Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Szwecja ponownie otwiera śledztwo przeciwko Assange'owi

Rekomendowane odpowiedzi

Szwedzka prokuratura poinformowała, że ponownie otwiera śledztwo ws. gwałtu, jakiego miał się dopuścić założyciel Wikileaks, Julian Assange. Oznacza to, że Szwecja wystąpi z wnioskiem ekstradycyjnym do Wielkiej Brytanii.

Przypomnijmy, że Julian Assange został oskarżony w Szwecji o gwałt. Przebywał wówczas w Wielkiej Brytanii, gdzie został zatrzymany na wniosek strony szwedzkiej. Wypuszczono go z aresztu za kaucją i miał na wolności oczekiwać na rozprawę ekstradycyjną. Assange postanowił jednak schronić się w ambasadzie Ekwadoru. Kraj ten udzielił mu azylu i Assange od czerwca 2012 roku mieszkał w ambasadzie. W 2017 roku szwedzka prokuratura, w obliczu niemożności zatrzymania podejrzanego, zarzuciła śledztwo przeciwko Assange'owi. Ostatnio jednak władze Ekwadoru poprosiły Wielką Brytanię o usunięcie Assange'a z terenu ambasady. Mężczyzna został zatrzymany przez policję.

Gdy Assange został aresztowany, postawiono go przed brytyjskim sądem, który uznał go winnym złamania warunków zwolnienia warunkowego. W kolejnym procesie został skazany na 50 tygodni więzienia.

Wniosek ekstradycyjny złożyły też Stany Zjednoczone, które chcą go oskarżyć o konspirowanie celem uzyskania nielegalnego dostępu do komputera. Za to przestępstwo grozi do 5 lat więzienia. Z kolei w Szwecji za gwałt grozi do 10 lat więzienia. Do Wielkiej Brytanii będzie należała decyzja, czy i które z żądań ekstradycyjnych spełni. Assange będzie mógł odwołać się od decyzji, a cała sprawa może potrwać wiele miesięcy, a nawet lat, jeśli mężczyzna wniesie apelację do Europejskiego Trybunału Praw człowieka. Można przypuszczać, że – biorąc pod uwagę jego dotychczasowe zachowanie oraz duże prawdopodobieństwo, że w Wielkiej Brytanii trafi do więzienia za złamanie zasad zwolnienia warunkowego – czas, w którym będą rozpatrywane wnioski ekstradycyjne oraz będą trwały ewentualne kolejne apelacje, Assange spędzi w brytyjskim więzieniu.

Nick Vamos, prawnik z londyńskie firmy Peters&Peters, który w przeszłości był szefem wydziału ekstradycji w Crown Procesution Service powiedział, że najprawdopodobniej to szwedzki wniosek ekstradycyjny będzie miał pierwszeństwo przed amerykańskim.

Dla Assange'a może to być zła wiadomość, gdyż w Szwecji oskarżenie o gwałt można wnieść w ciągu 10 lat od popełnienia czynu. Jako, że sprawa dotyczy rzekomych wydarzeń z roku 2010, szwedzka prokuratura ma czas do końca przyszłego roku by postawić Assange'a przed sądem. Jeśli więc trafi najpierw do Szwecji, czeka może go czekać więzienie w Skandynawii, a następnie ekstradycja do USA. Gdyby z Wielkiej Brytanii trafił do USA, to Szwecja już nie zdążyłaby go sądzić za gwałt.

