Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Samochody elektryczne mogą ułatwić przejście na odnawialne źródła energii

Rekomendowane odpowiedzi

8 minut temu, peceed napisał:

No a jak wygląda porównanie zysków z tymi osiąganymi za poprzednich rządów?

Podejmujesz się analizy na którą wpływ mają:
- zmienne ceny ropy w ciagu roku
- zmienny kurs dolara do złotówki
- lockdowny
- transfer ropy na Ukrainę
- działania monopolistyczne Orlenu
- działania polityczne Orlenu
- nie wiadomo nawet jaki udział polityki w fuzji Orlenu z Lotosem
- inflację
?
To wtedy można porównywać zyski obiektywnie.
Inaczej to mówimy o tym że coś urosło. Gospodarki wszędzie rosną niemal cały czas.
Moja emerytura też urosła. Nawet palcem nie kiwnąłem żeby urosła :D ale ok, biorę zasługę na siebie.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, Maximus napisał:

państwowego, czyli publicznego

Państwowe nie równa się publiczne :)
Państwowe - oznacza w zależności od kontekstu - stanowiące własność państwa albo przez państwo kontrolowane.

Publiczne określa że dostęp jest publiczny.
Zapewniam że siedziba ABW jest państwowa ale nie publiczna :)
Zapewniam że busy są publiczne ale nie państwowe.

I tylko masę namieszania narobili w żłobkach itp. bo źle używają terminu "niepubliczne" - powinno być "prywatne" w większości przypadków. Co nie oznacza że nie istnieją żłobki niepubliczne. Takie też istnieją.
To są terminy z innych płaszczyzn. Jeden dotyczy własności i zarzadzania a drugi dostępu.
Tak samo TVP i TVN są publiczne. Jedno państwowe, drugie prywatne.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
On 2/9/2023 at 2:28 AM, Maximus said:

Rewolucje nigdy nie są prawdziwie oddolne. Zawsze jest to próba wysadzenia z siodła jednych elit przez inne.

Ruchy oddolne są niezbędne do zmiany status quo. Wprawdzie niektóre elity mogą wykorzystać lub próbować blokować zmiany, ale bez presji ze strony społeczeństwa, wiele kwestii pozostałoby (pozostanie) nierozwiązanych. Właśnie dlatego ruchy oddolne są tak ważne - przeciwnym wypadku nadal byś pracował po 16 godzin dziennie.

On 2/9/2023 at 2:28 AM, Maximus said:

Mam nadzieje, że to "przejmowanie i powierzanie kontroli" nie będzie kolejną odmianą socjalizmu pod płaszczykiem demokracji, czyli kontynuowaniem tego złudnego raju na ziemi.

Rozumiem, że słowo "socjalizm" w Polsce ma negatywne konotacje z powodu historii. Jednak obecny stan rzeczy nie odpowiada prawdziwej demokracji. Co sądzisz o kontynuowaniu obecnego kierunku zmian społecznych? Takie jednowładztwo państwa np. w Orlenie?

On 2/4/2023 at 9:03 PM, peceed said:

Największym sukcesem odnośnie demokracji jest to, że jest ograniczona do wyboru wąskiej grupy ludzi na szczycie,

Ha! Największym sukcesem w demokracji jest to, że jest ona tak skutecznie ograniczona do wyboru nielicznej grupy ludzi na szczycie. Nie ma nic lepszego niż pozwolić nielicznym decydować o losach wielu! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
17 godzin temu, Krzychoo napisał:

Ha! Największym sukcesem w demokracji jest to, że jest ona tak skutecznie ograniczona do wyboru nielicznej grupy ludzi na szczycie. Nie ma nic lepszego niż pozwolić nielicznym decydować o losach wielu! 

To chodziło o ironię jak zgaduję. Sens wypowiedzi peceeda odczytuję tak: najgorsze co może być to rządy tłumu. Demokracja obecnie i tak prowadzi do rządów wąskiej grupy osób, czyli unikamy rządów tłumu. I to jest jej największy sukces - mimo iż obiecuje rządy wszystkich to jest to jednak tylko przedstawienie za którego fasadą i tak rządy mają formę oligarchii. Oligarchia jest zła, ale nawet w ułamku nie tak zła jak rządy tłumu. Rządy tłumu zawsze prowadzą do bezprawia.

