Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0

Mars Science Laboratory leci w kierunku Marsa
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Astronomia i fizyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Któż by się spodziewał, że kanapka z wołowiną może stać się przedmiotem dyskusji podczas uchwalania budżetu NASA przez Izbę Reprezentantów, a w jej sprawie będzie wypowiadał się sam szef NASA, James Webb (tak, tak, ten od Teleskopu Webba)? A jednak...
Misja Gemini III (23 marca 1965) była pierwszą załogową misją w ramach projektu Gemini i 7. amerykańską misją załogową w historii. Udział w niej wzięli Virgil „Gus” Grissom i John Young. Trwała niecałe 5 godzin, ale w jej ramach NASA chciała przetestować m.in. system wyżywienia astronautów dla planowanych dłuższych misji. Astronauci mieli sprawdzić szczelność plastikowych torebek z liofilizowaną żywnością, system dostarczania wody do torebek, system pozbywania się śmieci.
Już podczas treningu na Ziemi Grissom narzekał na okropny smak kosmicznego jedzenia. Sam Young określał niektóre dania jako „ledwie możliwe do przełknięcia”, a jeszcze inny astronauta opisywał posiłki serwowane załogom misji Gemini jako „dziwaczne”. Jedzenie było tak okropne, że podczas naziemnego treningu, który odbywał się m.in. w panamskiej dżungli, przez dwa pierwsze dni astronauci woleli w ogóle nie jeść. Trzeciego dnia pokonał ich głód. Sytuację pogarszał fakt, że liofilizowaną masę musieli najpierw nawodnić zimną wodą. Z ciepłą dałoby się to jeszcze jakoś przełknąć. Ale na pokładzie była tylko zimna.
Young postanowił zrobić przyjemność bardziej doświadczonemu koledze. Przed startem poprosił innego astronautę, Waltera Schirrę, o kupno w pobliskim barze kanapki z marynowaną wołowiną. Gdy Grissom i Young szli w kierunku stanowiska startowego, Schirra podał Youngowi kanapkę, a ten schował ją do kieszeni skafandra.
Dwie godziny po starcie Young miał za zadanie rozpocząć eksperyment z żywnością. Wyjął więc kanapkę z kieszeni i zaproponował ją swojemu dowódcy. To, co działo się w kabinie, zarejestrowały systemy komunikacji z Ziemią. Young zapytał Grissoma, czy chce. Grissom zapytał, co to i skąd to jest, na co Young odpowiedział, że zabrał ze sobą. Jednak gdy Grissom ugryzł kanapkę poczuł w ustach okruszki. Schował więc kanapkę do kieszeni, by okruszki nie zaczęły unosić się w kabinie.
Dwa dni później, podczas konferencji prasowej, na której zgromadzili się dziennikarze z całego świata, padło pytanie o kanapkę. Young wydawał się zaskoczony. Najpierw zapytał, skąd dziennikarz o tym wie, a potem wybuchnął śmiechem i stwierdził, że Grissom ją zjadł.
Astronauta z pewnością nie spodziewał się, że jego kanapką zajmie się niezwykle poważne grono. Dnia 5 kwietnia 1965 roku podkomitecie Izby Reprezentantów, który był częścią komitetu decydującego o wydatkowaniu pieniędzy budżetowych, trwała m.in. dyskusja na temat kolejnego budżetu NASA.
Dyskusja zeszła na program Gemini. W pewnym momencie deputowany George E. Shipley zapytał dyrektora NASA, Jamesa Webba, dlaczego Agencja zmniejsza finansowanie programu. Odpowiedzi udzielił wicedyrektor ds. misji załogowych, George Mueller, który wyjaśnił, że w związku z zakończeniem testów naziemnych spadły też koszty misji.
W pewnym momencie Shipley stwierdził: To bardzo udany program. Proszę mi powiedzieć o ostatniej misji oraz o kanapce, która znalazła się na pokładzie. Czy Pan to zatwierdził? [...] Myślę, że po wydaniu takich pieniędzy i przeznaczeniu takiej ilości czasu, wniesienie na pokład pojazdu kanapki jest czymś niewłaściwym. [...] Czytałem artykuł, z którego wynikało, że okruszki z kanapki latały po całej kabinie. Wiem, ze wszystko sterylizujecie i dokładnie czyścicie, że pojazd jest niemal jak sala operacyjna, a tutaj ktoś wnosi kanapkę. Co Pan o tym myśli?.
