Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Wkrótce urodzi się siedmiomiliardowy Ziemianin

Rekomendowane odpowiedzi

Ale numer, dopiero po miesiącu zorientowałem się, że brałem udział w tej dyskusji :P

Odkopię trochę :)

 

A kto powiedział, że cokolwiek ma zostać wynagrodzone? Przecież to on zebrał listę z nieczytelnymi wpisami i w takiej formie ją dostarczył.

Hmm, pytanie tylko czy faktycznie były nieczytelne i dlaczego SN przychylił się do wniosku PKW, żeby rozpatrywała ten protest dopiero po wyborach? Może ponowne zebranie tych podpisów byłoby dla nich problemem, więc przytoczone przec Ciebie prawo do odwołania i zebrania w 3 dni podpisów na nic by się nie zdało. A jeśli PKW znowu by je zakwestionowała? Bezsens.

Wprost przeciwnie: zamiast stawać się miejscem wytwarzania, staniemy się miejscem rozwoju. Popatrz choćby na Kalifornię: mają wybitnych specjalistów, a mimo to jakoś nikt tymi specjalistami nie pogardza. Wprost przeciwnie - z myślą o nich rozwija się tysiące firm, a pieniądze płyną właśnie tam.

Nieprawda. Tam jest dużo specjalistów, ale to miasto/stan z samych specjalistów się nie składa. Jest też biedota i bezrobotni. Mało tego nie ma tam nadmiaru specjalistów, bo pracują tam zamiast np. w Teksasie. Tam JEST praca, więc przyjeżdżają tam specjaliści. Oczywiście działa to też w drugą stronę, ale nijak się ma do twoich argumentów.

Twoje "mataczenie" polega na tym, że dobrą radę dla 1 osoby (wyszkol się, naucz, przekwalifikuj) próbujesz nam sprzedać jako radę dla całego społeczeństwa. A to jest g. prawda, bo jak 300tys. bezrobotnych wyszkoli się "nagle" na programistów, to ile będzie warta praca programisty?

Jak najbardziej jest. Mamy wolność wyboru i wolność zakładania partii politycznych oraz przynależności do nich. A mimo to skandalicznie mało osób z tych praw korzysta, za to do stawiania roszczeń typowy Polak jest zawsze pierwszy.

G. prawda. W Polsce jest około 100 partii politycznych. Ile z nich widziałeś w TV?

http://pl.wikipedia.org/wiki/Partie_polityczne_Polski

Ależ Polakom nikt nie narzuca języka. Urzędowym jest ciągle polski. Pojawiają się za to MOŻLIWOŚCI korzystania dzięki znajomościom innych języków. Kto chce, korzysta - a kto nie chce, ten nie korzysta. Rób, co uważasz za słuszne, ale sądzę, że lepiej dla Ciebie będzie zauważyć, że przyszedł czas by opuścić zaścianek i docenić możliwość kontaktów ze światem.

Ha, "nikt nie narzuca", "rób co chcesz", ale jak chcesz (wyszkol się, przekwalifikuj) dobrą pracę to się naucz innego języka, bo jak nie to te "MOŻLIWOŚCI" Cię omijają.

Mało tego, nikt Cię przecież nie ośmiesza/szkaluje/szczuje, bo przecież możesz robić co chcesz w swoim "zaścianku".

IMHO, w "zaścianku mentalnym" żyją ludzie, którzy nie znają swojej "narodowej" wartości (bo PL to tylko zaścianek), a że im akurat się powiodło to mogą innych wyśmiewać. Smutne jak wiele osób bezmyślnie patrzy tylko na zachód i cynicznie w stosunku do innych ludzi.

I co w tym złego? Jeszcze raz pytam: co jest złego w maksymalizacji zysków firmy? Przecież dzięki temu firma się rozwija, więc tworzy coraz więcej stanowisk pracy, a efektem netto jest poprawa warunków życia.

Cóż, firma przenosi się z USA do EU, bo koszty pracownicze mniejsze. Nic w tym złego. Czy zawinił w tym pracownik z USA, który straci pracę? Załóżmy, że to specjalista, ale niestety pracy w jego kraju akurat nie ma w tej branży. Może się przekwalifikować, ale ponieważ ciągle robił coś innego to nie ma doświadczenie (nikłe szanse na pracę), a żyć jakoś trzeba (hipoteka, rodzina, dzieci). Co zrobić w okresie zdobywania doświadczenia? Dla mikroosa to będzie pewnie nieudacznik.

BO ŻYLI U SCHYŁKU PRL-U! Zrozum to wreszcie, to była zupełnie inna sytuacja - pracowników opłacano za zupełnie wirtualne pieniądze, więc w razie potrzeby można było je było nawet drukować! Zresztą ten argument pokazuje tylko, dlaczego mamy dziś tak słabo wykwalifikowaną siłę roboczą - ludzie nie dbali w ogóle o własny rozwój i nie inwestowali w siebie (zarówno pieniędzy, jak i czasu), a dziś biadolą na każdym kroku, jak im ciężko...

Fajnie, że Ci się udało. Pytanie, czy jakbyś żył np. 30 lat w tamtym systemie, gdzie inwestowanie w siebie było delikatnie mówiąc niemile widziane to pewnie w 89 byłbyś prorokiem i nagle wskoczył w wir kapitalizmu? Na pewno. Skąd Ci ludzie mieli wiedzieć jak będzie skoro w innym systemie nie żyli i go nie widzieli? Teraz jesteś "mądry". Tak, wiem, PRL skończył się 2 dekady temu, ale mentalnie w PL, również u pracodawców dalej jest/był PRL więc nie ma co się dziwić niektórym.

Pytanie nie brzmi "po co", tylko "dlaczego". A dokładniej: dlaczego to robią? Ano dlatego, że NARÓD IM NA TO POZWALA i po krótkim odsunięciu od władzy wybiera znowu tych samych ludzi.

A kogo mają do wyboru? Patrz wyżej na to ile partii masz w PL, a ile widziałeś w TV.

Ale możesz też zrobić demokratyczny protest, który odsunie od władzy choćby Kaddafiego albo PZPR. A więc da się, tylko nasze społeczeństwo jest już na tyle zgnuśniałe, że potrafi jedynie biadolić, a nawet na protest przy urnie wyborczej go nie stać.

Oczywiście, demokratyczny, jeden wsparty Tomahawkami, a drugi ofiarami w '70 czy w kopalni Wujek.

Ach, czyli oczywiście nawet przez myśl Tobie nie przyjdzie, że listę stworzono po prostu niepoprawnie, a cudowny JKM mógł po prostu nie dopilnować formalności? Napisz jeszcze, że PKW kontrolowana przez PO tak się strasznie przestraszyła konkurencji ze strony JKM, że celowo sfałszowała jego listy poparcia.