Tak naprawdę kwestia dobrych rzadów to pozostawienie ludziom decyzji które głównie dotyczą ich samych - w ich rękach. Czyli dobry rząd nie wtrąca się w to czy ktoś je lewą czy prawą ręką. Dobry rząd wie że jego zakres działania dotyczy wszystkich a nie wybranych i że lepiej się zajmować konkretnie czymś a nie wszystkim ogólnie. Stąd zainteresowania dobrego rządu to obronność, polityka zagraniczna, organizacja bezpieczeństwa wewnętrznego, administracja państwem (państwem a nie czyimś domem).
Od rządzenia w domach są rodziny a nie państwo.
Od rządzenia w miastach i gminach są samorządy.
Od rządzenia w państwie jest rząd.
I na każdym poziomie trzeba szanować ludzkie prawa: w szczególności prawo do transportu - odnośnie niszczenia przez państwa i samorządy transportu spalinowego.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
19 godzin temu, Maximus napisał:

No pewnie tak, ja w sumie w skrócie myślowym używam ich zamiennie, ale faktycznie raczej nie powinienem tak robić, bo mogą wyniknąć z tego jakieś nieporozumienia.

Purysta językowy się we mnie odezwał :D
Ale akurat za tymi terminami idzie pewna ideologia. I to niejedna. I dlatego lubię to prostować.
Raz że termin publiczny=państwowy to jest z PRLu kiedy publiczne, często duże musiało być państwowe.
Dwa że i obecnie ten ideowy socjalizm idzie w stronę zacierania pojęć.
https://www.dailyrecord.co.uk/news/scottish-news/trans-murderer-prison-identify-baby-26669658
Morderca stwierdził że był kobietą, po 5 latach stwierdził że jednak jest noworodkiem.
Powołano komisję która stwierdziła że nie wie czy jest noworodkiem bo jest inteligentny i może nimi manipulować :)
Do tego prowadzi odrzucanie obiektywnych faktów na rzecz odczuć.
Do tego doprowadzili ludzie którzy zgadzali się na zmianę pojęć byle nie urażać jakiejś mniejszości. Aż do dwóch ludzi włącznie: zawsze jest jakaś mniejszość którą można urazić :)
To nie jest nowe. Kiedyś za komuny było takiej pojęcie: nie można pozwolić na chociaż jedną łzę dziecka. Należy walczyć dopóki chociaż jedna łza dziecka płynie.
Piękne hasło. W praktyce oznacza że świat czeka nieustanna wojna bo dzieci zawsze będą płakać póki będą istnieć.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ano właśnie zaczyna się od: pies umarł, potem jest więcej kasy na cierpiące zwierzęta niż ludzi (to już się dzieje w USA).
A kończy się prawami uchodźców dla szczurów co cytując pewną książkę popiera jakaś tam profesor UW. I tym że pedofile będą chcieli się przenieść do przedszkoli bo czują się dziećmi.
Gwałcicieli czujących się kobietami - już mamy. Gwałcą dalej w kobiecych więzieniach. Tak że poradnik jest dla kobiet: jak uniknąć ciąży w kobiecym więzieniu (prezerwatywa) :D
W GB jakaś pani żołnierz z SAS (elitarny oddział) pokazała się jako super predator - tak że stwierdzili że pokażą jak napiernicza faceta. Wzięli jakiegoś studenta i bardzo szybko się okazało że temu elitarnemu żołnierzowi płci przeciwnej on nastukał.
Tak się kończy jak zamiast równych norm daje się ulgi kobietom - żeby procent się zgadzał. W walce, wojnie - nikt nie będzie patrzył na płeć tylko po prostu kobiety zostaną masowo zgwałcone i wymordowane.
Idiokracja.

Godzinę temu, Maximus napisał:

Szymek Hołownia lubi to

Otwieram oczy - jest śmieciarka, zamykam oczy - nie ma śmieciarki :)
Wizyta Biden-Hołownia. Panie Prezydencie proszę spojrzeć - nie było śmieciarki, jest śmieciarka. To niesamowite.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
On 2/25/2023 at 4:35 PM, Maximus said:

Kolega niech nie ocenia mnie czy bym pracował po 16 godzin

To była figura retoryczna kolego. Nie chodziło personlanie o ciebie.

