Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Zespół badaczy z Penn State University doniósł o odkryciu niezwykle drobnych bakterii, które od stu dwudziestu tysięcy lat żyły na głębokości trzech kilometrów pod powierzchnią lodowca na Grenlandii. Zdolność tego niezwykłego mikroorganizmu do przetrwania w warunkach ekstremalnie niskiej temepratury, wysokiego ciśnienia oraz obniżonej zawartości tlenu i substancji odżywczych może uczynić go wyjątkowym modelem do badań nad mechanizmami pozwalającymi na przetrwanie w skrajnie niekorzystnych środowiskach.

Odkryte bakterie charakteryzują się tak drobnymi komórkami, że przedostają się one przez standardowe filtry mikrobiologiczne. Co ciekawe, podobne bakterie powszechnie spotykane są w wielu innych środowiskach - stwierdzono ich obecność oraz wzrost nawet w hiperczystej wodzie używanej do przeprowadzania dializ. Jak zaznacza dr Jennifer Loveland-Curtze, współautorka badań, ultramałe komórki mogą stanowić dla nas realne zagrożenie jako potencjalne źródło zakażeń, które mogą dotyczyć np. roztworów stosowanych w medycynie.

Na razie nie są znane przyczyny wyjątkowej wytrzymałości grenlandzkich mikrobów. Wiadomo natomiast, że bakterie te, należące do gatunku Chryseobacterium greenlandensis, są genetycznie spokrewnione z niektórymi rodzajami mikroorganizmów zamieszkujących ciała niektórych ryb, a także żyjących w morskim dnie i strefie korzeniowej niektórych roślin. Co ciekawe, jest to dopiero dziesiąty opisany gatunek, zdolny do przeżycia w tak niekorzystnych warunkach.

Badania nad C. greenlandensis były niezwykle trudne z uwagi na jego wyjątkowe właściwości. Aby rozpocząć hodowlę komórek bakteryjnych, niezbędne było ich odfiltrowanie z próbki lodu, a następnie przeniesienie do wyjątkowo ubogiej pożywki, niemal całkowicie pozbawionej tlenu. Całość wstawiono do silnie wychłodzonej komory, dzięki czemu stworzono warunki odzwierciedlające życie wewnątrz masy lodowca.

Członkowie zespołu wierzą, że analiza odkrytego niedawno mikroorganizmu pozwoli na dokładniejsze zbadanie, w jaki sposób fizjologia komórek oraz procesy biochemiczne zmieniają się podczas długotrwałej izolacji od świata zewnętrznego i w wyniku braku interakcji z innymi organizmami. Jak mówi dr Loveland-Curtze, mikroby stanowią jedną trzecią, a może nawet więcej, ziemskiej biomasy, lecz opisano dotąd poniżej 8000 gatunków spośród około trzech milionów, które przypuszczalnie istnieją. Odkrycie tego gatunku jest waznym krokiem w naszym przedsięwzięciu związanym z odkrywaniem i hodowlą tych organizmów oraz wykorzystywaniem ich wyjątkowych cech.

Oficjalna prezentacja odkrycia nastapiła na spotkaniu Amerykańskiego Stowarzyszenia Mikrobiologii w Bostonie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
bakterii, które od stu dwudziestu tysięcy lat żyły na głębokości trzech kilometrów pod powierzchnią lodowca na Grenlandii. Zdolność tego niezwykłego mikroorganizmu do przetrwania w warunkach ekstremalnie niskiej temepratury, wysokiego ciśnienia oraz obniżonej zawartości tlenu i substancji odżywczych

 

Kretyni a nie naukowcy:

1) jakie ciśnienie?? przecież są jaskinie i jakie jest tam cisnienie(poza ciśnieniem moczu)

2)ile wynosi temperatura lodowca skoro woda zamarza przy 0 st i już półmetra lodu zapobiega dalszemu zamarzaniu wody (a co dopiero na trzech kilometrach)

3)jaka obniżona zawartość tlenu skoro woda jak zamarza to jest go tam 33% czyli więcej niż w powietrzu.

4)mało jedzenia ale jak tworzył się lodowiec to żarcie zamarzło razem z nimi. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1) jakie ciśnienie?? przecież są jaskinie i jakie jest tam cisnienie(poza ciśnieniem moczu)

Gdyby żyły w jaskini, byłyby de facto zawieszone w powietrzu. A nie były, bo wyciągnięto je z lodowego bloku.

