Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0

Wyleczono 1. przypadek superrzeżączki. W Australii pojawiły się jednak 2 kolejne...
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Medycyna
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
W kamieniołomie w Ewell (Surrey) na południe od Londynu, w rytualnym depozycie z czasów rzymskich, znaleziono unikatową pomalowaną na czerwono kość psiego prącia. Nie znamy żadnych innych przykładów barwionych ochrą kości z czasów rzymskich lub epoki żelaza z terenu Brytanii. Biorąc zaś pod uwagę kontekst, w jakim kość została znaleziona, wydaje się prawdopodobnym, że kość stanowi przedmiot rytualny, stwierdzili autorzy badań.
W czasach rzymskich głębokie szyby i studnie były wypełniane różnymi materiałami, często była to mieszanina ludzkich i zwierzęcych kości, monet oraz ceramiki, co może sugerować rytualną funkcję depozytu. Dotychczas znaleziono wiele tego typu składowisk i eksperci sądzą, że miały one znaczenie rytualne, związane ze światem podziemnym. Wskazuje na to szczególnie obecność kości psów i krukowatych, gdyż zwierzęta te były łączone z podziemiem. Problem jednak w tym, że znacząca większość takich depozytów została znaleziona przez poszukiwaczy starożytności przed pojawieniem się współczesnych metod archeologicznych. Zostały one więc wykopane bez dbałości o dokumentację, nie mówiąc już o dokumentacji stratygraficznej, a przedmioty takie jak kości najczęściej w ogóle pomijano i wyrzucano, jako nic nie znaczące. W czasach nam bliższych znaleziono nieco takich depozytów, rzadko jednak – z braku funduszy – zostały dokładnie przebadane.
Nic więc dziwnego, że odkrycie w 2015 roku depozytów w byłym rzymskim kamieniołomie spotkało się z dużym zainteresowaniem archeologów. Kamieniołom kredy i krzemienia używany był przez cały okres rzymski, od roku 42 po początek V wieku. W szybie 1 znaleziono największe na terenie Wielkiej Brytanii nagromadzenie szczątków ludzkich i zwierzęcych epoki rzymskiej. Zawartość była nietknięta, więc można ją było zbadać za pomocą nowoczesnych metod.
Szyb był używany przez około 50 lat, od drugiej połowy I wieku, do początku II wieku. Archeolodzy odnotowali tam dwie fazy depozytów rytualnych, o czym świadczy obecność wyłącznie dolnych części naczyń ceramicznych. Wszystko wskazuje na to, że naczynia były celowo tłuczone, a do szybu wrzucano – obok innych przedmiotów – jedynie ich denka. W trzeciej fazie wykorzystywania szyb służył jako śmietnik.
Podczas wykopalisk odkryto kości co najmniej 282 udomowionych zwierząt, z czego 70% stanowiły psy. W 1. i 2. fazie do depozytu trafiały przede wszystkim kości małych ras, których wysokość w kłębie nie przekraczała 35 centymetrów. Były to więc raczej kości domowych pupili i niewielkich psów myśliwskich jak norowce, niż psów stróżujących czy pasterskich. Na kościach nie znaleziono śladów nacięć ani działania ognia, zatem psy nie zostały zjedzone.
Wspomniana kość prącia (bakulum) psa, została znaleziona w warstwie fazy 2. depozytu. To jedna z wielu znalezionych kości prącia, ale jedyna, którą zabarwiono na czerwono-brązowy kolor. Analiza chemiczna barwnika wskazuje, że to pigment tlenku żelaza, najprawdopodobniej ochra. W szybie nie znaleziono ani ochry, ani żelaza, które mogłyby zabarwić kość. Nie znaleziono też żadnej innej kości – ludzkiej czy zwierzęcej – która zostałaby zabarwiona. Widzimy więc, że kość została celowo zabarwiona, a następnie wrzucona do depozytu.
W rzymskim społeczeństwie penisy odgrywały ważną rolę jako symbole płodności oraz amulety odstraszające złe moce. Baculum mogła być więc używana w jakimś rytuale lub stanowiła amulet. O powiązaniach depozytu fazy 1. z płodnością świadczy duża liczba szczątków płodów i noworodków psów, świń, owiec i koni.