 

On 2/25/2023 at 4:35 PM, Maximus said:

w tak demonizowanej przez lewaków wszelakiej maści kapitalistycznej Wielkiej Brytanii przeciętny robotnik

pracował od 12 do 16h 6 dni w tygodniu. W latach 30 XIX w dopiero wprwadzono ustawę Factory Act ograniczającą pracę dzieci do 13 roku życia maksymalnie 8h. No ja podziękuję za takie piękne możliwości utrzymania rodziny.

On 2/25/2023 at 4:35 PM, Maximus said:

Wszystko co nie jest strategicznie istotne dla bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego kraju powinno zostać sprywatyzowane. Kraj powinien odpowiadać za prawo, egzekwowanie tego prawa, pilnowanie porządku wewnątrz i pilnowania granic.

Czy chodzi Ci o takie państwo minimum, tak? Ja w tym widzę prostą drogę do monopoli i karteli. gdzie obywatale, twu! poddani nie mają za wiele do powiedzenia, no chyba, że się zbiorą i zaczną cos sami robić :). Osobiście to wolałbym wogole pozbywć się państw z ich aparatem przymusu. Ale do tego potrzebni są obywatele, jakiś poziom wiedzy społecznej. Tego nie widac nawet na horyzoncie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Akumulatory w samochodach elektrycznych mogą działać o 1/3 dłużej, niż twierdzą ich producenci, informują naukowcy ze SLAC-Stanford Battery Center. Eksperci centrum badawczego, które zostało założone przez SLAC National Accelerator Laboratory i Precourt Institute for Energy na Uniwersytecie Stanforda, doszli do wniosku, że obecne procedury testowe nie oddają prawidłowo warunków, w jakich używane są akumulatory. To zaś oznacza, że w rzeczywistości właściciele samochodów elektrycznych mogą używać ich przez wiele lat dłużej, niż przypuszczają.
      Typowa procedura testowa, jakiej naukowcy i inżynierowie poddają rozwijane przez siebie akumulatory, polega na ich rozładowywaniu pod stałym obciążeniem i ładowaniu. Procedurę tę powtarza się wielokrotnie, by sprawdzić, w jakim tempie spada pojemność akumulatorów, a zatem jak długo będzie można ich używać.
      Jednak, jak czytamy w artykule opublikowanym właśnie na łamach Nature Energy, metoda taka nie oddaje rzeczywistych warunków użytkowania tych akumulatorów. W rzeczywistości mogą one działać znacznie dłużej, a to bardzo dobra wiadomość dla obecnych i przyszłych posiadaczy samochodów elektrycznych. Mimo bowiem olbrzymiego, sięgającego 90%, spadku cen akumulatorów w ciągu ostatnich 15 lat, wciąż stanowią one około 1/3 ceny samochodu elektrycznego.
      Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że prawdziwe warunki użytkowania samochodu elektrycznego, częste przyspieszanie, hamowanie, które nieco ładuje baterie, zaparkowanie na chwilę przy mijanym sklepie spożywczym, pozostawianie bezczynnego samochodu na wiele godzin w czasie pracy czy snu, powoduje, że akumulatory mogą działać dłużej, niż pokazują to standardowe testy laboratoryjne, mówi profesor Simona Onori z Uniwersytetu Stanforda.
      Autorzy badań wykorzystali cztery scenariusze testowania akumulatorów, od standardowych testów używanych obecnie w przemyśle, po testy, które – na podstawie danych zebranych ze standardowo używanych samochodów - oddawały prawdziwe warunki eksploatacji akumulatorów. Następnie wedle tych czterech scenariuszy przez dwa lata testowali 92 komercyjnie dostępne akumulatory litowo-jonowe. Okazało się, że im bardziej test był podobny do sposobu używania akumulatora w życiu codziennym, tym dłużej taki akumulator mógł pracować.
      Uzyskane dane zostały następnie przeanalizowane za pomocą algorytmu maszynowego uczenia się. Naukowcy chcieli wiedzieć, jakie czynniki wpływają na żywotność baterii. Analizy wykazały na przykład, że krótkotrwałe, szybkie zwiększanie prędkości samochodu elektrycznego powoduje, że akumulatory ulegają wolniejszej degradacji. To niezwykle zaskakujące, gdyż dotychczas sądzono, że przyspieszanie negatywnie wpływa na żywotność akumulatorów. Tymczasem okazuje się, że pomaga ono zwiększyć ich żywotność.