 

2)ile wynosi temperatura lodowca skoro woda zamarza przy 0 st i już półmetra lodu zapobiega dalszemu zamarzaniu wody (a co dopiero na trzech kilometrach)

Ale ten lód narastał przez tysiące, jak nie miliony lat, cały czas w ten samej temperaturze. Całe to gadanie o zapobieganiu zamarzaniu ma sens z punktu widzenia pojedynczego sezonu, ale nie w wiecznej zmarzlinie!

 

3)jaka obniżona zawartość tlenu skoro woda jak zamarza to jest go tam 33% czyli więcej niż w powietrzu.

Ale był zużywany przez co najmniej 120 000 lat, więc bardzo możliwe, że jest go mało. Poza tym, jak widać, wykonano pomiar i otrzmano wynik, więc po co polemizujesz z oczywistym wynikiem pomiaru?

 

4)mało jedzenia ale jak tworzył się lodowiec to żarcie zamarzło razem z nimi. 8)

I musiało starczyć na 120 000 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mikroos : dziekuje za konkrety, z przyjemnoscia czytam takie sprostowania.

 

p.s.

Czy Wy tez zauwazyliscie wysyp dzieci Onetu po zmianie layoutu graficznego KW?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panowie, jest trochę nieporozumień w tej dyskusji.

Zatem odnośnie jaskiń lodowych. Na głębokości 3 km lód pod ciśnieniem jest tak plastyczny, że jaskinie mogą tam występować tylko w kanałach zalanych wodą równoważącą to ciśnienie. W innym przypadku następuje szybkie zamknięcie komory w lodzie.

Z tą temperaturą lodu to też są rózne ciekawostki. Generalnie wyróżniamy lodowce ciepłe i zimne. W lodowcach ciepłych w całym przekroju może występować temperatura topnienia lodu. To wcale nie oznacza, że 0°C - bowiem punkt topnienia/zamarzania wody jest zależny od ciśnienia. Pod wyższym ciśnieniem woda zamarza w niższej temperaturze. W lodowcach zimnych temperatura jest niższa niż punkt przemian fazowych wody. Takie lodowce są zwykle statyczne - powoli się tam lód przemieszcza. I tak jest na Grenlandii. Ale odnośnie wpływu temperatury i ciśnienia na życie bakterii powinni się wypowiedzieć biolodzy, a ja biologiem nie jestem. Mogę tylko zauważyć, że oba te parametry są do pewnego stopnia zbliżone. Temperatura jest bowiem, o ile dobrze wiem, energią kinetyczną ruchu cząstek. Natomiast ciśnienie jest tym samym, ale normowanym do jednostki przekroju poprzecznego. Jedno i drugie musi zatem mieć wpływ na te organizmy w sensie energetycznym.

Lód jest ciałem stałym, ale pod ciśnieniem ujawnia własności plastyczne. Może pełzać, jego kryształy ulegają przebudowie. Na styku kryształów lodu może i powinna występować woda ciekła. We wnętrzu lodu występuja też inkluzje wody i powietrza. W wyniku tego w lodzie może następować gromadzenie składników odżywczych z okresu jego utworzenia. Być może także może następować powolna wymiana tych składników.

Co do tego tlenu. Rozumiem, że chodzi o tlen rozpuszczony, fizycznie i chemicznie. Tlen fizycznie rozpuszczony występuje w wodach powierzchniowych i opadowych. Dlatego może występować w lodzie. Inkluzje gazowe w lodzie także mogą zawierać tlen. Jego długa obecność warunkowana jest tym, że substancji organicznych mogących podlegac utlenianiu jest tam niewiele. Temperatura zaś jest niska, co silnie spowalnia procesy utleniania. Tlen chemicznie związany powinien być widziany nie jako biorący udział w składzie cząsteczek wody, a w składzie substancji mogących być utleniaczami. Substancjami tymi mogą być sole na najwyższym stopniu utlenienia: np. siarczany, azotany itp. Stanowią one powszechnie występujący składnik opadów atmosferycznych, z których powstaje lód lodowcowy. W procesach biochemicznych odzysk tlenu z tych utleniaczy jest możliwy. Pojawiają się wtedy siarczyny, azotyny lub formy na jeszcze niższym stopniu utlenienia.

