Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Chodzi mi o podobieństwo i jego zaprzenie.

Nie martw się byłem Chrześcijaninem a jestem teraz Ateistą, więc niejako też siebie obraziłem.

Nie bierz tego do siebie bo nie o to mi chodzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Yeah, odezwał się ten, co zawsze mówi, żeby nie oceniać innych!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Yeah, odezwał się ten, co zawsze mówi, żeby nie oceniać innych![/size] 

To nie jest ocena tylko stwierdzenie. Słowo Chrześcijanin straciło sens 200 lat po Chrystusie kiedy gminy podzieliły się na kapłanów i wiernych (definitywnie 392r.n.e) a wypowiadający się wygląda na młodszego niz 1811 lat.

 

 

 

Chrystus nakazywał  by ten kto chce być z Nim, np: mył nogi słabszym od siebie, ochrzcił się dobrowolnie w wieku 30 lat itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Waldi, więc twierdzisz, że mnie lepiej znasz niż ja sam na podstawie przywołanego zdarzenia i dosłownym rozumieniu danego słowa?..specjalnie dla ciebie nie będę wklejał słowa 'wierzącym'.

Zaiste czasem to ty naprawdę masz odchyły...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  Zaiste czasem to ty naprawdę masz odchyły..[/size]

Więc Piotrek twierdzisz ze mam odchyły choć mnie nigdy nie widziałeś??I uznajesz to to za normalne?? (to twierdzenie oczywiście) a odbiersz mi prawo do stwierdzenia oczywistego faktu ze będąc tzw. ateistą tak naprawdę jesteś blizej Chrześcijaństwa  niz oficjalnie tak się mieniący.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie odbieram ci żadnych praw ani nikomu innemu, w dzisiejszym świecie tylko umysł mamy w 100% wolny.

Napisałem tak samo wybujały osąd na podstawie nikłych dowodów jak ty wcześniej. Taka mała prowokacja.

 

Za punkt odniesienia wziąłeś Teizm i zadeklarowanego Ateistę, oraz wychowanego od urodzenia z niewiarą w siłę wyższą.

W tym wypadku tak, bliżej mi ponieważ kiedyś tego doświadczyłem a ta druga osoba nie. W innym przypadku to nie ma znaczenia, ponieważ Agnostykiem nie jestem a wbrew pozorom jest to kolosalna różnica. Po prostu wsadziłeś mnie nie do tej szufladki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz zadziwiającą zdolność szufladkowania , a tymczasem są ludzie dązcy do stania się człowiekiem (budzący się) i traktujący swój obecny stan jako człowieczeństwo (śpiący).

Opisałeś śpiących udających budzących się .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biorą się dosłownie znikąd gdy jakiś owoc dłużej poleży.

Jakoś nie przemawia do mnie twierdzenie, że są poukrywane w mieszkaniu i

pojawiają się nagle, gdy tylko poczują zapach rozkładających się owoców.

Propopnuję doświadczenie.

Umieścić w małym słoiczku tak do połowy np kawałki skórki bananow,

pomarańczy, jabłka,

wieko słoiczka przykryć bardzo drobną siatką, na tyle drobną, by niemożliwe

było przeciśnięcie się nawet najmniejszej muszki, a siatkę szczelnie

przymocować i przywiązać, np mocną gumą.

następnie słoiczek włożyć do dużego słoika, i ten słoik też przykryć tą

siatką w ten sam sposób. Słoik ustawić gdzieś w mieszkaniu w temperaturze

pokojowej.

Zapach będzie się wydostawał, a muszki się nie przedostaną.

Jeżeli po jakimś czasie, np kilku tygodniach gdy resztki owoców zaczną gnić

- pojawią się muszki nie tylko w małym, ale także dużym słoiku - to znaczy

że się skądś teleportowały, bo nie mogły się dostać ani z zewnątrz, ani z

resztek owoców.

Jeśli ktoś ma kamerę zdolną rejestrować obraz przez tak długi czas

- też można ją wykorzystać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fragment z książki Viktora Farkasa "Poza granicami wyobraźni":

 

"

Punktem wyjścia do badań Sandersona było znane dzieło Eugene'a Marais Dusza

białej mrówki. Wspomniano tam mimochodem o kilku osobliwościach, które dzieją się

niezauważane w ogromnych budowlach tnących liście mrówek z rodzaju Atta. Być może

także w innych społecznościach mrówek i termitów, kto wie.