      Naukowcy sprawdzili różnice pomiędzy spadkiem pojemności akumulatorów powodowanym przez kolejne cykle ładowania-rozładowywania, a powodowanym samym upływem czasu. Tutaj wszystko zależy od sposobu używania akumulatorów. My, inżynierowie zajmujący się akumulatorami, zawsze uważaliśmy, że cykle ładowania-rozładowywania są znacznie ważniejsze niż upływ czasu. Jest to prawdziwe w odniesieniu do komercyjnie używanych pojazdów elektrycznych, jak autobusy czy ciężarówki, które albo jeżdżą, albo są ładowane. Natomiast w przypadku samochodów prywatnych, wykorzystywanych do pojechania do pracy, po dzieci, na zakupy, które przez większość dnia stoją bezczynnie i nawet nie są ładowane, upływ czasu jest ważniejszym czynnikiem wpływającym na degradację niż cykle ładowania-rozładowywania, stwierdza doktorant Alexis Geslin, jeden z głównych autorów badań. Dlatego też naukowcy postanowili określić optymalny sposób używania akumulatorów, by zrównoważyć wpływ obu czynników na te urządzenia. Okazało się, że przeciętny użytkownik prywatnego samochodu elektrycznego używa go w sposób optymalny dla akumulatorów. Jedyne, co należy zrobić – ale to już rola producentów samochodów – to dostosowanie oprogramowania zarządzającego akumulatorami do wniosków płynących z tych badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Symulacje przeprowadzone na Uniwersytecie w Toronto wskazują, że szybkie rozpowszechnienie samochodów elektrycznych może mieć olbrzymie znaczenie dla zdrowia całej populacji. Naukowcy z Department of Civil & Mineral Engineering i Saudi Aramco stwierdzili, że gwałtowny wzrost liczby samochodów elektrycznych w USA, w połączeniu ze znacznym zwiększeniem produkcji energii ze źródeł odnawialnych, przyniósłby korzyści w obszarze ochrony zdrowia, których wartość wyniosłaby od 84 do 188 miliardów dolarów do roku 2050. Nawet scenariusze z wolniejszym rozpowszechnianiem się samochodów elektrycznych i odnawialnych źródeł energii wykazały korzyści idące w dziesiątki miliardów USD.
      Gdy specjaliści badają wpływ samochodów elektrycznych, zwykle skupiają się na emisji dwutlenku węgla i jego wpływie na miany klimatu, mówi profesor Marianne Hazopoulou. Jednak CO2 nie jest jedyną substancją, emitowaną przez rury wydechowe. Silniki spalinowe wytwarzają wiele zanieczyszczeń powietrza, które mają duży wpływ na zdrowie ludzi. I wpływ ten można zmierzyć, dodaje uczona.
      W badaniach brali też udział doktor Jean Schmitt, profesorowie Daniel Posen i Heather Maclean, oraz badacz z największego na świecie koncernu naftowego, Amir F.N. Abdul-Manan z należącego do Saudi Aramco Strategic Transport Analysis Team.
      Wymienieni eksperci specjalizują się w badaniu cyklu życiowego produktów. Swoje doświadczenie wykorzystali już wcześniej do stworzenia modelu komputerowego oceniającego wpływ elektryfikacji transportu na rynek w USA. Wykazali wówczas, że samo przejście na transport elektryczny nie wystarczy, by spełnić cele porozumienia paryskiego. Teraz postanowili zająć się wpływem samochodów elektrycznych na ludzkie zdrowie.
      Uczeni wykorzystali swój model komputerowy do przeprowadzenia symulacji tego, co dzieje się z innymi niż CO2 produktami spalania. Modelowanie tych zanieczyszczeń jest bardzo różne od modelowania CO2, które pozostaje w atmosferze przez dziesięciolecia i jest w niej dobrze wymieszane. Te inne zanieczyszczenia oraz ich wpływ na zdrowie, oddziałują bardziej miejscowo. Ważne są tutaj zarówno poziom emisji, jak i jej miejsce, wyjaśnia profesor Posen.