 

W artykule tym jest dla mnie bardzo interesującym zupełnie co innego. Chodzi o genezę tych bakterii. Pochodzą zatem z dawnych opadów atmosferycznych, z powietrza kontaktującego się z dawnym lodem na powierzchni dawnego lodowca, czy może są formami ewolucyjnymi innych bakterii? 120000 lat to długi okres i być może zbliżony typ organizmów żyjących dawniej na powierzchni mógł ewoluować ku przystosowaniu się do warunków w głębi lodowca. Ciekaw jestem, czy to próbowano przeanalizować.

 

Na koniec dodam pewną informację, być może ważną w aspekcie tego artykułu. Nie wiem, czy obserwowaliście kiedykolwiek śnieg. Np. w Tatrach. Często jest to śnieg kolorowy (czerwonawy, zielonkawy). Spowodowane jest to tym, że na powierzchni śniegu bytują dość liczne organizmy - szczególnie glony. Takie same kolorowe śniegi widywałem na Spitsbergenie. Pojawia się zatem kolejny akcent w tej sprawie - akcent łańcucha troficznego w środowisku śnieżno-lodowym. Zanim bowiem śnieg stał się lodem, pojawiały się glony i inne mikroorganizmy na jego powierzchni. Zatem źródłem substancji odżywczych nie jest sam opad śnieżny - a jest ich więcej. Ja myślę, że właśnie to zjawisko może byc kluczowym w wyjaśnianiu istoty przetrwania tych mikroorganizmów.

j50

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
czy może są formami ewolucyjnymi innych bakterii? 120000 lat to długi okres i być może zbliżony typ organizmów żyjących dawniej na powierzchni mógł ewoluować ku przystosowaniu się do warunków w głębi lodowca. Ciekaw jestem, czy to próbowano przeanalizować.

Nawet w samym artykule jest wspomniane o bliskim krewniaku tego mikroorganizmu, który zamieszkuje różne środowiska, często te, w któryc nie jest mile widziany - choćby naczynia z roztworami do zastosowań medycznych. Tak więc pewna homologia istnieje, choć rzeczywiście niesamowicie ciekawe jest samo to, że od tych 120 000 lat organizm ten żył w niemal stałych warunkach i w totalnej izolacji od innych form życia. A do tego wszystkiego, z racji oddzielenia od powierzchni solidną warstwą lodu, był znacznie mniej (choć oczywiście nie zupełnie) narażony na mutacje spowodowane promienowaniem kosmicznym. Także generacja wewnątrzkomórkowych wolnych rodników i innych czynników toksycznych dla DNA była wolniejsza z uwagi na niską temperaturę. I jeszcze do tego wszystkiego żyje w warunkach, w których przecież dookoła jest zamarznięta na kość woda, a on utrzymuje własną cytoplazmę w stanie płynnym i ma się nieźle. To jest dopiero ciekawe!

 

Na koniec dodam pewną informację, być może ważną w aspekcie tego artykułu. Nie wiem, czy obserwowaliście kiedykolwiek śnieg. Np. w Tatrach. Często jest to śnieg kolorowy (czerwonawy, zielonkawy). Spowodowane jest to tym, że na powierzchni śniegu bytują dość liczne organizmy - szczególnie glony. Takie same kolorowe śniegi widywałem na Spitsbergenie. Pojawia się zatem kolejny akcent w tej sprawie - akcent łańcucha troficznego w środowisku śnieżno-lodowym. Zanim bowiem śnieg stał się lodem, pojawiały się glony i inne mikroorganizmy na jego powierzchni. Zatem źródłem substancji odżywczych nie jest sam opad śnieżny - a jest ich więcej. Ja myślę, że właśnie to zjawisko może byc kluczowym w wyjaśnianiu istoty przetrwania tych mikroorganizmów.

Jak najbardziej, zgadzam się, to ciekawy model. Tyle tylko, że mniej spektakularny - tego typu mikroby żyją w śniegu przez kilka miesięcy w roku, a bakterie z artykułu żyją ta non-stop. Ale na pewno zjawisko jest ciekawe!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Panowie, jest trochę nieporozumień w tej dyskusji.

 

Dzięki j50 , rejony podbiegunowe są zasypywane czastkami z kosmosu tak więc papu dla bakteri nie brakuje, jaskinia dla bakterii ma rozmiar słabo widoczny pod mikroskopem.