Najlepszym wyjściem dla Assanga byłaby deportacja do Australii po odbyciu wyroku w Wielkiej Brytanii. W takim przypadku Szwecja prawdopodobnie nie zdążyłaby z procedurą ekstradycyjną w Australii, a traktat pomiędzy USA a Australią przewiduje, że żaden z tych krajów nie ma obowiązku wydawać drugiemu własnego obywatela.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla przypomnienia: nie chodzi o typowy gwałt. Wszystko odbyło się za obopólną (właściwie trójstronną) zgodą. Problemem była pęknięta lub niezałożona prezerwatywa. Zresztą w Szwecji gwałtem jest też, gdy druga strona stanowczo i wyraźnie nie zadeklaruje się, że chce seksu, nawet jeśli się go podejmie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do National Maritime Museum w Greenwich trafił niezwykły zabytek – mundur oficera napoleońskiej służby celnej, w który przebrał się nastoletni chorąży Royal Navy, Charles Hare, podczas ucieczki z niewoli we Francji. To jedyny znany przypadek ucieczki w takim przebraniu. Historycy nie mieli pojęcia, o istnieniu munduru. Potomkowie Hare'a przechowali go przez wieki, a sam zabytek jest jeszcze bardziej niezwykły przez fakt, że zachowali też dziennik żołnierza, który szczegółowo opisywał brawurową ucieczkę, podczas której wiernie towarzyszył mu pies.
      Po tym, jak mundur trafił do muzeum, został poddany zabiegom konserwatorskim i został umieszczony w galerii Nelson, Navy, Nation.
      Podczas wojen napoleońskich zaszły ważne zmiany w traktowaniu jeńców wojennych. Złapani brytyjscy żołnierze i marynarze spędzali całe lata we francuskiej niewoli. Niektóry próbowali uciekać, przebierając się za chłopów czy praczki. Hare to jedyna osoba, o której wiemy, że przebrała się za francuskiego oficera. Jeńcy prawdopodobnie tak nie robili, gdyż było to niezwykle niebezpieczne. W przypadku schwytania zostaliby straceni, jako szpiedzy. Hare musiał być bardzo odważny, mówi kuratorka Katherine Gazzard.
      Chorąży zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. W swoim dzienniku napisał: jeśli zostanę złapany w mundurze, z bronią lub fałszywymi dokumentami, czeka mnie natychmiastowa śmierć z dekretu Bonapartego. To złamanie prawa, o którym dobrze wiem. Ten straszny obraz nie opuszcza mojej głowy i to prawdopodobnie dlatego na mej twarzy rysuje się roztargnienie. Słuchając, jak toczą się koła powozu, wydaje mi się, że współpasażerowie coraz bardziej mi się przyglądają. Moja podejrzliwość rośnie z minuty na minutę. Muszę powstrzymywać się, by nie zacząć uciekać.
      Hare bardzo szczegółowo opisał swoją podróż ku wolności, swoje rozterki i obawy, żarty które robił Francuzom. Na koniec zaś wspomina o psie, który mu towarzyszył. Nie mógłbym zakończyć, bez poinformowania moich przyjaciół czytelników, że towarzyszył mi terier angielski, którego cztery lata wcześniej otrzymałem od pewnego dżentelmena w Verdun. Był on bardzo pomocny podczas mej podróży. Za każdym razem, gdy podczas posiłku czy przy innej okazji kierowane było do mnie niewygodne pytanie, udawałem, że nie słyszę, gdyż cały czas bawiłem się z psem i go pieściłem. Ta strategia nigdy mnie nie zawiodła dzięki niezwykłej uprzejmości Francuzów, który widzieli, że jestem bardziej zainteresowany psem niż konwersacją z nimi. Hare wrócił do domu w Lincolnshire w sierpniu 1809 roku, sześć lat po tym, jak trafił do niewoli.
      Charles Hare urodził się w 28 września 1789 roku w rodzinie oficera marynarki. W wieku 11 lat wstąpił do Royal Navy, jego ojciec zmarł w tym samym roku. W 1803 roku Francuzi przechwycili „Minerwę” – okręt na którym służył już w stopniu chorążego. Jeńców przetransportowano do Verdun. Oficerowie, w tym Hare, mogli swobodnie poruszać się po mieście. W 1806 Hare został przeniesiony do więzienia w forcie Sarre-Libre (obecnie Saarlouis). Z fortu uciekł 12 sierpnia 1809 roku. Najpierw pojechał powozem do Moguncji, następnie kolejnymi łodziami płynął Renem, aż dotarł do Rotterdamu. Dnia 25 sierpnia 1809 roku zameldował się na pokładzie „Royal Oak”, brytyjskiego okrętu wojennego, który brał udział w blokadzie duńskiego wybrzeża. Kilka dni później okręt popłynął do Wielkiej Brytanii. Hare opuścił jego pokład w Grimsby. Stamtąd, już pieszo, udał się do domu w Summer Castle, gdzie powitały go matka i siostry.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Archeolodzy ze szwedzkich Narodowych Muzeów Historii prowadzili prowadzili prace wykopaliskowe w Tvååker w miejscu, o którym sądzili, że jest pozostałością po osadzie z epoki kamienia. Okazało się jednak, że pracują na gigantycznym cmentarzu z epoki wikingów. Dotychczas odkopano 139 pochówków, w tym kurhan w kształcie łodzi. Wraz ze zmarłymi złożono ceramiczne naczynia, broszki czy zwierzęce kości. Gdy tylko zaczęliśmy wykopaliska, zdaliśmy sobie sprawę, że to wielki cmentarz wikingów. Dotychczas odsłoniliśmy jedynie 6% jego powierzchni, mówi kierująca pracami Petra Nordin z Narodowych Muzeum Historii.