      Co prawda samochody elektryczne nie emitują zanieczyszczeń, ale również mogą być odpowiedzialne za ich powstawanie, jeśli są zasilane energią produkowaną z paliw kopalnych. Jednocześnie przenoszą te zanieczyszczenia z dróg do elektrowni. Zatem narażone są na nie bardziej społeczności żyjące w pobliżu zakładów produkcji energii.
      Obecnie produkowane samochody spalinowe wytwarzają znacznie mniej zanieczyszczeń, niż samochody wyprodukowane 20 lat temu. Tych ostatnich wciąż wiele jeździ po drogach. Jeśli więc chcemy uczciwie porównać samochody elektryczne z samochodami spalinowymi, musimy wziąć pod uwagę, że emisja z samochodów spalinowych będzie jeszcze bardziej spadała w miarę, jak starsze pojazdy będą wycofywane z użytkowania. Musimy też brać pod uwagę strukturę produkcji energii, w tym fakt, że energia odnawialna ma coraz większy udział, wyjaśnia doktor Schmitt.
      Naukowcy wybrali dwa główne scenariusze, na podstawie których symulowali sytuację do roku 2050. Pierwszy z nich zakładał, że nie produkujemy już więcej żadnego samochodu elektrycznego, a jednocześnie starsze samochody spalinowe są zastępowane nowszymi, bardziej efektywnymi pojazdami. Według drugiego scenariusza, prowadzona jest szybka elektryfikacja transportu i po roku 2035 sprzedawane są wyłącznie samochody elektryczne. Ten drugi scenariusz badacze nazwali „agresywnym”, ale przypomnieli, że jest on zgodny z deklaracjami wielu krajów. Na przykład Norwegia planuje, że już w przyszłym roku w kraju tym sprzedawane będą wyłącznie samochody elektryczne, a Kanada deklaruje, że samochody spalinowe nie będą sprzedawane najpóźniej od roku 2035.
      Dla obu scenariuszy ustanowiono cały szereg warunków i symulowano poziom zanieczyszczeń powietrza w USA. Następnie naukowcy wykorzystali metodologię używaną przez epidemiologów, firmy ubezpieczeniowe i analityków rządowych do powiązania poziomów zanieczyszczeń z szacunkami takimi jak utracone lata życia oraz ich wartość gospodarcza.
      Nasza symulacja pokazuje, że szybkie rozpowszechnianie się samochodów elektrycznych pomiędzy dniem dzisiejszym a rokiem 2050, przyniesie skumulowane korzyści dla zdrowia publicznego liczone w setkach miliardów dolarów, mówi Posen. To bardzo znaczący wynik, ale trzeba tutaj podkreślić, że korzyści te można osiągnąć tylko wówczas, gdy systemy produkcji energii elektrycznej będą stawały się coraz bardziej ekologiczne. Już teraz odchodzimy od paliw kopalnych i trend ten prawdopodobnie będzie też obecny w przyszłości. Na potrzeby naszych symulacji rozważyliśmy też scenariusz, w którym miks energetyczny się nie zmienia i udział poszczególnych rodzajów energii jest taki sam jak obecnie. W takim przypadku lepiej byłoby zastąpić wszystkie stare samochody spalinowe nowymi. To również nie jest zbyt realistyczny scenariusz, wyjaśnia Posen.
      Warto więc zadać sobie kolejne pytanie. Czy ważniejsza jest dekarbonizacja transportu poprzez szerokie rozpowszechnienie samochodów elektrycznych czy też najpierw należy zdekarbonizować produkcję energii, bo to ona jest źródłem zanieczyszczeń generowanych przez samochody elektryczne.
      Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy zdać sobie sprawę z tego, że kupowane dzisiaj samochody będą jeździły po drogach przez kolejne dekady. Jeśli będziemy sprzedawali więcej samochodów spalinowych to, niezależnie od ich efektywności, będą one przez lata zanieczyszczały środowisko i negatywnie wpływały na ludzkie zdrowie. Musimy dekarbonizować źródła produkcji energii, i to robimy, ale nie możemy czekać na zakończenie tego procesu, by rozpowszechniać samochody elektryczne, wyjaśnia Hatzopoulou.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Akumulatory wysyłane w przestrzeń kosmiczną muszą być bezpieczne, stabilne, wytrzymałe i nie mogą wymagać specjalnych zabiegów. Już wkrótce niklowo-wodorowe urządzenia, które pracują m.in. na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, mogą trafić do klientów na Ziemi. To najbardziej wytrzymałe akumulatory, jakie kiedykolwiek wynaleziono, zapewnia Jorg Heinemann, dyrektor produkującej je firmy EnerVenue.