Skąd wzięły się tam bakterie które występują w korzeniach drzew?? ano z cyklicznych katastrof , ruchu bieguna magnetycznego, a kto wie czy nie z orbity. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie, jaka część spadającej z kosmosu materii ma szansę stać się pożywieniem dla bakterii? I jaka część dotrze na głębokość trzech kilometrów, czyli tam, gdzie żyje ten mikrob?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
I jaka część dotrze na głębokość trzech kilometrów

 

w skale ryją się i 500m w lodzie pewno jeszcze głębiej. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potrafisz to udowodnić, że drobne cząstki materialne z kosmosu potrafią wbić się tak głęboko? Pomijamy duże meteoryty i asteroidy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Potrafisz to udowodnić, że drobne cząstki materialne z kosmosu potrafią wbić się tak głęboko?

 

Ja to wycztałem w wielu książkach i to już mnie nie dziwi (pięć mionów przebija ci głowę na sek) miliard na sek uderza cię cząstek alfa na cm2 na sek, o elektronach , fotonach, neutrinach nie wspomne.

 

szukaj: wielkie pęki , promieniowanie kosmiczne. 8)

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Wielki_p%C4%99k_atmosferyczny

 

http://images.google.pl/imgres?imgurl=http://gallery.astronet.pl/images/01438m.jpg&imgrefurl=http://news.astronet.pl/news.cgi%3F1419&h=120&w=111&sz=4&hl=pl&start=14&um=1&tbnid=z28bFmo55YFawM:&tbnh=88&tbnw=81&prev=/images%3Fq%3Dwielkie%2Bp%25C4%2599ki%2B%26um%3D1%26hl%3Dpl%26sa%3DN

 

Koincydencja ta nie zależała praktycznie od odległości pomiędzy licznikami w zakresie od pięciu do 300 m (na zwiększenie tej odległości nie zezwalały warunki techniczne pomiaru). Auger wyciągnął stąd wniosek, że cząstki docierające równocześnie do powierzchni Ziemi na tak dużym obszarze, muszą mieć to samo źródło - są skutkiem wtargnięcia do atmosfery jednej wysokoenergetycznej cząstki promieniowania kosmicznego.

 