Najlepsze jest to, że nie ma demokratycznej jawności. Od tego czasu nic się nie wyjaśniło, a SN przeniósł rozpatrywanie sprawy na po wyborach. JAK masz udowodnić, że miałeś rację skoro:

a) decyzję o czytelności uznaniowo podejmuje urzędnik

:) odwołać się możesz dopiero po!! wyborach (bo wcześniej nikt nie chce), czyli jedyna możliwość do powtórka wyborów (uzasadnieniem na "nie" będzie niskie notowania w sondażach, a więc niewielki wpływ na wynik wyborów). Taaa, sondaże (we Francji chyba są zabronione a 3 m-ce przed wyborami).

Nie ma to jak d.pokracja.

 

A ten przykład mi się najbardziej podoba:

Znam doskonały przykład na potwierdzenie tego, o czym mówię. Chodzi o polskie kopalnie gliny. Każda kopalnia działała kiedyś na tej zasadzie, że kopali np. X metrów gliny, a potem czekali, aż się to sprzeda, i siedzieli na tyłkach (bo nawet nie mieli gdzie tego składować, a z kolei o redukcjach oczywiście nie było, bo nieroby zaprotestowały). Potem wymuszono prywatyzację i wiele kopalń przejął jeden operator. Oczywiście był wielki bunt, a potem pracownicy zaczęli wygadywać bzdury o ciemiężeniu pracowników itd. Władze spółki nie cackały się i zrobiły duże redukcje, a pracownicy zaczęli pracować w takim trybie, że jak uzbierali X metrów gliny, to zamiast siedzieć na tyłku jechali do drugiej kopalni i tam też wykopywali X metrów gliny. Nagle okazało się, że taką samą pracę można wykonać mając połowę załogi, a dzięki wzrostowi wydajności wystarczyło na gigantyczne podwyżki. Przy czym ważne w tej historii jest to, że zarobili ci, którzy chcieli się wziąć do roboty... Pozostali pewnie do dziś klepią słodką biedę i opowiadają o tym, jak im było dobrze zaraz po upadku komuny...

Załóżmy, że:

1) Popyt na glinkę jest w wysokości X.

2) Wszyscy pracownicy wzięli się ostro do pracy (200%)

3) 200% wydajności to wydobycie w wysokości 2X

4) Firmie nie opłaca się wydobywać 2X, bo popyt jest na X

5) W związku z tym firma przeprowadza redukcję.

6) Wszyscy się wzięli do roboty, więc firma zwalnia alfabetycznie co drugiego.

 

Pytanie do mikroosa: Którzy ze zwolnionych do śmierdzące lenie, którzy "do dziś klepią słodką biedę i opowiadają o tym, jak im było dobrze zaraz po upadku komuny..." ?

 

sytuacje niezależne od pracownika, bo powtarzane tu Ci było dziesiątki razy:

[pre]NIE MA WOLNYCH MIEJSC PRACY[/pre]

 

radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Hmm, pytanie tylko czy faktycznie były nieczytelne i dlaczego SN przychylił się do wniosku PKW, żeby rozpatrywała ten protest dopiero po wyborach?
O to zapytaj prawodawcę, a nie władzę sądowniczą. Sąd nie ma prawa podważyć prawa, tylko je egzekwować, nawet jeśli jest idiotyczne. Natomiast sugerowanie, że JKM usadzono (i że np. zmyślono, że lista jest nieczytelna), zakrawa moim zdaniem na paranoję.
Może ponowne zebranie tych podpisów byłoby dla nich problemem, więc przytoczone przec Ciebie prawo do odwołania i zebrania w 3 dni podpisów na nic by się nie zdało. A jeśli PKW znowu by je zakwestionowała?
No dobrze, ale kogo ma to obchodzić, że byłoby to problemem? To ich obowiązkiem, a nie PKW czy sądu, jest dostarczyć odpowiednią liczbę czytelnych i weryfikowalnych podpisów.
Tam jest dużo specjalistów, ale to miasto/stan z samych specjalistów się nie składa.

A gdzie napisałem, że jest inaczej? Mimo wszystko zobacz, że do Kalifornii płynie gigantyczny kapitał i kto chce, ma potencjał i zadbał o swój rozwój, może tam zarabiać i to bajecznie.

Mało tego nie ma tam nadmiaru specjalistów, bo pracują tam zamiast np. w Teksasie. Tam JEST praca, więc przyjeżdżają tam specjaliści.

Tyle, że każdy z tych specjalistów albo był wybitną postacią na swojej uczelni, albo wybił się z mniejszej firmy. Zobacz też, że jeśli specjalista jest dobry, to firma opłaci mu nawet koszty przeprowadzki i zapewni mu taką pensję, żeby nie żałował, że się przeniósł. Właśnie dlatego Polska jeszcze długo nie dogoni USA (ani nawet zachodu Europy): ludziom się wydaje, że praca przyjedzie do nich, bo im się to należy. Tymczasem niestety nauka i technologia wymagają dziś pracy zespołowej, a to oznacza konieczność budowania ośrodków, do których to pracownicy będą dojeżdżali.

Twoje "mataczenie" polega na tym, że dobrą radę dla 1 osoby (wyszkol się, naucz, przekwalifikuj) próbujesz nam sprzedać jako radę dla całego społeczeństwa. A to jest g. prawda, bo jak 300tys. bezrobotnych wyszkoli się "nagle" na programistów, to ile będzie warta praca programisty?

Po pierwsze: nigdy nie twierdziłem, że jest to recepta, która w rok zmieni całe społeczeństwo. Wprost przeciwnie: od początku mówiłem, że rynek będzie się zmieniał powoli, ale właśnie dlatego warto być w czele peletonu i korzystać z nowych możliwości.

 

Po drugie: ciągle nie zauważasz tego, że jeśli zacznie przybywać fachowców, to pojawią się inwestycje, bo firmom zacznie się opłacać rozwijać swoje zakłady u nas. Twoje rozumowanie jest więc o tyle błędne, że nie zakłada, że miejsc pracy przybędzie - a tak właśnie się stanie, kiedy wzrośnie poziom kwalifikacji fachowców.

G. prawda. W Polsce jest około 100 partii politycznych. Ile z nich widziałeś w TV?

A ile z nich realnie o to walczyło? Bo ja np. mogę na przykładzie poznańskich stowarzyszeń (niby o rangę niżej, ale zasada podobna) powiedzieć, że jest kilkadziesiąt stowarzyszeń totalnie milczących i praktycznie wyłącznie spotykających się we własnym gronie, ale jest też kilka takich, które najpierw przebijały się do mediów lokalnych, ale potem to media zaczęły biegać za nimi, żeby wypowiadali się np. na temat rewitalizacji śródmieścia. Swoją ciężką pracą wyrobili sobie reputację, która moim zdaniem w następnych wyborach może zaowocować miejscami w Radzie Miasta.

 

Chociaż w jednym się zgadzam: różnice finansowe są zbyt duże. Moim zdaniem oczywistym krokiem powinno być w związku z tym zlikwidowanie jakichkolwiek subwencji.

