strumienia to woda podziemna. Ale należy przy tym wziąć pod uwagę pojemność troposfery w odniesieniu do potencjału parowania wody. Pojemność ta jest silnie ograniczona - czego skutkiem są opady atmosferyczne.

Natomiast zupełnie inną sprawą jest kwestia zagrożenia niedostatkiem zasobu wodnego. Dotyczy to bowiem zasobu, którym można gospodarować bez negatywnego wpływu na przyrodę. Ale też i zasobu dającego się w sposób ekonomiczny wykorzystać. W końcu przecież w niektórych krajach arabskich odsala się wodę morską - tylko oni mają na to nadwyżkę kasy i nie mają innego wyjścia. W Polsce zasób wodny nie jest równomiernie rozmieszczony (tzw. zasób wymienialny). Kumuluje się głównie w pd. części kraju - w górach. Ale tam akurat zapotrzebowanie na wodę jest znacznie zmniejszone, bo to regiony ubogie gospodarczo. Najsilniejszy deficyt wody dotyczy Wielkopolski i Kujaw. Tam w niektórych latach spada ok. 300 mm opadów, co jest wielkością uznawaną za graniczną dla strefy klimatu półsuchego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jak w takim razie odnosisz te 800 ton wody do milionów km3 wody na Ziemi? Była juz taka koncepcja, że woda na Ziemi pochodzi z kosmosu - tylko całej historii kosmosu by na to nie wystarczyło

 

Nareszcie jakiś spójny głos w dyskusji .

800 ton na dobę to jest nic, tym bardziej że woda ta zanim spadnie na ziemię (o ile wogóle do tego dojdzie ze względu na procesy radiolizy i utleniania czystych metali na tlenki) to minie dziesiątki lat (zależy od prędkosci i kąta wejścia w atmosferę).

Popełniasz klasyczny błąd myślenia ,,współczesnych naukowców" (w cudzysłowie bo jeśli się za takich uznają a nie mają doświadczenia w kwesti elekrtryczności i nawet minimalnej wiedzy o zjawiskach zachodzących w fizyce atomowej - to dysponują potencjałem wiedzy na poziomie 18-wieku i próbują wyjaśnić otaczającą poatomową rzeczywistość) otóż zakładają trwanie i zmienność procesów na (wolne) setki i milony lat a z perspektywy własnego życia za niezmienne - a tak nie jest.

Pamiętać należy że starsi od nas czas ten nazywają erą Wodnika.

 

O termosferze nawet nie ma co gadać. Wymiana wody odbywa się niemal w 100% w obrębie troposfery.

 

Znów to samo założenie, ale to nieprawda (parująca woda może tutaj skończyć) bo ta z radiolizy tu nie kończy jest tlenem, helem, grupami OH i wodorem a te bez ograniczeń mogą wznosić się bardzo wysoko (warstwa ozonu, termosfera) i już nigdy tutaj nie spaść po dostaniu podmuchem słonecznym. (stąd obniżający sie poziom wód gruntowych i jej braki - schniemy jako planeta Panowie i Pani)

 

 

tylko woda podziemna płytkich stref ma znaczenie w zasilaniu rzek. Przy okazji wskazuję, że woda podziemna, której zwierciadło jest położone poniżej dna doliny nie może zasilać rzeki.

W ogólnej ilości lodu na Ziemi zdecydowanie przeważa lód lądowy, a nie morski. Nie ma zatem wtedy wyporu topiącego się lodu. Wyjaśniam przy tym następujące. Jeżeli wrzucic kostkę lodu do szklanki, to poziom wody podniesie się natychmiast. Ale już jego topnienie nie spowoduje podniesienia poziomu wody nawet o kawałek milimetra. Tak powiadał dziadek Archimedes. Jednak tymczasem zdecydowana większość lodu to jednak lód lądowy, gdzie prawo wyporu nie daje skutków. Zaznaczam przy tym, że w bilansach lodu nie operuje się miarami objętościowymi lodu. Dlatego nie ma znaczenia efekt zmian objętościowych wody po jej zamarznięciu.