      Do pierwszych prac przystąpiono tutaj w maju 2017 roku przed planowaną budową drogi. Na planach teren ten oznaczono jako prawdopodobną osadę z epoki kamienia. Wcześniej znaleziono tam bowiem pozostałości pieca oraz kamienne narzędzia. Mimo że Tvååker wspomniane jest w sagach, informacje o znajdującym się powyżej cmentarzu zniknęły w mroku dziejów.
      Pierwsze wykopaliska przeprowadziliśmy w maju 2017 roku i znaleźliśmy 5 pochówków, ślady ognia, kości ludzi i psów. Zdaliśmy sobie sprawę, że w rzeczywistości to cmentarz wikingów, wyjaśnia uczona. Problem w tym, że cały ten teren objęty był działalnością rolniczą. Wszystko, co znajdowało się powyżej terenów mieszkalnych, zostało wyrównane. Pochówki zaorano i zamieniono na pastwiska. To zaś oznacza, że wszystko musieliśmy interpretować z bardzo mocno poszatkowanych pozostałości. Nasze badania pokazały, gdzie znajdowały się stosy pogrzebowe. Znaleźliśmy też coś, co interpretujemy jako ułożony z kamieni 50-metrowej długości pochówek w kształcie łodzi, dodaje Nordin.
      W sumie znaleziono trzy pochówki w kształcie łodzi ułożone z kamieni oraz kurhan w kształcie łodzi. Znaczna część cmentarza prawdopodobnie znajduje się pod współczesną zabudową. Nordin wyjaśnia, że zwykle podczas podobnych wykopalisk archeolodzy skupiają się na pochówkach. Tutaj jednak zostały one tak bardzo zniszczone, że większy nacisk uczeni kładą na pozostałości po miejscach kremacji zwłok. Większość znalezionych tam artefaktów nosi ślady działania ognia. Badacze natrafili między innymi na arabską monetę z lat 795–806. Jej wiek zgadza się z wiekiem najstarszych pochówków.
      Wraz ze zmarłymi wikingowie kremowali ich psy, które były towarzyszami ludzi za życia. Później, po złożeni skremowanych zwłok do grobu, na wierzch kładziono nieskremowane zwłoki innych zwierząt, najczęściej krów. Dopiero wówczas zamykano pochówek.
      Archeolodzy nie wiedzą, gdzie mieszkali pochowani ludzie. Z sag wiemy, że w okolicy prawdopodobnie istniała osada. Być może na jej miejscu stoi dzisiejsze Tvååker. Być może jednak to któraś z okolicznych miejscowości. Tego obecnie nie wiadomo. Tym ważniejszy jest badany cmentarz, gdyż może on zdradzić wiele informacji o tym, jak żyli okoliczni mieszkańcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badacze z Wessex Archaeology poinformowali o odkryciu jednego z najstarszych i najlepiej zachowanych drewnianych narzędzi znalezionych na terenie Wielkiej Brytanii. Wstępne datowanie drewnianego szpadla znalezionego na podmokłym terenie przy Poole Harbour wskazuje, że pochodzi on z epoki brązu. Drewniany zabytek przetrwał więc tysiące lat. Zwykle drewno rozkłada się w ciągu dziesięcioleci. Szpadel zachował się dzięki wyjątkowym warunkom, jakie panują w miejscu jego znalezienia.
      Archeolodzy bardzo szybko zdali sobie sprawę, że wydobywają z ziemi coś wyjątkowego. Gdy narzędzie przesłano do laboratorium, okazało się, że zostało ono wykonane z drewna dębu, a jego wiek określono na 3400–3500 lat. Szpadel wykonano z jednego kawałka drewna, a jego wykonanie z pewnością wymagało wiele pracy. Był więc cennym narzędziem. Dzięki temu, że wyprodukowano go z pojedynczego kawałka, w razie uszkodzenia można go było przerobić na inne narzędzie.
      Co interesujące, w okolicy znalezienia szpadla odkryto dotychczas niewiele dowodów wskazujących na stałe osadnictwo. Badana jest hipoteza, że ludzie okazyjnie odwiedzali do miejsce. W czasach, z których pochodzi szpadel, okolica ta była prawdopodobnie podatna na zalania w ziemi i wysychała latem. Można więc było wykorzystywać ten obszar do wypasu zwierząt, rybołówstwa, polowań czy pozyskiwania torfu, wikliny, być może na potrzeby upraw. Szpadel znaleziono w okrągłym wykopie, który mógł służyć wielu różnym celom, w tym suszeniu czy przechowywaniu lokalnie pozyskanych zasobów.
      Dotychczas na terenie Wielkiej Brytanii znaleziono tylko jedno podobne drewniane narzędzie z epoki brązu. W 1875 roku odkryto długi przedmiot o kształcie liścia, który z czasem nazwano „łopatą z Brynlow”. Być może odkrycie szpadla pozwoli na lepsze zrozumienie roli tego i innych drewnianych narzędzi, dowiemy się skąd wynikają podobieństwa i różnice pomiędzy nimi.