Ha, "nikt nie narzuca", "rób co chcesz", ale jak chcesz (wyszkol się, przekwalifikuj) dobrą pracę to się naucz innego języka, bo jak nie to te "MOŻLIWOŚCI" Cię omijają.

A czego oczekujesz? Że samo przyjdzie i jeszcze będą Ciebie prosić, żebyś pracował? No błagam :)

Mało tego, nikt Cię przecież nie ośmiesza/szkaluje/szczuje, bo przecież możesz robić co chcesz w swoim "zaścianku".

Otóż to! Jesteś kowalem swojego losu, więc decyduj, do której grupy chcesz należeć.

IMHO, w "zaścianku mentalnym" żyją ludzie, którzy nie znają swojej "narodowej" wartości (bo PL to tylko zaścianek)

Ależ wprost przeciwnie! Polskę kocham jak żadne inne miejsce na świecie - tu się urodziłem, tu chcę się zestarzeć i tu mam nadzieję umrzeć. Nawet na wakacje świadomie i celowo wyjeżdżam bardzo rzadko z kraju, bo uważam, że mamy tutaj tyle pięknych miejsc, że naprawdę warto w pierwszej kolejności poznać solidnie całą Polskę.

 

Problem w tym, że rynek pracy mamy po prostu tragicznie nienowoczesny - i nie ma co zwalać na zły PRL, bo u Czechów było to samo, a mimo to rynek funkcjonuje zupełnie inaczej, a ludzie sobie radzą. Moim zdaniem dlatego, że są narodem, który nie lubi biadolić, za to jest przyzwyczajony do ciężkiej pracy.

a że im akurat się powiodło to mogą innych wyśmiewać.

Wypraszam sobie - nie wyśmiałem ani razu nikogo za to, że mało zarabia czy nie może znaleźć pracy. Jeśli już, wyśmiewam niechęć do rozwoju i wieczne biadolenie, że wszystko powinno zostać podstawione pod nos - a to ogromna różnica.

Cóż, firma przenosi się z USA do EU, bo koszty pracownicze mniejsze. Nic w tym złego. Czy zawinił w tym pracownik z USA, który straci pracę? Załóżmy, że to specjalista, ale niestety pracy w jego kraju akurat nie ma w tej branży. Może się przekwalifikować, ale ponieważ ciągle robił coś innego to nie ma doświadczenie (nikłe szanse na pracę), a żyć jakoś trzeba (hipoteka, rodzina, dzieci). Co zrobić w okresie zdobywania doświadczenia?

Pewnie obudził się z dnia na dzień i branża upadła w tydzień, a on nie zauważył, że z miesiąca na miesiąc ma mniej pracy, brakuje inwestycji itd.?

 

A może po prostu łaskawie zauważysz, że jeśli biznes przeniesiono, to albo żądania pracowników były zbyt wysokie, albo wydajność zbyt niska?

Pytanie, czy jakbyś żył np. 30 lat w tamtym systemie, gdzie inwestowanie w siebie było delikatnie mówiąc niemile widziane to pewnie w 89 byłbyś prorokiem i nagle wskoczył w wir kapitalizmu? Na pewno.

Hmmm, tu z kolei spojrzenie na mojego ojca - jakoś sobie poradził i zawsze pracę miał, bo znał się na tym, co robił. Pracowitość jest cnotą w każdym systemie - nie można usprawiedliwiać ludzkiego lenistwa tym, że niewiele od nich wymagano!

Skąd Ci ludzie mieli wiedzieć jak będzie skoro w innym systemie nie żyli i go nie widzieli?

No tak, i oczywiście każdy z nich został sam w otoczeniu milionów osób wykształconych? Przypominam, że wspólny start mieli wówczas praktycznie wszyscy, a do roku 2011 mieli ponad 20 lat, żeby nadrobić braki. Skoro dziś wciąż rozmawiamy o tym problemie, to nie mogę nazwać przespania 20 lat inaczej jak tylko głupotą.

Oczywiście, demokratyczny, jeden wsparty Tomahawkami, a drugi ofiarami w '70 czy w kopalni Wujek.

Wybacz, Wujek to sprawa minionej epoki. Z kolei Tomahawkami nigdy nie strzelano do ludzi w lokalach wyborczych w USA, więc argument jest do niczego.

JAK masz udowodnić, że miałeś rację skoro:

a) decyzję o czytelności uznaniowo podejmuje urzędnik

:) odwołać się możesz dopiero po!! wyborach (bo wcześniej nikt nie chce), czyli jedyna możliwość do powtórka wyborów (uzasadnieniem na "nie" będzie niskie notowania w sondażach, a więc niewielki wpływ na wynik wyborów).

Jasne, powiedz jeszcze, że PO tak się przestraszyła Korwina, że nakazała PKW go usadzić :P Co do odwołania natomiast - powtarzam jeszcze raz: takie ustanowiono prawo i nawet jeśli jest ono chore, to dotyczy wszystkich partii (z kolei uznanie protestu, nawet po wyborach, będzie zwycięstwem demokracji - ostatecznie doszłoby przecież do wyborów z udziałem NP). Nieustanne chrzanienie Korwina o tym, jak mają 15% poparcia, a decyzja PKW jest próbą celowego unieszkodliwienia go, pokazuje tylko, że jest to człowiek mogący mieć poważne zaburzenia.

Taaa, sondaże (we Francji chyba są zabronione a 3 m-ce przed wyborami).

Tu popieram - powinny zostać zlikwidowane.

A ten przykład mi się najbardziej podoba:Załóżmy, że:

1) Popyt na glinkę jest w wysokości X.

2) Wszyscy pracownicy wzięli się ostro do pracy (200%)

3) 200% wydajności to wydobycie w wysokości 2X

4) Firmie nie opłaca się wydobywać 2X, bo popyt jest na X

5) W związku z tym firma przeprowadza redukcję.

6) Wszyscy się wzięli do roboty, więc firma zwalnia alfabetycznie co drugiego.

 

Pytanie do mikroosa: Którzy ze zwolnionych do śmierdzące lenie, którzy "do dziś klepią słodką biedę i opowiadają o tym, jak im było dobrze zaraz po upadku komuny..." ?

Czy dobrze wnioskuję, że Twoim zdaniem najlepiej dla tej firmy byłoby nie robić nic i pozwolić na nieróbstwo?

 

Problem w tym, że przedstawiona przez Ciebie sytuacja nie trzyma się kupy w punkcie 6. Żadna firma nie wywala ludzi losowo, a poza tym nigdy nie jest i nie będzie tak, że wszyscy są równie pracowici i równie utalentowani, więc przykład jest oderwany od rzeczywistości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sytuacje niezależne od pracownika, bo powtarzane tu Ci było dziesiątki razy:

[pre]NIE MA WOLNYCH MIEJSC PRACY[/pre]

 

radar

 

Owszem, mogą być kłopoty z wolnymi miejscami pracy, ale nie jest tak, że ich w ogóle nie ma. Ponadto twierdzisz, że jest to niezależne od pracownika. Ja twierdzę coś przeciwnego. Ilość pracy, a zatem liczba dostępnych miejsc pracy, jest obecnie całkowicie zależna od pracownika. Ten pracownik jest bowiem wyborcą i on wybiera polityków, którzy swoimi działaniami ZMNIEJSZAJĄ liczbę miejsc pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten pracownik jest bowiem wyborcą i on wybiera polityków, którzy swoimi działaniami ZMNIEJSZAJĄ liczbę miejsc pracy.