W bezpośrednim sąsiedztwie kamieniołomu nie znaleziono żadnych śladów osadnictwa, jednak odkryto tam dowody na istnienie pól uprawnych, w okolicach Ewell zidentyfikowano pozostałości po niewielkich gospodarstwach rolnych z czasów rzymskich, które były powiązane z przemysłem włókienniczym. Na ich terenie odkryto bowiem liczne kości kóz i owiec oraz przedmioty związane z tkactwem.
Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach Oxford Journal of Archaeology.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Do National Maritime Museum w Greenwich trafił niezwykły zabytek – mundur oficera napoleońskiej służby celnej, w który przebrał się nastoletni chorąży Royal Navy, Charles Hare, podczas ucieczki z niewoli we Francji. To jedyny znany przypadek ucieczki w takim przebraniu. Historycy nie mieli pojęcia, o istnieniu munduru. Potomkowie Hare'a przechowali go przez wieki, a sam zabytek jest jeszcze bardziej niezwykły przez fakt, że zachowali też dziennik żołnierza, który szczegółowo opisywał brawurową ucieczkę, podczas której wiernie towarzyszył mu pies.
Po tym, jak mundur trafił do muzeum, został poddany zabiegom konserwatorskim i został umieszczony w galerii Nelson, Navy, Nation.
Podczas wojen napoleońskich zaszły ważne zmiany w traktowaniu jeńców wojennych. Złapani brytyjscy żołnierze i marynarze spędzali całe lata we francuskiej niewoli. Niektóry próbowali uciekać, przebierając się za chłopów czy praczki. Hare to jedyna osoba, o której wiemy, że przebrała się za francuskiego oficera. Jeńcy prawdopodobnie tak nie robili, gdyż było to niezwykle niebezpieczne. W przypadku schwytania zostaliby straceni, jako szpiedzy. Hare musiał być bardzo odważny, mówi kuratorka Katherine Gazzard.
Chorąży zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. W swoim dzienniku napisał: jeśli zostanę złapany w mundurze, z bronią lub fałszywymi dokumentami, czeka mnie natychmiastowa śmierć z dekretu Bonapartego. To złamanie prawa, o którym dobrze wiem. Ten straszny obraz nie opuszcza mojej głowy i to prawdopodobnie dlatego na mej twarzy rysuje się roztargnienie. Słuchając, jak toczą się koła powozu, wydaje mi się, że współpasażerowie coraz bardziej mi się przyglądają. Moja podejrzliwość rośnie z minuty na minutę. Muszę powstrzymywać się, by nie zacząć uciekać.
Hare bardzo szczegółowo opisał swoją podróż ku wolności, swoje rozterki i obawy, żarty które robił Francuzom. Na koniec zaś wspomina o psie, który mu towarzyszył. Nie mógłbym zakończyć, bez poinformowania moich przyjaciół czytelników, że towarzyszył mi terier angielski, którego cztery lata wcześniej otrzymałem od pewnego dżentelmena w Verdun. Był on bardzo pomocny podczas mej podróży. Za każdym razem, gdy podczas posiłku czy przy innej okazji kierowane było do mnie niewygodne pytanie, udawałem, że nie słyszę, gdyż cały czas bawiłem się z psem i go pieściłem. Ta strategia nigdy mnie nie zawiodła dzięki niezwykłej uprzejmości Francuzów, który widzieli, że jestem bardziej zainteresowany psem niż konwersacją z nimi. Hare wrócił do domu w Lincolnshire w sierpniu 1809 roku, sześć lat po tym, jak trafił do niewoli.
Charles Hare urodził się w 28 września 1789 roku w rodzinie oficera marynarki. W wieku 11 lat wstąpił do Royal Navy, jego ojciec zmarł w tym samym roku. W 1803 roku Francuzi przechwycili „Minerwę” – okręt na którym służył już w stopniu chorążego. Jeńców przetransportowano do Verdun. Oficerowie, w tym Hare, mogli swobodnie poruszać się po mieście. W 1806 Hare został przeniesiony do więzienia w forcie Sarre-Libre (obecnie Saarlouis). Z fortu uciekł 12 sierpnia 1809 roku. Najpierw pojechał powozem do Moguncji, następnie kolejnymi łodziami płynął Renem, aż dotarł do Rotterdamu. Dnia 25 sierpnia 1809 roku zameldował się na pokładzie „Royal Oak”, brytyjskiego okrętu wojennego, który brał udział w blokadzie duńskiego wybrzeża. Kilka dni później okręt popłynął do Wielkiej Brytanii. Hare opuścił jego pokład w Grimsby. Stamtąd, już pieszo, udał się do domu w Summer Castle, gdzie powitały go matka i siostry.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Badacze z Wessex Archaeology poinformowali o odkryciu jednego z najstarszych i najlepiej zachowanych drewnianych narzędzi znalezionych na terenie Wielkiej Brytanii. Wstępne datowanie drewnianego szpadla znalezionego na podmokłym terenie przy Poole Harbour wskazuje, że pochodzi on z epoki brązu. Drewniany zabytek przetrwał więc tysiące lat. Zwykle drewno rozkłada się w ciągu dziesięcioleci. Szpadel zachował się dzięki wyjątkowym warunkom, jakie panują w miejscu jego znalezienia.