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawno do siedziby głównej Swansea Building Society przyszła pocztówka. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że została nadana 3 sierpnia 1903 roku. Kartka szła więc 121 lat i, jak się łatwo domyślić, nie została nadana do tego, kto ją obecnie odebrał. Jej adresatką jest pani Lydia Davies. Prawdopodobnie mieszkała przed laty w miejscu, do którego pocztówka w końcu trafiła.
      Na pocztówce widać zimowa scenerię z jeleniem, górami i gwiaździstym niebem. Stempel pocztowy jest z czasów Edwarda VII, co pasuje do roku 1903. Treść pocztówki jest dość tajemnicza. Brzmi ona: Droga L. nie mogłem zdobyć pary. Przepraszam. Mam nadzieję, że dobrze bawisz się w domu. Mam około 10 [nieczytelne] kieszonkowego nie licząc biletu na pociąg, więc mam się dobrze. Pozdrów ode mnie panią Gilbert i Johna, uściski dla wszystkich od [nieczytelne].
      Wydaje się, że kartkę nadano z Fishguard w Pembrokeshire, obie strony korespondencji uzgodniły coś, o czym nie chciały otwarcie mówić. Po odebraniu pocztówki Swansea Building Society poprosiło w mediach społecznościowych o informacje na temat pani Lydii Davies oraz samej kartki czy jej nadawcy. Kartka pojawiła się nagle w piątek. Listonosz przyniósł ją wraz ze zwyczajowym stosem korespondencji dotyczącej kredytów hipotecznych i oszczędności.
      Pocztówka trafiła na 11 Cradock Street aż 121 lat później, niż miała dojść. Wiemy, że minęło trochę czasu, ale chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o życiu tutaj przed 121 laty. Swansea Building Society powstało 20 lat po tym, jak wysłano tę kartkę. Z tego, co wiemy z naszych archiwów, znajdowały się tutaj wówczas tradycyjne domy mieszkalne, które zostały później zbombardowane. Adres pozostał jednak taki sam, mówi przedstawiciel Towarzystwa.
      Przedstawiciele poczty mówią, że prawdopodobnie pocztówkę niedawno po raz kolejny wprowadzono do systemu pocztowego. A gdy się tam znalazła, poczta miała obowiązek ją dostarczyć.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sprawa Rosenbergów to jedna z najgłośniejszych afer szpiegowskich w dziejach. Julius i Ethel Rosenberg zostali w 1951 roku uznani winnymi szpiegostwa na rzecz ZSRR. Wykradli USA tajemnice dotyczące m.in. radarów, sonarów, silników rakietowych, a przede wszystkim – broni atomowej. Dostarczone przez nich informacje znacząco przyspieszyły prace ZSRR nad taką bronią. Małżonków skazano na śmierć i stracono. Obecnie wiemy, że Julius rzeczywiście był szpiegiem, chociaż istnieją wątpliwości, czy wykradł tajemnice atomowe, a Ethel mogła jedynie wiedzieć o działalności męża, ale nie brać w tym udziału.
      Bez wątpienia wiemy jednak, co najmniej trzech szpiegów działało w Los Alamos National Laboratory, gdzie w ramach supertajnego Manhattan Project pracowano nad bronią atomową. Byli to David Greenglass (brat Ethel Rosenberg), Klaus Fuchs i Theodore Hall.
      Okazuje się jednak, że był jeszcze jeden „atomowy” szpieg, o którym opinia publiczna nie miała pojęcia. Na jego ślad wpadli dwaj historycy, emerytowany profesor Emory University John Earl Haynes oraz były pracownik Biblioteki Kongresu USA Harvey Klehr.
      Panowie współpracują ze sobą od dłuższego czasu. Wspólnie piszą książki o szpiegostwie epoki Zimnej Wojny. Wydali m.in. Venona: Decoding Soviet Espionage in America czy Spies: the Rise and Fall of the KGB in America. Gdy w 2011 roku FBI odtajniło dziesiątki tysięcy stron dokumentów, Klehr i Haynes zabrali się za ich analizę. Teraz, na łamach wydawanego przez CIA pisma Studies in Intelligence obaj naukowcy informują, że zidentyfikowanym przez nich szpiegiem o pseudonimie „Godsend” był Oscar Seborer, pracownik Los Alamos National Laboratory.