 

To już policzyli inni po stopieniu całkowicie na Planecie poziom wody podniesie się o 70cm (dla pewności dajmy 1m) reszta do 21m to woda która opuściła naszą Planetę na zawsze.

 

Tym wysychaniem stawów nie masz się co przejmować w sensie ilości wody. Stawy są tworem sztucznym i zwiększają straty wody podziemnej na parowanie. Bo większość stawów jest zasilana wodą podziemną - nawet przy zasilaniu ze strumienia należy brać pod uwagę, że ok. 80% wody strumienia to woda podziemna. Ale należy przy tym wziąć pod uwagę pojemność troposfery w odniesieniu do potencjału parowania wody. Pojemność ta jest silnie ograniczona - czego skutkiem są opady atmosferyczne.

 

Brak wody w stawach = niedowodnione pola uprawne (mniej papu z hektara i wolniejszą regenerację gleby (,,trój polówka'' już nie wystarczy)= zwiększone nawożenie = zatrucia pokarmowe ludzi źle zbilansowaną mieszanką nawozów) i lasy , a to oznacza zmniejszoną wydajność w przyrostu masy drewna = mniej tlenu = mniejsze parowanie = większe spalanie paliw kopalnych = wiecej siarki w powietarzu = dalsza chemiczna degradacja dobrostanu roślinnego = kwaśne deszcze , mikroopady , więcej pyłu zawieszonego = choroby układu oddechowego (rak) = mutacje i chore potomstwo = ludzki czynnik degradujący Planetę = czapa dla gatunku  .

Wszak sami tu nie mieszkamy.

 

Natomiast zupełnie inną sprawą jest kwestia zagrożenia niedostatkiem zasobu wodnego. Dotyczy to bowiem zasobu, którym można gospodarować bez negatywnego wpływu na przyrodę. Ale też i zasobu dającego się w sposób ekonomiczny wykorzystać. W końcu przecież w niektórych krajach arabskich odsala się wodę morską - tylko oni mają na to nadwyżkę kasy i nie mają innego wyjścia.

 

Dziś ich stać i nie mają wyjścia, jutro my nie będziemy mieli wyjścia (a oni zaczną migrować po dobroci albo siłą) stąd zupełnie nieistotne czy Tusk czy Kaczyński rządzi bo ani jeden ani drugi tego problemu nie dostrzega a nędzne życie wiodą i umierają miliony (w tym czasie medialna tuba pieprzy o byle czym (RMF,TVN) zupełnie w d*pie mając sprawy poważne) .

Tak więc ,,osiemnastowieczni naukowcy'' pracujący współcześnie w nauce uspali wszystkich bajkami o trwających milony lat zmianach klimatu , a te się zmieniają w 20lat. Miłego życia aż do śmierci tak przy 50 na raka, a waszym dzieciom rokuję już tylko 40. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to liczymy Waldi. Całkowita powierzchnia oceanu światowego wynosi 361,3 mln km2.

Ilość wody w lodowcach wynosi 24,06 mln m3. Z tego mamy rachunek następujący:

24060000 km3 : 361300000 km2 = 0,0666 km (czyli 66,6 m)

Zatem gdyby uległ stopieniu cały lód lodowcowy, to poziom oceanu podniósłby się o 66,6 m.

Jest to wielkość przybliżona, bowiem część brzeżnych stref lądolodu antarktycznego to lód pływający. Nie jest jasnym jaka poprawka miałaby być wprowadzona na zalanie wodą morską wytopionych z lodu części Antarktydy. Rzecz bowiem w tym, że odciążeniu podłoża spowodowanemu zniknieciem lądolodu towarzyszy podnoszenie podłoża (tzw. glaciizostatyczne). Może ono przyjmować rozmiary duże - setki metrów lub nawet więcej. Podana wielkość powina być nieco zmniejszona wskutek zwiększenia sie powierzchni oceanów po podniesieniu poziomu wody. Można chyba przypuszczać, że całkowite podniesienie poziomu wody wynosiłoby prawdopodobnie ok. 60 m.