Archeolodzy bardzo szybko zdali sobie sprawę, że wydobywają z ziemi coś wyjątkowego. Gdy narzędzie przesłano do laboratorium, okazało się, że zostało ono wykonane z drewna dębu, a jego wiek określono na 3400–3500 lat. Szpadel wykonano z jednego kawałka drewna, a jego wykonanie z pewnością wymagało wiele pracy. Był więc cennym narzędziem. Dzięki temu, że wyprodukowano go z pojedynczego kawałka, w razie uszkodzenia można go było przerobić na inne narzędzie.
Co interesujące, w okolicy znalezienia szpadla odkryto dotychczas niewiele dowodów wskazujących na stałe osadnictwo. Badana jest hipoteza, że ludzie okazyjnie odwiedzali do miejsce. W czasach, z których pochodzi szpadel, okolica ta była prawdopodobnie podatna na zalania w ziemi i wysychała latem. Można więc było wykorzystywać ten obszar do wypasu zwierząt, rybołówstwa, polowań czy pozyskiwania torfu, wikliny, być może na potrzeby upraw. Szpadel znaleziono w okrągłym wykopie, który mógł służyć wielu różnym celom, w tym suszeniu czy przechowywaniu lokalnie pozyskanych zasobów.
Dotychczas na terenie Wielkiej Brytanii znaleziono tylko jedno podobne drewniane narzędzie z epoki brązu. W 1875 roku odkryto długi przedmiot o kształcie liścia, który z czasem nazwano „łopatą z Brynlow”. Być może odkrycie szpadla pozwoli na lepsze zrozumienie roli tego i innych drewnianych narzędzi, dowiemy się skąd wynikają podobieństwa i różnice pomiędzy nimi.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Papużka żółtobrzucha (Pezoporus occidentalis) to krytycznie zagrożony, niezwykły ptak. Prowadzi nocny tryb życia, a ma słaby wzrok. Papużka zamieszkuje Australię i przez długi czas nie rejestrowano jej obecności. Obecnie występuje tak rzadko, że o jej znaczeniu kulturowym zapomnieli nawet Aborygeni. Dawniej jej zawołania służyły rodzicom do ostrzegania dzieci, by nocą nie oddalały się zbytnio od obozu. Dzieciom mówiono, że dźwięki, które słyszą, to odgłosy wydawane przez złe duchy. Papużki odgrywały więc ważną rolę w uczeniu dzieci ostrożności i odpowiedniego postępowania, które umożliwiały im przetrwanie.
Teraz dzięki wysiłkom badaczy udało się odnaleźć prawdopodobnie największą na świecie kolonię papużek żółtobrzuchych. Na wschodzie regionu Pilbara, jednego z najsłabiej zaludnionych miejsc na Ziemi, naukowcy rozstawili kilkadziesiąt mikrofonów. Siedemnaście z nich nagrało odgłosy wydawane przez Pezoporus occidentalis. Podczas poszukiwań najbardziej obiecujących miejsc uczeni znaleźli stare gniazdo, kilka piór, czasem sami słyszeli nawoływania papużek, udało im się jedną sfotografować dzięki fotopułapce. Wstępnie ocenia się, że odkryta populacja co najmniej 50 osobników i jest rozproszona na obszarze około 14,5 tysiąca kilometrów kwadratowych.
O Pezoporus occidentalis niewiele wiadomo. Ptaki przemieszczają się głównie po ziemi. Za dnia kryją się przed upałem wśród roślinności, nocą wychodzą się pożywić.