Na początku wszystko wydaje się dość znajome, jak w naukowym dziele lub

przyrodniczym filmie Walta Disneya: odbywszy lot godowy, nieodzowny do reprodukcji,

królowa mrówek Atta traci skrzydła. Królowa i król wspólnie kładą kamień węgielny pod

jeden z tych kopców mrówek, jakie bardzo często można znaleźć na przykład na sawannie

Afryki Południowej. Tytaniczne dzieło kończą niezliczone miliony pilnych sześcionożnych

robotnic. Wokół nieruchomej teraz królowej rośnie ogromna budowla pełna korytarzy. Ona

sama spoczywa bez ruchu w swojej komorze, jednocześnie jej ciało, z wyjątkiem głowy,

nieustannie rośnie. Kiedy królowa nie mieści się już w swoim pałacu, jej niestrudzone dzieci

budują drugie, większe lokum, do którego się przenosi. Tylko -jak to robi? Musimy tu nieco

zagłębić się w szczegóły.

Ściany pierwszego pomieszczenia, w którym królowa wiedzie swoje spełnione życie,

polegające wyłącznie na jedzeniu i składaniu jaj, nie są wykonane z miękkiej gliny, ale

materiału twardego niczym beton. Człowiek może go rozbić tylko silnymi uderzeniami młota,

oskarda czy podobnych narzędzi. Królowa jest więc szczelnie zamknięta, można powiedzieć,

zabetonowana. Jedyne małe otwory, jakie prowadzą do jej celi, służą do dostarczania

pożywienia, a także usuwania wydzielin i wszystkich złożonych jaj. Komora królowej ma

często wielkość orzecha kokosowego, choć jej kształt jest nieco bardziej podłużny. Twarde

jak kamień ściany osiągają grubość od 7 do 8 cm.

Specjalistom badającym mrówki znany jest pewien proces, którego dość dziwna cecha

chyba uszła ich uwagi. Standardową techniką obserwacji mrówek jest metoda "przekroju

mrowiska". Z największą ostrożnością usuwa się jedną ze ścian królewskiej komory i

zastępuje ją szklaną szybą. Teraz można obserwować nieruchomą matkę mrówek. Przy

stosowaniu takiej procedury nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Wszystko odbywa się zgodnie

z oczekiwaniami, królowa otrzymuje pożywienie i składa jaja. Jeśli obserwuje się ją dość

długo, to ogromny owad w końcu zdycha, a jego ciało zostaje rozkawałkowane i usunięte

przez mrówki robotnice.

Jeśli badacze przerywają podglądanie, zakrywając szklaną płytę i zwracając owadowi

na krótko jego prywatność, to nierzadko dzieje się coś osobliwego: królowa mrówek Atta

znika. Jak należało się spodziewać, społeczność naukowa niebawem znalazła wytłumaczenie

tego faktu: kiedy nie prowadzono obserwacji, mrówki robotnice zabiły królową,

rozkawałkowały jej ciało i wyniosły z mrowiska.

W tym klarownym obrazie, jaki tworzy beztroski racjonalizm, jest co prawda pewien

rys sprzeczność, na którą natrafili Ivan T. Sanderson i jego żona Ałma, asystując w 1938 r. dr.

D. C. Geijskesowi przy zwalczaniu termitów w Surinamie. Naukowiec ten opowiadał o

kilkakrotnie przeprowadzonym dziwnym eksperymencie, który od tego czasu powtarzali

także inni. Jego główna myśl jest niezwykle prosta: po przekrojeniu mrowiska, zanim komora

zostanie ponownie uszczelniona szybą, królową trzeba oznaczyć. W tym przypadku znany

nam już dalszy ciąg zdarzeń (zasłonięcie szyby -królowa znika w fazie, gdy nie jest

obserwowana) miał swoją groteskową kontynuację. Dr Geijskes i jego zespół zaczęli

mianowicie otwierać najbliższe kopce mrówek; i kto by się spodziewał -w jednym z nich

znaleźli "swoją" królową. Ogromny owad spoczywał w nowej celi, jedząc z apetytem

dostarczaną żywność i składając jaja. Betonowe ściany nowego domostwa zostawiały mu

równie mało miejsca jak w starym mrowisku, a na nieforemnym ciele połyskiwały wyraźnie

znaki wykonane farbą.