      Już na początku lat 90. ubiegłego wieku, bazując na wspomnieniach byłych oficerów radzieckiego wywiadu, pojawiły się przesłanki, kto mógł być czwartym szpiegiem. Jednak w 1995 roku okazało się, że była to część kampanii dezinformacji prowadzonej przez Rosjan w celu ochrony aktywnego agenta.
      Klehr i Haynes wskazali na Seborera zarówno na podstawie wspomnianych odtajnionych dokumentów, jak i częściowo odtajnionych dokumentów dotyczących Operation SOLO. Była to prowadzona przez FBI w latach 1952–1980 operacja wokół dwóch braci, członków Partii Komunistycznej USA, którzy byli informatorami FBI. Dotychczas odtajniono dokumenty Operacji SOLO jedynie do roku 1956. Jak więc piszą Klehr i Haynes, bez odpowiedzi pozostaje wiele pytań dotyczących zarówno działalności Seborera oraz jego losów po tym, jak uciekł do ZSRR.
      Jak się okazuje, Seborera bardzo łatwo było przeoczyć, gdyż jego nazwisko pojawia się zaledwie na kilkudziesięciu stronach wśród dziesiątków tysięcy dokumentów. Klehrowi i Haynesowi udało się jednak ustalić, że pochodził on z żydowskiej rodziny emigrantów, którzy do USA przybyli z Polski, że był częścią siatki osób powiązanych z radzieckim wywiadem, a niektórzy z tych ludzi byli członkami Partii Komunistycznej.
      Wiemy tez, że Seborer był z wykształcenia inżynierem, w 1942 roku zaciągnął się do US Army, a w 1944 roku został przeniesiony do Los Alamos National Laboratory w Nowym Meksyku i przez dwa lata pracował przy Projekcie Manhattan. Po wojnie pracował jako inżynier-elektryk w US Navy. W tym czasie jego przełożeni informowali, że Seborer stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa, ale wydaje się, że ich opinia była raczej związana z tym, iż był on powiązany ze znanymi komunistami niż z podejrzeniami o szpiegostwo. Wiemy też, że w 1952 roku Seborer wraz z bratem, szwagierką i teściową uciekł z USA. Z czasem zamieszkał w Moskwie, gdzie zmarł w 2015 roku.
      Z dokumentów związanych z Operacją SOLO wynika, że Seborer był szpiegiem. Oskar był w Nowym Meksyku – wiesz, co mam na myśli. [...] Nie narysuję ci schematu, takie słowa, według odtajnionych dokumentów, skierował członek Partii Komunistycznej prawnik Isidore Needleman do jednego z informatorów. Needleman był na tyle nieostrożny, że napisał do informatora notatkę, w której czytamy: On [Seborer] przekazał im [Rosjanom] formułę bomby „A”.
      Dokumenty KGB ujawnione w 2009 roku poszerzają naszą wiedzę o działalności szpiega. Dowiadujemy się z nich, że KGB miało w Los Alamos szpiega o pseudonimie „Godsend”, który przekazał tajemnice atomowe, a później zmienił pracę. Zgadza się to z tym, co wiemy o Seborerze. Z dokumentów wynika też, że „Godsend” nie działa sam. Wspomagali go „Godfather”, „Relative” i „Nata”. To pseudonimy dwóch braci i siostry Seborera, którzy byli aktywnymi komunistami i mieli powiązania z radzieckim wywiadem.
      Naukowcy wciąż nie wiedzą, jakie konkretnie sekrety przekazał Seborer i czy członkowie jego rodziny byli bezpośrednio zaangażowani w działalność szpiegowską. Wiemy bardzo dużo o tym, do jakich informacji mieli dostęp Fuchs, Hall i Greenglass i częściowo wiemy też, co przekazali Rosjanom. Na temat Seborera wiemy tylko, że coś przekazał, napisali Klehr i Haynes.
      Nie wiadomo zatem, jakie znaczenie dla radzieckiego wywiadu miały informacje od „Godsenda”. Warto jednak zauważyć, jak stwierdzają badacze, że w jego pogrzebie – 60 lat po ucieczce Seborera z USA – uczestniczył przedstawiciel rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
      Z całym artykułem na temat Seborera można zapoznać się na stronach CIA [PDF].

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...