Pomiędzy Shipleyem a urzędnikami NASA wywiązała się utarczka słowna, którą przerwał jeden z deputowanych pytaniem, czy kanapka zagroziła powodzeniu misji. Przedstawiciele NASA zapewnili, że nie. W końcu włączył się w to dyrektor Webb, który przyznał Shipleyowi rację, że takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Dodał, że program kosmiczny jest zbyt ważny, by można było pozwolić astronautom na samodzielne decydowanie, co mogą ze sobą zabrać.
Webb miał rację, gdyż narażenie na niebezpieczeństwo dopiero rozwijającego się programu załogowych misji kosmicznych mogłoby stanowić poważne utrudnienie w realizacji tak ważnego celu, jakim było lądowanie człowieka na Księżycu. Szczególnie w obliczu ostrej rywalizacji ze Związkiem Radzieckim.
Od czasu misji Gemini IV NASA wdrożyła ściślejsze reguły, zgodnie z którymi każdy astronauta ma obowiązek przedstawić do akceptacji listę przedmiotów, jakie chce ze sobą zabrać. Zabronione są kanapki czy ciężkie przedmioty z metalu.
Pomimo krytycznej uwagi dyrektora Webba, Young nie dostał nawet nagany za swoje zachowanie. A kanapka nie przeszkodziła mu w jego rozwijającej się i – jak się z czasem okazało – wyjątkowej karierze. Był pierwszym astronautą w historii, który poleciał w kosmos sześciokrotnie (2xGemini, 2xApollo, 2xSTS), pierwszym dowódcą promu kosmicznego i przez 13 lat był dyrektorem Astronaut Office, które zarządza astronautami, a szef biura osobiście decyduje, kto zostanie dowódcą, pilotem czy specjalistą danej misji. Ciekawe, czy w tej roli uczulał swoich młodszych kolegów, by nie brali ze sobą kanapek.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Pełniący obowiązki administratora NASA Sean Duffy, wydał dyrektywę, której celem jest przyspieszenia budowy reaktora atomowego na powierzchni Księżyca. Agencja niejednokrotnie prowadziła prace nad reaktorami służącymi eksploracji kosmosu. Dotychczas żaden nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Administracja prezydenta Trumpa – w obliczu rosnącej konkurencji ze strony Chin i Rosji – chce wreszcie doprowadzić tę kwestię do końca.
Chiny i Rosja mają ambitne plany. Chcą do połowy lat 30. wybudować w pobliżu bieguna południowego Księżyca stację zasilaną energią jądrową. Biegun południowy znajduje się też w kręgu zainteresowań USA, które chcą w 2027 roku wysłać tam misję załogową. W tamtym regionie znajdują się wiecznie zacienione kratery, zawierające zamarzniętą wodę, którą można wykorzystać zarówno do picia, jak i do produkcji paliwa.
Prezydent Trump już w czasie swojej pierwszej kadencji naciskał na zorganizowanie załogowej misji na Księżyc. W 2022 roku NASA, zainspirowana częściowo polityką byłego już wówczas prezydenta, prowadziła projekt, w ramach którego trzy firmy otrzymały po 5 milionów dolarów na opracowanie koncepcji niewielkiego, 40-kilowatowego reaktora atomowego o masie nie przekraczającej 6 ton.
Projekt Duffy'ego jest bardziej ambitny. Reaktor ma mieć moc co najmniej 100 kW i być gotowy do wystrzelenia w 2029 roku. Teraz NASA ma 30 dni na wyznaczenie urzędnika, który będzie nadzorował cały projekt i 60 dni na opublikowanie oferty dla partnerów.
Powstanie takiego reaktora na Księżycu może pozwolić też USA de facto na przecięcie niewielkiej części Srebrnego Globu. Traktat o przestrzeni kosmicznej zabrania co prawda jakiemukolwiek państwu zawłaszczania jakiegokolwiek fragmentu przestrzeni kosmicznej czy ogłaszania swojego zwierzchnictwa nad nim, jednak ten sam traktat mówi, o konieczności poszanowania uzasadnionych interesów innych państw. To zaś może oznaczać, że w pewnej odległości od takiego reaktora inne państwa nie będą mogły prowadzić żadnej działalności mogącej utrudnić jego działanie. De facto mogłaby powstać w jego pobliżu wyłączna strefa zarządzana przez USA.