Jeśli zachowamy chłodne spojrzenie na ten jeżący włos na głowie fenomen, to okaże

się, że z punktu widzenia przetrwania gatunku ma on sens. Królowa mrówek jest ważna dla

życia plemienia. Gdyby faktycznie mogła się ona drogą teleportacji przenosić z mrowiska do

mrowiska, stanowiłoby to optymalną ochronę dla tej niezastąpionej producentki jaj. Mimo to

taka wersja wydarzeń nie jest już możliwa do przyjęcia dla klasycznych naukowców.

Matematyk dr Martin Kruskal -pionier badania czarnych dziur -prowadził

korespondencję z Ivanem T. Sandersonem. Napisał między innymi: "Sądzę, że jestem otwarty

na nietypowe koncepcje, ale muszę przyznać, że wzdragam się na myśl o teleportacji

mrówek. Moim zdaniem istnieje mniej fantastyczne wyjaśnienie. Być może rozmiary

królowej są efektem nagromadzonego w jej ciele pokarmu niezbędnego do produkcji jaj. Jeśli

komora ulega przecięciu przez naukowców, to robotnice przenoszą w bezpieczne miejsce

matkę przedłużającą ich gatunek. Nie zabijają jej, ale otwierają ciało, po czym je

?rozładowują?. Nabrzmiały brzuch królowej przypomina teraz pusty worek, i owada można

przez jeden z małych otworów przetransportować do innej komory, gdzie wszystko zaczyna

się od początku. Jak mi się wydaje, proces ?rozładowywania? królowej był zawsze fałszywie

interpretowany jako zabijanie jej przez robotnice i dzielenie ciała na części. Myślę, że moja

hipoteza wystarczająco wyjaśnia dane wynikające z obserwacji".

Sanderson zareagował nie bez cynizmu na tę argumentację, która jest wprost

modelowym przykładem starań o znalezienie naturalnego wytłumaczenia. Oto kilka linijek z

jego listownej odpowiedzi:

"Zamiast się wzdragać na myśl o teleportacji, niech Pan lepiej zainteresuje tym

fizyków. Cenię sobie każde racjonalne wytłumaczenie jakiegoś zjawiska, uważanego dotąd za

niewytłumaczalne. Także i mnie nurtują wątpliwości w odniesieniu do ITF ("instant

transference" -teleportacja), ale jeśli nie nasuwa się żaden inny realistyczny wniosek, to

muszę formułować odpowiednie przypuszczenia, powtarzam: przypuszczenia.

Pańska interpretacja działa na moją duszę biologa równie zbawiennie jak atak malarii.

Przede wszystkim królowej trudno byłoby przecisnąć przez jeden z otworów choćby tylko

głowę i górną część tułowia; nawet na to są za małe. Wspominam o tym tylko na marginesie.

Pomysł, aby z owada po prostu wypuścić powietrze, przenieść go jak pusty worek gdzie

indziej i na nowej kwaterze z powrotem napompować, wydaje mi się logiczny i praktyczny

zapewne tylko z punktu widzenia ?mrówek-nazistek?. W rzeczywistości królowa jest jeszcze

większa, niż nam się wydaje, a ponadto jej ciało jest wypełnione jajami. Ostatecznie nie jest

niczym innym niż maszyną do ich produkcji. Jeśli więc zrobić otwór w tym wydętym jak

balon ciele, zaczną zeń wydobywać się całe sterty jaj. Nie bacząc na to, przenosi się królową

do innej komory, gdzie jej nędzne pozostałości z powrotem się zaszywa (w czym mrówki

mają szczególne umiejętności), a na zakończenie nadmuchuje. Jakby nic nie zaszło, można

teraz przystąpić znów do jej karmienia, a ona może nadal składać jaja. I wszystko to się

odbywa w ciągu pięciu minut".

Sarkastyczna opinia Sandersona trafnie charakteryzuje zasadniczą słabość niejednej

sztucznej próby racjonalnego wyjaśnienia, cokolwiek byśmy sądzili o teleportacji wśród

mrówek.

"

 

Czyli słynny w fizyce kwantowej efekt obserwatora.

Patrzysz - nic się nadzwyczajnego nie dzieje,

nie patrzysz - królowa się teleportuje do innego kokonu.

Może kot Schrodingera też mógłby się teleportować? ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okno , koń na biegunach, sanki ...