 

Bo nasza demokracja (a może wszystkie) cierpi na populizm - potrzebna szczepionka od zaraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O to zapytaj prawodawcę, a nie władzę sądowniczą. Sąd nie ma prawa podważyć prawa, tylko je egzekwować, nawet jeśli jest idiotyczne. Natomiast sugerowanie, że JKM usadzono (i że np. zmyślono, że lista jest nieczytelna), zakrawa moim zdaniem na paranoję.

Może i zakrawa. Faktem jest, że w każdych wyborach ma po 2-4%, co jest BARDZO dobrym wynikiem zważywszy na to, że jeśli pokazują go w TV to tylko jako oszołoma (no i On też się do tego przyczynia). Nie chodzi mi w tym momencie o nich, ale ogólnie o małe partie.

No dobrze, ale kogo ma to obchodzić, że byłoby to problemem? To ich obowiązkiem, a nie PKW czy sądu, jest dostarczyć odpowiednią liczbę czytelnych i weryfikowalnych podpisów.

Obchodzić powinno tych, którzy chcą demokracji/uczciwości/praworządności.

Skąd wiesz, że NP nie dopełniła tego obowiązku?

A gdzie napisałem, że jest inaczej? Mimo wszystko zobacz, że do Kalifornii płynie gigantyczny kapitał i kto chce, ma potencjał i zadbał o swój rozwój, może tam zarabiać i to bajecznie.

Tyle, że każdy z tych specjalistów albo był wybitną postacią na swojej uczelni, albo wybił się z mniejszej firmy. Zobacz też, że jeśli specjalista jest dobry, to firma opłaci mu nawet koszty przeprowadzki i zapewni mu taką pensję, żeby nie żałował, że się przeniósł. Właśnie dlatego Polska jeszcze długo nie dogoni USA (ani nawet zachodu Europy): ludziom się wydaje, że praca przyjedzie do nich, bo im się to należy. Tymczasem niestety nauka i technologia wymagają dziś pracy zespołowej, a to oznacza konieczność budowania ośrodków, do których to pracownicy będą dojeżdżali.

Upraszczasz. Taki z Ciebie "młody, inteligentny, wykształcony, z wielkiego miasta" (MIWzWM), a nie zauważasz różnicy pomiędzy ich rynkiem pracy/administracją, a naszą. U nas to są same "nieroby", bo nie chcą się ruszyć za pracą. Myk jest tylko taki, że jako dość dobry specjalista w swoim fachu dostawałem oferty pracy z W-wy, Poznania czy Krakowa, ale o mieszkaniach, pomocy w przeprowadzce i innych formalnościach mowy nie było. "Masz tu 1-3k kasy więcej" i tyle. Znam ludzi lepszych ode mnie i propozycje składane im również nie zawierały żadnych profitów więcej niż lepsze zarobki/premie i ew. samochód z komórką.

Pytanie:

1) Gdzie łatwiej się przeprowadzić (znaleźć mieszkanie), w USA czy w PL? Wymelduj się, zamelduj, US, ZUS, przerejetruj samochód, wymień DO, bank, tel. komórkowy

2) Gdzie łatwiej znaleźć pracę żonie? W USA czy w PL?

3) Gdzie łatwiej zmienić szkołę dzieciom? Ha! Znajdz przedszkole/złobek w dużym mieście. To, że Ty nie masz nie oznacza, że inni nie mają. Już nawet nie mówię o decyzji zmiany środowiska/znajomych dzieciom, bo to wszędzie ciężko.

4) Gdzie łatwiej dojechać z pracy do domu 200-500-700 km codziennie czy w weekendy? Po autostradach USA lub korzystając z ich krajowych przewoźników lotniczych czy w PL bez autostrad, z drogami przez miejscowości po 40-50km/h itd?

 

Nie przeczę, mamy inną mentalność, ale ona z czegoś wynika. U nas nie można było się chwalić, że Ci idzie dobrze, że bo Cię władza ściągała na ziemię. U nich wiecznie wszystko jest "all right".

 

Po pierwsze: nigdy nie twierdziłem, że jest to recepta, która w rok zmieni całe społeczeństwo. Wprost przeciwnie: od początku mówiłem, że rynek będzie się zmieniał powoli, ale właśnie dlatego warto być w czele peletonu i korzystać z nowych możliwości.

Ja nigdzie nie napisałem, że mówisz w rok czy 2. Mówię, że to w ogóle nie zda egzaminu. Jak wszyscy się będą szkolić to ich praca dalej będzie niewiele warta, a dodatkowo, praca tych obecnie wykształconych też straci na wartości. Popyt vs. podaż. Patrz niżej.

Po drugie: ciągle nie zauważasz tego, że jeśli zacznie przybywać fachowców, to pojawią się inwestycje, bo firmom zacznie się opłacać rozwijać swoje zakłady u nas. Twoje rozumowanie jest więc o tyle błędne, że nie zakłada, że miejsc pracy przybędzie - a tak właśnie się stanie, kiedy wzrośnie poziom kwalifikacji fachowców.

Zauważam. Ty nie zauważasz, że rynkiem rządzi popyt i podaż. Na całym świecie jest ograniczone zapotrzebowanie na specjalistów, bo jest również ograniczone zapotrzebowanie na efekty ich pracy. Inwestycji nie będzie w nieskończoność, a właśnie rozdmuchanie popytu rodzi potem takie kryzysy gosp. jak ostatnio. Nagle ktoś przeszacowuje i bańka pęka. Firma plajtuje i nie ważne czy i ile w siebie inwestowałeś czy jak się starałeś. Idziesz na bruk (nie ma zapotrzebowania na efekty pracy = brak etatów = brak pracy).

A ile z nich realnie o to walczyło? Bo ja np. mogę na przykładzie poznańskich stowarzyszeń (niby o rangę niżej, ale zasada podobna) powiedzieć, że jest kilkadziesiąt stowarzyszeń totalnie milczących i praktycznie wyłącznie spotykających się we własnym gronie, ale jest też kilka takich, które najpierw przebijały się do mediów lokalnych, ale potem to media zaczęły biegać za nimi, żeby wypowiadali się np. na temat rewitalizacji śródmieścia. Swoją ciężką pracą wyrobili sobie reputację, która moim zdaniem w następnych wyborach może zaowocować miejscami w Radzie Miasta.