Co zaś do tego obniżenia poziomu wody podziemnej, to sprawa wcale nie jast taka oczywista. Jeśli lodowce mają się stopić, to wzrosnąć musi temperatura powietrza. To zaś oznacza znaczne zdynamizowanie obiegu wody: większa frekwencja opadów i ich wyższe sumy. Oczywiście różnie by to wyglądało w róznych częściach świata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ilość wody w lodowcach wynosi 24,06 mln m3. Z tego mamy rachunek następujący:

24060000 km3 : 361300000 km2 = 0,0666 km (czyli 66,6 m)

 

Tyle że nie bierzesz pod uwagę terenów które woda zaleje .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co za dziadostwo , zamknęło mi okno w trakcie edycji posta i wywaliło treść.

 

Sprawdziłem informację skąd mi się wzieło 0,7 m , dotyczy to lodowców górskich (tych będących dostępnym zapasem słodkiej wody) , lądolody nie przyrastają od śniegu (w górę) tylko rozrastają się i kurczą więc dalej brakuje 21m poziomu (wynikałoby z tego że ich wyniesienie nad powierzchnię morza wynika z wypychającej siły magmy pod nimi, co po ich stopieniu mogłoby się powiększyć i być przyczyną obrócenia płaszcza).

 

Prognoza na 21wiek:

Według przewidywań opartych na wyliczeniach przy pomocy modeli komputerowych, poziomu morza będzie nadal wzrastał w XXI wieku. Są to jednak prognozy bardzo wątpliwe, gdyż brak jest wystarczająco długich serii pomiarowych, z różnych części świata, które posłużyłyby do weryfikacji modeli. Najbardziej wiarygodne prognozy mówią, iż poziom wody w oceanach do końca XXI wieku podniesie się o około 11 do 77 cm. Jak widać zakres możliwych zmian jest ogromny, wszystkie badania bowiem wskazują na nierównomierny wzrost poziomu morza na świecie.

 

http://www.atmosphere.mpg.de/enid/1__Oceany_i_klimat/-_Podnoszenie_si__poziomu_morza_3ng.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lądolody powstają właśnie ze śniegu. Jest to znany dobrze proces zamiany śniegu najpierw w firn, a następnie lód lodowcowy. Podłoże pod lądolodem nie ulega wynoszeniu w górę, a wręcz przeciwnie - obniża się ono pod wpływem masy lodowej. Badania wykazały, że sama Antarktyda jest archipelagiem wysp pokrytym czapą lądolodu o max grubości do 4800 m. Nie należy jednak na podstawie tego wnioskować, że po wytopieniu lądolodu powstałby tam rzeczywiście archipelag wysp. Wytopieniu towarzyszyłoby bowiem wypiętrzenie podłoża średnio o ok. 1 km.

Co do tego nieuwzględnienia przeze mnie terenów zalanych - to nie jest całkiem prawda. Wskazałem bowiem na poprawkę związaną ze zwiększeniem powierzchni oceanu wskutek przyboru wody. Przede wszystkim dlatego właśnie te 66,6 m należy zmniejszyć do ok. 60 m.

W historii czwartorzędu głównym czynnikiem zmian poziomu oceanu prawdopodobnie nie było wytapianie się lądolodu antarktycznego. Niezbyt duży także wpływ na to miało wytapianie się lodowców górskich. Natomiast zdecydowanie największy wpływ miało powstanie lądolodu skandynawskiego i laurentyńskiego (Kanada, część USA). Lądolód skandynawski nie tylko obejmował swym zasięgiem znaczną część Europy, ale prawdopodobnie także część oceanu między Skandynawią i Spitsbergenem. To powodowało bardzo duże obniżenie poziomu oceanów. Poziom ten następnie wzrastał w okresie wytapiania się tych dwóch lądolodów. Oczywiście towarzyszyło temu zmniejszanie się zlodowacenia w obszarach górskich.