Wielu ekspertów wątpi, czy rok 2029 jest realistycznym terminem wysłania na Księżyc reaktora atomowego. Tym bardziej, że – ich zdaniem – zorganizowanie misji załogowej w 2027 roku też jest zbyt ambitnym celem.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Łaziki pracujące na Marsie czy Księżycu, mierzą się z wieloma problemami. Jednym z nich jest ryzyko utknięcia w grząskim gruncie. Gdy tak się stanie operatorzy podejmują serię delikatnych manewrów, by pojazd wydobyć. Nie zawsze się to udaje. Łazik Spirit zakończył misję jako stacjonarna platforma badawcza po tym, jak utknął w luźnym piasku. Czy takim wydarzeniom da się zapobiec? Inżynierowie z University of Wisconsin-Madison informują o znalezieniu poważnego błędu w procedurach testowania łazików. Jego usunięcie może spowodować, że pojazdy na Marsie i Księżycu będą narażone na mniejsze ryzyko.
Błąd ten polega na przyjęciu zbyt optymistycznych i uproszczonych założeń co do tego, jak łaziki zachowują się poza Ziemią. Ważnym elementem testów naziemnych takich pojazdów jest sprawdzenie, w jaki sposób mogą się one poruszać po luźnym podłożu. Na Księżycu grawitacja jest 6-krotnie mniejsza niż na Ziemi, więc przez dekady, testując łaziki, naukowcy tworzyli prototypy o masie sześciokrotnie mniejszej niż łazik docelowy i testowali je na pustyni. Jednak ta metoda pomijała pewien istotny szczegół – wpływ grawitacji na piasek.
Profesor Dan Negrut i jego zespół przeprowadzili symulacje, które wykazały, że Ziemia przyciąga ziarenka piasku silniej niż Mars czy Księżyc. Dzięki temu piasek na Ziemi jest bardziej zwarty. Jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ziarna będą się pod nimi przesuwały. Jednak na Księżycu piasek jest luźniejszy, łatwiej się przemieszcza, więc obracające się koła trafiają na mniejszy opór. Przez to pojazdowi trudniej się w nim poruszać.
Jeśli chcemy sprawdzić, jak łazik będzie sobie radził na Księżycu, musimy rozważać nie tylko wpływ grawitacji na pojazd, ale również wpływ grawitacji na piasek. Nasze badania pokazują, jak ważne są symulacje do badania możliwości jezdnych łazika na luźnym podłożu, wyjaśnia uczony.
Uczeni dokonali swojego odkrycia podczas prac związanych z misją łazika VIPER, który ma trafić na Księżyc. We współpracy z naukowcami z Włoch stworzyli silnik Chrono, służący do symulacji zjawisk fizycznych, który pozwala na szybkie modelowanie złożonych systemów mechanicznych. I zauważyli istotne różnice pomiędzy wynikami testów VIPERA na Ziemi, a wynikami symulacji. Po przeanalizowaniu problemu znaleźli wspomniany błąd w procedurach testowych.
Chrono to produkt opensource'owy, z którego skorzystały już setki firm i organizacji. Pozwala on lepiej zrozumieć najróżniejsze złożone mechanizmy, od mechanicznych zegarków po czołgi jeżdżące poza utwardzonymi drogami.
Źródło: A Study Demonstrating That Using Gravitational Offset to Prepare Extraterrestrial Mobility Missions Is Misleading
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Góra Jezero Mons, znajdująca się na obrzeżach krateru Jezero, w którym pracuje łazik Perseverance, to prawdopodobnie wulkan, donoszą naukowcy z Georgia Institute of Technology. Góra jest niemal połowy wielkości krateru Jezero, a jej zbadanie mogłoby nam wiele powiedzieć o wulkanizmie na Marsie i zdolności planety do potrzymania życia. Odkrycie dokonane przez naukowców z Georgii pokazuje, jak mało wiemy nawet o jednym z najlepiej zbadanych regionów Marsa.
Badanie wulkanizmu Marsa to niezwykle interesujące zagadnienie. Możemy dzięki niemu poznać geologię i historię Czerwonej Planety. Krater Jezero to jedno z najlepiej zbadanych miejsc na Marsie. A jeśli dopiero teraz znaleźliśmy tam wulkan, to wyobraźmy sobie, jak dużo może ich być na Marsie. Być może jest ich więcej, niż kiedykolwiek sobie wyobrażaliśmy, mówi profesor James J. Wray.
Wray zauważył górę w 2007 roku, gdy był świeżo upieczonym magistrem. Oglądałem zdjęcia tego regionu wykonane w niskiej rozdzielczości i zauważyłem górę na krawędziach krateru. Dla mnie wyglądała jak wulkan, ale trudno było zdobyć dodatkowe zdjęcia, mówi. Było to niedługo po odkryciu Jezero Crater i był on badany pod kątem obecności w przeszłości wody, wykonywano więc głównie fotografie innego obszaru, znajdującego się kilkadziesiąt kilometrów dalej.