I to jest jedyne co mogą osiągnąć. Pytanie, ile zdobędą miejsc w radzie w stosunku do PO/PIS/SLD? Jak wejdą na szczebel polityki krajowej to "odszczekam" co napisałem.

Chociaż w jednym się zgadzam: różnice finansowe są zbyt duże. Moim zdaniem oczywistym krokiem powinno być w związku z tym zlikwidowanie jakichkolwiek subwencji.

Błąd logiczny! Idąc twoim (i niestety nie tylko twoim) tokiem rozumowania to największe szanse w wyborach powinien mieć taki Palikot, bo stać go na to, żeby jego kampanię "wsparli" po 10tys. biedni emeryci i studenci. Dzięki temu do sejmu trafiliby w większości tacy oszuści i kombinatorzy wspierani przez konkretne grupy biznesowe (kasa).

Rozwiązaniem jest wsparcie TYLKO z budżetu, ale TYLKO na kampanię. Wielkość wsparcia mogłaby być zależna od liczby zarejestrowanych członków (za "martwe dusze" kara całkowitego zabrania subwencji z dodatkowymi karami finansowymi i więzienia włącznie). Czas w publicznej TVP dla wszystkich po równo. Czas w TV/radiu/itd komercyjnych, albo wszyscy po równo albo wcale. Jak wykorzystasz tę kasę twoja sprawa, ale wszyscy będą mieć równe szanse, więc może większe znaczenie miałby program wyborczy.

Dodatkowo okręgi jednomandatowe. Tak czytałem te linki jakie to niby jest złe... ale tekst w nich jest wbrew logice, a to, że na zachodzie ktoś od tego odchodzi (czy ktoś to potrafi zweryfikować?) nie oznacza, że nie popełniają oni błędu albo, że ktoś nie wypromował takiej mody jak u nas na PO (właściwie to przeciw PIS)

Zaznaczam brak jakiejkolwiek/albo bardzo mała kasa na partię poza wyborami. Mają członków, niech płacą składki (+ górna granica kasy ile mogą dostawać).

A czego oczekujesz? Że samo przyjdzie i jeszcze będą Ciebie prosić, żebyś pracował? No błagam :)

Zmieniasz temat. Wypowiedź była o "bezwzględnej" konieczności znajomości j. ang. Niedługo sprzątaczka będzie musiała znać żeby dostać pracę.

Otóż to! Jesteś kowalem swojego losu, więc decyduj, do której grupy chcesz należeć.

Wypraszam sobie - nie wyśmiałem ani razu nikogo za to, że mało zarabia czy nie może znaleźć pracy. Jeśli już, wyśmiewam niechęć do rozwoju i wieczne biadolenie, że wszystko powinno zostać podstawione pod nos - a to ogromna różnica.

Używając określeń pejoratywnych właśnie wyśmiewasz. Człowiek kulturalny powiedziałby, że możesz należeć do grupy znającej j. obcy lub nie, "cyniczny chamek-cwaniaczek" (jak mawia mój kolega z pracy) powie, że nie znając j. obcego należysz do "zaścianka" (bo każdemu ten język jest potrzebny... ciekawe, że Niemiec, Włoch, Francuz czy Anglik przyjeżdzając do Polski nie musi znać polskiego (ani ang.!), Polak nie znający angielskiego we własnym kraju należy do "zaścianka").

Ależ wprost przeciwnie! Polskę kocham jak żadne inne miejsce na świecie - tu się urodziłem, tu chcę się zestarzeć i tu mam nadzieję umrzeć. Nawet na wakacje świadomie i celowo wyjeżdżam bardzo rzadko z kraju, bo uważam, że mamy tutaj tyle pięknych miejsc, że naprawdę warto w pierwszej kolejności poznać solidnie całą Polskę.

Widzisz, Polska to też ludzie w niej mieszkający. Nie każdy musi znać angielski, nie każdy musi być specjalistą, nie każdy kto szuka pracy jest leniem.

Problem w tym, że rynek pracy mamy po prostu tragicznie nienowoczesny - i nie ma co zwalać na zły PRL, bo u Czechów było to samo, a mimo to rynek funkcjonuje zupełnie inaczej, a ludzie sobie radzą. Moim zdaniem dlatego, że są narodem, który nie lubi biadolić, za to jest przyzwyczajony do ciężkiej pracy.

Pytanie, która gospodarka jest bardziej nowoczesna/konkurencyjna/rozwojowa:

a) Państwo ogłasza przetarg na budowę "czegośtam". Firmy składają oferty. Komisja rozpatruje cenę, jakość, szybkość realizacji inwestycji, gwarancję i wybiera jednego oferenta.

;) Państwo ogłasza przetarg na budowę "czegośtam". Firmy składają oferty. Komisja rozpatruje cenę, jakość, szybkość realizacji inwestycji, gwarancję, ale wcześniej Rycho, Miro i Grzecho obgadują na cmentarzu, że firma Rycha podejrzy oferty konkurencji, przebije ich, a potem i tak inwestycja się przeciągnie, będzie kosztować więcej, ale Rycho uniknie kar, bo Grzecho ukręci sprawie łeb.

 

?

 

Widzisz, historia (tak, ta sama historia, która nie interesuje MIWzWM, bo "trzeba zostawić przeszłość i myśleć o przyszłości" wielce propagowane przez tvn/gw) wlecze się za nami od 20 lat. Czesi kolego przeprowadzili u siebie dekomunizację, a my nie. Dlaczego my nie? Był rząd Olszewskiego, który chciał ujawnić nazwiska wszystkich agentów i TW, i co? A no obalenie rządu podczas "nocnej zmiany" przy udziale obecnego premiera i obecnego wicepremiera oraz ówczesnego prezydenta pseud. Bolek.

Myślisz może, że to nie ma znaczenia? IMHO to korupcja w PL powstrzymuje ten kraj przed rozwojem. Jak przedsiębiorca wie, że bez łapówki nie wygra, a często i z łapówką ciężko, bo wygrać ma "znajomy królika" to nawet nie próbuje. To powstrzymuje od rozwoju, od tworzenia miejsc pracy i sprawia, że rozmawiamy o tym teraz. Dlatego właśnie głosowałem i będę głosował teraz na pis. Nie dlatego, że lubię Jarka, bo akurat czasami go nie trawię (tym bardziej niektórych jego przydupasów), ale dlatego, że zapowiedzieli (i co najważniejsze realizowali swoje obietnice!) raz dekomunizajcę, dwa walkę z korupcją.

Pewnie obudził się z dnia na dzień i branża upadła w tydzień, a on nie zauważył, że z miesiąca na miesiąc ma mniej pracy, brakuje inwestycji itd.?

Jak przeżyjesz kiedyś przejęcie firmy/zwolnienia/kryzysy/upadki firm itp. to się dowiesz, że 99% firm do końca utrzymuje, że zwolnień nie będzie.

A może po prostu łaskawie zauważysz, że jeśli biznes przeniesiono, to albo żądania pracowników były zbyt wysokie, albo wydajność zbyt niska?