Podczas ostatniego zlodowacenia poziom mórz był o 120-150 m niższy niż obecnie. Sprawa jest jednak skomplikowana, dlatego polecam hasło wikipedii "zmienność poziomu morza". Jest to tam całkiem dobrze opisane, choć z konieczności skrótowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ nie mogę edytować poprzedniego postu w trybie modify, to uzupełniam w kolejnym o pewne ciekawostki związane z poziomem oceanu i innymi zjawiskami.

Jeśli szukać jakichś sensacji związanych z zanikiem i rozwojem lądolodów, to wskazać można na dwie sprawy. Pierwszą stanowią doniesienia o znalezieniu podwodnych budowli na głębokościach rzędu kilkadziesiąt metrów poniżej poziomu morza. Ta sprawa jest na razie niewystarczająco udokumentowana, ale stanowi pozywkę dla różnych teorii o cykliczności rozwoju cywilizacji ludzkiej na Ziemi.

Drugą sprawą jest szalona koncepcja Hapgooda. Napisał on niedługo po wojnie publikację zawierającą opis niesamowitych konsekwencji rozrostu i zaniku lądolodów. Uważał on, że tak wielkie zmiany w rozmieszczeniu mas musiały powodować zachwianie rozkładu momentu obrotowego Ziemi. Na podstawie tego postawił tezę o odspajaniu się przez to litosfery (wielki uskok litosferyczny) i następnie jej przemieszczaniu względem stref głębszych. Wstęp do publikacji Hapgooda napisał Einstein, który w ogólności poparł tę koncepcję (a przynajmniej nie znalazł w niej fizycznych sprzeczności).

Konsekwencją przyjęcia koncepcji Hapgooda musiała by być gwałtowna wędrówka biegunów geograficznych - ale nie poprzez zmianę nachylenia osi ziemskiej, a poprzez przesunięcie litosfery. Niektórzy wskazują w związku z tym na ślady tego w orientacji niektórych budowli (np. piramidy Majów). Najważniejsze jednak jest to, że takiemu przesunięciu musiałabyby towarzyszyć fala gigatsunami o wysokości nawet kilku km, okrążająca następnie Ziemię. Miałoby to stać się przyczyną istnienia potopu, przetrwałego w przekazach najstarszych ludów (w tym Biblia, ale także potopy wymieniane przez starożytnych Greków). Teoria Hapgooda jest b. kontrowersyjna i nie znalazła poparcia w świecie nauki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawa ta teoria i chyba skończy się jak w książce Lema :

 

....kiedy odpalono czwarte sztuczne słońce w okolicach bieguna a topniejący lód prawie codziennie przynosił coraz to nowe artefakty ... czy coś w tym rodzaju.

 

http://www.gwiazdy.com.pl/14_00/25.htm

 