Później krater został wybrany celem misji Mars 2020 i wylądował w nim łazik Perseverance, poszukujący śladów dawnego życia na Marsie. Okazało się jednak, że jednymi z pierwszych próbek przeanalizowanych przez łazik, był nie materiał osadowy – jakiego należałoby się spodziewać po działalności wody – a wulkaniczny. Wray podejrzewał, skąd ten materiał mógł się wziąć, jednak najpierw musiał wykazać, że zauważona przed laty góra rzeczywiście jest wulkanem. Uczony wraz z zespołem wykorzystał wcześniejsze badania profesor Briony Horgan, która również sugerowała, że Jezero Mons to wulkan, oraz użył danych z orbiterów Mars Odyssey, Mars Reconnaissance, ExoMars Trace Gas i łazika Perseverance.
Nie możemy odwiedzić Marsa i bezsprzecznie udowodnić, że to wulkan, ale możemy wykazać, na ile góra ta ma takie same właściwości jak inne wulkany na Ziemi i Marsie, wyjaśnia Wray. Udało się tego dokonać między innymi dzięki danym zebranym już wcześniej przez wspomniane orbitery. To pokazuje, że dane ze starszych pojazdów kosmicznych mogą być niezwykle cenne nawet długo po zakończeniu ich misji. Te dawne misje wciąż mogą przyczynić się do dokonywania nowych odkryć i pomogą nad udzielić odpowiedzi na trudne pytania, dodaje uczony.
Jeśli Jezero Mons jest wulkanem, to jego obecność zaraz przy kraterze Jezero, w którym znajdowała się niegdyś woda, może dostarczyć nam niezwykle istotnych informacji na temat źródła energii na Marsie, w tym na temat potencjalnego istnienia tam zjawisk hydrotermalnych. Perseverance zebrał próbki niezwykłych skał osadowych, które mogą pochodzić z regionu, gdzie w przeszłości mogło istnieć życie, oraz próbki skał magmowych o niezwykle dużej wartości naukowej, wyjaśnia Wray. Jeśli udałoby się te próbki przetransportować na Ziemię, skały magmowe można by niezwykle precyzyjnie datować. To zaś pozwoliłoby na skalibrowanie dat dla krateru Jezero i dałoby naukowcom niezwykły wgląd w przeszłość geologiczną Marsa.
Źródło: Evidence for a composite volcano on the rim of Jezero crater on Mars, https://www.nature.com/articles/s43247-025-02329-7
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Mars jest planetą szczególną. Od tysiącleci fascynuje ludzkość, setki lat temu pojawiły się przypuszczenia o istnieniu tam cywilizacji, a od bez mała stu lat ludzie chcą się tam wybrać. I o tym jest ta książka. O fascynacji i planach. Andrew May opisuje, co takiego jest w Marsie, że przykuwa uwagę kolejnych pokoleń, kultur i cywilizacji. Ale przede wszystkim mówi o tym, jak na Marsa się dostać. Jak można to zrobić w prosty sposób i dlaczego jest to tak trudne. Jak to się stało, że przez 60 lat od lądowania na Księżycu ludzka stopa wciąż nie stanęła na Marsie, kto się chce tam wybrać i po co.
Osobiście jestem sceptykiem, nie widzę sensu misji załogowej na Marsa, nie mówiąc już o osadnictwie na Czerwonej Planecie. May jednak podaje rzeczowe argumenty, w prosty sposób wyjaśnia piętrzące się trudności i opisuje korzyści. Przekonać do wysłania tam ludzi mnie nie przekonał, jednak z pewnością pozwolił mi poszerzyć horyzonty i lepiej dojrzeć szanse – oraz problemy – kryjące się nie tylko za misjami marsjańskimi, ale misjami poza orbitą Księżyca.
Załogowa wyprawa na Marsa będzie największą przygodą ludzkości od czasu wielkich odkryć geograficznych. Czy zmieni ona historię tak bardzo, jak wyprawy XV- i XVI-wiecznych żeglarzy? Wątpię. A czy jest sens w przygodę tę się angażować?
Przeczytajcie sami i sami wyróbcie sobie opinię. "Mars: Nowa Ziemia. Historia eksploracji i plany podboju Czerwonej Planety” Andrew Maya to kolejny wydawniczy strzał w dziesiątkę Helionu. Mamy zaszczyt być patronem medialnym tej książki. I z tej okazji już jutro rozpoczniemy konkurs, w którym będziecie mogli wygrać jeden z jej 2 egzemplarzy.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.