Albo koszty pracy niezależne od pracowników (podatki, pozwolenia, koncecje, półprodukty, rynek zbytu) są gdzieś niższe, a pracodawca chce zarobić więcej. Ok, niech chce, ale nie wiń pracownika.

Hmmm, tu z kolei spojrzenie na mojego ojca - jakoś sobie poradził i zawsze pracę miał, bo znał się na tym, co robił. Pracowitość jest cnotą w każdym systemie - nie można usprawiedliwiać ludzkiego lenistwa tym, że niewiele od nich wymagano!

Tu się zgodzę.

Wybacz, Wujek to sprawa minionej epoki. Z kolei Tomahawkami nigdy nie strzelano do ludzi w lokalach wyborczych w USA, więc argument jest do niczego.

Widzę, że muszę Ci przypomnieć co sam napisałeś:

Ale możesz też zrobić demokratyczny protest, który odsunie od władzy choćby Kaddafiego albo PZPR. A więc da się, tylko nasze społeczeństwo jest już na tyle zgnuśniałe, że potrafi jedynie biadolić, a nawet na protest przy urnie wyborczej go nie stać.

Więc Ci zripostowałem. Kaddafiego odsunięto w "demokratycznym proteście"? Ten odsuwający PZPR też był pewnie bezkrwawy?

Jasne, powiedz jeszcze, że PO tak się przestraszyła Korwina, że nakazała PKW go usadzić :P Co do odwołania natomiast - powtarzam jeszcze raz: takie ustanowiono prawo i nawet jeśli jest ono chore, to dotyczy wszystkich partii (z kolei uznanie protestu, nawet po wyborach, będzie zwycięstwem demokracji - ostatecznie doszłoby przecież do wyborów z udziałem NP). Nieustanne chrzanienie Korwina o tym, jak mają 15% poparcia, a decyzja PKW jest próbą celowego unieszkodliwienia go, pokazuje tylko, że jest to człowiek mogący mieć poważne zaburzenia.

Nie mówię, że tak jest, ale zawsze jak ktoś wyśmmiewa w ciemno "inne" możliwości przychodzi mi na myśl ten rysunek :)

 

http://krysztopa.salon24.info/rysunki/album/2cezar.jpg.html - nie wiem co się dzieje z tym linkiem :/

 

Czy dobrze wnioskuję, że Twoim zdaniem najlepiej dla tej firmy byłoby nie robić nic i pozwolić na nieróbstwo?

Nie mówię o podejściu firmy tylko o wpływie pracownika na jego los. Sorry, ale krytykujesz pracownika, bo pewnie leń. A może wcześniej nie trzeba było więcej. Ciekawe czy Ty byś pracował więcj niż musisz sam jeden pośród 100 kolegów. I co by pracodawca na to powiedział, bo jemu to było do d. potrzebne. Skoro nie dbał pracodawca to i pracownicy nie dbali.

Problem w tym, że przedstawiona przez Ciebie sytuacja nie trzyma się kupy w punkcie 6. Żadna firma nie wywala ludzi losowo, a poza tym nigdy nie jest i nie będzie tak, że wszyscy są równie pracowici i równie utalentowani, więc przykład jest oderwany od rzeczywistości.

Mylisz się. Sam byłem świadkiem sytucji w mojej firmie, gdzie poleciało kilka osób (i to specjalistów, naprawdę) tylko i wyłącznie dlatego, że trzeba było kogoś zwolnić. Padło na nich, a nie robili ani mniej niż inni ani mniej ważnych rzeczy. Ich obowiązki mieli przejąć inni (taniej wyjdzie, nie?). Oczywiście teraz obsuwy terminów itp. bo każdy miał nad stan, a teraz ma jeszcze więcej.

Owszem, mogą być kłopoty z wolnymi miejscami pracy, ale nie jest tak, że ich w ogóle nie ma. Ponadto twierdzisz, że jest to niezależne od pracownika. Ja twierdzę coś przeciwnego. Ilość pracy, a zatem liczba dostępnych miejsc pracy, jest obecnie całkowicie zależna od pracownika. Ten pracownik jest bowiem wyborcą i on wybiera polityków, którzy swoimi działaniami ZMNIEJSZAJĄ liczbę miejsc pracy.

No, patrząc na to z takiej perpektywy to tak, ale byłbym za zmianą ordynacji wyborczej na jednomandatową. Skoro chce głosować na ziomka od siebie, to dlaczego na jego garbie ma wejść Jarek, Donek czy Grzesiek? Wybieram konkretnie i potem konkretnie wymagam realizacji obietnic/zaangażowania. A tak jak teraz, odpowiedzialność się rozmywa, nie mówiąc o tym kto decyduje o miejscu na  listach wyborczych.

 

radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Organizacji Narodów Zjednoczonych prowadzone są prace, które mogą zakończyć się uchwaleniem pierwszej międzynarodowej konwencji o ochronie życia morskiego na otwartych oceanach. Nad konwencją pracują przedstawiciele 193 krajów, którzy będą tam obradowali do 17 września. Pomysłodawcy nowych przepisów chcą, by zaczęły one obowiązywać od 2020 roku.
      O potrzebie ustanowienia takiego prawa niech świadczy chociażby historia tuńczyka błękitnopłetwego. To jedna z największych i najszybszych ryb w oceanie. W pogoni za ofiarą osiąga prędkość przekraczającą 70 km/h, a waga ryby może dochodzić do 230 kilogramów. Ten wielki drapieżnik dominował niegdyś na Pacyfiku, Atlantyku i Oceanie Indyjskim. Jednak w ciągu ostatniego stulecia ludzie tak zdziesiątkowali tuńczyka błękitnopłetwego, że obecnie jego pacyficzna populacja stanowi 2,6% populacji pierwotnej. Wiele innych gatunków spotkał podobny los. Zwierzęta i rośliny żyjące na wodach międzynarodowych, które stanowią 2/3 światowych oceanów, nie są chronione żadną uniwersalną konwencją. To olbrzymia luka, prawdziwa dziura na środku oceanu, mówi Lance Morgan, prezydent Marine Conservation Institute, niedochodowej amerykańskiej organizacji, która walczy o ochronę oceanów.
      Wody międzynarodowe to dom wielu niezwykłych gatunków, takich jak delfiny, wieloryby, rekiny czy żółwie. Znajdują się tam cenne łowiska i niezbędne do prawidłowego funkcjonowania planety ekosystemy, których nie znajdziemy nigdzie indziej. Mimo to do niedawna nie istniał żaden duży obszar chroniony na wodach międzynarodowych. Pierwszy taki rezerwat, na morzu Rossa, zaczął działać w grudniu ubiegłego roku. Inne duże rezerwaty istnieją na wodach i strefach ekonomicznych państw. Wody międzynarodowe nie są chronione, przez co są dostępne dla rybołówstwa i innych gałęzi przemysłu.
      Konieczność ochrony bioróżnorodności wód międzynarodowych staje się coraz bardziej paląca, w obliczu postępu technicznego, który pozwala na eksploatację dotychczas niedostępnych zasobów. Dość wspomnieć, że International Seabed Authority (ISA) przyznała już 29 firmom z 19 krajów prawo do eksploatacji złóż mineralnych znajdujących się w ekologicznie ważnych miejscach oceanów. Będą więc mogły one prowadzić prace górnicze m.in. w oceanicznej strefie spękań Clarion-Clipperton, w której, jak się okazało, co najmniej 50% miejscowych gatunków nie jest znanych nauce, czy też też na polach hydrotermalnych Zaginione Miasto na Atlantyku.
      Zarys traktatu chroniącego wody międzynarodowe ma zostać przygotowany w bieżącym roku. Otrzymają go wszystkie zainteresowane kraje, które będą mogły go przeanalizować przed kolejnym spotkaniem w tej sprawie, przewidzianym na kwiecień 2019 roku. Nowe przepisy będą prawdopodobnie rozszerzeniem Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS). Została ona uchwalona w 1982 roku, a weszła w życie w 1994 roku. Nie zajmuje się ona jednak ochroną bioróżnorodności.
      Stany Zjednoczone są jedynym dużym krajem, który nie podpisał UNCLOS. Mimo tego, właśnie USA odegrały kluczową rolę w uchwaleniu historycznego dodatku do UNCLOS, który od 1995 roku chroni ryby migrujące. Także i teraz w obradach ONZ bierze duża delegacja z Waszyngtonu, który jest żywotnie zainteresowany uregulowaniem takich zagadnień jak prawa patentowe, handlowe i prawa do połowów.
      Poważnym problemem, który może przeszkodzić w objęciu oceanów ochroną, jest kwestia dzielenia się odkryciami. Obecnie UNCLOS przewiduje, że wszystko, co zostanie odkryte na na lub pod dnem morskim na wodach międzynarodowych stanowi wspólne dziedzictwo ludzkości i powinno służyć dobru wszystkich ludzi. Tymczasem niemiecka korporacja BASF jest właścicielem niemal połowy światowych patentów na sekwencjonowanie genomu organizmów morskich, może komercjalizować te patenty i nie musi się nimi z nikim dzielić. Takie działanie są niemożliwe na wodach terytorialnych. Prawo uchwalone w 2010 roku przewiduje bowiem, że jeśli osoba fizyczna, firma czy kraj korzysta z zasobów genetycznych znajdujących się na wodach innego państwa, musi się z tym państwem nimi podzielić. Kraje rozwijające się są zainteresowane rozszerzeniem tej zasady na wody międzynarodowe. Jednak takim pomysłom sprzeciwiają się potęgi – USA, Japonia czy Wielka Brytania, które nie chcą w żaden sposób rekompensować innym państwom praw patentowych z wód międzynarodowych. Jednak istnieje dobra wola, by rozwiązać te problem.
      Kolejnym skomplikowanym zagadnieniem jest uregulowanie jednym traktatem działalności różnych gałęzi przemysłu. Obecnie kwestiami tymi zarządza około 20 międzynarodowych organizacji, którym podlegają m.in. rybołówstwo, transport morski, wydobycie surowców i inne zagadnienia. Organizacje te i sektory w niewielkim tylko stopniu komunikują się ze sobą.
      Można się spodziewać, że uchwaleniu nowego prawa będzie przeciwny zarówno przemysł, jak i kraje, dla których rybołówstwo na otwartym oceanie stanowi ważną gałąź przemysłu: Chiny, Japonia, Korea Południowa czy Japonia. Jednak przeciwnicy nowych rozwiązań muszą wziąć pod uwagę, że 90% ryb jest nadmiernie lub w pełni wyeksploatowanych, a wiele niezależnych studiów wykazało, że ograniczenie połowów na otwartym oceanie nie wpłynie negatywnie na zyski czy masę złowionych ryb. Wykonaliśmy świetną robotę w doprowadzeniu zasobów morskich na krawędź zapaści. W końcu się budzimy i zdajemy sobie sprawę, że nie możemy zakładać, iż oceany są całkowicie odporne na nasze działania, mówi Liz Karan, ekspertka od wód międzynarodowych pracująca dla The Pew Charitable Trust.
      Czasu zostało naprawdę niewiele. Naukowcy ostrzegają, że jeśli chcemy uniknąć masowego wymierania życia w oceanach, to do roku 2030 powinniśmy objąć ochroną co najmniej 30% oceanów. Obecnie obszary chronione stanowią 2% powierzchni oceanów, z czego połowa to obszary ściśle chronione. ONZ chce do roku 2020 objąć ochroną 10% oceanów.
      Obecnie istnieje 6 morskich obszarów chronionych o powierzchni powyżej miliona kilometrów kwadratowych. Są to Marae Moana (1.976.000 km2, Wyspy Cooka, ustanowione w 2017 roku), Morze Rossa (1.555.851 km2, Antarktyka, 2017), Papahānaumokuākea Marine National Monument (1.508.870 km2, Hawaje i Midway, USA, 2006), Park Narodowy Morza Koralowego (1.292.967 km2, Nowa Kaledonia, Francja, 2014), Pacific Remote Islands Marine National Monument (1.277.860 km2, centralny Pacyfik, USA, 2009) oraz South Georgia Marine Protected Area (1.070.000 km2, Georgia Południowa i Sandwich Południowy, Wielka Brytania, 2012).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W amerykańskiej Izbie Reprezentantów złożono rezolucję numer 1775, którą jej autorzy nazywają "ręce precz od Internetu". Ma ona związek z proponowanym przez ONZ powołaniem międzyrządowego panelu, który miałby regulować Internet.
      Rezolucję złożyła Many Bono Mack, a jej celem jest uniemożliwienie organizacjom międzyrządowym regulowania sieci.