Wg. tej teorii to może i dobrze że  ocieplenie postępuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ponad 20% powierzchni światowych oceanów, czyli ponad 75 milionów kilometrów kwadratowych, pociemniało w ciągu ostatnich dwóch dekad, informują naukowcy. Ocean ciemnieje, gdy dochodzi do zmian właściwości optycznych wody, co z kolei wpływa na głębokość strefy eufotycznej, która jest domem dla 90% życia morskiego i miejscem gdzie światło słoneczne i światło odbite od Księżyca napędzają zjawiska ekologiczne.
      Thomas W. Davies i Tim Smyth z University of Plymouth wykorzystali dane satelitarne oraz modelowanie numeryczne w analizie corocznych zmian głębokości stref eufotycznych na całej planecie. Okazało się, że pomiędzy rokiem 2003 a 2022 aż 21% powierzchni oceanów, zarówno obszarów przybrzeżnych, jak i otwartych wód, stało się ciemniejszych.
      Gdy uwzględnimy procesy fotobiologiczne napędzane przez światło słoneczne, w latach 2003–2022 głębokość strefy eufotycznej zmniejszyła się o ponad 100 metrów na powierzchni 9,4 milionów km2 (2,6%) światowych oceanów. W tym samym czasie głębokość strefy eufotycznej zmniejszyła się o ponad 50 metrów na powierzchni 32,5 milionów kilometrów kwadratowych (9%), a o 10 metrów na powierzchni 68,4 mln km2. W latach 2003–2022 średnia głębokość strefy eufotycznej za dnia zmniejszyła się o ponad 50% na powierzchni 369 248 km2 oceanu, a o 10% na powierzchni 32 446 924 km2, czytamy w opublikowanym artykule. Jednak ocean nie tylko ciemnieje. Około 10% jego powierzchni, ponad 37 milionów km2, stało się jaśniejsze w ciągu ostatnich 20 lat.
      W tej chwili nie wiemy dokładnie, jak te zmiany mogą wpływać na ekosystem oceanu i całej planety. Należy się jednak spodziewać, że taki wpływ będzie. Autorzy badań sądzą, że na obszarach przybrzeżnych zmiany w głębokości strefy eufotycznej spowodowane są zmianami w obecności składników odżywczych, materiału organicznego i osadów spływających z lądów, na co z kolei wpływ ma działalność rolnicza oraz opady. Na otwartym oceanie zmiany mogą być spowodowane dynamiką zakwitu glonów oraz zmianami temperatury wód powierzchniowych, co zmniejsza penetrację światła.
      Największe zmiany głębokości strefy eufotycznej zostały zaobserwowane w regionach oddziaływania Prądu Zatokowego oraz wokół Arktyki i Antarktyki. To obszary, które doświadczają największych zmian w wyniku ocieplania się klimatu. Znaczące pociemnienie wód obserwuje się też u wybrzeży i na akwenach zamkniętych, takich jak Morze Bałtyckie, gdzie pociemnienie spowodowane jest przez opady niosące z lądów osady oraz substancje odżywcze, jak nawozy sztuczne. Substancje te stymulują wzrost planktonu, który, wraz z naniesionymi osadami, zmniejsza przejrzystość wody.
      Z kolei wokół Wysp Brytyjskich pociemniały Morze Północne, Morze Celtyckie, wschodnie wybrzeża Anglii i Szkocji, wybrzeża Walii oraz niektóre części Morza Irlandzkiego, a pojaśniał Kanał La Manche oraz obszar rozciągający się na północ od Szkocji po Orkady i Szetlandy.
      Źródło: Darkening of the Global Ocean