Tak , tak jesteśmy przebijani bez przerwy a do łatania jest potrzebna wit. C . 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A masz może jakiś pomysł, w jaki sposób bakteria ma sie odżywić cząsteczkami wchodzącymi w skład pęku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed 12 miesiącami, 16 września 2023 roku sejsmolodzy na całym świecie odnotowali tajemniczy sygnał. Powtarzał się on przez 9 dni i pochodził ze wschodniej Grenlandii. Teraz w Science ukazał się artykuł, w którym międzynarodowy zespół naukowy wyjaśnia pochodzenie sygnału oraz przyczyny jego pojawienia się. Uczeni doszli do wniosku, że sygnał został zapoczątkowany przez tsunami, do którego doszło w wyniku zmiany klimatu.
      Z badań wynika, że sygnał przez 9 dni generowała sejsza, swobodna fala stojąca. Zjawisko takie obserwuje się w zamkniętych zatokach, morzach czy jeziorach, gdy dojdzie do zaburzenia równowagi wody. W badanym przypadku ciąg wydarzeń został zapoczątkowany przez ocieplenie klimatu, w wyniku czego do rozpadł się pobliski szczyt sięgający 1200 metrów wysokości i do fiordu Dicksona osunęło się 25 milionów metrów sześciennych lodu i skał.
      Tak olbrzymia masa wyrzuciła wodę na wysokość 200 metrów i wywołała 110-metrowe tsunami. Jako, że do wydarzenia doszło w fiordzie, tsunami w ciągu kilku minut ustabilizowało się w 7-metrową sejszę. Woda na jednym krańcu opadała o 7 metrów, a na drugim unosiła się o 7 metrów. W ciągu kolejnych dni sejsza zmniejszyła się do kilku centymetrów. Masy wody przemieszczały się pomiędzy brzegami fiordu co 90 sekund, wywołując wibracje skorupy ziemskiej, które przez 9 dni odnotowywały sejsmografy na całym globie.
      Osunięcia gruntu powodowane globalnym ociepleniem obserwowano już w innych częściach Grenlandii, jednak po raz pierwszy do takiego zjawiska doszło na wschodzie wyspy.
      Gdy zobaczyłem sygnał z sejsmografów, byłem całkowicie zaskoczony. Od dawna wiemy, że sejsmografy mogą odnotowywać najróżniejsze wydarzenia na powierzchni Ziemi, jednak nigdy wcześniej nie zanotowano tak długo trwającej, obejmującej całą kulę ziemską, fali sejsmicznej o pojedynczej częstotliwości, mówi współautor badań, doktor Stephen Hicks z University College London. Po raz pierwszy wibracje spowodowane przez sejszę były rejestrowane przez wiele dni na całej Ziemi, dodaje uczony.
      W tym samym mniej więcej czasie, gdy sejsmografy rejestrowały tajemnicze wibracje, pojawiły się doniesienia o tsunami na Grenlandii. Siedemdziesiąt kilometrów od fiordu Dickson pojawiła się 4-metrowa fala tsunami, która uszkodziła – pustą na szczęście – stację badawczą na Wyspie Ella. Szczęśliwym zdarzeniem losu, nikt nie ucierpiał w samym fiordzie. Dickson to popularne miejsce odwiedzane przez statki z turystami. W momencie osunięcia się gruntu nie było tam żadnej jednostki.
      Naukowcy mówią, że w miarę ocieplania się klimatu, coraz częściej będzie dochodziło do tego typu wydarzeń.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas Zimnej Wojny US Army założyła na Grenlandii tajną bazę Camp Century. Wykonany tam odwiert o głębokości 1390 metrów sięgnął pod pokrywę lodową, pozwalając na pobranie 3,6-metrowego rdzenia gleby i skał. Rdzeń trafił do zamrażarki i zapomniano o nim. Został przypadkowo odkryty w 2017 roku. Okazało się, że w pobranej próbce znajdują się liście i mchy pochodzące z czasów, gdy ten region Grenlandii był wolny od lodu. Kiedy jednak to było? Najnowsze badania dały zaskakującą odpowiedź na to pytanie.
      Jeszcze do niedawna sądzono, że Grenlandia w znacznej mierze pokryta jest lodem od wielu milionów lat. Przed dwoma laty, używając rdzenia z Camp Century, naukowcy wykazali, że prawdopodobnie nie było tam lodu mniej niż milion lat temu. Inni naukowcy, pracujący na środkowej Grenlandii, wykazali, że lód ustąpił tam co najmniej raz w ciągu ostatniego 1,1 miliona lat. Jednak dotychczas nie było wiadomo, kiedy miało to miejsce.