Gdy w XIX wieku Europejczycy po raz pierwszy odnotowali obecność tego gatunku, powszechnie występował on w całej Australii. Jednak koloniści przywieźli ze sobą koty. I papugi zaczęły szybko znikać z krajobrazu. Przez dziesięciolecia ich nie widziano. Pierwsze od 67 lat doniesienia o tym, że gatunek mógł przetrwać, pojawiły się w roku 1979. W 1990 ostatecznie potwierdzono te doniesienia. Znaleziono wówczas martwą papugę. Pierwszą żywą populację odkryto w 2013. Niestety, znane obecnie populacje są rozrzucone na olbrzymich terenach. Papużki muszą latać dziesiątki kilometrów, by znaleźć wodę lub partnera. A poszczególne populacje dzielą setki i tysiące kilometrów, co rodzi olbrzymie ryzyko chowu wsobnego.
Naukowcy stwierdzili, że kluczowym elementem do przetrwania papużek żółtobrzuchych są psy dingo. Nie znaleziono żadnych dowodów, by polowały one na papużki, wiadomo jednak, że polują na koty, które doprowadziły ptaki na skraj zagłady. Być może rolę w przetrwaniu papużek odgrywa też kontrolowanie przez dingo populacji lisów. Utrzymanie populacji dingo na terenach, gdzie papużki występują, jest niezbędne do ich przetrwania. Innym zagrożeniem jest wypijanie wody, która jest deficytowym zasobem w regionach występowania gatunku, przez zdziczałe wielbłądy.
Nowo odkrytej populacji zagrażają też pożary. Żyje ona bowiem na obszarze, na którym dość często do nich dochodzi. Dlatego uczeni rekomendują kontrolowane wypalanie roślinności, ale przeprowadzane z uwzględnieniem obecności papug. Nie wiadomo, jak na ptaki może wpłynąć globalne ocieplenie. Jednak fakt, że żyją one w jednym z najgorętszych miejsc na Ziemi nie napawa optymizmem. Być może właśnie wysokie temperatury panujące za dnia skłoniły papużki żółtobrzuche do prowadzenia nocnego trybu życia. Jednak, w przeciwieństwie do znacznie bardziej znanych nocnych papug – kakapo – Pezoporus occidentalis mają niewielkie oczy, co sugeruje, że słabo widzą w nocy.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Niedawno do siedziby głównej Swansea Building Society przyszła pocztówka. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że została nadana 3 sierpnia 1903 roku. Kartka szła więc 121 lat i, jak się łatwo domyślić, nie została nadana do tego, kto ją obecnie odebrał. Jej adresatką jest pani Lydia Davies. Prawdopodobnie mieszkała przed laty w miejscu, do którego pocztówka w końcu trafiła.
Na pocztówce widać zimowa scenerię z jeleniem, górami i gwiaździstym niebem. Stempel pocztowy jest z czasów Edwarda VII, co pasuje do roku 1903. Treść pocztówki jest dość tajemnicza. Brzmi ona: Droga L. nie mogłem zdobyć pary. Przepraszam. Mam nadzieję, że dobrze bawisz się w domu. Mam około 10 [nieczytelne] kieszonkowego nie licząc biletu na pociąg, więc mam się dobrze. Pozdrów ode mnie panią Gilbert i Johna, uściski dla wszystkich od [nieczytelne].
Wydaje się, że kartkę nadano z Fishguard w Pembrokeshire, obie strony korespondencji uzgodniły coś, o czym nie chciały otwarcie mówić. Po odebraniu pocztówki Swansea Building Society poprosiło w mediach społecznościowych o informacje na temat pani Lydii Davies oraz samej kartki czy jej nadawcy. Kartka pojawiła się nagle w piątek. Listonosz przyniósł ją wraz ze zwyczajowym stosem korespondencji dotyczącej kredytów hipotecznych i oszczędności.
Pocztówka trafiła na 11 Cradock Street aż 121 lat później, niż miała dojść. Wiemy, że minęło trochę czasu, ale chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o życiu tutaj przed 121 laty. Swansea Building Society powstało 20 lat po tym, jak wysłano tę kartkę. Z tego, co wiemy z naszych archiwów, znajdowały się tutaj wówczas tradycyjne domy mieszkalne, które zostały później zbombardowane. Adres pozostał jednak taki sam, mówi przedstawiciel Towarzystwa.
Przedstawiciele poczty mówią, że prawdopodobnie pocztówkę niedawno po raz kolejny wprowadzono do systemu pocztowego. A gdy się tam znalazła, poczta miała obowiązek ją dostarczyć.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.