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzkość wybiera się na Księżyc i Marsa, coraz bardziej szczegółowo bada planety Układu Słonecznego i zaczyna przyglądać się planetom pozasłonecznym, a tymczasem niewiele wiemy o samej Ziemi. Naukowcy z Ocean Discovery League, niedochodowej organizacji, której celem jest przyspieszenia badań nad głębiej położonymi partiami oceanów, poinformowali na łamach Science Advances, że po dekadach badań ludzkość widziała mniej niż 0,001% powierzchni dna w głębszych partiach oceanów. Czyli takich, położonych poniżej 200 metrów pod poziomem morza.
      Obszary znajdujące się na głębokości poniżej 200 metrów utrzymują zróżnicowane ekosystemy, wytwarzają tlen, regulują klimat, są niezbędne do zachowania zdrowia całej planety. A mimo to praktycznie nic o nich nie wiemy. Zajmują one 66% powierzchni Ziemi, to około 336 milionów kilometrów kwadratowych. Dotychczas obserwowaliśmy zaś około 3300 km2. To powierzchnia niemal 100-krotnie mniejsza od powierzchni Polski, zaledwie 5-krotnie większe od największego polskiego miasta, Gdańska.
      Obserwacje wizualne (czy to prowadzone przez badaczy na pokładach batyskafów czy też przez roboty wyposażone w kamery) są jednym z trzech najważniejszych – obok mapowania i pobierania próbek – metod badania dna morskiego. Pozwala ono na określenie kontekstu zbieranych próbek, obserwację życia, ocenę bioróżnorodności i obfitości organizmów, ocenę stanu biologii i geologii oceanów. To dzięki nim odkryto pierwsze kominy hydrotermalne, określono wpływ katastrofy Deepwater Horizon na dno morskie i opisano odradzanie się koralowców po katastrofie, znaleziono dobrze zachowane wraki na Morzu Czarnym. Obecnie, gdy wiemy, że ludzkość od wieków wpływa na oceany, czy to przez składowanie w nich śmieci, zanieczyszczanie odpadami z działalności rolniczej i przemysłowej, eksploatację zasobów biologicznych i geologicznych czy zakwaszanie wód oceanów, istnieje coraz większa potrzeba prowadzenia badań wizualnych.
      Tymczasem, jak się dowiadujemy, nie tylko poznaliśmy zaledwie 0,001% powierzchni dna oceanicznego położonego poniżej 200 metrów, ale te poznane obszary są skupione wokół kilku wybranych krajów. Z powodu dużych kosztów oraz trudności technicznych związanych z badaniami dna aż 65% powierzchni, którą wizualnie poznaliśmy, znajduje się w odległości 200 mil morskich od USA, Japonii i Nowej Zelandii, a aż 97% badań przeprowadziło zaledwie pięć krajów: USA, Japonia, Nowa Zelandia, Francja i Niemcy. To zaś oznacza, że niewiele możemy powiedzieć o tym, jak wygląda dno oceanów i nie można bezpiecznie wyciągać wniosków na podstawie tak niewielkiego poznanego obszaru w tak niewielu miejscach.
      Jest to szczególnie ważne w momencie, w którym coraz częściej mówi się o zintensyfikowaniu działań górniczych dna morskiego i wydobywaniu stamtąd surowców. Nie mamy bowiem najmniejszego pojęcia, co się na dnie znajduje, zatem co możemy zniszczyć prowadząc eksploatację oraz jaki wpływ zniszczenia te będą miały na całą planetę, w tym i na nas.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2024 roku średnia temperatura oceanów była najwyższa w historii pomiarów. Niezwykle ciepła woda występowała nie tylko na powierzchni, ale również na głębokości do 2000 metrów, donosi międzynarodowy zespół naukowy, na którego czele stał profesor Cheng Lijing z Instytutu Fizyki Atmosfery Chińskiej Akademii Nauk. W badaniach wzięło udział 54 naukowców z 7 krajów, którzy zastanawiali się również, jak cieplejszy ocean wpłynie w przyszłości na życie ludzi.
      Ocean jest kluczowym elementem klimatu. Przechowuje aż 90% nadmiarowego ciepła uwięzionego na Ziemi i pokrywa 70% powierzchni planety. Dlatego też w olbrzymiej mierze decyduje o wzorcach pogodowych i decyduje o klimacie oraz tempie jego zmian. Jeśli chcemy wiedzieć, co dzieje się z klimatem, odpowiedzi musimy szukać w oceanie, mówi współautor badań, profesor John Abraham z University of St. Thomas.