      Naukowcy z University of Vermont, zbadali rdzeń z Camp Century wykorzystując zaawansowane techniki luminescencji oraz analizy rzadkich izotopów. Ich badania wykazały, że badane osady zostały naniesione przez płynącą wodę do wolnego od lodu środowiska w okresie interglacjalnym znanym jako Marine Isotope Stage 11. Miał on miejsce pomiędzy 424 a 374 tysiące lat temu. Badania te dowodzą, że w tym czasie znaczne obszary Grenlandii były wolne od lodu, a w wyniku ich roztapiania się poziom oceanów podniósł się o co najmniej 1,5 metra.
      To pierwszy niezaprzeczalny dowód, że większa część pokrywy lodowej Grenlandii zniknęła, gdy zrobiło się cieplej, mówi współautor badań Paul Bierman. Przeszłość Grenlandii, zachowana w 3,6-metrowym rdzeniu sugeruje, że Ziemię czeka gorąca, wilgotna i w dużej mierze wolna od lodu przyszłość, chyba że znacząco zmniejszymy stężenie dwutlenku węgla w atmosferze, dodaje uczony.
      Wyniki badań pokazują, że Grenlandia jest bardziej wrażliwa na zmiany klimatu niż dotychczas sądzono. Jako że znajduje się na niej wystarczająco dużo lodu, by po jego roztopieniu poziom oceanów wzrósł o 7 metrów, zagrożone są wszystkie kraje mające dostęp do mórz i oceanów.
      Zawsze uważaliśmy, że pokrywa lodowa Grenlandii uformowała się około 2,5 miliona lat temu i była stabilna. Może na obrzeżach dochodziło do topnienia lub też opady śniegu powodowały, że stawała się niego grubsza, ale nigdy nie dochodziło na niej do dramatycznych zmian. Nasze badania pokazują, że zmiany takie zachodziły, dodaje Tammy Rittenour z Utach State University. To właśnie w jej laboratorium, które specjalizuje się w datowaniu luminescencyjnym, sprawdzano, kiedy ostatni raz ziarna minerałów z rdzenia były wystawione na działanie promieniowania słonecznego. Uzyskane tam wyniki skonfrontowano z badaniami izotopów w laboratorium Biermana na University of Vermont. Analizy stosunków izotopów berylu i innych pierwiastków dały odpowiedź na pytanie, jak długo skały były wystawione na działanie promieniowania kosmicznego, a jak długo były przed nim chronione przez warstwę lodu. Dzięki temu naukowcy stwierdzili, że osady pobrane w Camp Century zostały wystawione na działanie promieniowania słonecznego na mniej niż 14 000 lat przed tym, zanim znalazły się pod lodem. To pozwoliło znacząco zawęzić okres, w którym ta część Grenlandii była wolna od lodu.
      Założony w latach 60. XX wieku Camp Century był tajną bazą wojskową ukrytą w tunelach wydrążonych w lodzie. Na powierzchni oficjalnie znajdowała się zaś arktyczna stacja naukowa. Baza wojskowa powstała w ramach Project Iceworm, którego celem było umieszczenie setek rakiet z głowicami atomowymi pod lodem w pobliżu granic Związku Radzieckiego. Na powierzchni prowadzono zaś badania naukowe, niejednokrotnie jedyne w swoim rodzaju. W ich ramach wykonano wspomniany głęboki odwiert. Wojskowi naukowcy zainteresowani byli samym lodem, chcieli m.in. zrozumieć ziemskie epoki lodowe. Dlatego nie przywiązywali uwagi do osadów wydobytych spod lodu. W latach 70. osady te przeniesiono z wojskowego laboratorium na University at Buffalo, gdzie pomogły w lepszym datowaniu epok lodowych. Później nikt się nimi nie interesował. W 1993 roku przekazano je na Uniwersytet w Kopenhadze. Tam o nich zapomniano.
      Camp Century znajduje się 222 kilometry w głąb Grenlandii, ok. 1300 kilometrów od Bieguna Północnego. Teraz wiemy, że zaledwie 400 000 lat temu ten region był wolny od lodu. A to oznacza, że Grenlandia jest bardziej wrażliwa na ocieplenie klimatu. niż przypuszczali naukowcy. Bierman przypomina, że wówczas na morskich wybrzeżach nie było miast. Teraz znajdują się tam duże aglomeracje jak Nowy Jork, Miami, Amsterdam, Mumbaj czy Szanghaj. Kilkumetrowy wzrost poziomu morza to dla nich olbrzymie zagrożenie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2010 roku japońska ekspedycja naukowa wybrała się do Wiru Południowopacyficznego (South Pacyfic Gyre). Pod nim znajduje się jedna z najbardziej pozbawionych życia pustyń na Ziemi. W pobliżu centrum SPG znajduje się oceaniczny biegun niedostępności. A często najbliżej znajdującymi się ludźmi są... astronauci z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Tutejsze wody są tak pozbawione życie, że 1 metr osadów tworzy się tutaj przez milion lat.