 

 

 

 

 

Czy widziałeś w swojej głowie podczas czytania tych słów konkretne przedmioty??może nawet całe sceny?? Tak, no to właśnie była podwójna teleportacja tam i z powrotem do czasu bieżącego (zwana pamięcią), trwała tak krótko że nawet baczny obserwator nic nie zauważył. Ciągnąc dalej to sensownym wydaje się pytanie czy tzw czas bieżący jest aby naprawdę bieżący czy też odbyłeś pierwszy etap teleportacji i nie wiesz jak wrócić (a może to skąd przybyłeś już nie istnieje??). Tyle na temat posta powyżej i tego co robią robotnice (grabarz w ludzkiej wersji).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania DNA ludzi zabitych w Pompejach przez Wezuwiusza pokazały, jak błędne były czynione przez wieki założenia. Okazuje się, że rzekome rodziny nie były rodzinami, zmarłym źle przyporządkowano płeć. Okazało się ponadto, że ludność Pompejów w większości stanowili emigranci ze wschodnich regionów Morza Śródziemnego.
      Erupcja Wezuwiusza nie dała szans na ucieczkę wielu mieszkańcom miasta. Ci, którzy przeżyli pierwszą jej fazę, zabiły lawiny piroklastyczne, szybko przemieszczające się chmury gorących gazów i popiołów. Pokryły one ciała ofiar grubą warstwą, na zawsze zachowując ich kształt.
      Od XIX wieku naukowcy wykonują w Parco Archeologico di Pompei odlewy ciał, wstrzykując gips z puste miejsca, pozostałe po rozłożeniu się tkanek. Uczonym, którzy prowadzili zabiegi konserwatorskie, udało się pozyskać DNA z pofragmentowanych szkieletów zatopionych w 14 z 86 tych odlewów. To zaś pozwoliło na określenie płci zmarłych, ich pochodzenia oraz związków genetycznych pomiędzy nimi. I pokazało, jak błędne były dotychczasowe założenia, które opierano na wyglądzie i pozycji ciał.
      Na przykład w Domu Złotej Bransolety, jedynym miejscu z którego mamy DNA całej grupy ciał, okazało się, że cztery osoby, które interpretowano jako rodzice z dwójką dzieci, nie były w żaden sposób ze sobą spokrewnione, mówi profesor David Caramelli z Uniwersytetu we Florencji. To nie jedyne błędne przypuszczenia, zweryfikowane przez DNA.
      Innym znanym przykładem jest dorosła osoba nosząca złotą bransoletę i trzymająca dziecko. Tradycyjnie interpretowano je jako matkę z dzieckiem. Okazało się, że to mężczyzna i dziecko, którzy nie byli ze sobą spokrewnieni. Mamy też dwie obejmujące się osoby, które interpretowano jako matka z córką lub siostry. Teraz wiemy, że jedna z tych osób to mężczyzna, dodaje David Reich z Uniwersytetu Harvarda.
      Ponadto wszyscy mieszkańcy Pompejów, w przypadku których udało się zdobyć dane z całego genomu, okazali się w głównej mierze potomkami emigrantów ze wschodnich regionów Śródziemiomorza. Pochodzenie takie widoczne jest też w genomach współczesnych im mieszkańców Rzymu, co tylko pokazuje, jak kosmopolityczne było Imperium Romanów w tych czasach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedźwiedzie polarne są zagrożone przez zmniejszający się zasięg lodu morskiego w Arktyce, na którym spędzają większość życia. Naukowcy chcieliby badać i nadzorować ten gatunek, by go ocalić. Uczeni z University of Idaho znaleźli unikatową nieinwazyjną metodę identyfikowania niedźwiedzi polarnych. Zamiast stresować je śledząc za pomocą śmigłowców, strzelać środkami usypiającymi i zakładać urządzenia namierzające, amerykańscy uczeni pozyskują DNA niedźwiedzi z... odciśniętych na śniegu śladów łap.
      Na łamach Frontiers in Conservation Science profesor Lisett Waits i badaczka Jennifer Adams z Idaho, we współpracy ze specjalistami z North Slope Borough Department of Wildlife oraz Alaska Department of Fish and Game opisali, w jaki sposób można pozyskać ze śniegu komórki naskórka niedźwiedzi.