      Trzy międzynarodowe zespoły naukowe połączyły siły pod kierunkiem profesora Lijinga i stwierdziły, że rok 2024 był rekordowy pod względem temperatury oceanu. Pomiędzy rokiem 2023 a 2024 zawartość ciepła w górnej warstwie 2000 metrów wód oceanicznych wzrosła o 16 zettadżuli (16x1021 dżuli). To około 140 razy więcej energii niż produkcja elektryczna całej ludzkości w 2023 roku. W ciągu ostatnich pięciu lat, pomimo cykli La Niña i El Niño, zawartość ciepła w oceanie rosła w tempie 15–20 zettadżuli rocznie, dodaje profesor Michael Mann z University of Pennsylvania. Regionami o rekordowo wysokiej zawartości ciepła były Ocean Indyjski, tropikalne regiony Atlantyku, Morze Śródziemne, północne regiony Atlantyku, północne regiony Pacyfiku oraz Ocean Południowy.
      Rekordowo ciepła była też powierzchnia oceanu, miejsce styku wody z atmosferą. Temperatura powierzchni jest niezwykle istotna, gdyż to ona decyduje, jak szybko ciepło i wilgoć trafiają z oceanu do atmosfery, co ma gigantyczny wpływ na pogodę.
      Ocean wpływa na klimat głównie poprzez zmiany koncentracji pary wodnej w atmosferze, co prowadzi do pojawiania się katastrofalnych ekstremów w cyklu obiegu wody. Para wodna jest też silnym gazem cieplarnianym, a postępujące ocieplenie prowadzi do pustynnienia, zwiększenia ryzyka susz i pożarów. Jednocześnie jednak para wodna napędza wszelkiego rodzaju burze, co podnosi ryzyko powodzi. Dotyczy to również huraganów i tajfunów, wyjaśnia doktor Kevin Trenberth z amerykańskiego Narodowego Centrum Badań Atmosfery. W roku 2024 średni temperatura powierzchni wód oceanu była o 0,05–0,07 stopnia Celsjusza wyższa niż w roku 2023.
      W ubiegłym roku aż 104 kraje poinformowały o zarejestrowaniu na swoim terenie rekordowo wysokich temperatur. Zwiększyła się częstotliwość występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych, takich jak susze, powodzie, fale upałów czy pożary. Doświadczyli ich mieszkańcy Afryki, Europy i Azji. Zjawiska takie wiążą się z olbrzymimi stratami. W samych tylko Stanach Zjednoczonych katastrofy naturalne spowodowane zmianami klimatu spowodowały od 1980 roku straty szacowane na 3 biliony dolarów.
      Naukowcy są bardzo zainteresowani tym, co dzieje się w oceanie, gdyż ilość uwięzionej w nim energii cieplnej to najlepszy wskaźnik zmian klimatu. Ocean to strażnik planety. To on pochłania znaczną część nadmiarowej energii gromadzącej się w ziemskim systemie klimatycznym w wyniku emisji antropogenicznych, dodaje doktor Karina von Schuckmann z Mercator Ocean International. Musimy pamiętać, że pojemność cieplna oceanu nie jest nieograniczona.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po raz pierwszy udało się oszacować globalną ilość siarki emitowanej przez oceany. Badania przeprowadzone przez międzynarodowy zespół naukowy z Anglii, Hiszpanii, Indii, Argentyny, Chin, Francji i USA wykazały, że emitując siarkę, wytwarzaną przez organizmy żywe, oceany schładzają klimat bardziej, niż dotychczas przypuszczano. Szczególnie jest to widoczne nad Oceanem Południowym.
      Z artykułu opublikowanego na łamach Science Advances dowiadujemy się, że oceany nie tylko przechwytują i przechowują energię cieplną ze Słońca, ale również wytwarzają gazy, które mają natychmiastowy bezpośredni wpływ na klimat, na przykład powodują, że chmury są jaśniejsze i lepiej odbijają promieniowanie cieplne. Autorzy badań skupili się przede wszystkim na metanotiolu (MeSH). To gaz o wzorze chemicznym CH3SH.
      Emitowany przez oceany siarczek dimetylu to ważne źródło aerozoli ochładzających klimat. Jednak w oceanach większość siarki pochodzącej z organizmów żywych nie zmienia się w siarczek dimetylu, ale w metanotiol. Gaz ten, ze względu na duża reaktywność, trudno jest jednak zarejestrować, stąd też jego wpływ na klimat pozostawał nieznany.
      Autorzy nowych badań stworzyli bazę danych dotyczącą koncentracji MeSH w wodzie morskiej, zidentyfikowali czynniki statystyczne pozwalające na określenia ilości MeSH i opracowali mapę miesięcznych emisji tego związku, dodając je do emisji siarczku dimetylu.