      Internet powstał i rozwinął się właśnie dzięki temu, że nie był poddany rządowym regulacjom. Próby kontrolowania przez ONZ czegoś tak istotnego dla gospodarki jak internet, posuwają się zbyt daleko. Już i tak mamy sporo problemów z powstrzymaniem zakusów Federalnej Komisji Komunikacji, która chce regulować internet. W jaki niby sposób mielibyśmy powstrzymywać rządu Syrii, Iranu czy Wenezueli? - mówi pani Mack.
      Kongresmen Mack wezwała też prezydenta i jego administrację do sprzeciwienia się wszelkim próbom przekazania kontroli nad internetem do ONZ-u lub innej organizacji międzyrządowej.
      Mack może liczyć na wsparcie innych członków amerykańskich władz ustawodawczych, którym również nie podoba się, że rządy różnych państw, używając przykładu Wikileaks jako ostrzeżenia, próbują ograniczać swobodę sieci.
      Sprzeciw amerykańskich polityków może mieć znaczenie praktyczne, jednak protestują także i ci, których głos jest przede wszystkim głosem symbolicznym. Propozycję ONZ-u skrytykował też Vint Cerf, uznawany za jego z ojców internetu. Sądzimy, że rządom nie powinno się dawać monopolu na zarządzanie internetem - stwierdził Cerf. Poparł jednocześnie obecny model zarządzania internetem, gdyż ma nań wpływ wiele organizacji, w tym firmy prywatne i uczelnie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak donosi Guardian, przedstawiciele Rosji, USA oraz ONZ-u prowadzą tajne rozmowy mające na celu zapobieżenie ewentualnej cyberwojnie. Celem rozmów jest opracowanie rozwiązań, pozwalających na zmniejszenie liczby ataków, do których dochodzi w Sieci.
      W ostatnich latach ryzyko cyfrowego konfliktu znacznie wzrosło. Doszło m.in. do wielkich ataków na Estonię i Gruzję, które weszły w konflikt z Rosjanami. Do dzisiaj jednak nie wiadomo, czy w ataki był zaangażowany rząd Federacji Rosyjskiej, czy też przeprowadziły je gangi działające na własną rękę.
      Regularnie dochodzi też do ataków na amerykańskie sieci wojskowe i rządowe. Przed paroma miesiącami ktoś włamał się do dwóch komputerów i ukradł plany myśliwca konstruowanego przez USA, Izrael, Holandię i Wielką Brytanię. Z kolei przed dwoma laty chińska armia przeprowadziła atak na systemy Pentagonu i Whitehallu.
      Z nieoficjalnych doniesień na temat toczonych osób wynika, że Rosji zależy przede wszystkim na "cyfrowym rozbrojeniu", podczas gdy Stany Zjednoczone chcą zacieśnić współpracę w zwalczaniu cyberprzestępczości. Amerykańscy eksperci uznają ją bowiem za największą bolączkę internetu. Cyfrowe przestępstwa przynoszą straty liczone w dziesiątkach miliardów dolarów, dlatego też USA chce ułatwić zwalczanie tego typu działań, a bez współpracy takich krajów jak Rosja i Chiny, gdzie działają szczególnie aktywne cybergangi, walka z online'ową przestępczością się nie powiedzie.
      Analitycy zgadzają się co do faktu, że USA, Rosja i kilka innych krajów, posiada niezwykle zaawansowane technologie umożliwiające prowadzenie cyberwojny. Brak jednak bliższych szczegółów na ten temat, jako że żadne dokumenty nigdy nie trafiły w ręce osób postronnych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zgodnie z raportem ONZ State of World Population, odcisk węglowy kobiet jest słabszy, jako grupa są jednak bardziej podatne na skutki globalnego ocieplenia.
      Panie rzadziej prowadzą samochody i latają samolotami, kupują też mniej nieprzyjaznych środowisku produktów. Obywatelki krajów uprzemysłowionych nabywają za to chętniej żywność ekologiczną/organiczną, z większym prawdopodobieństwem segregują też śmiecie i są bardziej zainteresowane efektywnym wykorzystaniem energii.
      W raporcie ONZ-etu powołano się na badania, które wskazywały, że kobiety reagują pozytywniej niż mężczyźni na reklamy produktów, które wg wytwarzających je firm, są mniej szkodliwe dla środowiska. Poza tym panie są mniej skłonne wierzyć, że rządy i korporacje rozwiążą problemy ekologiczne i wolą wziąć sprawy w swoje ręce. Międzypłciowa różnica w postawie wobec ekologii staje się coraz wyraźniej zaznaczona wraz ze wzrostem dochodów.
      Kiedy w zeszłym roku na przedmieściach Sydney przeprowadzono sondę dotyczącą ekorozwoju, okazało się, że do inicjatyw obejmujących współpracę i działania społeczne łatwiej było przyciągnąć właśnie panie. Mężczyźni angażowali się w ekorozwój mniej chętnie, a podczas dyskusji na tematy związane z ochroną środowiska generalnie bardziej pociągały ich rozwiązania techniczne i biznesowe niż osobiste.
      Na tym jednak nie koniec. Autorzy raportu zwracają uwagę na różnice dietetyczne, które obniżają odcisk węglowy kobiet. Panie nie tylko jedzą mniej w stosunku do rozmiarów ciała, ale – przynajmniej w niektórych krajach – konsumują więcej warzyw i mniej mięsa. W Danii mężczyźni spożywają średnio 139 g mięsa dziennie, podczas gdy kobiety tylko 81 g.
      Czemu zmiany klimatyczne miałyby silniej uderzać w kobiety? Twórcy dokumentu State of World Population podkreślają, że jeśli chodzi o pracę na roli, w biednych krajach to panie stanowią główną siłę roboczą i nie mają dostępu do wielu zarezerwowanych dla mężczyzn sposobów zarobkowania. Kobiety zajmują się gospodarstwem domowym i dbają o członków rodziny, co często ogranicza ich mobilność i zwiększa podatność na związane z pogodą katastrofy naturalne. Susza i nieregularne opady zmuszają je do cięższej pracy, by zdobyć jedzenie, energię i wodę. Poza tym to córki częściej porzucają szkołę, by pomóc matkom w realizacji tych zadań.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rząd Malediwów planuje podwodne posiedzenie, podczas którego zostanie podpisany dokument dotyczący zmniejszenia emisji dwutlenku węgla. Prezydent Mohamed Nasheed i jego gabinet zanurkują 17 października.
      Doradca prezydenta powiedział BBC, że forma działania jest może dosyć rozrywkowa, ale przesłanie jak najbardziej poważne. Rosnący poziom mórz stanowi zagrożenie dla ok. 1200 nizinnych koralowych wysp, które gdy obecny trend się utrzyma, znikną pod wodą. Mniej więcej 80% archipelagu Malediwów znajduje się mniej niż metr nad poziomem morza, dlatego obawy mieszkańców nie są bynajmniej nieuzasadnione. Uważają oni, że gdy ich kraj w pełni odczuje skutki topnienia czap lodowych na biegunach, dla innych nacji także już będzie za późno.
      Podczas posiedzenia ministrowie będą się porozumiewać za pomocą gestów oraz wodoodpornych pisaków i tablic. Repertuar sygnałów dostępnych dla nurków jest ograniczony, dlatego liczba poruszanych zagadnień również będzie zawężona. Urzędnicy zaapelują jednak do wszystkich narodów – tych biednych i tych bogatych – by traktowały zmianę klimatu poważnie.
      Trening odbyli już wszyscy ministrowie poza jednym, który ze względu na chorobę wykluczającą nurkowanie nie mógł towarzyszyć im podczas prób w bazie wojskowej.
      W dniu zero prezydent Nasheed, będący licencjonowanym nurkiem, weźmie udział w podwodnej konferencji prasowej. Malediwscy urzędnicy podpiszą dokument, który trafi na wokandę podczas grudniowej konferencji ONZ-etu w Kopenhadze. Nowe porozumienie ma zastąpić Protokół z Kioto, wygasający już za 3 lata, bo w 2012 r.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...