      Naukowcy najpierw zeskrobywali cienką warstwę śniegu ze świeżych śladów, a następnie w laboratorium zbierali komórki i analizowali ich DNA. W ten sposób zbierali unikatowe informacje o każdym z osobników. We wstępnej fazie badan pobrali 15 próbek. W 2 z nich nie znaleziono DNA niedźwiedzia, w 11 zaś stwierdzono jego obecność. Na razie technika ta znajduje się w fazie eksperymentalnej i wymaga dopracowania, jednak już w tej chwili widać, że jest nieinwazyjnym i efektywnym kosztowo sposobem badania dzikich niedźwiedzi polarnych.
      O ile nam wiadomo, to pierwszy przypadek identyfikowania niedźwiedzi polarnych czy jakichkolwiek innych zwierząt na podstawie pozostawionego w środowisku DNA zebranego ze śniegu, cieszy się Adams.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wytrzymałe i lekkie materiały są niezwykle pożądane w przemyśle i życiu codziennym. Mogą one udoskonalić wiele maszyn i przedmiotów, od samochodów przez implanty medyczne po kamizelki kuloodporne. Niestety wytrzymałość i niska masa zwykle nie idą w parze. Poszukujący rozwiązania tego problemu naukowcy z University of Connecticut, Columbia University i Brookhaven National Laboratory wykorzystali DNA i szkło. Dla tej gęstości jest to najbardziej wytrzymały znany materiał, mówi Seok-Woo Lee z UConn.
      Żelazo może wytrzymać nacisk do 7 ton na centymetr kwadratowy, jest jednak bardzo gęste i ciężkie. Znamy metale, jak tytan, które są lżejsze i bardziej wytrzymałe. Potrafimy też tworzyć stopy metali o jeszcze mniejszej masie i jeszcze większej wytrzymałości. Ma to bardzo praktyczne zastosowania. Na przykład najlepszym sposobem na zwiększenie zasięgu samochodu elektrycznego nie jest dokładanie akumulatorów, a zmniejszenie masy pojazdu. Problem w tym, że tradycyjne techniki metalurgiczne osiągnęły w ostatnich latach kres swoich możliwości, naukowcy szukają więc innych niż metale wytrzymałych i lekkich materiałów.
      Szkło, wbrew temu co sądzimy, jest wytrzymałym materiałem. Kostka szkła o objętości 1 cm3 może wytrzymać nacisk nawet 10 ton. Pod jednym warunkiem – szkło nie może posiadać wad strukturalnych. Zwykle pęka ono właśnie dlatego, że już istnieją w nim niewielkie pęknięcia, zarysowania czy brakuje atomów w jego strukturze. Wytworzenie dużych kawałków szkła pozbawionego wad jest niezwykle trudne. Naukowcy potrafią jednak tworzyć niewielkie takie kawałki. Wiedzą na przykład, że kawałek szkła o grubości mniejszej niż 1 mikrometr jest niemal zawsze bez wad. A jako że szkło jest znacznie mniej gęste niż metale czy ceramika, szklane struktury zbudowane kawałków szkła o nanometrowej wielkości powiny być lekkie i wytrzymałe.
      Dlatego też Amerykanie wykorzystali DNA, które posłużyło za szkielet, i pokryli je niezwykle cienką warstwą szkła o grubości kilkuset atomów. Szkło pokryło jedynie nici DNA, pozostawiając sporo pustych przestrzeni. Szkielet z DNA dodatkowo wzmocnił niewielką, pozbawioną wad, szklaną strukturę. A jako że spora jej część to puste przestrzenie, dodatkowo zmniejszono masę całości. W ten sposób uzyskano materiał, który ma 4-krotnie większą wytrzymałość od stali, ale jest 5-krotnie mniej gęsty. To pierwszy tak lekki i tak wytrzymały materiał.
      Możliwość projektowania i tworzenia trójwymiarowych nanomateriałów przy użyciu DNA otwiera niezwykłe możliwości przed inżynierią. Jednak potrzeba wielu badań, zanim możliwości te wykorzystamy w konkretnych technologiach, stwierdza Oleg Gang z Columbia University.
      Teraz naukowcy prowadzą eksperymenty z zastąpieniem szkła ceramiką opartą na węglikach. Planują przetestować różne struktury DNA i różne materiały, by znaleźć takie o najlepszych właściwościach.