      Dzięki temu dowiedzieli się, że nad Oceanem Południowym emisje MeSH zwiększają o 30–70 procent ilość aerozoli zawierających siarkę, wzmacniają więc wywierany przez ten pierwiastek efekt chłodzący, jednocześnie pozbawiają atmosferę utleniaczy, co z kolei zwiększa czas trwania dimetylu siarki, pozwalając na jego transport na większe odległości.
      Odkrycie to jest znaczącym rozwinięciem jednej z najważniejszych teorii dotyczących roli oceanów w regulowaniu klimatu na Ziemi.
      Opracowana przed 40 lat teoria mówiła, że plankton żyjący na powierzchni oceanów wytwarza siarczek dimetylu, który po trafieniu do atmosfery ulega utlenieniu, tworząc aerozole. Aerozole te odbijają część promieniowania słonecznego z powrotem w przestrzeń kosmiczną, zmniejszając w ten sposób ilość ciepła docierającego do powierzchni planety. Ich wpływ chłodzący zostaje wzmocniony, jeśli wejdą w skład chmur. Nowe badanie pokazuje, w jaki sposób pomijany dotychczas MeSH wpływa na cały ten proces, wzmacnia go oraz jak ważne dla klimatu są aerozole zawierające siarkę. A skoro sama natura zawiera tak silne mechanizmy chłodzące, tym bardziej pokazuje to, jak wielki wpływ na atmosferę wywołuje działalność człowieka.
      To ten element klimatu, który ma największy wpływ chłodzący, a który jest najsłabiej rozumiany. Wiedzieliśmy, że metanotiol jest emitowany przez oceany, ale nie wiedzieliśmy, jak duża jest to emisja i gdzie do niej dochodzi. Nie wiedzieliśmy też, że ma tak silny wpływ na klimat. Modele klimatyczne znacząco przeceniają wpływ promieniowania słonecznego na Ocean Południowy, w dużej mierze dlatego, że nie są w stanie prawidłowo symulować wpływu chmur. Nasze prace częściowo wypełniają tę lukę, stwierdzają badacze.
      Główny autor badań, Charel Wohl z barcelońskiego Institut de Ciències del Mar dodaje, że poznanie wielkości emisji MeSH pozwoli na lepsze reprezentowanie chmur nad Oceanem Południowym i stworzenie modeli lepiej przewidujących ich wpływ chłodzący.
      Dzięki poznaniu ilości emitowanego metanotiolu, dowiadujemy się, że średnia roczna emisja siarki ze znanych źródeł oceanicznych jest o 25% wyższa, niż sądzono. Gdy dane te dodano do najlepszych modeli klimatycznych, okazało się, że wpływ tej emisji jest znacznie bardziej widoczny na półkuli południowej, na której powierzchnia oceanu jest większa, a ludzka aktywność mniejsza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Geoff Smith, emerytowany profesor fizyki stosowanej z Uniwersytetu Technologicznego z Sydney poinformował na łamach Journal of Physics Communications, że przyspieszające ocieplanie się oceanów, które nie pasuje do obecnych modeli klimatycznych, można wyjaśnić na gruncie fizyki kwantowej. Profesor Smith zauważa, że dane z ostatnich 70 lat pokazują, że oceny ogrzewają się coraz szybciej, rośnie więc ilość przechowywanej w nich energii. W bieżącym roku średnia globalna temperatura powierzchni oceanów przekroczyła 21 stopni Celsjusza, co nazwano złowróżbnym kamieniem milowym.
      Obecne modele atmosferyczne uwzględniające wzrost gazów cieplarnianych w atmosferze, niże przewidują takiego przyspieszenia. Rozwiązaniem problemu jest przyjęcie, że energia w oceanach jest przechowywana w połączonej postaci ciepła z energią stanowiącą źródło informacji natury o właściwościach materiału. Gdy woda w oceanie jest ogrzewana przez promieniowanie słoneczne, przechowuje energię nie tylko w postaci ciepła, ale również w postaci hybrydowych par fotonów splątanych z oscylującymi molekułami wody. Te pary to naturalna forma informacji kwantowej, odmienna od informacji w komputerach kwantowych. Ten dodatkowy magazyn energii zawsze był obecny i pomagał stabilizować temperatury oceanów przed rokiem 1960, stwierdza uczony.
      Profesor Smith wyjaśnia, że obecnie średnia ilość energii cieplnej emitowanej nocą po codziennym podgrzewaniu, nie jest stabilna, gdyż dodatkowa energia z atmosfery zwiększa ilość obu rodzajów energii w oceanach. I to właśnie ta druga, nietermiczna, energia jest odpowiedzialna, zdaniem uczonego, za ogrzewanie oceanów, którego nie uwzględniają modele klimatyczne.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...