      Centrum SPG jest niemal nieruchome, jednak wokół niego krążą prądy oceaniczne, przez które do centrum dociera niewiele składników odżywczych. Niewiele więc tutaj organizmów żywych.
      Japońscy naukowcy pobrali z dna, znajdującego się 6000 metrów pod powierzchnią, rdzeń o długości 100 metrów. Mieli więc w nim osady, które gromadziły się przez 100 milionów lat.
      Niedawno poinformowali o wynikach badań rdzenia. Tak, jak się spodziewali, znaleźli w osadach bakterie, było ich jednak niewiele, od 100 do 3000 na centymetr sześcienny osadów. Później jednak nastąpiło coś, czego się nie spodziewali. Po podaniu pożywienia bakterie ożyły.
      Ożyły i zaczęły robić to, co zwykle robią bakterie, mnożyć się. Dwukrotnie zwiększały swoją liczbę co mniej więcej 5 dni. Powoli, gdyż np. bakterie E.coli dwukrotnie zwiększają w laboratorium swoją liczbę co około 20 minut). Jednak wystarczyło to, by po 68 dniach bakterii było 10 000 razy więcej niż pierwotnie.
      Weźmy przy tym pod uwagę, że mówimy o bakteriach sprzed 100 milionów lat. O mikroorganizmach, które żyły, gdy planeta była opanowana przez dinozaury. Minęły cztery ery geologiczne, a one – chronione przed promieniowaniem kosmicznym i innymi wpływami środowiska przez kilometry wody – czekały w uśpieniu.
      Jeśli teraz uświadomimy sobie, że 70% powierzchni planety jest pokryte osadami morskimi, możemy przypuszczać, że znajduje się w nich wiele nieznanych nam, uśpionych mikroorganizmów sprzed milionów lat.
      Kolejną niespodzianką był fakt, że znalezione przez Japończyków bakterie korzystają z tlenu. Osady, z których je wyodrębniono, są pełne tlenu. Problemem w SPG nie jest zatem dostępność tlenu, a pożywienia.
      To jednak nie koniec zaskoczeń. Okazało się, że wydobyte z osadów bakterie nie tworzą przetrwalników (endosporów). Bakterie przetrwały w inny sposób. Jeszcze większą niespodzianką było znalezienie w jednej z próbek dobrze funkcjonującej populacji cyjanobakterii z rodzaju Chroococcidiopsis. To bakterie potrzebujące światłą, więc zagadką jest, jak przetrwały 13 milionów lat w morskich osadach na głębokości 6000 metrów. Z drugiej strony wiemy, że jest niektórzy przedstawiciele tego rodzaju są wyjątkowo odporni. Tak odporny, że niektórzy mówią o wykorzystaniu ich do terraformowania Marsa.
      Biorąc uwagę niewielkie przestrzenie z powietrzem wewnątrz osadów, brak endosporów i szybkie ożywienie, naukowcy przypuszczają, że bakterie pozostały żywe przez 100 milionów lat, jednak znacząco spowolniły swój cykl życiowy. To zaś może oznaczać, że... są nieśmiertelne.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Modele komputerowe sugerują, że głęboko pod powierzchnią Grenlandii na długości całej podlodowej doliny może płynąć rzeka, która do oceanu uchodzi we Fjordzie Petermanna na północnym wybrzeżu wyspy. Rzeka zasilana jest przez lód topniejący we wnętrzu Grenlandii.
      Na głębokości 2-3 kilometrów pod lodem Grenlandii znajduje się skaliste podłoże. W przeszłości użyto radarów do wykonania jego mapy, a tam, gdzie brakowało danych naukowcy wykorzystali modele matematyczne do ich uzupełnienia. Badania ujawniły istnienie długiej doliny, jednocześnie jednak wskazywały, że jest ona pofragmentowana przez wyniesione skały, co zapobiega ewentualnemu swobodnemu przepływowi wody. Zauważono jednak, że te skalne szczyty występują tylko w tych miejscach, dla których brakowało danych i zostały one uzupełnione modelowaniem matematycznym. Szczyty mogą więc w rzeczywistości nie istnieć.
      Christopher Chambers i Ralf Greve z Hokkaido University postanowili zbadać, co może się dziać, jeśli wspomniana dolina jest otwarta, a topnienie lodu zintensyfikuje się w głęboko położonym obszarze Grenlandii, o którym wiemy, że dochodzi tam do topnienia. We współpracy z naukowcami z Uniwersytetu w Oslo przeprowadzili liczne symulacje komputerowe, dzięki którym mogli porównać dynamikę wody na północy Grenlandii przy dolinie otwartej i pofragmentowanej.