      Jestem wielkim fanem Iron Mana. Zawsze zastanawiałem się, jak stworzyć lepszą zbroję dla niego. Musi być one bardzo lekka, by mógł szybciej latać i bardzo wytrzymała, by chroniła go przed atakami wrogów. Nasz nowy materiał jest pięciokrotnie lżejszy i czterokrotnie bardziej wytrzymały od stali. Nasze szklane nanostruktury byłyby lepsze dla Iron Mana niż jakikolwiek inny materiał, stwierdził Lee.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzkie DNA jest jest wszędzie. W piasku na plaży, w oceanie, unosi się w powietrzu. Bez przerwy rozsiewamy je wokół siebie. Z jednej strony to dobra wiadomość dla naukowców, z drugiej zaś, rodzi to poważne dylematy etyczne. Jak bowiem donoszą naukowcy z University of Florida, którzy przeprowadzili badania nad obecnością DNA H. sapiens w środowisku, rozprzestrzeniany przez nas materiał genetyczny jest bardzo dobrej jakości. Tak dobrej, że możliwe jest zidentyfikowanie mutacji powiązanych z chorobami czy określenie przodków społeczności żyjącej w miejscu pobrania próbek. Można je nawet połączyć z konkretnymi osobami, jeśli oddadzą próbki do badań porównawczych.
      Z tego wszechobecnego kodu genetycznego mogą korzystać zarówno naukowcy, którzy badając ścieki określą kancerogenne mutacje czy analizując glebę znajdą nieznane osady sprzed wieków, jak i policjanci, analizujący środowiskowe DNA (eDNA) unoszące się w powietrzu na miejscu przestępstwa. Naukowcy z Florydy mówią, że potrzebne są uregulowania prawne i określenie zasad etycznych dotyczących korzystania z DNA pozostawionego w środowisku.
      Przez cały czas prowadzenia badań nie mogliśmy wyjść ze zdumienia ani nad tym, jak wiele ludzkiego DNA wszędzie znajdujemy, ani nad jego jakością. W większości przypadków jakość ta była niemal tak dobra, jak jakość próbek pobranych bezpośrednio od człowieka, mówi profesor David Duffy, który kierował pracami.
      Już wcześniej Duffy i jego zespół znakomicie zaawansowali badania nad zagrożonymi żółwiami morskimi i powodowanym przez wirusa nowotworem, który je trapił, pobierając próbki DNA żółwi ze śladów na piasku, pozostawionych przez przemieszczające się zwierzęta. Naukowcy wiedzieli, że ludzkie DNA może trafić do próbek z DNA żółwi. Zaczęli się zastanawiać, jak wiele jest tego ludzkiego DNA w środowisku i jakiej jest ono jakości.
      Naukowcy znaleźli dobrej jakości ludzkie DNA w oceanie i rzekach w pobliżu swojego laboratorium, zarówno w samym mieście, jak i w odległych regionach, odkryli je też w piasku odizolowanych plaż. Po uzyskaniu zgody od National Park Service naukowcy wybrali się na odległą wyspę, na którą nie zapuszczają się ludzie. Tam ludzkiego DNA nie znaleźli. Byli jednak w stanie zsekwencjonować ludzki genom ze śladów stop pozostawionych na piasku. Duffy wybrał się też na swoją rodzimą Irlandię. Pobierał próbki wzdłuż jednej z rzek i wszędzie znalazł materiał genetyczny ludzi. Wszędzie, z wyjątkiem odległych od osad źródeł rzeki. Naukowcy zbadali też powietrze w klinice weterynaryjnej. Znaleźli tam DNA pracowników, leczonych zwierzą oraz wirusów.
      Teraz gdy stało się jasne, że ze środowiska z łatwością można pozyskać materiał genetyczny wysokiej jakości, potrzebne są odpowiednie rozwiązania prawne. Za każdym razem, gdy dokonujemy postępu technologicznego, niesie on ze sobą zarówno korzyści, jak i zagrożenia. I tym razem nie jest inaczej. Musimy wcześnie o tym informować, by społeczeństwa zdążyły opracować odpowiednie rozwiązania, mówi Duffy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po raz pierwszy udało się uzyskać ludzkie DNA z paleolitycznego artefaktu. Międzynarodowy zespół naukowców pracujących pod kierunkiem specjalistów z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka wyizolował DNA kobiety z przewierconego zęba jelenia kanadyjskiego (wapiti) znalezionego w Denisowej Jaskini. Materiał genetyczny zachował się w na tyle dobrym stanie, że możliwe było zrekonstruowanie profilu genetycznego kobiety, która używała wisiorka. Zrekonstruowano też profil genetyczny jelenia. Na podstawie tak uzyskanych danych stwierdzono, że wisiorek powstał 19–25 tysięcy lat temu. I, co ważne, dzięki zastosowaniu nowatorskich metod badawczych, ząb pozostał nietknięty. Przy okazji zatem udowodniono, że możliwe jest niedestrukcyjne pozyskiwanie DNA w celu identyfikowania użytkowników prehistorycznych artefaktów.