      Akumulatory niklowo-wodorowe wytrzymują 30 000 cykli ładowania-rozładowywania, są odporne na samozapłon, ich wydajność energetyczna wynosi 90% i w porównaniu akumulatorami litowo-jonowymi mają wiele zalet w zastosowaniach wielkoskalowych systemów przechowywania energii. Chociażby taką, że o akumulatory niklowo-wodorowe nie trzeba się szczególnie troszczyć. Postały one bowiem z myślą o wieloletniej pracy w przestrzeni kosmicznej, gdzie nie ma możliwości ich wymiany czy przeglądów technicznych.
      Jeszcze niedawno w tego typu akumulatorach wykorzystywano platynowy katalizator, co skutecznie uniemożliwiało zaoferowanie ich szerszemu gronu odbiorców. Jednak pięć lat temu zespół profesora Yi Cui z Uniwersytetu Stanforda wykazał, że można w nich zastosować katalizator z niklu, molibdenu i kobaltu, który kosztuje 20 USD za kilogram. Cui stał się współzałożycielem firmy EnerVenue, która rozpoczęła prace nad komercjalizacją kosmicznych akumulatorów. Można było bowiem zrezygnować z platyny, a najdroższym materiałem, jaki jest używany w akumulatorach stał się nikiel. Koszty produkcji akumulatorów niklowo-wodorowych stały się więc porównywalne z kosztami akumulatorów litowo-jonowych.
      Na początku września EnerVue zaprezentowała swój najnowszy akumulator. To butla długości 1,8 metra i średnicy 15 centymetrów, w którym można przechowywać 3 kWh energii. Zachodzące w pojemniku reakcje są bardzo stabilne. Wodór powstaje podczas reakcji w butli, a maksymalne ciśnienie wewnątrz sięga zaledwie 5% ciśnienia, jakie powstaje w typowym ogniwie paliwowym. Reakcje zachodzące wewnątrz pojemnika mają taką naturę, że gdy ciśnienie rośnie poza maksimum, dochodzi do zamiany wodoru w wodę. Nie istnieje więc mechanizm, który – jak ma to miejsce w akumulatorach litowo-jonowych – mógłby doprowadzić do przegrzania i pożaru.
      Producent akumulatorów udowodnił to chociażby podczas tzw. testu barbecue. Polega on na umieszczeniu akumulatora w otwartym ogniu. Nie dochodzi wówczas do żadnej awarii. Ponadto akumulatory wyposażono w zawory, więc po przekroczeniu określonej temperatury i ciśnienia, uchodzi z nich para wodna. Dodatkową ich zaletą jest fakt, że mogą pracować w temperaturach od -40 do 60 stopni Celsjusza. To oznacza, że nie potrzebują systemów chłodzenia, ogrzewania czy wentylacji.
      Na razie akumulatory niklowo-wodorowe wciąż są nieco droższe od akumulatorów litowo-jonowych i charakteryzuje je mniejsza gęstość energetyczna. Jednak mniej skomplikowany proces produkcyjny może zachęcić potencjalnych producentów do spróbowania swoich sił na tym rynku. W tej chwili EnerVenue buduje fabrykę, która początkowo będzie produkowała w ciągu roku akumulatory zdolne do przechowania łącznie 5 GWh. Produkcja docelowa to 20 GWh.
      Akumulatory niklowo-wodorowe powstały w latach 70. i zastosowano je w przemyśle kosmicznym, gdyż nie było dla nich realnej alternatywy. Akumulatory takie składają się z serii elektrod zamkniętych w pojemniku ciśnieniowym. Katoda zbudowana jest z wodorotlenku niklu, a anodą jest wodór. Podczas ładowania dochodzi do reakcji, w wyniku której powstaje wodór. Podczas rozładowywania, wodór utlenia się i powstaje woda.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Cement i sadza, dwa materiały używane przez ludzkość od tysiącleci, mogą tworzyć podstawę nowoczesnych technologii. Ich odpowiednie połączenie pozwala bowiem na stworzenie... taniego systemu przechowywania energii. Wyobraźmy sobie budynek, w którego fundamentach przechowywana jest energia z umieszczonych na dachu paneli słonecznych, mówią naukowcy z MIT. To właśnie oni stworzyli nowy materiał, który w przyszłości może np. bezprzewodowo ładować samochód elektryczny poruszający się po drodze.