      Wyniki badań zostały opublikowane w piśmie The Cryosphere. Wykazały one dramatyczne zmiany w przepływie wody jeśli dolina jest otwarta. Jeśli tak się dzieje i woda może swobodnie płynąć wspomnianą doliną, to pod lodami Grenlandii istnieje rzeka o długości 1000 kilometrów, które uchodzi w Fjordzie Petermanna. Wyniki naszych badań są zgodne z istnieniem długiej podlodowej doliny. Mamy tutaj jednak sporo niewiadomych. Nie wiemy na przykład, jak wiele wody może płynąć tą doliną i czy rzeczywiście uchodzi ona do Fjordu Petermanna czy ponownie zamarza albo wypływa z doliny po drodze, mówi Chambers.
      Jeśli jednak woda tam jest, to może ona płynąć całą długością doliny, która jest dość płaska, przypomina dno rzeki. To zaś sugeruje, że woda nie zamarza, bo nic jej nie blokuje. Symulacje wskazują też, że więcej wody płynie, jeśli dno doliny znajduje się 500 metrów pod powierzchnią oceanu niż gdy jest 100 metrów pod nią. Ponadto, jeśli w symulacjach zwiększono topnienie lodu tylko u podnóża regionu, w którym on topnieje, to przepływ wody przez całą dolinę się zwiększa tylko wówczas, gdy nie ma na niej żadnej blokady. Całościowe wyniki badań wskazują, że rzeka może istnieć jeśli spełnionych jest wiele warunków.
      Do potwierdzenia wyników naszych badań konieczne są kolejne badania radarowe. To jednak bardzo ważne, gdyż istnienie takiej rzeki oznaczałoby, że Grenlandia ma zupełnie inny układ hydrologiczny niż sądzimy. Dobre jego zrozumienie i możliwość dokładnego symulowania tego systemu jest ważne, jeśli chcemy rozumieć i symulować zmiany zachodzące na Grenlandii pod wpływem zmian klimatycznych, mówi Greve.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na głębokości około 1800 metrów pod lodem Grenlandii naukowcy znaleźli pozostałości po wielkim jeziorze, jego dopływach oraz odpływie. Jezioro uformowało się setki tysięcy lub miliony lat temu, gdy północno-zachodnia Grenlandia była wolna od lodu. Nie wiadomo, kiedy ostatnio znajdowała się w nim woda ciekła woda. Obecnie pozostały osady, które mogą być bezcennym źródłem informacji zarówno dotyczących przeszłości, jak i przyszłości Grenlandii i całej Arktyki. Możemy się bowiem dowiedzieć, jak wyglądają okolice Bieguna Północnego wolne od lodu.
      To może być niezwykle ważne archiwum informacji, znajduje się w miejscu, które jest obecnie całkowicie zamknięte i niedostępne. Próbujemy dowiedzieć się, jak pokrywa lodowa Grenlandii zachowywała się w przeszłości. To bardzo ważne, gdyż dzięki temu możemy zrozumieć, jak będzie zachowywała się w przyszłości, mówi Guy Paxman, badacz z Lamont-Doherty Earth Observatory na Columbia University.
      Paxman i jego zespół odkryli jezioro wykorzystując radar penetrujący lód, w celu opisania topografii lądu znajdującego się poniżej. Okazało się, że 1,8 kilometra pod lodem znajdują się pozostałości po jeziorze o powierzchni 7100 km2. Maksymalna głębokość jeziora wynosiła około 250 metrów. Od północy do jeziora wpadało co najmniej 18 cieków wodnych. Zmapowano też odpływ z jeziora, który prowadził na południe.
      Z wcześniejszych badań wynika, że w ciągu ostatniego miliona lat lód na Grenlandii cofał się i przyrastał. Naukowcy z Lamont-Doherty Earth Observatory zidentyfikowali też obszary, które w ciągu ostatnich 30 milionów lat bywały wolne od lodu.
      Paxman mówi, że głębokość osadów w jeziorze wskazuje, że liczy sobie ono od kilkuset tysięcy do milionów lat. Dokładniej można będzie do określić po wykonaniu odwiertu i pobraniu próbki do badań. Jezioro mogło powstać albo w wyniku ruchów tektonicznych, które doprowadziły do pojawienia się zagłębienia, albo też w wyniku działania cofającego się lodowca.
      Osady mogą zawierać ślady związków chemicznych lub skamieniałości, które powiedzą nam więcej o dawnym klimacie Grenlandii.
      Obecnie nie jest planowane wykonywanie wierceń w celu dostania się do jeziora. Jest to jednak technicznie wykonalne. Już w 2003 roku wwiercono się ponad 3000 metrów w głąb Grenlandii. W 2021 roku ma zaś rozpocząć się projekt GreenDrill, w ramach którego w kilku miejscach na północny Grenlandii zostaną wykonane odwierty w podłożu skalnym. Ich celem jest określenie kiedy i przez jaki czas region ten był wolny od lodu.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...