      Dysponujemy sporą liczbą paleolitycznych artefaktów wykonanych z kości, zębów czy kamienia, która dają nam wgląd w kulturę materialną i strategie przetrwania ludzi z tamtych czasów. Trudno jednak artefakty te powiązać z konkretnymi osobami, gdyż paleolityczne pochówki z dobrami grobowymi są rzadkością. To zaś utrudnia np. badanie takich zjawisk jak podział pracy czy ról społecznych w paleolicie.
      Dlatego też naukowcy rozpoczęli prace nad niedestrukcyjnymi metodami pozyskiwania DNA z artefaktów wykonanych z kości i zębów. Są one co prawda rzadsze niż przedmioty z kamienia, jednak są bardziej porowate, więc jest większa szansa, że zachowało się w nich ludzkie DNA pochodzące z naskórka, potu czy innych płynów ustrojowych.
      Najważniejsze dla badaczy było zachowanie artefaktów w całości. Powierzchnia paleolitycznych przedmiotów dostarcza nam bowiem istotnych informacji o sposobie ich wytworzenia, zatem zachowanie jej integralności i mikrostruktury było priorytetem, informuje Marie Soressa z Uniwersytetu w Lejdzie. Naukowcy badali wpływ różnych substancji chemicznych na powierzchnię kości i zębów. W ten sposób udało im się opracować niedestrukcyjną, opartą na fosforanach, metodę ekstrakcji DNA. Można powiedzieć, że stworzyliśmy pralkę do prehistorycznych artefaktów. Myjąc je w temperaturze do 90 stopni Celsjusza możemy z wyekstrahować z wody DNA nie uszkadzając przy tym zabytku, wyjaśnia główna autorka badań, Elena Essel.
      Początkowe eksperymenty nie dawały zachęcających wyników. Badania prowadzono na artefaktach znalezionych w jaskini Quinçay we Francji pomiędzy latami 70. a 90. ubiegłego wieku. Czasami udawało się w ten sposób pozyskać DNA zwierząt, których szczątki badano, ale większość DNA pochodziła od ludzi, którzy dotykali zabytków podczas prac archeologicznych lub po nich. Dlatego też, by poradzić sobie z problemem współczesnych zanieczyszczeń, naukowcy rozpoczęli pracę z niedawno znalezionymi artefaktami, które były wydobywane ze stanowisk archeologicznych przez naukowców noszących maseczki i rękawiczki, a które następnie, wraz z wciąż przyczepionymi osadami, zostały wsadzone do plastikowych woreczków.
      Najpierw zbadano w ten sposób trzy wisiorki z jaskini Baczo Kiro w Bułgarii, z której pochodzą najstarsze pewnie datowane szczątki H. sapiens w Europie. Okazało się, że wisiorki są znacznie mniej zanieczyszczone współczesnym DNA, ale nie znaleziono na nich żadnego paleolitycznego DNA. Udało się to dopiero w przypadku zęba jelenia z Denisowej Jaskini. Na szczęście pracujący tam w 2019 roku archeolodzy zachowali jak największą czystość. Dzięki temu można było ogłosić olbrzymi sukces. Ilość ludzkiego DNA, jakie pozyskaliśmy z tego artefaktu, jest niezwykła. Jest to niemal tyle, ile moglibyśmy uzyskać z ludzkiego zęba, cieszy się Elena Essel.
      Naukowcy uzyskali dużo DNA mitochondrialnego oraz sporo DNA jądrowego. Na tej podstawie mogli stwierdzić, że artefakt nosiła kobieta, która była genetycznie blisko spokrewniona ze współczesnymi jej mieszkańcami terenów położonych dalej na wschodzie Syberii, dawnymi mieszkańcami północnej Eurazji (ANE). Dodatkowo zaś nowa metoda, dzięki zbadaniu DNA jelenia i kobieta pozwoliła na datowanie obiektu, bez odwoływania się do destrukcyjnego datowania radiowęglowego.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...