      Franz-Josef Ulm, Admin Masic, Yang-Shao Horn oraz czworo innych uczonych z MIT i Wyss Institute for Biologically Inspired Engineering, stworzyli superkondensator z cementu i sadzy, który opisali na łamach PNAS.
      Kondensatory to proste urządzenia złożone z dwóch przewodzących płytek zanurzonych w elektrolicie i przedzielonych membraną. Gdy przyłożymy do kondensatora napięcie, dodatnio naładowane jony z elektrolitu zgromadzą się na ujemnie naładowanej płytce, a jony o ładunku ujemnym przylgną do płytki o ładunku dodatnim. Membrana pomiędzy płytkami uniemożliwia migrację jonów, powstaje pole elektryczne pomiędzy płytkami i kondensator jest naładowany. Urządzenie jest w stanie przechowywać energię przez długi czas i bardzo szybko ją uwolnić w razie potrzeby. Superkondensator to kondesator zdolny do przechowywania wyjątkowo dużej ilości ładunków.
      Pojemność kondensatora zależy od całkowitej powierzchni płytek. W przypadku połączenia cementu i sadzy kluczem do sukcesu było uzyskanie niezwykle dużej powierzchni materiału przewodzącego wewnątrz betonowego bloku. Naukowcy uzyskali to łącząc sadzę, która bardzo dobrze przewodzi prąd, z mieszanką cementową i wodą. Woda, reagując z cementem, w sposób naturalny tworzy sieć kanalików. Sadza migruje przez te kanaliki, tworząc sieć w zastygniętym betonowym bloku. Ma ona strukturę fraktalną. Z większy ramion sieci wyrastają mniejsze, a z nich jeszcze mniejsze i tak dalej. W ten sposób w niewielkiej objętości powstaje sieć materiału przewodzącego o bardzo dużej powierzchni.
      Wypełniliśmy tym materiałem plastikowe tuby i pozostawiliśmy go do zastygnięcia na co najmniej 28 dni. Później pocięliśmy beton na fragmenty wielkości elektrod, każdą z nich zanurzyliśmy w standardowym elektrolicie (chlorku potasu) i z dwóch elektrod oddzielonych membraną składaliśmy superkondensatory, mówi profesor Ulm.
      Z obliczeń wynika, że betonowy blok o objętości 45 m3 wykonany z takiego materiału może przechować około 10 kWh energii. To mniej więcej tyle, ile zużywa w ciągu dnia typowe gospodarstwo domowe. Innymi słowy, domek jednorodzinny posadowiony na fundamentach o objętości 45 m3 zyskiwałby system przechowywania energii na cały dzień. To w znacznym stopniu uniezależniłoby gospodarstwo wyposażone w panele słoneczne od zewnętrznych dostawców energii.
      Nowy materiał mógłby potencjalnie znaleźć też zastosowanie do budowy dróg czy parkingów. Przechowywana w nim energia mogłaby służyć do bezprzewodowego ładowania samochodów elektrycznych. To jednak jeszcze bardziej odległa wizja, niż przechowywanie energii w fundamentach budynków.
      Olbrzymią zaletą tego systemu jest jego niezwykła skalowalność. W ten sposób można tworzyć zarówno elektrody o grubości 1 mm, jak i 1 metra. Wszystko zależy od tego, jak dużo energii chcemy przechowywać. Co więcej, stosując różne mieszanki można odpowiednio dostosowywać właściwości naszego superkondensatora. W przypadku dróg czy parkingów ładujących samochody elektryczne konieczne byłoby bardzo szybkie ładowanie i rozładowywanie. W przypadku domów proces ładowania i rozładowywania fundamentów może przebiegać znacznie wolniej.
      W tej chwili naukowcy skupiają się na zbudowaniu betonowego bloku zdolnego do przechowania takiej samej ilości energii, co standardowe akumulatory samochodowe.
      Superkondensatory nie mają możliwości przechowywania tak dużej ilości energii, co standardowe akumulatory. Mają jednak wiele innych zalet. Można je bardzo szybko ładować i rozładowywać i wytrzymują miliony cykli pracy. Ponadto, w przeciwieństwie do akumulatorów, przechowują energię nie w postaci chemicznej, a w postaci pola elektrycznego.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...